poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Zabił się dziś w nocy.

Witajcie,
Po przeczytaniu listów od Roszpunki wpadłam w lekką depresję. Oczywiście Jack i Anna (której wszystko opowiedziałam) zapewniają mnie, że z pewnością coś wymyślimy. Ale co? Mamy czas do piętnastej. Inaczej na zawsze stracę Jack'a. Co robić, co robić? To pytanie dręczy mnie od wczoraj.
- Może... - zaczęła Anna po raz piąty. Siedzieliśmy w jadalni przy stole. - ...kurcze, no nie wiem! Po prostu powiedzieć, że nie pozwalasz! No i, że Jack wcale nie chce tam jechać!!
- Nie możemy tak powiedzieć. Będę miała problemy z matką Roszpunki i nią samą. Nie mogę narażać poddanych. - odrzekłam.
Jack przetarł oczy ze zmęczenia. Następnie oparł głowę na rękach i powiedział:
- Nie ma innego wyjścia. Muszę się zabić.
- Jack! - trzepnęłam go po głowie. - Opanuj się, mówimy o możliwych rzeczach.
- Mogę się zabić. Skoczę z dywanu, albo potnę się mydłem.
- Hej... ale to nie jest zły pomysł! - zakrzyknęła Anna.
- Co?! - krzyknęłam odsuwając dłonie od stołu, żeby go nie zamrozić.
Anna uśmiechnęła się chytrze.
- Nie musisz się na prawdę zabijać. - szepnęła pochylając się nad stołem. - Ważne, żeby Roszpunka tak myślała.
Jack podrapał się po głowie. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym: "To jest bardzo zły pomysł", ale on tylko uśmiechnął się i powiedział:
- Wchodzę w to.
Stół pokrył się szronem.
- Zwariowaliście?!
Pokręcili zgodnie głowami.
- I co, potem nagle Jack zmartwychwstanie?
- Jak to? - zdziwiła się siostra.
- No pomyśl. - powiedziałam. - Jakby naprawdę coś mu się stało zrobiłabym zapewne żałobę narodową, rozkazałabym wszystkim ubierać się na czarno, zakazałabym się uśmiechać, sama pewnie bym się zabiła...
- Naprawdę? - wyszeptał Jack, ale ja ciągnęłam dalej:
- ...a przede wszystkim taka informacja dotarłaby do WSZYSTKICH. Każdego pobliskiego królestwa, Strażników, jakichkolwiek osad i nie wiem jeszcze czego...
- Ojtam, ojtam. - ucięła Anna. - powiemy to tylko tym, którzy przyjadą po Jack'a.
Ukryłam twarz w dłoniach. "Oni są szurnięci" - pomyślałam.
- Okej! Czyli ustalone! - zawołał Jack.
- Dobra, trzeba wymyślić czemu Jack się zabił. - powiedziała Anna z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie.
- Po prostu pomyślałem, że ma mieszkać z taką... - zaczął Jack, ale spojrzałam na niego groźnie. - Może... nie wiedziałem czy wybrać Elsę czy Roszpunkę i się zabiłem. Koniec.
- Super! - Anna wstała. - Ukryjemy cię u mnie w pokoju, tam jakby co nie będą szukać. Możesz się zamknąć w szafie czy coś takiego. A ty Elsa, znajdź sobie jakąś czarną sukienkę i poćwicz co masz powiedzieć tym facetom jak przyjadą. O 14:40 widzimy się u mnie w pokoju.
I pobiegła na górę. Jack pocałował mnie w policzek, szepnął:
- Będzie dobrze.
...i także odszedł. Powoli wstałam i nie wierząc w to co za dwie godziny mam zrobić poszłam do sypialni. Drżącymi rękoma otworzyłam szafę i po chwili znalazłam jedyną czarną sukienkę. Była bardzo długa - taka, że po ubraniu ciągnęła się z tyłu. Przeszukałam całą komnatę w poszukiwaniu jakichkolwiek czarnych rękawiczek, ale na próżno. Nie mogę iść bez rękawiczek, na pewno źle się to skończy tym bardziej jeśli mam udawać, że Jack umarł. W tej chwili do komaty wpadła Anna.
- Myślisz, że ja też mam się ubrać na czarno? - zapytała podchodząc do mnie.
- To zależy, czy ci faceci mają Cię widzieć. - odrzekłam siłując się z zapięciem bocznego zamka sukienki. - Lepiej się przebierz, na wszelki wypadek.
Siostra podeszła do mnie i pomogła mi zapiąć sukienkę. Następnie przejechała dłonią po koronkowym,  czarnym dekolcie.
- Ale ładne... - wyszeptała z zachwytem jakby nigdy nie widziała koronki.
- Zabieraj łapy. - zaśmiałam się. Anna szybko odsunęła ręce oblewając się różowym rumieńcem.- Musisz mi pomóc znaleźć rękawiczki. Bez nich nigdzie nie pójdę. - dodałam czochrając jej włosy na znak, że się nie gniewam.
Ania złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojej sypialni.
- Ja raczej nie mam rękawiczek. - powiedziała przegrzebując szafki. - Ale poszukajmy.
Po pięciu minutach Anka wyczołgała się spod łóżka i zawołała z czarnymi, długimi rękawiczkami w ręce:
- Mam!
Ubrałam rękawiczki. Siostra obejrzała mnie od każdej strony i stwierdziła:
- Wyglądasz ślicznie. Tylko musisz jeszcze zrobić coś żeby wyglądać jakbyś płakała przez ostatnie kilkanaście godzin.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo pociągnęła mnie na różowe krzesło przy toaletce.
- Ee...Aniu, myślę, że mogę sama zrobić sobie makijaż... - powiedziałam, ale Anna nic nie odpowiadając sięgnęła po kredkę do oczu.
Po kilkunastu minutach powiedziała, że jestem gotowa. Oczywiście uparła się także żeby zrobić mi fryzurę. Spojrzałam w lustro z lekką obawą tego co zobaczę na swojej twarzy. Ku mojemu zdziwieniu miałam ładnie podkreślone oczy, a nad policzkami lekko rozmazany tusz do rzęs. Wyglądałam faktycznie jakbym płakała. Włosy siostra upięła mi w identyczną fryzurę jaką miałam na koronacji, tylko zamiast niebieskiej wstążki wplotła mi we włosy czarną. Ogólnie wcale nie wyglądałam tak źle.
- Jej... - westchnęłam. - Gdzie się nauczyłaś tak ładnie...
Anna machnęła skromnie ręką.
- Teraz ty mi musisz pomóc. - powiedziała.
Po upływie pół godziny obie wyglądałyśmy jak świeżo po pogrzebie. Anna miała podobną sukienkę tylko nieco krótszą i bez koronki na dekolcie. Oczy pomalowałam jej podobnie, a włosy ułożyłam w warkocz. Było piętnaście po czternastej. Postanowiłyśmy, że obie będziemy w holu czekać na służących z Corony. Może razem łatwiej nam to pójdzie.
- Według mnie wyglądamy po prostu czadowo. - powiedziała Anna przyglądając się naszym odbiciom w lustrze.
- Masz rację. - odpowiedziałam poprawiając rękawiczki. - Ale musimy tak samo czadowo udawać, że Jack umarł.
Anna wybuchła śmiechem.
- Nie, no nie mogę. - powiedziała siadając na łóżku. - Skończy się na tym, że to my umrzemy. Ale ze śmiechu!
- Aniu. - usiadłam obok niej. - Musimy być poważne, a właściwie smutne i to bardzo. Musimy się opanować. - sama ledwo powstrzymałam uśmiech widząc w wyobraźni jak mówimy jakimś facetom, że Jack umarł.
- Wiesz, że nie umiem kłamać. - Anna położyła dłoń na mojej dłoni ubranej w czarną rękawiczkę. - To się źle skończy.
- Mam nadzieję, że nie. - uśmiechnęłam się do siostry. Anka wtuliła się we mnie zamykając oczy z uśmiechem.
Nagle do pokoju wpadł Jack. Zatrzymał się w drzwiach i omiótł nas wzrokiem.
- Łał.... - westchnął. - Wyglądacie jakbyście wróciły z pogrzebu.
- Chyba o to chodzi, nie? - powiedziała Anna wypuszczając mnie z uścisku. - Miałeś przyjść później.
- A co, przeszkodziłem Wam w czymś? - uśmiechnął się Jack.
Ania chciała coś powiedzieć, ale wyprzedziłam ją:
- Dobra, koniec żartów. Za chwilę po Ciebie przyjadą Jack. Musimy być gotowe. Nawet nie wiemy co im powiedzieć.
- Jak to nie? - zdziwił się Jack. - "Jack umarł." Proste.
Anna zaśmiała się sztucznie.
- Haha, bardzo śmieszne, mądralo.
Jack wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
- Najlepiej będzie improwizować. - powiedziała Anka. - Jack może idź już do tej szafy, co?
- Kobieto, wyluzuj! Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut jak nie więcej! - odrzekł Jack.
- Anna ma rację. - powiedziałam wstając. - Nie wiemy kiedy dokładnie przyjadą. Mogą się zjawić wcześniej.
Jack pokiwał głową ze smutną miną.
- Tak więc żegnajcie. - powiedział i wszedł do szafy.
Siostra chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do drzwi. 
- Lepiej już chodźmy. - powiedziała.
Wyszłyśmy na korytarz.
- To będzie...szalone. - powiedziałam.
- Uwielbiam szaleć. - zaśmiała się Anna.
Zeszłyśmy po schodach i po kilku minutach stanęłyśmy w holu.
- A jak to się nie uda? - szepnęłam denerwując się coraz bardziej.
- Uda się, zobaczysz. - odrzekła siostra.
Stałyśmy tak przez jakiś czas, aż w końcu ktoś zapukał w ogromne, drewniane wrota. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Anna stanęła troszkę dalej i spuściła głowę przybierając smutną minę.
Do środka weszło dwóch służących z Corony. Mieli fioletowe stroje z oficjalnym logiem swojej ojczyzny.
- Wasza Wysokość. - ukłonili się. - Przybyliśmy po Jacksona Overlanda Frosta.
Westchnęłam. Mężczyźni zmierzyli zdziwionym wzrokiem mój strój, a także Annę stojącą za mną.
- Panowie... cóż. To dość skomplikowane. Jack...on...
Jeden z służących zbliżył się nieco.
- Wasza Wysokość? Czy coś się stało?
Ukryłam twarz w dłoniach udając, że wybuchłam płaczem. Tak naprawdę z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Z tyłu usłyszałam jak Anna zaczęła kaszleć, żeby ukryć śmiech.
Mężczyźni spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Jeden z nich położył mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie Wasza Wysokość. Chcieliśmy tylko zabrać...
- Przykro mi. Ale nigdzie nie zabierzecie Jack'a. - powiedziałam jak najsmutniejszym tonem.
- Jak to? - odezwał się groźnie drugi służący.
- Jack'a nie ma już z nami. - powiedziałam i znów ukryłam twarz w dłoniach. Bogu dzięki, że znalazłyśmy rękawiczki.
Poczułam jak Anna staje obok mnie.
- Jackson Frost zabił się dziś w nocy. - powiedziała.
- Co?! - mężczyźni jednocześnie odsunęli się od nas z zaskoczenia. - Dlaczego?!
- Wie to tylko królowa. - powiedziała Anna kładąc mi rękę na ramieniu. - Ale nie wiem czy może panom powiedzieć.
Pokręciłam głową.
- Musimy to wiedzieć! - krzyknął jeden służący. - Jej Wysokość Roszpunka na pewno będzie chciała...
 - Jack spotykał się i ze mną i z Roszpunką. - powiedziałam. - Kiedy otrzymał od niej list nie wiedział co zrobić. Nie chciał zostawić, ani wybrać żadnej z nas. Nie wybrał więc ani jednej. Skocz... - "Przecież on umie latać!". - Powiesił się.
Mężczyźni wymienili przerażone spojrzenia. "Kupili to!" - dała mi do zrozumienia Anna ściskając moją dłoń.
- W takim razie... - zaczął jeden z nich. - Przekażemy to księżniczce.
- Dziękuję. - odrzekłam.
Mężczyźni odeszli zamykając za sobą drzwi. Pobiegłyśmy do pokoju Anny śpiewając z radości. Wypuściłyśmy Jack'a z szafy.
- Kupili to! Kupili to! - wyśpiewała Anna tańcząc dookoła nas.
Rzuciłam się Jack'owi w objęcia.
- Mamy to z głowy!
Odwzajemnił uścisk, ale po chwili powiedział niepewnym tonem:
- Zobaczymy co na to Roszpunka.


- Elsa. 

4 komentarze:

  1. Wow! Skąd ty bierzesz takie pomysły? Genialne! Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra kocham kocham kocham Cię ;* *ale bez skojarzeń mi tu* ^^ pisz tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiać mi się chciało z tej sytułacj hehe Anna i Jack mają zakrecone pomysły

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie zrobi pogrzeb Roszpunka...

    OdpowiedzUsuń