wtorek, 19 sierpnia 2014

Zbyt duża dawka leków może być niebezpieczna...

Witajcie,
Wczoraj do zamku wróciła Anna. Powiedziano mi, że leży w swojej komnacie i odpoczywa. Od razu chciałam tam pójść i zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Jednak na korytarzu podbiegł do mnie Olaf.
- Elsa! Elsa! Wiesz, że Jack leży półumarty w swoim pokoju? I jęczy jak najęty!
"Jack?! Niemożliwe!" - pomyślałam.
- Olaf... Jesteś pewny? - zapytałam pochylając się nad nim.
W odpowiedzi bałwanek złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju Jack'a. Weszłam do środka. Na łóżku leżał Jack w jasnoniebieskiej, szpitalnej piżamie. Obok niego stała Lidia, jedna z pielęgniarek grzebiąc w jego szafce nocnej.
- Dzień dobry. - powiedziałam podchodząc do łóżka.
Lidia na dźwięk mojego głosu podskoczyła ze strachu, obróciła się, ukłoniła głęboko i powiedziała:
- Wasza Wysokość wybaczy! Nie widziałam Waszej Wysokości...
- Spokojnie. - przerwałam jej. - Co jest z Jack'iem?
Pielęgniarka wróciła do wcześniejszego zajęcia.
- Ten młodzieniec musi na siebie bardziej uważać. Słyszała Wasza Wysokość o tych dwóch, co uciekli?
- Tak słyszałam. Posłałam ludzi na poszukiwania. - powiedziałam. - Ale pytałam co stało się Jack'owi.
Pielęgniarka zaśmiała się nerwowo.
- No więc...znaleziono go nieprzytomnego w korytarzu. Wczoraj. To na pewno Ci bandyci go sprali.
W tym momencie Jack usiadł sztywno na łóżku i jęknął wyciągając ręce w moją stronę:
- Oddaj mój sok! Oddaj... mój soook!
- A... podaliście mu jakieś leki? - zapytałam głaszcząc go po głowie.
- Tak. Niestety chyba trochę przesadziliśmy i może mieć lekkie halucynacje. - odrzekła Lidia. - Myślę, że w towarzystwie Waszej Wysokości będzie mu lepiej. - dodała uśmiechając się ciepło i wyszła.
Szybko usiadłam na skraju łóżka i chwyciłam Jack'a za lodowatą rękę.
- Jack? - zaczęłam lekko drżącym głosem. - Słyszysz mnie?
On tylko uśmiechnął się do mnie i zaczął bawić się moją pelerynką.
- Popatrz, jestem niebieskim kapturkiem!
Westchnęłam i pocałowałam go w policzek. Nagle przypomniałam sobie, że muszę odwiedzić jeszcze Annę.
- Jack...wrócę tu później. - powiedziałam odpinając pelerynkę i kładąc mu ją na kolanach. - Poradzisz sobie?
W odpowiedzi zapiął ją sobie na szyi i zaczął chodzić po łóżku z dumną miną. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Kiedy dotarłam do pokoju Anny, siedziała na łóżku i czytała książkę. Z nią nie było pielęgniarki. Ale czymś co najbardziej przykuło moją uwagę były jej rozpuszczone włosy. W całości rude. Bez zastanowienia podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- No cześć siostra. - zaśmiała się odkładając książkę.
- Twoje włosy!
- No wiem. - powiedziała przeczesując włosy dłonią. Usiadłam obok niej.
- Już lepiej się czujesz? - zapytałam.
- Tak. Lekarze powiedzieli, że z ręką już wszystko w porządku i będę mogła normalnie chodzić.
- To cudownie! - ucieszyłam się. Siostra jednak posmutniała.
- Wybaczysz mi? - zapytała.
Zatkało mnie.
- Niby za co?!
- Przeze mnie nie miałaś czasu dla Jack'a. - odrzekła Anna wpatrując się w pościel.
- Daj spokój, to wcale nie przez ciebie! - powiedziałam.
Siostra uśmiechnęła się. Siedziałyśmy razem dość długo gdy nagle weszła Lidia z przerażoną miną. Wstałam i zapytałam podchodząc do niej:
- Co się stało?
- Wasza Wysokość... - wydyszała kobieta. - Pan Jack... proszę za mną.
Rzuciłam Annie porozumiewawcze spojrzenie i poszłam za pielęgniarką. Zaprowadziła mnie do komnaty Jack'a. Siedział na łóżku i płakał wtulony w moją pelerynkę. Kiedy nas zobaczył zmierzył pielęgniarkę wściekłym wzrokiem.
- Jack, co się stało? - usiadłam przy nim.
- To wszystko jej wina! - powiedział Jack pokazując na przerażoną Lidię. - Nie wiesz co ona zrobiła!
- Co zrobiła? - zapytałam przeczesując lekko ręką jego włosy.
- Ona... - Jack nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha - ...ona Cię zabiła!
I znowu przytulił się do pelerynki i zaczął płakać.
- To jedyne co mi po Tobie zostało!
Westchnęłam i podeszłam do pielęgniarki. Nie zważając na krzyki Jack'a, że mam do niej nie podchodzić, bo zabije mnie drugi raz, zapytałam:
- Kiedy leki przestaną działać?
- Powinny działać już bardzo niedługo. Proszę z nim zostać. A ja lepiej pójdę. - I zostawiła nas samych. Podeszłam z powrotem do Jack'a.
- Kochanie, ja żyję. Nikt mnie nie zabił.
Jack popatrzył na mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu, zamrugał kilka razy i powiedział:
- A ktoś miałby cię zabić, śnieżynko?
Uśmiechnęłam się.
- Dostałeś trochę za dużo leków i miałeś halucynacje. - powiedziałam. A zresztą nieważne, zapomnijmy o tym.
Jack spojrzał ze zdziwieniem na moją pelerynkę leżącą na jego łóżku.
- Co tu robi...? - zaczął Jack, ale nie skończył, bo usiadłam na przeciwko niego i pocałowałam go. Muszę przyznać, że przez te kilka dni bardzo się za tym stęskniłam.

- Elsa. 

6 komentarzy:

  1. Piękne <3 czekamna kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah... te halucynacje Jacka :D a to, "ona cię zabiła! nie podchodź do niej bo zabije cie jeszcze raz!" to mnie rozwaliło i padłam ze śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Te jego halucynacje XD Świetnie się uśmiałam :3 Fajny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. To tak samo jak:
    Zabili go i uciekł
    xd
    "Oddaj mój soook!!"

    "Jestem niebieskim kapturkiem"
    z/w idę się wyśmiać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Co zrobiła? - zapytałam przeczesując lekko ręką jego włosy.
    - Ona... - Jack nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha - ...ona Cię zabiła!
    I znowu przytulił się do pelerynki i zaczął płakać.
    - To jedyne co mi po Tobie zostało!
    Westchnęłam i podeszłam do pielęgniarki. Nie zważając na krzyki Jack'a, że mam do niej nie podchodzić, bo zabije mnie drugi raz
    To było najśmiejszniejsze śmieszny Rodzdział i fajny pozdruwki

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę dobry rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń