środa, 8 lipca 2015

Spacer i szkolenie na łuczników.

Witajcie,
Dzisiaj wraz z Meridą i Flynn'em wybraliśmy się na spacer do lasu.
- Jest naprawdę magiczny. - opowiadała Merida gdy szliśmy leśną ścieżką. - Ten klimat, ta roślinność... a w dodatku bardzo łatwo spotkać tu Leśne Płomyki.
- Leśne Płomyki? - zaśmiał się Jack.
- To wcale nie jest śmieszne, Jack. - z udawaną złością trzepnęłam go w ramię. - To magiczne stworzenia z wierzeń ludu tego królestwa.
- Dokładnie! - Merida aż podskoczyła z podniecenia. - Pojawiają się najczęściej gdy czegoś potrzebujemy, albo nie wiemy co zrobić. Mogą wskazać nam drogę, która odmieni nasze życie.
- Albo drogę do najlepszych krzaków. - mruknął mi Jack na ucho.
Uśmiechnęłam się.
- Słyszałam. - powiedziała Merida. - Jack, musisz naprawdę opanować swoje popędy seksualne.
Jack zaśmiał się i chwycił mnie za rękę.
- Nie widzę w nich nic złego. - powiedział.
- Właśnie, Mer. Wyluzuj. - dodał Flynn.
Ja i Merida pokręciłyśmy głowami, ale oni wybuchli śmiechem. Po jakimś czasie wyszliśmy na polanę, spowitą mgłą. Były na niej ustawione wielkie głazy w kręgu, dookoła nas.
- Co to za miejsce? - zapytałam.
- Tak naprawdę sami tego nie wiemy. - odrzekła Merida. - Ale przypuszczam, że w przeszłości odbywały się tu jakieś święte obrzędy, albo ważne wydarzenia dla prastarych ludów.
Jack uniósł brwi i zaczął latać dookoła głazów. Gdy mu się znudziło po jakichś trzech minutach, zawróciliśmy. Ja i Jack szliśmy nieco z tyłu, bo Jack bardzo pragnął wytłumaczyć mi jakie są rodzaje krzaków i czym się różnią. Udając, że go słucham przyglądałam się Meridzie i Flynn'owi. Szli obok siebie, muskając się lekko dłońmi. Uśmiechnęłam się. Może będą kiedyś razem? To byłoby bardzo miłe. Merida nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn, a teraz gdy Flynn wyjechał z Corony i zamieszkał tutaj... wydawałoby się, że to idealna okazja.
- Elso, czy ty mnie słuchasz? - zapytał Jack przerywając swój monolog.
- Hm? - spojrzałam na niego. - Ach... tak, tak.
- No dobrze, wytłumaczę Ci kiedy indziej. - uśmiechnął się. - Na co tak patrzyłaś?
- Spójrz na nich... - ściszyłam głos. - Myślisz, że są razem?
Jack przechylił głowę wpatrując się w Meridę i Flynn'a.
- Ee, chyba nie. - powiedział. - Ale byłoby fajnie.
Kiwnęłam głową. Gdy wyszliśmy z lasu, Merida zaprowadziła nas na dużą łąkę z rozstawionymi tarczami do strzałów z łuku.
- Tutaj ćwiczę. - uśmiechnęła się dumnie. - Chciałabym pokazać Wam kilka sztuczek... a potem, no wiecie. Żebyście sami spróbowali!
- O matko, nie, nie... - zaczęłam, ale Merida mi przerwała:
- Nie ma nie, Elsa. Acha, tylko ściągnij rękawiczki, bo będzie Ci trudno.
Westchnęłam. Jack automatycznie jakby był robotem reagującym na moje westchnięcia, odwrócił się do mnie i chwycił za ręce.
- Śnieżynko. Moja. Najdroższa. - powiedział powoli, spokojnym głosem, delikatnie zsuwając mi rękawiczki. - Kocham. Cię. I. Pragnę. Twojej. Radości.
Zrumieniłam się lekko, a on pocałował mnie czule.
- Dobra, koniec czułości! - zawołała Merida. - Posuńcie się!
Flynn przesunął nas trochę do tyłu, a Merida wyciągnęła strzałę, napięła cięciwę i strzeliła równiutko w środek tarczy. To samo przy drugiej, trzeciej i czwartej.
- Brawoo! - zawołał Flynn klaszcząc.
Merida ukłoniła się z szerokim uśmiechem i przywołała nas do siebie gestem. Rozdała wszystkim łuk i strzały i ustawiła nas jednego przy jednej tarczy.
- No dobra. - powiedziała. - Spróbujcie sami, a ja będę przechodzić między Wami i Wam pomagać.
- Wojsko... - usłyszałam ze strony Jack'a jego burknięcie.
Przyjrzałam się łukowi. Był drewniany, z wyrzeźbionymi wzorkami. Oczywiście w miejscu, gdzie trzymałam pokrył się lekko szronem. Wyjęłam strzałę i spróbowałam powtórzyć kroki Meridy. Uznałam, że jest całkiem nieźle, więc napięłam cięciwę i strzeliłam. Jednak strzała poleciała odrobinę do przodu i spadła.
- Ślicznie, Śnieżynko. - mrugnął do mnie Jack. - Ja nawet nie umiem wyjąć strzały z tego piekielnego czegoś.
Zobaczyłam, że Merida podeszła do Flynn'a. Wydawało mi się, że idzie mu całkiem nieźle, ale ona stanęła tuż za nim, chwyciła jego ręce i ustawiła poprawnie. Spostrzegłam, że zrobił się czerwony jak burak. Następnie Merida podeszła do mnie.
- Było nawet nieźle. - uśmiechnęła się klepiąc mnie po ramieniu. - Ale musisz wyluzować. Puścić strzałę delikatnym i zarazem szybkim ruchem, nie myśląc o tym, żeby trafiła w tarczę. Wyobraź sobie, że po prostu bardzo chcesz, by poleciała i przeszyła powietrze.
Kiwnęłam głową i ustawiłam się ponownie. Merida odrobinę uniosła mi ręce i pozwoliła strzelić. Tym razem strzała poleciała aż za tarczę.
- Bez przesady. - zaśmiała się Merida i przeszła do Jack'a. - Co ty robisz? - zapytała widząc jak siedzi na ziemi i przygląda się strzale.
- W końcu udało mi się ją wydostać. - uśmiechnął się niewinnie. - Muszę się nacieszyć.
- Wstawaj. - Merida przewróciła oczami i poczekała aż Jack się odpowiednio ustawi. - Dobrze. Nie patrz na tarczę, tylko na czubek strzały.
- I tak trochę widzę tarczę. - mruknął Jack.
- I oto chodzi. Wyluzuj się... i... strzał!
Swoim krzykiem chyba go zaskoczyła, bo podskoczył lekko i wypuścił strzałę gwałtownie. Ku zdziwieniu wszystkich trafiła prosto w środek tarczy.
- Jestem mistrzem! - zawołał i zaczął tańczyć dziki taniec na pół na trawie i w powietrzu.
Zostaliśmy na łące do wieczora, a potem wróciliśmy do pokoju.


- Elsa. 

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No więc... Jack jaka ofiara losu...
      Flymer? Mi pasuje :3
      Jack i krzaki... zawsze i wszędzie..

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. No więc......KRZEKI! Wszędzie widzę te krzaki! Jack! Zlituj się! (łóżko lepsze! XDXDXD)
      Widzę, że kroi nam się nowy parring! Flyerida! (trzeba wymyśleć nazwę)
      Jack! Fuksem ci się udało i tyle! HAHAHAHA! Czekam na next!

      Usuń
    2. głupi na szczęście -,- :D

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Noo...Jack udało ci się! Wielki przypadek! Czy zawsze musisz o tych krzakach? Ale ten monolog o ich rodzajach...po prostu! WENY!!!

      Usuń
  4. Złamie ten rytm liczenia xD a więc... Jack nie przejmuj się ja też wszędzie krzaki widzę xDDD
    Wyobrażam sb ten taniec.... o kurna xD lol

    OdpowiedzUsuń