piątek, 19 sierpnia 2016

Pytania i odpowiedzi.

Witajcie,
Gdy Anna, Kristoff i Lena wrócili do zamku, ja niemal od razu spakowałam nas do jednego, niewielkiego kufra. Trochę zajęło mi wytłumaczenie Annie po co wybieramy się na Biegun, ale w końcu dała za wygraną.
- Nieważne, i tak nie zakumam, tylko wracajcie szybko. - machnęła ręką gdy zbieraliśmy się do wyjścia.
Zerknęłam na Jacka, a on tylko dodał:
- Jasne, postaramy się.
Po czym wyszliśmy na zewnątrz. Podróż zajęła nam cały dzień i pół nocy, toteż do drzwi ogromnego domu Mikołaja zapukaliśmy o godzinie 3 w nocy (a raczej Jack zapukał, podczas gdy ja tuliłam mocno Arthura modląc się w duchu aby się nie przeziębił. Jednak jemu zimno zdawało się zupełnie nie przeszkadzać, zupełnie jak mi i Jackowi). Z początku nikt nam nie otwierał co uznałam za zupełnie normalne o tej porze, ale potem Nord zaprosił nas do środka. Przez dobrą godzinę zachwycał się Arthurem i wciskał nam gorące ciasteczka, ale potem udało nam się przejść do rzeczy.
- Nord, posłuchaj. - zaczął Jack, po głębokim westchnięciu oznaczającym, że robi wszystko, żeby nie stracić cierpliwości. - Chcieliśmy zapytać Cię o coś.
- Słucham. - uśmiechnął się Mikołaj  nadgryzając ciastko w kształcie choinki.
- Pomyślałam, że Arthur powinien odziedziczyć moc po którymś z nas. - wtrąciłam się. - I chcemy zapytać Ciebie co...
Przerwał mi wybuchając głośnym śmiechem, przy okazji budząc naszego synka, który dopiero co usnął w moich ramionach. Uniosłam brwi i spojrzałam na Jacka, który miał identyczną minę jak ja.
- Kochane dzieci. Czy Arthur odziedziczył moc po którymś z was? - Nord nadal wyglądał na bardzo rozbawionego.
- Tak właśnie brzmi nasze pytanie. - potwierdził Jack z lekkim uśmiechem.
Mikołaj poklepał go po plecach.
- Na sto procent.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na małego chłopca w moich objęciach. Patrzył prosto na mnie wielkimi, zaciekawionymi oczami.
- Tylko po kim? - odezwał się Jack.
- Tego z pewnością dowiecie się już wkrótce. - podniosłam wzrok, Mikołaj uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
Tę noc spędziliśmy w jednym z ogromnych pokoi gościnnych Norda. Wkrótce pewnie wyruszymy z powrotem.



- Elsa.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Spacery i nadrabianie zaległości

Witajcie,
Anna, jej mąż i córka są od kilku dni u trolli toteż ja i Jack mamy więcej czasu dla siebie. Przez naszą ostatnią podróż Jack jakiś czas prawie nie wypuszczał mnie z uścisku, ale potem (odrobinę) się uspokoił. Pod nieobecność Anny, nadrobiliśmy zaległości i spędzaliśmy mnóstwo czasu z Arthurem. Wczoraj wieczorem wyszliśmy z nim do miasta. Jack gadał do niego przez całą drogę, nawet jak zasnął. Potem mu to uświadomiłam więc zaczął rozmawiać ze mną.
- A co jak znajdzie sobie dziewczynę? - zapytał z zaniepokojoną miną.
Uniosłam brwi i wybuchłam śmiechem.
- Na pewno już niedługo. - powiedziałam rozbawiona, ale mój mąż wyglądał bardzo poważnie.
Potem również się zaśmiał. Gdy zeszliśmy do centrum, kilka starszych pań przez dobre pół godziny stało nad Arthurem i jazgotało, jaki to on jest uroczy i malutki. Ależ one spostrzegawcze.
- Jack? - odezwałam się gdy w końcu wydostaliśmy się z tłumu i wróciliśmy na drogę do pałacu.
- Słucham, Śnieżynko. - odparł spoglądając na mnie.
- Myślisz, że Arthur odziedziczył moc po którymś z nas?
Zmarszczył brwi i spojrzał na śpiącego synka.
- Myślę, że tak. Ale moglibyśmy udać się do kogoś kto lepiej się na tym zna. - powiedział.
- To znaczy do kogo? - spytałam.
- North jest od tego specem. I jakby co można zaciągnąć porady samego Księżyca. - wyjaśnił Jack.
Kiwnęłam lekko głową. W domu postanowiliśmy, że gdy Anna, Kristoff i Lena wrócą, my wybierzemy się na Biegun Północny. Teraz więc pozostaje nam czekać. 



- Elsa.

sobota, 6 sierpnia 2016

Problemy z rosnieciem i przygotowania do wyjazdu

Hejo,
Wybaczcie ze nie pisałyśmy, ale obie byłyśmy zajęte. Elsa obowiązkami królowej, a ja musiałam nadrobić stracony czas z moja małą córeczką. Od kiedy wróciłyśmy zabierałam ją dosłownie wszędzie. Raz spacerowałyśmy po porcie, innego razu po lesie, a raz nawet wybraliśmy się na Lodowy Wierch. A jutro wyjeżdżamy do trolli, bo bardzo się za nami stęskniły i chciały się zobaczyć z Leną. Dziś od rana biegałam po całym mieście, bo niestety, ale moje jedyne dziecko rośnie tak szybko, że nie miałam już w co ją ubierać, więc kupiłam jej trochę sukienek, spódniczek, bluzeczek i bucików, no i sobie tez postanowiłam kupić jakąś suknię i pantofelki, a kiedy wróciłam wszystko spakowałam do kufra i zeszłam do stajni, gdzie Kristoff przygotowywał wóz do drogi, rano miał podpiąć do niego Svena i Svenuchę.
- Kristoff, kufry są już spakowane i czekają w sypialni, jak będziesz miał czas to je znieś, dobrze?-
- Dobrze, kochanie.
- Ja idę do Elsy pożegnać się, bo jutro zbyt wcześnie wyjeżdżamy.- i ruszyłam do gabinetu siostry, ale tam znalazłam tylko Jack'a.
- Hej Jack, gdzie Elsa?- przywitałam szwagra.
- Zajmuje się Arthurem, a ja królestwem.
- Dobrze, ja chciałam się tylko pożegnać, bo jutro wyjeżdżamy wcześnie rano do trolli.
- Cała trójka?
- Tak i trójka reniferów, to razem szóstka.- uśmiechnęłam się i wyszłam, a swoje kroki skierowałam do sypialni siostry.
- Hej Elsa.- przywitałam się z siostra wchodząc do jej sypialni, gdzie właśnie karmiła małego.
- Cześć Aniu, co cię do mnie sprowadza?
- A chciałam się tylko pożegnać, bo jutro wcześnie rano jedziemy do trolli.
- Wszyscy?- zapytała zdziwiona.
- No tak, cala nasza trójka i renifery.
- To w takim razie miłej podroży, napiszcie jakiś list.- powiedziała i mocno mnie przytuliła.





- Anna

wtorek, 2 sierpnia 2016

Błyskawiczny powrót i... sen.

Witajcie,
W dniu powrotu do Arendelle, wstałyśmy wcześnie i spakowałyśmy swoje rzeczy, które służba przeniosła na pokład naszego statku.
- Na pewno musicie jechać? - ciotka zapytała Ani, gdy ja właśnie zeszłam na dół z Arthurem.
- Niestety, ciociu. - odrzekła Anna cierpliwym tonem.
Wiedziałam jednak, że jeśli zaraz nie znajdziemy się w drodze powrotnej, anielska cierpliwość mojej siostry wyparuje, a zastąpi ją rozwrzeszczane dziewczę, które tęskni za mężem i córeczką. Dlatego też szybko podeszłam do nich.
- Dokładnie. Musimy wypływać jak najszybciej, nagłe, ważne sprawy w Arendelle. - powiedziałam.
"Małe kłamstewko na rzecz dobra Ani nigdy nie zaszkodzi." - pomyślałam, i od razu skarciłam się za takie myśli. Powinnam być królową prawdomówną i szczerą do granic możliwości... No cóż, chyba nikt nigdy nie będzie idealny.
- Mhm... - ciotka spojrzała na mnie jakby czytała mi w myślach.
Już otwierałam usta, aby wylać kolejną falę niezupełnie szczerych słów, kiedy Arthur zaczął płakać. Kochane dziecko, ratuje matkę od bycia złą królową.
- Musimy jechać, ciociu. - powiedziała Anna i za nas obie ją wyściskała.
Ja uśmiechnęłam się do niej i szybkim krokiem zeszłam jej z pola widzenia. Pocałowałam synka w główkę, a on od razu przestał płakać jakby był zupełnie świadomy, że ciotka już nam nie zagraża. Pospiesznie weszłyśmy na pokład, ale Romilda nie zjawiła się w porcie, żeby nam pomachać, ani nic z tych rzeczy. Zapewne wyczuła, że zmyślałam i się obraziła. Mam nadzieję, że jej przejdzie...
Do portu pośród moich ukochanych, malowniczych fiordów dobiliśmy po zmroku. Myślałam, że nasi mężowie dali sobie spokój ze sterczeniem w porcie i czekają na nas w zamku, ale nie, oni byli niezawodni. Stali na brzegu, Kristoff z Leną na rękach, a Jack machając rękami jak opętany. Jeszcze zanim zdążyłam postawić stopę na drewnianym podeście, po którym chciałam zejść na ziemię, podleciał do mnie, pocałował mnie namiętnie, a potem wziął Arthura na ręce. Omal nie dostałam zawału, bo latał z nim w objęciach wysoko nad ziemią, a właściwie nad wodą (!), ale chłopczyk trzymał się kurczowo sznurków z jego bluzy i śmiał się swoim uroczym głosikiem. W końcu Jack nareszcie zakończył powitalny lot i wylądował tuż przy mnie, gdy razem z Anną, Kristoff'em i Leną byliśmy już prawie przy zamku.
- Chcesz odzyskać syna? - zapytał szczerząc się w uśmiechu.
- Bardzo. - pokręciłam głową ze śmiechem.
Jednak tak naprawdę oczywiście nie odzyskałam syna. Jack szedł z nim na rękach obok mnie i gadał do niego bez przerwy coś w stylu "No, Ati, twoja mama jest strasznie zestresowana.", albo "No, Ati, twoja mama mi nie ufa, ale dobrze wiemy, że nie istnieje na Ziemi lepszy ojciec niż ja". Oczywiście mówił wszystko na tyle głośno, żebym go usłyszała i zapewne mówił to głównie dla mnie, bo Arthur niemal przysypiał w jego ramionach i z pewnością nie miał ochoty słuchać jego zażaleń w stosunku do mojej osoby. Nie mogłam jednak powstrzymać uśmiechu na widok Jack'a - tego głupawego, lubieżnego do granic możliwości chłopaka - tulącego czule miesięcznego chłopca jakby był jego największym, najcenniejszym skarbem.
Bo nim właśnie jest, dla mnie również.
W końcu dotarliśmy wszyscy do swoich komnat, poprosiłam służącą aby wypakowała rzeczy jutro i położyłam się na łóżku zmęczona jak nie wiem. Przez chwilę patrzyłam jak Jack usypia Arthura, a potem oczy same mi się zamknęły i zasnęłam wsłuchana w jego kołysankę.



- Elsa.