środa, 19 października 2016

Jak można robić takie rzeczy?

Witajcie,
Muszę Was przeprosić, że ostatnio tak rzadko zaczęłam pisać, ale mam teraz dużo roboty, nie tylko obowiązków, ale i opieki nad synkiem. Dodatkowo zaczęłam poważnie martwić się Hansem i moją kuzynką, a szczególnie Hansem. Miarka się przebrała, gdy wczoraj na audiencję przyszedł młody chłopak.
- Wasza Wysokość, z całym szacunkiem, ale nie sądzę, aby zezwalanie na takie rzeczy było dobrym pomysłem.. - mówił odrobinę niepewnym głosem.
- Jakie rzeczy masz na myśli? - zapytałam spodziewając się najgorszego.
- Ten książę... Nasturii.. chodzi po domach. Bez pozwolenia włazi do środka i zasypuje nas okropnymi pytaniami. - odrzekł spuszczając wzrok.
- Pytaniami? Opowiedz mi o tym, proszę.
Mężczyzna zaczerwienił się.
- To nie były pytania, które powinna Królowa usłyszeć. - wymamrotał.
- Wręcz przeciwnie, muszę wiedzieć co ten... - zawahałam się. -...książę wyrabia w moim kraju. W naszym kraju. Możliwe, że w tym momencie od Ciebie zależy jego dobro.
Uniósł głowę nagle bardzo przejęty, ale i podekscytowany.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. No więc... zadaje nam wszystkim okropne pytania jakby chciał...aż wstyd mówić... zwrócić nas przeciwko Królowej. Takie głupie, całkiem bez sensu, czy na pewno zgadzamy się ze wszystkim co Królowa robi, czy podoba nam się sposób w jaki Królowa rządzi, czy jednak nie marzymy o innym władcy...
Zacisnęłam dłonie na oparciach tronu.
- Ma się rozumieć, wszyscy bardzo Królową kochamy i w życiu byśmy jej nie chcieli zmieniać! - dodał mężczyzna szybko. - I tak mu właśnie odpowiadamy,
Przez chwilę siedziałam w milczeniu i wpatrywałam się w burgundowe kotary. Potem odchrząknęłam, podziękowałam mu i gdy tylko opuścił pomieszczenie pobiegłam do sypialni. Zastałam tam Jack'a kołyszącego Arthura w ramionach.
- Jack... - zaczęłam.
Musiałam zabrzmieć przynajmniej jakbym przechodziła załamanie nerwowe, bo szybko ułożył Arthura w łóżeczku i podleciał do mnie z zatroskaną miną.
- Co się dzieje, Śnieżynko?
- On... próbuje obrócić ludzi przeciw mnie... - odrzekłam, lecz mój głos się załamał i zaczęłam płakać. - Nie wiem co robić, mam go dość. Nie mam siły...
Jack bez słowa przytulił mnie mocno do siebie i nie wypuszczał dopóki jego bluza nie zrobiła się mokra od moich łez.
- Zajmę się tym, Elso. Obiecuję. Kocham Cię.


- Elsa.

sobota, 8 października 2016

Odrobina wytchnienia i podsłuchana rozmowa.

Witajcie,
Ten tydzień był chwilą wytchnienia. Podejrzewałam, że Hans i Roszpunka zatrzymali się w Arendelle i było jasne, że nie mają dobrych chęci, ale na razie nie wprowadzali żadnych nikczemnych planów w życie. Oczywiście i tak strasznie niepokoiła mnie sama obecność księcia Nasturii w naszym kraju, ale nie wiedząc dokładnie gdzie jest, co robi i co zamierza zrobić nie miałam wielu możliwości. Anna powiedziała bez zastanowienia:
- Wywalaj ich z Arendelle.
...ale... to nie było takie proste. Jack był inaczej nastawiony. Początkowo strasznie się wkurzał zachowaniem Roszpunki (ja w sumie też), ale potem dał sobie spokój i zaczął odnosić się do tejże sytuacji ze stoickim spokojem.
- Nie mamy najmniejszych powodów do niepokoju. Czegokolwiek by nie wymyślili - rządzimy krajem, Elso. Tylko pomyśl.
- Jack, ale... To jest Hans. Nie przejmuję się moją kuzynką, ale on... Jack sam wiesz, że...
- Wiem. - przerwał mi. - Ale to nie ma żadnego znaczenia. Tutaj nie mogą nam nic zrobić. Za to my im dużo.
Kiwnęłam głową. Jack miał zupełną rację.
- No już, nie przejmuj się tymi...
Położyłam mu palec na ustach i uśmiechnęłam się. Odsunął powoli moją dłoń i pocałował mnie.
Dziś rano razem z Anną postanowiłyśmy przejść się po mieście i dyskretnie sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Chodziłyśmy w te i we w te, ale nie ujrzałyśmy nic nadzwyczajnego. Zaczęłam wątpić czy Hans i Roszpunka faktycznie zatrzymali się w kraju, ale nagle Anka chwyciła mnie za rękaw i pociągnęła za stragan z kwiatami. Tuż obok, przy jednym z drewnianych stolików rozstawionych przed pubem siedzieli moja kuzynka i Hans. Ukryłyśmy się, jednak na tyle blisko, aby móc ich usłyszeć.
- ...obiecaj mi kochanie! Muszę pokazać temu durnemu, zimnemu dziadowi jak wiele stracił!! - mówiła Roszpunka piskliwym głosem.
- Nie przyjechałem tu po to, śliczna. - odezwał się Hans półgłosem. - Nie stracę takiej szansy!
- Beze mnie by Cię tu nie było! Masz mi pomóc!
Na chwilę zapadła cisza, a potem Hans mruknął coś, ale na tyle cicho, że nie usłyszałyśmy. Ania pociągnęła mnie do tyłu, bo Roszpunka wstała i pobiegła w dół chodnika, a Hans podążył za nią po chwili.



- Elsa.

czwartek, 29 września 2016

Co znowu wymyśliłaś, kuzynko?

Witajcie,
Anna zaczęła szlochać, więc objęłam ją ramieniem. Jack stanął pół kroku przede mną.
- Co wy tu robicie?! - warknął.  - Wynocha z tego zamku. Wynocha z Arendelle.
Hans stał bez ruchu, ze złowieszczym uśmiechem z jedną ręką w kieszeni spodni, a Roszpunka wybuchła śmiechem i zbliżyła się do Jack'a.
- Mój drogi Jack'usiu, nie udawaj głupiego. Ja i Ha...
- Nie mów tak do mnie. - przerwał jej Jack. - W ogóle do mnie nie mów. Odejdź stąd i nigdy nie wracaj!
Wiedziałam, że Roszpunka tak łatwo nie odpuści. Nie mam zielonego pojęcia po co tu przylazła, ale jeśli znowu chce odebrać mi Jack'a, powinna już dobrze wiedzieć, że to się nie uda. Ale Hans? Po co jej Hans? Spojrzałam na niego. Podchwycił moje spojrzenie i jego oczy błysnęły złowieszczo. Spojrzałam z powrotem na Jack'a i Roszpunkę, którzy teraz wrzeszczeli na siebie w najlepsze.
- Wiem, że mnie kochasz! Ale ja ciebie nie! Teraz mam Hansa!! - krzyczała moja kuzynka.
- Wspaniale! Płyńcie na koniec świata w małej łódce, znajdźcie wyspę, nazwijcie ją HansiRoszpunka, rozpalcie ognisko i zróbcie sobie stado dzieci!!
Przez chwilę miałam ogromną ochotę parsknąć śmiechem, ale po chwili przypomniałam sobie, że to poważna sprawa, więc podeszłam do Jack'a i powiedziałam spokojnym tonem:
- Jeśli zaraz nie opuścicie zamku, wezwę straż.
- Chyba, że wolicie tak. - dodał Jack.
Posłałam mu krótkie spojrzenie, a on uśmiechnął się lekko.
- Jack zrozum! Jeszcze za mną zatęsknisz, będziesz mnie błagał żebyśmy...- zaczęła Roszpunka, ale w tym momencie Jack przewrócił oczami i uderzył ją w policzek.
Spojrzałam na niego nie wierząc własnym oczom, Anna zaklaskała z tyłu. Roszpunka stała bez ruchu i wpatrywała się w niego zszokowanym wzrokiem. Po chwili przybrała straszny, przepełniony nienawiścią wyraz twarzy.
- Hans. - wycedziła łapiąc Hansa za rękaw. - Idziemy.
Po czym pociągnęła go na dół, a my po chwili patrzyliśmy przez okno jak schodzą do miasta.


- Elsa.

poniedziałek, 26 września 2016

Jacyś dziwni ludzie włamali się do zamku?

Laska!
Jak wiecie, tydzień temu niedźwiedź wychodzący z krzaków okazał się być kobietą, której nikt z nas nie chciał ponownie spotkać. Do tej pory Roszpunka nie dawała żadnych znaków życia (co w sumie nas ucieszyło), jednak wiemy, że to jeszcze nie koniec.
- Mogłaby już sobie dać spokój, przecież ma męża! – krzyknęła Anna podczas wczorajszego obiadu. – Poza tym żaden z jej dotychczasowych planów się nie udał. To co teraz knuje też się nie powiedzie.
Mówiąc ostatnie zdanie zaczęła wymachiwać rękami udając karatekę.
- Tak, tak Aniu. – powiedziała Elsa „sadzając” siostrę z powrotem na miejsce. – Na razie było z nią łatwo, jednak nikt nie wie co strzeli jej do głowy.
- Miejmy nadzieje, że myśliwy...– wyrwało mi się.
- Jack, to poważna sprawa!
W tym momencie do jadalni wbiegła przerażona jedna z służących.
- Księżniczko Anno, małej Leny nie ma w łóżeczku!
Wszyscy szybko pobiegliśmy na górę. Czyżby Roszpunka zaczęła działać? Biedna Lenka, najpierw porwana przez Mroka, a teraz przez tego potwora. Łóżeczko było faktycznie puste. Zajrzeliśmy pod, do szafy, łazienki, małej nie było nigdzie. Zauważyłem, że Kristoff wybiegł, a Anna ledwo powstrzymywała się od płaczu. Podłoga zaczęła pokrywać się szronem. Złapałem Else za rękę i uśmiechnąłem się ciepło. Sam byłem zmartwiony tą sytuacją, jednak chciałem, żeby poczuła się bezpieczniej. Nagle usłyszeliśmy krzyk z parteru, a potem płacz dziecka.
- Znalazłem! – krzyczał Kristoff, niosąc wyraźnie przestraszoną wrzeszczącym ojcem Lenę.
Okazało się, że mała po prostu nie chciała być sama i wyszła z pokoju prawdopodobnie poszukać towarzystwa. Anna wzięła ja na ręce i uspokoiła.
- Fałszywy alarm, co? – powiedziała. – Lenuś nie strasz nas tak, bo dostaniemy zawału. – zaśmiała się przytulając córeczkę.
Całą piątką udaliśmy się do sypialni, w której leżał Arthur, by sprawdzić, czy nasz synek też czasem nie urządzą sobie spacerków z rana. Mimo, że jeszcze spał, wziąłem go na ręce. W tej chwili do pomieszczenia wpadła Tamara.
- Wasza wysokość! Jacyś dziwni ludzie włamali się do zamku.
Oddałem jej Arthura i razem z Elsą i Anną pobiegliśmy na dół. Na korytarzu stała postać z kwiatkiem we włosach, której mieliśmy już serdecznie dość. Nie była jednak sama. Anna z przerażeniem osunęła się na kolana.
- Witaj Aniu, dawno się nie widzieliśmy. – powiedział zielonooki, chudy mężczyzna.

- Jack
PS Śnieżynka kazała mi was przeprosić za nie odzywanie się przez 2 (?) lata, tak więc proszę o wybaczenie i łagodną karę. :D

piątek, 16 września 2016

Niezbyt pożądane odwiedziny.

Witajcie,
- Roszpunka... - wydusiłam. - Jak...?
Moja kuzynka odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się nienaturalnie.
- Dobrze wiesz jak. - warknęła. - Zostałam ponownie zamknięta. I cóż. Nie chciało mi się siedzieć w tej cholernej wieży! - rozłożyła szeroko ręce i wybuchła śmiechem.
Po chwili opuściła ręce, przejeżdżając dłonią po ramieniu Jack'a. Odsunął się i spojrzał na mnie bezradnym wzrokiem.
- Po co tu przyszłaś? Wyszłaś z wieży, gratulacje. Ale chyba nie sądzisz, że znajdziesz u nas wsparcie. - odezwałam się chłodnym tonem do Roszpunki.
- Och, jaka jesteś miła. - zmierzyła mnie od stóp do głów. - Jak zawsze.
Jack podszedł do mnie.
- Zostaw Arendelle w świętym spokoju. Nie zapomnimy co chciałaś zrobić. Nie wybaczymy ci. - chwycił mnie za rękę.
Na ten widok Roszpunka prychnęła.
- Oczywiście. Zostawcie mnie tutaj, wróćcie do domku i żyjcie dalej w tej iluzji idealnej rodzinki. Powodzenia.
Wykonała w moją stronę obraźliwy gest, po czym zbiegła po stromym zboczu, znikając w zaroślach. Przez chwilę staliśmy w milczeniu.
- Chodźmy stąd. - odezwał się w końcu Jack, podniósł mnie, objęłam go mocno po czym odbił się od ziemi.
Po powrocie do domu pobiegłam do Anny i bez zastanowienia opowiedziałam jej wszystko. Wgapiała się we mnie z otwartymi ustami.
- Chyba. Żartujesz. - powiedziała po dobrych pięciu minutach.
Pokręciłam głową. Ania usiadła na łóżku i oparła głowę na dłoniach.
- Musimy czekać. Powinna się odczepić. - mruknęła.
- Tak sądzisz?
- Albo da sobie spokój, albo przyjdzie i zrobi rozróbę jakiej jeszcze nie było. - odparła.
- Nie pojawiłaby się tu bez powodu. - stwierdziłam. - Boję się, że ma jakiś okropny plan, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć.



- Elsa.

sobota, 10 września 2016

Spacer, krzewy i....

Witajcie,
Dzisiaj Jack wyciągnął mnie na spacer. Najpierw jak się zapewne domyślacie nie zamierzałam się zgodzić, bo 1. musiałam odpisywać na ważne listy 2. nie chciałam zostawiać Arthura samego (cóż, względnie samego, bo zawsze jest mnóstwo służących chętnych do opieki nad nim, ale nie było by przy nim nas więc... wiecie o co mi chodzi). W końcu jednak dałam za wygraną, bo Jack wisiał w powietrzu tuż nad moją głową i śpiewał sprośne piosenki na cały zamek. Najpierw powiedziałam mu jak najspokojniejszym tonem, żeby się szanownie zamknął, ale oznajmił, że tylko spacer może sprawić, że przestanie śpiewać. Tak więc w pewnym sensie nie miałam wyjścia.
- Kiedyś cię zabiję. - mruknęłam kiedy schodziliśmy po schodach, a on odrzekł, że też mnie kocha i chwycił mnie za rękę.
Gdy wyszliśmy oślepiło mnie słońce chylące się ku zachodowi. Jack parskął śmiechem gdy zasłoniłam twarz ręką więc spojrzałam na niego spode łba, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wkrótce weszliśmy między drzewa, więc słońce tylko ładnie prześwitywało przez gęste gałęzie. Szliśmy przez chwilę w ciszy, a potem Jack uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, ale uniosłam brwi pytająco.
- Coś się stało? - zapytałam.
W odpowiedzi skinął głową na pobliskie krzaki i wyszczerzył do mnie zęby. Wybuchłam śmiechem i ruszyłam dalej. Stał przez chwilę przy krzewach, a potem wyprzedził mnie i szedł tyłem, tak że patrzył wprost na mnie.
- No co? - zapytałam patrząc w jego wielce zawiedzione oczy.
- No, ale Elsa. - odezwał się tonem obrażonego dziecka. - Tam były krzewy. Tu są krzewy, wszędzie są krzewy.
- Jack, cicho. - przerwałam mu, bo wydało mi się, że usłyszałam coś w zaroślach.
- Nie mogę. Dawno nie widziałem tylu krzewów.
- Cicho! - syknęłam.
- Elso no. Już daj spokój. Chodźmy w...
W tej chwili zza drzewa wyszła jakaś postać. Miała na sobie potargane ubrania, i wielką czuprynę ciemnych włosów, z powstykanymi w nie gałązkami i liśćmi. Odsunęliśmy się, nie wiedząc co zrobić, ale postać już nas dostrzegła. Spojrzała na mnie zielonymi oczami, ledwo widocznymi spod potarganych włosów, a potem zerknęła na Jack'a. Potem powietrze przeszył wrzask:
- JACKUUUUUUUŚ!!!!!!!!!!



- Elsa.

piątek, 2 września 2016

Urodziny Ani, pomysły poddanych i czekoladowy tort.

Witajcie,
Zaraz po powrocie do domu wzięłam się od razu do planowania prezentu na urodziny Ani. Miałam dużo pomysłów, ale każdy wydawał mi się banalny. Chciałam spytać o zdanie Jack'a, ale on powiedział:
- Zrób jej loda.
...więc palnęłam go w łeb i poszłam do Kristoff'a. Zastanawiał się chwilę i powiedział, że na urodziny zabierze Annę na spacer tak żebym mogła coś przygotować zanim wrócą. Podziękowałam mu, ale dalej nie miałam pojęcia na co wykorzystać uzyskany czas. Następnego dnia wyszłam do miasta. Gdy przechodziłam przez główny rynek, jedna kobieta podeszła do mnie nieśmiało.
- Wasza Wysokość.. - ukłoniła się lekko. - Z siostrami wymyśliłam fajny... według nas... sposób żeby zaskoczyć księżniczkę Annę w jej urodziny.
Uniosłam brwi i zbliżyłam się do niej zaciekawiona.
- Mów dalej, proszę.
- Moglibyśmy zebrać się razem i po prostu do niej przyjść, wykrzyczeć życzenia, zaskoczyć. - kobieta przybrała podekscytowany ton. - Chyba nigdy tak nie było, a księżniczka uwielbia niespodzianki, prawda? A co dopiero takie wielkie niespodzianki!
Nieco przeraziła mnie wizja tłumu ludzi biegających po korytarzach i wrzeszczących wniebogłosy, ale doceniałam, że poddani mają pomysł i chcą coś zrobić dla Ani. Uśmiechnęłam się więc.
- Świetny pomysł. Mąż Anny zdradził mi, że zabiera ją na spacer. W tym czasie moglibyście wejść na dziedziniec, a po powrocie Ani zajmę się tym, żeby się tam pojawiła.
- Jest królowa genialna! - pisnęła kobieta. - Zbiorę wszystkich chętnych! O której mamy być?
- Eem... - nie miałam pojęcia o której Kristoff zamierza zabrać Anię na spacer, ale uznałam, że się dostosuje. - ...może o osiemnastej?
Kiwnęła głową, ukłoniła się i pobiegła. Szybko wróciłam do zamku po czym zdradziłam plan Jack'owi i Kristoff'owi, który powiedział, że nie ma problemu i że w takim razie wyjdą z Anią około piętnastej i wrócą na czas.
Nazajutrz - w urodziny Ani - na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i po wyjściu poddanych zamek dalej stał. Anka stała wśród tłumu przez dobre dwie godziny i płacząc ze szczęścia dziękowała im i gawędziła wesoło. Potem zjadłyśmy razem czekoladowy tort i usypiałyśmy dzieci.



- Elsa.

piątek, 19 sierpnia 2016

Pytania i odpowiedzi.

Witajcie,
Gdy Anna, Kristoff i Lena wrócili do zamku, ja niemal od razu spakowałam nas do jednego, niewielkiego kufra. Trochę zajęło mi wytłumaczenie Annie po co wybieramy się na Biegun, ale w końcu dała za wygraną.
- Nieważne, i tak nie zakumam, tylko wracajcie szybko. - machnęła ręką gdy zbieraliśmy się do wyjścia.
Zerknęłam na Jacka, a on tylko dodał:
- Jasne, postaramy się.
Po czym wyszliśmy na zewnątrz. Podróż zajęła nam cały dzień i pół nocy, toteż do drzwi ogromnego domu Mikołaja zapukaliśmy o godzinie 3 w nocy (a raczej Jack zapukał, podczas gdy ja tuliłam mocno Arthura modląc się w duchu aby się nie przeziębił. Jednak jemu zimno zdawało się zupełnie nie przeszkadzać, zupełnie jak mi i Jackowi). Z początku nikt nam nie otwierał co uznałam za zupełnie normalne o tej porze, ale potem Nord zaprosił nas do środka. Przez dobrą godzinę zachwycał się Arthurem i wciskał nam gorące ciasteczka, ale potem udało nam się przejść do rzeczy.
- Nord, posłuchaj. - zaczął Jack, po głębokim westchnięciu oznaczającym, że robi wszystko, żeby nie stracić cierpliwości. - Chcieliśmy zapytać Cię o coś.
- Słucham. - uśmiechnął się Mikołaj  nadgryzając ciastko w kształcie choinki.
- Pomyślałam, że Arthur powinien odziedziczyć moc po którymś z nas. - wtrąciłam się. - I chcemy zapytać Ciebie co...
Przerwał mi wybuchając głośnym śmiechem, przy okazji budząc naszego synka, który dopiero co usnął w moich ramionach. Uniosłam brwi i spojrzałam na Jacka, który miał identyczną minę jak ja.
- Kochane dzieci. Czy Arthur odziedziczył moc po którymś z was? - Nord nadal wyglądał na bardzo rozbawionego.
- Tak właśnie brzmi nasze pytanie. - potwierdził Jack z lekkim uśmiechem.
Mikołaj poklepał go po plecach.
- Na sto procent.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam na małego chłopca w moich objęciach. Patrzył prosto na mnie wielkimi, zaciekawionymi oczami.
- Tylko po kim? - odezwał się Jack.
- Tego z pewnością dowiecie się już wkrótce. - podniosłam wzrok, Mikołaj uśmiechał się do mnie przyjaźnie.
Tę noc spędziliśmy w jednym z ogromnych pokoi gościnnych Norda. Wkrótce pewnie wyruszymy z powrotem.



- Elsa.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Spacery i nadrabianie zaległości

Witajcie,
Anna, jej mąż i córka są od kilku dni u trolli toteż ja i Jack mamy więcej czasu dla siebie. Przez naszą ostatnią podróż Jack jakiś czas prawie nie wypuszczał mnie z uścisku, ale potem (odrobinę) się uspokoił. Pod nieobecność Anny, nadrobiliśmy zaległości i spędzaliśmy mnóstwo czasu z Arthurem. Wczoraj wieczorem wyszliśmy z nim do miasta. Jack gadał do niego przez całą drogę, nawet jak zasnął. Potem mu to uświadomiłam więc zaczął rozmawiać ze mną.
- A co jak znajdzie sobie dziewczynę? - zapytał z zaniepokojoną miną.
Uniosłam brwi i wybuchłam śmiechem.
- Na pewno już niedługo. - powiedziałam rozbawiona, ale mój mąż wyglądał bardzo poważnie.
Potem również się zaśmiał. Gdy zeszliśmy do centrum, kilka starszych pań przez dobre pół godziny stało nad Arthurem i jazgotało, jaki to on jest uroczy i malutki. Ależ one spostrzegawcze.
- Jack? - odezwałam się gdy w końcu wydostaliśmy się z tłumu i wróciliśmy na drogę do pałacu.
- Słucham, Śnieżynko. - odparł spoglądając na mnie.
- Myślisz, że Arthur odziedziczył moc po którymś z nas?
Zmarszczył brwi i spojrzał na śpiącego synka.
- Myślę, że tak. Ale moglibyśmy udać się do kogoś kto lepiej się na tym zna. - powiedział.
- To znaczy do kogo? - spytałam.
- North jest od tego specem. I jakby co można zaciągnąć porady samego Księżyca. - wyjaśnił Jack.
Kiwnęłam lekko głową. W domu postanowiliśmy, że gdy Anna, Kristoff i Lena wrócą, my wybierzemy się na Biegun Północny. Teraz więc pozostaje nam czekać. 



- Elsa.

sobota, 6 sierpnia 2016

Problemy z rosnieciem i przygotowania do wyjazdu

Hejo,
Wybaczcie ze nie pisałyśmy, ale obie byłyśmy zajęte. Elsa obowiązkami królowej, a ja musiałam nadrobić stracony czas z moja małą córeczką. Od kiedy wróciłyśmy zabierałam ją dosłownie wszędzie. Raz spacerowałyśmy po porcie, innego razu po lesie, a raz nawet wybraliśmy się na Lodowy Wierch. A jutro wyjeżdżamy do trolli, bo bardzo się za nami stęskniły i chciały się zobaczyć z Leną. Dziś od rana biegałam po całym mieście, bo niestety, ale moje jedyne dziecko rośnie tak szybko, że nie miałam już w co ją ubierać, więc kupiłam jej trochę sukienek, spódniczek, bluzeczek i bucików, no i sobie tez postanowiłam kupić jakąś suknię i pantofelki, a kiedy wróciłam wszystko spakowałam do kufra i zeszłam do stajni, gdzie Kristoff przygotowywał wóz do drogi, rano miał podpiąć do niego Svena i Svenuchę.
- Kristoff, kufry są już spakowane i czekają w sypialni, jak będziesz miał czas to je znieś, dobrze?-
- Dobrze, kochanie.
- Ja idę do Elsy pożegnać się, bo jutro zbyt wcześnie wyjeżdżamy.- i ruszyłam do gabinetu siostry, ale tam znalazłam tylko Jack'a.
- Hej Jack, gdzie Elsa?- przywitałam szwagra.
- Zajmuje się Arthurem, a ja królestwem.
- Dobrze, ja chciałam się tylko pożegnać, bo jutro wyjeżdżamy wcześnie rano do trolli.
- Cała trójka?
- Tak i trójka reniferów, to razem szóstka.- uśmiechnęłam się i wyszłam, a swoje kroki skierowałam do sypialni siostry.
- Hej Elsa.- przywitałam się z siostra wchodząc do jej sypialni, gdzie właśnie karmiła małego.
- Cześć Aniu, co cię do mnie sprowadza?
- A chciałam się tylko pożegnać, bo jutro wcześnie rano jedziemy do trolli.
- Wszyscy?- zapytała zdziwiona.
- No tak, cala nasza trójka i renifery.
- To w takim razie miłej podroży, napiszcie jakiś list.- powiedziała i mocno mnie przytuliła.





- Anna

wtorek, 2 sierpnia 2016

Błyskawiczny powrót i... sen.

Witajcie,
W dniu powrotu do Arendelle, wstałyśmy wcześnie i spakowałyśmy swoje rzeczy, które służba przeniosła na pokład naszego statku.
- Na pewno musicie jechać? - ciotka zapytała Ani, gdy ja właśnie zeszłam na dół z Arthurem.
- Niestety, ciociu. - odrzekła Anna cierpliwym tonem.
Wiedziałam jednak, że jeśli zaraz nie znajdziemy się w drodze powrotnej, anielska cierpliwość mojej siostry wyparuje, a zastąpi ją rozwrzeszczane dziewczę, które tęskni za mężem i córeczką. Dlatego też szybko podeszłam do nich.
- Dokładnie. Musimy wypływać jak najszybciej, nagłe, ważne sprawy w Arendelle. - powiedziałam.
"Małe kłamstewko na rzecz dobra Ani nigdy nie zaszkodzi." - pomyślałam, i od razu skarciłam się za takie myśli. Powinnam być królową prawdomówną i szczerą do granic możliwości... No cóż, chyba nikt nigdy nie będzie idealny.
- Mhm... - ciotka spojrzała na mnie jakby czytała mi w myślach.
Już otwierałam usta, aby wylać kolejną falę niezupełnie szczerych słów, kiedy Arthur zaczął płakać. Kochane dziecko, ratuje matkę od bycia złą królową.
- Musimy jechać, ciociu. - powiedziała Anna i za nas obie ją wyściskała.
Ja uśmiechnęłam się do niej i szybkim krokiem zeszłam jej z pola widzenia. Pocałowałam synka w główkę, a on od razu przestał płakać jakby był zupełnie świadomy, że ciotka już nam nie zagraża. Pospiesznie weszłyśmy na pokład, ale Romilda nie zjawiła się w porcie, żeby nam pomachać, ani nic z tych rzeczy. Zapewne wyczuła, że zmyślałam i się obraziła. Mam nadzieję, że jej przejdzie...
Do portu pośród moich ukochanych, malowniczych fiordów dobiliśmy po zmroku. Myślałam, że nasi mężowie dali sobie spokój ze sterczeniem w porcie i czekają na nas w zamku, ale nie, oni byli niezawodni. Stali na brzegu, Kristoff z Leną na rękach, a Jack machając rękami jak opętany. Jeszcze zanim zdążyłam postawić stopę na drewnianym podeście, po którym chciałam zejść na ziemię, podleciał do mnie, pocałował mnie namiętnie, a potem wziął Arthura na ręce. Omal nie dostałam zawału, bo latał z nim w objęciach wysoko nad ziemią, a właściwie nad wodą (!), ale chłopczyk trzymał się kurczowo sznurków z jego bluzy i śmiał się swoim uroczym głosikiem. W końcu Jack nareszcie zakończył powitalny lot i wylądował tuż przy mnie, gdy razem z Anną, Kristoff'em i Leną byliśmy już prawie przy zamku.
- Chcesz odzyskać syna? - zapytał szczerząc się w uśmiechu.
- Bardzo. - pokręciłam głową ze śmiechem.
Jednak tak naprawdę oczywiście nie odzyskałam syna. Jack szedł z nim na rękach obok mnie i gadał do niego bez przerwy coś w stylu "No, Ati, twoja mama jest strasznie zestresowana.", albo "No, Ati, twoja mama mi nie ufa, ale dobrze wiemy, że nie istnieje na Ziemi lepszy ojciec niż ja". Oczywiście mówił wszystko na tyle głośno, żebym go usłyszała i zapewne mówił to głównie dla mnie, bo Arthur niemal przysypiał w jego ramionach i z pewnością nie miał ochoty słuchać jego zażaleń w stosunku do mojej osoby. Nie mogłam jednak powstrzymać uśmiechu na widok Jack'a - tego głupawego, lubieżnego do granic możliwości chłopaka - tulącego czule miesięcznego chłopca jakby był jego największym, najcenniejszym skarbem.
Bo nim właśnie jest, dla mnie również.
W końcu dotarliśmy wszyscy do swoich komnat, poprosiłam służącą aby wypakowała rzeczy jutro i położyłam się na łóżku zmęczona jak nie wiem. Przez chwilę patrzyłam jak Jack usypia Arthura, a potem oczy same mi się zamknęły i zasnęłam wsłuchana w jego kołysankę.



- Elsa.

czwartek, 28 lipca 2016

Urodziny poza domem

Witajcie,
Wczoraj zostałam dość brutalnie obudzona przez siostrę wskakującą mi na nogi. Jęknęłam, otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Anka sterczała nade mną z jakimś ogromnym pudłem szczerząc się od ucha do ucha.
- Hej, Aniu. - mruknęłam.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!! - wrzasnęła mi w twarz i rzuciła we mnie pudłem.
W ostatniej chwili złapałam je zdezorientowana.
- Dzisiaj moje urodziny? - zapytałam i po chwili zorientowałam się, że to prawda.
- No!!!! - krzyknęła znowu.
Arthur obudził się i zaczął płakać. Obrzuciłam Annę karcącym spojrzeniem, zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do kołyski. Wzięłam synka na ręcę i przytuliłam go. Od razu przestał płakać.
- Ubieraj się, mam dla Ciebie super tort. Polecam ubrać mój prezent. - oświadczyła Ania i wyszła.
Zmarszczyłam brwi, ale po chwili wiedziałam już co miała na myśli. W wielkim pudle znalazłam śliczną suknię w kolorze ciemnego burgundu.
Na dole w dwójkę zjadłyśmy mały, czekoladowy torcik upieczony przez Annę. Nie chciałyśmy, żeby ciocia patrzyła jak świętujemy podczas jej żałoby, więc wyszłyśmy do miasta. Wieczorem odebrałam paczkę z Arendelle z listem:



Elso!
Najlepsze życzenia z Arendelle od Jack'a, Kristoff'a, Leny, służby i poddanych :) 

W paczce znalazłam uroczy bukiet, jeszcze pachnący i świeży. Myślałam, że to wszystko i chciałam wyrzucić pustą paczkę, gdy nagle dojrzałam na dnie, w rogu malutką karteczkę:


Kocham Cię, Śnieżynko. Wszystkiego Najlepszego. Ch.w.k.

- Elsa.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Natrętna ciotka

Hejo,
 Wybaczcie ze długo nie pisałyśmy, ale ciotka nie dawała nam chwili wytchnienia. Najpierw poprosiła nas, żebyśmy pomogły jej posprzątać rzeczy wujka, oczywiście nie obeszło się bez wspominania i płaczu. Przez cały czas musiałyśmy ja pocieszać, więc spakowanie rzeczy wujka i wyniesienie ich na strych zajęło nam cały dzień. Później ciotka wymyśliła, że pojedziemy w jej i wujka ulubione miejsca i tak zwiedziłyśmy łąkę, na której się poznali, później mały zamek, który był ich pierwszym zamkiem w Coronie i tam również się zaręczyli, a później zwiedziłyśmy ruiny kaplicy, w której wzięli ślub, a na sam koniec ciotka postanowiła odwiedzić grób wujka pierwszy raz od pogrzebu. Miałyśmy nadzieje, ze po tej wycieczce będziemy miały już spokój, ale nie, wczoraj do sypialni Elsy, w której akurat obie przebywałyśmy, wpadła ciotka.
- Dziewczynki, zobaczcie co znalazłam.- powiedziała pokazując nam wielki album.
- Co to jest, ciociu?- zapytałam.
- Album ze zdjęciami. Mam takich dwadzieścia i wszystkie są związane z jakimś etapem naszego życia. Ten jest pierwszy, wiec wszystkie zdjęcia są zrobione jeszcze zanim wzięliśmy ślub.- i tak ciotka zaczęła pokazywać nam rożne zdjęcia, opowiadać ich historie, kiedy już skończyła i miała wychodzić, dodała:
- Jutro pokażę wam album numer 2.
- O nie tylko nie to.- powiedziałam, gdy ciocia już wyszła i na pewno nie, nie słyszała.
- Ja już więcej tego nie zniosę.- dodała Elsa.
- I co my zrobimy?
- Może powiemy cioci, ze musimy już wracać do Arendelle?
- No tak, ale czy ona się nie obrazi?
- Wiesz co, może pomyślimy o tym jutro, bo dziś to ja naprawdę mam dość.- powiedziała siostra ziewając ,a ja wróciłam do siebie i położyłam się spać.



- Anna

środa, 20 lipca 2016

Urocze listy z Arendelle.

Witajcie,
Dzisiaj wraz z Anną (i oczywiście Arthurem) odebrałyśmy mnóstwo listów z Arendelle od naszych kochanych mężów (i oczywiście Leny). W listach od Jack'a (tak, było ich najwięcej) był na przykład taki:



Kochana Śnieżynko!
Kocham Cię bardzo bardzo bardzo i bardzo za Tobą tęsknię! Za Tobą i za Atim! 


Nie wiem czy Wam o tym mówiłam, ale od jakiegoś czasu Jack wspaniałomyślnie nazywa synka "Ati". Urocze, wiem.


...Mam nadzieję, że wrócicie szybciej niż zamierzaliście. Umrę tu z nudów, tęsknoty i samotności. Ati będzie dorastać bez ojca, Elso, tego nie chcemy. Dlatego musicie szybko wrócić. 
No dobra, a tak zupełnie poważnie - umieram z tęsknoty. Ucałuj Arthura i siebie. 

                                                                                                              
                                                                                                                 Jack. 


Czytając list nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, przez co służba patrzyła na mnie wręcz karcącym wzrokiem. Schowałam list do kieszonki w sukni i podeszłam do łóżeczka. Wzięłam synka na ręce rozmyślając nad tym jak bardzo przypomina mi swojego ojca, chociaż ma zaledwie miesiąc. Założę się, że wyrośnie z niego Jack Junior. Chociaż muszę koniecznie to kontrolować, w końcu ma być kiedyś królem. I tak jestem pewna, że sobie poradzi. Spojrzałam w jego zaspane, duże błękitno-szare oczy. Zamrugał powoli jakby chciał powiedzieć "Dzień dobry, mamo", po czym zacisnął maleńkie paluszki wokół mojego warkocza. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam delikatnie w główkę. Kołysałam go w ramionach dopóki nie zasnął.




- Elsa.

niedziela, 17 lipca 2016

Pogrzeb i nie miły incydent

Hejo,
Wybaczcie że dawno nie pisałyśmy, ale sami rozumiecie, chciałyśmy te kilka, pierwszych dni żałoby spędzić z ciotką i nie za bardzo miałyśmy czas, ale teraz napiszę wam o pogrzebie.
W czwartek rano wstałyśmy i ubrałyśmy się na czarno. Ciotka powiedziała że na czas pogrzebu do Arthura przyjedzie służąca i zajmie się nim, więc równo o 9:00 wyszłyśmy z pokoju i poszłyśmy do ciotki.
- Witajcie dziewczynki.- przywitała nas, kiedy weszłyśmy.
- Witaj ciociu. Jak się czujesz?- zapytała Elsa.
- Dobrze, ale smutno mi że Jego już nie ma.- ciotka po tych słowach rozpłakała się.
- Ciociu o której zaczyna się pogrzeb?- zapytałam.
- Za godzinę.- odparła próbując się uspokoić.
- Ale ty jesteś nie gotowa.- zauważyłam jej rozczochrane włosy i podpuchniętą twarz.
- Wiem, moja służąca miała przyjść już pół godziny temu.
- Czy ja mogę?- zapytałam i wzięłam szczotkę.
- Oczywiście, Anno.- zaczęłam czesać ciotkę, zebrałam jej włosy z przodu i zrobiłam małe warkocze po bokach, a z tyłu spięłam je gumką, a makijaż zrobiłam delikatny ale kryjący opuchliznę.
- Dziękuję, wygląda to wspaniale. Tak ja wy.- powiedziała wskazując na nasze twarze również pomalowane delikatnie, chociaż Elsa miała purpurową szminkę, a ja tylko balsam do ust.
- Anno jesteś wspaniałą fryzjerką.- spojrzałam na włosy Elsy powkładane pod okrągłą opaskę założoną na głowie, a z tyłu kokiem i na moje włosy upięte w koszyczek.
- Dziękuję ciociu.
- To co idziemy?- zapytała Elsa.
- Ach, tak.- powiedziała ciocia smutnym głosem. Ruszyłyśmy do katedry w której podobno Roszpunka brała ślub z Flynn' em. Ceremonia miała polegać na tym, że najpierw każdy członek rodziny królewskiej podchodził do trumny i osobiście żegnał się z wujkiem, później przychodził ksiądz, który miał powiedzieć kilka słów i na środek mógł wyjść każdy, aby powiedzieć, opowiedzieć coś o wujku, a potem czworo strażników miało wziąć zamkniętą trumnę i zanieść ją na cmentarz przechodząc przez całą Coronę. Więc weszłyśmy i wraz z ciociom ruszyłyśmy do pierwszej ławki.
Kiedy każda z nas podeszła już do trumny i miał wejść ksiądz do katedry weszła... Roszpunka.
- Ciociu nie mówiłaś że ona wyszła.- powiedziała Elsa szeptem.
- Bo nie wyszła, ale na razie ją zostawię. Ma prawo być na pogrzebie ojca, ale zaraz po ceremonii, strażnicy odprowadzą ją do wieży.- powiedziała, a Roszpunka podeszła pocałowała wujka w czoło i usiadała w pierwszej ławce po drugiej stronie. Przyszedł ksiądz powiedział kilka słów i zaczęło się, każdy kto chciał mógł coś powiedzieć, pierwsza była ciocia, która podziękowała wujkowi za tyle lat małżeństwa i obiecała że niedługo do niego dołączy, później zachęcała mnie i Elsę, ale żadna z nas nie była wstanie cokolwiek powiedzieć, potem poszli różni doradcy i jeszcze jakieś ważne osobistości, a na koniec wyszła Roszpunka.
- Cieszę się, że w końcu umarł, nie nawidzę ani jego, ani ciebie matko. To przez ciebie trafiłam do tej przeklętej wieży, a on nawet nie zaprotestował...
- Straże!!!- zawołała ciocia.- Zabierzcie ją do jej wieży.
-... a niby mnie kochacie i cieszyliście się kiedy się odnalazłam, a teraz sami mnie tam zesłaliście. NIE NAWIDZĘ WAS!!!- Krzyknęła na sam koniec i zaśmiała się jak jakaś opętana, a ciotka się rozpłakała.
Zaraz po tym incydencie, strażnic wzięli trumnę i ruszyliśmy na cmentarz, za trumną szła ciotka, za nią my dwie, a za nami ksiądz i reszta Corony. Po krótkiej ceremonii pożegnania na cmentarzu ciotka zaprosiła Królów i Królowe z innych państw przybyłych na pogrzeb do zamku na bal pożegnalny, był to spokojny i cichy obiad, a potem deser podczas, którego wszyscy wspominali wujka.



- Anna

środa, 13 lipca 2016

Podróż i przybycie do Corony.

Witajcie,
We wtorek rano byłyśmy już spakowane i gotowe do drogi. Ubrałam wygodną suknię i letnią, podróżną pelerynę. Wzięłam Artura na ręce i razem z Jack'iem zeszłam na dół. Po chwili dołączyli do nas Anna i Kristoff. Chłopcy odprowadzili nas do portu i pomogli nam załadować bagaże na pokład.
- Pilnuj mamy. - Jack uśmiechnął się do Arthura na pożegnanie i ucałował go w główkę.
Następnie pocałował mnie.
- Będę tęsknić. - powiedziałam cicho.
- Ja też, Śnieżynko. - odrzekł i pogłaskał mnie po policzku. - Widzimy się za dwa tygodnie.
Kiwnęłam głową, po czym razem z Anią weszłyśmy na pokład. Stałyśmy przy burcie przez jakiś czas machając im na pożegnanie, a potem Arendelle powoli zniknęło nam z oczu.
Tego wieczora dopłynęliśmy do Corony. Od razu po zejściu na ląd, przywitała nas ciotka. Wyglądała na zmęczoną, wręcz zaniedbaną.
- Witajcie, kochane. - uśmiechnęła się smutno.
- Witaj, ciociu. - odrzekłam, a Anna uścisnęła ją czule.
- Hej, skarbeńku. - zaśmiała się na widok Arthura, który drzemał spokojnie w moich ramionach. - Chodźcie, nie ma co stać w porcie.
Po czym poprowadziła nas przez miasto, aż do pałacu.
- Pogrzeb odbędzie się jutro o jedenastej. Któryś z służących przyjdzie po Was, niczym się nie martwcie. A na razie odpocznijcie sobie w waszym pokoju gościnnym. Chyba jest tam łóżeczko dla małego, a jeśli nie, to dajcie znać.
- Dziękujemy ciociu. - powiedziała Anna. - Jest nam bardzo przykro.
Ciotka kiwnęła głową i pociągnęła nosem. Wkrótce zostawiła nas w pokoju gościnnym.



- Elsa. 

poniedziałek, 11 lipca 2016

Smutna wiadomość.

Hejo,
Dziś do Arendelle dotarła bardzo smutna wiadomość, ale zacznę od początku. Dziś rano wstałam , bardzo wcześnie i zeszłam na dół, bo chciało mi się pić i zobaczyłam, że jakieś listy leżą na stole, pewnie służące jeszcze nie zdążyły zanieść ich do gabinetu Elsy, więc wzięłam je i zaczęłam przeglądać, większość listów była do Elsy z jakichś dziwnych państw, których nie za bardzo znałam, ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę, była to czarna koperta z białym napisem. " Do Elsy i Anny Arendelle" ten list był z Corony, więc postanowiłam go otworzyć, skoro również był do mnie.

Z przykrością informuję, że Król Corony, a mój mąż Król Thomas zmarł dzisiejszej nocy na skutek zawału spowodowanego nagłym upadkiem z łóżka. Uroczystość pogrzebowa odbędzie się za trzy dni. 

                                                                                                      Wasza ciotka, a Królowa Corony
                                                                                                                Romilda.
PS. Dziewczynki przyjedźcie na dłużej, bardzo was proszę.



Kiedy przeczytałam ten list, łzy mi pociekły po policzkach, zaraz pobiegłam do Elsy. Kiedy zapukałam i weszłam do jej sypialni, ona właśnie karmiła Arthura.
- Elso, nie uwierzysz.- powiedziałam zapłakana.
- Aniu, co się stało?
- Wujek Thomas nie żyje.- po tych słowach rozpłakałam się już na dobre.
- Jak to?- zapytała Elsa, a ja podałam jej list, kiedy go przeczytała, na podłodze pojawił się szron, chociaż po minie Elsy nie za bardzo można było zauważyć jak ta wiadomość nią wstrząsnęła.
- I co robimy?- zapytała.
- Pojedziemy tam jutro, ja wezmę Arthura, bo jeszcze nie mogę zostawić go samego i zostaniemy tam na dłużej tak jak prosiła ciocia.
- Dobrze, ale ja nie będę brała Leny, jest jeszcze za mała na pogrzeby.
- W takim razie trzeba się spakować i porozmawiać z Jack' iem i Kristoff' em.
- To ja wracam do siebie i porozmawiam z Kristoff' em.- i wyszłam wróciłam do swojej komnaty i wyciągnęłam mój kufer podróżny i zaczęłam pakować do niego różne suknie w kolorze czerni lub ciemnego fioletu i zieleni oraz różne pantofelki.
- Co robisz, Aniu? Jedziemy gdzieś?- zapytał zaspany Kristoff.
- Nie, tylko ja jadę.
- Anno, co się stało?- powiedział lekko urażony.
- Mój wujek zmarł i jedziemy z Elsą na jego pogrzeb.
- To ja tez jadę.
- Nie, nie chce żeby Lena musiała w tak młodym wieku uczesniczyć w pogrzebie, a nie zostawię jej samej na dwa tygodnie.
- Na dwa tygodnie?!
- Tak ciotka prosiła żebyśmy zostały dłużej.
-  No,  a Jack?
-  Zostaje, ktoś musie rządzić, a Arthura Elsa bierze, bo jest jeszcze za mały, żeby go zostawiała.
- No cóż, będę tęsknił. A kiedy wyjeżdżacie?
- Jutro.







- Anna 

czwartek, 7 lipca 2016

Spokojne letnie dni, witajcie.

Witajcie,
Około dwunastej weszłam do gabinetu. Jack siedział za biurkiem i przyglądał się stercie papierów. Uśmiechnęłam się do siebie. Kochany Jack. Usiłuje zająć się moimi sprawami, choć dobrze wie, że sobie nie poradzi. Podeszłam do niego, a on podskoczył ze strachu kiedy położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Gdzie młody? - spytał z nieudawaną troską.
- Tamara się nim zajęła. I to z wielką chęcią. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się z powrotem do stosu.
Zmarszczyłam brwi i odchrząknęłam.
- Słucham, Śnieżynko. - mruknął.
- Na pewno nie chcesz żebym Cię zastąpiła?
Spojrzał na mnie niepewnie.
- A nie będziesz się przemęczała?
- Obiecuję, że nie. - parsknęłam śmiechem przykładając dłoń do piersi jakbym składała przysięgę.
Wzbił się w powietrze i odetchnął z ulgą. Zaśmiałam się znów i usiadłam na krześle. Po chwili Jack wylądował przy mnie.
- Teraz czuję się bezużyteczny. - powiedział bardzo poważnym tonem.
- Możesz przy mnie posiedzieć co będzie miłe, ale troszkę będzie mnie rozpraszać, albo iść do syna, co będzie bardzo... ojcowskie..., ale za to odbierze frajdę służącej.
Zastanawiał się chwilę, po czym pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Przez następne trzy godziny siedziałam nad papierkową robotą. Na pewno nie należy do rozrywkowych zajęć, ale muszę przyznać, że stała się dla mnie czymś, przy czym czasem potrafię odpocząć. Dlatego obawy Jack'a tracą zupełnie sens.
Kiedy skończyłam wpadłam do naszej sypialni zobaczyć jak radzą sobie chłopaki. Ujrzałam mojego drogiego męża, pogrążonego w głębokim śnie na łóżku, a obok niego, śpiącego równie słodko Arthura. Pokręciłam głową z uśmiechem i udałam się na dół. "Wykapany synuś tatusia". Poprosiłam jedną z służących o zaparzenie herbaty i usiadłam przy stole. Później nadbiegła Anna więc jak się domyślacie wyciągnęła mnie na dwór, do pałacowych ogrodów. Spacerowałyśmy do zachodu słońca, a potem wróciłam do sypialni.




- Elsa.

wtorek, 5 lipca 2016

Wakacje

Hejo,

Wybaczcie, że dawno do was nie pisałam, ale ja, Kristoff i Lena wyjechaliśmy do trolli na trzy dni, a później do Corony, ponieważ ciotka prosiła żebyśmy ją odwiedzili.
- Anna, Kristoff i moja kochana Lenusia.- przywitała nas ciocia w porcie, po czym wzięła Lenę na ręce i poszliśmy do zamku.
- Będziecie spać w komnatach gościnnych.- poinformowała nas i zaprowadziła do owych komnat, były bardzo duże. I tak spędziliśmy u ciotki w Coronie sześć dni. A dziś wróciliśmy do Arendelle. Elsa, Jack i mały Arthur czekali na nas w porcie.
- Jak podróż?- zapytała mnie siostra.
- Dobrze, a wy co robiliście w Arendelle?
- Ja zajmowałam się Arthurem i obowiązkami, a Jack obowiązkami i Arthurem.- powiedziała i obie zaczęłyśmy się śmiać. Kiedy doszliśmy do zamku, postanowiłam skorzystać ze słońca i się poopalać w ogrodzie, wiec założyłam mój kochany zielony strój dwuczęściowy, a Lenie założyłam strój kąpielowy i poszłam do Elsy, zapytać czy nie poszła by z nami.
- Właściwie, czemu nie, tylko założę strój.- i założyła kremowy strój, również dwuczęściowy, a Arthura przywiązała chustą z przodu, tak że jego główka spoczywała na jej mostku.Wyszłyśmy do ogrodu i rozłożyłyśmy sobie duży koc, tak że obie mogłyśmy się położyć, a miedzy nami były dzieci. I tak spędziłyśmy resztę dnia, a teraz idę brać prysznic i muszę się czymś posmarować, bo za bardzo się opaliłam i teraz mnie boli.



-  Anna

sobota, 25 czerwca 2016

Bal, powrót do obowiązków i mało wolnego czasu.

Witajcie,
W czwartek zjechali się nasi przyjaciele oraz odbył się bal na cześć Arthura. Wszyscy uznali, że jest wyjątkowo słodkim dzieckiem i dosłownie się od niego nie odlepiali. Bal udał się, nie zdarzyła się żadna katastrofa (co jest naprawdę wielkim osiągnięciem) i wszyscy świetnie się bawili.
Niestety teraz będę miała przez jakiś czas dużo na głowie, muszę uporządkować wszystkie królewskie sprawy, a dodatkowo zajmować się synkiem. Obawiam się, że przez następny tydzień mogę mieć na tyle mało wolnego czasu, że nie uda mi się do Was napisać. Później jednak obiecuję nadrobić zaległości. :)
Trzymajcie się ciepło,


-Elsa.

środa, 22 czerwca 2016

Przygotowania

Hejo,
Wiecie że jutro jest w Arendelle bal z okazji narodzin Arthura? Na pewno Elsa o tym wspomniała, ale nie wspomniała o tym, że Jack poprosił mnie o pomoc w wysłaniu zaproszeń. Dziś rano zaprowadziłam Lenę do Elsy i Arthura, gdzie miałam bawić się z niemowlęciem, a ja za ten czas miałam napisać i wysłać owe zaproszenia. Zajęło mi to tylko pół dnia. Gdy skończyłam poszłam do sypialni Elsy, gdzie zobaczyłam Elsę bawiącą się z Leną płatkami śniegu, a Arthur spał w kołysce.
- Mam nadzieję że byłaś grzeczna księżniczko?- zapytałam i wzięłam Lenę na ręce.
- Byłam gzecna.- powiedziała sepleniąc, a ja spojrzałam na Elsę.
- Była grzeczna.- potwierdziła i rozległ się płacz z kołyski.
- Przyzwyczajaj się siostra.- powiedziałam z uśmiechem.- Lena idziemy, zobaczyć co tata z wujkiem zrobili?
- Tak.- zaśpiewała Lena i wyszłyśmy z sypialni. Gdy zeszłyśmy na dół naszym oczom ukazała się sala balowa przystrojona w niebieskie wstążki i baloniki.
- Widzę, że chcesz podkreślić płeć dziecka.- zaśmiałam się do Jacka.
- Tak.
- Może wam w czymś pomóc?- zapytałam.
- A możesz nam przynieść coś do picia?- zapytał Kristoff.
- Jasne, chodź Lena przyniesiemy tacie i wujkowi piciu.- i ruszyłyśmy w stronę kuchni, a gdy wróciłyśmy z mrożoną lemoniada, sala była gotowa, a Jack przystrajał korytarze śnieżynkami, które nie topią się pod wpływem ciepła.



- Anna

niedziela, 19 czerwca 2016

Zachwyt poddanych i... nie tylko.

Witajcie,
Obudził mnie jego płacz. Zerwałam się z łóżka, podbiegłam do kołyski i wzięłam synka na ręce. Po niemal trzech sekundach Jack przytulił mnie od tyłu i nachylając się nad moim ramieniem pocałował Arthura w główkę. Mały od razu przestał płakać.
- Synuś tatusia. - parsknęłam śmiechem.
- Oczywiście. - zaśmiał się Jack.
Arthur spojrzał na nas, zamrugał i uśmiechnął się słodko. W tej chwili poczułam jak na czubku nosa ląduje mi maleńki płatek śniegu. Uśmiechnęłam się do synka, przytuliłam go i położyłam z powrotem do łóżeczka.
- Idź spać, ja przypilnuję, żeby usnął. - powiedział Jack.
W odpowiedzi pocałowałam go, po czym wróciłam do łóżka.
Rano wyszliśmy do poddanych i pokazaliśmy im Arthura. Wszyscy - od dzieciaków, przez młodzież i dorosłych, do starszych - byli zachwyceni, a jeszcze bardziej gdy usłyszeli, że w czwartek zorganizujemy bal na cześć nowo narodzonego następcy tronu.
- Wszyscy będą mile widziani. - powiedział Jack z uśmiechem.
Tłum wiwatował i klaskał. Cieszyli się naszym szczęściem, a ja byłam bardzo mile zaskoczona ich reakcją. Koniecznie musimy zaprosić mnóstwo ludzi spoza Arendelle, rodzinę i przyjaciół. Arthur powinien znać ich od początku, a poza tym na pewno z chęcią go zobaczą. Za to w pałacu już chyba każdy go widział... włącznie z Lenką, która przytuptała (z niewielką pomocą Ani) do naszej sypialni wczoraj wieczorem. Wzięłam syna na ręce i uklęknęłam na dywanie. Dziewczynka z bardzo zaciekawioną miną zbliżyła się do Arthura i chwyciła go lekko za rączkę.
- Cześć... - zaczęła nieśmiało. - Mam... na imię Lena!
Chłopiec zaśmiał się, na co z spod sufitu spadło kilka maleńkich śnieżynek. Anna uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Założę się, że już za kilka lat będą biegać razem po korytarzach.



- Elsa.

piątek, 17 czerwca 2016

Kupno nowego łóżka dla naszej księżniczki i pomoc Królowi

Hejo,
Ostatnio bardzo dużo się u nas zmieniło, jak się pewnie domyślajcie przez narodziny naszego następcy tronu.
Arthur, był taki słodki, że służące ledwo się opanowywały, żeby nad nim nie wzdychać. A ja prawie całe dnie spędzałam czas u Elsy i Jack'a w sypialni wraz z Leną. Elsa zajmowała się Arthurem, oczywiście na początku prosiła o pomoc w różnych czynnościach, ale szybko nauczyła się wszystkiego, co było jej potrzebne w wychowaniu małego dziedzica.
Dziś rano postanowiłam pewną rzecz, a mianowicie stwierdziłam że moja córka jest już na tyle duża że nie musi mieć łóżeczka.
- Kristoff?- zaczęłam.
- Tak, kwiatuszku?
- Może kupimy Lenie łóżko, a łóżeczko oddamy Elsie i Jack'owi dla Arthura?
- No, właściwie to łóżeczko jest już dla niej za małe.
- Anno!!!- rozległ się głos Jack'a od drzwi naszej sypialni.
- Co się stało?- zapytałam
- Pomóż, już nie daję sam rady.- powiedział, a ja nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, bo szwagier pociągnął mnie za rękę do gabinetu, gdzie przeżyłam szok. Na biurku było pełno dokumentów i listów, ale dokumenty znajdowały się również na ziemi.
- A ja mam jeszcze dziś audiencje.- poskarżył się Jack.
- Kiedy?
- Za 5 minut.- Jack nie wyglądał jak król zmierzający na audiencję.
- Biegnę do waszej sypialni po jakiś garnitur, żebyś wyglądał jak król na audiencji.- powiedziałam i już chciałam wybiegać, ale Jack złapał mnie za rękę.
- Mam tu garnitur.- wskazał na ciuchy wiszące na oparciu krzesła przy biurku.
- To ja wyjdę, a ty się przebierz, a później pójdziesz na audiencję, a ja zrobię porządek tutaj.- powiedziałam i wyszłam.
Po chwili wróciłam, a Jack był już gotowy do pójścia na audiencję, a ja zabrałam się za wypełnianie dokumentów oraz odpisywanie na listy. Po jakiejś godzinie, do posprzątanego gabinetu wszedł Jack.
- Na reszcie koniec.- powiedział i usiadł na krześle.- Dziękuję ci, Anno.
- Nie ma za co.- uśmiechnęłam się.- Ale mogę już iść?
- Tak i jeszcze raz, dzięki.- wychodząc znów się uśmiechnęłam i poszłam do swojej sypialni.
- To idziemy szukać, tego łóżka?- zapytał Kristoff, zanim jeszcze weszłam.
- No, dobrze.- i poszliśmy do miasta w poszukiwaniu łóżka dla małej. W końcu po długich poszukiwaniach znaleźliśmy idealne łóżko z jasnego drewna i z  z materacem, a do tego była śliczna różowa pościel, zapłaciliśmy za łóżko, a sprzedawczyni powiedziała, że łóżko jeszcze dziś będzie na zamku i faktycznie, było przed kolacją, ustawione w pokoju obok naszej sypialni, a łóżeczko było u Elsy i Jack' a w sypialni.



- Anna

wtorek, 14 czerwca 2016

Najszczęśliwsza na Ziemi.

Witajcie,
To bardzo zabawne jak w ciągu zaledwie kilku godzin można stać się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nie spodziewałam się, że bycie mamą jest takie piękne.
Wreszcie mogłam zobaczyć moje dziecko. Podali mi je na ręce, a ja niezdarnie je chwyciłam. Duże oczy, pełne niewinności, radości i czegoś co niewiarygodnie przypominało mi spojrzenie Jack'a. Błękitno-szare, jakby tęczówka pokryta była cieniutką warstwą szronu. Drobny nosek, trochę jak mój, silne usta Jack'a. Na głowie zaledwie kilka drobnych, jasnych włosków.
Pokój rozmazał się znacznie przez łzy, które napłynęły mi do oczu. Z spod sufitu zaczęły spadać powoli pojedyncze, małe śnieżynki. Delikatnie, ale najczulej na świecie przytuliłam do piersi swoje dziecko. Swojego syna.
Po jakimś czasie opanowałam się trochę i na wpół śmiejąc się i szlochając pozwoliłam Jack'owi wziąć go na ręce. Przez te wszystkie godziny był strasznie zdenerwowany, ale w tamtej chwili w jego oczach widziałam tylko miłość. Nie była to miłość, z jaką patrzył na mnie. W jego oczach można było dostrzec dużą odpowiedzialność, a także coś na kształt obietnicy, jakby obiecywał nowo narodzonemu synowi, że nie pozwoli, aby spotkała go jakakolwiek krzywda. Uśmiechnęłam się i wyjrzałam za okno. Anna wyszczerzyła do mnie zęby z balkonu (trzymała resztki tortu). Pomarańczowe słońce chyliło się ku zachodowi, odbijając się w spokojnych falach Morza Północnego. Pomyślałam, że Arendelle jest piękne i, że cieszę się, że to tu wychowa się mój synek.
Mamo, tato... - pomyślałam. - Co byście mi teraz powiedzieli? Chciałabym, abyście byli dumni. Ja jestem. Może patrzycie teraz na nas wszystkich i śmiejecie się przez łzy jak ja? Nie wiem.
Po wielu badaniach w końcu byliśmy wolni. Ja, Jack, Anka, która mogła wydostać się bezpiecznie z balkonu i mój synek. Anna jak się domyślacie długo sterczała nad nim i świergoliła, a także śpiewała, ale w końcu (z okruchami po torcie) wyszła w podskokach mówiąc coś o poddanych, balu i wielkim święcie. Ale za bardzo już jej nie słuchałam. Szybko zorientowałam się, że znalazłam nowe, ulubione zajęcie - tulenie mojego dziecka w ramionach, a Jack nie przestawał wyczarowywać nad nim śnieżynek. I to nie byle jakich śnieżynek - najpiękniejszych jakie dotąd "wyszły" z jego laski. Ku naszemu zdziwieniu, mały nie uronił ani jednej łezki, nie krzyczał i nie płakał. Leżał w naszych objęciach spokojnie, czasami przysypiając, a czasami patrząc w lodowe cuda stwarzane przed jego tatę. Wkrótce Jack wyczarował śliczną, lodową kołyskę i delikatnie, na starannie ułożonych kocykach, ułożył w niej syna. Później stanęliśmy nad nim razem, a Jack objął mnie czule i pocałował w czubek głowy. Otarłam resztki łez, pochyliłam się, ucałowałam dziecko w czółko i szepnęłam:
- Dobranoc, Arthurze.



- Elsa.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Dalej trzymając tort.

Hejo,
Nie wiem czy zauważyliście, ale dziś świętujemy dwulecie naszego, kochanego bloga. Już od dwóch lat opisujemy tutaj nasze życie ( uwaga, czas na sentymenty), nasze radosne chwile jak i momenty załamań, huśtawki nastroju i przygody ( okej, koniec sentymentów). Z tej okazji postanowiłam upiec tort i spędzić ten dzień z moją rodziną. Rano wstałam o wiele wcześniej, tak aby wszystko przygotować. Zeszłam na dół i zaczęłam dekorować upieczony dzień wcześniej tort. Po godzinie bardzo dumna z siebie i ze swojego arcydzieła, podniosłam go oburącz i ruszyłam w stronę sypialni. Gdy stanęłam na przeciw schodów, prowadzących na pierwsze piętro, zauważyłam biegnącego Jack' a. Gdy tylko dobiegł na szczyt schodów, potknął się o pierwszy stopień i sturlał się tuż pod moje nogi.
- Hej Jack.- powiedziałam z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Jack wstał szybko i z przerażoną miną zaczął coś bełkotać, ale nic nie zrozumiałam.
- Jack, wolniej i wyraźniej.- powiedziałam zachowując niewyobrażalny spokój.
- Elsa, ona....ona...ona...- zaczął się jąkać.
- Co ona? - zapytałam ze stoickim spokojem ( to nie podobne do mnie..)
- RODZI!!! - wrzasnął na cały zamek i podleciał aż pod sufit.
Stałam przez chwilę nie rozumiejąc co do mnie powiedział, gdy nagle to do mnie dotarło, zaczęłam biegać i krzyczeć ( nadal z tortem w rękach) po całym parterze.
- Po medykóóóów!! Nie, nie, do Elsy!!! Po Kristoff'a!! Nie, po Lenę!!! Zaraz, co? Po medyków na brodę Merlina!!! - krzyczałam.
W końcu jakimś cudem udało nam się troszkę uspokoić i pobiegliśmy do góry. Po drodze spotkaliśmy Kristoff'a.
- Kristoff! Leć po medyków, Elsa rodzi! - wrzasnęłam na niego i pobiegliśmy dalej.
 Kiedy dobiegliśmy do sypialni mojej siostry (ja wciąż z tortem w rękach) zobaczyłam... śnieżycę. Dosłownie. A wśród tej śnieżycy moją siostrę opartą o jedną z kolumn łoża.
- Elso! Jak się czujesz?! Boli cię coś? - Jack podleciał do niej.
- Absolutnie nic mnie nie boli i czuję się świetnie. - Elsa spojrzała na niego spode łba. - No może oprócz tego, że RODZĘ!!
- Spokojnie, medycy już nadchodzą. - uspokoiłam ją.
- No to może my już pójdziemy... - zaczął Jack lekko zdenerwowany.
- Jack! - wrzasnęła Elsa. - Nie chcesz ze mną zostać?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym uśmiechnął się do niej chytrze i powiedział:
- Jasne, że chcę, Śnieżynko.
- Ja też chceeeee! - jęknęłam (dalej trzymając tort).
- Pewnie ci nie pozwolą... - odezwał się Jack.
- To idę na balkon. - odparłam zupełnie poważnie i wkroczyłam dumnym krokiem na balkon (wciąż trzymając tort.)
Jack w ostatniej chwili zamknął drzwi balkonu, gdy do pokoju wbiegła chmara medyków.
Obserwowałam wszystko przez szybę, ale prawda jest taka, że nic nie widziałam, bo medycy stali dookoła łózka, na którym leżała Elsa. Jack latał pod sufitem ze zmartwioną miną, ale po mniej więcej pół godziny (  nie miałam zegarka, tylko dalej trzymałam tort) usiadł przy łóżku i straciłam go z oczu. Na balkonie siedziałam tak długo, że trzymany przeze mnie tort znalazł się w moim żołądku.


- Anna

czwartek, 9 czerwca 2016

Jack Lunatyk? Tego jeszcze nie było...

Witajcie,
Dzisiaj rano Anna obudziła mnie gwałtownie.
- Coś się stało? - zapytałam zaspanym głosem.
- Hm, niee, po prostu pomyślałam, że po powrocie z politycznej wyprawy chciałabyś się zrelaksować. - odparła składając ręce na piersiach.
- Masz rację. - westchnęłam i rzuciłam się z powrotem na poduszki.
Anka stała przez chwilę z zamyśloną miną, po czym uśmiechnęła się.
- Chodź z nami na spacer! Założę się, ze dawno nie byłaś w naszych lasach. - odezwała się podekscytowanym tonem.
Jęknęłam. Nagle Jack leżący dotąd spokojnie obok mnie, pogrążony we śnie, usiadł jakby nigdy nic i z zamkniętymi oczami zaczął wymachiwać rękami. Ania zakryła usta dłońmi aby powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem.
- Jack? - zaśmiałam się cicho. - Śpisz?
- Nie. - odparł zupełnie przytomnym głosem po czym położył się z powrotem i nadal z zamkniętymi oczami zaczął nucić.
- Zobaczyłam jak Jack lunatykuje - zaczęła Anna zwijając się ze śmiechu. - teraz mogę już umierać.
- Hej, Jack. - lekko potrząsnęłam jego ramieniem, ale on odpędził moją dłoń jak muchę, ze zniesmaczoną miną.
- Wcale nie śpię. - mruknął.
- Czyżby? A masz zamknięte oczy?
Przez chwilę leżał w milczeniu. Później chwila tak się przedłużyła, że pomyślałam, że powrócił do normalnego snu, ale w końcu odrzekł lekko zdezorientowanym tonem:
- Nie wiem.
Anna zaczęła (dosłownie) tarzać się po dywanie ze śmiechu. Jack przez chwilę powtarzał, żebyśmy sprawdziły czy ma zamknięte oczy, a gdy nie odpowiedziałyśmy nie mogąc powstrzymać śmiechu w końcu zamilkł, a potem zaczął cicho chrapać i przybrał normalną pozycję do snu.
- Zapewne nie dasz mu o tym zapomnieć, prawda? - zapytałam siostry uśmiechając się od ucha do ucha.
- Nigdy. - wyszczerzyła do mnie zęby. - A co ze spacerem?
- No dobrze, pójdę. Ale po południu.
Uśmiechnęła się triumfalnie i wybiegła. Ja położyłam się z powrotem obok Jack'a i pocałowałam go delikatnie w policzek.



- Elsa.

niedziela, 5 czerwca 2016

Obrady i powrót do domu.

Witajcie,
Wczoraj wieczorem wróciłam z Evenness, z obrad władców. Na szczęście przez cały czas czułam się dobrze, a właściwie świetnie, a to głównie dzięki kilkunastu listom wysyłanym przez Jack'a na dzień. I nie liczyło się dla mnie to, że na większości z nich były tylko cztery litery, sam fakt, że mój mąż do mnie pisze sprawiał, że robiło mi się ciepło, gdzieś w środku.
Tak naprawdę zbyt wiele nie uradziliśmy na obradach. Przybyło właściwie zaledwie kilku władców, ale królowa Evenness zmieniła polityczne spotkanie w miłe kilka dni z ludźmi, którzy zajmują się mniej więcej tym samym. Ogólnie królowa jest bardzo przyjacielska i ma poczucie humoru, choć jest starsza ode mnie o kilka lat. Nazywa się Stenbra, ma długie, ciemne włosy, śniadą cerę i mądre, szare oczy. Powitała mnie bardzo ciepło, pogratulowała, a nawet oprowadziła po swojej mieścinie. Evenness jest trochę mniejsze od Arendelle, ale również jest położone tuż na wybrzeżu Morza Północnego. Na obrady przybyli również inni władcy - w tym Merida, jako przedstawicielka rodziny królewskiej Dun Broch, Czkawka jako wódz Berk oraz moja ciotka jako królowa Korony. Większość czasu wspólnie spędziliśmy na spokojnych rozmowach, każdy z władców mógł wypowiedzieć się na temat warunków w jego państwie, poprosić o ewentualną pomoc, a nawet na coś się poskarżyć. Jednak wypowiedź pewnej królewny z Misthaven omal nie przyprawiła mnie, Meridy i Czkawki o atak śmiechu. Powiedziała bowiem..:
- Jakiś czas temu, dość dawno, mój kraj zmagał się z okropnym typem. Pewnego wieczoru przybył na audiencję jakiś młody mężczyzna. Później wpadłam na niego pod murami zamku i przyczepił się do mnie jak rzep psiego ogona. Ciągle narzekał, że ma dwunastu braci, że był w młodości bardzo biedny, bo większość z nich udawała, że nie istnieje, że jest księciem Nasturii... bleble. Udawałam, że bardzo mnie to interesuje, bo nie chciałam być niemiła. Miałam nadzieję, że w końcu się odczepi, a on zamiast tego...
- Oświadczył się? - weszłam jej w słowo nie umiejąc powstrzymać się od śmiechu.
- Tak! - królewna zaśmiała się również, ale wyglądała na zaskoczoną, więc opowiedziałam wszystkim jakie rzeczy Hans robił u nas kilka lat temu.
Później dość długo go obgadywaliśmy. W końcu nadszedł ostatni dzień, pożegnałam się ze wszystkimi i weszłam na pokład statku z Arendelle. Gdy wróciłam, jak się pewnie domyślacie, zostałam prawie uduszona przez niekończące się uściski siosty, męża, a nawet szwagra, aż w końcu siostrzenicy. Teraz muszę trochę odpocząć.



- Elsa.

czwartek, 2 czerwca 2016

Dzień dziecka

Hejo,
Wybaczcie mi, że nie pisałam, ale szykowałam wszystko na dzień dziecka dla mojej kochanej córeczki Lenci. Wczoraj jak wiecie był dzień dziecka, więc rano wstałam i mając nadzieję że urządzę piękny mini bal dla mojej księżniczki podeszłam do okna, jednak strasznie padało, więc obudziłam Kristoff' a.
- Musimy wszystko przygotować w sali balowej.
- No dobrze, już wstaję.- i wstał po czym ubrał się i poszedł na dół wszystko poukładać, a ja wyszykowałam moją córeczkę i po godzinie zeszłyśmy na dół. A tam czekał Kristoff z Jack' iem i mnóstwem prezentów dla Leny od wszystkich wujków i cioć oraz ode mnie i Kristoff' a.
- Podoba ci się skarbie?- spytałam.
- Mama.- powiedziała i przytuliła się do mnie, po czym kazała opuścić się na podłogę i podeszła do Kristoff' a.- Tata.- i przytuliła go.- Wujek.- tym razem podeszła do Jack' a, a ten porwał ją w powietrze.
- To co smyku, polatamy trochę po zamku.
- Tak, tak.- krzyczała Lena na cały zamek. Ogólnie to cały dzień miną nam na zabawianiu Leny i rozpakowywaniu prezentów, ale kiedy przyszła pora na pójście spać, Lena już spała w ramionach Jack' a.
- Wezmę ją.- odebrałam ją z jego ramion.- Ostatnio chyba nie śpisz, co?
- Mhm.
- To idź spać.- powiedział Kristoff.
- Nie mogę, mam dużo dokumentów do podpisania i listów do przeczytania, a nie chcę żeby Elsa przyjechała i od razu zabrała się za nie.- powiedział już prawie usypiając.
- Jack idź się położyć, a ja przeczytam i poodpisuję na listy, a ty jutro jak wstaniesz zrobisz porządek w dokumentach.- odpowiedziałam.
- No dobrze.- i poszedł do sypialni, a ja oddałam Lenę Kristoff' owi i poszłam do gabinetu Elsy.
Czytałam i odpisywałam na listy, a potem trochę poukładałam papierów, niektóre dokumenty nie były do podpisania tylko do schowania, więc je schowałam i nie wiem kiedy wróciłam do sypialnie i nie zdążyłam się przebrać. 


- Anna

niedziela, 29 maja 2016

Wyjazd.. polityczny?

Witajcie,
Ostatnio jak wiecie Anna w najlepsze świętowała Dzień Matki, oraz jak mi się wydaje odpowiedziała na wasze pytania do niej. Ja za to rozmawiałam z Jack'iem. Powiedział, że walczyli z Mrokiem, w pewnym momencie bardziej przypadkiem niż celowo ich moce jakby połączyły się i wspólnie z ogromną siłą uderzyły w Czarnego Pana. Przez chwilę stał bez ruchu, potem uśmiechnął się strasznie po raz ostatni i rozpłynął się w czarnej mgle. Szczerze mówiąc jak dla mnie nie brzmi to jak unicestwienie go na dobre, ale nic nie powiedziałam. Na razie jesteśmy bezpieczni... to jest ważne.
Dziś rano przyszedł do mnie list z zamorskiej krainy Evenness, abym przybyła na  wspólne obrady okolicznych władców. Dobrze wiedziałam, że Jack w życiu mnie nie puści, ale takie obrady są organizowane raz na pięć lat, są bardzo ważne i naprawdę powinnam tam być. Po śniadaniu zagadałam więc do niego:
- Jack...
Przysunął swoje krzesło i spojrzał na mnie zatroskanym wzrokiem gotowy wypytać o wszystkie dolegliwości jakie mogłabym mieć.
- Nie, nic mi nie jest! - dodałam więc szybko. - Chodzi o to, że na wschodzie królowa pewnej krainy organizuje bardzo ważny... zjazd wszystkich władców z okolicy.
Nie przerwał mi, więc mówiłam dalej:
- Otrzymałam oficjalny list z zaproszeniem. To naprawdę ważne, żebym tam była.
Westchnął i chwycił mnie za rękę.
- Kiedy? - zapytał.
- Jutro... - odrzekłam bardzo cicho, nie wiem dlaczego odczuwając wstyd za to co mówię.
Spojrzał na mnie i pocałował mnie.
- Jedź. Tylko weź ze sobą lekarkę... albo lekarza, albo najlepiej pięciu. - powiedział.
Uniosłam brwi.
- Zgadzasz się?
- Tak. - zaśmiał się.
- Jack! Dziękuję! Wezmę lekarzy! - zaśmiałam się również i przytuliłam go, ale po chwili odsunęłam się z niepewną miną. - Ale wiesz, że to może trwać nawet tydzień..? W każdy dzień dyskutujemy na inny temat i...
- Dobrze, dobrze. - uśmiechnął się. - Ale jeśli tylko poczujesz się gorzej... statek powrotny, rozumiemy się?
Kiwnęłam głową i przytuliłam go znowu.
Także cóż... jutro wypływam. Nie wiem ile dokładnie mnie nie będzie, ale z pewnością kilka dni. Zostawiam więc naszego bloga w opiece Ani, na czas kiedy będę poza Arendelle. Trzymajcie się ciepło :)



- Elsa.

piątek, 27 maja 2016

Dzień Matki :D

Hejo,
Ostatnio Elsa powiedziała mi że pytaliście, czy ja i Kristoff planujemy drugie dziecko, a więc miałam powiedzieć że nie, ale po Dniu Matki, przeprowadziłam z Kristoff' em poważną rozmowę, ale najpierw o wspomnianym już wcześniej Dniu Matki.
Rano gdy wstałam, spostrzegłam że nie ma Kristoff' a, a do mojego pokoju od razu weszła służąca z tacą na której były rogale, dżem i oczywiście czekolada :D
- Pan Kristoff, przyrządził wraz z małą Księżniczką śniadanie, a w łazience czeka już kąpiel i czyste ubrania, oraz proszą, aby Księżniczka, po śniadaniu i kąpieli zeszła na herbatkę do ogrodu.- powiedziała i wyszła, a ja zabrałam się za jedzenie, a później poszłam do wanny. Kiedy wyszłam uczesałam sobie jednego kłosa z tyłu i zrobiłam sobie delikatny makijaż, a potem zobaczyłam sukienkę, była to przepiękna zielona sukienka na ramiączkach do kolan z zieloną koronką od pasa w dół ( to na pewno nie była jakaś moja sukienka tylko za pewne prezent na Dzień Matki), a do kompletu były białe pantofelki na małym obcasiku, a na mojej toaletce leżała srebrna biżuteria ze szmaragdami i liścikiem " To nie jest na Dzień Matki i nie jest od Lenci, tylko od Tajemniczego Wielbiciela", założyłam biżuterię i wyszłam na korytarz, a tam zaczepiła mnie Elsa i powiedziała o waszym pytaniu, ale kiedy nie odpowiadałam uśmiechnęła się i poszła do gabinetu, a ja poszłam do ogrodu, gdzie czekała na mnie pyszna herbatka i ciasteczka. Później bawiliśmy się z Leną w ogrodzie, dopóki nie zrobiło się ciemno i wróciliśmy do pałacu. Lena była tak zmęczona że usnęła w ramionach Kristoff' a, jeszcze na korytarzu. On zaniósł ją do pokoju, a ja przebrałam się do koszuli nocnej i położyłam się do łóżka.
- Kristoff?- zaczęłam naszą " poważną rozmowę".
- Mhm.
- Bo wiesz, nie którzy zastanawiają się czy my myślimy o drugim dziecku.- chyba go zatkało, bo długo nie odpowiadał.
- Aniu, może jak Lena dorośnie.- odpowiedział w końcu.
- To znaczy, jak dorośnie?
- No jak będzie już prawie samodzielna, nie możemy zajmować się nią i noworotkiem, a poza tym teraz jeszcze Elsa urodzi i na pewno będzie jej potrzebna twoja pomoc.
- Ale nie cały czas.- trochę mnie wkurzyła ta wymówka.
- No dobrze, ale nie zapominaj że przy małym dziecku, zaczniesz zaniedbywać Lenkę.
- To ile mam czekać. Kristoff, ja chce mieć drugie dziecko!- wykrzyczałam mu to w twarz.
- Dobrze, już dobrze, pomyślimy o drugim dziecku, jak tylko Lena skończy dwa lata.- ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała, w końcu Lena ma dwa lata już za niedługo i z tą myślą poszłam spać.



- Anna

wtorek, 24 maja 2016

Odpowiedzi na Wasze pytania

Witajcie,
W dzisiejszym poście odpowiem na Wasze pytania (na te skierowane do mnie i na te, na które jestem w stanie odpowiedzieć).
1. Dwa razy zapytaliście czy Anna i Kristoff planują drugie dziecko - cóż, nie mogę Wam odpowiedzieć, bo nie mam zielonego pojęcia, ale może Ania w następnym poście coś Wam powie na ten temat :).
2. Również dwukrotnie kierowaliście swoje pytania do Jack'a, a mianowicie pytania dotyczące pokonania Mroka. Sama wiem na ten temat dokładnie tyle ile Wy, więc nie mogę Wam odpowiedzieć, a Jack (tu odpowiem poniekąd na kolejne pytanie dotyczące mojego kochanego męża) niestety raczej już nigdy nic nie napisze, nie wiem do końca dlaczego. Może spytam go o to w najbliższym czasie jak i o pokonanie Mroka.
3. Na szczęście kierowaliście również pytania do mnie :). Po pierwsze spytaliście, w którym miesiącu ciąży jestem. Otóż o ciąży dowiedziałam się na początku grudnia, a więc wychodzi na to, że to mniej więcej szósty miesiąc. Po drugie spytaliście czy mam pomysł na imiona dla dzieci (albo dziecka!). Otóż nie znam płci i postanowiłam, że nie chcę jej poznać, wolę mieć niespodziankę, toteż nie wiem czy zastanawiać się nad imionami żeńskimi czy męskimi. Oczywiście mam kilka ulubionych, ale sądzę, że ostatecznie ustalimy je wspólnie z Jack'iem, a może nawet Anną. Myślę, że mamy jeszcze czas na zastanowienia ale cały czas oczywiście jestem otwarta na Wasze propozycje :).
Cóż, to chyba wszystko, mam nadzieję, że odpowiedzi w miarę Was satysfakcjonują, jakby co to mówcie :).



- Elsa.

niedziela, 22 maja 2016

Wiosenne, ciepłe dni

Witajcie,
Wybaczcie, że długo nie odzywałyśmy się do Was, ale właściwie nie działo się nic zbyt godnego opisania. Pracowałam (bez wiedzy Jack'a), udzielałam audiencji i robiłam mnóstwo innych, nudnych, królewskich rzeczy. Anna za to razem z Kristoff'em i Leną obeszła chyba całe Arendelle. Cóż, nie dziwię się jej, pogoda zaczyna przybierać ciepły, chwilami nawet letni "charakter". Wraz z podwyższeniem temperatury, moja moc powolutku zaczyna słabnąć, ale nie bardzo się tym przejmuję. Po prostu śnieżynki, które wyczarowuję teraz topnieją trochę szybciej. Ale to nic, bo zawsze Jack wraz ze swoją laską jest blisko mnie i gdy robi mi się smutno na widok moich smętnych śnieżynek wyczarowuje mi wspaniałe lodowe bukiety i inne śnieżne cuda. Ogólnie - jest najukochańszy na świecie i spełnia wszystkie moje, choćby najmniejsze i najgłupsze zachcianki. Czasami mam lekkie wyrzuty sumienia, że za jego plecami siedzę nad papierkową robotą, czego z pewnością by nie pochwalił, ale... jestem królową, prawda?
Cóż, nie mam Wam za wiele do opisania, bo (na szczęście!) nic za bardzo się nie dzieje. Za to możecie zadać nam jakieś pytania w komentarzach, a ja, lub Ania postaramy się odpowiedzieć na nie w najbliższym poście - o ile nie zapomnimy. Takie... wynagrodzenie krótkich postów?
Tak czy inaczej - pytajcie śmiało ;)



- Elsa

PS Pamiętajcie, żeby przed każdym pytaniem napisać do kogo jest ono skierowane, bo się pogubimy :).

wtorek, 17 maja 2016

Bal, rozmowy i kąpiel

Witajcie,
Na ostatnim balu wszyscy bawiliśmy się niemal do rana i co wyjątkowo zaskakujące - nie przerwała go żadna katastrofa. Rano nasi przyjaciele wrócili do swoich domów, Anna wzięła się za usypianie Leny, a ja i Jack wykończeni tańcem, rozmowami i krótkimi przemowami do poddanych zasnęliśmy od razu w pięknych, balowych strojach. Obudziłam się pierwsza, koło czternastej. Poprosiłam jedną z służących o przygotowanie kąpieli, po czym na chwilę udałam się do siostry. Spała w bujanym fotelu, z córką na rękach, więc nie chciałam jej budzić. Już miałam wrócić do komnaty gdy zaczepił mnie Kristoff.
- Coś się stało? - zapytałam widząc jego przerażoną minę.
Pokręcił głową, ale po chwili kiwnął nią. Uniosłam brwi.
- Za chwilę dwudziesty szósty. - powiedział.
- No...
- Dzień Matki do jasnej ciasnej! - wrzasnął. - Muszę znaleźć coś dla Anny!
Przewróciłam oczami ze śmiechem.
- Powodzenia. - klepnęłam go w ramię po czym odeszłam zostawiając go z bezradną miną na środku korytarza.
Za niedługo Dzień Matki, no tak. Teoretycznie (i nawet praktycznie) nawet ja mogłabym już go obchodzić... Ale nie, trzymajmy się tego, że trzeba być matką w stu procentach. Być matką... Za niedługo naprawdę będzie mnie to dotyczyć. Czy naprawdę jestem na to gotowa? Pamiętam, że dopiero co przekonywałam Annę, że to ona sobie poradzi, ale... Sama już nie wiem.
Rozmyślając nad tym wszystkim sprawiłam przypadkiem, że woda w wannie pokryła się cienką warstwą lodu. Wyszłam więc i otuliłam się bawełnianym ręcznikiem. Nie mogę znów zacząć się zamartwiać, to może tylko pogorszyć sytuację.
Tylko skąd wiedzieć, że naprawdę... dam radę?



- Elsa.

sobota, 14 maja 2016

Ale co wy tu robicie?

Hejo,
Ostatnio nie pisałam, bo byłam zajęta przygotowaniem niespodzianki dla Jack' a i Elsy. Jak już wiecie oni mieli rocznicę ślubu, więc postanowiłam dać im ten dzień, aby spędzili go tylko we dwoje, a ja zajęłam się królestwem i zaprosiłam naszych przyjaciół, aby świętowali tę rocznicę z nami. I kiedy wczoraj przyjechali Jack i Elsa byli w nie małym zdziwieniu.
- Witajcie, ale co wy tu robicie?- przywitała się Elsa.
- Przyjechaliśmy na waszą pierwszą rocznicę ślubu.- powiedziała Merida.
- I tak jak to było rok temu, panowie idą przygotować się sami, a my idziemy do twojej sypialni przygotować się na wieczorny bal.- powiedziałam i już nas nie było. Wszystkie cztery ubrałyśmy się odświętnie, ja uczesałam i umalowałam Elsę, Astrid i Meridę.
- A co z dziećmi?- zapytałam Astrid trzymając Veronicę.
- Na razie pójdą z nami, ale jak zrobi się późno to pójdziemy je uśpić, a w pokoju Leny przygotowałam łóżeczko dla Veronici.
- To wspaniale.- i wszystkie wyszłyśmy do sali tronowej, która była już ładnie urządzona, był parkiet i stoliki z jedzeniem i piciem.
- Anno, kogo jeszcze zaprosiłaś?- zapytała Elsa.
- Nikogo, będziemy tylko my.
- I po to tyle jedzenia?
- Na całą noc Elso.- poczekałyśmy na panów, a kiedy do nas dołączyli przyniosłam tort i zaczęła się zabawa.



- Anna

wtorek, 10 maja 2016

Rok...?

Witajcie,
Wczoraj rano obudziła mnie Anna.
- Elso... wiem, że chcesz na pewno odpocząć tylko...eee... chciałam się spytać czy o czymś nie zapomniałaś.
Uniosłam brwi i ziewnęłam.
- Dziewiąty maja. - szepnęła zerkając na śpiącego obok Jack'a.
Uniosłam brwi jeszcze wyżej. Anka trzasnęła się w czoło. Nagle coś wpadło mi do głowy. Ciemny poranek, właściwie prawie noc. Anna. Czekanie. Astrid, Merida. Suknia. Radość, ale i strach. Czekanie. Kaplica. Największa radość życia.
- O... - zakryłam usta dłonią.
Ania kiwnęła głową po czym wyszła. Siedziałam przez chwilę bez ruchu. Rok? Dwanaście miesięcy? Minął już rok? Nie...
Już rok jesteśmy małżeństwem. Po cichu wstałam i zajrzałam do szafy. Suknia wisiała dalej w tym samym miejscu, gdzie powiesiłam ją rok temu. Nadal równie piękna. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Śnieżynko. - usłyszałam nagle głos Jack'a tuż za sobą, podskoczyłam ze strachu.
Objął mnie od tyłu i musnął moją szyję ustami.
- To już naprawdę rok? - zamruczał.
- Chyba tak. - zaśmiałam się.
- To może... - odwróciłam się, a Jack uśmiechnął figlarnie. - ...wybrałabyś się ze mną do pewnego specjalnego miejsca? 
Jakiś czas później zawiązał mi oczy i zaprowadził dokądś. Następnie pozwolił mi patrzeć. Staliśmy przed niedużą restauracją. Pamiętam to miejsce.
- Nasza pierwsza randka. - parsknęłam śmiechem.
- Jakże udana. - dodał Jack wyszczerzając do mnie zęby. - Zapytałem cię...
- Czy chcę pójść z tobą w krzaki. - dokończyłam. - A cóż by innego.
Potem zjedliśmy po porcji "świeżej Algidy prosto z drzewa :)" jak za dawnych czasów i cały czas gadaliśmy o...krzakach. Tak czy inaczej... nie mogę uwierzyć, że to już rok. A wy?



- Elsa.

sobota, 7 maja 2016

Nareszcie...

Witajcie,
Siedziałam w pokoju przez okropnie długi czas. Najbardziej denerwowało mnie to, że nic nie słyszałam, zupełnie nic. Czy będą walczyć tak do końca świata? Czy Mrok już ich pokonał i zaraz mnie znajdzie? Nie. Nic takiego się nie stało.
Drzwi w końcu uchyliły się powoli. Wstałam od razu gotowa na zupełnie wszystko - atak, ucieczkę, radość, płacz...
Do pokoju wszedł Jack. Był cały i zdrowy. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, a ja od razu wiedziałam, że tym razem to naprawdę on. Bez względu na to co miał mi do przekazania podbiegłam do niego i przytuliłam go czule. Odwzajemnił uścisk, po czym pocałował mnie w czubek głowy.
- Pokonaliśmy go. Nie ma już Czarnego Pana. - powiedział.
Uśmiechnęłam się nie wypuszczając go z objęć. Zrobiłam to dopiero po kilku minutach.
- Co teraz? - zapytałam.
- Wracamy do domu. - uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
I tak wkrótce wsiedliśmy na sanie Mikołaja i ruszyliśmy do Arendelle. Ciągle ciężko mi uwierzyć, że Mrok po prostu został pokonany, że nigdy już nie wkradnie się w moje sny. Ale pewnie z czasem zdołam przyjąć to do wiadomości i znów cieszyć się wszystkim co mnie otacza.
Nareszcie wszystko wróci do normy.



- Elsa. 

środa, 4 maja 2016

Obowiązki, obowiązki i zamartwienia

Hejo,
Przepraszam was że nie pisałam, ale znów zajmowałam się królestwem i Leną, ponieważ Kristoff pilnie wyjechał do trolli. Cały dzień zajmowałam się królestwem i Leną, a wieczorami zamartwiałam się o Elsę i Jack' a, siedziałam w ich sypialni i czytałam listy od Elsy, obiecując sobie że odpiszę na następny dzień, ale byłam zbyt zajęta.
- Księżniczko, ludność chce się z tobą widzieć.- powiedziała służąca wchodząc do mojej sypialni.
- Niech zbiorą się na dziedzincu.- powiedziałam i zaczęłam się ubierać.- Drodzy poddani, wiem tylko tyle że królowa jest bezpieczna i nic jej nie grozi, ale nie jest pewna co z królem, ponieważ nie są ukryci w jednej kryjówce.
Po południu siedziałam prz dokumentach i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam, wiem że przyszała jedna ze służących i pomogła mi przejść do sypialni.



- Anna

poniedziałek, 2 maja 2016

Bezpieczne miejsce...?

Witajcie,
Podbiegłam do drzwi. Stał w nich Jack.
- Elso... - odezwał się słabym głosem i objął mnie.
Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam uścisk.
- Co z Mrokiem? - zapytałam. - Gdzie wszyscy inni?
- Oni... - zawahał się. - ...nie żyją.
- Co ty mówisz.. - zakryłam usta dłońmi.
Spuścił wzrok i pokręcił głową.
- Mrok jest za silny. Zdołałem uciec w ostatnim momencie. Musimy uciekać.
Chciał znów mnie objąć, ale odsunęłam się lekko.
- Elso, nie wygłupiaj się, nie ma czasu. - odezwał się.
Spojrzałam mu w oczy. Nie, to nie były te same oczy. Nie było w nich wesołych, lodowych iskierek. Nie było w nich miłości.
- Wezmę cię w bezpieczne miejsce. - dotknął mojego brzucha patrząc mi w oczy.
- Nie dotykaj mnie. - odepchnęłam go. - To nie ty... ty....
W tym momencie Jack przestał wyglądać jak Jack. Ogarnęła go czarna mgła i po chwili stał przede mną Czarny Pan.
- Co z nim zrobiłeś?! - krzyknęłam.
Zaśmiał się upiornie. Bez zastanowienia posłałam w jego stronę lodowy strumień. Dosięgnął go, Mrok rozpłynął się w powietrzu. Wiedziałam jednak, że jest o wiele za silny, aby coś takiego mogło go powstrzymać.
- Pokaż się. - wycedziłam. - Po coś tu przylazł?
- Przyszedłem, Elso, aby zabrać cię w bezpieczne miejsce. - usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak uśmiecha się strasznie. Byłam gotowa przymrozić go do podłogi, ale wiedziałam, że się na to nie nabierze.
- Bezpieczne miejsce? - zadrwiłam. - Co może cię obchodzić moje bezpieczeństwo?
- Och, Elso, już to przerabialiśmy, powinnaś była wiedzieć. - machnął ręką ze zniecierpliwieniem. - Chcę dać szansę tobie i twojemu dziecku. Niech rozwija się od początku tak jak powinno. Zadbam aby jego moc...
W tej chwili usłyszeliśmy trzask otwieranych drzwi.
- Zostaw ją w spokoju!! - usłyszałam Jack'a i po chwili rozdzielił mnie i Mroka.
Za nim nabiegli pozostali Strażnicy. Piasek podleciał do mnie szybko i pociągnął mnie za rękę.
- Musisz się ukryć, Piasek cię zaprowadzi. - rzucił do mnie Mikołaj po czym stanął obok Jack'a, tak samo jak Zając Wielkanocny i Wróżka Zębowa.
Piaskowy Ludek zaprowadził mnie kilka poziomów na dół do jednego z pokoi. Pokazał mi abym tu została, po czym odleciał.



- Elsa.

sobota, 30 kwietnia 2016

Niech oni już wrócą. Błagam.

Witajcie,
Jak wiecie od kilku dni siedzę na Biegunie Północnym. Jeszcze do wczoraj nie miałam zupełnie żadnych wieści od Jack'a, ani od żadnego ze Strażników, toteż możecie wyobrazić sobie moje przerażenie. Praktycznie nie wychodziłam z przyznaczonej mi sypialni. Starałam się spać - we śnie nie mogę myśleć-, ale sen nie przychodził łatwo, szczerze nie spałam prawie wcale. A nawet gdy udało mi się zmrużyć oczy, śniły mi się koszmary tak straszne, że zrywałam się z nich z krzykiem. Wiedziałam, że nie jestem tu sama - Mikołaj ma mnóstwo pomocników i pracowników, yeti i elfy, ale wiedziałam, że oni mi nie pomogą. Potrzebowałam Jack'a. Czułego uścisku. Pisałam wiele razy do Anny z zapytaniem co w Arendelle, ale nie odpisała. Zapewne zajmuje się królewskimi sprawami, albo Leną.
Tak czy inaczej, byłam samotna i przerażona. Gdy wczorajszego wieczoru przyniesiono mi list chwyciłam go rozentuzjazmowana i usiadłam przed kominkiem. Rozerwałam kopertę, która pokryła się szronem.


Droga Elso, 
Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, aby zaskoczyć Mroka w jego kryjówce. Jack poszedł z Piaskiem, a ja, Zając i Ząbek zostaliśmy z przodu. Od dłuższego czasu nie mamy od nich wiadomości. Nie wrócili. Dziś pójdziemy za nimi, postaramy się ich znaleźć. Poinformujemy Cię o przebiegu zdarzeń. 

                                                                                             - North 


Rozdzielili się. Poszli osobno. Kto wpadł na ten pomysł?! Dlaczego?! Dlaczego Jack... Jack zniknął. Nie mają od niego wiadomości. Nie wrócił.
Ukryłam twarz w dłoniach. List tylko pogłębił moje obawy. Niech oni już wrócą. Błagam.
W tej chwili usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi.



- Elsa.

wtorek, 26 kwietnia 2016

Dni oczekiwania..

Witajcie,
Od kilku dni spędzam całe dnie i noce szwendając się po korytarzach ogromnego domu Mikołaja. Jack przyleciał po mnie w piątek, a później mogliśmy spędzić weekend razem. Przez większość czasu tuliłam się do niego mocno, a on powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Gdybym tak po prostu potrafiła w to uwierzyć. Gdybym tak po prostu potrafiła uwierzyć, że pokona Czarnego Pana i wróci do mnie cały i zdrowy. Niestety mimo, że byłam pełna obaw, musiałam.. po prostu pozwolić mu odlecieć. W poniedziałek rano wszyscy Strażnicy zebrali się, naradzili krótko, wsiedli do sań Northa i odlecieli.
- Śnieżynko... - zaczął Jack gdy zobaczył moją - zapewne bladą jak ściana - twarz, gdy wyszłam się z nim pożegnać.
Nie powiedziałam nic, tylko objęłam rękami jego szyję i oparłam czoło o jego pierś.
- Widzimy się za... - zastanowił się chwilę nie przestając uśmiechać się lekko. - Kilka dni? Bardzo niedużo. Dasz sobie radę, na pewno. Problem w tym, że... - podniosłam na niego wzrok. - ...ja mogę nie dać.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go, a on od razu czule odwzajemnił pocałunek. Następnie dotknął mojego brzucha.
- Opiekuj się mamą. - szepnął.
Posłał mi ostatnie, pełne miłości, ale też trochę chytre (jak na Jack'a przystało) spojrzenie i wskoczył na sanie. Stałam w śniegu tak długo, aż czarny punkcik na niebie zupełnie nie zniknął, po czym wróciłam przed kominek. I tak zaczęły się okropne, pełne napięcia dni oczekiwania...



- Elsa.

czwartek, 21 kwietnia 2016

List z Bieguna.

Witajcie,
Jack'a nie ma. Nie ma go.. i nie ma. Ta myśl krąży po moim umyśle przez ostatnie dni. Z początku skupiałam się na pracy i obowiązkach z całych sił, żeby odciągnąć myśli od strasznych wizji. Na szczęście gdy zaczęłam znów popadać w lekką depresję, przyszedł list. List z Bieguna Północnego.



Kochana Śnieżynko,
Po pierwsze - nie, nic mi nie jest i ani mi się waż się zamartwiać!! 
Po drugie. Strażnicy obiecali mi, że pomogą raz na zawsze rozprawić się z Mrokiem. Tak więc stoczymy z nim bitwę, z pewnością. Ale nie będę sam. 
I po trzecie - North proponuje, abyś dla dobra Twojego i dziecka "przeniosła się" na jakiś czas tutaj, na Biegun. Mieszkałabyś sobie spokojnie w jego domu przez czas, w którym my zniszczymy Mroka. Całe to miejsce jest chronione bardzo potężną magią samego Księżyca, więc nie ma najmniejszych szans, żeby coś Ci tam zagrażało. 
Odpisz szybciutko co o tym myślisz i nie zamartwiaj się!!
Ch.w.k., 

                                                                                              Jack 


Uśmiechnęłam się nad kartką i odpisałam krótko, że się zgadzam. Teraz zostaje mi znów czekać na odpowiedź.




- Elsa.