czwartek, 31 lipca 2014

Rzeczy jakie może spowodować przyjazd kuzynki.

Witajcie,
Dziś obudziło mnie pukanie do drzwi sypialni. Szybko włożyłam szlafrok i otworzyłam.
- Wasza Wysokość, przepraszam, że.... proszę się nie pchać! Przepraszam, że przeszkadzam, ale...
W drzwiach stał jeden  lokai usiłując nie dopuścić Roszpunki do mojej sypialni. 
- Proszę ją wpuścić. - powiedziałam.
Lokaj odszedł, a do mojej komnaty wparowała Roszpunka w różowej koszuli nocnej i kapciach. W ręku ściskała jakąś kartkę.
- Czego chcesz? - zapytałam specjalnie tak jak ona wczoraj.
- Mama napisała, że masz mnie oprowadzić po tym waszym Arencośtam. - odrzekła wymachując jak się okazało listem.
Przewróciłam oczami. Nie miałam najmniejszej ochoty włóczyć się z wkurzającą kuzynką po królestwie. Nic jednak nie powiedziałam tylko sięgnęłam do szafy po sukienkę i buty.
- To co, idziemy? - zapytała Roszpunka oglądając perfumy stojące na kominku.
- Chyba najpierw muszę się ubrać, prawda? - odpowiedziałam. - I Tobie też by się to przydało. Chyba, że wolisz przedstawić się miejscowym w piżamie.
- Będę czekać w holu. - odwarknęła kuzynka zatrzaskując drzwi.
Pięć minut później byłam gotowa. Z niechęcią założyłam długie, białe rękawiczki pasujące do biało-niebieskiej sukienki i zeszłam na dół. Przy drzwiach wejściowych stała już Roszpunka. Ubrała fioletowo-żółtą sukienkę, żółte lakierki, a na głowie miała ogromny, różowy kapelusz. Widząc mnie tupnęła nogą i zawołała:
- No, ile można czekać!
- Żeby wyglądać dobrze, trzeba się trochę do tego przyłożyć. - odrzekłam spokojnym tonem stając obok niej.
Nagle usłyszałyśmy z piętra wyżej głos Anny:
- Chodź głupku! Musisz coś zjeść, ciągle tylko siedzisz w tym pokoju!
- Eem....chodź już. - powiedziałam szybko i spróbowałam pociągnąć kuzynkę na zewnątrz, ale ona stała niewzruszona nasłuchując.
Tym czasem usłyszałyśmy drugi głos, tym razem męski:
- A jak ona tu gdzieś jest? Zwariowałaś, to za duże ryzyko!
Był to głos Jack'a. Jeśli zaraz Roszpunka nie znajdzie się na zewnątrz zobaczy go!
- No chodź! - spróbowałam lekko ją wypchnąć.
- Uspokój się. Miałam poznać tubylców. Więc właśnie chcę to zrobić. - odrzekła wpatrując się w wyjście korytarza u góry schodów.
- Ale to nie są tubylcy! To są...służący! Nic ciekawego! - powiedziałam czując chłód narastający w całym ciele.
Nagle na schodach pojawiła się Anna. Za sobą wciągnęła w pole widzenia Roszpunki Jack'a. W jednej chwili zrobiło się niemałe zamieszanie.
- Jack?!
- Roszpunka?!
- Elsa?!
- Anna?!
Ania chciała wciągnąć Jack'a do najbliższej komnaty, ale Roszpunka była szybsza. W jednej chwili podbiegła do Jack'a przytuliła go mocno, a Annę odepchnęła tak mocno, że potknęła się i prawie spadła ze schodów.
- Aniu! - krzyknęłam podbiegając do siostry. - Nic ci nie jest?
- Zajmij się lepiej tą małpą! - krzyknęła Anna.
Odwróciłam się. Jack nic nie mógł zrobić.
- Zostaw go! - wyrwało mi się i przy okazji zamroziłam kilka schodków. Słysząc to Roszpunka ścisnęła Jack'a jeszcze mocniej, zbliżyła do jego twarzy usta i...pocałowała go mocno. Poczułam jak krew w żyłach całkiem mi się zmroziła, jak stopy prawie dosłownie przymarzają mi do schodka, jak głos odmawia mi posłuszeństwa, jak ziemia osuwa mi się spod nóg. W jednej chwili z spod sufitu zaczął padać gęsty śnieg. Anna usiłowała odciągnąć Roszpunkę. Ja patrzyłam tylko i wyłącznie na Jack'a. Nie wyrywał się. Po prostu odwzajemnił pocałunek. Patrzyłam jak zmrużył oczy zupełnie gdy całował się ze mną. Poczułam się strasznie. Oczy wypełniły mi się łzami. Nagle z korytarza nadbiegł Kristoff.
- Co tu się... - zaczął, ale widząc odpowiedź na jego pytanie znieruchomiał z zaskoczenia. A tak naprawdę nie wiem z czego. Ale w tamtej chwili w ogóle mnie to nie obchodziło. Nic mnie nie obchodziło. Tylko to, że właśnie mężczyzna moich marzeń całuje się z moją kuzynką. Na moich oczach. A ja jestem taka bezradna, nic nie mogę zrobić...
Roszpunka przerwała pocałunek. Pociągnęła Jack'a na dół pokazując mi język i wybiegli z zamku. Ja stałam dalej w tej samej pozycji. Lodowate łzy spływały mi po policzkach. Śnieg przestał padać. Pierwsza podeszła do mnie Anna. Podeszła, a raczej podbiegła. Przytuliła mnie jak najmocniej potrafiła i wyszeptała mi na ucho:
- Nie płacz, siostrzyczko.
Odwzajemniłam uścisk. Anna była teraz jedyną osobą, która mogła śmiało powiedzieć, że ją kocham.

- Elsa.

środa, 30 lipca 2014

Nie mogę pozwolić żeby Roszpunka ją skrzywdziła.

Witajcie,
Nie wiem jak Wam, ale mi minęła strasznie ciężka i męcząca noc. Wszystko dlatego, że za ścianą "spała" Roszpunka. Około północy usłyszałam z pokoju obok huk. Przestraszyłam się, że postanowiła się zabić, bo Jack "wyjechał" więc szybko pobiegłam do jej sypialni. Drzwi były zamknięte na klucz.
- Co ty tam wyprawiasz?! - krzyknęłam.
Brak odpowiedzi. Po chwili ze schodów zbiegła Anna z Kristoff'em.
- Co się dzieje?
- Nie wiem. - odrzekłam na pytanie siostry. - Roszpunka coś kombinuje.
Kristoff zadudnił w drzwi swoją ogromną dłonią.
- Wyłaź!
Z głębi pokoju dobiegł nas głos Roszpunki:
- Co to, jakiś napad?
- Nie, chcę tylko wiedzieć co robisz w środku nocy zamiast spać! - powiedziałam bezskutecznie naciskając na klamkę.
- Otwieraj to! Już! Nie słyszysz, że królowa wydała rozkaz?! - warknął Kristoff.
Z korytarza nadszedł Jack w piżamie i rozczochranych włosach, w ręku trzymał laskę.
- Co tu się dzie-eeee-je? - ziewnął.
Z pokoju Roszpunka znów się odezwała:
- Czy ja słyszę głos Jack'usia?
Anna szybko powiedziała:
- Nie, nie. Ja tylko mam lekką chrypkę...
Podbiegłam do Jack'a i zasłoniłam mu usta dłonią.
- To Roszpunka. - szepnęłam mu do ucha.
On kiwnął głową i wrócił do pokoju. Po chwili kuzynka otworzyła drzwi. Wyglądała...nie wiem jak to nazwać. Miała na całej twarzy zieloną maseczkę, na oczach dwa pomidory, na głowie rozbitego arbuza, spod którego wystawały jej króciutkie włosy zakręcone na papilotach, ubrana była wyłącznie w różową bieliznę. Stanęła w drzwiach, ściągnęła pomidory z oczu i zapytała:
- Czego chcesz?
- Tylko... - zaczęłam, ale Anna mi przerwała kładąc ręce na biodrach:
- Ej, ty! Zwracaj się grzecznie do królowej.
Roszpunka uniosła brwi i prychnęła pogardliwie:
- Ty lepiej nic nie mów skoro masz taką straszną chrypkę.
- Co robisz w środku nocy zamiast spać? - zapytałam.
- Nie wasza spra... - zaczęła kuzynka, ale widząc groźne miny Kristoff'a i Anny dodała - Chciałam przemeblować ten okropny pokój i zrobić sobie tu małe spa.
- Spa?! - krzyknęłam przy okazji wypuszczając z rąk kilka śnieżynek z rąk, na szczęście Roszpunka ich nie zauważyła.
- No...Tobie by się na pewno przydało.
W tym momencie Anna przepchnęła się między nami i popchnęła Roszpunkę.
- Nie obrażaj mojej siostry ty... chultaju!!! - krzyknęła.
Ona tylko zrobiła wściekłą minę i zatrzasnęła nam drzwi przed nosem.
- Anuś... - przytuliłam siostrę. - Dziękuję, że mnie bronisz, ale z nią lepiej nie zadzierać.
- Z nami też nie! - powiedziała Anna na tyle głośno, żeby usłyszała to Roszpunka.
W tym momencie nadleciał Jack.
- Co się stało? - szepnął.
- Chodźcie. - pociągnęłam wszystkich do swojego pokoju. Tam opowiedzieliśmy wszystko Jack'owi.
- Też bym tak zrobił. - powiedział klepiąc Annę po plecach.
Siostra uśmiechnęła się.
- Teraz mamy przechlapane. - powiedziałam. - Będzie się na nas mścić, a przede wszystkim na Tobie, Aniu.
- Trudno. - ucięła Anna. - Najważniejsze, żeby nie obrażała mojej kochanej siostrzyczki. - i przytuliła się do mnie mocno.
Z drugiego końca łóżka Jack i Kristoff zaczęli udawać, że wymiotują, ale Anka tylko pokazała im język i przytuliła się z powrotem. Nie mogę pozwolić żeby Roszpunka ją skrzywdziła.

- Elsa.

wtorek, 29 lipca 2014

Początek ciężkich czasów....

Witajcie,
Wczoraj rano wstałam bardzo wcześnie, aby przygotować się na przyjazd kuzynki. Ubrałam się szybko, związałam włosy w warkocz, nałożyłam codzienny makijaż i pobiegłam cichutko do sypialni Jack'a. Umówiliśmy się, że musimy go ukrywać żeby Roszpunka go nie spotkała. Nie mieliśmy zamiaru wysłuchiwać jej słodkich gadek. Kiedy weszłam Jack także już nie spał. Był tylko w piżamie.
- Dobrze, że już przyszłaś. - powiedział całując mnie w policzek. - Nie wiemy o której zamierza przyjechać.
- Tak, wiem. Więc ubieraj się szybko.
Jack podszedł do niedużej szafy.
- Trzeba powiedzieć Annie i Kristoff'owi, żeby mówili jej, że nie wiedzą gdzie jestem. - powiedział wciągając brązowe spodnie.
- Powiedziałam Annie, że jakby co wyjechałeś. Pewnie powie Kristoff'owi.
Jack kiwnął głową i po chwili powiedział sięgając po laskę:
- Jestem gotowy.
Cichutko wyszliśmy na korytarz. Nagle usłyszeliśmy jak ktoś dudni we wrota. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. Następnie Jack wyleciał przed okno - miał się gdzieś schować. Ja skręciłam na schody i po chwili otworzyłam drzwi. Stała za nimi Roszpunka. Miała na sobie różowo-fioletową sukienkę z wzorkami na dole, różowe buty na lekkim obcasie i wielki fioletowy kwiat w ciemnych, krótkich włosach.
- Cześć, kuzynko. - powiedziała.
- Cześć. Wejdź proszę.
Weszła do środka i od razu zapytała:
- Gdzie jest Jack?
- Wyjechał. - odrzekłam. - Chodź, zaprowadzę Cię do Twojego pokoju.
Roszpunka przekrzywiła krytycznie głowę przypatrując się mojej niebieskiej sukience.
- Wiesz, że cekiny wyszły z mody? - powiedziała kładąc ręce na biodrach.
Przewróciłam oczami.
- Przykro mi Punciu, ale to nie są cekiny. I nie pytaj co, bo i tak nie uwierzysz.
Roszpunka nie wiedziała o mojej mocy. Dlatego wybałuszyła oczy ze zdziwienia, ale po chwili powiedziała:
- Warkoczy od dawna się nie...
- Może pokażę Ci pokój. - ucięłam chłodnym tonem i pociągnęłam kuzynkę na górę.
- Ale...kiedy wróci Jack? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Za... - zaczęłam z pustką w głowie. - ...trzy dni.
Roszpunka poprawiła kwiatek we włosach.
- Okej, zostanę.
- Słucham?! - wyrwało mi się, ale szybo się opanowałam. - Znaczy...no, cóż...dobrze.
Dotarłyśmy do ciemnych drzwi zaraz przy jadalni. Otworzyłam je zachęciłam gestem kuzynkę do wejścia środka.  Sama zatrzymałam się w drzwiach i powiedziałam:
- Oto twój pokój. W dzień możesz chodzić po całym zamku, ale w nocy nie chcę Cię widzieć poza tym łóżkiem. - wskazałam na duże łóżko pod ścianą.
Roszpunka zrobiła buntowniczą minę:
- A niby z jakiej racji mi zabraniasz?!
- Wyobraź sobie, że jestem tu królową. - odpowiedziałam i wyszłam zamykając głośno drzwi.
Wiem, że potraktowałam ją trochę za ostro, ale chciałam jej pokazać, że to moje terytorium i, że ona nie ma tu żadnej władzy. Inaczej na pewno źle by się skończyły jej odwiedziny. Szybko poszłam do pokoju Anny.
- Aniu, Roszpun... - zaczęłam, ale po chwili zobaczyłam, że siostra jeszcze śpi. Obok niej było na łóżku puste miejsce - to znaczy, że Kristoff już wstał. Podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju, obok śpiącej słodko siostry. Pogładziłam ją delikatnie po włosach. Jakby ją obudzić? Jack zawsze obsypywał mnie śniegiem, czy coś takiego, ale nie wiem czy Anna nie dostanie zawału.
- Anuś... - szepnęłam. - Wstań, Roszpunka przyjechała. - Siostra tylko przytuliła się do mojej ręki i jęknęła przez sen:
- Jeszcze....chwilę....kochanie...
Uznałam, że nie warto jej teraz budzić i wyszłam po cichu. Nagle ktoś za mną krzyknął na pół zamku:
- Bu!
Odwróciłam się automatycznie. Za mną stała Roszpunka.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Co robiłaś w sypialni siostry?
- Nie Twoja sprawa. - odrzekłam zawracając do swojej sypialni. Kuzynka zaczęła iść za mną.
- A gdzie Jack wyjechał? -zawołała z trudem dotrzymując mi kroku.
- Nie powiem Ci.
- Czemu?
- Bo taka jest moja wola. - powiedziałam stając przed swoim pokojem. - A teraz zostaw mnie w spokoju.
I zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.

- Elsa.

niedziela, 27 lipca 2014

List od "ukochanej Cioci".

Witajcie,
Wczoraj trochę posprzeczałam się z Roszpunką i jej matką. W dodatku słysząc po co mnie wezwały postanowiłam od razu rano wrócić do Arendelle. Anna czekała na mnie przed pałacem. Gdy tylko mnie zobaczyła podbiegła do mnie i nie wypuszczała z uścisku przed pięć minut. Potem razem z Jack'iem i Kristoff'em wyszliśmy na spacer. Wszystko było cudowne dopóki nie przyszedł list od ciotki.

Droga Elso,
Przykro nam, że nic nie mówiąc wyjechałaś. Myślę jednak, że przemyślałaś swoje zachowanie i nie będziesz więcej przeszkadzać Punci i Jack'owi w związku. Moja córka jutro odwiedzi Was aby zobaczyć się z Jack'iem. Od razu uprzedzam: nie wypraszaj jej. Jest Twoją kuzynką, Elso! Zachowaj się jak miła i gościnna królowa i pozwól młodej, przesłodkiej parze spędzać ze sobą mile wakacje.
Mam nadzieję, że spełnisz moje prośby,

                                                                                       Twoja ukochana Ciocia. 

Gdy tylko zobaczyłam, że Roszpunka ma jutro nas odwiedzić... pomyślałam, że na pewno tego nie wytrzymam. Jack uznał, że musi się gdzieś schować, ale nie wiem czy to się uda. Zobaczymy co przyniesie poranek...

- Elsa.  

sobota, 26 lipca 2014

Wezwanie w "pilnej" sprawie.

Witajcie,
Wierzcie mi lub nie, ale dziś także niestety nie piszę do Was z Aredelle. Wczoraj wróciłam tam z Jack'iem, ale prawie natychmiast musiałam znów wyjechać. Zastał mnie bowiem list od matki Roszpunki, abym natychmiast odwiedziła ich królestwo - Coronę. Nie miałam najmniejszej ochoty tego robić. Były ku temu trzy powody:
1. Roszpunka - czyli moja "ukochana" kuzynka podrywająca mi chłopaka,
2. Byłam okropnie zmęczona,
3. Obawiałam się powodu, przez który moja ciotka nagle postanowiła mnie wezwać.
Jednak muszę być dobrą i sumienną królową. Zmusiłam się do wykonania polecenia (lub prośby, czy też rozkazu) królowej Corony i rano dotarłam na miejsce. Jack chciał oczywiście mnie...cóż, ja to nazwać...podwieźć, ale miałam dość podróży tego typu i posłałam po prostu po karocę.
Kiedy dziś około ósmej stanęłam u wrót wielkiego pałacu ciotki pomyślałam, że tak naprawdę widziałam ją przecież raz czy maksymalnie dwa razy w życiu. Była na mojej koronacji, a tak porozumiewałyśmy się bardzo rzadko i tylko listownie. W dodatku na koronacji widziałam ją przed balkon, na dziedzińcu, a ona pewnie mnie nie. Dlatego trochę obawiałam się co zrobi gdy mnie zobaczy. Weszłam jednak do środka pewnym krokiem i po kilku minutach odnalazłam królową w sali tronowej. U jej boku siedziała niestety Roszpunka. Gdy tylko mnie zobaczyła zadarła wysoko głowę, jakby chciała mi pokazać, że jest ode mnie...ważniejsza? Jej matka natomiast podbiegła do mnie z uśmiechem, przytuliła mnie i zawołała radośnie:
- Och, Elsuś! Jak ty wyrosłaś! Jesteś teraz taka śliczna i...naprawdę pannica niczego sobie!
- Eem... cześć ciociu. - wyjąkałam. - Czemu mnie wezwałaś?
Ciotka odsunęła się trochę, zmierzyła mnie wzrokiem od dołu do góry i powiedziała:
- Puncia mówiła, że jesteś niegrzeczna! Flirtujesz z jej chłopakiem! Oj, nieładnie.
Przeanalizowałam jej słowa. Oczywiście chodziło jej o Roszpunkę. Na pewno jej coś nazmyślała o Jack'u.
- To nieprawda. - odrzekłam spokojnie. - Jack jest moim chłopakiem, to ona z nim fli...
- Słuchaj Elsuś. - królowa przybrała srogą minę. - Masz przestać się z nim zadawać. Nie mogę pozwolić, żeby Puncia była smutna przez moją niewychowaną siostrzenicę!
Jej ostatnie słowa wprawiły mnie we wściekłość. Ciotka traktuje mnie jak nastolatkę! I w dodatku jakąś rozwydrzoną! Na szczęście miałam ubrane rękawiczki. Inaczej na pewno zamroziłabym coś w pobliżu.
- Idź teraz do komnaty na drugim piętrze. - ciągnęła ciotka. - I wszystko przemyśl.
Odeszłam trzaskając drzwiami.

- Elsa.

piątek, 25 lipca 2014

Odwiedziny u znajomego.

Witajcie,
W środę wieczorem obiecałam Jack'owi, że do niego przyjdę. Tak więc zrobiłam. Zapukałam cichutko w drzwi, aby nikogo nie obudzić. Jack otworzył mi i weszłam do środka. Balkon był otwarty.
- Słuchaj Elso... - zaczął Jack. - Tak sobie pomyślałem, że mogłabyś odwiedzić ze mną znajomego.
Trochę mnie zatkało.
- Ja? Znajomego? Jakiego znajomego?
Jack uśmiechnął się.
- Nie martw się, jest naprawdę sympatyczny. To nie Roszpunka, ani Wróżka.
Odetchnęłam z ulgą.
- No...czemu nie... - powiedziałam.
- Super! - Jack złapał mnie za rękę (w drugiej trzymał laskę) i poprowadził na balkon.
- Przytul się do mnie mocno. - powiedział.
Przytuliłam Jack'a jak najmocniej w duchu już żałując, że się zgodziłam. Jack wszedł na kamienną balustradę, odbił się i... zamknęłam oczy ze strachu, ale po chwili poczułam lekki, chłodny wietrzyk rozwiewający mi włosy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam daleko w dole las.
- J-Jack... - wyjąkałam nie rozluźniając uścisku. - Jesteśmy tak wysoko...nie spadniemy...?
- Nie jeśli mnie nie udusisz. - zaśmiał się Jack.
Lecieliśmy bardzo długo. Wiatr robił się coraz zimniejszy i mocniejszy. Lasy zniknęły, a zamiast nich pojawiły się góry pokryte śniegiem. Już myślałam, że usnę, ale na szczęście Jack powiedział zniżając się:
- Już bardzo blisko.
W końcu wylądowaliśmy. Staliśmy przed ogromną budowlą prawie w całości pokrytą śniegiem.
- Jack... co to jest?
- Spokojnie. - Jack zapukał w ogromne wrota.
Przez chwilę nikt nam nie otwierał. Po jakichś dwóch minutach drzwi otworzył ogromny mężczyzna z siwą brodą ubrany na czerwono. Widząc nas zaśmiał się i powiedział:
-  No witam, witam Jack! Co Cię tu sprowadza?
- Wpadłem w odwiedziny. Chciałem kogoś oprowadzić. - odrzekł Jack.
Mężczyzna odchrząknął i powiedział:
- Hmm...kim jest ta piękna dama?
- Eem...jestem Elsa. - odpowiedziałam szybko.
- Jest królową Arendelle. - dodał Jack obejmując mnie żeby dodać mi otuchy.
Starzec znów zaśmiał się.
- Królowa, a jakaś taka nieśmiała! Chodźcie, pewno Wam zimno. No, albo przynajmniej Tobie, Elso.
Weszliśmy do środka. Jack wyszeptał mi na ucho:
- To Święty Mikołaj. A to jego...dom.
Korytarz, którym szliśmy był naprawdę niewyobrażalnie wielki. Ściany pokryte czerwono-białą tapetą miały z pewnością więcej niż pięć metrów. W niektórych miejscach powieszone były grube skarpety.
- Jesteście głodni? - zapytał Mikołaj prowadząc nas w głąb korytarza.
- Nie. Mógłbyś tylko pokazać nam jakieś miejsce do spania? - odrzekł Jack.
- Jasne. Ale mam tylko jeden pokój z dwuosobowym łóżkiem.
Jack spojrzał na mnie przybierając swój słynny, chytry uśmiech.
- Może być. - powiedział.
Mikołaj odwrócił się do nas.
- Ty też tak uważasz, Elso?
- Taaak... - odrzekłam.
Zostaliśmy u Mikołaja na noc. Rano Jack oprowadził mnie po wytwórni zabawek. Nie wiedziałam, że to Yeti je produkują! A dziś wieczorem będziemy wyruszać w drogę powrotną. Mam nadzieję, że Anna i Kristoff za bardzo się nie martwili.

- Elsa. 

środa, 23 lipca 2014

Nareszcie spokój...

Witajcie,
Albert został zamknięty w lochach i razem z Jack'iem i Anną wytłumaczyliśmy wszystkim (straży i poddanym) dlaczego musieliśmy go zamknąć i co łączy go z Hansem.
A dziś mogliśmy na nowo cieszyć się życiem. Anna i Kristoff robili coś u siebie w sypialni (nie wnikam co), a ja i Jack wybraliśmy się na spacer do lasu. Było bardzo miło. Nareszcie nie musieliśmy niczym się przejmować. I mam nadzieję, że spokój zostanie w Arendelle na długo.
A teraz wybaczcie, ale jest 23:46, a obiecałam Jack'owi, że jeszcze dzisiaj wpadnę do niego do pokoju. Podobno ma dla mnie niespodziankę...już się boję. Może opowie Wam o niej jutro.

- Elsa.

wtorek, 22 lipca 2014

Alberta mamy z głowy.

Witajcie,
Gdy tylko wczoraj uciekliśmy pod peleryną niewidką z lochów postanowiłam powiedzieć o wszystkim siostrze. Na początku z Jack'iem planowaliśmy sami rozwiązać problem z Albertem, ale sprawy zaszły za daleko.
- Aniu! - krzyknęłam wpadając do jej sypialni. Jack zdyszany przybiegł po sekundzie. Anna wstała przerażona moim tonem.
- Co się stało, Elsa? - podeszła do nas.
- Albert...  - wydyszałam z trudem łapiąc powietrze. - On...Hans...
- Albert jest jednym z braci Hansa. - powiedział za mnie Jack. - Chce naprawić to co on zepsuł.
Anna zakryła usta dłońmi i usiadła z wrażenia.
- Dokładnie. - powiedziałam. - Teraz on chce przejąć władzę nad Arendelle.
- Trzeba go jak najszybciej wsadzić do lochu! - krzyknęła Anna.
- To nie takie proste. - Jack usiadł obok niej. - Widziałaś go przecież, wygląda jak...
- No tak... - zamyśliła się Anna. - Trzeba wykorzystać jego słabą stronę...
- A czy on jakąś ma?
Zapadła cisza. Nikt nie miał pomysłu. Nagle Anna powiedziała:
- Elsa, w tobie jedyna nadzieja.
- Słucham?
- Jest w tobie zakocha...
- No właśnie nie! - przerwałam siostrze. - Działa tak samo jak Hans!
Jack podrapał się pogłowie.
- Właściwie to tego nie wiemy.
- Ale jak to sprawdzić? - zaczęłam krążyć nerwowo po pokoju.
Znowu zaległa cisza. Po chwili Jack zawołał:
- Wiem! Mnie jeszcze nie widział, mogę się przebrać za jakiegoś więźnia i wsadzicie mnie do celi. Wezmę ze sobą wino...a jak Albert przyjdzie do Hansa, zawołam go, upiję i się wygada...!
- Świetny plan! - ucieszyła się Anna.
- Chwila... - przerwałam im. - Skąd wiecie, że zaufa nieznajomemu?
- Jest raczej głupi. - powiedziała Anna wzruszając ramionami. - A jak zobaczy, że to tylko więzień...
- No dobrze... - odrzekłam. - Ale straż cię zna, Jack. Musimy zrobić to sami. Całkiem sami.
- Jesteś królową. Możesz wszystko. - powiedział Jack. - Zaciągniesz mnie do celi, a ja będę udawał, że jestem jakimś przestępcą i będę się wyrywał i w ogóle.
I tak godzinę później Jack zapukał do mnie do sypialni przebrany w potargane łachmany.
- Wyglądasz... - zaczęłam. - jak nie ty. Straż cię nie pozna.
- Dobra, szkoda czasu, chodź.
I wyszliśmy z komnaty. Szliśmy normalnie, tylko jak ktoś przechodził chwytałam Jack'a za kołnierz, a on zaczynał się wydzierać na cały zamek. W końcu zeszliśmy do lochów. Dwóch strażników (nie takich jak Jack) spojrzało na nas ze zdziwieniem.
- Chciał wykraść... - zaczęłam wymyślając cokolwiek. - ...em...obrazy. Z...jadalni.
Strażnicy umieścili go w ostatniej celi.
- A teraz proszę odejść. - powiedziałam.
- Ale...Wasza Wysokość, my mamy pilnować...
- To rozkaz.
Strażnicy odeszli, a ja szybo narzuciłam pelerynę niewidkę, którą zabrałam ze sobą, żeby widzieć przebieg rozmowy między Jack'iem i Albertem. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale po jakich piętnastu minutach do lochów wszedł Albert. Wtedy Jack zawołał go szybko:
- Ej, ty!
Albert obrócił się i podszedł do ostatniej celi.
- Czego chcesz? - warknął.
- Spoko, spoko. Chciałem się tylko z kimś napić.
Albert uniósł brwi ze zdziwienia.
Jack wyciągnął przez kraty rękę z butelką.
- No chodź, pogadamy se.
Albert usiadł na ziemi tuż przy kratach i zabrał butelkę. Od razu wypił chyba z pół.
- No to co, o czym chcesz niby gadać?
- No jak to o czym... - odrzekł Jack udając lekko pijanego. - O kobitkach.
Zakryłam usta ręką żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Masz jakąś? - ciągnął Jack.
- No...nie. - odrzekł Albert coraz bardziej kiwając się na boki. - A ty?
- Ja też nie. A jakąś masz na oku?
- Hmm... - Albert podrapał się po głowie. - No jest jedna, taka blondi. Nawet tu w zamku mieszka.
- Tak? - Jack widocznie też ledwo powstrzymywał się od śmiechu. -  A, to chyba wiem która. Naprawdę seksi laska...
"Jack zabiję cię" - pomyślałam robiąc wszystko żeby się nie zaśmiać.
- Taa... - westchnął Albert. I nagle osunął się na ziemię. Usnął. Podeszłam do celi Jack'a i szybko go wypuściłam. Razem udźwignęliśmy Alberta i zamknęliśmy w celi. Potem Jack wlazł pod pelerynę niewidkę i oboje cichutko pobiegliśmy do pokoju Anny.
- Super! Poszło lepiej niż myśleliśmy, genialnie, że zasnął! Teraz problem z głowy, siedzi w celi!- zawołała, kiedy wszystko jej opowiedzieliśmy.
- Jack, naprawdę świetnie się spisałeś. - pocałowałam go.
On przytulił nas obie i powiedział:
- No i Alberta mamy z głowy!

- Elsa.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Co tak naprawdę łączy Alberta i Hansa?

Laska!
Wczoraj trochę się działo. Przed śniadaniem podsłuchaliśmy rozmowę Hansa i Alberta. W sumie Elsa wam już to opisywała. Jednak nie wiecie co się działo dzisiaj...
Otóż dzisiaj po śniadaniu postanowiliśmy (ja i Elsa) znowu podsłuchać Alberta i Hansa. Trzy dni temu pożyczyłem od mojego kumpla pelerynę niewidkę (Dzięki Harry!). Dzisiaj się przydała. Wraz z Elsą weszliśmy pod nią i od razu udaliśmy się do lochów.
- Jak to od wczoraj jej nie widziałeś?! - dało się słyszeć krzyk Hansa. - Pewnie mi jeszcze powiesz, że zniknęła!
- Ucisz się. - odpowiedział mu Albert. - Naprawdę nigdzie jej nie ma. Uwierz mi.
- Mam ci uwierzyć? Nie dzięki! Pewnie zaraz powiesz, że nad pałacem latają jednorożce!
W tym momencie Albert spoważniał. Złapał więźnia za koszulę i powiedział ciszej:
- Mogłeś zostać królem, ale nim nie zostałeś. Nasłałeś hańbe na królestwo. Nasłałeś hańbe na swojego ojca. Zawiodłeś. - w tym momencie puścił ubranie Hansa. - Ja nie powtórze twojego błędu. Albert z Nasturii powróci z chwale! A jego młodszy brat... hmm... Nie wróci!
- Jack... Chodźmy stąd. - powiedziała nagle Elsa - Szybko.
Poszliśmy więc.

- Jack

niedziela, 20 lipca 2014

Hans powraca na scenę.

Witajcie,
Dziś rano wstałam wcześnie żeby nie zaskoczył mnie Albert wparowując do pokoju Jack'a. Kiedy wstałam Jack chyba jeszcze spał (w szafie). Ubrałam się i już miałam wyjść kiedy szafa otworzyła się i wyszedł z niej uśmiechając się szeroko.
- Wyspałaś się?
- Tak...a ty? - zapytałam.
- Uwielbiam spać w szafie. - zaśmiał się Jack.
Pogłaskałam go po rozczochranych włosach.
- Mogliśmy spać w łóżku. Pewnie jesteś cały poobijany.
- Nie, spoko. - Jack pocałował mnie. - Chodź coś zjeść.
Zeszliśmy na dół ostrożnie, żeby nie natknąć się na Alberta. Byliśmy już o krok od jadalni kiedy usłyszeliśmy z dołu jego głos:
- No wiem....ale niby jak?
Dobiegał z lochów.
- Myślisz o tym samym co ja? - zapytał Jack szeptem.
- Chodź, musimy podsłuchać o co mu chodzi. A jeśli coś knuje?
Na palcach zeszliśmy po schodach do lochów i stanęliśmy za kamienną ścianą. Byliśmy zaraz obok celi Hansa. Jack wychylił się lekko i natychmiast z powrotem schował głowę.
- Co? - zapytałam szeptem.
- Albert rozmawia przez kraty z Hansem. - szepnął mi na ucho Jack. Z wrażenia zaryłam usta dłonią. Jak to?! Czy razem coś knują? Usłyszeliśmy przyciszony głos Alberta:
- No weź. Ty już raz próbowałeś. Jak mi pomożesz, na pewno się uda.
I po chwili odpowiedź Hansa:
- No dobra. Wystarczy, że ją trochę poczarujesz, coś jej nagadasz...
- Ale ona nie jest taka jak Anna! Jest rozważna, nie nabierze się na nic.
Zaległa cisza. Spojrzałam na Jacka. Stał nieruchomo z przerażoną miną. Po chwili znowu odezwał się Hans:
- Słuchaj. Jesteś naprawdę niezłe ciacho! Umięśniony i w ogóle. Wykorzystaj to!
- Próbowałem. Ale ta spryciula zawsze jakoś ucieka.
- W takim razie... musisz jej coś obiecać, albo zaoferować. Coś czemu nie będzie mogła się oprzeć... - Hans mówił coraz ciszej, aż w końcu nic nie mogliśmy usłyszeć.
- Chodź stąd. - szepnął Jack i pociągnął mnie na górę.
Kiedy byliśmy już w jadalni zaczęłam chodzić nerwowo zamrażając podłogę.
- On chce zrobić to co Hans. Tylko nie z Anną, od razu ze mną. Jack, co ja mam zrobić...?
Jack przytulił mnie do siebie.
- Spokojnie. Trzeba go jak najszybciej stąd wyrzucić. Nie wiem jak, ale trzeba. Inaczej... inaczej nie wiem co.
Usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi po schodach z lochów i szybko uciekliśmy na górę.


- Elsa.

sobota, 19 lipca 2014

Nocne włamanie...

Lasencja.
Po wczorajszym zdarzeniu Elsa postanowiła wyrzucić Alberta z zamku. Nie poszło z nim jednak tak łatwo. Wszelkie próby wypchnięcia go z zamku były daremne, ponieważ był dwa razy wyższy i silniejszy niż straż. Ciągle łaził za Elsą i nie dawał jej spokoju. Nawet moje próby mrożenia różnym rzeczy w jego otoczeniu nie pomagały. Byliśmy zmuszeni spać z nim pod jednym dachem przez dwa tygodnie. Dzisiaj w nocy obudził mnie trzask drzwi mojej sypialni. Wstałem i zobaczyłem Elsę, która usiłowała wejść do mojej szafy. Chciałem spytać o co chodzi, a uciszyła mnie gestem. Potem zaciągnęła mnie do szafy.
- Potem ci wyjaśnie. - szepnęła. Nawet nie próbowałem się odezwać.
Po kilku sekundach ktoś otworzył drzwi.
- Elsiu! Jesteś tutaj? - dało się słyszeć męski głos. Wszystko jasne. To Albert. - Wracaj! Twój kociak czeka! - zakrzyknął. Potem cicho dodał: - Tu chyba też jej nie ma. - i wyszedł.
Policzyliśmy do trzech i wyszliśmy z szafy.
- Przyszedł do mnie i próbował zdjąć ze mnie piżamę. - powiedziała Elsa. - Nie wiedziałam co robić i uciekłam.
- Na razie jest dobrze. Ale tak być nie może. Trzeba coś z nim zrobić.
- Tylko co?
- Jutro coś wymyślimy. Na razie śpij u mnie.
- Nie jestem pewna co do twojego pomysłu. Znam twoje zamiary.
- Spokojnie. Ty będziesz spać w łóżku, a ja w szafie. Poczekaj tu. Wylecę i zobaczę czy już sobie odpuścił.
Więc to zrobiłem. Spał w komnacie Elsy. Wróciłem do siebie.
- Nie ma go. A teraz idź spać. - ucałowałem ją w policzek. - Dobranoc.
Poszliśmy spać.

- Jack

piątek, 18 lipca 2014

Nieprzyjemna sytuacja.

Witajcie,
Albert został w pałacu na dwa tygodnie. Kiedy wczoraj Anna próbowała mu wcisnąć, że nie mamy dla niego pokoju powiedział na całą jadalnię swoim tubalnym głosem:
- Ależ ja mogę spać z Elsią.
Chociaż wcale nie odpowiedziałam mu na pytanie czy za niego wyjdę uznał, że i tak jesteśmy parą. Wszystko oczywiście powiedziałam Jack'owi. Anna uważa, że trzeba powiedzieć Albertowi prosto w twarz, że mam chłopaka, ale na razie nie widział Jack'a na oczy i myślę, żeby tak zostało. Jest z sąsiedniego królestwa, jeśli weszłabym z nim w konflikt mogłoby to oznaczać tylko kłopoty.  Poddani na pewno oczekiwaliby abym za niego wyszła łącząc królestwa. Ale tak jak się zapewne domyślacie ja nie mam takich zamiarów. Znamy się od dwóch dni, on wcale mi się nie podoba, mamy całkiem odmienne charaktery, a co najważniejsze - ja mam Jack'a! Przy nim czuję się najcudowniej na świecie, jest taki kochany i przystojny, tak dobrze się rozumiemy...
Z zamyślenia wyrwał mnie nachalny głos Alberta:
- To co Elsiu, jak będzie? Będziemy spać u ciebie, nie?
- Nie. - odpowiedziałam szybko. - I proszę, abyś zwracał się do mnie Elsa.
Albert uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie.
- Oj ta Elsia, jak jest zmęczona to nie wie co mówi.
Zdjęłam jego rękę (z trudem ją udźwignęłam) i powiedziałam poważnym tonem:
- Pokój na pierwszym piętrze jest w sam raz dla ciebie, możesz tam spać. A teraz przepraszam.
Wyszłam z jadalni jak najszybciej mogłam. Poszłam do Jack'a. Poprosił mnie żebym dotrzymała mu towarzystwa skoro ustaliliśmy, że będzie się ukrywał przed Albertem.
- Och... on jest okropny! - wybuchłam zatrzaskując drzwi jego sypialni.
- Wiem przecież. - powiedział Jack wstając. - Mówisz mi to siódmy raz.
Uśmiechnęłam się.
- No wiem...,ale on... chciał oczywiście od razu ze mną spać! Wyobrażasz to sobie? Znamy się dwa dni. Dwa dni!
Byłam tak rozgorączkowana, że podłoga pokryła się szronem.
Jack ze śmiechem pociągnął mnie na łóżko.
- Spokojnie, bo nas tu jeszcze zamrozisz!
- Boję się Jack. - wyznałam patrząc mu w oczy. - Jeśli mu odmówię na pewno się wkurzy i Arendelle może mieć problemy z mojego powodu.
- Nie przejmuj się, śnieżynko. - Jack przejechał mi pieszczotliwie chłodną dłonią po policzku. - To twój wybór i on powinien się z tym liczyć.
- Chyba masz rację.
Jack pocałował mnie delikatnie przy okazji (niechcący) tworząc lodowe wzorki na pościeli. Odwzajemniłam pocałunek. Kiedy Jack jest blisko czuję się przecudownie, jakbym już nigdy nie miała się martwić...
Nagle ktoś zadudnił w drzwi. Wstaliśmy szybko i podeszliśmy.
- Elsiu, jesteś tam może?
- Jack schowaj się do szafy. - szepnęłam.
Jack po cichu wlazł do wielkiej, białej szafy pod ścianą.
- Jeszcze laska! - podałam mu laskę i kiedy był już zamknięty w szafie otworzyłam drzwi. Do środka pewnym siebie krokiem wszedł Albert.
- Czemu tak uciekłaś?
- Musiałam... - zaczęłam z zakłopotaniem. - ...coś zrobić.
Sięgnęłam po rękawiczki na biurku (chwała Bogu, że ostatnio je tu zostawiłam) i włożyłam je pospiesznie.
- Po co Ci te rękawiczki?
- Wiesz... strasznie marzną mi ręce... - zmyśliłam szybko. - Mam problemy z krążeniem.
Albert zbliżył się niebezpiecznie.
- Spokojnie. - powiedział chwytając mnie za rękę. - Przy mnie zawsze będzie Ci gorąco...
Wyrwałam dłoń i odsunęłam się szybko.
- Hej, Elsiu! Co jest? - zdziwił się Albert rozkładając ręce.
Znowu zbliżył się do mnie i sięgnął do mojego zamka z sukienki.
- Hej! - odepchnęłam go.
- No co? Nie ma Wasza Wysokość ochoty na...
 - Wyjdź! - krzyknęłam mu prosto w twarz.
Zrobił zdziwioną minę.
- Powiedziałam wyjdź! Natychmiast!
- Ej, Elsiu...no weź...
- Rozkazuję Ci stąd wyjść! - z trudem powstrzymałam zamrożenie podłogi. - Bo wezwę straż!
Albert wybiegł trzaskając za sobą drzwiami.
Usiadłam na łóżku z trudem łapiąc oddech. Jack szybko wyszedł z szafy i przytulił mnie.
- Co za debil... - powiedział zdejmując mi delikatnym ruchem rękawiczki.
Kołdra natychmiastowo pokryła się grubą warstwą lodu.
- Nie płacz... - wyszeptał Jack gładząc mnie po włosach. - Wszystko będzie dobrze...Zobaczysz...


- Elsa.

środa, 16 lipca 2014

Nieproszony gość i nieproszona propozycja.

Witajcie,
Wczoraj zamierzaliśmy spędzić miły wieczór oglądając razem filmy. Jednak skończyło się na tym, że byliśmy zmuszeni do oglądania dwugodzinnego filmu o zwyczajach godowych krów...a któż go wybrał? Oczywiście Jack! Najgorsze było to, że za każdym razem gdy ktoś chciał się jakoś ulotnić Jack kazał mu wrócić na miejsce pod karą zamrożenia, a sam zwijał się ze śmiechu. Gdy nadszedł upragniony koniec filmu razem z Anną oficjalnie dopisałyśmy w Regulaminie Arendelle:

"Niniejszym zakazujemy Jack'owi Frostowi wybierania jakiegokolwiek filmu do wspólnego oglądania.
Podpisano: Anna i Elsa Arendelle."

Jack oczywiście zbytnio się tym nie  przejął. Dziś musiałam znowu przyjąć poddanych, którzy chcieli mi się wyżalić, czy też wypłakać i poopowiadać o swoich problemach...
Usiadłam na tronie w sali tronowej i rozkazałam wpuścić pierwszego poddanego.
Do środka weszła starsza pani z niewielkim  kawałkiem papieru w ręce.
- Proszę podejść bliżej, śmiało. - odezwałam się, bo staruszka stanęła pod drzwiami przestraszona. Po chwili podeszła do tronu i upadła na kolana.
- O Pani! O Pani Najjaśniejsza, dziękuję! Dziękuję Wasza Miłość!
Trochę mnie zatkało, ale powiedziałam szybko:
- Proszę wstać.
Staruszka automatycznie podniosła się z dywanu i stanęła prawie na baczność.
- Więc...- zaczęłam trochę zmieszana. - Co się stało?
Kobieta zbliżyła się, weszła po dwóch schodkach prowadzących do tronu i zamachała mi kartką przed twarzą.
- Widzi Wasza Wysokość? Proszę się przyjrzeć, na pewno zaraz Wasza Wysokość to zobaczy!
Kartka okazała się być zdjęciem. Widniał na nim jakiś staruszek w łachmanach.
- Nie rozumiem. O co pani właściwie chodzi? Co takiego mam zobaczyć?
- Ten chytry uśmiech! - powiedziała staruszka ochrypłym głosem. - To mój mąż. Zawsze jak jesteśmy sami zaczyna się tak na mnie gapić! Przyszłam do Waszej Wysokości po poradę.
Westchnęłam kładąc ręce na oparciach tronu.
- Myślę, że wszyscy mężczyźni mają takie... zboczenie. - powiedziałam przypominając sobie uśmiech Jack'a. - Ale to raczej nic groźnego.
Staruszka przymknęła oczy i odezwała się po chwili:
- Jest królowa pewna?
- Tak.
Nagle kobieta wykręciła pirueta, zaśpiewała gamę i pocałowała mnie w dłoń (mogłam ubrać rękawiczki...).
- Dziękuję Wasza Wysokość! Dziękuuuuuuuuję!
I wybiegła. Nagle usłyszałam głos Anny:
- Co to miało być?
Siostra wyszła zza kotary wiszącej na ścianie.
- Cały czas tam siedziałaś? - zapytałam.
- Bałam się, że zjawi się jakiś psychopata i coś ci zrobi. No i miałam rację...
Usiadła na wysokim trono-podobnym fotelu pod ścianą.
- Wiesz co, ja chyba skoczę po rękawiczki. - powiedziałam i wstałam chcąc iść do sypialni, ale Anna wyciągnęła zza pleców niebieskie rękawiczki i podała mi je.
- Wzięłam na wszelki wypadek.
- Dziękuję. - szybko wsunęłam rękawiczki i z powrotem rozsiadłam się na tronie. Akurat drzwi wejściowe rozwarły się lekko i wszedł dumnym krokiem wielki, umięśniony mężczyzna ubrany w odświętny, granatowy kubrak. Miał blond włosy dziwnie zaczesane do tyłu. Anna widząc go parsknęła śmiechem, ale spojrzałam na nią karcąco i uspokoiła się szybko. Nieznajomy bez słowa od razu zbliżył się do tronu i ukłonił się nisko.
- Witam Waszą Wysokość. - odezwał się grubym, niskim głosem.
- Eee...dzień dobry. - wyjąkałam. - Co pana tu sprowadza? Widzę, że pan nietutejszy... - zaśmiałam się nerwowo.
- W rzeczy samej. - odrzekł mężczyzna rozglądając się po sali.
Poczułam, że moja skóra robi się coraz zimniejsza więc szybko poprawiłam rękawiczki. Anna zdziwionym wzrokiem przyglądała się nieznajomemu. Ten zwrócił się do mnie.
- Przybyłem w ważnej sprawie. Otóż jestem księciem zza morza. Doszły mnie słuchy, że Aredelle rządzi przepiękna królowa.
Zastanawiałam się czy powiedzieć dziękuję, ale i tak bym nie zdążyła, bo przybysz kontynuował.
- Nie słyszałem o Pani wcześniej więc postanowiłem popytać ludzi. Dowiedziałem się od innych władców, że królowa ma siostrę...
Anna pomachała mu.
- Cześć. - zaśmiała się.
Mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu tylko ciągnął dalej:
- ...ale zdziwiło mnie jedno.
- Tak? - zapytałam udając zainteresowanie.
- Podobno Arendelle ...cóż...nie ma króla.
Poczułam jak zmroziła mi się krew w żyłach. Nagle zrozumiałam jego zamiary.
- No tak... - powiedziałam zbierając wszystkie siły, żeby nie zamrozić tronu. - To prawda.
Mężczyzna ukłonił się raz jeszcze.
- Nazywam się Albert. Przybyłem aby prosić królową o rękę.
Poczułam, że za chwilę rękawiczki w niczym mi nie pomogą.
- Proszę zostać na kilka dni w zamku. Muszę to przemyśleć. - powiedziałam szybko i wybiegłam z sali tronowej.
Jedyne czego wtedy potrzebowałam to towarzystwo nikogo innego jak Jack'a. Pobiegłam do jego sypialni i nie pukając wpadłam do środka. Siedział przy biurku. Widząc mnie wstał i wyraźnie się zaniepokoił, bo nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Mocno mnie przytulił.
- Co się stało, śnieżynko? Nie martw się, ze mną nic ni nie grozi. Spokojnie, już dobrze.
Jak ja mu teraz wszystko wytłumaczę?

- Elsa. 

wtorek, 15 lipca 2014

Krzaki są nie tylko dla ludzi...

Laska!
Jak wiecie wczoraj wieczorem graliśmy w butelke. Niestety trwało to bardzo krótko, ponieważ po pierwszym wyzwaniu Elsa poddała się i wyszła. Dzisiejszy wieczór też był wolny. Anna postanowiła zorganizować "Wieczór z filmem". Ten pomysł podobał się wszystkim. Jednak coś musiało popsuć tę szczęśliwą atmosfere...
- "Kraina lodu" i koniec! - krzyknęła Anna na pół zamku. - Nikt nie chce oglądać filmu o kangurach i wielbłądach! Tylko ty!
- Przecież "Kraine lodu" oglądaliśmy conajmniej pięć razy! - odkrzyknęła Elsa. - "Strażnicy marzeń" to dobry wybór!
- Dobre filmy można oglądać non stop! - Anna nie dawała za wygraną - Poza tym "Kraina lodu" dostała dwa Oskary! A ten twój film jakieś bezużyteczne statuetki...
- Jak możesz! Jack?! Ty nic nie powiesz?! Słyszysz co ona mówi?!
Westchnąłem ciężko.
- Kristoff pomóż. - odparłem.
- A może obejrzymy horror? Na przykład "The Ring"? - spytał.
- Nie! - krzyknęły zgodnie siostry.
- To ja... No... Yyy... Och! Pójdę po przekąski! - powiedział Kristoff i najszybciej jak potrafił ulotnił się. Świetnie. Problem został na mojej głowie.
- No, więc Jack... Wybieraj. - powiedziała Anna.
- Dooobrze... Przedstawie wam swój pomysł, ale macie mi obiecać koniec kłótni...
- Obiecujemy!
- ... I że się nie pozabijacie.
- Obiecujemy! Powiedz!
- Dobrze. Wczoraj odkryłem film twórców "Krainy" i "Strażników". Ma w sobie trochę tego i tego. Kompromis. Co wy na to?
- Podaj chociaż tytuł. - powiedziała Elsa.
-  To będzie niespodzianka. To jak?
- No dobra... - powiedziały zgodnie.
W tym samym czasie wrócił Kristoff z przekąskami, a ja poszedłem do siebie.
- Jack, zaczęliśmy bez ciebie! - krzyknęła z dołu Elsa. Nagle zjawiła się w mojej sypialni. - Nie jestem pewna co myśleć o tytule "Krowy też chodzą w krzaki". Zejdź ze mną na dół i to wytłumacz.
A teraz wybaczcie, ale nie chcę spóźnić się na seans.

- Jack

poniedziałek, 14 lipca 2014

Zagramy w butelkę!

Witajcie,
Dziś w Arendelle od rana padał deszcz, a że miałam akurat spokój od papierów i obowiązków postanowiłam spędzić popołudnie z Anną, Kristoff'em i Jack'iem. Gdy przedstawiłam propozycję Jack'owi uśmiechnął się ponuro.
- Bardzo dobry pomysł, śnieżynko. - powiedział. - Ale co zamierzasz robić nie ruszając się z pałacu? No chyba, że chodzi Ci o...ale to wtedy po co Anna i Kristoff?
- Jack... - westchnęłam. - Pomyślałam, że skoro i tak wszyscy mamy się nudzić to...będzie nam raźniej razem. I może coś wymyślimy?
Jack pokiwał głową i poszliśmy do sypialni Anny i Kristoff'a. Zapukałam. Z wewnątrz dobiegł głos Anny:
- Krzysiu, weź idź otwórz!
A następnie Kristoff'a:
- Nie mogę, śpię.
- Przecież ja w majtkach jestem!
Cisza. Po chwili drzwi otworzyła Anna zawiązując szlafrok. Widząc nas odetchnęła z ulgą:
- Ach, to tylko wy. Wchodźcie.
Kristoff (był w samych bokserkach) poderwał się z łóżka i otulił kocem.
- Ooo...widzę, że tu jakaś impreza w samych majtkach! - zaśmiał się Jack. - Chętnie dołączymy, nie Elsuś?
- Nie. - odrzekłam szybko.
Anka pokazała nam żebyśmy usiedli na łóżku.
- Too... - zaczął Kristoff wychylając głowę spod koca. - Co Was do nas sprowadza?
- Nudziło nam się. - powiedziałam zanim Jack zdążył wymyślić kolejny głupawy tekst.
Anna podrapała się po głowie.
- Razem będzie ciekawiej. Tylko co będziemy robić?
- Może pójdziemy spać? - ziewnął Kristoff.
Ania trzepnęła go w rękę.
- Kristoff, no weź. - po czym zwróciła się do mnie. - Może...ulepimy dziś ba...
- Nie, Aniu. - przerwałam jej. - Jestem zmęczona.
- No to idźmy spać! - wtrącił Kristoff.
Jack uniósł się w powietrze i zaczął krążyć nad nami. Nagle jego wzrok zatrzymał się na szklanej, niewielkiej butelce stojącej na etażerce po jednej stronie łóżka. Uśmiechnął się chytrze i podniósł butelkę krzycząc triumfalnie:
- Zagramy w butelkę! Zagramy w butelkę!
Kristoff zagwizdał spod koca.
- Co ty na to Elsa? - zapytała Anka przybierając uśmiech podobny do uśmiechu Jack'a.
Przewróciłam oczami. Jakby ktoś się dowiedział, że królowa gra w butelkę...
- No dobrze... - odrzekłam niechętnie.
Jack usiadł między mną, a Kristoff'em i zakręcił butelką.
- Ale chwila! - powiedział Kristoff. - Jak gramy?
- Normalnie. - odrzekła Anna. - Pytanie czy wyzwanie.
- Wypadło na Ciebie, Anka. - powiedział Jack opierając laskę o szafę. - Pytanie czy wyz...
- Pytanie. - powiedziała szybko Ania.
Jack podrapał się po głowię, zamyślił się i powiedział po chwili:
- Kogo w tym pokoju...kochasz?
- Elsę. - odpowiedziała Anna bez wahania. - No i Kristoff'a. - dodała gdy ten spojrzał na nią złowrogo spod koca.
Zakręciła butelką. Oczywiście musiało wypaść na mnie...
- Pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. - odrzekłam.
Tym razem Jack zagwizdał.
- Okej, siostrzyczko... - Ania przybrała złowieszczy, baardzo złowieszczy uśmiech. - Musisz się roze...
TRZASK! Do pokoju wpadł jeden z kucharzy! Kristoff z prędkością światła schował butelkę pod koc. Szybko wstałam i podeszłam do kucharza.
- Coś się stało? - zapytałam próbując nie zwracać uwagi na Jack'a i Annę zwijających się ze śmiechu.
Kucharz omiótł pokój zdziwionym spojrzeniem, a potem powiedział rozgorączkowanym głosem:
- Wasza Wysokość! Sól się skończyła!
- Och, to straszne... - westchnęłam. - W piwnicy są chyba cztery wory.
- Faktycznie... - wyjąkał kucharz. - Strasznie przepraszam, Wasza Wysokość...
I wybiegł szybko z pokoju. Jack oparł się o laskę z chytrą miną.
- No Elsa, musisz wykonać zadanie.
- Już w nic z Wami nie gram. - powiedziałam. - Jak nas ktoś przyłapie to plotki rozejdą się po całym Arendelle.
I wyszłam trzaskając drzwiami. Ja ich kiedyś zabiję. Mało co kucharz nas nie przyłapał, a oni mało co nie umarli ze śmiechu!

- Elsa. 

sobota, 12 lipca 2014

Wyjaśnienia i obietnice.

Witajcie,
Anna od dwóch dni łazi za mną i jęczy mi nad uchem:
- Ale no weź, powiedz, powiedz, pooowiedz.
Wszystko dlatego, że kiedy ostatnio rano zaczęła śpiewać pod moją sypialnią nagle wyszedł z niej uśmiechnięty Jack. Oczywiście od razu wparowała do środka, ale wybałuszyła tylko oczy i stanęła jak wryta. Pokój był nadal cały w śniegu. Gdy odzyskała umiejętność mówienia obrzuciła mnie tysiącem pytań.
- Co wy tu robiliście?! Skąd on się tu...?! Co? Jak? Elsa, czy ty w ogóle żyjesz?!
Nie odpowiedziałam jednak na żadne z jej pytań, bo sama byłam w szoku. Spędziłam z Jack'iem cudowną noc, (wiem, że to dziwnie brzmi) a on rano jakby nigdy nic wyleciał sobie przez okno. Zawsze mnie zostawia, drań jeden. Oczywiście potem wrócił i zaczął mnie przepraszać, ale ja już naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Jakby chociaż raz nie mogłoby być idealnie. Zawsze gdzieś ucieka, zostawia mnie. Dlatego właśnie pełna dręczących myśli leżałam wtulona w poduszkę nic nie mówiąc. Anka odgarnęła śnieg z łóżka, usiadła obok mnie i pogłaskała mnie po głowie.
- Ej, Elsuś. Co się stało?
Jakoś nie chciałam jej mówić co właściwie robiliśmy. "To nasza sprawa" - pomyślałam. Usiadłam, otarłam łzy i odrzekłam:
- Wszystko w porządku.
Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - wymamrotała Ania przez szparę między drzwiami i podłogą. - Jack coś Ci zrobił?
- Nie. - odrzekłam napuszczając sobie wody do wanny.
Anna usiadła pod drzwiami.
- Znowu kręci z Roszpunką?
- Nie. - westchnęłam. - Daj mi spokój Aniu, chcę zostać na chwile sama.
- Jak chcesz. - odezwała się zza drzwi Anna i po chwili usłyszałam jak wychodzi z sypialni.
Dziś rano obudził mnie głos Jack'a:
- Wstajeemy, śnieżynko!
Usiadłam zakrywając się lekko kołdrą. Jack stał przy łóżku z tacą ze śniadaniem.
- Co to? - zapytałam wskazując na tacę.
Jack zamyślił się na chwilę.
- Śniadanie do łóżka dla bogini s..śniegu. - uśmiechnął się szeroko.
- Bogini śniegu? - odezwałam się biorąc od niego tacę. - Co piłeś przed wymyśleniem czegoś takiego?
Jack zaśmiał się i usiadł obok mnie.
- Chciałem być miły. No i...żebyś mi wybaczyła...
- Wybaczę Ci jak wytłumaczysz mi po co wtedy gdzieś w ogóle poleciałeś.
Jack chwycił mnie za rękę.
- Miałem straszny sen... - i opowiedział mi swój sen o wielkiej mleczuszce i o tym jak przypomniał sobie siostrę.
- I dlatego musiałeś mnie zostawić? - zapytałam gdy skończył mówić.
- No, nie panowałem nad tym! Musiałem... - Jack zwiesił głowę.
- No dobrze... zapomnijmy o tym. Ale obiecaj, że więcej mnie nie zostawisz.
Jack położył rękę na sercu.
- Słowo Strażnika. - powiedział uroczystym tonem i oboje wybuchliśmy śmiechem.
A teraz wybaczcie, ale chciałabym w końcu zjeść śniadanie. 

- Elsa. 

piątek, 11 lipca 2014

Chwila samotności

Laska!
Noc była długa, bezsenna, romantyczna i pełna śniegu...  Jednak po jakimś czasie poszliśmy spać. Nie przeszkadzało nam (mi) to, że spaliśmy w jednym łóżku.
A teraz opowiem wam mój sen. Wyszedłem na spacer ze swoją siostrą. Nagle zza drzewa wyskoczyła wielka mleczuszka.
Mała przestraszyła się. W tej samej chwili potwór zaryczał. Starałem się ochronić siostrę; przytulić. Wtem ona zaczęła wykrzykiwać moje imię, wyrywając się na wszystkie strony. Wtedy się obudziłem. Okazało się, że przez sen trzymałem Elsę. Mojej siostry już nie było.
- Jack! Co z tobą? Trzymasz mnie tak już chyba przez piętnaście minut! - krzyknęła nagle Elsa.
- Muszę iść. Nie ma czasu na wyjaśnienia.
Po czym wybiegłem na balkon i odleciałem. Leciałem przed siebie, nie zwracając uwagi na wszystko w około. Razem ze snem przypomniały mi się czasy, w których jeszcze żyłem. Przypomniała mi się Wróżka, ale nie ta która kilka dni temu próbowała mnie zabrać do siebie, tylko ta, która opowiadała mi o zębach, czy byciu strażnikiem. Wraz z nią przypomnieli mi się wszyscy inni strażnicy. North, Zając, Piasek. Zatrzymałem się na chwilę. Zobaczyłem jezioro. Było małe. Usiadłem na drzewie. Doskonale pamiętałem to miejsce. Razem z siostrą chodziliśmy tu na łyżwy. Pewnego razu lód pod nią pękał. Bała się. Tak samo jak w moim śnie. Tutaj zdołałem ją uratować. Ginąc. Co by było gdybym przeżył? Nadal chodziłbym z siostrą nad jezioro? Też miałbym podbite oko? Kto wie? Może chociaż znałbym jej imię. Ni z tąd, ni z owąd przypomniało mi się pierwsze spotkanie Jamiego. Szedł tędy z książką. Nie widział mnie. Następnej nocy okazał się być pierwszym dzieckem, które we mnie uwierzyło. Wstałem. Postanowiłem wrócić. Jestem głupi.Przecież gdybym wtedy przeżył nie miałbym tylu wspaniałych przyjaciół! A przede wszystkim nigdy nie poznałbym swojej dziewczyny - Elsy. Gdy byłem już przy zamku, zajrzałem przez okno do jej komnaty. Leżała samotnie w łóżku przytulając poduszkę. Wszędzie było pełno białego puchu.
Okno było lekko uchylone, więc nie miałem problemu z wejściem. Usiadłem na jej łóżku, złapałem za rękę i powiedziałem:
- Nie płacz już, jestem tu. Przepraszam śnieżynko. Nigdy więcej cię nie opuszcze.
Nic nie odpowiedziała. Nagle pod drzwiami Anna zaczęła śpiewać "Ulepimy dziś bałwana". Pocałowałem Elsę w policzek i poszedłem do siebie.

- Jack

czwartek, 10 lipca 2014

Nocne, śnieżne zabawy.

Witajcie,
Gdy tylko wczoraj zamknęłam się w sypialni Jack i Anna próbowali się do mnie dostać na wszelkie sposoby. Jack jak się domyślacie próbował nawet przez okna i balkon, ale przewidziałam to i zasunęłam zasłony. Anna przez dwie godziny śpiewała pod drzwiami "Ulepimy dziś bałwana", ale w końcu usłyszałam głos Kristoff'a:
- Chodź, kochanie, bo jeszcze tu uśniesz.
...i Anna odeszła zostawiając mnie w spokoju. Byłam dalej przygnębiona. Do tej pory nie wspominałam tych strasznych wydarzeń, ale kiedy zobaczyłam Lodowy Wierch...no cóż wszystko jakby samo do mnie powróciło. Musiałam sama sobie z tym poradzić, uspokoić się. I tak przeze mnie spadło trochę śniegu. Znowu przestaję nad tym panować... Co jeśli moja moc znowu wymknie się spod kontroli? Jeśli sobie nie poradzę, jeśli to wszystko mnie przerośnie? Nie mogę zapominać jeszcze o obowiązkach królowej. Tu coś podpisać, tu pomóc komuś, tu wysłuchać skarg, które rosną z każdym dniem. A przecież staram się być jak najlepszą królową. Czy coś robię nie tak? Czy poddani dalej się mnie obawiają?
Puk puk puk puk puk. Zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na zegar. 22:37. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam... Ktoś pukał w szybę i mogłam się z łatwością domyślić kto. Rozchyliłam zasłony. Nad balkonem unosił się z laską w ręku uśmiechnięty Jack. Otworzyłam mu i gdy wszedł od razu poczułam się lepiej. Zamykając drzwi na balkon zapytałam:
- Co robisz w środku nocy na, a właściwie nad moim balkonem?
Jack usiadł na łóżku nie przestając się uśmiechać.
- Oj nie przesadzaj, nie jest aż tak późno. Martwiłem się o ciebie. Nie uciekaj tak więcej.
Usiadłam obok niego.
- Przepraszam. Po prostu... - położył mi palec na ustach.
- Nie przejmuj się już tym. Jest środek lata, śnieg zaraz stopnieje. Zobaczysz, nikt nawet nie zauważy.
Jack przytulił mnie mocno.
- A ze mną nic Ci nie grozi. - dodał szeptem. - Zobaczysz, wszystko będzie okej.
 Uśmiechnęłam się. Jack był naprawdę kochany. Potrafił pocieszyć, zaskoczyć, wkurzyć...
- Wiesz, jakoś w ogóle nie chce mi się spać. - powiedziałam wyczarowując na pościeli śnieżne wzorki. - Może byśmy coś porobili?
Jack przybrał swój słynny, niebezpieczny uśmiech.
- Mów dalej. - powiedział sięgając do kieszeni.
Zrozumiałam jego chytre myśli.
- Jack! Nie to miałam na myśli.
Wyjął rękę z kieszeni smutniejąc.
- Ulepimy dziś bałwana? - powiedziałam kładąc mu rękę na policzku. Podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Dobra. - odrzekł wstając. - Ale najpierw... - nagle wyczarował okrąglutką śnieżkę i rzucił nią we mnie. - Bitwa na śnieżki!!!
Zaśmiałam się i wyczarowałam ogromną, śnieżkę (a raczej zaspopodobną kulę ze śniegu).
- Sam tego chciałeś!
Zaczęliśmy gonić się po całej sypialni, śmiać się, rzucać śnieżkami i po pięciu minutach cała komnata (jak i my) była zaśnieżona. Zmęczeni ze śmiechem upadliśmy na łóżko, które zmieniło się w wielką zaspę śniegu.
- Obiecałeś mi bałwana! - zaśmiałam się obsypując Jack'a sypkim śniegiem. On uśmiechnął się, pomógł mi wstać i przyciągnął mnie do siebie. Nie przeszkadzało mu, że dochodziła północ, że jest cały ze śniegu. Pocałował mnie jednocześnie jedną ręką wyczarowując maleńkiego bałwanka. Z zaskoczenia zamroziłam podłogę, ale to jeszcze bardziej dodało uroku sytuacji. Przez jeszcze dobre dwie godziny bawiliśmy się w śniegu jak dzieci, a potem zobaczyliśmy jak złoty piasek układający się w cieniutkie smugi wlatuje przez uchylone okno i usnęliśmy na środku zamrożonej podłogi przytuleni do siebie.

- Elsa.

środa, 9 lipca 2014

Miłe chwile, które tak łatwo potrafię zepsuć.

Witajcie,
Wczoraj razem z Jack'iem o mało co nie dostaliśmy zawału wpadając na korytarzu na całkiem brudną postać, która okazała się moją siostrą. Gdy powiedziała, że cały dzień zamiast umyć się i coś zjeść spędziła na siedzeniu pod drzewem i związywaniu desek kazałam jej natychmiast się umyć i odpocząć. Jednak dzisiaj gdy tylko wzeszło słońce siostra wparowała mi do sypialni krzycząc:
- Elsa! Wstawaj, wstawaj, no nie śpij! - zupełnie jak za czasów gdy byłyśmy maleńkimi dziewczynkami. Tym razem na szczęście nie rzuciła się na mnie. Wstałam po woli i sennym krokiem podeszłam do szafy. Anka skakała po całej sypialni na przemian śpiewając i krzycząc:
- No chodź! No chodź! No chodź!
Gdy znalazłam w szafie sukienkę odpowiednią na dzisiejszy dzień zapytałam siostry:
- Po co ty mnie w ogóle tak wcześnie budzisz?
- No jak to po co? - zdziwiła się Ania, jakby to było oczywiste. - Musisz zobaczyć mój domek na drzewie! Jest przecudny!
Westchnęłam i zaczęłam się ubierać.
- Jack'a i Kristoff'a też już obudziłaś?
- Kristoff'a przypadkiem. - odrzekła siostra wzruszając ramionami. - Ale to nie moja wina. Chciałam tylko się przebrać...
- I pewnie śpiewałaś przy tym na cały zamek...? - wtrąciłam z uśmiechem.
Anna odwzajemniła uśmiech i przyznała lekko się rumieniąc:
- Och, siostruś, jak ty mnie dobrze znasz.
Wybuchłyśmy śmiechem.
- Dla ciebie mam zadanie specjalne. - dodała Anka poprawiając warkocze. - Musisz obudzić Jack'a. Myślę, że nie masz nic przeci...
- Aniu! - przerwałam jej. - Nie możemy tego zrobić razem? Ja nie chcę...
Nie miałam najmniejszej ochoty włazić Jack'owi do sypialni i jeszcze go budzić. To by było dziwne...
Siostra przewróciła oczami i westchnęła:
- Jak sobie Wasza Wysokość życzy...
Po pięciu minutach stałyśmy przed sypialnią Jack'a.
- Kto puka? - zapytałam.
Anna szybko uknuła złowieszczy plan:
- Ja pukam ty go budzisz i koniec kropka.
Puk puk puk puk puk - zapukała szybko żebym nie zdążyła zaprzeczyć. Cisza. Czyli jeszcze śpi. Anna już chciała nacisnąć klamkę, ale złapałam ją za ramię.
- Czekaj! - powiedziałam. - A jak się przebiera i jest w samych majtkach, albo...
Anka wzruszyła ramionami i weszła do środka. Weszłam za nią szybko, ale pokój był pusty. Anna otworzyła łazienkę, ale też była pusta. "Gdzie ten dziad..." - pomyślałam i nagle ktoś wrzasnął mi nad głową:
- Akuku!!!
Spojrzałam w górę. Pod sufitem siedział sobie jak na niewidzialnym krześle Jack. Był już ubrany jakby nie spał od dawna. 
- Chcesz żebym dostała zawału, debilu? - powiedziałam kładąc ręce na biodrach.
Jack wylądował obok mnie z uśmiechem. Pocałował mnie w policzek i powiedział:
- Oczywiście, że nie moja ty śnieżynko.
- Jeszcze jeden taki wybryk i będziesz miał prze...
Anna przerwała mi ze śmiechem:
- Chodźcie gołąbeczki, mieliśmy zobaczyć domek na drzewie!
- A Kristoff'a nie bierzemy? - zapytał Jack łapiąc mnie za rękę.
- Już i tak jest na mnie zły, że go obudziłam. Chodźcie!
Po kilkunastu minutach dotarliśmy pod wielkie, stare drzewo rosnące z tyłu zamku. W jego liściach dało się dostrzec drewniane ściany, a u góry czerwony, trójkątny dach. Do grubego pnia przymocowana była drewniana drabinka.
- Łał... - westchnął Jack.
Gdy wspięliśmy się na górę (ja z trudem - miałam sukienkę do ziemi) stanęliśmy na drewnianej podłodze - pozwiązywanych deskach. Przed nami stał dość mały, pomalowany na różowo domek. Weszliśmy przez szerokie, czerwone drzwi i znaleźliśmy się w przytulnym różowym pomieszczeniu z jednym oknem, z którego widok był na góry.
- I co? - odezwała się Ania. - Podoba się?
- Mogłoby nie być tak różowo... - bąknął Jack. - Ale ogólnie jest fajnie.
Ja jednak nie powiedziałam ani słowa. Patrzałam przez okno. Jedna góra zwróciła moją uwagę. Na jej szczycie wznosił się wielki, lodowy pałac. I nagle powróciły do mnie wszystkie okropne wspomnienia. Jak sama doszczętnie zniszczyłam sobie koronację, jak uciekłam w góry, zbudowałam lodową twierdzę, w której zamierzałam spędzić resztę życia nie chcąc nikogo narazić na niebezpieczeństwo, jak zamroziłam serce jedynej, ukochanej siostrze, jak prawie przeze mnie obie nie straciłyśmy życia...
Poczułam na ramieniu ciepłą dłoń siostry, a druga całkiem zimna ujęła moją.
- Wszystko w porządku, Elsuś? - odezwała się nieśmiało Anna.
- Tak. - skłamałam. - Bardzo ładnie ci wyszedł ten domek, ale ja muszę już iść. Przykro mi.
Zeszłam z drzewa i chciałam uciec do zamku, zamknąć się samotnie w pokoju. Smutne wspomnienia, które zawaliły się na mnie nagle spowodowały we mnie nagłą zmianę nastroju. Ku mojemu przerażeniu spostrzegłam, że z nieba zaczął padać drobniutki śnieg. Usłyszałam za sobą wołanie Jack'a:
- Elsa! EEElsaaa!!
Ale nie chciałam z nikim rozmawiać. Zamknęłam się w sypialni i wtuliłam się w poduszkę.

- Elsa. 

wtorek, 8 lipca 2014

Ciekawy i męczący, sposób na nudę

Hejo,
Po tym niezręcznym zdarzeniu z ubraniami Jacka. Elsa nie jest zadowolona. A ja nie jestem do końca pewna czy dobrze zrobiłam ( oczywiście chodzi o to że mogłam Jack' owi od razu dać ubrania.)
Chodziłam po ogrodzie i szukałam sposobu na nudy i wreszcie wpadłam na doskonały pomysł.Zbuduje domek na drzewie. Następnego dnia nie poszłam na śniadanie i zaczełam robić domek nikt od rana mnie nie znalazł więc nie zjadła ani śniadania, ani obiadu i kolacji. Gdy wróciłam do zamku wyglądałam jak kocmołuch brudna, zmęczona i głodna. Pech chciał że na korytarzu spotkałam Else i Jack' a.
- Jezus,Maria. Aniu co ci się stało.Jak ty wyglądasz?- zaczeła krzyczeć.
-Gdzieś ty była cały dzień?- spytał Jack.
- Budowałam domek na drzewie.- odpowiedziałam zmęczonym głosem
- Chodź musisz coś zjeść, umyć się i iść spać- powiedziała Elsa obejmując mnie.
- Zawsze marzyłam o domku na drzewie.- powiedziałam jej gdy byłyśmy w kuchni.Zjadłam i poszłam do wanny, gdyby Kristoff nie zapukał chyba bym usneła.Wyszłam z wanny i ubrałam się w koszule nocną.A teraz wybaczcie ale jestem bardzo zmęczona i muszę iść spać. Dobranoc.
                          -Zmęczona Anna

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dwie nietypowe sytuacje...

Laska.
Po wczorajszym incydencie z wróżką postanowiłem spędzić cały dzień zamknięty w pokoju. Jednak znudziło mi się już po pierwszych pięciu minutach. Wyszedłem więc.
Postanowiłem odwiedzić paru ludzi w lochach. Zawsze tam idę jak nie mam co robić. Wtedy każdy kryminalista (każdy - który mnie widzi) grozi mi wystuganym kawałkiem drewna, lub ewntualnie sznurkiem od ubrania. Po 1 groża mi bo zawsze zamrażam im ciepłe posiłki. Po 2 nie mają niczego ostrzejszego; robią co mogą.
Tym razem przyszedłem specjalnie do Hansa. Dziewczęta opowiedziały mi o tym co zrobił, jakim okropnym draniem jest itp... No więc, między innymi, dlatego odwiedzam go najczęściej. Zawsze przy nim dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Dzisiaj na przykład wepchnął sobie pod kubrzaczek pół kilo siana i z krzykiem oznajmił, że mają go natychmiast wypuścić, bo zaraz urodzi. Był tak przekonujący, że dwóch nowo zatrudnionych strażników (nie takich jak ja) zlitowało się nad nim. Gdy zaczęli szukać klucza, ich przywódca zareagował najszybciej jak potrafił. Powiedział, że jeśli znowu będą próbowali kogoś uwolnić, to zwróci się z tym do samej królowej. "Elsa sieje postrach" - pomyślałem. Tak więc Hans nadal siedzi w więzieniu.
Po tej dziwnej sytuacji udałem się do pałacu. Już miałem wejść do pokoju, gdy zaczepiła mnie Anna. Oznajmiła, że mam udać się do jej komnaty. Poszliśmy więc. Gdy byliśmy na miejscu usadziłam mnie na łóżku i powiedziała: - Rozbieraj się.
Zatkało mnie. Nie wydałem z siebie ani jednego dzwięku.
- Zdaje sobie sprawę, że brzmi to niewiadomo jak głupio, ale mam powód - dodała. - Od trzystu lat chodzisz w tych samych spodniach! Bluzy nie masz od początku, ale napewno zdążyłeś to przepocić co najmniej tysiąc razy! Rozbierz się, daj mi, to ci upiorę!
Cisza. Jakoś ciężko mi było to wszystko przetrawić. Niespodziewanie Anna wyrwała mi laskę z ręki.
- Dawaj albo wyrzucę to przez okno - powiedziała. Wreszcie doszedłem do siebie.
- Nie zrobisz tego! - wrzasnąłem na pół zamku. Tak mi się przynajmniej wydawało. Anna wysunęła rękę za okno. Laskę trzymała trzema palcami.
- Jesteś pewien? - spytała. Gdy próbowałem do niej podbiec, by odebrać moją własność ograniczyła się do dwóch palców. - Aha! Tak łatwo nie ma! To jak?
- Tylko się odwróć. - byłem zmuszony.
- A co? Nie masz bielizny? - spytała złośliwie. - No dobra, dobra! Już nic nie widzę.
Niechętnie zdjąłem ubranie i rzuciłem je Annie. Ona oddała mi laskę. Udała się do pałacowej pralni, a ja zostałem siedząc na jej łóżku w samych majtkach. To nie było za fajne. Nagle do pokoju wparował szczęśliwy Kristoff.
- Anieneczko! Zobacz co mi się uda... - przerwał gdy mnie zobaczył. Jego radość momentalnie zmieniła się w złość. - Co ty tu robisz?!
- Yyy... Kristoff... To nie tak jak myślisz...
Chyba mi nie uwieżył, bo nie minęła sekunda, a miałem podbite oko, skopany tyłek i zostałem wyrzucony za drzwi. Podniosłem się i zobaczyłem, że Elsa tu stoi i w dodatku gapi się na mnie.
- To długa historia. - powiedziałem.
Ona bez słowa zaprowadziła mnie do swojej sypialni, posadziła na łóżku i pobiegła po apteczkę.
- Ja ci to wszystko wytłumacze... To nie tak jak myślisz... Uwierz mi.
- Chcę tylko usłyszeć co robiłeś w samych majtkach w sypialni mojej siostry i co stało się z twoim okiem.
Jak tylko skończyła mówić do jej komnaty weszła Anna.
- Wszędzie cię szukałam! - powiedziała. - Gdzie byłeś?
Zanim zdążyłem wydać jakikolwiek dźwięk odezwała się Elsa.
- Ktoś mi powie co tu się dzieje?! - podłoga zrobiła się lodowata.
- Siostrzyczko bez nerwów! Ja mu tylko poszłam wyprać ubranie. Naprawdę nic innego! Przysięgam! - rzuciła na łóżko coś białego. - Ubierz to. Nie będziesz paradować po pałacu w samych majtkach!
Nie wiem co działo się dalej, bo udałem się do łazienki z nowym strojej. Mam nadzieję, że Elsa nam uwierzy.

- Jack

niedziela, 6 lipca 2014

Wróżkowe zaloty.

Witajcie,
Wybaczcie, że ostatnio nikt nic nie pisał, ale ja byłam bardzo zajęta, Anny i Kristoff'a nie było w Arendelle, a Jack...cóż Jack, to Jack jego do niczego nie da się zmusić. Poleciał gdzieś w nocy i dalej nie wrócił. Bardzo mnie to martwi. W dodatku wczoraj dostałam list od Anny, że zamierzą wrócić jutro (znaczy dzisiaj) po południu.
Tym czasem nadszedł już wieczór, a ja dalej siedziałam w samotności jedynie z masą zmartwień. Gdzie oni są? A jeśli coś się stało? A gdzie jest Jack? Powinien wrócić już kilkanaście godzin temu... Dodatkowo miałam biurko zawalone masą papierów do podpisania. Nie myślałam nawet o wzięciu się za pracę, za bardzo się martwiłam. I nagle drzwi do sypialni rozwarły się z hukiem i wpadł do środka Jack. Automatycznie zerwałam się z fotela, podeszłam do niego szybko i przytuliłam się jak najmocniej. On jednak odepchnął mnie lekko i złapał się za serce oddychając głęboko.
- Jack! Co ci... - zaczęłam, ale on nie dał mi dojść do słowa. Zatrzasnął drzwi i zamknął je na klucz. Podleciał do wejścia na taras i zamknął je na maleńką kłódkę przymocowaną do klamki. Chciał zasunąć zasłony w oknach, ale złapałam go za rękę i krzyknęłam przy okazji wypuszczając z dłoni kilka śnieżynek:
- Jack! Co ty robisz?! Co tu się dzieje?! Masz mi to natychmiast wytłumaczyć!
Jack uspokoił się, jego policzki pokrył różowy rumieniec. Przytulił mnie do siebie. Początkowo chciałam go odepchnąć, żeby poczuł to co ja, ale on pierwszy szybko się odsunął, chwycił mnie za ręce i powiedział wbijając wzrok w podłogę jak niegrzeczny chłopiec przyłapany na podkradaniu ciastek:
- Wybacz mi Elso...nie powinienem się tak zachowywać... Po prostu musiałem...
Nagle ktoś zadudnił w drzwi. Nie było to zwykłe pukanie, raczej jakby ktoś próbował się włamać do mojej sypialni. Usłyszeliśmy zza drzwi kobiecy głos:
- Wyłaź Jack! Nie skończyłam z Tobą rozmawiać!
Spojrzałam na Jack'a. Byłam wściekła, znowu mi o czymś nie powiedział. A jeśli miał kłopoty? A jeśli ktoś go szuka? Chciałam wydrzeć się na niego, ale on szybko przyłożył mi palec do ust przez co moja wściekłość skończyła się na całkowitym zamrożeniu podłogi. Jack podleciał cichutko do drzwi i przyłożył do nich ucho.
- Jack! Mówię ci po raz ostatni! Nie chowaj się z nią w sypialni!
Podeszłam do niego.
- Co to ma być? - odezwałam się szeptem.
Jack wziął głęboki oddech i powiedział:
- W nocy poleciałem na spacer i przypadkowo spotkałem...no...taką Wróżkę. Ona też należy do Strażników. Problem w tym, że się we mnie podkochuje i chciała mnie zaciągnąć do siebie. No więc ja uciekłem tutaj, ale ona poleciała za mną. Dlatego pozamykałem wszystko na klucz. Chciałem się ukryć. Ona jest strasznie...
- Jack! - dobiegł głos zza drzwi.
- ...natrętna. - dokończył Jack.
Byłam zszokowana. Już druga dziewczyna próbuje odebrać mi mojego ukochanego Jack'usia! Nie do wiary! Nie pozwolę na to! Jestem Królową i mam prawo zrobić co zechcę.
- Spokojnie. - pocałowałam Jack'a. - Uporamy się z nią. Tylko dawaj klucz.
Jack zrobił niepewną minę, ale sięgnął do kieszeni.
- Jesteś pewna?
- Tak. - odrzekłam zdecydowanym tonem i otworzyłam drzwi.
Za nimi stała Wróżka Zębowa. Była taka dziwna...miała chyba wszystkie kolory tęczy. Poczułam, że Jack chowa się za mną zasłaniając się długim lodowym materiałem, który miałam z przymocowany z tyłu sukni. Widząc nas Wróżka położyła ręce na biodrach i przywitała się płytko:
- Witam Waszą Wysokość.
- Witaj. - odpowiedziałam chłodnym tonem. - Czego szukasz przed moją sypialnią?
- Jack'a Frosta. Zna może Wasza Wysokość? - odrzekła Wróżka z trudem wymawiając ostatnie słowa.
- Tak znam. - powiedziałam. - I tak się składa... - dodałam nadeptując na stopę Jack'a, który usiłował wleźć mi pod sukienkę. -...że nawet wiem gdzie jest.
Wróżka zrobiła kwaśną minę.
- Och, naprawdę? - powiedziała udając podniecenie. - Niestety ja chyba też to wiem. Stoi właśnie za Waszą Wysokością.
Jack wyszedł mi zza pleców i burknął:
- Cześć.
Przytuliła go mówiąc:
- Och, czeeeść mój ty słodziaku! Nie uciekaj mi tak więcej.
Uniosłam brwi dając jej do zrozumienia, że nie robi swoimi głupimi tekstami na nikim wrażenia.
- Chwileczkę. - odezwałam się łapiąc Jack'a za rękę. - Myślę, że czas na panią. Jack ma teraz do załatwienia pewną sprawę.
Wróżka uśmiechnęła się krzywo.
- Myślę, że ta sprawa może poczekać.
- Rozkazałam mu coś zrobić natychmiast i myślę, że powinien być posłuszny Królowej. - odrzekłam tym razem już całkiem lodowatym tonem. Spod sufitu zleciało kilka śnieżynek. - Tak samo zresztą jak pani.
Wróżka prychnęła pogardliwie i odeszła. Jack odetchnął z ulgą.
- Dzięki. - powiedział. Weszliśmy do sypialni i usiedliśmy na łóżku. - Too...jaki był ten twój rozkaz? - dodał przybierając tak dobrze znany mi uśmiech.
Uśmiechnęłam się.
- Nie wiem. Musiałam coś wymyślić.
Jack zbliżył się do mnie i już miał mnie pocałować kiedy drzwi rozwarły się z hukiem. Oboje automatycznie wstaliśmy rumieniąc się.
W drzwiach stała Anna. Podbiegła do mnie i przytuliła mnie.
- Hej Eluś! Wróciliśmy!
Jack wymamrotał:
- Zauważyłem...
Roześmialiśmy się wszyscy.
- A gdzie Kristoff? - zapytałam gdy siostra rozluźniła uścisk pozwalając mi oddychać.
- Poszedł coś zjeść. - uśmiechnęła się Anka.
- Okej...może ty też pójdziesz coś zjeść, bo my właśnie... - zaczął Jack, ale szturchnęłam go lekko w ramię, żeby się zamknął. Musiałam porozmawiać z siostrą.
- Nie, spoko. - powiedziała Anka rozumiejąc sytuację. - Znowu wam przerwałam? Chyba mam do tego talent. - zaśmiała się i wyszła.
Jack przyciągnął mnie do siebie znowu przybierając niebezpieczny uśmiech. W jego ramionach zawsze czuję się tak bezpiecznie i cudownie. Wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą i niczym się nie przejmować.

- Elsa. 

czwartek, 3 lipca 2014

Kilka miłych chwil.

Witajcie,
Wczoraj spotkała mnie przemiła (i przesłodka) niespodzianka. Jack zapytał czy chce być jego dziewczyną. Oczywiście się zgodziłam - przecież o tym marzyłam od wielu tygodni. Bardzo chciałam powiadomić Annę, pochwalić się, ale niestety dalej z Kristoff'em są u trolli. I martwię się o nich, bo nie dają żadnych znaków życia. Jack oczywiście na milion sposobów próbuje poprawić mi humor...szczerze sama jego bliskość bardzo mi pomaga, ale jeśli dalej będzie mi latał nad głową to chyba zwariuję. Obudził mnie nawet w bardzo nietypowy sposób. Otóż spałam sobie spokojnie gdy nagle poczułam na twarzy coś zimnego. Otworzyłam oczy i ujrzałam...Jack'a wiszącego nade mną w powietrzu i wyczarowującego mnóstwo maleńkich śnieżynek spadających na pościel. Widząc, że się obudziłam zaśpiewał wesoło:
- Pada śnieg, pada śnieg! Dzwonią dzwonki saań, a Świętego Mikołaja...
- Jack! - przerwałam mu szybko. - Jak długo nade mną wisisz?
Uśmiechnął się.
- Nie wiem. Jakąś godzinę...? Bardzo ładnie wyglądasz jak śpisz.
Wstałam i szybko nałożyłam szlafrok.
- Ależ dziękuję. - powiedziałam otwierając szafę. - Ale jednak na razie wolę spać sama. Bez kogoś kto się na mnie gapi i obsypuje śniegiem.
Jack przyciągnął mnie do siebie.
- Oj weź... - zaśmiał się. - Nie bądź taka oschła, bo będę musiał Cię rozbawić.
- Chyba sobie poradzę. - pocałowałam go i weszłam do łazienki zamykając ją na klucz od środka na wypadek gdyby wpadł na genialny pomysł wejścia.
Po obiedzie Jack zaprosił mnie na spacer, ale musiałam niestety odmówić. Jestem królową, mam mnóstwo obowiązków i będę musiała się do tego przyzwyczaić. Musiałam wyjść do poddanych i wysłuchać ich próśb i skarg.
Gdy po raz piętnasty ktoś zapytał kiedy będzie następny bal poczułam, że jestem wykończona. Spędziłam całe popołudnie na staniu na schodach i odpowiadaniu w kółko na te same pytania.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam wykończona. - Nie planuję go na razie.
Nagle z tłumu wybiegła jakaś około pięcioletnia dziewczynka i przytuliła się do mnie ze śmiechem.
- Pani Elso, pani Elso...! - zaczęła krzyczeć.
Trochę zmieszana odrzekłam:
- Co się stało, kochanie?
Dziewczynka zarumieniła się i zapytała nieśmiało:
- A wyczaruje mi pani bałwaanka?
Uśmiechnęłam się i wyczarowałam dużego, śnieżnego bałwana.
- Ale musisz znaleźć mu nosek! - powiedziałam, pogłaskałam dziewczynkę po jasnych włoskach i rzekłam do całej reszty zgromadzonych:
- Proszę mi wybaczyć, ale muszę zakończyć dzisiejsze spotkanie. Miłego wieczoru. - uśmiechnęłam się ostatni raz do dziewczynki biegnącej do bałwanka z marchewką i wróciłam do zamku.
W holu czekał na mnie Jack.
- To było słodkie, nie? - uśmiechnął się.
- Ale co? Widziałeś wszystko? Jakim cudem?
- Siedziałem na dachu. - odrzekł łapiąc mnie za rękę. - Chodź, na pewno jesteś zmęczona. Może zrobić Ci kawy, czy coś...?
Uśmiechnęłam się. Jack był taki kochany.
- Nie dziękuję. - odrzekłam. - Muszę po prostu chwilę odpocząć.
I udałam się do pokoju.

-Elsa. 

środa, 2 lipca 2014

Miłość rozkwita :)

Lasencja!
Wybaczcie, że nie pisaliśmy, ale nie było za bardzo czasu.
No więc... Anna i Kristoff od jakiegoś czasu siedzą u trolli i nie dają znaku życia. Else to trochę zmartwiło. Przez kilka godzin okrążała swoją sypialnie mamrocząc coś i zamrażając wszystko dookoła. Chciałem tam wejść już kilka razy, (trzy razy przez okno i balkon) ale wyganiała mnie. Wreszcie wyszła.
- Elsaelsaelsaelsaelsaelsaelsaelsaelsa! - krzyknąłem - Dobrze się czujesz?
- Tak, tak - wyjąkała.
Tak nie może być, nie zgadzam się (HARRY POTTER BYŁ PIERWSZY!).
Zaprowadziłem ją na balkon, wziąłem za rękę i...SIUP! :) Jesteśmy w powietrzu.
- Jack! Odstaw mnie natychmiast! Jack! Jacuś, no błagam cię! Jack! Jack! - na pewno jej się podobało.
Wylądowaliśmy na najwyższej wieży w zamku. Przytuliła mnie mocno.
- Jejuniu! Jakie to było strasznie! - jęknęła. Na chwilę wyrwała się z uścisku. - Jak jeszcze raz tak zrobisz to ci łeb urwę! - przytula się dalej.
Nastąpiła długa, niezręczna cisza. Staliśmy tak na tej wieży przytulając się...
- Miło tu, nieprawdaż? - spytałem.
- Bardzo.
- Elso...Chciałbym cię o coś spytać...Bo wiesz...
- Spokojnie Jack.
- Czychciałabyśbyćmojądziewczyną?
- Słucham?
- Czy chciałabyś być moją dziewczyną?
Cisza. Elsa się zarumieniła.
- To mnie bardzo zaskoczyło - powiedziała wreszcie. - To takie...No, ten
- Jakie?
- Miałam na myśli...
Teraz, albo nigdy, pomyślałem, po czym nie zwracając uwagi na cały świat, objąłem ją w talii, przysunąłem się jak najbliżej i... stało się. Pocałowałem ją, a ona po chwili odwzajemniła pocałunek.
- Chyba znasz odpowiedź. - powiedziała z uśmiechem.
Po chwili szczęśliwi wróciliśmy do zamku, trzymając się za ręce

- Jack.


wtorek, 1 lipca 2014

Radość i smutek

Hejo,
Dziś rano nadal skakałam z radość bo wyszłam wreszcie z łóżka. Ale niestety byłam też smutna bo musiałam się spakować. Siedziałam w swojej komnacie i się pakowałam. Z Kristoff' em mieliśmy jechać tylko na jeden dzień do trolli, ale jedziemy na tydzień ( Elsa jest zadowolona. Ciekawe, czemu?) Gdy byliśmy gotowi Kristoff przyczepił Svena do sań i wyruszyliśmy. Jechaliśmy tak długo, a ja nie miałam co robić i strasznie się nudziłam więc zaczełam rozmowę.
- Kristoff, może zaczniemy myśleć o dekoracjach i strojach na ślub?- zaczełam rozmowe choć nie byłam pewna czy Kristoff mi odpowie.
- Wiesz masz racje chyba musimy już zacząć myśleć o ślubie.- powiedział po krótkim czasie.
- To może jak wrócimy?
- Niech będzie.
- Kristoff, jak myślisz czy trolle coś przygotowują na nasz przyjazd?
- Tak, raczej tak.- powiedział z lekkim zaniepokojeniem.Gdy już dojechaliśmy zaczeły się tańce i śpiewy na nasze powitanie. Przepraszam was teraz, ale muszę iść zatańczyć z pewnym blond młodzieńcem.
          - zatańczona Anka