wtorek, 31 marca 2015

Powracają śniadania do łóżka.

Witajcie,
Po dwóch dniach wróciliśmy do Arendelle. Kristoff'owi powrócił dwany humor i charakter więc sam zaproponował Annie uczczenie jego powrotu do zdrowia i odzyskania Leny. Wczoraj rano wyjechali do trolli razem z córką i Svenem. Anna przyszła do mnie się pożegnać, ale zaraz potem poszłam z powrotem spać. Tamara - jedna z najwierniejszych mi służących - uważa, że przez tą podróż bardzo się wszyscy wyziębiliśmy, wygłodziliśmy i zmęczyliśmy więc na początku wręcz nie pozwalała nam odchodzić od stołu bez zjedzenia drugiej porcji posiłku. Podobnie uważała o spaniu - teraz zamiast ośmiu godzin mieliśmy przesypiać przynajmniej jedenaście. Pozwalałam jej zajmować się nami, bo widocznie sprawiało jej to uciechę. Dlatego też pomyślałam, że nie ma sensu wychodzić z łóżka, bo zaraz do niego wrócę. Jakimś cudem, mimo słońca oświetlającego komnatę przez długie zasłony, zasnęłam.
Jakiś czas później usłyszałam nad głową szept:
- Śnieżyynko... spójrz co dla Ciebie maam...
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jack'a unoszącego się dosłownie dwa centymetry nade mną. W rękach trzymał tacę.
- Jack... zaraz to na mnie wywalisz... - burknęłam.
Postawił tacę na etażerce i położył się obok mnie.
- Ojoj, a cóż to? Ktoś tu ma zły humorek? - zapytał z uśmiechem.
Usiadłam, przetarłam oczy i powiedziałam:
- Nie, nie, przepraszam.
Jack udał obrażoną minę.
- No nie wiem, czy Ci wybaczę. - powiedział.
Trzepnęłam go lekko w ramię z uśmiechem. Położył się na plecach i jęknął:
- No teraz tu już na pewno nie! Przemoc w rodzinie! Ludzie! Ludzie! Przemoc w ro...
- Cicho! - zaśmiałam się wpychając mu do ust kawałek tosta z tacy.
Zamachał nim w moją stronę.
- To twoje! - zawołał. - Ty miałaś to zjeść, proszę bardzo!
- Nie, fuj, pośliniłeś! - zeskoczyłam z łóżka i ze śmiechem zaczęłam uciekać przed Jack'iem z nadgryzionym tostem w ręku.
- Dobra, zmęczyłem się. - wydyszał chwilę potem siadając na ziemi i zjadając tosta.
Usiadłam z powrotem na łóżku i dokończyłam śniadanie. Nagle do środka weszła Tamara.
- Królowa już wstała? Och, pan Jack? Och, śniadanie? No dobrze, widzę, że nie jestem potrzebna. - chciała od razu wyjść.
Jack jednak zatrzymał ją wołając:
- Myślałem, że do królowej się puka. A jakbyśmy się na przykład...
- Em, nie słuchaj go Tamaro. - przerwałam posyłając mu wściekłe spojrzenie. - Możesz wchodzić kiedy chcesz.
Kobieta skłoniła się z uśmiechem i wyszła.
- Jack! - syknęłam. - Mógłbyś się zamknąć przy innych!
Przewrócił oczami i podszedł do mnie.
- Oj Śnieżynko, czasami przesadzasz, naprawdę. - powiedział spokojnym głosem.
- O nie, nie, nie. Nie patrz tak na mnie, ja wiem co ty knujesz. - zaczęłam kiedy Jack objął mnie i uśmiechnął się chytrze.
- No i co z tego. Przecież to lubisz. - odrzekł.
Przewróciłam oczami z uśmiechem.
- A widzisz? - zaśmiał się- Nie zaprzeczysz. A teraz chodź... - pociągnął mnie na łóżko. - ... i nie narzekaj.
- Tego nie mogę obiecać. - zaśmiałam się.
Jack uśmiechnął się i pocałował mnie mocno.

- Elsa.

sobota, 28 marca 2015

W końcu szczęśliwe zakończenie.

Witajcie,
Dziś nad ranem wylądowaliśmy na opustoszałej polanie. Rosły na niej niskie drzewa pozbawione liści, a na ziemi nie było trawy, tylko ciemna, sucha ziemia.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam wysiadając z sań.
Kristoff akurat spał więc było trochę spokoju. Anna zeskoczyła za mną, a zaraz za nią Jack.
- To teren Mroka. Nikt się tu nie zapuszcza. - powiedział.
- Czyli gdzieś tutaj jest ta jego jaskinia, czy coś? - zapytała Anna.
- Tak. - odrzekł. - Ostatnio była... - podszedł na środek polany. - ...tutaj... - wskazał na ziemię.
Ania zmarszczyła brwi.
- Czyli jest pod ziemią? - podeszłam do Jack'a.
Kiwnął głową i uderzył kilka razy mocno w ziemię. Przez chwilę nic się nie działo, ale nagle ziemia pękła tworząc przed nami dużą dziurę wyglądającą jak wejście do tunelu.
- No to po Lenę! - zawołała Anna i chciała od razu wskoczyć do środka, ale złapałam ją za rękę.
- Może lepiej weźmy Kristoff'a? - zapytałam. - Mimo wszystko jest silny i w ogóle.
- Elsa ma rację. - odezwał się Jack. - Pójdę po niego.
Po chwili nadszedł z powrotem targając za rękę Kristoff'a.
- Nie chce mi się włazić do jakiejś głupiej dziury! - jęknął spoglądając w dół.
- Skacz, nie marudź. - Anna popchnęła go, a ten spadł w ciemność.
Jack pomógł nam opuścić się w dół w miarę bezpiecznie, po czym sam skoczył. Znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu.
- Byłem tu już kiedyś. - powiedział Jack. - Chodźcie, on musi gdzieś tu być.
Podążyliśmy za nim, Kristoff ociągając się i jęcząc co jakiś czas. Po kilkunastu minutach weszliśmy do większej "komnaty". W niej także było prawie całkiem ciemno, ale pod ścianą naprzeciw wejścia stał ogromny, kamienny tron. Nagle usłyszeliśmy dziwny dźwięk.
- Co to było? - zapytał Kristoff.
- Brzmiało trochę jak koń... - szepnęła Anna.
W tej chwili zza tronu wyszedł czarny, przeraźliwie chudy koń ze złotymi, świecącymi oczyma. Widząc nas zarżał i zaczął biec w naszą stronę. Przerażeni kucnęliśmy pod ścianą, i mało brakowało, aby nas staranował. Jednak w ostatniej chwili po prostu... rozpłynął się. Usłyszeliśmy szyderczy śmiech ze wszystkich stron.
- Mrok! Wyłaź i przestań się chować! - krzyknął Jack stając przed nami z laską w ręku.
Tuż przed nim pojawił się znikąd Czarny Pan uśmiechając się strasznie.
- Widzę, że już poznaliście jednego z moich pupili. - powiedział. - Uroczy, czyż nie? A w ogóle... cóż Was sprowadza do mojego prześlicznego apartamentu?
- Oddawaj moją córkę! - krzyknęła Anna.
- Widzę, że tylko ty tak bardzo o nią walczysz. - Mrok zbliżył się do niej. - A tatuś nic nie powie?
Kristoff spojrzał na niego przerażonym wzrokiem, jęknął:
- Mamusiu, ratuj!
...i zemdlał.
- Coś ty mu zrobił? - zapytałam. - Czemu był taki wredny?
- Hmm... - mruknął Mrok obracając się w moją stronę. - Powiedzmy, że była to jedna z części mojego planu.
- To znaczy?
- Kiedy skupiliście się na tym kochanym młodzieńcu, ja pozwoliłem sobie przyjrzeć się temu bachorowi. - odrzekł spokojnym głosem. - A potem...puf! Nie ma bachora.
Jack przewrócił oczami.
- Dobra, koniec tych opowiastek. - powiedział. - Gdzie ona jest?
Nagle usłyszeliśmy płacz dziecka.
- Lenuś! - zawołała zrozpaczona Anna.
- Idźcie ją znaleźć, ja zajmę się Mrokiem - szepnął mi Jack na ucho.
Spojrzałam na niego z niepokojem - "Poradzisz sobie?". On tylko kiwnął głową z uśmiechem. Złapałam Annę za rękę i szybko pociągnęłam ją z powrotem w ciemny korytarz. Nie wiem co działo się dalej pomiędzy Mrokiem, a Jack'iem, ale my pobiegłyśmy wgłąb korytarza.
- Musimy szybko ją znaleźć i wrócić do Jack'a. - powiedziałam nie zwalniając biegu. - Sam sobie nie poradzi.
Nagle z naprzeciwka wybiegły ku nam dwa czarne konie. Bez zastanowienia zamroziłam je i pobiegłyśmy dalej. Znów dało się słyszeć płacz, tym razem bliżej.
- To musi być tam! - krzyknęła Anna wskazując na kamienne drzwi po prawej stronie korytarza. Dobiegłyśmy do nich i wbiegłyśmy do środka. Pod ścianą leżała Lena zawinięta jedynie w czarną szmatę. Anna podbiegła do niej ze łzami w oczach i wyściskała mocno.
- Kochanie! Lenuś, moja córeczko! -zawołała. - Nic Ci nie jest!
- Chodź, Aniu, musimy wracać. - powiedziałam nie mogąc powstrzymać łez na widok siostrzenicy.
- Mam brać ją znowu do Mroka? Poczekam tu.
Kiwnęłam głową i wybiegłam na korytarz. Po chwili wpadłam do komnaty z tronem, ale Mroka tam nie było. Kristoff dalej leżał nieprzytomny pod ścianą, a Jack siedział na ziemi i oddychał ciężko.
- Jack! - podbiegłam do niego. - Co Ci jest?!
- Znalazłyście Lenę? Wszystko z nią w porządku? - zapytał słabym głosem.
- Tak, jest cała i zdrowa. Anna z nią została. - odrzekłam.
Uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.
- Jesteś ranny? Gdzie jest Mrok? - zapytałam.
- Nic mi nie jest, Mrok zwiał jak tylko zaczął przegrywać. Mówię Ci nie miał ze mną...
Przerwałam mu pocałunkiem.
- Och, Jack. - przytuliłam go. - Co byśmy bez Ciebie zrobili.
- E, gołąbeczki! - odezwał się Kristoff, który widocznie już się obudził. - Możemy już wracać? Śmierdzi tu jak nie wiem. A ja dawno nie piłem z moimi koleżkami.
Pomogłam Jack'owi wstać i zaprowadziłam obu do Anny i Leny. Jack wbiegł do środka, wziął Lenę od Anny i przytulił ją.
- Nawet nie wiesz jak wujek się stęsknił. - powiedział.
Kristoff stanął w drzwiach, zamrugał kilka razy, spojrzał na Annę i na Lenę i zawołał:
- Lena!! Lena, moje słoneczko!! Nic Ci nie jest!! - podbiegł do Jack'a. - Oddawaj moją córkę. - zaśmiał się i przytulił Lenę mocno.
- Przeszło Ci? - zapytała Anna. - Mrok cofnął urok?
- Nie wiem o czym mówisz, kochanie, ale cieszę się, że jesteśmy wszyscy razem. - powiedział i przytulił też Annę. - Tylko gdzie jesteśmy?
- Długa historia. - zaśmiał się Jack. - Może opowiemy Ci już w Arendelle?
- Bardzo chętnie. - odrzekł Kristoff.
Po chwili wszyscy wsiedliśmy do sań, Anna owinęła Lenę w różowy kocyk i wyruszyliśmy w drogę powrotną.

- Elsa.

środa, 25 marca 2015

Dziwna wioska i dziwni ludzie.

Witajcie,
Kiedy tylko Jack wrócił z saniami Mikołaja wyruszyliśmy. Nie zabraliśmy ze sobą nic prócz kocyka Leny.
- Jak ją znajdziemy, żeby nie było jej zimno. - powiedziała Anna wtulając się w niego.
- Jack... - zaczęłam. - Leć jak najszybciej, dobrze?
- Oczywiście. - odrzekł Jack i pognał renifery zaprzężone z przodu sań.
Lecieliśmy bardzo długo, aż zaczęło robić się ciemno. Anna zasnęła nie puszczając kocyka z uścisku.
- Jack, może zatrzymamy się w jakiejś wiosce? - szepnęłam. - Powinniśmy coś zjeść i się przespać.
- Dobrze. Ale nad ranem wyruszamy, tak?
- Tak i to jak najszybciej. - odrzekłam.
Po chwili wylądowaliśmy przy niedużej chacie. Wokół stało kilkanaście domków, między którymi przechodzili ludzie ubrani w łachmany. Podeszłam do jednej z kobiet.
- Przepraszam bardzo... - zaczęłam. - Czy mogłaby mi pani powiedzieć jak nazywa się wioska, w której jesteśmy?
- Pani chyba nietutejsza, co? - odrzekła przyglądając się mojej sukni. - Te ładne ciuszki to skąd pani bierze?
- To naprawdę nieistotne. - ucięłam. - Czy może pani odpowiedzieć?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- To miejsce nie ma nazwy. Kręcą się tu dziwni ludzie. Niektórzy tu się urodzili, niektórzy przybyli z królestwa lodowej wiedźmy, a niektórzy nawet przypłynęli zza morza.
- Dziękuję. - odrzekłam robiąc wszystko żeby nie wybuchnąć milionem śnieżynek. - Do widzenia.
I wróciłam do sań jak najszybciej.
- Co to za miejsce? Pytałaś kogoś? - zapytał Jack.
- Podobno nie ma nazwy i kręcą się tu podejrzani ludzie. - odrzekłam. - Nie wiem czy to był dobry pomysł na postój.
- Zostańmy tu skoro już wylądowaliśmy. Obudź Annę, a ja zamówię nam coś do jedzenia w tej knajpce. - Jack wszedł do drewnianej chaty obok. Usiadłam przy siostrze i pogłaskałam ją po włosach.
- Chodź, Aniu, musisz coś zjeść. - szepnęłam.
Anna wstała i poszłyśmy do Jack'a. Po zjedzeniu dość skromnego posiłku zostaliśmy przy stole jeszcze chwilę.
- Jesteśmy już naprawdę niedaleko. - powiedział Jack. - Prześpijmy się, a jeśli wyruszymy nad ranem, o ósmej powinniśmy być na miejscu.
- Dobrze. - powiedziała Anna. - A jak już tam dolecimy, to skopiemy Mrokowi tyłek i odzyskamy Lenkę.
- Dokładnie. - uśmiechnął się Jack.
Nagle moją uwagę przykuła grupka mężczyzn siedzących kawałek od nas i śmiejących się na całe gardło. Wśród nich stał wysoki, dobrze zbudowany blondyn z dużym nosem, brązowymi oczami i naszytymi wzorami z Arendelle na rękawach. Bez słowa odwróciłam głowy Jack'a i Anny w jego stronę. Oboje zamarli bez ruchu.
- Kristoff?! - krzyknęła Anna po chwili i podbiegła do niego.
Spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
- A cóż ty tu robisz, księżniczko? Nie powinnaś się zajmować bahorem? - zaśmiał się.
Od razu zawtórowali mu jego koledzy. Anna uderzyła go w policzek i krzyknęła mu w twarz:
- Gdybyś chciał wiedzieć nasze dziecko porwał Czarny Pan!! I właśnie lecimy ją odzyskać, a ty pijesz w jakichś zatęchłych knajpach z jakimiś łajdakami!!
Podbiegłam do niej, a Jack stanął przy mnie.
- Eee....a oni tu po co? - jęknął Kristoff.
- Idziesz z nami. - powiedziała Anna wściekłym tonem.
Złapała go za rękaw i wywlokła na dwór.
- Nie wiem co ci się stało, ale masz się natychmiast opamiętać!! - krzyknęła. - Jack, zwiąż go i lecimy.
- Co...? Związać? - Jack uniósł brwi. - Nie ma sprawy!
- Zostawcie mnie, wy nudziarze! - krzyknął Kristoff. - Tu przynajmniej mogę się zabawić!
Jack szybko związał go i jakimś cudem udało nam się zawlec go do sań, chociaż ryczał i wyrywał się jak zwierzę.
- Teraz lecimy odzyskać naszą córkę. - powiedziała do niego Anna. - I nie chcę widzieć z twojej strony żadnego oporu.
Kristoff przewrócił oczami. Jack wskoczył do sań i wciągnął mnie.
- To nie zostajemy żeby się przespać? - zapytał.
- Nie ma po co tracić czasu. Lećmy. - odrzekła Anna.
I wyruszyliśmy dalej ze związanym Kristoff'em obok.


- Elsa.

niedziela, 22 marca 2015

Musimy po nią wyruszyć!

Witajcie,
Gdy Anna z płaczem zamknęła się w sypialni, a Czarny Pan zniknął spod murów pobiegłam poszukać Jack'a. Musieliśmy natychmiast wyruszyć za Mrokiem i odnaleźć Lenę.
- Jack?! - krzyknęłam biegnąc korytarzem na dół. - Jack?!
Nagle wpadłam na jedną z służących.
- Królowo! Czy to prawda? Księżniczka Lena zaginęła? - wyjąkała.
- Tak, niestety. Ale odnajdziemy ją na pewno. - odrzekłam. - Widziałaś może Jack'a?
Kobieta kiwnęła głową.
- Wypytuje na dolę służbę. To od niego się dowiedziałam...
Mówiła coś dalej, ale już jej nie słuchałam. Puściłam się pędem schodami w dół. Wbiegłam do jadalni. Stał tam Jack rozmawiając z jakimś kucharzem.
- Na pewno nic nie widziałeś? - pytał zdenerwowany Jack.
- Zapewniam, że nie.
- Jack! - zawołałam.
Odwrócił się i podbiegł do mnie.
- Masz jakieś informacje? - zapytał.
- Nie. - odrzekłam. - Ale Anna załamała się i siedzi w pokoju. Musimy wyruszyć na poszukiwania, przepytywanie służby nic nie da.
- Masz rację. - kiwnął głową. - Chodźmy porozmawiać z Anną.
Po chwili doszliśmy do komnaty Ani i Kristoff'a.
- Aniu, wpuść nas, chcemy porozmawiać. - powiedziałam pukając w drzwi.
- Po co rozmawiać? - usłyszeliśmy zapłakany głos z wewnątrz. - Moja córka zniknęła.
- Nie czas na łzy! - odezwał się Jack. - Musimy ją odnaleźć.
Anna otworzyła nam drzwi. Przytuliłam ją mocno.
- Nie martw się, Aniu. Znajdziemy Lenę nim się obejrzysz.
- Ale jak? Nie wiemy kto i dokąd ją zabrał... - zaczęła Anna, ale przerwałam jej:
- Porwał ją Mrok. Jestem pewna. Od dawna czaił się wokół zamku i nachodził nas w nocy. Dodatkowo przed chwilą widziałam go przez okno. Tylko nie wiemy dokąd...
Tym razem przerwał Jack:
- Możliwe, że wiem dokąd ją zabrał. Ma swoją mroczną kryjówkę, wiem gdzie ona jest. Wystarczy jakoś się tam dostać i odbić Lenę.
- Och, dlaczego Kristoff'a nie ma z nami. Nawet nie wie, że zniknęła jego córka! - Anna ukryła twarz w dłoniach.
- Jack. - powiedziałam. - Poproś Mikołaja o sanie. Polecimy tak, jak wtedy gdy Roszpunka ukradła Ci laskę. Gdy je zdobędziesz, wróć tu i polecimy w trójkę.
- Dobrze. Wrócę jak najszybciej. - Jack pocałował mnie i wyleciał.
- Będzie dobrze, Aniu. Lenie nic nie będzie. - pogładziłam siostrę po włosach.
- Ale po co on w ogóle porwał Lenę? - pociągnęła nosem.
- Jest zły do granic możliwości. Może chciał popatrzeć sobie na nasze cierpienie. - odrzekłam. - Ale będzie musiał się pożegnać z Twoją córką, odbierzemy ją lada chwila.
- Oby nic jej nie zrobił.
- Wróci do nas cała i zdrowa. - powiedziałam pewnym tonem. - Obiecuję Ci.


- Elsa.

piątek, 20 marca 2015

Czarny Pan nie da nam się nudzić.

Witajcie,
Dziś rano Anna znów przybiegła do mnie z płaczem.
- Aniu, co się znowu stało? Kristoff Ci coś powiedział? - zapytałam otwierając ramiona.
- N-nie... - wtuliła się we mnie. - Kristoff...on...
- Tak? Nie płacz już.
- Jego... nie ma! - krzyknęła Anna.
- Słucham? Jak to nie ma? - zapytałam. - Przecież siedział zamknięty w celi.
Anna kiwnęła głową.
- Tak. Ale już go tam nie ma. Jest tylko rozwalona krata. - odrzekła drżącym głosem.
Wstałam i skierowałam się na dół. Siostra pobiegła za mną.
- Gdzie byli strażnicy? - zapytałam. - Mieli go pilnować!
- Tak, wiem... - jęknęła Anna. - Ale już i tak...
Naszym oczom ukazała się pusta cela i wygięta krata leżąca na ziemi.
- ...za późno. - dokończyła Ania.
- Straże! - zawołałam.
Z góry nadbiegło kilku strażników. Widząc nas obie i rozwaloną kratę spojrzeli na siebie z niepokojem.
- Czemu nikt nie stał na straży? - zapytałam surowym tonem.
- Ee...Wasza Wysokość raczy wybaczyć... byliśmy w swoich pokojach... - wyjąkał jeden z mężczyzn.
- Kto Wam na to zezwolił? - Anna powstrzymała szloch.
- Byliśmy zmęczeni... poszliśmy bez pozwolenia. - strażnicy pochylili głowy.
Przewróciłam oczami.
- Teraz i tak już nic nie zrobimy. - westchnęłam. - Odejdźcie. Natychmiast!
Ukłonili się i odeszli szybkim krokiem. Oparłam się o mur i spróbowałam się uspokoić.
- Matko... gdzie on mógł pójść? - odezwała się Anna. - Musimy go odnaleźć!
- Żeby nas zabił? - zapytałam.
W tej chwili do lochów wleciał Jack.
- Hej Elsuniu, usłyszałem Twoje słodkie krzyki więc... - zaczął, ale widząc pustą celę i kratę na ziemi znieruchomiał. - Co... tu... się stało?
- Kristoff uciekł. - odrzekłam.
- Musimy go odnaleźć! - zawołał Jack. - Może wymordować pół Arendelle.
Pokręciłam głową zrezygnowana. Nagle coś wpadło mi do głowy.
- Anno... - zaczęłam.
- Tak?
- Z kim zostawiłaś Lenę?
Ania spojrzała na mnie przerażona. Pobiegliśmy na górę.
- Jak... mogłaś...o niej zapomnieć?! - wydyszałam nie zwalniając.
- Myślałam, że idę do Kristoff'a na chwilę, a potem... potem byłam zbyt rozdrażniona! - odkrzyknęła Anna.
Wpadliśmy do pokoju Leny. Ku naszej rozpaczy kołyska była pusta.
- Nie! - krzyknęła Anna i upadła na kolana z płaczem. - Gdzie jest moja córka?!
Klęknęłam przy niej i przytuliłam ją. Dywan pokrył się szronem.
- Jack. - powiedziałam słabym głosem. - Przeszukaj pałac. Rozkaż służbie wypytać wszystkich, którzy kręcą się gdzieś tutaj.
Jack kiwnął głową i wyleciał.
- Aniu, kochanie... - wyszeptałam do siostry. - Nie płacz.
- Jak mam nie płakać?! - krzyknęła. - Moje dziecko zniknęło!
Wstała i spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
- Ty nigdy mnie nie zrozumiesz! Nie mogłabyś mnie zrozumieć!
Z płaczem pobiegła do swojej komnaty. Poczułam łzy pod powiekami, ale wstałam i podeszłam do okna. Nagle moją uwagę przykuł czarny obiekt pod murami. Wychyliłam się i zobaczyłam... Czarnego Pana uśmiechającego się od ucha do ucha.


- Elsa.

środa, 18 marca 2015

Straszliwe koszmary powracają...

Witajcie,
Wczoraj Anna przybiegła do mnie zapłakana.
- Ja tak nie mogę, Elso! - krzyknęła wtulając się we mnie. - Nie mogę bez niego żyć, spać, jeść! Nie mogę!
- Mówisz o Kristoff'ie? - pogładziłam ją po włosach. - Nie płacz, Mrok da mu kiedyś...
- Kiedyś! - przerwała mi. - Kiedyś! A ja potrzebuję go cały czas! W nocy idę do niego z kocem i... i będę tam spała.
- Pod celą?
- Tak. Chcę być przy nim nawet jeśli on tylko na mnie warczy. - odrzekła stanowczo.
Zmarszczyłam brwi.
- A co z Leną? Chyba nie powinna sama zostawać na noc? - zapytałam.
- Właśnie... chciałam Cię poprosić czy byś nie mogła się dzisiaj przespać u niej w pokoiku. Jest tam ta ładna sofa, weźmiesz sobie kołdrę... albo jak chcesz możesz spać w naszym łóżku, to tuż obok. - uśmiechnęła się Ania.
- Nie ma sprawy. - przytuliłam ją. - A co jak będzie trzeba ją nakarmić?
Anna zamyśliła się.
- Zazwyczaj domaga się karmienia dopiero rano, ale jakby co to chyba będziesz musiała ją do mnie przynieść.
Kiwnęłam głową.
- Możesz wziąć ze sobą Jack'a, może będzie wam weselej. - mrugnęła do mnie.
- Dobrze, dobrze. - ucięłam. - O której mam do niej iść?
- O dwudziestej. Dziękuję, Elsuś.
Uśmiechnęłam się. Wieczorem przebrałam się w koszulę nocną, narzuciłam szlafrok, wzięłam kołdrę i... w drzwiach wpadłam na Jack'a.
- Gdzie się wybierasz, Śnieżynko? Pod namiot, czy co? - uśmiechnął się.
- Muszę w nocy przypilnować Leny, Anna poszła do Kristoff'a. - odrzekłam mijając go i wychodząc na korytarz.
- Na pewno to bezpieczne? - skierował się za mną.
- Nie będzie do niego wchodzić.
- Może pójdę z Tobą, co? Samej będzie Ci smutno.
- Dobrze, chodź. - przewróciłam oczami z uśmiechem.
Weszliśmy do małej komnaty Leny. Odłożyłam kołdrę na sofę i wyjęłam siostrzenicę z kołyski.
- Musimy ją najpierw uśpić. Może jej pośpiewasz? - uśmiechnęłam się do niego.
Kiwnął głową i zaczął śpiewać kolejną, cudowną kołysankę, którą sam wymyślił. W końcu mała zasnęła. Odłożyliśmy ją delikatnie i usiedliśmy na sofie.
- Łatwo poszło. - odetchnął Jack obejmując mnie ramieniem. - Teraz mamy całą noc...
- Nie zaczynaj. - przerwałam mu.
- Co nie zaczynaj? - zaśmiał się. - Ja tylko mówię o nocy, a Ty już! Oj, Elsuś, Elsuś.
Pocałował mnie w policzek.
- Wiesz, chyba powinienem się przebrać. Będziemy spać na tej sofie? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
- Nie chcę oddalać się od Leny.
- Dobrze. To ja lecę przywdziać strażnicze bokserki. - wyleciał z pokoju.
Położyłam się na sofie i przymknęłam oczy.
Znalazłam się w ciemnym pokoju. Nagle usłyszałam za sobą złośliwy śmiech. Odwróciłam się, ale nikogo tam nie było.
- Mrok?! - krzyknęłam.
- Królowo! Nie spodziewałem się czegoś takiego! - usłyszałam.
- O czym ty mówisz...?
- Nie potrafisz zrobić jednej rzeczy dla siostry! Miałaś pilnować jej córki.
Usłyszałam płacz dziecka.
- Co ty jej zrobiłeś?! - krzyknęłam załamującym się głosem.
- Nie... co TY jej zrobiłaś....
Obudziłam się z krzykiem. Siedział przy mnie Jack wpatrując się we mnie zatroskanym wzrokiem.
- Miałaś koszmar? - położył chłodną dłoń na moim policzku.
- Och, Jack, on był okropny! - oczy napełniły mi się łzami. - Gdzie jest Lena?
- Śpi spokojnie. - odrzekł Jack. - Nie masz się czym przejmować, śnieżynko. Jest bezpieczna. - przytulił mnie mocno do siebie.


- Elsa.

niedziela, 15 marca 2015

To już przekracza wszelkie granice.

Witajcie,
Ostatnio znowu musieliśmy umieścić Kristoff'a w celi. Nie mieliśmy innego wyboru. Rzucał wazonami, krzesłami i w końcu szafami. Kiedy Anna próbowała go uspokajać warczał tylko:
- Nie mam ochoty z Tobą gadać.
I tak dla niej był najbardziej łaskawy. W piątek na przykład prawie pozbawił życia Jack'a rzucając w niego ozdobną, rycerską zbroją.
- Dobra, dobra! Nie jesteś naburmuszony! - krzyknął Jack chowając się za sofą.
- Natychmiast przestańcie! - podeszłam do Kristoff'a. - Uspokój się, bo będziemy musieli zamknąć cię...
Kristoff odepchnął mnie i pobiegł na dwór.
- Jesteś cała? - Jack podbiegł do mnie.
- To ja powinnam Cię o to spytać. - odrzekłam. - Mało co Cię nie zabił!
- Mnie się tak szybko nie da rozwalić. - przytulił mnie do siebie.
Nagle usłyszeliśmy drwiący głos:
- Ooch, jak uroczo, zaraz się wzruszę. Frost! No ładnie!
- Mrok! Wyłaź z...mroku...! - zawołał Jack w stronę ciemnego korytarza.
Wyszedł z niego Czarny Pan ze strasznym uśmiechem na twarzy.
- Co zrobiłeś Kristoff'owi? - zrobiłam krok do przodu.
Przewrócił oczami.
- Ależ nic! Niby po cóż miałbym się interesować Twoim przygłupim szwagierkiem?
- Nie zachowywałby się tak gdyby nic mu nie było. - powiedziałam chłodnym tonem.
Pokręcił głową i podszedł do mnie.
- Odważna i szlachetna królowo... - przejechał szarą dłonią po moim policzku. - Jesteś bardzo głupiutka, naprawdę nie znasz Czarnego Pana.
- Ale ja znam. - Jack stanął przed nim. - I wiem, że coś knujesz.
Mrok zaśmiał się strasznie.
- Myślcie dalej, gołąbeczki! - powiedział i zniknął.
- Jeszcze raz tu przylezie, a i tak niczego się nie dowiemy to go zabiję... - westchnął Jack.
- Pomogę Ci... - przytuliłam go.
Nagle usłyszeliśmy ryk z dworu, i krzyk jakiejś kobiety.
- Kristoff! - krzyknęliśmy jednocześnie i pobiegliśmy na zewnątrz.
Po chwili zobaczyliśmy Kristoff'a goniącego jedną z służących.
- Królowo! Pomocy, proszę!! - krzyknęła.
Razem z Jack'iem podbiegliśmy do Kristoff'a i razem jakimś cudem go zatrzymaliśmy.
- Puszczać mnie..! - warczał.
- Straże! - zawołałam.
Po kilku sekundach podbiegło czterech strażników.
- Proszę wziąć tego dżentelmena do celi. - rozkazałam pokazując na Kristoff'a. Mężczyźni kiwnęli głowami i zabrali Kristoff'a do pałacu. Dalej przerażona służąca podbiegła do mnie.
- Dziękuję, dziękuję Wasza Wysokość. - ukłoniła się.
- Nie dziękuj, kochana. - powiedziałam. - Wracaj do pałacu.
- Chwila. - Jack podszedł do nas. - Jakim cudem on w ogóle panią gonił?
- No... - zaczęła kobieta. - Szłam sobie spokojnie, a on nagle leci na mnie z rykiem, to zaczęłam uciekać.
Jack kiwnął głową.
- Może pani już iść. - westchnął.
Służąca ukłoniła się i odeszła.
- To już przekracza wszelkie granice. - odwróciłam się do Jack'a.
- Wiem. Ale co możemy zrobić?
- Nic... - odrzekłam. - Mam nadzieję, że na razie.
- Ja też. - powiedział i pocałował mnie.

- Elsa.

środa, 11 marca 2015

Co on wygaduje?

Witajcie,
Dziś Kristoff znowu zaczął się dziwnie zachowywać.
- O matko... - burknął gdy jedliśmy śniadanie. - Dzisiaj znowu czeka mnie niańczenie tego bachora dwadzieścia cztery godziny na dobę?
- Kristoff! - Anna trzepnęła go w ramię. - Jak możesz tak mówić? To Twoja córka!
- A propo... - odrzekł. - Ostatnio trochę nad tym myślałem.
- I co mądrego wymyśliłeś...? - zapytał Jack z drwiącym uśmiechem.
- Że bachor może wcale nie jest mój! - warknął Kristoff.
- Co?! - krzyknęłam jednocześnie z Anną.
- A niby kogo? - powiedziała Ania. - Jack'a? Elsy? Świętego Mikołaja?!
- A skąd mam wiedzieć. - burknął. - Może Hansa?
Anna chciała chyba uderzyć go w twarz, więc złapałam ją za rękę i pokręciłam głową.
- Kristoff'ku, idź lepiej się prześpij, bo chyba jesteś zmęczony. - powiedział Jack.
Kristoff zmierzył go wściekłym spojrzeniem i odszedł. Jakąś godzinę temu ktoś zapukał do mojej komnaty.
- Ee... w czym mogę pomóc? - zapytałam widząc za drzwiami szwagra.
Zmierzył mnie wzrokiem i zaczął groźnym tonem:
- Słuchaj wiedźmo. Masz mi zaraz znaleźć sposób, żeby pozbyć się tego dzieciaka.
- Co?! Kristoff, ocknij się! To Twoja córka, co ty w ogóle wygadujesz?! - krzyknęłam.
- Nie wrzeszcz na mnie. Nie mam jakoś nastroju do pieluszek i tego typu spraw. Rozumiesz? Ten bachor mnie ogranicza. Dlatego ma zniknąć z mojego życia.
- Nie wiem co Ci jest, ale zamknij się lepiej w pokoju dopóki Ci nie przejdzie. - popchnęłam go lekko na korytarz. - I przestań tak mówić o swojej córce!
Zatrzasnęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Co on w ogóle gadał? Tylko jedna osoba może tak zmieniać ludzi. Mrok. Tylko po co to zrobił i co knuje?
Puk puk puk puk puk.
- Kristoff jeśli tu znowu ty, to wiedz, że nie zamierzam... - zaczęłam i otworzyłam drzwi. Stał za nimi Jack uśmiechając się. - Och, przepraszam. Myślałam, że to Kris...
- Spodziewałaś się go? - Jack skrzywił się.
- Nie, Jack! Ciebie też coś opętało? - jęknęłam.
On jednak podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
- Nic mnie nie opętało, Śnieżynko. Żartuję.
Usiadłam na łóżku.
- Wiesz co on mi tu wygadywał? - zapytałam.
- Wiem, wszystko słyszałem. - odrzekł siadając przy mnie. - To musi być sprawka Mroka. Nie da się tak zmienić z dnia na dzień.
- Wiem... Tylko co Mrok ma do Kristoff'a?
Jack wzruszył ramionami.
- Cierpliwości... - westchnął. - Czarny Pan na pewno nie da nam się nudzić...

- Elsa.

niedziela, 8 marca 2015

Dzień Kobiet!

Witajcie,
Dziś rano obudził mnie płacz Leny. Przetarłam oczy i zobaczyłam Annę siedzącą na krześle tyłem do mnie, z Leną na rękach.
- Ciii, Lenuś. Musimy poczekać aż ciocia się obudzi... - szepnęła Ania.
Odchrząknęłam. Odwróciła się i uśmiechnęła od ucha do ucha podchodząc.
- Obudziłyśmy Cię? - usiadła.
- Nie, nie. - odrzekłam. - Ale co tu robicie?
- To dość dziwna sprawa. - zaczęła Anna. - Wyobraź sobie, obudziłam się nad ranem, a obok mnie nie było Kristoff'a. Pomyślałam, że polazł gdzieś z Jack'iem. No i chyba miałam rację, bo jego nigdzie też nie było. No więc potem wzięłam Lenę i przyszłam Ci to powiedzieć. Ale spałaś tak słodko, że nie chciałam Cię budzić.
Uśmiechnęłam się.
- Ciekawe gdzie oni znowu poleźli. - westchnęłam i wyszłam z łóżka.
Nagle usłyszałyśmy dziwny dźwięk jakby z zewnątrz.
- Co to było? - zapytała Anna.
- Nie mam pojęcia. - wyszłam na balkon, a ona za mną.
Pod murami nikogo nie było. Jednak usłyszałyśmy znajomy głos:
- EEEELSOOO! Wyjdźże do mnie ukochana!!
Anna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.Wychyliłam się nieco. Nagle zobaczyłam jak z krzaków wyskakuje Jack z bukietem w ręku. Za nim wyskoczył Kristoff z ogromną bombonierkę w kształcie serca.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA KOBIET!! - zawołali razem.
Spojrzałam na Annę. Przytulała Lenkę uśmiechając się od ucha do ucha.
- Co robiliście w krzakach? - krzyknęłam do Jack'a i Kristoff'a.
Przewrócili oczami z uśmiechem.
- Żartowałam! Chodźcie do nas!
Chwilę potem wszyscy siedliśmy na łóżku. Kristoff wziął Lenę na ręce, a Anna zabrała się za czekoladki z bombonierki. Jack objął mnie drugą ręką wkładając białe róże do wazonu na etażerce.
- I jak, dziewczyny? Podobała się niespodzianka? - zapytał Kristoff.
- Myślę, że o kimś zapomnieliście. - odrzekła Anna. - Lena też jest małą kobietką.
- Dobra, następnym razem coś dostanie. - powiedział Jack.
Wtuliłam się w niego z uśmiechem. Kątem oka zobaczyłam jak Kristoff unosi brwi i uśmiecha się do Jack'a.
- Wiecie co, my chyba pójdziemy świętować... w swojej sypialni. - powiedział.
- Nie ma sprawy. - odrzekł natychmiast Jack.
Wyszli razem z Leną. W drzwiach Anna mrugnęła do mnie z uśmiechem. Jack spojrzał na mnie. Uniosłam brwi. Kącik jego ust uniósł się lekko.
- No co? - uśmiechnęłam się.
- Nic, zupełnie nic. - odrzekł. - Zastanawiałem się jak sprawić, aby tegoroczny Dzień Kobiet był dla Ciebie wyjątkowy.
- Już taki jest. - powiedziałam.
- E tam. - Jack oparł się na rękach, kładąc je na łóżku z dwóch stron mojej głowy. Patrząc na mnie z góry kontynuował - Królowa potrzebuje trochę rozrywki.
Pocałował mnie mocno. Odwzajemniłam pocałunek. Domyślacie się pewnie, co było później.


- Elsa.

czwartek, 5 marca 2015

W końcu Kristoff!

Witajcie,
Dziś w nocy obudził mnie jeden z gwardzistów ze świecą w ręku.
- Wasza Wysokość, proszę o wybaczenie za budzenie w środku nocy... - ukłonił się. - ...ale pan Kristoff wrzeszczy od kilku godzin. Zachowuje się bardzo dziwnie. Prosimy, żeby królowa do niego zeszła.
Ubrałam szybko szlafrok i westchnęłam:
- Prowadź. - po chwili jednak dodałam - Chwila, pójdę tylko po Annę.
I pobiegłam ciemnym korytarzem do sypialni siostry.
- Aniu... - pogłaskałam ją po włosach. - Musimy zejść do Kristoff'a.
- Co..co..coś się stało? - ziewnęła siadając na łóżku.
- Podobno zachowuje się dziwnie. - wzruszyłam ramionami.
Anna kiwnęła głową, założyła trochę za duży szlafrok i poszła za mną z powrotem do gwardzisty. Kiedy zeszliśmy do lochów dało się słyszeć jęki Kristoff'a:
- Matko...co ja tu robię? Jakim prawem mnie tu wsadziliście?
Ania spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Po chwili podbiegła do krat z celi Kristoff'a.
- Anieneczko! Kwiatuszku mój najdroższy! - Kristoff wyciągnął do niej ręce.
- Kristoff! Już Ci przeszło! - Anna podskoczyła z radości. - Wypuśćcie go!
Gwardzista spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową, a on otworzył celę Kristoff'a. Ten przytulił Annę mocno.
- Możecie mi wyjaśnić dlaczego się tu znalazłem? - zapytał. - Nic nie pamiętam! Zrobiłem coś złego?
- Nic nie pamiętasz? - zapytałam. - Zupełnie nic?
Pokręcił głową.
- To wszystko sprawka Mroka. - powiedziałam przypominając sobie jego ostatnie słowa.
- Co? - Anna podeszła do mnie. - Jak to?
Nie mówiłam jej o spotkaniu z Czarnym Panem w nocy. Nie chciałam jej martwić.
- Mrok przyszedł do mnie ostatnio. Mówił coś o Kristoff'ie. - odrzekłam.
- Czemu wcześniej nie...? - zaczęła Anna, ale przerwałam jej:
- Nieważne. Muszę iść do Jack'a.
I pobiegłam na górę.
- Jack? - odezwałam się cicho wchodząc do jego sypialni. Zobaczyłam jednak, że jego łóżko jest puste.
- Jack? Jesteś tu?
Nagle drzwi na taras otworzyły się i Jack wszedł do środka. Widząc mnie uśmiechnął się i zapytał:
- Coś się stało?
- Śpisz na balkonie? - zapytałam zapominając chwilowo o Mroku i Kristoff'ie.
Pokręcił głową z uśmiechem i podszedł do mnie.
- Mrok tu był. Gadał mi coś o tym, że mam dbać o bliskich blebleble. Znowu coś pewnie knuje. - powiedział po chwili. - Ale nie martw się nim.
I przytulił mnie do siebie.
- Jack... - odrzekłam. - U mnie też był. Ostatnio. I mówił dokładnie to samo.
- Chciał nas tylko przestraszyć. - odpowiedzieć bez zastanowienia Jack. - Nie możemy mu na to pozwolić.
Kiwnęłam głową.
- Tylko... - zaczęłam po chwili. - Chyba opętał Kristoff'a.Właśnie przestał się tak dziwnie zachowywać i mówi, że nic nie pamięta.
- Hm. - mruknął Jack. - Dziwne. Ale zajmiemy się tym jutro. Dobrze, że Kristoff'owi przynajmniej przeszło. A teraz... nie zamartwiaj się i chodź spać.
Wskazał na łóżko. Uniosłam brwi.
- Elso, no wiesz, naprawdę. Ja tylko mówię, żebyśmy poszli spać, a ty już od razu. - zaśmiał się Jack i pociągnął mnie na łóżko.
- Wcale nie! - zaśmiałam się po czym poszliśmy spać : )

- Elsa.

wtorek, 3 marca 2015

Powrót do zdrowia i próba rozmowy z Kristoff'em.

Witajcie,
Wczoraj rano Tamara uznała, że już nie jestem chora. Ucieszyłam się bardzo i pobiegłam do Anny i Leny. Kristoff niestety nadal siedzi w lochach. Z tego co mówią strażnicy, którzy pełnią tam warty, gdy tylko kogoś zobaczy zaczyna warczeć i biegnie na drugi koniec celi. Annie naprawdę jest smutno i zaproponowała nawet abyśmy spróbowały z nim porozmawiać.
- Nie wiem czy to bezpieczne. - odrzekłam. - Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy w takim stanie.
- No tak... ale tylko przez kraty. - powiedziała Anna. - Nie musimy tam wchodzić.
Westchnęłam.
- No dobrze. Ale weźmy Jack'a.
Ania uśmiechnęła się.
- Dobrze, dobrze. Wiem, że nie wytrzymujecie bez siebie sekundy.
- Wcale nie..! - zaczęłam, ale siostra wybuchła śmiechem.
- No dobra, idziemy? - zapytała gdy udało jej się uspokoić. - A właśnie, pójdę po kogoś żeby został z Lenką.
I wyszła. Po minucie wróciła z jedną z służących i Jack'iem.
- To teraz możemy iść. - mrugnęła do mnie.
Wyszliśmy na korytarz i zeszliśmy na dół, do lochów. Gdy tylko znaleźliśmy się w otoczeniu kamiennych murów, usłyszeliśmy ryk Kristoff'a:
- Zostawcie mnie wy głupielce!! Ja tu siedzę jak normalny dżentelmen, a wy na mnie wrzeszczycie!!
Anna pobiegła do niego pierwsza.
- Kristoff'ku! Kochanie moje! Co się z Tobą dzieje?
- Aniu! - zawołałam. - Nie podchodź do krat!
Kristoff spojrzał na mnie strasznym wzrokiem.
- A ta się zaś rządzi. Ja nie mogę... - i położył się na kamiennej posadzce.
Jack zmierzył go wściekłym wzrokiem. Chwyciłam go za rękę, żeby go uspokoić. Anna usiadła przy kracie do celi swojego męża i próbowała wyciągnąć do niego rękę.
- Kristoff'ku! - wołała. On jednak nie zwracał na nią uwagi.
- Mógłbyś chociaż odpowiedzieć. - warknął Jack.
- Nie słyszę, zasnąłem. - mruknął Kristoff i zaczął udawać, że chrapie.
Anna spuściła głowę i wstała.
- To chyba nie ma sensu. - powiedziała podchodząc do nas.
Przytuliłam ją do siebie.
- Nie wiem co mu się stało, Aniu, ale nie martw się. - powiedziałam. - Prędzej czy później wróci do normy. 
I wróciliśmy do swoich pokoi.
W nocy obudził mnie dziwny dźwięk. Wstałam i rozejrzałam się po ciemnym pokoju.
- Jack?
Odpowiedziała mi głucha cisza. Nagle przypomniałam sobie o Mroku. Jakoś w ogóle nie myślałam o nim ostatnio, przez Kristoff'a. Zobaczyłam kątem oka jakby coś przemknęło obok wyjścia na balkon. Wstałam szybko z łóżka i zapaliłam świecę. Nagle zobaczyłam chudego mężczyznę w czarnej szacie w kącie komnaty.
- No, no, królowo, w końcu mnie znalazłaś! - zaśmiał się. - Jakże miło się z Tobą bawi w chowanego.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam powstrzymując drżenie głosu.
Zignorował moje pytanie i obszedł łóżko stając naprzeciw mnie.
- Jak tam Twój kochany szwagierek? - zapytał mrożącym krew w żyłach głosem. - Chyba nie czuje się za dobrze, co?
- To twoja sprawka? - wyrwało mi się dość głośno.
Zmarszczył czoło i znów nie odpowiedział.
- Tak sobie myślę... - zaczął po chwili. - Powinnaś bardziej dbać o bliskich. Naprawdę nie wiesz co się dzieje dookoła...
- Co? O czym ty...
- Och, królowo. - zaśmiał się i najzwyczajniej rozpłynął zostawiając po sobie czarny pył.
Usiadłam na łóżku i zrozpaczona wtuliłam się w poduszkę. O czym on mówił...?

 - Elsa. 

niedziela, 1 marca 2015

Miłe chwile nawet przy chorobie.

Witajcie,
Od kilku dni niestety leżę chora w łóżku. Anna jest dość smutna z powodu Kristoff'a więc chciała z Leną dotrzymywać mi towarzystwa.
- Hej, Elsuś! - zawołała dziś rano wchodząc do mojej sypialni.
- Hej. - odrzekłam z uśmiechem. Od kilku godzin siedziała przy mnie jedna z służących i wciskała mi wszelkie możliwe leki. Na widok Anny z córką na rękach skrzywiła się i burknęła:
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Królowa może Was zarazić.
Anna przewróciła oczami i gdy kobieta odwróciła się, pokazała jej język. Lena zaśmiała się i zamachała rączkami.
- Tamaro, możesz nas zostawić, nie umrę, naprawdę. - powiedziałam podnosząc się na łóżku.
- Mhm... - burknęła kobieta i wyszła.
Anna odetchnęła i usiadła z Leną na łóżku obok mnie.
- O boże... ale ona okropna, jak ty z nią wytrzymujesz?
- Naprawdę nie jest taka zła. - uśmiechnęłam się. - Tylko się troszczy.
- Tylko żeby nie przesadziła. - odrzekła Ania spoglądając na stos buteleczek i tabletek. - Przecież masz tylko gorączkę, czy cośtam.
Kiwnęłam głową. Nagle usłyszałam coś.
- Co to było?
- Co? - Anna rozejrzała się dokoła. - Nic nie słyszałam.
Usłyszałam to znowu. Ktoś pukał... w okno?
- Jack... - mruknęłam i wstałam z łóżka, po czym podeszłam do wyjścia na balkon.
- Co ty...? - zaczęła Anna.
Rozsunęłam zasłony i otworzyłam oszklone drzwi. Do środka wleciał Jack.
- Cześć śnieżynko. - pocałował mnie.
- Nie mogłeś wejść jak normalny człowiek? - oparłam ręce na biodrach.
- To by było nudne. - wzruszył ramionami i podszedł do Anny i Leny. - Heej maleńka.
Anna spojrzała na mnie unosząc brwi. Uśmiechnęłam się i wróciłam do łóżka.
- Podobno ktoś tu jest chory. - Jack pogłaskał mnie po policzku. - Przynieść Ci herbatę?
- A może wolisz czekoladę? - wyszczerzyła zęby Anna kołysząc Lenę w ramionach.
- Wydawało mi się, że choroba nie polega na zachciankach. - uśmiechnęłam się.
- Ale herbata jest dobra. - odrzekł Jack i wyleciał z pokoju.
Anna zaśmiała się.
- On chyba za wszelką cenę chce Ci się przypodobać.
- Ale po co? Przecież wie, że go kocham. - pokręciłam głową.
- Głupiutki Jacuś.
Chwilę potem Jack wrócił z tacą i porcelanowym czajniczkiem.
- Herbatka dla królowej. - położył ją na etażerce przy łóżku.
Nagle do środka wpadła Tamara.
- Dobrze, dobrze, proszę niech już wszyscy sobie idą. Królowa jest chora i musi odpoczywać. - podeszła do łóżka wymachując rękami.
- Ale ona dobrze się czuje! - powiedziała Anna. - My chcemy tylko z nią...
- Dobrze już, dobrze, ale musicie być cicho. I dać jej trochę przestrzeni. - wygoniła Jack'a i Annę z Leną z łóżka.
- Kochana, naprawdę to ty powinnaś odpocząć. - uśmiechnęłam się do służącej. - Pomagasz mi od kilku godzin bez przerwy. Prześpij się.
- No dobrze, jak królowa chce. - ukłoniła się i wyszła.
- Natrętna baba. - burknął Jack siadając przy mnie z powrotem.
Pokręciłam głową z uśmiechem. I tak spędzamy razem czas do tej pory.

- Elsa.