środa, 29 kwietnia 2015

Brak czasu na sukienkę, spacer i łóżkowe komplikacje.

Witajcie,
We wtorek rano zgodnie z prośbą Anny wstałam, wzięłam moją suknię i zamknęłam się w łazience. Tam z pomocą mich mocy chciałam ją skończyć. W pewnej chwili usłyszałam pukanie.
- Elsa? Jesteś tam? Chodź coś zjeść! - usłyszałam głos Anny.
- Em... tak, tak zaraz przyjdę. Poczekaj na mnie na korytarzu. - odpowiedziałam szybko.
Niestety suknia nie była jeszcze gotowa. Po śniadaniu chciałam wrócić do siebie i ją skończyć, ale Jack zatrzymał mnie mówiąc, że przyszły odpowiedzi od zaproszonych gości. Musiałam więc siedzieć z nim w jadalni jeszcze przez dwie godziny. Później Ania poprosiła mnie żebym wyszła z nią na spacer z Leną. Uznałam więc, że dzisiaj raczej nie uda mi się dokończyć sukni.
- I co, Elsuś, skończyłaś swoją cud-sukienkę? - zapytała siostra kiedy szłyśmy z wózkiem drogą do miasta.
- Może tak, może nie. Nie powiem Ci. - odrzekłam.
- Hmm... no dobra. - wzruszyła ramionami. - Jutro musimy znaleźć coś dla mnie!
Kiwnęłam głową z uśmiechem. Nagle podbiegły do nas trzy dziewczynki.
- Kto to? - zapytała najmłodsza z nich pokazując na Lenę.
- To księżniczka Lena, głuptasie! - powiedziała do niej druga, trochę wyższa. - Jest super śliczna.
I obie uśmiechnęły się słodko do Anny. Trzecia dziewczynka, chyba najstarsza przytuliła mnie i powiedziała:
- Bardzo bym chciała przyjść na Pani ślub. Będzie taki piękny i bajkowy jak w książkach!
- Ależ możesz przyjść. - powiedziałam uśmiechając się do niej. - Każdy może przyjść.
- Naprawdę? - dziewczynka zrobiła zdziwioną minkę, ale po chwili podskoczyła i powiedziała do dwóch pozostałych - Słyszałyście? Będziemy na królewskim ślubie!
I wszystkie zaczęły piszczeć i skakać.
- Dobrze, dobrze. - zaśmiała się Anna. - Może wróćcie pochwalić się mamom?
Kiwnęły główkami i pobiegły do miasta.
 - Ale słodziaki, nie? - uśmiechnęła się do mnie.
- Tak. - odwzajemniłam uśmiech. 
Kiedy wróciłyśmy i uśpiłyśmy Lenę poszłyśmy poszukać Kristoff'a i Jack'a. Znalazłyśmy ich w pokoju Jack'a. Dziwne było to, że usiłowali podnieść łóżko.
- Co wy robicie? - zapytałyśmy jednocześnie.
Odwrócili się i wyszczerzyli do nas zęby.
- Zastanawialiśmy się które łóżko jest wygodniejsze: Elsy czy moje i uznaliśmy, że moje. No więc zamieniamy je miejscami, żeby móc spać razem w miłości na wieczną wieczność. - powiedział Jack.
- Co? - zatkało mnie.
- Przecież taka była umowa. - Jack zrobił smutną minkę.
- Tak, ale nie zgodziłam się na wymienianie łóżek. - odrzekłam. - Nie możesz spać w moim?
Jack podrapał się po głowie.
- Wiesz... muszę to przemyśleć. - powiedział i wyszedł całując mnie na pożegnanie w policzek.
Anna spojrzała ze zdziwieniem na Kristoff'a. Ten wzruszył ramionami i też wyszedł.
- Czego oni nie wymyślą... - westchnęła kręcąc głową.


- Elsa. 

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Suknia (prawie) gotowa.

Witajcie,
Dziś rano Anna znów mnie obudziła.
- Elsa! - krzyknęła mi prosto w twarz. - Obiecałaś! Obiecałaś!!
- Mhm... przepraszam Aniu, dzisiaj to... - mruknęłam. - ...a co obiecałam?
Anna spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
- Miałyśmy...wybrać...dla...Ciebie...sukienkę! - zaczęła okładając mnie poduszką po każdym słowie. - A Kristoff i Jack od godziny siedzą już nad wielkim szyldem z napisem witającym gości.
Coś mi się nie wydaję, że Jack wstał sam, żeby wziąć się do pracy, ale nie chciałam jeszcze bardziej wkurzać siostry. Zwlekłam się z łóżka i ubrałam sukienkę.
- Więc... jakieś propozycje? - zapytałam uśmiechając się do Ani.
- Tak. - odwzajemniła uśmiech i pociągnęła mnie na dół, a potem na zewnątrz. - Pójdziemy do miasta i kupimy jakiś śliczny materiał. Oczywiście nie obejdzie się też bez welonu na pięć metrów i białych kwiatów, ozdób czy czegoś. Pewnie szukanie zajmie nam cały dzień, bo musimy obejść totalnie każdy stragan. W każdym kupimy najładniejsze rzeczy, a potem wrócimy do zamku i pomożesz mi połączyć to wszystko w całość. A teraz najlepsze - sama dokończysz sukienkę za pomocą swojej mocy, i ma być tak śliczna i olśniewająca, że wszystkich powali, ale nikomu jej nie pokażesz aż do dnia ślubu. Wszyscy będziemy mieć niespodziankę, Jack umrze z zachwytu a poddani będą się gapić i bić brawo przez trzy miesiące.
I wyszczerzyła zęby dumna z siebie. W czasie jej monologu zdążyłyśmy dojść do miasta.
- Cudowny pomysł. - przytuliłam ją. - Dziękuję Ci, Aniu.
- Jeszcze nie dziękuj. - mrugnęła do mnie i pociągnęła do pierwszego straganu. Kupiłyśmy tam kilka par rękawiczek (Anna uznała, że wszystkie są śliczne i, że potem zobaczymy, które będą najbardziej pasować do sukienki), w następnym trochę tkanin  i materiałów i tak przechodziłyśmy powoli z jednego do drugiego.  Wszyscy sprzedawcy uśmiechali się do nas miło, a jeśli były to kobiety, gratulowały mi bardzo, mówiły jak one się cieszą,że będę piękną panną młodą i doradzały najbardziej jak mogły.
- Chodzą słuchy, że Jack Frost - ten królowej przyszły mąż - jest naprawdę seksowny... - zaczęła jedna ze sprzedawczyń. - Ma królowa wielkie szczęście.
- Tak, tak. - powiedziałam i odciągnęłam Annę od stołu z bielizną. - Miłego dnia.
I szybko poszłyśmy dalej.
- Elsa, co ty? - szepnęła Anna. - Tam były super zestawy bielizny... musisz mieć coś na noc poślubną...
- Wiesz, tak sobie pomyślałam... - zaczęłam szybko coś wymyślać. - ...że sama sobie zrobię.
- Świetny pomysł! - klasnęła w dłonie. - Najlepiej z lodu, albo z czegoś, tak wiesz, żeby prześwitywało...
- Dobrze, dobrze. - pociągnęłam ją do następnego straganu.
Gdy zaczęło się ściemniać, miałyśmy już pełne ręce różnych rzeczy. Nagle zza jednego straganu wyszli Kristoff i Jack.
- No, tu jesteście! - ucieszył się Kristoff. - Wszędzie Was szukamy.
- Skończyliście szyld? - zapytała Anka.
- Tak, już dawno. - powiedział Jack. - Schowaliśmy na dole, w tych piwnico-lochach. Co tu macie?
- Mater... - zaczęłam, ale Anka mi przerwała:
- Nic. Pomoglibyście, a nie wypytujecie tylko. - i oddała Kristoff'owi część swojego "bagażu".
Jack pomógł również mi i po chwili wszyscy wróciliśmy do pałacu. Kiedy Kristoff i Jack zanieśli nam wszystko do mojej komnaty, Ania wygoniła ich i powiedziała:
- Dobra. Bierzemy się do roboty.
I tak pracowałyśmy do później nocy z igłą, nitką i odrobiną moich mocy. W końcu stworzyłyśmy piękną suknię, jednak na razie nie będę Wam jej opisywać. Wszystko opiszę dokładnie przy opisywaniu ślubu. Miałyśmy też do niej mnóstwo dodatków i oczywiście buty.
- Chyba skończę ją jutro. - ziewnęłam. - A teraz idźmy lepiej spać.
- Dobrze, ale ukryj ją dobrze. - uśmiechnęła się Anna, przytuliła mnie, rzuciła "Dobranoc!" i wyszła.
Ja odetchnęłam głęboko i usnęłam w ubraniu, prawie od razu.

- Elsa. 

sobota, 25 kwietnia 2015

Czas wysłać zaproszenia.

Witajcie,
Wczoraj razem z Anną, Kristoff'em i Jack'iem postanowiliśmy zacząć prawdziwe przygotowania. Kiedy Jack i Kristoff poszli do miasta kupić różne ozdoby i wstążki (część i tak zamierzaliśmy wygrzebać wieczorem z jakiejś zapomnianej komnaty), ja i Anna pobiegłyśmy do jadalni biorąc ze sobą stos kopert i kartek.
- No dobrze... - westchnęłam. - Najpierw najbliżsi...Merida, Astrid, Czkawka i ich rodziny...
Anna spojrzała na mnie wzrokiem męczennika.
- Roszpunka, jej matka i ojciec... - jęknęła.
- Strażnicy... - kontynuowałam wyliczanie. - ... i oczywiście nie zapominajmy o całym Arendelle.
- Ślub to ślub. - wzruszyła ramionami Anna. - W dodatku TEN ślub to nie zwykły ślub. To królewski ślub, a to oznacza bardzo, bardzo niezwykły ślub.
- Tak, wiem, Aniu. - ucięłam. - Pomóż mi.
I zaczęłyśmy wypisywać zaproszenia. Zajęło nam to sporo czasu i kiedy Kristoff i Jack wrócili nie skończyłyśmy jeszcze.
- Piszecie zaproszenia? - zapytał Kristoff wnosząc do jadalni wielkie pudło. - Pomożemy Wam.
- Taak, ale może najpierw to odnieśmy. - dodał Jack wchodząc z kolejnym pudłem.
- Co tam macie? - zapytała Anna.
- Kupiliśmy trochę jakichś baloników, serpentyn i tak dalej... - zaczął Kristoff.
- Ale i tak uważamy, że lepiej większość zrobić samemu. - dokończył Jack.
Anna kiwnęła głową.
- Zgadzam się. Wtedy to będzie takie Wasze i kochane.
- Dobrze, jeszcze pomyślimy. - westchnęłam. - Odnieście to, proszę, do którejś komnaty.
Po chwili wrócili gotowi pomóc nam wypisywać zaproszenia.
- Roszpunka jest koniecz... - zaczął Jack, ale przerwałam mu:
- Tak, już o tym rozmawialiśmy.
- Już dobrze, nie złość się, śnieżynko. - usiadł obok mnie i pocałował mnie w policzek.
Kristoff przewrócił oczami i szepnął do Anny (jednak na tyle głośno żebyśmy usłyszeli):
- Jak teraz tak do siebie gruchają, to co będzie po ślubie?
- Kristoff'ku. - Jack podał mu kartkę i pióro. - Może lepiej wypiszesz zaproszenie do pani R.?
- Tylko nie do niej. - jęknął.
- Napisz do Flynn'a. - powiedziała Anna czochrając mu włosy. - Ja zajmę się jego uroczą żonką.
 Kristoff uśmiechnął się i zaczął pisać. W końcu około siedemnastej skończyliśmy pisać i razem z Anną pobiegłam rozkazać jednemu z służących dostarczyć listy. Jutro albo pojutrze obiecałam Ani, że razem wybierzemy dla mnie suknię.


- Elsa.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Może przyjść dosłownie każdy

Witajcie,
Wczoraj rano Anka obudziła mnie wskakując na moje łóżko jednocześnie prawie łamiąc mi nogi.
- Matko Anka! - jęknęłam.
- Ups... - zeszła mi z nóg. - ...wybacz, Elsuś. Ale wstawaj! Poddani sterczą na dziedzińcu od godziny!
- Co?! - wyrwało mi się i szybko podbiegłam do wyjścia na taras. - Skąd wiedzieli, że dzisiaj mamy coś im ogłaszać?
Anna zarumieniła się.
- No cóż... nie chciałam nikomu mówić... - spojrzałam na nią karcącym wzrokiem. - ...ale tak wyszło, no! Chyba cała służba i pół Arendelle już wie...
Przewróciłam oczami.
- Trudno, nie dajmy im czekać. - otworzyłam szafę i zaczęłam się przebierać. - Leć po Jack'a.
Kiwnęła głową i wybiegła z pokoju. Wróciła z Jack'iem akurat gdy wciągnęłam na siebie sukienkę.
- Pomóżcie mi zapiąć. - powiedziałam do nich odwracając się tyłem, żeby któreś z nich zapięło mi guziki.
- Ja chce... - usłyszałam burknięcie Jack'a i po sekundzie poczułam jego chłodne dłonie na karku.
Powoli zapiął mi sukienkę, a gdy się odwróciłam uśmiechnął się. Delikatnie uniósł mi podbródek i pocałował mnie.
- Ekhem, ekhem. - odchrząknęła Anna. - Poddani czekają.
Jack zakończył pocałunek, chwycił mnie za rękę i powiedział:
- Racja. Pójdziesz z nami?
Wskazał na wyjście na taras.
- To raczej Wasza sprawa... - zaczęła Anna, ale pociągnęłam ją do nas i powiedziałam:
- Bez Ciebie nie damy rady. Chodźmy.
Powoli wyszliśmy na taras, ja w środku, a Anna i Jack po moich dwóch stronach. Gdy tylko poddani nas zobaczyli wybuchły oklaski i wrzawa. Jack wyszczerzył zęby, a Anna zaczęła machać. Uciszyłam wszystkich ręką i powiedziałam:
- Kochani mieszkańcy Arendelle. Bardzo możliwe, że część z Was zna już powód z jakiego się tu zgromadziliśmy. - spojrzałam na Annę. Wszyscy zaśmiali się. - Ale część może wcale nie wie. Otóż razem z Jack'iem Frostem... - pokazałam na Jack'a, który oblał się rumieńcem. - ... chcemy ogłosić Wam, iż dziewiątego maja... - przerwałam na chwilę, wszyscy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem. - ... odbędzie się nasz ślub!
Na chwilę zapadła głucha cisza, ale już zaraz wszyscy bili brawo, gwizdali i skakali jak szaleni. Trudno było ich uspokoić. W końcu Jack uznał, że nie ma sensu ich uspokajać i wyczarował nad dziedzińcem lodowe fajerwerki w kształcie śnieżynek i serc. Wybuchły jeszcze większe brawa i wszyscy śmiali się i cieszyli jeszcze przez kilka minut. Kiedy nareszcie przestali krzyczeć, powiedziałam:
- Na ceremonię i wesele zapraszamy wszystkich! Może przyjść dosłownie każdy!
Znowu wybuchły oklaski i wszyscy zaczęli wykrzykiwać równo:
- Niech żyje młoda para! Niech żyje para królewska!
Jack wypiął dumnie pierś i zrobił królewską minę. Anna śmiała się i wiwatowała ze wszystkimi. Pokręciłam głową z uśmiechem i krzyknęłam:
- Do zobaczenia na ślubie! W razie pytań proszę przyjść do pałacu!
I wróciliśmy do środka.
- Ale się cieszą, że będę tym królem! - zaśmiał się Jack.
- Cieszą się, że królowa znalazła męża, ciołku. - powiedziała Anna. - Mówiłam, że umrą ze szczęścia! Elsa, elsa...! - podbiegła do mnie. - Musisz pomyśleć nad dekoracjami... i sukienką! Jeeejkuuu!
I zaczęła biegać w kółko z piskiem. Jack przyciągnął mnie do siebie.
- MY musimy pomyśleć. To nasz wspólny ślub, razem zajmiemy się przygotowaniami. Prawda, śnieżynko? - powiedział.
- Prawda. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
Dzisiaj rano leżeliśmy razem na moim łóżku.
- Hmm... różowy? - mruknął Jack gładząc mnie po włosach.
- Nie. - odrzekłam nie otwierając oczu.
- Zielony? - zaproponował.
- Nie świętujemy początku wiosny, Jack. - uśmiechnęłam się. - Proponuję... biało- niebieski.
- Biało-niebieski, biało-niebieski... - westchnął Jack. - Ja wiem, że masz kręćka na punkcie tych kolorów, ale ciągle tylko biało-niebieski.
- No dobrze, mądralo. - powiedziałam. - Pójdziemy na kompromis. Biało-niebiesko...
- Różowy!
- Różowy... - westchnęłam z uśmiechem. - Niech Ci będzie, biało-niebiesko-różowy. Ale najwięcej białego. Białe dywany, kotary, obrusy... niebieskie wstążki, serpentyny, balony...
- Różowe kwiaty, serduszka i zabarwione śnieżynki spadające z sufitu... - kontynuował Jack. - Nie tak na ludzi, tylko do połowy. Dla efektu.
- Świetny pomysł. - pocałowałam go. - A co do jedzenia?
- Wszystko co się da. - zaśmiał się. - Zupy, sałatki, mięso, ale przede wszystkim wino. To chyba podstawa, nie?
- Mhm. - mruknęłam. - A cała ceremonia? Zrobimy ją w sali tronowej?
- Nie... lepiej w tej kaplicy, w której miałaś koronację. Poprosimy tego gościa... tego, który Ci udzielił koronacji, nie?
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
- Ale tam też wystroimy? - zapytałam.
- Ma się rozumieć. - uśmiechnął się Jack. - A... i najważniejsza rzecz... zapraszamy Roszpunkę?
- Wiem, że niesie to duże ryzyko... - jęknęłam. - ...ale to moja kuzynka. Musimy zaprosić całą jej rodzinę.
- Tą ciotka też? - jęknął Jack.
Kiwnęłam głową. Z jękiem opadł na poduszkę.
- Będzie dobrze. - pogłaskałam go po głowie. - Nie przejmujmy się nimi.
- Masz rację. - Jack objął mnie i uśmiechnął się. - Musimy skupić się tylko i wyłącznie na nas...
I pocałował mnie z czułością.


- Elsa.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Data ustalona.

Witajcie,
Po całym Wieczorowym zamieszaniu musieliśmy trochę odpocząć, ale dziś nadszedł czas na obowiązki. Rano siedziałam z Jack'iem sam na sam w sypialni więc gdy tylko powiedziałam mu, żeby wybił sobie z głowy wszystkie myśli na jego ulubione tematy, zapytałam:
- Jack, chyba powinniśmy ustalić datę ślubu, prawda?
- Absolutnie się zgadzam. - kiwnął głową.
- Nie może to być jakoś zaraz, bo trzeba znowu napisać zaproszenia, tym razem o wiele więcej, ogłosić to poddanym, zastanowić się co do Twojej koronacji, przystroić całe Arendelle i pewnie dużo innych rzeczy. - powiedziałam.
- Spoko, spoko. - poklepał mnie po ramieniu. - Co powiesz na... dziewiąty maja? To sobota za około trzy tygodnie. Spokojnie wystarczy nam czasu na to wszystko.
Zastanowiłam się chwilę.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się.
Nie mogłam uwierzyć, że właśnie ustaliłam datę ślubu. Własnego. Datę własnego ślubu. Z radości przytuliłam Jack'a mocno.
- Kocham Cię. - powiedziałam.
- Nie uważasz, że ostatnio nadużywamy tego wyrażenia? - zaśmiał się Jack.
- I co z tego. - uśmiechnęłam się. - Dobrze... - dodałam po chwili, gdy się opanowałam. - Może jutro ogłosimy poddanym?
Jack kiwnął głową.
- Słuchaj śnieżynko, w sprawie tej mojej koronacji... - zaczął niepewnym głosem. - Nie wiem czy to dobry pomysł żebym władał krajem. Można zrobić coś takiego, że na razie ty będziesz pełniła główną... funkcję? Oczywiście nie, żebym Ci nie chciał pomagać wręcz przeciwnie. Ale sama wiesz... ja królem? Popatrzyłbym trochę jak to wszystko się robi i tak dalej, a jak się już nauczę, to będę prawdziwym królem.
- Dobry pomysł. - powiedziałam. - Musisz się trochę nauczyć.
- Naprawdę się zgadzasz? Myślałem, że mnie zabijesz!
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. W tej chwili weszła Anna z Leną na rękach.
- Przeszkadzam? - uśmiechnęła się.
- Nie, nie. - powiedziałam robiąc jej miejsce na łóżku. - Chodź do nas.
Usiadła z córką obok nas i powiedziała:
- Tak mi przyszło do głowy... czy wy nie powinniście mieć po ślubie sypialni razem? Kristoff przeniósł się do mnie po ślubie.
- Bardzo, bardzo dobry pomysł. - uśmiechnął się do mnie chytrze Jack.
Przewróciłam oczami z uśmiechem.
- No dobrze. - westchnęłam.
- No, Elsa, nie mów, że się nie cieszysz. - Jack szturchnął mnie lekko. - Będziemy mieli każdą noc, całą noc i cały dzień i kiedy tylko chcemy...
- Jack, nie przy dziecku. - jęknęła Anna. - Potem wyrośnie na małą kopię Ciebie...
- Ależ wybacz mi, księżniczko. - skłonił się Jack z uśmiechem.
Anna pokręciła głową i wstała. Wychodząc zapytała:
- Jutro ogłosicie to poddanym?
Kiwnęliśmy głowami.
- To dobrze się przygotujcie. Wasz ślub to będzie najważniejsze wydarzenie tych czasów. Arendelle zwariuje ze szczęścia, zobaczycie.
I wyszła.


- Elsa.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Po-wieczorowy, okropny ból głowy.

Witajcie,
Dziś obudziłam się i pierwszym co poczułam był okropny ból głowy. Powoli usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. A oto co zobaczyłam: mnóstwo butelek i kieliszków na podłodze i na etażerkach, porozrzucane serpentyny i balony, otwarte drzwi do łazienki, stłuczony wazon, Meridę i Flynn'a bez koszuli śpiących na podłodze w bardzo dziwnych pozycjach, otwarte drzwi na balkon i śpiącego Czkawkę w przejściu, moją sukienkę obok łóżka i Jack'a w samych bokserkach śpiącego przy mnie. Szturchnęłam go lekko.
- Jack...wstawaj. - wymamrotałam.
- Dziękuję kochanie, ty też masz ładne kolana. - odrzekł nie otwierając oczu.
Przewróciłam oczami i wyczarowałam kilka śnieżynek, które spadły na niego.
- Ała... - jęknął i otworzył jedno oko. - Elsa...witaj.
- Patrz, jak wygląda cały pokój. - powiedziałam masując sobie skroń.
Usiadł, rozejrzał się i uśmiechnął się. Potem spojrzał na mój ubiór i powiedział:
- Ciekawa kreacja. - i położył się z powrotem.
Wyciągnęłam go z łóżka i chwiejąc się lekko na nogach zajrzeliśmy do łazienki. Anna i Kristoff spali przytuleni do siebie w wannie. Dookoła leżały butelki.
- Ciekawa kreacja. - powiedział Jack wskazując na ręcznik.
Pociągnęłam go na balkon. Z ulgą zobaczyłam, że Astrid i Czkawka nie wypadli i śpią spokojnie.
- Chwila... - rozejrzałam się jeszcze raz. - Gdzie Roszpunka?
Jack zasnął oparty o ścianę, jednak słysząc to imię podskoczył ze strachu.
- Roszpunka? Gdzie?!
- No właśnie... - nagle coś sobie przypomniałam. - Matko Jack! Zamknęliście ją w szafie! Chodź!!
I pociągnęłam go do jego sypialni.
- Elsoo... ja zaraz umręę... - jęczał Jack.
Wbiegłam do środka, wzięłam klucz z biurka i otworzyłam szafę. Spadła na mnie moja kuzynka. Na szczęście spała.
- Pomóż mi ją przenieść do jej pokoju! - zawołałam do Jack'a.
- Mam jej dotknąć? Zwariowałaś?
Spojrzałam na niego groźnie. Pomógł mi unieść Roszpunkę i wyszliśmy z nią na korytarz. Nagle wpadliśmy na Annę, która widocznie się obudziła.
- A wy co...? - jęknęła. - Nosicie jakiegoś trupa po zamku beze mnie?
- To nie trup, Aniu. - powiedziałam.
- Niestety... - mruknął Jack.
- Musimy przenieść Roszpunkę do jej pokoju. Jest szansa, że nie pamięta, że zamknęli ją w szafie.
Anna spojrzała na mnie zdziwiona.
- Wróć do reszty. - westchnęłam i poszliśmy z Jack'iem dalej.
W końcu położyliśmy Roszpunkę na łóżku w jej pokoju gościnnym i szybko wróciliśmy do mnie. Wszyscy już się obudzili.Siedzieli razem na łóżku i narzekali jak bolą ich głowy. Jakąś godzinę później udało nam się jakimś cudem ubrać z powrotem we własne ubrania i zejść na śniadanie. Dwie służące, Tamara i Daisy pobiegły na górę wszystko posprzątać.
- Impreza była najlepsza jaką przeżyłem w życiu. - powiedział Czkawka.
- Zgadzam się. - ziewnął Kristoff.
- W Arendelle nie można się nudzić. - wyszczerzyła zęby Anna. - W końcu był to Wieczór Panieński królowej Elsy!
Uniosła szklankę.
- Za królową Elsę i przyszłego króla Jack'a! Za ich związek... - zaczęła Merida także unosząc szklankę.
- ...i za całe Arendelle! - dokończyła Astrid i wszyscy stuknęliśmy się szklankami.
W tym momencie w drzwiach stanęła Roszpunka. Miała rozczochrane włosy, potarganą sukienkę i krzywo założone buty (to my jej założyliśmy w pośpiechu). Patrzyła na nas groźnie.
- Witaj kuzynko. - powiedziałam. - Jak Ci się spało?
- Wyśmienicie. - odrzekła wściekłym tonem i usiadła do stołu.
Resztę śniadania zjedliśmy w ciszy, a gdy tylko skończyliśmy Roszpunka powiedziała do Flynn'a:
- Idź na górę i spakuj nas.
Flynn niechętnie wykonał polecenie. Gdy tylko wyszedł Roszpunka podbiegła do Jack'a i przytuliła go.
- Jack'usiu! W końcu się zobaczyliśmy!! - zawołała.
Jack odepchnął ją i powiedział.
- Lepiej pomóż swojemu mężowi.
- Ale... tak dawno się nie widzieliśmy! - jęknęła.
- Tak, wiem. I dobrze. - odrzekł.
Anna nie wytrzymała i wypaliła:
- To za Jack'a Elsa wyjdzie! To były ich wieczory!!
Roszpunka zrobiła się cała czerwona.
- CO?!!!
- To prawda. - wstałam i stanęłam na przeciw niej. - Masz z tym jakiś problem?
Za moimi plecami Merida zagwizdała cicho.
- Nie zasługujesz na niego. - wycedziła kuzynka. - Jesteś zwykłą wiedźmą!
Podłoga pokryła się szronem.
- Cofnij to! - Jack stanął za mną.
- Jack'usiu! Popatrz na nią! Używa swojej czarnej magii żebyś myślał że ci się podoba! - krzyknęła Roszpunka. - To ja jestem Twoją prawdziwą wybranką! Ja! Nie ten zimny, okrutny...
Anna i Merida też wstały.
- ...potwór!!
- Zamknij się! - krzyknęła Anna i popchnęła ją.
Roszpunka odepchnęła ją z podwójną siłą.
- Precz od niej! - warknęłam.
- Bo co?!
Poczułam, że robię się lodowata, już chciałam wystrzelić w nią lodem, ale do środka wszedł Flynn z walizką.
- Ee... co wy robicie? - zapytał.
Atmosfera w jednej chwili wróciła do normy.
- Nic. - powiedziałam. - Roszpunka właśnie wychodzi.
Kuzynka rzuciła we mnie wściekłym spojrzeniem i wyszła razem z mężem. Anna przytuliła mnie.
- Elso, dobrze wiesz, że wszystko co mówiła to istne bzdury. - powiedziała. - Kochamy Cię.
Odwzajemniłam uścisk. Nie wiem co by się stało, gdyby nie Flynn.
Wieczorem Merida także odpłynęła, a Astrid i Czkawka odlecieli.
- Napiszcie kiedy ślub! - zawołała Merida machając do nas ze statku.
Uśmiechnęłam się tylko. Jack stanął za mną i przytulił mnie.
- Kocham Cię, Elso. - szepnął.
- Ja Ciebie też. - odrzekłam i odetchnęłam świeżym powietrzem.

- Elsa. 

sobota, 18 kwietnia 2015

Wieczory Panieński i Kawalerski i co z nich wynikło.

Witajcie,
No cóż... może od razu, bez przypominania Wam milion razy, że dziś miały odbyć się Wieczory Panieński i Kawalerski przejdźmy do rzeczy. Dziś w nocy Anna obudziła mnie i poprowadziła do drzwi wejściowych mamrocząc coś prawie przez sen, że Merida już przypłynęła. Otworzyłam wrota, a że było ciemno usłyszałam tylko pisk i ktoś rzucił mi się na szyję.
- Elsa!!! - wrzasnęła Merida, rozpoznana przez nas po głosie, po włosach... i ogólnie po tym, że miała przybyć w nocy.
- Ciii....! - uciszyła ją szybko Anna i zapaliła świeczkę żebyśmy mogły zobaczyć cokolwiek.
Dzięki odrobinie światła udało mi się dostrzec obok mnie Annę w koszuli nocnej, a tuż przede mną uśmiechniętą od ucha do ucha Meridę. Miała na sobie płaszcz podróżny i dźwigała niedużą torbę.
- Witaj Merido. - uśmiechnęłam się powstrzymując ziewnięcie. - Chodźmy od razu do któregoś pokoju gościnnego, lepiej się prześpij, albo chociaż odpocznij.
Pociągnęłam rudowłosą na górę, a Anna szła przed nami oświetlając korytarz.
- Nie wiecie jak strasznie się cieszę, że tu jestem.- szepnęła Merida łapiąc mnie za rąbek szlafroka. - Zobaczę się ze wszystkimi i z Lenką i będzie ten super wieczór!
- Cii, Merido. - położyłam jej palec na ustach. - Wszyscy śpią.
Weszłyśmy do komnaty dla gości. Merida ściągnęła płacz i rzuciła go na łóżko razem z torbą.
- Prześpij się. - szepnęła Anna. - A my...
- Czyli jutro ślub? - przerwała jej Merida.
- Słucham? - zatkało mnie. - Nie, nie, nie. Jeszcze nie znamy dokładnej daty ślubu.
- A nie powinien być po Wieczorach? - zdziwiła się Merida.
- No tak. - wtrąciła Anna. - Ale oni potrzebują więcej czasu. Przygotowania i tak dalej. A teraz idź spać, a my przyjdziemy rano i razem zjemy śniadanie. Astrid i Czkawka przylecą pewnie rano.
- To super. - uśmiechnęła się. - Ktoś jeszcze będzie?
- Wróżka Zębowa... - zaczęłam, a Merida uniosła brwi. - ...Flynn i Roszpun...
- SERIO?! - krzyknęła.
- Cicho! - uciszyłyśmy ją z Anną jednocześnie.
- To kuzynka. - szepnęłam. - Nie miałam wyjścia.
Merida przewróciła oczami.
- Zobaczysz, zrobi tu jakąś wielką rozróbę. - jęknęła.
- Dobranoc. - odrzekłam i wyszłyśmy razem z Anną.
Rano Merida sama nas obudziła, i niedługo potem zeszłyśmy na śniadanie razem z Jack'iem i Kristoff'em.
- Będę musiała poprosić jakąś służącą, żeby zajęła się przez tą noc, i pewnie dzień Leną. - powiedziała Anna gdy siedzieliśmy przy stole.
Kristoff kiwnął głową. Merida spojrzała na Jack'a i zaczęła:
- Jacusiu, co dziś przywdziejesz?
- To niespodzianka. - odrzekł mrugając do mnie.
Nagle do jadalni wbiegła jedna z służących.
- Wasza Wysokość... - zaczęła zdyszana. - Pani Astrid i Pan Czkawka przybyli. Oni... oni przylecieli... na smokach!!
- Spokojnie, Daisy. - wstałam. - Smoki są.... wytresowane.
Anna i Jack chcieli wstać, żeby przywitać ich ze mną, ale powiedziałam:
- Zostańcie, zaraz tu z nimi przyjdę. Pewnie są głodni po podróży.
I pobiegłam do wrót. Sekundę później ściskałam się już z Astrid.
- Och, Elso, jak dawno Cię nie widziałam! - zawołała.
Czkawka kiwnął mi na powitanie głową z uśmiechem i zapytał z udawaną powagą:
- Gdzież podziali się moi skandynawscy bracia Kristoff i Jack?
- Są w jadalni. - uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję, że masz jakąś super sukienkę..? - zapytała Astrid gdy szliśmy do innych.
Kiwnęłam głową.
- Ooch, na pewno będziesz wyglądać najcudowniej z nas wszystkich!
- Ależ nie, kochana. - zaśmiałam się. - Nie zapominajmy o powalającej urodą Punci.
- O matko, zapomniałam, że też ma być. - jęknęła Astrid. - No, ale kuzynka to kuzynka.
Po śniadaniu z Anną, Meridą i Astrid poszłyśmy do mojej (już wystrojonej) komnaty. Jack, Kristoff i Czkawka chyba poszli do Jack'a.
- No, Elsa! Pokaż tą kieckę! - zawołała Astrid.
- Nie, zobaczycie wieczorem. - uśmiechnęłam się zapraszając je aby usiadły na łóżku.
- Padniecie, gwarantuję. - powiedziała Anna. - Wygląda w niej tak seksi, że mi wczoraj...
- To ona widziała już tą sukienkę? - jęknęła Merida. - To nie fair!
I rzuciła w Annę poduszką.
- Jestem jej siostrą! - Ania oddała jej ze śmiechem.
I tak, jak się domyślacie rozpętała się wojna na poduszki. Około czternastej ktoś zapukał w drzwi. Otworzyłam je i ujrzałyśmy stojących na korytarzu Jack'a, Kristoff'a i Czkawkę ze spuszczonymi głowami i z grobowymi minami.
- Co jest? - zaśmiała się Merida. - Koniec świata, czy co?
- Gorzej, moja droga. - powiedział Jack udając niezwykle poważnego.
- ONA przybyła. - odezwał się Czkawka nie podnosząc głowy.
- Koniec nadchodzi. - dodał Kristoff.
Wszystkie spojrzałyśmy na siebie na wpół rozbawione i przerażone.
- Roszpunka i Flynn stoją u wrót. - powiedział Jack. - Zawsze Cię kochałem. - pocałował mnie.
Anna odchrząknęła i powiedziała:
- No to chodźmy. Wszyscy, będzie bezpieczniej.
- Bezpieczniej? - jęknęła Astrid. - Jak zobaczy Jack'a...
- Nic nie zrobi, bo będzie tam też Flynn. - powiedziałam. - Anna ma rację chodźmy.
Zeszliśmy na dół wolniej niż idą skazańcy na śmierć. Otworzyłam ogromne wrota i naszym oczom ukazała się moja kochana kuzynka, a tuż za nią Flynn. Miała dumną minę, uniesione brwi i ręce na biodrach. Flynn dźwigał jej różową walizkę, a widząc nas pomachał z uśmiechem. Roszpunka była ubrana w różowo-fioletowy podróżny płaszcz, swoje krótkie, ciemne włosy dziwnie nastroszyła wpinając w nie żółte spinki, a na nogach miała czerwone lakierki. Flynn był ubrany na szczęście normalnie.
- Witaj, Roszpunko. - powiedziałam.
Usłyszałam jak za mną Czkawka i Kristoff udają, że wymiotują.
- Witaj, Elso. - odrzekła. - Poprowadź nas do naszego pokoju.
- Myślałam, że to Elsa tu wydaje rozkazy... - szepnęła z tyłu Merida.
- Chodźcie za mną. - zwróciłam się do kuzynki i Flynn'a.
Weszłam na górę i poprowadziłam ich do jednej z komnat gościnnych. Anna, Jack i reszta zostali na dole.
- O której zacznie się ta impreza? - zapytała Roszpunka, gdy jej mąż zaczął rozpakowywać walizkę.
- Około dwudziestej. Przyjdziemy po Was. - odrzekłam. - Teraz możecie odpocząć.
Chciałam wyjść, ale kuzynka złapała mnie za rękaw i szepnęła:
- Jeszcze jedno. Gdzie mogę spotkać Jack'usia?
- Nie wiem. - wyrwałam rękę. - Nie szukaj go.
I wyszłam. Jej pytanie oznaczało, że jakimś cudem nie zobaczyła Jack'a kilka minut temu na dole. Wróciłam do reszty z tą wiadomością.
- To teraz wystarczy, że się schowam. A od dwudziestej już będziemy wszyscy zajęci. - powiedział Jack.
Kiwnęłam głową.
- Chwila... - zaczęła Anna. - Ta Wróżka Zębowa dalej nie przyleciała.
- Może jej nie będzie. - wzruszyła ramionami Astrid. - Już i tak mamy na głowie Roszpunkę.
Kiwnęłam głową. Chwilę potem z dziewczynami wróciłam do swojej sypialni. Około osiemnastej trzydzieści Anna zapytała:
- Może zaczniemy się już się przebierać, co?
- Świetny pomysł! - zawołała Merida i nie czekając na moją odpowiedź pociągnęła Astrid chyba do swojego pokoju po sukienkę.
- Dobrze... - westchnęłam. - To... przebierajmy się!
I ściągnęłam sukienkę. Kiedy otworzyłam szafę Anna zapytała nieśmiało:
- Elsuś... a mogłabyś... coś mi pożyczyć...?
Odwróciłam się do niej z uśmiechem.
- Oczywiście, że tak, Aniu. - przytuliłam ją. - Wybieraj co tylko chcesz.
Po chwili obie byłyśmy już przebrane. Anna ubrała fioletowo-niebieską sukienkę do kolan.
- Teraz fryzury! - zawołała i posadziła mnie przed lustrem.
Zrobiła mi ślicznego warkocza, trochę innego niż robię sobie często. Ja spięłam jej włosy w koczek, którego owinęłam warkoczem i wplotłam czarną wstążkę.
- Wyglądasz ślicznie. - powiedziałam.
- Ty jeszcze bardziej. - Anna przytuliła mnie.
Akurat gdy skończyłyśmy robić sobie makijaż do komnaty wparowały Merida i Astrid w sukienkach i ładnie ułożonych włosach.
- Uuuuuuu Elsa! - zawołała Merida. - Anna miała rację!
- Wyglądasz obłędnie! - powiedziała Astrid z zachwytem.
- Dziękuję, wy też. - odrzekłam. - Ta sukienka to w większości zasługa Anny.
Spojrzałam na zegar. Była dziewiętnasta pięćdziesiąt.
- Idę po Roszpunkę. - powiedziałam. - Poczekajcie na nas. Możecie wszystko rozłożyć i tak dalej.
Wyszłam na korytarz i skierowałam się w stronę pokoju, który wyznaczyłam dla kuzynki i Flynn'a. Zapukałam. Nikt nie odpowiedział. Nagle usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i... zobaczyłam Jack'a. Miał na sobie niebieski garnitur, a w kieszeni białą różę. Oczywiście nie miał butów.
- Jack... - zaczęłam, jednak nie mogłam zdobyć się na nic więcej. Po prostu mnie zatkało.
Jack podszedł bliżej i objął mnie w talii.
- Elso... - zaczął przyglądając się mi z rozszerzonymi źrenicami. - Wyglądasz najpiękniej... i najseksowniej na świecie.
- Jack! - zaśmiałam się.
Wyjął różę z kieszeni i wręczył mi ją.
- Ty też wyglądasz... bardzo... - zaczęłam, ale on pocałował mnie.
Nagle (tak, to było do przewidzenia) drzwi pokoju otworzyły się. Jack odleciał jak najszybciej umiał. W drzwiach stanęła Roszpunka przybierając pozę Supermena.
- Kto to był? - zapytała.
- Nikt. - powiedziałam szybko. - Gotowa?
Kiwnęła głową. Miała na sobie króciutką różową sukienkę całą z cekinów, a we włosach mnóstwo brokatu. Poszłyśmy do mojej komnaty. Kiedy weszłyśmy do środka ujrzałyśmy dziewczyny tańczące na łóżku i kilka butelek na stoliku.
- Cześć Roszpunko. - powiedziały wszystkie jednocześnie.
- Nie będę się zniżać do waszego poziomu. - westchnęła. - Postoję sobie.
I oparła się o ścianę. I tak stała przez kilka godzin, a my tańczyłyśmy, śpiewałyśmy, piłyśmy (wiem, że to nie brzmi najwytworniej na świecie), grałyśmy w butelkę i wiele wiele innych rzeczy. W pewnej chwili Roszpunka zaczęła płakać. Podeszłam więc do niej i zapytałam o co chodzi.
- Nie zrozumiesz mnie! Idę poszukać Jack'usia! - i wyszła.
Chciałam iść za nią i powstrzymać ją, żeby nie weszła do pokoju Jack'a, ale dziewczyny powiedziały żebym się nią nie przejmowała i imprezowała dalej. Jakąś godzinę później do komnaty wpadli jeden po drugim Jack, Kristoff, Czkawka i Flynn. Byli totalnie pijani. Jack przytulił mnie i powiedział:
- Eeelsa! Och, dzięki Ci!
- Gdzie Roszpunka? - zapytałam.
- No właśnie! My ją... ej, bracia, co myśmy jej zrobili? - zwrócił się do ściany.
- Dobijała się do Ciebie... - zaśmiał się Czkawka. - To żeśmy ją zamknęli w szafie!
- Naprawdę? - jęknęłam. Ciotka mnie zabije!
Jack kiwnął głową.
- Musimy ją wypuścić! - powiedziałam.
- Elsa, wyluzuj! - zawołała Anna i pociągnęła mnie na łóżko. - Jutro!
Nie mogłam za dużo zrobić. W końcu niestety mój stan zbliżył się do stanu Jack'a, a wszystko skończyło się tak, że około czwartej nad ranem wszyscy zasnęliśmy. Astrid i Czkawka na balkonie, Merida na podłodze, Kristoff i Anna w wannie, a ja i Jack jako jedyni cywilizowani ludzie na łóżku. Niestety tylko miejsce było normalne w naszym zaśnięciu, bo Jack był w samych bokserkach, a ja bardzo, bardzo dziwnym trafem miałam na sobie koszulę Flynn'a, spodnie Jack'a i buty Roszpunki.


- Elsa.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Odpowiedzi odebrane, sukienka gotowa.

Witajcie,
Wczoraj wieczorem otrzymaliśmy odpowiedzi od zaproszonych gości. Pierwszy otwarty przez nas list był od Astrid i Czkawki (odpowiedzieli w jednym). Napisali następująco:

 Kochana Elso i Jack'u,
Bardzo chętnie przyjmujemy Wasze zaproszenia. Cieszymy się niezmiernie, że w końcu planujecie ślub! Mamy nadzieję, że nie zdenerwujesz się bardzo, Elso, jeśli przylecimy na smokach. Sama rozumiesz, to wygodniejsze niż statek dla dwóch osób. Przylecimy w piątek wieczorem, lub  w sobotę rano. Nie możemy się już doczekać!

                                                                                    - Astrid i Czkawka.

- Po co przylatują tak wcześnie? - jęknął Jack. - Wieczór to wieczór...
- Nie denerwuj się, lodóweczko... - pocałowałam go. - I podaj następną kopertę.
Jack uśmiechnął się i wykonał polecenie. Otworzyłam kopertę i przeczytałam:


Droga (wcale nie) kuzynko,
Z wielką radością (wcale nie) przyjmuję Twoje zaproszenie. Nie wiem jakiego brzydala zamierzasz poślubić, ale cieszę się, że w końcu zostawiłaś mojego Jack'usia. Mam nadzieję, że się z nim spotkam. Flynn też się zgodził. I ani słowa mu o Jack'usiu. No cóż, przygotuj się na oślepnięcie od blasku mojej urody i cekinów na mojej nowej sukience, w której przybędę. Ach - Flynn przybędzie ze mną.
Żegnam. 
                                                                                        Roszpunka. 


- O matko, ona jest okropna! - zawołała Anna.
- Cii... obudzisz Lenę. - szepnęłam. - Wiem, przecież. Ale musiałam ją zaprosić.
Następny list był od Meridy:


NO ELSA!!
W końcu się hajtasz z tym bladym przystojniakiem!! No... jeszcze nie hajtasz, ale będziesz! Ale się cieszę! Oczywiście, że przypłynę na Twój Wieczór Panieński, będzie super impreza, zobaczysz. Tak to urządzimy, że nigdy nie zapomnisz! Nie damy Ci się nudzić!! Uu, już wiem co ubiorę! A ty, Anka - zwracam się do Ciebie, wiem, że gdzieś tam jesteś - dopilnuj, żeby Twoja siostrzyczka ubrała jakąś super seksowną kieckę żeby temu Jack'owi szczena opadła! Spodziewajcie się mnie w nocy z piątku na sobotę! :))
Kocham, ściskam i nie mogę się doczekać, 


                                                                                      - Wasza Merida. 

- Dopilnuję, Merido, dopilnuję! - Anna zwijała się ze śmiechu na łóżku.
Spojrzałam na Jack'a z uśmiechem. Wyszczerzył do mnie zęby.
- Wróżka Zębowa nie odpisała. - powiedziałam. - Jest chyba bardzo obrażona.
- E tam. - Jack machnął ręką. - Pewnie przyleci.
Anna poklepała mnie po ramieniu.
- Chodź Elsa, musimy wybrać Ci tą super seksowną kieckę. - i pociągnęła mnie do mojej sypialni.
Posadziła mnie na łóżku i zaczęła wyrzucać z szafy wszystko co wpadło jej w ręce.
- Aniu... zaczekaj... - zaczęłam, ale ona w ogóle mnie nie słuchała.
- Tak, wiem, mam nie przesadzać! - zawołała. - Ale i ty nie przesadzaj! To specjalny wieczór, musisz być seksi i w ogóle najpiękniejsza na ziemi. Chociaż i tak jesteś...
- Aniu, myślę, że...
- Dobrze, nie musi być krótka! - kontynuowała siostra. - Ale dekolt musi być, koniecznie! Mówię Ci, jak masz co...
- Aniu...
- ...pokazywać to się nie kryj!
- Aniu! - odwróciłam ją w swoją stronę. - Wolę sama zrobić sobie sukienkę.
Anna zmarszczyła brwi, podrapała się po głowie, a po chwili uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie mówiąc:
- Ty to masz zawsze cudne pomysły! Ale zrobisz to przy mnie. Bo inaczej skończysz w jakiejś sutannie.
- Dobrze... - westchnęłam i rozebrałam się do bielizny.
Wyczarowałam najpierw zwykłą, niebieską sukienkę na ramiączkach z dość dużym dekoltem, sięgającą do stóp. Następnie zaczarowałam ramiączka, zmieniając je w lodowe, cieniutkie sznureczki. Na dekolcie pojawiły się śliczne śnieżynki tak samo po chwili u dołu sukienki.
- Ślicznie. - powiedziała Anna przyglądając się kreacji. - Ale trochę banalnie. Weź, skróć tą sukienkę, i jeszcze w pasie coś dorób.
Wysłuchałam siostry. W efekcie końcowym, jakieś dziesięć minut później, po milionie poprawek stanęłam przed lustrem w jasnoniebieskiej sukience sięgającej trochę nad kolana, z lodowymi ramiączkami, śnieżynkowym dekoltem i podobnym wzorem na biodrach i u dołu. Na rękach miałam białe, krótkie rękawiczki, a na nogach lodowe buty na obcasach.
- No, no. - westchnęła Ania. - Wyglądasz super seksownie.
Przekrzywiłam głowę z uśmiechem.
- Dobra, ściągaj ją i powieś na jakimś specjalnym wieszaku żeby czekała na nim do soboty. - dodała siostra i pomogła mi się rozebrać.
- Ciekawe co ubiorą Jack i Kristoff. - powiedziałam. - A ty w czym pójdziesz?
Anna wzruszyła ramionami.
- Jeszcze zobaczę.
Po powieszeniu sukienki w specjalnym miejscu, tak żeby Jack jej nie zobaczył, poszłyśmy spać.


- Elsa.


wtorek, 14 kwietnia 2015

Zaproszenia wysłane!

Witajcie,
Rano po śniadaniu poszłam do Jack'a i Anny czekających już na mnie w sali tronowej. Mieliśmy zaplanować i wypisać zaproszenia na Wieczór Panieński i Kawalerski. Kiedy weszłam do środka siedzieli na podłodze otoczeni mnóstwem kopert i kartek.
- W końcu jesteś, Elsa! - zawołała Anna. - Chodź do nas!
Usiadłam obok Jack'a.
- Dobrze... to... jak to w ogóle będzie wyglądać? - zapytałam.
- To Twój Wieczór Panieński, musisz sama coś wymyślić. - odrzekła Anna.
- W takim razie... - zaczęłam po chwili. - Proponuję, żeby to nie była jakaś wielka impreza. Możemy to urządzić na przykład w mojej komnacie. A Wieczór Kawalerski w komnacie Jack'a. Zaprośmy tylko najbliższych.
- No, alee.... - jęknęła Anna. - No dobrze. Czyli będzie bardzo prywatnie?
Kiwnęłam głową.
- Mi to pasuje. - powiedział Jack. - To nasze wieczory. I może zrobimy oba Wieczory w jedną noc? Tylko w dwóch częściach zamku, u Elsy i u mnie.
- Świetny pomysł! - zawołała Ania. - Ale przydało by się jedno. Zakaz w tą noc kontaktu między dziewczynami z pokoju Elsy i facetami z pokoju Jack'a.
- No tak. - zgodziłam się.
- To co? Ustalone?- zapytał Jack.
- Chwila moment. - przerwałam. - A co z jedzeniem?
- I piciem...? - dodała pod nosem Anna.
- Oj, Elsa! - zawołał Jack. - Jesteś królową, czy nie? Po prostu rozkażesz coś zrobić w kuchni.
- No... dobrze. - powiedziałam.
Jack uśmiechnął się i podniósł pierwszą kartkę.
- To co? Panie mają pierwszeństwo. - podał ją mi. - Kogo zapraszacie?
Wyczarowałam sobie lodowe pióro i zaczęłam pisać:

Droga Merido,
Mam zaszczyt zaprosić Cię do Arendelle na mój Wieczór Panieński. Odbędzie się on...

- No właśnie, kiedy? - zapytała Anna.
- Potrzebujemy trochę czasu na przygotowanie się do tego. - powiedziałam. - Fizycznie i psychicznie.
Jack kiwnął głową.
- To może sobota? - zaproponował.
Zgodziłyśmy się, po czym wypisałam jeszcze zaproszenia dla Astrid i niechętnie dla Roszpunki i Wróżki Zębowej.
- Elsa, coś ty! - zawołała Anna widząc jak podpisuję do nich koperty. - One Ci zepsują cały wieczór!
- Roszpunkę i tak muszę zaprosić. To kuzynka, a jakby się jej matka dowiedziała... - zaczęłam. - A z Wróżką może jakimś cudem uda się zawrzeć pokój.
- No, może po wypiciu kilku butelek... - zaśmiał się Jack.
- Ha-ha-ha. - zaśmiałam się sztucznie i rzuciłam mu resztę pustych kartek i kopert. - Teraz Twoja kolej.
- No dobra. - Jack zaczął wypisywać zaproszenia. - Zaproszę Czkawkę i Flynn'a. Biedak, że musi żyć z Roszpunką, ale sam jest nawet spoko gość.
Anna kiwnęła głową.
- To wysyłamy? - zapytała.
- Wysyłamy. - powiedziałam i poszliśmy do jednego z służących aby dostarczył listy.
Jack uśmiechnął się gdy wracaliśmy do pokojów.
- To teraz trzeba wykombinować stroje, nie? - powiedział. - Razem coś z Kristoff'em wymyślimy.
- My też! - zawołała Ania. - Będziemy miały tysiąc razy lepsze stroje od Was.
- Zobaczymy. - zaśmiał się Jack, pocałował mnie i wszedł do swojego pokoju.


- Elsa. 

niedziela, 12 kwietnia 2015

Zmartwienia mają zniknąć.

Witajcie,
Wczoraj wieczorem siedziałam z Anną i Leną na łóżku. Zastanawiałam się czy powiedzieć jej o przemyśleniach na temat ślubu.
- Anno... - zaczęłam w końcu.
- Słucham, Elsuś. - uśmiechnęła się.
- Wiesz... ostatnio pomyślałam, że... cóż, ja i Jack... jesteśmy narzeczonymi...
- Wiem. - przerwała Ania. - I chcecie wziąć ślub.
Kiwnęłam głową i westchnęłam.
- Ale to nie takie proste...
- Oczywiście. - powiedziała siostra poprawiając Lenie kołnierzyk w sukience. - Najpierw trzeba ogłosić wszystko poddanym, napisać miliard zaproszeń, unieszkodliwić Roszpunkę, zająć się sprawami koronacji Jack'a, ale przed tym wszystkim.... trzeba się wyluzować!
- To znaczy? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Wieczór Panieński!!! - zawołała Anna. - Ja go nie miałam, bo o wszystkim zapomnieliśmy zajmując się przygotowaniami. - Ale królowa musi mieć! I Jack'owi też należy się porządny Wieczór Kawalerski, nie uważasz?
- Przyznam, że o tym nie myślałam... - powiedziałam.
Anna uśmiechnęła się.
- Pogadaj z Jack'iem. - mrugnęła i popchnęła mnie lekko w stronę drzwi.
Wyszłam na korytarz i nagle Jack wyleciał zza zakrętu.
- Hej, Elso. - pocałował mnie.
- Hej... - westchnęłam. - Możemy porozmawiać?
- Oczywiście. - pociągnął mnie do swojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. - Więc?
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
- Jack, to bardzo ważna sprawa. Jeśli weźmiemy ślub... jestem królową, a to oznacza, że Ty zostałbyś królem.
Jack podrapał się po głowie i wyszczerzył zęby.
- Mi to pasuje. - powiedział.
- To nie takie proste jak Ci się wydaje. Będziesz miał mnóstwo obowiązków tak jak ja. - powiedziałam poważnym tonem.
- Oj, śnieżynko, przesadzasz. - pogłaskał mnie po głowie. - Razem damy radę.
- No dobrze. Zaufam Ci.  - westchnęłam. - A teraz inna sprawa - Anna namawia mnie na zorganizowanie Wieczora Panieńskiego i Kawalerskiego.
- Łuhuu! - wzbił się w powietrze i wywinął koziołka. - Jestem za!
- Ale pomożesz mi w organizacji? W wysyłaniu zaproszeń i... - zaczęłam z przejęciem, ale Jack usiadł z powrotem i przytulił mnie do siebie.
- Elso, najważniejsze jest to, że w końcu będziemy małżeństwem. Niczym się nie martw. Jutro pomyślimy nad wysyłaniem zaproszeń... na razie na Wieczory. - mrugnął do mnie.
Kiwnęłam głową.
- Zobaczysz, ten czas będzie dla Ciebie najpiękniejszym  w życiu. Zmartwienia mają zniknąć. - uśmiechnął się i pocałował mnie.
Także się uśmiechnęłam i odwzajemniłam pocałunek.


- Elsa. 

czwartek, 9 kwietnia 2015

Miły spacer z Leną.

Witajcie,
Wczoraj nadszedł zbawienny dzień dla Jack'a, ponieważ Zając Wielkanocny wrócił do swojego... domu, jeśli można tak to nazwać. Oczywiście wygarnęłam Jack'owi, że bardzo niemiło zachowywał się wobec niego, ale za bardzo się tym nie przejął.
 Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny więc Anna z samego rana zaproponowała wyjście z Leną na spacer. Nie miałam w planach nic szczególnego więc zgodziłam się. Jack od razu powiedział, że idzie z nami. Kristoff początkowo trochę jęczał, że mu się nie chce, ale w końcu Ania namówiła go. Zniósł na dół śliczny, drewniany wózek Leny i po śniadaniu wyszliśmy.
- Gdzie pójdziemy? - zapytała Anna. - Może do portu?
- To nie najlepszy pomysł. - pokręciłam głową. - Tuż przy porcie handlarze rozkładają stragany i będzie tam mnóstwo ludzi.
- No tak... - powiedziała Anna. - To... w góry?
- Absolutnie nie. Za daleko. - jęknął Kristoff.
- Może chodźmy po prostu jakąś ścieżką w stronę lasu, posiedźmy tam trochę i wróćmy na obiad? - zaproponował Jack wywijając laską.
Anna kiwnęła głową z uśmiechem. Kristoff wydał krótkie "Mhm...", a ja pocałowałam Jack'a w policzek.
- Geniusz. - pochwaliłam go.
Tak więc skierowaliśmy się na łąkę niedaleko lasu. Lena leżała w wózku w ślicznej, zielonej sukieneczce pasującej do sukienki Anny i śmiała się, a jej rodzice przyglądali się jej z czułością. Serce przepełniało mi się radością na ten widok. Widok szczęśliwej siostry, która w końcu odnalazła coś z czego może w życiu czerpać radość i miłość.
- Och... ona jest taka piękna. - westchnęła Anna.
- Tak... jak mamusia. - westchnął Kristoff.
- Oj, przestań. - zaśmiała się Anka, a Kristoff pocałował ją.
Jack podrapał się po głowie drugą ręką obejmując mnie zapewne, żebym nie czuła się samotna. Uśmiechnęłam się do niego. Odpowiedział zalotnym mrugnięciem.
- No dobra, koniec tych flirtów, Lena patrzy. - zaśmiała się Anna.
- Niech się uczy. - powiedział Jack z uśmiechem. - Jeszcze chwila i zacznie ją podrywać jakiś książę.
- E tam. - Anna machnęła ręką. - Elso, mogłabyś coś wyczarować żeby Lenka nas nie słuchała? - zwróciła się do mnie.
Kiwnęłam głową z uśmiechem. Ściągnęłam rękawiczki i wyczarowałam dwa lodowe motylki, które pomknęły w stronę wózka i zaczęły powolutku latać nad Leną. Dziewczynka najpierw zrobiła zdziwioną minkę, a potem zaczęła się śmiać i machać rączkami.
- Ale cudowne! - odezwała się Anna. - Och, Elso są śliczne! - przytuliła mnie.
Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk. Jakiś czas później usiedliśmy na trawie i wyjęliśmy Lenę z wózka. Anna podała ją Jackowi i położyła się na trawie. Kristoff położył się przy niej i zaczął głaskać ją po włosach. Jack usiadł trochę dalej od nich z Leną na rękach. Usiadłam przy nim i pogłaskałam siostrzenicę po główce.
- Słodziutka, nie? - uśmiechnął się Jack.
- Tak... - westchnęłam.
- Może... sama być taką chciała...? - zapytał, ale przerwałam mu:
- Jack! Opanuj się.
- No co?
- Nie jesteśmy nawet małżeństwem! - ucięłam.
Jack chciał coś jeszcze powiedzieć, ale uniosłam ostrzegawczo palec wskazujący. Spuścił głowę i zaczął mówić do Leny:
- Widzisz? Twoja ciocia jest bardzo uparta.
Przechyliłam głowę z uśmiechem.
- Mówię Ci. - mówił dalej głaszcząc małą. - Ale musi taka być, w końcu jest królową, wiesz? A to znaczy, że siedzi na tronie, nosi koronę, podpisuje ważne listy i straasznie się rządzi. 
Lena zaśmiała się. Jack wyszczerzył do mnie zęby. Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Ej, co wy tam robicie z moją córką? - Kristoff przysunął się do nas i odebrał Jack'owi Lenę.
- Może już wrócimy? - zaproponowała Anna. - Jestem strasznie głodna, a i ta mała dama zaraz będzie się domagać karmienia.
- Dobra. - powiedział Jack i wstał.
Po chwili wróciliśmy na obiad, a Anna nakarmiła Lenę.
- Elso... - Jack zaczepił mnie kiedy wracałam do sypialni.
- Słucham. - odwróciłam się.
Podszedł do mnie blisko, i chwycił mnie za ręce.
- Śnieżynko... jesteśmy już narzeczonymi od dawna. W sumie, chyba przydał by się ślub. I nie chodzi mi o... po prostu. Ja... po prostu.... wiesz, o tym dobrze, Elso. Ja... kocham Cię.
Opuścił wzrok i chciał odejść, ale przytuliłam go i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek i uśmiechnął się.
- Jack, nie myśl, że nie chcę naszego ślubu. Oczywiście, że chcę. Też Cię kocham.
Kiwnął głową, pocałował mnie jeszcze raz i odszedł.


- Elsa. 

wtorek, 7 kwietnia 2015

Poszukiwania pisanek

Witajcie,
Wczoraj rano Zając Wielkanocny przyszedł do jadalni zjeść z nami śniadanie.
- Jeszcze raz dziękuję, że mogę tu zostać. - odezwał się.
Jack przez cały czas miał naburmuszoną minę, a za każdym razem kiedy Zając coś mówił przewracał oczami.
- Ależ to dla nas sama przyjemność. - odrzekł sarkastycznie.
- Jack! - trzepnęłam go w ramię.
- Spokojnie, zdążyłem się przyzwyczaić do charakterku pana Frosta. - powiedział Zając.
Anna spojrzała na mnie porozumiewawczo.
- To... ja chyba pójdę już do Leny. - powiedziała i pociągnęła za sobą Kristoff'a.
Wzięłam głęboki oddech.
- Moi drodzy... - zaczęłam. - Mamy Wielkanoc, nie uważacie, że miło byłoby zachować przyjazną atmosferę?
- Bez obrazy, królowo, ale nie potrzebuję tłumaczenia pojęcia Wielkanocy. - powiedział Zając.
- To może zaczął byś się do niego stosować? - burknął Jack.
- Jack, Ciebie dotyczy to tak samo. - przerwałam. - Nie wiem czemu się tak nie lubicie, ale postarajcie się to naprawić.
Zając pokręcił głową.
- Nie przejmujmy się tym teraz. Czas na szukanie pisanek! Lecę po księżniczkę i jej rodzinkę, poczekajcie na nas! - i wybiegł z jadalni.
Spojrzałam na Jack'a.
- To nie moja wina, nie patrz tak na mnie. - powiedział. - Zając ma jakiś problem i nie zamierzam się nim przejmować.
- Ale nie bądź taki ponury. - zmierzwiłam mu włosy.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Po chwili do jadalni wpadli Zając, Kristoff i Anna z Leną na rękach.
- To co? Zaczynamy? - Anna podeszła do mnie z uśmiechem.
- Zaczekajcie! - zawołał Zając. - Podzielcie się na dwie grupy. Ta, która zbierze więcej jaj, wygra.
- Dobra, jak się dzielimy? - zapytał Kristoff.
Kilka minut później byliśmy podzieleni. Wylądowałam z Jack'iem, a Anna i Kristoff (i Lena) byli przeciwko nam.
- Macie czas do obiadu. Szukajcie wszędzie. W zamku, na dziedzińcu i w ogrodach. Powodzenia! - zawołał Zając i pobiegł gdzieś.
- Chodź! Wygramy! - zaśmiała się Anna i pociągnęła Kristoff'a na zewnątrz.
Odwróciłam się do Jack'a.
- To co? - uśmiechnęłam się. - Jakieś propozycje?
- I to dużo. - odrzekł Jack łapiąc mnie za rękę i prowadząc na korytarz. - Krzaki na przykład...
- Jack! - zaśmiałam się. - Przeszukajmy salę tronową.
I pobiegliśmy korytarzem w prawo. W sali tronowej znaleźliśmy trzy pisanki.
- To teraz do... ogrodu? - zaproponował Jack.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go do wrót.
Po przeszukaniu wszystkich możliwych chaszczy i krzewów (Jack miał wielki ubaw) znaleźliśmy jeszcze trzy.
- To... teraz chodźmy do kuchni! - zawołałam.
Jack powlókł się za mną niechętnie.
- A nie moglibyśmy przeszukać sypialni? - jęknął.
- Może potem. - powiedziałam.
Nagle, skręcając w korytarz wpadłam na Kristoff'a. Za nim stanęła Anna z Leną na rękach.
- Och, czyżbyście szli do kuchni? - zapytał Kristoff z udawanym żalem. - Byliśmy pierwsi!
Westchnęłam z uśmiechem.
- Nie martw się, Elsuś. - Anna przechodząc obok nas posłała mi buziaka.
Jack podszedł do mnie.
- Zapewniam, Śnieżynko w sypialni nie byli.
- Mamy jeszcze piętnaście minut. - odrzekłam.
- Zdążymy! - wyszczerzył do mnie zęby.
Trzepnęłam go w ramię i skręciłam do biblioteki. Jack powlókł się za mną.
- Nie wiem czy między książkami znajdziemy jajka. - powiedział.
Właśnie w tym momencie wyciągnęłam pisankę zza mapy. Pocałowałam go z uśmiechem.
- Heej! Ludzie! Koniec czasu! Wszyscy do jadalni! - usłyszeliśmy głos Zająca.
- Chodźmy. - pociągnęłam Jack'a za rękę.
Po chwili wszyscy się spotkaliśmy.
- Koszyki na stół. Policzę ile macie jaj. - powiedział Zając i odebrał od nas koszyki.
Po chwili powiedział:
- Wygrywają.... Anna, Kristoff i Lena!
- Przegrałem z niemowlakiem. - zaśmiał się Jack.
- Jedna pisanka została jeszcze w sypialni pana Frosta. - dodał Zając.
Jack spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Mówiłem! Mówiłem! - zawołał.
Zaśmiałam się.
- Następnym razem Cię posłucham. - powiedziałam. - Szczególnie jeśli będziesz chciał iść do sypialni.
Uśmiechnął się dumnie i pocałował mnie.


- Elsa.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Zając Wielkanocny przybywa

Witajcie,
Dziś w nocy usłyszałam na korytarzu dziwny hałas. Kiedy chciałam wyjść z komnaty ktoś wszedł do środka uderzając mnie drzwiami.
- Śnieżynko?! Boże, Elsa, żyjesz? - usłyszałam głos Jack'a.
- Och... - jęknęłam masując sobie nos. - Żyję... Co ty tu robisz?
Jack złapał mnie za rękę i szybko pociągnął do łóżka.
- Co robię? Ee... nic. Nic nie robię. - wyjąkał. - Przyszedłem do mojej narzeczonej...tak po prostu...
- Co to za hałasy na korytarzu? - zapytałam.
- To nic takiego. - Jack uśmiechnął się nerwowo i położył się obok mnie przykrywając nas kołdrą. - Może idźmy spać, dobrze?
- Ale... na pewno wszystko w porządku?
- Na pewno. - pocałował mnie.
Jakieś dwie godziny później znowu coś mnie obudziło. Wstałam cichutko, żeby nie obudzić Jack'a i wychyliłam się na korytarz. Nagle spostrzegłam jakąś wielką postać wychodzącą z pokoju Anny. Było strasznie ciemno więc widziałam tylko jej zarys. Miała jakiś metr osiemdziesiąt i dziwne długie "coś" na głowie. Nagle postać odwróciła się w moją stronę. Stanęłam nieruchomo ze strachu zamrażając podłogę.
- Ee... Wasza Wysokość, tak? Przepraszam, że tak biegam w nocy po korytarzu, ale cóż... - zaczęła postać męskim głosem.
W miarę jak się do mnie zbliżała rozpoznałam w niej Zająca Wielkanocnego.
- Och... - odetchnęłam. - Pan Zając.
Drzwi za mną otworzyły się i obok mnie stanął Jack.
- Zając! - krzyknął. - Miałeś im zrobić niespodziankę!
- Co mogłem zrobić, królowa sama wyszła. - odrzekł Zając. - I nie drzyj się, Frost w środku nocy.
Jack przewrócił oczami.
- Wasza Wysokość. - Zając podszedł do mnie. - Może ja wrócę do chowania jaj, a jutro porozmawiamy ze wszystkimi. Przy okazji chciałem prosić, aby pozwoliła mi królowa zatrzymać się w pałacu na kilka dni.
Kiwnęłam głową. Zając uśmiechnął się i "odkicał" w prawy korytarz.
- No świetnie. - jęknął Jack ciągnąc mnie z powrotem do sypialni. - Będzie się wymądrzał i mi rozkazywał.
- Nie przesadzaj, na pewno nie jest taki zły. - powiedziałam. - Chociaż mógłby postarać się nie doprowadzać mnie następnym razem do śmierci na zawał.
Jack uśmiechnął się.
- Biedna Śnieżynka, najpierw biją ją drzwiami, a potem straszą. - powiedział głaszcząc mnie po głowie. - Wynagrodzić Ci to?
- Chyba się obejdzie... - odrzekłam, ale Jack nie za bardzo przejął się tymi słowami.


- Elsa.

piątek, 3 kwietnia 2015

To nie był dobry żart.

Witajcie,
Wczoraj wieczorem Anna, Kristoff i Lena wrócili do pałacu. Powitałam siostrę mocnym uściskiem i pomogłam jej uśpić Lenę. Kristoff i Jack w tym czasie poszli chyba na "męską kolację".
- Ach, Elsuś, nie wiesz jak było cudownie. - westchnęła Anna przykrywając córeczkę kocykiem.
- Cóż, ja też nie narzekałam. - zaśmiałam się.
Anna uniosła brwi z uśmiechem.
- Miło to słyszeć. - powiedziała. - Jack pewnie też jest zadowolony, co?
- Ee, wiesz... już za niedługo Wielkanoc. - powiedziałam szybko chcąc zmienić temat. - Będziemy musiały pewnie ugościć pana Zająca Wielkanocnego.
- Ciekawe co na to Jack. - odrzekła Anna. - Ostatnio chyba się trochę posprzeczali, no nie?
Kiwnęłam głową choć tak naprawdę nic nie wiedziałam na ten temat.
- Przyniosę nam kakao. Posiedzisz chwilę z Leną? - zapytała Anna.
- Jasne. - uśmiechnęłam się siadając w bujanym fotelu.
Chwilę potem usłyszałam na korytarzu głos Anny:
- Naprawdę?! Jak to?
I głos służącej:
- Słyszałam. Wczoraj w komnacie królowej.
- To niemożliwe. Elsa by mi powiedziała! - zawołała Anna.
Po cichu podeszłam do drzwi i wychyliłam się lekko. Trochę dalej w korytarzu Anna rozmawiała z służącą Tamarą.
- Mówię co słyszałam, księżniczko.
Anna podrapała się po głowie.
- Pogadam z nią. - powiedziała i odwróciła się w moją stronę.
Szybko wróciłam na fotel. Kiedy Anna stanęła w drzwiach udałam, że nic nie słyszałam. Ania położyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Coś się stało? - zapytałam wstając.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i podeszła do mnie.
- Naprawdę bardzo, bardzo się cieszę, Elso. Chyba faktycznie nie miałaś powodów do narzekania. Tylko czemu mi nie powiedziałaś?
- Ale... o czym? - zapytałam zdziwiona.
Anna przewróciła oczami. W tej chwili do komnaty wleciał Jack.
- O, cześć Wam. - powiedział podchodząc do nas.
Anna podskoczyła i zaśmiała się.
- Ee... z nią wszystko w porządku? - zapytał Jack pokazując na Annę.
Wzruszyłam ramionami.
- Och, naprawdę tak się cieszę! Nie musicie się już ukrywać! Tamara wszystko słyszała! Gratulacje!
Jack uniósł brwi i wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Anna podbiegła do niego i przytuliła go mówiąc:
- Będę ciocią, będę ciocią!
A potem przytuliła mnie śpiewając:
- Ooch Elsooo jak ja się cieszęęę!
Wybuchłam nerwowym śmiechem.
- Anno, co ty mówisz? To nieprawda! - zaczęłam.
- Właśnie! - dodał Jack zalewając się rumieńcem. - To był tylko żart, a Tamara pewnie myślała, że nie.
Ania spojrzała na mnie z niedowierzającym uśmiechem.
- Mówimy prawdę, powiedziałam tak Jack'owi, bo było Prima Aprilis. Przecież coś takiego powiedziałabym Ci od razu.
Anna spuściła głowę. Nagle do pokoju wpadły trzy służące.
- Królowo! To cudowna nowina! Chłopiec czy dziewczynka? - zaszczebiotały jednocześnie.
Jack podszedł do nich i powiedział:
- To pomyłka, drogie panie. Królowa nie jest w ciąży.
Wszystkie zrobiły zrozpaczone miny.
 - Nie jest? - jęknęły.
Pokręciłam głową.
- To był tylko żart. - powiedziałam.
Smutne służące skłoniły się i wyszły. Położyłam dłoń na ramieniu Anny.
- A już się cieszyłam, że będę ciocią. - westchnęła.
- Ja też. - jęknął Jack. - Że... będę tatą, nie ciocią. - dodał po chwili.
- No nic. - Ania wstała. - Liczę na to, że niedługo się tego doczekam. - mrugnęła do mnie i wyszła.
Wzięłam głęboki wdech i dla rozluźnienia wyczarowałam kilka śnieżynek.
- To nie był dobry żart. - powiedziałam.
Jack przytulił mnie.
- Dobrze, że twoje służące nie ogłosiły tego całemu Arendelle. - powiedział. - Musisz je chyba trochę... pohamować.
Kiwnęłam głową. Jack uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Po chwili poszliśmy spać.


- Elsa. 

środa, 1 kwietnia 2015

Prima aprilis!

Witajcie,
Dziś rano obudził mnie krzyk:
- ELSA! Wstaaaawaj! Pali się!! Pali się!!
Usiadłam powoli, przetarłam oczy i wybełkotałam:
- Słucham...?
Nad łóżkiem latał w te i we wte Jack w piżamie z przerażoną miną.
- SCHODY SIĘ PALĄ!! - wrzasnął.
- Co?! - krzyknęłam, zeskoczyłam z łóżka i wybiegłam na korytarz gotowa zamrozić wszystko co będzie trzeba. Jack wyleciał za mną. Skierowałam się jak najszybciej umiałam na najbliższe schody, ale zobaczyłam, że są nienaruszone.
- Które to schody?! - krzyknęłam w stronę Jack'a.
Nagle zobaczyłam, że opiera się o ścianę i się śmieje.
- Co ty...? - zaczęłam, ale on przerwał podchodząc do mnie i klepiąc mnie po plecach.
- Elsuniu kochana... - zaczął nie przestając się śmiać. - Prima aprilis!
Opadła mi szczęka. Dałam się nabrać?
- Naprawdę uwielbiam patrzeć jak się denerwujesz. - zaśmiał się Jack.
- Ha-ha-ha. Bardzo śmieszne. - powiedziałam kładąc ręce na biodrach. - A jakbym dostała zawału?
- Oj tam, oj tam. - machnął ręką. - Szkoda, że Anna i Kristoff siedzą tam do jutra, bo ich też bym nabrał!
Pokręciłam głową i wróciłam do pokoju. Pomyślałam, że muszę się jakoś zrewanżować. Niestety nabrać Jack'a nie jest tak łatwo.
Po długim rozmyślaniu zdecydowałam się na dość odważny żart. Kiedy Jack zapukał do mnie około dwunastej otworzyłam drzwi i od razu usiadłam na łóżku ze smutną miną.
- Hej Śnieżynko... - podszedł do mnie niepewnym krokiem. - Co się stało? Dalej się gniewasz za ten udawany pożar?
Pokręciłam głową. Jack usiadł obok i objął mnie.
- Anna napisała do Ciebie, że wrócą dzień później? - zapytał.
Znów zaprzeczyłam.
- W takim razie co? - pogłaskał mnie po głowie.
Wstałam i podeszłam do okna.
- Jack... - westchnęłam. - Nie wiem jak Ci to powiedzieć.
- Powiedz jak chcesz.
- Chodzi o to... och, Jack...
- Mów, spokojnie.
- Będziesz tatusiem. - wypaliłam.
Przez chwilę Jack siedział bez ruchu. Po chwili wstał, podszedł do mnie, odwrócił mnie do siebie przodem i uniósł mój podbródek.
- Elso, to cudownie. Nie musisz się niczym martwić. Zobaczysz, będziemy cudownymi...
W tej chwili nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- A ty co? - zdziwił się.
- Prima aprilis! - zaśmiałam się.
- O ty... - Jack zaśmiał się, podniósł z podłogi poduszkę i rzucił nią we mnie.
Ze śmiechu usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- Przesadziłaś! - Jack usiadł ze śmiechem na przeciwko mnie.
- Wiem. - odrzekłam z uśmiechem. - Ale musiałam się odgryźć.
- Dobra, koniec żartów. Obiecujesz?
- Obiecuję. - powiedziałam i znów zaczęłam się śmiać.
Jack poczochrał mnie po głowie i wyszedł z uśmiechem na twarzy.


- Elsa.