czwartek, 28 lipca 2016

Urodziny poza domem

Witajcie,
Wczoraj zostałam dość brutalnie obudzona przez siostrę wskakującą mi na nogi. Jęknęłam, otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Anka sterczała nade mną z jakimś ogromnym pudłem szczerząc się od ucha do ucha.
- Hej, Aniu. - mruknęłam.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!! - wrzasnęła mi w twarz i rzuciła we mnie pudłem.
W ostatniej chwili złapałam je zdezorientowana.
- Dzisiaj moje urodziny? - zapytałam i po chwili zorientowałam się, że to prawda.
- No!!!! - krzyknęła znowu.
Arthur obudził się i zaczął płakać. Obrzuciłam Annę karcącym spojrzeniem, zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do kołyski. Wzięłam synka na ręcę i przytuliłam go. Od razu przestał płakać.
- Ubieraj się, mam dla Ciebie super tort. Polecam ubrać mój prezent. - oświadczyła Ania i wyszła.
Zmarszczyłam brwi, ale po chwili wiedziałam już co miała na myśli. W wielkim pudle znalazłam śliczną suknię w kolorze ciemnego burgundu.
Na dole w dwójkę zjadłyśmy mały, czekoladowy torcik upieczony przez Annę. Nie chciałyśmy, żeby ciocia patrzyła jak świętujemy podczas jej żałoby, więc wyszłyśmy do miasta. Wieczorem odebrałam paczkę z Arendelle z listem:



Elso!
Najlepsze życzenia z Arendelle od Jack'a, Kristoff'a, Leny, służby i poddanych :) 

W paczce znalazłam uroczy bukiet, jeszcze pachnący i świeży. Myślałam, że to wszystko i chciałam wyrzucić pustą paczkę, gdy nagle dojrzałam na dnie, w rogu malutką karteczkę:


Kocham Cię, Śnieżynko. Wszystkiego Najlepszego. Ch.w.k.

- Elsa.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Natrętna ciotka

Hejo,
 Wybaczcie ze długo nie pisałyśmy, ale ciotka nie dawała nam chwili wytchnienia. Najpierw poprosiła nas, żebyśmy pomogły jej posprzątać rzeczy wujka, oczywiście nie obeszło się bez wspominania i płaczu. Przez cały czas musiałyśmy ja pocieszać, więc spakowanie rzeczy wujka i wyniesienie ich na strych zajęło nam cały dzień. Później ciotka wymyśliła, że pojedziemy w jej i wujka ulubione miejsca i tak zwiedziłyśmy łąkę, na której się poznali, później mały zamek, który był ich pierwszym zamkiem w Coronie i tam również się zaręczyli, a później zwiedziłyśmy ruiny kaplicy, w której wzięli ślub, a na sam koniec ciotka postanowiła odwiedzić grób wujka pierwszy raz od pogrzebu. Miałyśmy nadzieje, ze po tej wycieczce będziemy miały już spokój, ale nie, wczoraj do sypialni Elsy, w której akurat obie przebywałyśmy, wpadła ciotka.
- Dziewczynki, zobaczcie co znalazłam.- powiedziała pokazując nam wielki album.
- Co to jest, ciociu?- zapytałam.
- Album ze zdjęciami. Mam takich dwadzieścia i wszystkie są związane z jakimś etapem naszego życia. Ten jest pierwszy, wiec wszystkie zdjęcia są zrobione jeszcze zanim wzięliśmy ślub.- i tak ciotka zaczęła pokazywać nam rożne zdjęcia, opowiadać ich historie, kiedy już skończyła i miała wychodzić, dodała:
- Jutro pokażę wam album numer 2.
- O nie tylko nie to.- powiedziałam, gdy ciocia już wyszła i na pewno nie, nie słyszała.
- Ja już więcej tego nie zniosę.- dodała Elsa.
- I co my zrobimy?
- Może powiemy cioci, ze musimy już wracać do Arendelle?
- No tak, ale czy ona się nie obrazi?
- Wiesz co, może pomyślimy o tym jutro, bo dziś to ja naprawdę mam dość.- powiedziała siostra ziewając ,a ja wróciłam do siebie i położyłam się spać.



- Anna

środa, 20 lipca 2016

Urocze listy z Arendelle.

Witajcie,
Dzisiaj wraz z Anną (i oczywiście Arthurem) odebrałyśmy mnóstwo listów z Arendelle od naszych kochanych mężów (i oczywiście Leny). W listach od Jack'a (tak, było ich najwięcej) był na przykład taki:



Kochana Śnieżynko!
Kocham Cię bardzo bardzo bardzo i bardzo za Tobą tęsknię! Za Tobą i za Atim! 


Nie wiem czy Wam o tym mówiłam, ale od jakiegoś czasu Jack wspaniałomyślnie nazywa synka "Ati". Urocze, wiem.


...Mam nadzieję, że wrócicie szybciej niż zamierzaliście. Umrę tu z nudów, tęsknoty i samotności. Ati będzie dorastać bez ojca, Elso, tego nie chcemy. Dlatego musicie szybko wrócić. 
No dobra, a tak zupełnie poważnie - umieram z tęsknoty. Ucałuj Arthura i siebie. 

                                                                                                              
                                                                                                                 Jack. 


Czytając list nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, przez co służba patrzyła na mnie wręcz karcącym wzrokiem. Schowałam list do kieszonki w sukni i podeszłam do łóżeczka. Wzięłam synka na ręce rozmyślając nad tym jak bardzo przypomina mi swojego ojca, chociaż ma zaledwie miesiąc. Założę się, że wyrośnie z niego Jack Junior. Chociaż muszę koniecznie to kontrolować, w końcu ma być kiedyś królem. I tak jestem pewna, że sobie poradzi. Spojrzałam w jego zaspane, duże błękitno-szare oczy. Zamrugał powoli jakby chciał powiedzieć "Dzień dobry, mamo", po czym zacisnął maleńkie paluszki wokół mojego warkocza. Przytuliłam go do siebie i pocałowałam delikatnie w główkę. Kołysałam go w ramionach dopóki nie zasnął.




- Elsa.

niedziela, 17 lipca 2016

Pogrzeb i nie miły incydent

Hejo,
Wybaczcie że dawno nie pisałyśmy, ale sami rozumiecie, chciałyśmy te kilka, pierwszych dni żałoby spędzić z ciotką i nie za bardzo miałyśmy czas, ale teraz napiszę wam o pogrzebie.
W czwartek rano wstałyśmy i ubrałyśmy się na czarno. Ciotka powiedziała że na czas pogrzebu do Arthura przyjedzie służąca i zajmie się nim, więc równo o 9:00 wyszłyśmy z pokoju i poszłyśmy do ciotki.
- Witajcie dziewczynki.- przywitała nas, kiedy weszłyśmy.
- Witaj ciociu. Jak się czujesz?- zapytała Elsa.
- Dobrze, ale smutno mi że Jego już nie ma.- ciotka po tych słowach rozpłakała się.
- Ciociu o której zaczyna się pogrzeb?- zapytałam.
- Za godzinę.- odparła próbując się uspokoić.
- Ale ty jesteś nie gotowa.- zauważyłam jej rozczochrane włosy i podpuchniętą twarz.
- Wiem, moja służąca miała przyjść już pół godziny temu.
- Czy ja mogę?- zapytałam i wzięłam szczotkę.
- Oczywiście, Anno.- zaczęłam czesać ciotkę, zebrałam jej włosy z przodu i zrobiłam małe warkocze po bokach, a z tyłu spięłam je gumką, a makijaż zrobiłam delikatny ale kryjący opuchliznę.
- Dziękuję, wygląda to wspaniale. Tak ja wy.- powiedziała wskazując na nasze twarze również pomalowane delikatnie, chociaż Elsa miała purpurową szminkę, a ja tylko balsam do ust.
- Anno jesteś wspaniałą fryzjerką.- spojrzałam na włosy Elsy powkładane pod okrągłą opaskę założoną na głowie, a z tyłu kokiem i na moje włosy upięte w koszyczek.
- Dziękuję ciociu.
- To co idziemy?- zapytała Elsa.
- Ach, tak.- powiedziała ciocia smutnym głosem. Ruszyłyśmy do katedry w której podobno Roszpunka brała ślub z Flynn' em. Ceremonia miała polegać na tym, że najpierw każdy członek rodziny królewskiej podchodził do trumny i osobiście żegnał się z wujkiem, później przychodził ksiądz, który miał powiedzieć kilka słów i na środek mógł wyjść każdy, aby powiedzieć, opowiedzieć coś o wujku, a potem czworo strażników miało wziąć zamkniętą trumnę i zanieść ją na cmentarz przechodząc przez całą Coronę. Więc weszłyśmy i wraz z ciociom ruszyłyśmy do pierwszej ławki.
Kiedy każda z nas podeszła już do trumny i miał wejść ksiądz do katedry weszła... Roszpunka.
- Ciociu nie mówiłaś że ona wyszła.- powiedziała Elsa szeptem.
- Bo nie wyszła, ale na razie ją zostawię. Ma prawo być na pogrzebie ojca, ale zaraz po ceremonii, strażnicy odprowadzą ją do wieży.- powiedziała, a Roszpunka podeszła pocałowała wujka w czoło i usiadała w pierwszej ławce po drugiej stronie. Przyszedł ksiądz powiedział kilka słów i zaczęło się, każdy kto chciał mógł coś powiedzieć, pierwsza była ciocia, która podziękowała wujkowi za tyle lat małżeństwa i obiecała że niedługo do niego dołączy, później zachęcała mnie i Elsę, ale żadna z nas nie była wstanie cokolwiek powiedzieć, potem poszli różni doradcy i jeszcze jakieś ważne osobistości, a na koniec wyszła Roszpunka.
- Cieszę się, że w końcu umarł, nie nawidzę ani jego, ani ciebie matko. To przez ciebie trafiłam do tej przeklętej wieży, a on nawet nie zaprotestował...
- Straże!!!- zawołała ciocia.- Zabierzcie ją do jej wieży.
-... a niby mnie kochacie i cieszyliście się kiedy się odnalazłam, a teraz sami mnie tam zesłaliście. NIE NAWIDZĘ WAS!!!- Krzyknęła na sam koniec i zaśmiała się jak jakaś opętana, a ciotka się rozpłakała.
Zaraz po tym incydencie, strażnic wzięli trumnę i ruszyliśmy na cmentarz, za trumną szła ciotka, za nią my dwie, a za nami ksiądz i reszta Corony. Po krótkiej ceremonii pożegnania na cmentarzu ciotka zaprosiła Królów i Królowe z innych państw przybyłych na pogrzeb do zamku na bal pożegnalny, był to spokojny i cichy obiad, a potem deser podczas, którego wszyscy wspominali wujka.



- Anna

środa, 13 lipca 2016

Podróż i przybycie do Corony.

Witajcie,
We wtorek rano byłyśmy już spakowane i gotowe do drogi. Ubrałam wygodną suknię i letnią, podróżną pelerynę. Wzięłam Artura na ręce i razem z Jack'iem zeszłam na dół. Po chwili dołączyli do nas Anna i Kristoff. Chłopcy odprowadzili nas do portu i pomogli nam załadować bagaże na pokład.
- Pilnuj mamy. - Jack uśmiechnął się do Arthura na pożegnanie i ucałował go w główkę.
Następnie pocałował mnie.
- Będę tęsknić. - powiedziałam cicho.
- Ja też, Śnieżynko. - odrzekł i pogłaskał mnie po policzku. - Widzimy się za dwa tygodnie.
Kiwnęłam głową, po czym razem z Anią weszłyśmy na pokład. Stałyśmy przy burcie przez jakiś czas machając im na pożegnanie, a potem Arendelle powoli zniknęło nam z oczu.
Tego wieczora dopłynęliśmy do Corony. Od razu po zejściu na ląd, przywitała nas ciotka. Wyglądała na zmęczoną, wręcz zaniedbaną.
- Witajcie, kochane. - uśmiechnęła się smutno.
- Witaj, ciociu. - odrzekłam, a Anna uścisnęła ją czule.
- Hej, skarbeńku. - zaśmiała się na widok Arthura, który drzemał spokojnie w moich ramionach. - Chodźcie, nie ma co stać w porcie.
Po czym poprowadziła nas przez miasto, aż do pałacu.
- Pogrzeb odbędzie się jutro o jedenastej. Któryś z służących przyjdzie po Was, niczym się nie martwcie. A na razie odpocznijcie sobie w waszym pokoju gościnnym. Chyba jest tam łóżeczko dla małego, a jeśli nie, to dajcie znać.
- Dziękujemy ciociu. - powiedziała Anna. - Jest nam bardzo przykro.
Ciotka kiwnęła głową i pociągnęła nosem. Wkrótce zostawiła nas w pokoju gościnnym.



- Elsa. 

poniedziałek, 11 lipca 2016

Smutna wiadomość.

Hejo,
Dziś do Arendelle dotarła bardzo smutna wiadomość, ale zacznę od początku. Dziś rano wstałam , bardzo wcześnie i zeszłam na dół, bo chciało mi się pić i zobaczyłam, że jakieś listy leżą na stole, pewnie służące jeszcze nie zdążyły zanieść ich do gabinetu Elsy, więc wzięłam je i zaczęłam przeglądać, większość listów była do Elsy z jakichś dziwnych państw, których nie za bardzo znałam, ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę, była to czarna koperta z białym napisem. " Do Elsy i Anny Arendelle" ten list był z Corony, więc postanowiłam go otworzyć, skoro również był do mnie.

Z przykrością informuję, że Król Corony, a mój mąż Król Thomas zmarł dzisiejszej nocy na skutek zawału spowodowanego nagłym upadkiem z łóżka. Uroczystość pogrzebowa odbędzie się za trzy dni. 

                                                                                                      Wasza ciotka, a Królowa Corony
                                                                                                                Romilda.
PS. Dziewczynki przyjedźcie na dłużej, bardzo was proszę.



Kiedy przeczytałam ten list, łzy mi pociekły po policzkach, zaraz pobiegłam do Elsy. Kiedy zapukałam i weszłam do jej sypialni, ona właśnie karmiła Arthura.
- Elso, nie uwierzysz.- powiedziałam zapłakana.
- Aniu, co się stało?
- Wujek Thomas nie żyje.- po tych słowach rozpłakałam się już na dobre.
- Jak to?- zapytała Elsa, a ja podałam jej list, kiedy go przeczytała, na podłodze pojawił się szron, chociaż po minie Elsy nie za bardzo można było zauważyć jak ta wiadomość nią wstrząsnęła.
- I co robimy?- zapytała.
- Pojedziemy tam jutro, ja wezmę Arthura, bo jeszcze nie mogę zostawić go samego i zostaniemy tam na dłużej tak jak prosiła ciocia.
- Dobrze, ale ja nie będę brała Leny, jest jeszcze za mała na pogrzeby.
- W takim razie trzeba się spakować i porozmawiać z Jack' iem i Kristoff' em.
- To ja wracam do siebie i porozmawiam z Kristoff' em.- i wyszłam wróciłam do swojej komnaty i wyciągnęłam mój kufer podróżny i zaczęłam pakować do niego różne suknie w kolorze czerni lub ciemnego fioletu i zieleni oraz różne pantofelki.
- Co robisz, Aniu? Jedziemy gdzieś?- zapytał zaspany Kristoff.
- Nie, tylko ja jadę.
- Anno, co się stało?- powiedział lekko urażony.
- Mój wujek zmarł i jedziemy z Elsą na jego pogrzeb.
- To ja tez jadę.
- Nie, nie chce żeby Lena musiała w tak młodym wieku uczesniczyć w pogrzebie, a nie zostawię jej samej na dwa tygodnie.
- Na dwa tygodnie?!
- Tak ciotka prosiła żebyśmy zostały dłużej.
-  No,  a Jack?
-  Zostaje, ktoś musie rządzić, a Arthura Elsa bierze, bo jest jeszcze za mały, żeby go zostawiała.
- No cóż, będę tęsknił. A kiedy wyjeżdżacie?
- Jutro.







- Anna 

czwartek, 7 lipca 2016

Spokojne letnie dni, witajcie.

Witajcie,
Około dwunastej weszłam do gabinetu. Jack siedział za biurkiem i przyglądał się stercie papierów. Uśmiechnęłam się do siebie. Kochany Jack. Usiłuje zająć się moimi sprawami, choć dobrze wie, że sobie nie poradzi. Podeszłam do niego, a on podskoczył ze strachu kiedy położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Gdzie młody? - spytał z nieudawaną troską.
- Tamara się nim zajęła. I to z wielką chęcią. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście. - odwzajemnił uśmiech i odwrócił się z powrotem do stosu.
Zmarszczyłam brwi i odchrząknęłam.
- Słucham, Śnieżynko. - mruknął.
- Na pewno nie chcesz żebym Cię zastąpiła?
Spojrzał na mnie niepewnie.
- A nie będziesz się przemęczała?
- Obiecuję, że nie. - parsknęłam śmiechem przykładając dłoń do piersi jakbym składała przysięgę.
Wzbił się w powietrze i odetchnął z ulgą. Zaśmiałam się znów i usiadłam na krześle. Po chwili Jack wylądował przy mnie.
- Teraz czuję się bezużyteczny. - powiedział bardzo poważnym tonem.
- Możesz przy mnie posiedzieć co będzie miłe, ale troszkę będzie mnie rozpraszać, albo iść do syna, co będzie bardzo... ojcowskie..., ale za to odbierze frajdę służącej.
Zastanawiał się chwilę, po czym pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł. Przez następne trzy godziny siedziałam nad papierkową robotą. Na pewno nie należy do rozrywkowych zajęć, ale muszę przyznać, że stała się dla mnie czymś, przy czym czasem potrafię odpocząć. Dlatego obawy Jack'a tracą zupełnie sens.
Kiedy skończyłam wpadłam do naszej sypialni zobaczyć jak radzą sobie chłopaki. Ujrzałam mojego drogiego męża, pogrążonego w głębokim śnie na łóżku, a obok niego, śpiącego równie słodko Arthura. Pokręciłam głową z uśmiechem i udałam się na dół. "Wykapany synuś tatusia". Poprosiłam jedną z służących o zaparzenie herbaty i usiadłam przy stole. Później nadbiegła Anna więc jak się domyślacie wyciągnęła mnie na dwór, do pałacowych ogrodów. Spacerowałyśmy do zachodu słońca, a potem wróciłam do sypialni.




- Elsa.

wtorek, 5 lipca 2016

Wakacje

Hejo,

Wybaczcie, że dawno do was nie pisałam, ale ja, Kristoff i Lena wyjechaliśmy do trolli na trzy dni, a później do Corony, ponieważ ciotka prosiła żebyśmy ją odwiedzili.
- Anna, Kristoff i moja kochana Lenusia.- przywitała nas ciocia w porcie, po czym wzięła Lenę na ręce i poszliśmy do zamku.
- Będziecie spać w komnatach gościnnych.- poinformowała nas i zaprowadziła do owych komnat, były bardzo duże. I tak spędziliśmy u ciotki w Coronie sześć dni. A dziś wróciliśmy do Arendelle. Elsa, Jack i mały Arthur czekali na nas w porcie.
- Jak podróż?- zapytała mnie siostra.
- Dobrze, a wy co robiliście w Arendelle?
- Ja zajmowałam się Arthurem i obowiązkami, a Jack obowiązkami i Arthurem.- powiedziała i obie zaczęłyśmy się śmiać. Kiedy doszliśmy do zamku, postanowiłam skorzystać ze słońca i się poopalać w ogrodzie, wiec założyłam mój kochany zielony strój dwuczęściowy, a Lenie założyłam strój kąpielowy i poszłam do Elsy, zapytać czy nie poszła by z nami.
- Właściwie, czemu nie, tylko założę strój.- i założyła kremowy strój, również dwuczęściowy, a Arthura przywiązała chustą z przodu, tak że jego główka spoczywała na jej mostku.Wyszłyśmy do ogrodu i rozłożyłyśmy sobie duży koc, tak że obie mogłyśmy się położyć, a miedzy nami były dzieci. I tak spędziłyśmy resztę dnia, a teraz idę brać prysznic i muszę się czymś posmarować, bo za bardzo się opaliłam i teraz mnie boli.



-  Anna