Witajcie,
Dzisiaj Jack wyciągnął mnie na spacer. Najpierw jak się zapewne domyślacie nie zamierzałam się zgodzić, bo 1. musiałam odpisywać na ważne listy 2. nie chciałam zostawiać Arthura samego (cóż, względnie samego, bo zawsze jest mnóstwo służących chętnych do opieki nad nim, ale nie było by przy nim nas więc... wiecie o co mi chodzi). W końcu jednak dałam za wygraną, bo Jack wisiał w powietrzu tuż nad moją głową i śpiewał sprośne piosenki na cały zamek. Najpierw powiedziałam mu jak najspokojniejszym tonem, żeby się szanownie zamknął, ale oznajmił, że tylko spacer może sprawić, że przestanie śpiewać. Tak więc w pewnym sensie nie miałam wyjścia.
- Kiedyś cię zabiję. - mruknęłam kiedy schodziliśmy po schodach, a on odrzekł, że też mnie kocha i chwycił mnie za rękę.
Gdy wyszliśmy oślepiło mnie słońce chylące się ku zachodowi. Jack parskął śmiechem gdy zasłoniłam twarz ręką więc spojrzałam na niego spode łba, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wkrótce weszliśmy między drzewa, więc słońce tylko ładnie prześwitywało przez gęste gałęzie. Szliśmy przez chwilę w ciszy, a potem Jack uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, ale uniosłam brwi pytająco.
- Coś się stało? - zapytałam.
W odpowiedzi skinął głową na pobliskie krzaki i wyszczerzył do mnie zęby. Wybuchłam śmiechem i ruszyłam dalej. Stał przez chwilę przy krzewach, a potem wyprzedził mnie i szedł tyłem, tak że patrzył wprost na mnie.
- No co? - zapytałam patrząc w jego wielce zawiedzione oczy.
- No, ale Elsa. - odezwał się tonem obrażonego dziecka. - Tam były krzewy. Tu są krzewy, wszędzie są krzewy.
- Jack, cicho. - przerwałam mu, bo wydało mi się, że usłyszałam coś w zaroślach.
- Nie mogę. Dawno nie widziałem tylu krzewów.
- Cicho! - syknęłam.
- Elso no. Już daj spokój. Chodźmy w...
W tej chwili zza drzewa wyszła jakaś postać. Miała na sobie potargane ubrania, i wielką czuprynę ciemnych włosów, z powstykanymi w nie gałązkami i liśćmi. Odsunęliśmy się, nie wiedząc co zrobić, ale postać już nas dostrzegła. Spojrzała na mnie zielonymi oczami, ledwo widocznymi spod potarganych włosów, a potem zerknęła na Jack'a. Potem powietrze przeszył wrzask:
- JACKUUUUUUUŚ!!!!!!!!!!
- Elsa.
ROSZPUNKA?!
OdpowiedzUsuńWut?????
OdpowiedzUsuń?!
OdpowiedzUsuńCo?!
OdpowiedzUsuńEj nie ona miała zniknąć!!
Co ona na księżyc tam robi?! Miała zniknąć!!!
OdpowiedzUsuń