Witajcie,
Jak wiecie od kilku dni siedzę na Biegunie Północnym. Jeszcze do wczoraj nie miałam zupełnie żadnych wieści od Jack'a, ani od żadnego ze Strażników, toteż możecie wyobrazić sobie moje przerażenie. Praktycznie nie wychodziłam z przyznaczonej mi sypialni. Starałam się spać - we śnie nie mogę myśleć-, ale sen nie przychodził łatwo, szczerze nie spałam prawie wcale. A nawet gdy udało mi się zmrużyć oczy, śniły mi się koszmary tak straszne, że zrywałam się z nich z krzykiem. Wiedziałam, że nie jestem tu sama - Mikołaj ma mnóstwo pomocników i pracowników, yeti i elfy, ale wiedziałam, że oni mi nie pomogą. Potrzebowałam Jack'a. Czułego uścisku. Pisałam wiele razy do Anny z zapytaniem co w Arendelle, ale nie odpisała. Zapewne zajmuje się królewskimi sprawami, albo Leną.
Tak czy inaczej, byłam samotna i przerażona. Gdy wczorajszego wieczoru przyniesiono mi list chwyciłam go rozentuzjazmowana i usiadłam przed kominkiem. Rozerwałam kopertę, która pokryła się szronem.
Droga Elso,
Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, aby zaskoczyć Mroka w jego kryjówce. Jack poszedł z Piaskiem, a ja, Zając i Ząbek zostaliśmy z przodu. Od dłuższego czasu nie mamy od nich wiadomości. Nie wrócili. Dziś pójdziemy za nimi, postaramy się ich znaleźć. Poinformujemy Cię o przebiegu zdarzeń.
- North
Rozdzielili się. Poszli osobno. Kto wpadł na ten pomysł?! Dlaczego?! Dlaczego Jack... Jack zniknął. Nie mają od niego wiadomości. Nie wrócił.
Ukryłam twarz w dłoniach. List tylko pogłębił moje obawy. Niech oni już wrócą. Błagam.
W tej chwili usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi.
- Elsa.
sobota, 30 kwietnia 2016
wtorek, 26 kwietnia 2016
Dni oczekiwania..
Witajcie,
Od kilku dni spędzam całe dnie i noce szwendając się po korytarzach ogromnego domu Mikołaja. Jack przyleciał po mnie w piątek, a później mogliśmy spędzić weekend razem. Przez większość czasu tuliłam się do niego mocno, a on powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Gdybym tak po prostu potrafiła w to uwierzyć. Gdybym tak po prostu potrafiła uwierzyć, że pokona Czarnego Pana i wróci do mnie cały i zdrowy. Niestety mimo, że byłam pełna obaw, musiałam.. po prostu pozwolić mu odlecieć. W poniedziałek rano wszyscy Strażnicy zebrali się, naradzili krótko, wsiedli do sań Northa i odlecieli.
- Śnieżynko... - zaczął Jack gdy zobaczył moją - zapewne bladą jak ściana - twarz, gdy wyszłam się z nim pożegnać.
Nie powiedziałam nic, tylko objęłam rękami jego szyję i oparłam czoło o jego pierś.
- Widzimy się za... - zastanowił się chwilę nie przestając uśmiechać się lekko. - Kilka dni? Bardzo niedużo. Dasz sobie radę, na pewno. Problem w tym, że... - podniosłam na niego wzrok. - ...ja mogę nie dać.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go, a on od razu czule odwzajemnił pocałunek. Następnie dotknął mojego brzucha.
- Opiekuj się mamą. - szepnął.
Posłał mi ostatnie, pełne miłości, ale też trochę chytre (jak na Jack'a przystało) spojrzenie i wskoczył na sanie. Stałam w śniegu tak długo, aż czarny punkcik na niebie zupełnie nie zniknął, po czym wróciłam przed kominek. I tak zaczęły się okropne, pełne napięcia dni oczekiwania...
- Elsa.
Od kilku dni spędzam całe dnie i noce szwendając się po korytarzach ogromnego domu Mikołaja. Jack przyleciał po mnie w piątek, a później mogliśmy spędzić weekend razem. Przez większość czasu tuliłam się do niego mocno, a on powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Gdybym tak po prostu potrafiła w to uwierzyć. Gdybym tak po prostu potrafiła uwierzyć, że pokona Czarnego Pana i wróci do mnie cały i zdrowy. Niestety mimo, że byłam pełna obaw, musiałam.. po prostu pozwolić mu odlecieć. W poniedziałek rano wszyscy Strażnicy zebrali się, naradzili krótko, wsiedli do sań Northa i odlecieli.
- Śnieżynko... - zaczął Jack gdy zobaczył moją - zapewne bladą jak ściana - twarz, gdy wyszłam się z nim pożegnać.
Nie powiedziałam nic, tylko objęłam rękami jego szyję i oparłam czoło o jego pierś.
- Widzimy się za... - zastanowił się chwilę nie przestając uśmiechać się lekko. - Kilka dni? Bardzo niedużo. Dasz sobie radę, na pewno. Problem w tym, że... - podniosłam na niego wzrok. - ...ja mogę nie dać.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go, a on od razu czule odwzajemnił pocałunek. Następnie dotknął mojego brzucha.
- Opiekuj się mamą. - szepnął.
Posłał mi ostatnie, pełne miłości, ale też trochę chytre (jak na Jack'a przystało) spojrzenie i wskoczył na sanie. Stałam w śniegu tak długo, aż czarny punkcik na niebie zupełnie nie zniknął, po czym wróciłam przed kominek. I tak zaczęły się okropne, pełne napięcia dni oczekiwania...
- Elsa.
czwartek, 21 kwietnia 2016
List z Bieguna.
Witajcie,
Jack'a nie ma. Nie ma go.. i nie ma. Ta myśl krąży po moim umyśle przez ostatnie dni. Z początku skupiałam się na pracy i obowiązkach z całych sił, żeby odciągnąć myśli od strasznych wizji. Na szczęście gdy zaczęłam znów popadać w lekką depresję, przyszedł list. List z Bieguna Północnego.
Kochana Śnieżynko,
Po pierwsze - nie, nic mi nie jest i ani mi się waż się zamartwiać!!
Po drugie. Strażnicy obiecali mi, że pomogą raz na zawsze rozprawić się z Mrokiem. Tak więc stoczymy z nim bitwę, z pewnością. Ale nie będę sam.
I po trzecie - North proponuje, abyś dla dobra Twojego i dziecka "przeniosła się" na jakiś czas tutaj, na Biegun. Mieszkałabyś sobie spokojnie w jego domu przez czas, w którym my zniszczymy Mroka. Całe to miejsce jest chronione bardzo potężną magią samego Księżyca, więc nie ma najmniejszych szans, żeby coś Ci tam zagrażało.
Odpisz szybciutko co o tym myślisz i nie zamartwiaj się!!
Ch.w.k.,
Jack
Uśmiechnęłam się nad kartką i odpisałam krótko, że się zgadzam. Teraz zostaje mi znów czekać na odpowiedź.
- Elsa.
Jack'a nie ma. Nie ma go.. i nie ma. Ta myśl krąży po moim umyśle przez ostatnie dni. Z początku skupiałam się na pracy i obowiązkach z całych sił, żeby odciągnąć myśli od strasznych wizji. Na szczęście gdy zaczęłam znów popadać w lekką depresję, przyszedł list. List z Bieguna Północnego.
Kochana Śnieżynko,
Po pierwsze - nie, nic mi nie jest i ani mi się waż się zamartwiać!!
Po drugie. Strażnicy obiecali mi, że pomogą raz na zawsze rozprawić się z Mrokiem. Tak więc stoczymy z nim bitwę, z pewnością. Ale nie będę sam.
I po trzecie - North proponuje, abyś dla dobra Twojego i dziecka "przeniosła się" na jakiś czas tutaj, na Biegun. Mieszkałabyś sobie spokojnie w jego domu przez czas, w którym my zniszczymy Mroka. Całe to miejsce jest chronione bardzo potężną magią samego Księżyca, więc nie ma najmniejszych szans, żeby coś Ci tam zagrażało.
Odpisz szybciutko co o tym myślisz i nie zamartwiaj się!!
Ch.w.k.,
Jack
Uśmiechnęłam się nad kartką i odpisałam krótko, że się zgadzam. Teraz zostaje mi znów czekać na odpowiedź.
- Elsa.
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Króla nie ma to Królowa pracuje :D
Hejo,
Jak wiecie już jest normalnie w Arendelle. Rano poszłam do gabinetu Elsy i weszłam bez pukania.
- Hej, siostra, a gdzie Jack?- przywitałam się.
- Witaj, Aniu. Jack wyjechał na biegun do strażników, ta cała sytuacja nie daje nam spokoju.
- Jaka sytuacja?
- Mrok wypuścił nas i nawet nas nie gonił i nie daje znaków życia. Ciebie to nie zastanawiało?- spojrzała na mnie.
- Trochę tak, bo przecież ta nasza ucieczka trochę czasu zajęła i gdyby chciał to nie miał by problemów z dogonieniem nas.
- No właśnie i dlatego Jack pojechał, aby zapytać co sądzą o tym pozostali strażnicy.
- Tak, jego nie ma, a ty siedzisz przy papierach, więc teraz idziesz ze mną na pyszny obiad.- powiedziałam i wyciągnęłam ją za rękę z gabinetu. Poszłyśmy jeszcze po Lenkę, a potem do jadalni na obiad.
- Aniu, dziękuję że jesteś przy mnie, ale ja muszę teraz was opuścić i udać się na audiencję.- powiedziała Elsa po zjedzeniu i wstała.
- Przecież niedawno miałaś audiencję.
- No tak, ale dawno nie było audiencji i wczoraj nie wszyscy zdążyli przyjść ze skargami, więc powiedziałam żeby przyszli dziś.
- Ale się nie przemęczaj.- powiedziałam, a siostra tylko się uśmiechnęła i wyszła.
- Anna
Jak wiecie już jest normalnie w Arendelle. Rano poszłam do gabinetu Elsy i weszłam bez pukania.
- Hej, siostra, a gdzie Jack?- przywitałam się.
- Witaj, Aniu. Jack wyjechał na biegun do strażników, ta cała sytuacja nie daje nam spokoju.
- Jaka sytuacja?
- Mrok wypuścił nas i nawet nas nie gonił i nie daje znaków życia. Ciebie to nie zastanawiało?- spojrzała na mnie.
- Trochę tak, bo przecież ta nasza ucieczka trochę czasu zajęła i gdyby chciał to nie miał by problemów z dogonieniem nas.
- No właśnie i dlatego Jack pojechał, aby zapytać co sądzą o tym pozostali strażnicy.
- Tak, jego nie ma, a ty siedzisz przy papierach, więc teraz idziesz ze mną na pyszny obiad.- powiedziałam i wyciągnęłam ją za rękę z gabinetu. Poszłyśmy jeszcze po Lenkę, a potem do jadalni na obiad.
- Aniu, dziękuję że jesteś przy mnie, ale ja muszę teraz was opuścić i udać się na audiencję.- powiedziała Elsa po zjedzeniu i wstała.
- Przecież niedawno miałaś audiencję.
- No tak, ale dawno nie było audiencji i wczoraj nie wszyscy zdążyli przyjść ze skargami, więc powiedziałam żeby przyszli dziś.
- Ale się nie przemęczaj.- powiedziałam, a siostra tylko się uśmiechnęła i wyszła.
- Anna
sobota, 16 kwietnia 2016
Obiecuję..
Witajcie,
Po jakimś czasie wszystko wróciło nareszcie do porządku dziennego. Wróciłam na stanowisko królowej, udzielałam audiencji (z Jack'iem u boku), a nawet (gdy tylko Jack uznał, że nie jestem zbyt zmęczona) zajmowałam się papierkową robotą. Ale jednak coś cały czas nie dawało mi spokoju.
- Jack.. - zaczęłam pewnego wieczora gdy siedzieliśmy razem w gabinecie.
- Słucham. - uśmiechnął się do mnie.
- Nie sądzisz, że...Cała ta sytuacja kiedy uciekliśmy od Mroka była dziwna? Nie gonił nas, nie zatrzymał. Wypuścił nas. A i teraz nie daje znaków życia.
- Też o tym myślałem. - kiwnął głową po chwili przybierając zamyślony wyraz twarzy.
- Boję się, że knuje kolejny, jeszcze gorszy plan.
Przykucnął przed krzesłem, na którym siedziałam i chwycił mnie za dłonie.
- Zajmę się tym. - szepnął po czym wstał i skierował się do drzwi, ale za nim wyszedł podbiegłam do niego.
- Jack, nie. - powiedziałam stanowczym tonem. - Nie chcę żebyś znowu znikał nie mówiąc mi o niczym, a potem wracał w okropnym stanie. Zajmijmy się tym razem.
- Elso... - przytulił mnie do siebie. - Nie wolno Ci się narażać w żaden sposób. - odsunął się lekko, lecz dalej trzymał mnie za ręce i patrzył głęboko w oczy. - I tak spotkało Cię już coś okropnego. Zapytam o radę innych Strażników.
Stałam przez chwilę nie mówiąc nic. Potem podniosłam na niego wzrok. Jego oczy były pełne szczerości i miłości. Ufałam mu w zupełności. Jednak to zdanie samo wydobyło się ze mnie:
- Obiecaj mi, że sam nie będziesz z nim walczył.
Uśmiechnął się.
- Twoja mama naprawdę mi nie wierzy. Głuptas z niej. - powiedział dotykając mojego brzucha.
Znów spojrzał mi w oczy.
- Obiecuję, Śnieżynko. - pocałował mnie czule i wyszedł.
- Elsa.
Po jakimś czasie wszystko wróciło nareszcie do porządku dziennego. Wróciłam na stanowisko królowej, udzielałam audiencji (z Jack'iem u boku), a nawet (gdy tylko Jack uznał, że nie jestem zbyt zmęczona) zajmowałam się papierkową robotą. Ale jednak coś cały czas nie dawało mi spokoju.
- Jack.. - zaczęłam pewnego wieczora gdy siedzieliśmy razem w gabinecie.
- Słucham. - uśmiechnął się do mnie.
- Nie sądzisz, że...Cała ta sytuacja kiedy uciekliśmy od Mroka była dziwna? Nie gonił nas, nie zatrzymał. Wypuścił nas. A i teraz nie daje znaków życia.
- Też o tym myślałem. - kiwnął głową po chwili przybierając zamyślony wyraz twarzy.
- Boję się, że knuje kolejny, jeszcze gorszy plan.
Przykucnął przed krzesłem, na którym siedziałam i chwycił mnie za dłonie.
- Zajmę się tym. - szepnął po czym wstał i skierował się do drzwi, ale za nim wyszedł podbiegłam do niego.
- Jack, nie. - powiedziałam stanowczym tonem. - Nie chcę żebyś znowu znikał nie mówiąc mi o niczym, a potem wracał w okropnym stanie. Zajmijmy się tym razem.
- Elso... - przytulił mnie do siebie. - Nie wolno Ci się narażać w żaden sposób. - odsunął się lekko, lecz dalej trzymał mnie za ręce i patrzył głęboko w oczy. - I tak spotkało Cię już coś okropnego. Zapytam o radę innych Strażników.
Stałam przez chwilę nie mówiąc nic. Potem podniosłam na niego wzrok. Jego oczy były pełne szczerości i miłości. Ufałam mu w zupełności. Jednak to zdanie samo wydobyło się ze mnie:
- Obiecaj mi, że sam nie będziesz z nim walczył.
Uśmiechnął się.
- Twoja mama naprawdę mi nie wierzy. Głuptas z niej. - powiedział dotykając mojego brzucha.
Znów spojrzał mi w oczy.
- Obiecuję, Śnieżynko. - pocałował mnie czule i wyszedł.
- Elsa.
wtorek, 12 kwietnia 2016
Anna, królowa Arendelle i Kristoff, król Arendelle :D
Hejo,
Wybaczcie że nie pisałam, ale musiałam nadrobić stracony czas z moją małą księżniczką i kochanym mężem.
Kiedy już wróciliśmy do zamku i Jack i Elsa zostali zbadani, a ja upewniłam się że będą odpoczywać poszłam do sypialni i oczywiście Kristoff obrażony na mnie usypiał Lenę. Więc weszłam do łazienki i przygotowałam sobie ciepłą kąpiel, a kiedy wróciłam do sypialnie Lena była już swoim pokoiku.
- Dołączysz do mnie?- zapytałam, ale nie odpowiedział.- Kristoff' ku długo będziesz na mnie obrażony?
- Nie jestem obrażony, ale jest mi smutno że mnie nie posłuchałaś i pojechałaś sama.- usiadłam mu na kolanach i objęłam rękami jego szyję.
- Przepraszam, ale to jest moja siostra i kocham ją, a poza tym nie chcę jej znów stracić.- pocałowałam go, a on odwzajemnił i zaniósł mnie do łazienki, gdzie wzięliśmy wspólną kąpiel. Od tamtej pory Kristoff już nie był obrażony, a ja zdałam sobie sprawę z tego jaki bałagan zrobiłam i jak już wiecie nie zdążyłam go posprzątać, a ostatnio siedziałam z Elsą i opowiadałam jej jak wyglądały moje " krótkie rządy" i obie głośno się przy tym śmiałyśmy.
- Anna, Królowa Arendelle!!!- śmiała się Elsa zakładając mi na głowę koronę, a ja przystrojona w koszulę nocną i peleryną, znaczy koc, z dumnie uniesioną głową zaczęłam machać ręką na wszystkie strony, gdy do pokoju wpadła Jack.
- Co tu się dzieję?- nie krył rozbawienia na mój widok.
- Opowiadałam Elsie, jak rządziłam Arendelle i postanowiła mnie koronować.
- A, to przepraszam Wasza Wysokość.- ukłonił się. Do pokoju wszedł Kristoff.- Oto Kristoff, król Arendelle.
- No już nie przesadzajmy.- powiedziałam i podeszłam do Kristoff' a, któremu Jack założył swoją koronę.- Nie chce nigdy więcej być w takiej sytuacji. Ja nie mam o tym zielonego pojęcia.
Cały wieczór wszyscy się śmialiśmy i żartowaliśmy, aż w końcu trzeba było iść spać.
- Anna
Wybaczcie że nie pisałam, ale musiałam nadrobić stracony czas z moją małą księżniczką i kochanym mężem.
Kiedy już wróciliśmy do zamku i Jack i Elsa zostali zbadani, a ja upewniłam się że będą odpoczywać poszłam do sypialni i oczywiście Kristoff obrażony na mnie usypiał Lenę. Więc weszłam do łazienki i przygotowałam sobie ciepłą kąpiel, a kiedy wróciłam do sypialnie Lena była już swoim pokoiku.
- Dołączysz do mnie?- zapytałam, ale nie odpowiedział.- Kristoff' ku długo będziesz na mnie obrażony?
- Nie jestem obrażony, ale jest mi smutno że mnie nie posłuchałaś i pojechałaś sama.- usiadłam mu na kolanach i objęłam rękami jego szyję.
- Przepraszam, ale to jest moja siostra i kocham ją, a poza tym nie chcę jej znów stracić.- pocałowałam go, a on odwzajemnił i zaniósł mnie do łazienki, gdzie wzięliśmy wspólną kąpiel. Od tamtej pory Kristoff już nie był obrażony, a ja zdałam sobie sprawę z tego jaki bałagan zrobiłam i jak już wiecie nie zdążyłam go posprzątać, a ostatnio siedziałam z Elsą i opowiadałam jej jak wyglądały moje " krótkie rządy" i obie głośno się przy tym śmiałyśmy.
- Anna, Królowa Arendelle!!!- śmiała się Elsa zakładając mi na głowę koronę, a ja przystrojona w koszulę nocną i peleryną, znaczy koc, z dumnie uniesioną głową zaczęłam machać ręką na wszystkie strony, gdy do pokoju wpadła Jack.
- Co tu się dzieję?- nie krył rozbawienia na mój widok.
- Opowiadałam Elsie, jak rządziłam Arendelle i postanowiła mnie koronować.
- A, to przepraszam Wasza Wysokość.- ukłonił się. Do pokoju wszedł Kristoff.- Oto Kristoff, król Arendelle.
- No już nie przesadzajmy.- powiedziałam i podeszłam do Kristoff' a, któremu Jack założył swoją koronę.- Nie chce nigdy więcej być w takiej sytuacji. Ja nie mam o tym zielonego pojęcia.
Cały wieczór wszyscy się śmialiśmy i żartowaliśmy, aż w końcu trzeba było iść spać.
- Anna
poniedziałek, 11 kwietnia 2016
Po prostu się o mnie troszczy...
Witajcie,
Wybaczcie, że ostatnio nie pisałyśmy, ale Anna chyba dużo czasu poświęcała Lenie, a ja słabiej się poczułam więc Jack oczywiście od razu posłał mnie do łóżka, opatulił w piętnaście koców, zrobił cały dzbanek gorącej czekolady i wezwał moją lekarkę.
- To zapewne osłabienie spowodowane ciążą i stresem. Nic groźnego, wystarczy odpoczywać. - powiedziała po krótkim przebadaniu mnie.
Jack jednak jak się pewnie domyślacie zachowywał się jakbym co najmniej umierała. Nie pozwalał mi prawie w ogóle wychodzić z łóżka i dostarczał do sypialni wszystkie posiłki. Gdy wspomniałam o obowiązkach obdarzył mnie bardzo zdenerwowanym spojrzeniem.
- Już rozmawialiśmy o papierach, Elso. Nie. Możesz. Się. Przemęczać. - powiedział.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się lekko. Jack jest niewątpliwie najbardziej gorliwym opiekunem na świecie. Dziś rano jednak, gdy nie było go w sypialni, a ja uznałam, że czuję się już lepiej, wyszłam spod "kocowego bunkra" jak razem z Anną ochrzciłyśmy coś pod czym przez ostatnie dni trzymał mnie Jack, po czym udałam się do mojego gabinetu. Na widok okropnego bałaganu jaki tam panował jęknęłam cicho (żeby JackGumoweUcho nie usłyszał) i uklęknęłam na podłodze. Zaczęłam zbierać powoli porozrzucane kartki i dokumenty. Gdy usłyszałam za sobą skrzypienie drzwi wstałam szybko gotowa nazmyślać Jack'owi, że wcale nie sprzątałam. Jednak zamiast niego, w drzwiach stała Anna.
- O nie... Elsa... ja... - zaczęła się jąkać. - Właśnie... miałam... to posprzątać, bo widzisz... ee.. jak was nie było to próbowałam się tym zajmować, ale... nie bardzo mi wychodziło...
- Spokojnie, Aniu. - uśmiechnęłam się i zaniosłam zebrane kartki na biurko. - Nic się nie stało. Chodź, pomożesz mi.
I aż do obiadu robiłyśmy porządek i dziwnym trafem do pokoju nie wparował Jack z piętnastoma kocami. Oczywiście gdy tylko zjawiłam się w sypialni czekał na mnie z obrażoną miną.
- Och, Jack... - westchnęłam. - Już nic mi nie jest, chciałam tylko...
Uśmiechnął się. Uniosłam brwi.
- Nie jesteś zły?
- Nie jestem psychopatą, który więzi żonę w łóżku. - zaśmiał się i podszedł do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
- Po prostu się o Ciebie troszczę. Bo Cię kocham. - powiedział obejmując mnie. - Jednym słowem - jestem idealnym mężem.
- Oj tak, Jack. - zaśmiałam się i wtuliłam w niego. - Oj tak.
- Elsa.
Wybaczcie, że ostatnio nie pisałyśmy, ale Anna chyba dużo czasu poświęcała Lenie, a ja słabiej się poczułam więc Jack oczywiście od razu posłał mnie do łóżka, opatulił w piętnaście koców, zrobił cały dzbanek gorącej czekolady i wezwał moją lekarkę.
- To zapewne osłabienie spowodowane ciążą i stresem. Nic groźnego, wystarczy odpoczywać. - powiedziała po krótkim przebadaniu mnie.
Jack jednak jak się pewnie domyślacie zachowywał się jakbym co najmniej umierała. Nie pozwalał mi prawie w ogóle wychodzić z łóżka i dostarczał do sypialni wszystkie posiłki. Gdy wspomniałam o obowiązkach obdarzył mnie bardzo zdenerwowanym spojrzeniem.
- Już rozmawialiśmy o papierach, Elso. Nie. Możesz. Się. Przemęczać. - powiedział.
Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się lekko. Jack jest niewątpliwie najbardziej gorliwym opiekunem na świecie. Dziś rano jednak, gdy nie było go w sypialni, a ja uznałam, że czuję się już lepiej, wyszłam spod "kocowego bunkra" jak razem z Anną ochrzciłyśmy coś pod czym przez ostatnie dni trzymał mnie Jack, po czym udałam się do mojego gabinetu. Na widok okropnego bałaganu jaki tam panował jęknęłam cicho (żeby JackGumoweUcho nie usłyszał) i uklęknęłam na podłodze. Zaczęłam zbierać powoli porozrzucane kartki i dokumenty. Gdy usłyszałam za sobą skrzypienie drzwi wstałam szybko gotowa nazmyślać Jack'owi, że wcale nie sprzątałam. Jednak zamiast niego, w drzwiach stała Anna.
- O nie... Elsa... ja... - zaczęła się jąkać. - Właśnie... miałam... to posprzątać, bo widzisz... ee.. jak was nie było to próbowałam się tym zajmować, ale... nie bardzo mi wychodziło...
- Spokojnie, Aniu. - uśmiechnęłam się i zaniosłam zebrane kartki na biurko. - Nic się nie stało. Chodź, pomożesz mi.
I aż do obiadu robiłyśmy porządek i dziwnym trafem do pokoju nie wparował Jack z piętnastoma kocami. Oczywiście gdy tylko zjawiłam się w sypialni czekał na mnie z obrażoną miną.
- Och, Jack... - westchnęłam. - Już nic mi nie jest, chciałam tylko...
Uśmiechnął się. Uniosłam brwi.
- Nie jesteś zły?
- Nie jestem psychopatą, który więzi żonę w łóżku. - zaśmiał się i podszedł do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
- Po prostu się o Ciebie troszczę. Bo Cię kocham. - powiedział obejmując mnie. - Jednym słowem - jestem idealnym mężem.
- Oj tak, Jack. - zaśmiałam się i wtuliłam w niego. - Oj tak.
- Elsa.
środa, 6 kwietnia 2016
Dom, ciepły, miły dom.
Witajcie,
Gdy tylko dotarliśmy do Arendelle, Anna zaprowadziła mnie i Jack'a do medyków. Jack był tak wykończony, że omal nie zasnął gdy jedna z lekarek zakładała mu opatrunek. Później na szczęście pozwolono mu w spokoju odpocząć. Niemal pierwszym co u mnie sprawdzono jeśli chodzi o stan zdrowia to dziecko. Myślałam, że umrę ze strachu podczas czekania na wyniki badań. W końcu do komnaty weszła moja lekarka.
- Wasza Wysokość... - zaczęła, a ja poczułam, że zamrażam podłogę. - Przeżyła królowa bardzo wiele stresu co nie jest dobre dla dziecka, ale na szczęście nic się nie stało. Jednak teraz niestety dziecko jest osłabione, przez co bardziej podatne na uszkodzenie. Zalecam więc... cóż, po prostu odpocząć w spokoju i nie denerwować się bez potrzeby. - kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję bardzo. - odwzajemniłam uśmiech i z ulgą pogładziłam się po brzuchu. - Czy mogę wrócić już do swojej komnaty?
- Proszę bardzo, Wasza Wysokość.
Wyszłam więc na korytarz, gdzie od razu złapała mnie Anka. Była umyta i przebrana w milutką koszulę nocną.
- I jak? - zapytała.
- Co jak?
- Jak dzidziuś! - wrzasnęła wymachując rękami.
- Ma się świetnie. - uśmiechnęłam się.
Odetchnęła i objęła mnie jedną ręką.
- Chodź, siostra. - zaczęła dziwnym, zabawnym głosem. - Musisz się zrelaksować.
Po czym zaciągnęła mnie do mojej komnaty, posadziła na łóżku i przygotowała mi gorącą, pachnącą kąpiel. Potem zostawiła mnie samą, a ja ściągnęłam z siebie zabrudzoną suknię i zanurzyłam się w białej pianie. Po chwili usłyszałam ciche pukanie.
- To ja, Śnieżynko. - usłyszałam głos Jack'a.
- Właź. - zaśmiałam się.
Wszedł powoli i zamknął za sobą drzwi. Następnie odwrócił się i uśmiechnął się do mnie swoim pięknym, chytrym uśmiechem. Wyglądał o niebo lepiej niż ostatnim razem gdy go widziałam. Miał znów na sobie swoja bluzę, spodnie i... brak butów. Jego białe włosy były rozczochrane, ale w tym dobrym znaczeniu. Jedyne co zmieniło się w jego wyglądzie to nieduża rana na dolnej wardze.
- Co mądrego powiedziały panie lekarki? - zapytał przystawiając sobie białe, drewniane krzesełko obok wanny.
- Z dzieckiem wszystko w porządku. - odparłam.
- Jasne, że w porządku. - uśmiechnął się. - To silny synek tatusia, już Ci to mówiłem.
Pokręciłam tylko głową z uśmiechem nie mając siły na kolejną kłótnię o płeć dziecka... co nie znaczy, że nie pokłócę się z nim o to jak odzyskam siły. Bardzo się stęskniłam za naszymi kłótniami.
- Elsa.
Gdy tylko dotarliśmy do Arendelle, Anna zaprowadziła mnie i Jack'a do medyków. Jack był tak wykończony, że omal nie zasnął gdy jedna z lekarek zakładała mu opatrunek. Później na szczęście pozwolono mu w spokoju odpocząć. Niemal pierwszym co u mnie sprawdzono jeśli chodzi o stan zdrowia to dziecko. Myślałam, że umrę ze strachu podczas czekania na wyniki badań. W końcu do komnaty weszła moja lekarka.
- Wasza Wysokość... - zaczęła, a ja poczułam, że zamrażam podłogę. - Przeżyła królowa bardzo wiele stresu co nie jest dobre dla dziecka, ale na szczęście nic się nie stało. Jednak teraz niestety dziecko jest osłabione, przez co bardziej podatne na uszkodzenie. Zalecam więc... cóż, po prostu odpocząć w spokoju i nie denerwować się bez potrzeby. - kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Dziękuję bardzo. - odwzajemniłam uśmiech i z ulgą pogładziłam się po brzuchu. - Czy mogę wrócić już do swojej komnaty?
- Proszę bardzo, Wasza Wysokość.
Wyszłam więc na korytarz, gdzie od razu złapała mnie Anka. Była umyta i przebrana w milutką koszulę nocną.
- I jak? - zapytała.
- Co jak?
- Jak dzidziuś! - wrzasnęła wymachując rękami.
- Ma się świetnie. - uśmiechnęłam się.
Odetchnęła i objęła mnie jedną ręką.
- Chodź, siostra. - zaczęła dziwnym, zabawnym głosem. - Musisz się zrelaksować.
Po czym zaciągnęła mnie do mojej komnaty, posadziła na łóżku i przygotowała mi gorącą, pachnącą kąpiel. Potem zostawiła mnie samą, a ja ściągnęłam z siebie zabrudzoną suknię i zanurzyłam się w białej pianie. Po chwili usłyszałam ciche pukanie.
- To ja, Śnieżynko. - usłyszałam głos Jack'a.
- Właź. - zaśmiałam się.
Wszedł powoli i zamknął za sobą drzwi. Następnie odwrócił się i uśmiechnął się do mnie swoim pięknym, chytrym uśmiechem. Wyglądał o niebo lepiej niż ostatnim razem gdy go widziałam. Miał znów na sobie swoja bluzę, spodnie i... brak butów. Jego białe włosy były rozczochrane, ale w tym dobrym znaczeniu. Jedyne co zmieniło się w jego wyglądzie to nieduża rana na dolnej wardze.
- Co mądrego powiedziały panie lekarki? - zapytał przystawiając sobie białe, drewniane krzesełko obok wanny.
- Z dzieckiem wszystko w porządku. - odparłam.
- Jasne, że w porządku. - uśmiechnął się. - To silny synek tatusia, już Ci to mówiłem.
Pokręciłam tylko głową z uśmiechem nie mając siły na kolejną kłótnię o płeć dziecka... co nie znaczy, że nie pokłócę się z nim o to jak odzyskam siły. Bardzo się stęskniłam za naszymi kłótniami.
- Elsa.
sobota, 2 kwietnia 2016
Uciekajmy.
Witajcie,
Mrok zamknął mnie w okropnej komnacie, którą wcześniej mi pokazywał, ale ja wiedząc, że niedaleko więzi Jack'a nie mogłam przestać chodzić w kółko przerażona. Co on z nim robi? Z tego co mi mówił, Jack nie jest mu potrzebny, w takim razie po co go uwięził? Co jeśli chce go wykończyć żeby mnie złamać? To prawda, gdyby zrobił coś takiego nigdy bym się nie pozbierała, mógłby robić ze mną co tylko by chciał. Nie chciałam nawet myśleć o wszystkich okropnościach, które mogły spotkać, lub z którymi właśnie ma do czynienia Jack. Mój kochany, zabawny, cudowny Jack zamknięty w strasznej jamie Mroka. Skazany na...
Objęłam mocno rękami drewniany filar podtrzymujący baldachim nad łóżkiem i zacisnęłam powieki. "Co zrobić?" Stałam tak przez jakiś czas, straciłam rachubę w liczeniu sekund, które mogły dzielić mnie od stracenia męża. Nagle usłyszałam szczęk otwieranego zamka. Nie odwróciłam się nawet, szykując się na triumfalną przemowę Mroka na temat tego jak pozbył się jednego ze Strażników. Lodowate łzy spłynęły po moich policzkach. Drewno pokryło się cieniutkim szronem, tak słabym, że mógłby się roztopić od najmniejszego podmuchu ciepłego wiatru. Tak ucierpiała moja moc w tej okropnej jamie. Gdy zamiast duszącej, czarnej mgły poczułam słaby, chłodny powiew serce mi zamarło. Tak wiele razy czułam go na mojej skórze.
- Śnieżynko... - usłyszałam głos tak słaby, że mógłby należeć do osoby, która umiera. Ale był to ten głos.
Rzuciłam się w jego ramiona wybuchając histerycznym płaczem. Pachniał zimą, jak zawsze, ale również czymś czego nie mogłam z początku rozpoznać. Krwią. Pachniał krwią. Odsunęłam się lekko od niego i z rozpaczą przyłożyłam dłoń do jego rozciętych ust, a potem do szarej koszuli, którą miał na sobie, przesiąkłej czerwonością. On czuł chyba to samo. Ujął moje zapadnięte policzki i pogładził po wyblakłych włosach. Następnie delikatnie dotknął mojego brzucha, a jego oczy wypełniły się prawdziwym bólem, tak bezsilnym, że każdy kto spojrzałby wtedy w jego oczy uroniłby morze łez.
- Musimy uciekać. - powiedziałam cicho.
Przytulił mnie jeszcze raz, bardzo mocno i czule, po czym kiwnął głową i bez słowa pociągnął mnie za rękę na korytarz.
- Co z Mrokiem? - zapytałam nie kryjąc strachu.
Jack nie odpowiedział. Biegł szybko ciągnąc mnie za sobą. Gdy dostałam zadyszki i nie mogłam dalej biec, wziął mnie na ręce i wzbił się lekko nad podłoże. Widziałam, że wykorzystuje przy tym swoje ostatnie siły. Ale robił to. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie rozchodziły się dwa korytarze. Jeden w lewo, biło od niego jasne światło, lecz nie takie jak od lamp tylko inne. Nie wiedziałam skąd je znam. Korytarz na prawo był pogrążony w ciemności jak cała reszta. Jack skręcił w lewo natychmiast. Byliśmy coraz bliżej jasnego światła, aż w końcu otoczyło nas ze wszystkich stron. Nabrałam głęboko do płuc świeżego, czystego powietrza. Jack powoli postawił mnie na ziemi, a ja usiadłam i dotknęłam trawy. Chłodnej, nieco wilgotnej. Otworzyłam oczy. Blask słońca. Jasny, ale nie drażniący. Ciepły. Jack przykucnął obok mnie.
- Musimy stąd uciekać. Mrok gdzieś tu... - zaczął, ale przerwał mu krzyk.
Krzyk, który zerwał mnie na równe nogi.
- Anna!! - wrzasnęłam i wystrzeliłam wprost z powrotem do ciemnego korytarza.
Nie oglądałam się za siebie, gnałam jak szalona. Gdyby kilka minut temu ktoś powiedział mi, że jestem skłonna do takiego biegu, to na pewno bym nie uwierzyła.
- Anna! - krzyknęłam znowu stojąc w ciemności.
- Elsa?! - odpowiedział mi.
Była blisko. Znów puściłam się pędem, właściwie na oślep. Krzyczałam jej imię, a ona odkrzykiwała moje. W końcu obie wrzasnęłyśmy wpadając na siebie.
- Anna?! - wstałam szybko i pomogłam jej się pozbierać.
Dotknęłam jej twarzy, jej włosów splątanych w dwa warkocze.
- To ja. - zaśmiała się.
- Co ty tu... - zaczęłam, ale ona przytuliła mnie mocno.
- Szukałam Was. Teraz uciekajmy, ten straszny gość jest blisko. - i tym razem ona pociągnęła mnie korytarzem.
W końcu obie wypadłyśmy na zewnątrz. Jack uśmiechnął się słabo na nasz widok.
- Mój koń zniknął. - stwierdziła Anna rozglądając się dookoła.
- Zaniosę Was. - odezwał się Jack i wyciągnął do nas ręce.
- Nie ma mowy, nie dasz rady. - powiedziałam.
Pokręcił głową.
- Jeśli zaraz nie uciekniemy, Mrok nas znajdzie i zamknie wszystkich. - odrzekł.
I sam złapał nas za ręce, po czym wznieśliśmy się w powietrze.
- Elsa.
Mrok zamknął mnie w okropnej komnacie, którą wcześniej mi pokazywał, ale ja wiedząc, że niedaleko więzi Jack'a nie mogłam przestać chodzić w kółko przerażona. Co on z nim robi? Z tego co mi mówił, Jack nie jest mu potrzebny, w takim razie po co go uwięził? Co jeśli chce go wykończyć żeby mnie złamać? To prawda, gdyby zrobił coś takiego nigdy bym się nie pozbierała, mógłby robić ze mną co tylko by chciał. Nie chciałam nawet myśleć o wszystkich okropnościach, które mogły spotkać, lub z którymi właśnie ma do czynienia Jack. Mój kochany, zabawny, cudowny Jack zamknięty w strasznej jamie Mroka. Skazany na...
Objęłam mocno rękami drewniany filar podtrzymujący baldachim nad łóżkiem i zacisnęłam powieki. "Co zrobić?" Stałam tak przez jakiś czas, straciłam rachubę w liczeniu sekund, które mogły dzielić mnie od stracenia męża. Nagle usłyszałam szczęk otwieranego zamka. Nie odwróciłam się nawet, szykując się na triumfalną przemowę Mroka na temat tego jak pozbył się jednego ze Strażników. Lodowate łzy spłynęły po moich policzkach. Drewno pokryło się cieniutkim szronem, tak słabym, że mógłby się roztopić od najmniejszego podmuchu ciepłego wiatru. Tak ucierpiała moja moc w tej okropnej jamie. Gdy zamiast duszącej, czarnej mgły poczułam słaby, chłodny powiew serce mi zamarło. Tak wiele razy czułam go na mojej skórze.
- Śnieżynko... - usłyszałam głos tak słaby, że mógłby należeć do osoby, która umiera. Ale był to ten głos.
Rzuciłam się w jego ramiona wybuchając histerycznym płaczem. Pachniał zimą, jak zawsze, ale również czymś czego nie mogłam z początku rozpoznać. Krwią. Pachniał krwią. Odsunęłam się lekko od niego i z rozpaczą przyłożyłam dłoń do jego rozciętych ust, a potem do szarej koszuli, którą miał na sobie, przesiąkłej czerwonością. On czuł chyba to samo. Ujął moje zapadnięte policzki i pogładził po wyblakłych włosach. Następnie delikatnie dotknął mojego brzucha, a jego oczy wypełniły się prawdziwym bólem, tak bezsilnym, że każdy kto spojrzałby wtedy w jego oczy uroniłby morze łez.
- Musimy uciekać. - powiedziałam cicho.
Przytulił mnie jeszcze raz, bardzo mocno i czule, po czym kiwnął głową i bez słowa pociągnął mnie za rękę na korytarz.
- Co z Mrokiem? - zapytałam nie kryjąc strachu.
Jack nie odpowiedział. Biegł szybko ciągnąc mnie za sobą. Gdy dostałam zadyszki i nie mogłam dalej biec, wziął mnie na ręce i wzbił się lekko nad podłoże. Widziałam, że wykorzystuje przy tym swoje ostatnie siły. Ale robił to. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie rozchodziły się dwa korytarze. Jeden w lewo, biło od niego jasne światło, lecz nie takie jak od lamp tylko inne. Nie wiedziałam skąd je znam. Korytarz na prawo był pogrążony w ciemności jak cała reszta. Jack skręcił w lewo natychmiast. Byliśmy coraz bliżej jasnego światła, aż w końcu otoczyło nas ze wszystkich stron. Nabrałam głęboko do płuc świeżego, czystego powietrza. Jack powoli postawił mnie na ziemi, a ja usiadłam i dotknęłam trawy. Chłodnej, nieco wilgotnej. Otworzyłam oczy. Blask słońca. Jasny, ale nie drażniący. Ciepły. Jack przykucnął obok mnie.
- Musimy stąd uciekać. Mrok gdzieś tu... - zaczął, ale przerwał mu krzyk.
Krzyk, który zerwał mnie na równe nogi.
- Anna!! - wrzasnęłam i wystrzeliłam wprost z powrotem do ciemnego korytarza.
Nie oglądałam się za siebie, gnałam jak szalona. Gdyby kilka minut temu ktoś powiedział mi, że jestem skłonna do takiego biegu, to na pewno bym nie uwierzyła.
- Anna! - krzyknęłam znowu stojąc w ciemności.
- Elsa?! - odpowiedział mi.
Była blisko. Znów puściłam się pędem, właściwie na oślep. Krzyczałam jej imię, a ona odkrzykiwała moje. W końcu obie wrzasnęłyśmy wpadając na siebie.
- Anna?! - wstałam szybko i pomogłam jej się pozbierać.
Dotknęłam jej twarzy, jej włosów splątanych w dwa warkocze.
- To ja. - zaśmiała się.
- Co ty tu... - zaczęłam, ale ona przytuliła mnie mocno.
- Szukałam Was. Teraz uciekajmy, ten straszny gość jest blisko. - i tym razem ona pociągnęła mnie korytarzem.
W końcu obie wypadłyśmy na zewnątrz. Jack uśmiechnął się słabo na nasz widok.
- Mój koń zniknął. - stwierdziła Anna rozglądając się dookoła.
- Zaniosę Was. - odezwał się Jack i wyciągnął do nas ręce.
- Nie ma mowy, nie dasz rady. - powiedziałam.
Pokręcił głową.
- Jeśli zaraz nie uciekniemy, Mrok nas znajdzie i zamknie wszystkich. - odrzekł.
I sam złapał nas za ręce, po czym wznieśliśmy się w powietrze.
- Elsa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)