Witajcie,
Dziś w nocy znów stało się coś tajemniczego. Nie mogłam zasnąć. Około północy poszłam do Jack'a.
- Jack...śpisz? - szepnęłam.
- Mhm... - mruknął.
Usiadłam przy nim.
- Nie mogę zasnąć...
On w odpowiedzi tylko przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Kilka godzin później obudził mnie jakiś dziwny dźwięk z zewnątrz. Wstałam, owinęłam się kołdrą (ukochany szlafrok zostawiłam u siebie) i podeszłam do okna. Niestety Jack nie ma balkonu więc musiało mi to wystarczyć. Na początku nic nie słyszałam, ani nie widziałam, ale nagle dało się słyszeć z głębi ogrodu jakiś krzyk, a może bardziej ryk. Otworzyłam okno zaniepokojona.
- Co tam się dzieje? - ziewnął Jack siadając na łóżku.
- Nie wiem.... - szepnęłam. - Ale to co najmniej dziwne. Miejmy nadzieję, że Anna się nie obu...
W tej chwili ryk znowu mi przerwał. Jack podszedł do mnie i także wyjrzał przez okno. Staliśmy chwilę w zupełnej ciszy aż nagle z krzewów wybiegł jakiś człowiek rycząc wniebogłosy. Nie mogłam dostrzec jego twarzy. Człowiek zaczął biegać wzdłuż muru tuż pod naszym oknem.
- Co to ma być? - Jack uniósł brwi. Po chwili krzyknął przez okno - Hej, człowieku! Nie wrzeszcz, noc jest!
Człowiek rozejrzał się jakby nie potrafiąc zlokalizować kto do niego mówi. Następnie ryknął po raz ostatni i uciekł w krzewy. Spojrzałam na Jack'a.
- Jakiś dzikus ryczy nam pod oknami... - zaśmiał się. - W końcu zaczęło się coś dziać.
- O nie. - powiedziałam stanowczo. - Jak obudzi służbę i Annę... nie ręczę za siebie.
Szybko wsunęłam sukienkę.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał Jack.
- Dowiedzieć się kto normalny ryczy o trzeciej pod pałacem. - odrzekłam i wyszłam z pokoju. Poszłam do tylnego wyjścia prowadzącego na ogrody pałacowe. Stamtąd pobiegłam pod okno Jack'a. Człowieka nigdzie nie było.
- Wracaj, śnieżynko! - usłyszałam Jack'a z góry.
Pokręciłam głową i weszłam w krzewy. Musiałam znaleźć tego kogoś i dowiedzieć się co tu robi. Po kilku minutach weszłam w niemały gąszcz. Było ciemno i nie wiedziałam dokładnie gdzie jestem. Nagle ktoś dobił do mnie od tyłu. Krzyknęłam i odwróciłam się automatycznie. Zobaczyłam dość niską kobietę z kręconą, wysoką fryzurą w długiej spódnicy. W ręku trzymała patelnię.
- Em...to ty krzyczałaś? - zapytałam próbując się uspokoić.
Kobieta zmrużyła oczy i warknęła:
- Tubylcy groźni. Tubylcy źli.
Pomachała przede mną patelnią.
- Co tu robisz? - powiedziałam żałując, że nie zabrałam rękawiczek. - Chyba nie jesteś z Arendelle? Nie kojarzę Cię...
- Mnie nikt nie kojarzy. Jam jest wiking, Indianin i Buszmen. A ty...ty to kto?
Odchrząknęłam.
- Jestem Elsa, królowa Arendelle. - powiedziałam.
Kobieta wydała dziwny dźwięk i uciekła.
- Nie uciekaj! - zawołałam. - Nie bój się!
Ale już jej nie było. Spuściłam głowę. Po jakimś czasie wróciłam do Jack'a.
- Gdzieś ty tyle była? - zapytał.
Opowiedziałam mu o tajemniczej kobiecie. Okazało się, że jego uczucia są identyczne jak moje - nie wie co o tym myśleć.
- Elsa.
Z patelnią? Co to, kolejna Roszpunka? XD
OdpowiedzUsuńdołączam się do Carmelowej :D
OdpowiedzUsuńKolejna osoba ma nadprzyrodzoną umiejętność władania patelnią? heh :P
OdpowiedzUsuńCo oni mają z tą patelnia?
OdpowiedzUsuń