wtorek, 30 grudnia 2014
Oj, Aniu, Aniu.
Dzisiaj wstałam z myślą, że będę miała dzień zawalony obowiązkami. Przetarłam oczy, włożyłam szlafrok i usiadłam do biurka.
- Chwila... - mruknęłam sama do siebie. - Gdzie są wszystkie papiery?
Siedziałam chwilę nieruchomo zastanawiając się jakim w ogóle cudem mogły zniknąć. Rozmyślanie przerwał mi hałas na korytarzu. Podeszłam do drzwi i lekko się wychyliłam. Na końcu korytarza rozmawiały dość głośno dwie służące.
- E tam, nie gadaj. Chyba powinna jeszcze spać..? - mówiła jedna z nich.
- Ale wcale nie śpi. Zamknęła się w pralni i nie wiemy dlaczego nie chce nikogo wpuścić. - odpowiedziała druga.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się w ich stronę.
- Och, Wasza Wysokość! - zawołała jedna i ukłoniły się.
- Kto zamknął się w pralni? - zapytałam zawiązując troszkę ciaśniej szlafrok.
Spojrzały na siebie z niepokojem.
- Księżniczka.
- Anna?! - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam na dół, do pralni. Minęłam na pierwszym piętrze Jack'a.
- Elsa? - zawołał za mną.
Przewróciłam oczami i zatrzymałam się.
- Gdzie tak lecisz? - uśmiechnął się. - Śniadanie nie ucieknie.
- Anna... - wydyszałam z trudem łapiąc oddech.
- Dziecko?
- Nie. Zamknęła się w pralni. - oparłam się o ścianę.
Jack uniósł jedną brew.
- Śnieżynko... czy ty się przypadkiem nie uderzyłaś...? - pogłaskał mnie po głowie.
- Jack! Tak powiedziały...a zresztą, nie wierzysz to nie, nie mam na Ciebie czasu.
I pobiegłam dalej. Jack zaczął lecieć za mną.
- Wierzę Ci, wierzę. Ale po co Anna zamknęła się w...
- Nie wiem. Właśnie chcę to ustalić.
Po chwili dotarliśmy do drzwi pralni. Zapukałam i zawołałam:
- Anno?! Jesteś tam?
- Ee...Elsa? - usłyszeliśmy z wnętrza głos Anny. - Co ty tu robisz?
- Raczej co TY tu robisz! - odrzekłam. - Otwieraj!
Po chwili drzwi uchyliły się. Stała za nimi Anna ze stosem kartek w rękach.
- Co..to... - zatkało mnie.
Jack wleciał do środka.
- Ania przyszła zrobić pranie. - stwierdził rozglądając się. - Piorąc... papier.
- Elsuś, posłuchaj... - zaczęła Anna trochę przestraszonym głosem. - Ja chciałam Ci pomóc... Wzięłam twoje papiery i chciałam je wypełnić... Nie wiedziałam gdzie iść, żeby nikogo tam nie było i żeby nikt mi nie przeszkadzał. No i wpadłam na pomysł...widać głupi... żeby pójść tutaj.
Spróbowałam coś powiedzieć, ale siostra nie dała mi dojść do słowa.
- Proszę, nie złość się na mnie, nie chciałam nic złego zrobić, ale... część kartek się trochę zmoczyła...a część...no, nie nadaje się do niczego.
Spuściła głowę.
- Tylko nie krzycz, proszę...
Wzięłam głęboki oddech.
- Aniu... - uniosłam jej głowę. - Nie gniewam się. Cieszę się, że chciałaś mi pomóc... - Anna słysząc to przytuliła się do mnie mocno. - Po prostu, następnym razem pomyśl zanim coś zrobisz.
Siostra uśmiechnęła się.
- A teraz może chodźmy coś zjeść, dobrze? - zapytał Jack łapiąc mnie za rękę.
- Bardzo chętnie. - zaśmiała się Anna i chwyciła mnie za drugą rękę.
- Ale potem, musimy tu wrócić i to wszystko posprzątać. - odrzekłam.
Oboje kiwnęli głowami i poszliśmy do jadalni.
- Elsa.
niedziela, 28 grudnia 2014
Meblowanie zakończone.
Dziś meblowaliśmy do końca pokoik dla Leny. Jest to nieduża komnata z jednymi drzwiami na korytarz, a drugimi do sypialni Anny i Kristoff'a. Właśnie dlatego jakiś czas temu uznaliśmy, że byłoby to idealne miejsce dla ich córeczki. Kiedy przenieśliśmy tam złożoną już kołyskę, którą przysłała Merida, zaczęliśmy zastanawiać się nad resztą.
- A może by pomalować jakoś ładnie? - zastanawiała się Anna rozglądając się wkoło.
- To chyba trochę za dużo kombinowania, nie mam tyle czasu. - odrzekłam.
- To nic. Kristoff może mi pomóc.
- A...w sumie co złego w tych ścianach? - wtrącił Jack. - Są takie fioletowe... i...majestatyczne.
Kristoff przewrócił oczami.
- No dobrze, nieważne. - Ania machnęła ręką. - Co z resztą mebli? Mamy mnóstwo zabawek...
- I ubranek. - dodał Kristoff - Czkawka i Astrid przysłali milion pudeł z nimi.
- Czyli potrzebna jest szafa. - odezwał się Jack. - Chodź Kristoff, przeniesiemy jakąś z nieużywanych pokoi gościnnych.
I Kristoff i Jack wyszli.
- Już nie mogę się doczekać, aż Lena się urodzi. - powiedziała Anna. - To będzie takie super!
Podeszłam do niej i pogłaskałam ją po brzuchu.
- Tak...ciocia Elsa też już nie może się doczekać... - uśmiechnęłam się krzywo na myśl o nieprzespanych nocach.
- Łołołołoooł! Uważaj na drzwi! - do środka weszli Kristoff i Jack niosąc niedużą, drewnianą szafę.
- Postawcie ją...ee...tam! - Anna wskazała na ścianę naprzeciw drzwi.
- Uff...okej, szafa na miejscu. To może my tu trochę sprzątniemy, a wy powsadzacie tam wszystkie te sukieneczki czy cośtam...? - powiedział Jack.
- Jasne... - westchnęłam. Uklęknęłyśmy z Anną przy szafie i zaczęłyśmy układać w niej ubranka. I tak w małym pokoiku spędziłyśmy czas do wieczora. W końcu komnata wyglądała naprawdę uroczo.
- Gotowe. - Kristoff pocałował Annę.
- Może tym razem my Was zostawimy? - uśmiechnęłam się.
- Jest to bardzo pożądane. - zaśmiał się Kristoff i wypchnął lekko mnie i Jack'a z pokoju.
Jack od razu spojrzał na mnie i zaczął:
- To możemy...
- Nie. - przerwałam mu. - Nie, nie, nie, nie.
- No to idziemy do ogrodu. - powiedział Jack, chwycił mnie za rękę i nie czekając na reakcję pociągnął na dół.
- Elsa.
piątek, 26 grudnia 2014
Prezenty, prezenty i prezenty.
We wtorek obudziła mnie Anna.
- Teraz możemy pogadać? - zapytała.
- Och, tak, tak, co wtedy chciałaś? - ziewnęłam.
- Tak sobie myślę, że powinnyśmy poszukać jakichś ubranek dla Leny. Wiesz, to może już niedługo...
- Nie martw się. - przytuliłam ją. - Coś wymyślimy.
A w Wigilię spędziliśmy razem przemiły wieczór w jadalni, przy kominku.
- W następne święta będzie już z nami Lenusia. - powiedział Kristoff głaszcząc Annę po brzuchu.
- Taa, cieszmy się wolnością. - ziewnął Jack przeciągając się na krześle.
Trzepnęłam go w ramię.
- Żartowałem. - zaśmiał się. - Wiesz, jak kocham dzieci.
- Możemy iść już po prezenty? - Anna spojrzała na mnie nie kryjąc podekscytowania.
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
- Pomogę ci. - powiedział Kristoff i razem z Anną poszli po prezenty do sali tronowej, gdzie stała choinka.
- To zostaliśmy sa... - zaczął Jack, ale mu przerwałam:
- Jack, nawet o tym nie myśl. Wytrzymasz.
- Wytrzymasz? To znaczy, że za niedługo będziemy mogli skorzystać z prywatności?
Przewróciłam oczami.
- Może.
Jack uśmiechnął się chytrze i objął mnie ramieniem. W tym momencie Anna i Kristoff wrócili dźwigając stos prezentów. Położyli je na stole i usiedli z powrotem.
- Uch... dużo ich. - odezwała się Ania.
- Nie powinnaś nic dźwigać.- powiedziałam.
- Oj, Elsa, nie zaczynaj gadki tylko pokaż pierwszy prezent. - uciął Kristoff i uśmiechnął się.
Podniosłam prezent leżący najbliżej mnie i przeczytałam z przyczepionej karteczki:
- Dla Kristoff'ka.
I podałam prezent Kristoff'owi. On otworzył go i zaśmiał się wyjmując wielkie, świąteczne skarpety.
- Jakie piękne!
Po czym sięgnął po kolejny prezent.
- Dla mojej kaczuszki?
Spojrzeliśmy na Jack'a.
- Czyżby Puncia przysłała Ci prezent? - odezwałam się.
Jack skrzywił się i niechętnie odebrał fioletową paczkę. Rozwiązał kokardkę i otworzył prezent. W środku znajdowały się trzy pary bokserek z reniferami i koperta. Jack otworzył ją, i wyjął ze środka mały obraz. Była na nim namalowana Roszpunka. W samej bieliźnie. Jack znieruchomiał z przerażoną miną.
- Co ona sobie wyobraża? - odezwała się Anna, wyjmując mu obraz z rąk. - Wysyła mu jakieś porn...
- Nie denerwuj się Anka. - Kristoff położył jej dłoń na ramieniu.
- Jack, wszystko dobrze? - pomachałam mu ręką przed oczami, ale nie zmienił miny. Pocałowałam go. Wtedy uśmiechnął i się i powiedział:
- Już tak.
Po czym przysunął do siebie dużą paczkę.
- Dla Ani i Lenki. - przeczytał i posunął prezent w stronę Anny.
Ona z uśmiechem odpakowała go i wyciągnęła ze środka kilka ślicznych, maleńkich sukieneczek.
- Oooo.... jakie słodziutkie. Już nie muszę się martwić. - dodała spoglądając na mnie z uśmiechem.
Po chwili wyciągnęła jeszcze jedną sukienkę, tym razem dużą, zieloną.
- Będziecie razem wyglądały przeuroczo. - Kristoff pocałował Anię w policzek i przytulił do siebie. - Ale dlaczego dla mnie nie ma sukienki?
Zaśmialiśmy się, po czym Anna przyczytała karteczkę z następnego prezentu:
- Dla Elsy.
I z uśmiechem podała go mi. Ostrożnie otworzyłam pudło i wyciągnęłam ze środka długie, srebrne rękawiczki.
- Są piękne. - powiedziałam. Brzegi rękawiczek ozdabiały maleńkie śnieżynki.
Wzięłam następny prezent i przeczytałam:
- Dla Ani.
I podałam go siostrze. Anna z radością wyciągnęła ze środka trzy pudełka czekoladek. Następny prezent trafił do Kristoff'a. Był w nim, mały, zdobiony kompas. Kolejne pudełko powędrowało do Jack'a.
- Tym razem na szczęście nie z Corony. - ucieszył się i wyciągnął parę niebieskich skarpet w śnieżynki. - Cudowne, wzruszyłem się. - dodał ocierając oczy rękawem. - A teraz ostatni prezent dla... - spojrzał na karteczkę przy małym, białym pudełeczku. - ...mojej Śnieżynki! Zamknij oczy.
- Myślałam, że to ja mam go otworzyć. - uśmiechnęłam się.
- Zaufaj mi. - odwzajemnił uśmiech. Zamknęłam oczy i po chwili poczułam zimne dłonie na szyi.
- Gotowe. - szepnął Jack.
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że Jack powiesił mi na szyi piękny łańcuszek. Był cały srebrny z zawieszoną małą, srebrną śnieżynką z niebieskim kamyczkiem w środku.
- Jack... ja... nie wiem co powiedzieć. - odezwałam się przyglądając się śnieżynce. - Jest taki piękny!
- Nic nie mów. - Jack pocałował mnie delikatnie.
- Eee... - nagle odezwała się Anna. - To może my Was zostawimy, co? Idźcie sobie do sypialni i róbcie sobie co tam chcecie.
- Tylko nie za głośno... - dodał Kristoff.
Jack parsknął śmiechem.
- Znaczy... okej, okej. - powiedział szybko widząc mój wzrok. - Postaramy się...
I pociągnął mnie na górę.
- Elsa.
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Choinka ubrana!
Dzisiaj ubieraliśmy choinkę. Oczywiście nie obeszło się bez wielu dziwnych zdarzeń. Najpierw Kristoff potknął się i rozbił kilka bombek. Jack od razu zaczął mówić jakim jest niezdarą, więc chwyciłam go za kaptur i zawlokłam do pokoju obok.
- Eee, coś się stało Śnieżynko? - uśmiechnął się niewinnie.
- Co ty masz do tego Kristoff'a? - zapytałam. - Daj mu święty spokój.
- On też mnie przezywa, ja nic...
- Jack...proszę cię... - westchnęłam.
Uśmiechnął się krzywo.
- No dobra. Chodźmy.
Kiedy wróciliśmy do sali balowej, Anna i Kristoff wieszali już nowe ozdoby.
- Gdzie wy byliście? - Ania podbiegła do nas. - Czyżby w krza...
- Nieważne. - ucięłam.
- Hej, jesteś zła! Coś się stało?
Jack szybko uciekł wieszać bombki.
- Czy oni muszą się kłócić? - westchnęłam siadając na tronie. - Zachowują się jak dzieci.
- Mnie też to już wkurza... - Ania uklęknęła przede mną. - Ale musimy jakoś przy nich wytrzymać. - chwyciła mnie za ręce i uśmiechnęła się ciepło.
- Co wy robicie? - dobiegł nas z drugiej strony sali głos Kristoff'a. - Jak widzę, przystrajanie choinki to najlepszy moment na oświadczyny?
Zaśmiałyśmy się i podeszłyśmy do nich.
- Czuję się zdradzony. - Jack udał smutną minę.
- Och, biedna lodóweczka. - pocałowałam go w policzek.
Kristoff starł pot z czoła i powiedział:
- No dobra, trzeba dać gwiazdę na szczyt choinki, ale potrzeba drabiny.
- Po co? - Jack podszedł do niego. - Mogę polecieć. - i odebrał mu gwiazdę.
- Tylko się nie zabij. - powiedziałam.
Posłał mi buziaka i wzleciał trochę nad choinkę.
- Nie chce wejść! - krzyknął do nas po chwili.
- Mogłem ja iść po drabinę... - mruknął Kristoff.
- Uda ci się, Jack! - zawołała Anna. - Spróbuj mocniej!
Po chwili usłyszeliśmy dziwny dźwięk.
- Coś ty zrobił? - krzyknął Kristoff.
- Eee... - jęknął z góry Jack. - Ta gwiazda...no...trochę się złamała...
Anna przewróciła oczami.
- Miała kilkanaście lat! Zabiję cię Jack!
Jack wylądował obok nas z połamaną gwiazdą.
- I co teraz, mądralo? - zapytał Kristoff.
Jack podrapał się po głowie.
- Proste! Zrobimy gwiazdkę z lodu! Co ty na to Elsa? - uśmiechnął się do mnie.
- Chcesz to rób. - odrzekłam.
- Zróbmy razem! Proszę, proszę, proszę, proszę. - delikatnym ruchem ściągnął mi rękawiczki.
- No dobrze. - uśmiechnęłam się i wyczarowałam śliczną, lodową gwiazdkę, trochę przypominającą śnieżynkę. Jack dorobił na niej śnieżne wzorki.
- Tej nie złamię, obiecuję. - powiedział i wzbił się w powietrze. Po chwili wrócił z uśmiechem.
- Spójrzcie! Wygląda ślicznie! - zawołała Anna z podziwem.
Faktycznie, gwiazdka wyglądała na czubku naprawdę uroczo.
- Dobra, choinka gotowa. - odezwała się Anna. - Możemy wracać do siebie.
Kristoff uśmiechnął się do niej i chwycił ją za rękę. Po chwili razem wyszli z sali tronowej.
- To... - Jack spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem. - Zostaliśmy sami.
- Tak. I jestem wykończona. - usiadłam na tronie kładąc ręce na oparciach.
- Ty jesteś wykończona? To ja powinienem być wykończony! - Jack zaczął okrążać powoli tron.
- Mhm. - mruknęłam opierając głowę na ręce i przymykając oczy.
Po chwili poczułam na policzku zimną dłoń.
- Jesteś taka piękna, Śnieżynko... - wyszeptał Jack.
- A tobie co się stało, że mi tak komplementy prawisz? - zapytałam nie otwierając oczu.
- Nic. Po prostu Cię kocham.
Zaśmiałam się cicho.
Kiedy otworzyłam oczy stwierdziłam, że jestem w łóżku. Musiałam zasnąć. Nagle wszedł Jack.
- Och, obudziłaś się już. Przeniosłem Cię, bo zasnęłaś na tronie. - zaśmiał się.
Usiadł na łóżku i chwycił mnie za rękę.
- A jak już nie śpisz, to możemy...
Do pokoju wpadła Anna.
- Hej, nie przeszkadzam wam? - zapytała.
- Nie.
- Bardzo.
Spojrzałam na Jack'a z uśmiechem.
- Jeśli przeszkadzam to mogę sobie iść...
- Nie, Aniu, nie odchodź! - powiedziałam.
- Nie, serio. - Anna uśmiechnęła się. - Ale przyjdź jak skończycie, bo musimy pogadać.
Po czym wyszła.
- Nie lubię Cię. - powiedziałam do Jack'a, kładąc się na boku, tyłem do niego.
- No weź, Elsa! - zaśmiał się kładąc się przodem do mnie. Pogładził mnie po włosach. - Nie gniewaj się, Śnieżynko. Chciałem tylko... - sięgnął do guzików mojej sukienki. Pozwoliłam mu na to. - No widzisz? Nie umiesz się na mnie gniewać.
- Chyba masz rację... - przyznałam. - ...lodóweczko.
Pocałował mnie, ściągając mi sukienkę.
- Może lepiej zamkniemy drzwi? - zapytałam.
- Ee tam... - Jack uśmiechnął się chytrze i sięgnął do kieszeni.
Jakiś czas później szłam korytarzem w stronę pokoju Anny. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Postanowiłam nie wchodzić bez pozwolenia więc wróciłam do sypialni. Nie wiem czego chciała Anna, może pójdę jeszcze raz później. Mam nadzieję, że nic się nie stało.
- Elsa.
piątek, 19 grudnia 2014
W końcu mamy choinkę!
Dziś Anna obudziła mnie i Jack'a i stwierdziła, że właśnie dziś musimy przystroić choinkę.
- Wczoraj chodziłam z Kristoff'em po mieście i wszyscy mieli już świąteczne ozdoby! - powiedziała.
Jack przewrócił oczami i schował się pod kołdrą. Ja (nie mogąc odmówić siostrze) wstałam, ubrałam się i zeszłam z nią na śniadanie.
- Gdzie postawimy choinkę? - zapytała Ania.
- Najpierw musimy ją zdobyć... - odrzekłam. - Poproś Kristoff'a żeby przyniósł jedną z lasu.
- Dobrze! - Anna z entuzjazmem pobiegła na górę. Ja zaczepiłam jedną z służących:
- Przygotujcie, proszę, ozdoby świąteczne. - powiedziałam.
- Tak jest, Wasza Wysokość. - odpowiedziała szybko kłaniając się i wybiegła z jadalni.
Po chwili szłam już z Anną i Kristoff'em do lasu. Nad nami ze swoją drewnianą laską leciał Jack.
- Myślałem, że nie można wycinać drzew. - odezwał się Kristoff. W ręku niósł duży topór.
- To prawda. - odrzekłam. - Ale na święta, raz można zrobić wyjątek.
Kiedy wybraliśmy do ścięcia jeden ze świerków Kristoff zaczął uderzać o jego pień toporem. Jednak nic się nie działo.
- Hej, Kristoff'ku? - zaśmiał się Jack. - Może ja to zrobię?
- Coś mi się widzi, że nie udźwignąłbyś topora. - odparł Kristoff nie przerywając pracy.
- Ha ha ha, uśmiałem się. Od razu ściąłbym to drzewo, a nie tak jak ty...
Anna spojrzała na mnie pytająco. Pokręciłam głową zrezygnowana.
- Proszę cię, Jacusiu. - zaśmiał się Kristoff drwiąco. - Ja przynajmniej mam jakieś mięśnie.
- A ja niby nie! A do tego umięśnioną klatę, Elsa potwierdzi!
- Nie kpij...
- Uspokójcie się! - krzyknęłam. Trawa lekko pokryła się szronem. - Co w was wstąpiło?
W tej chwili Kristoff'owi udało się ściąć drzewo, które runęło na ziemię z hukiem.
- Dobrze, przytachajcie je teraz do zamku, a ja i Anna idziemy ozdabiać pałac. - powiedziałam.
- Elsa, oni się tu zagryzą! - zawołała Anna. - Ja pomogę Kristoff'owi...
- Nie ma mowy. - przerwałam jej. - Jesteś w ciąży. Idziemy. A wy macie się nie kłócić. - zwróciłam się do Jack'a i Kristoff'a. Chwilę potem razem z Anną ustrajałyśmy korytarz na drugim piętrze.
- Co im się stało, jak myślisz? - zapytała Anna.
- Nie mam pojęcia. - odrzekłam rozwieszając srebrny łańcuch wokół okna.
- Wiesz, tak sobie pomyślałam, że jakbyś sama wyczarowała jakieś śnieżne ozdoby, to byłoby o wiele ładniej. - Ania uśmiechnęła się do mnie.
Kiwnęłam głową i resztę pałacu przyozdobiłam tworząc lodowe i śnieżne wzory. Kiedy wychodziłyśmy z kuchni doszły nas krzyki z zewnątrz. Pobiegłyśmy do drzwi wejściowych i natknęłyśmy się na Jack'a i Kristoff'a, którzy właśnie próbowali wepchnąć świerk do środka.
- Mówiłem ci! - krzyczał Kristoff. - Poziomo będzie lepiej!
- Jasne, poziomo! - usłyszałyśmy głos Jack'a z pomiędzy gałęzi. - Nigdy by się nie...
I nagle udało im się wepchnąć drzewo do środka. Oboje wylądowali u naszych stóp.
- O, hej Elsuś. - Jack wyszczerzył do mnie zęby.
- Anuś, powiedz tej żywej lodówce, że wcale nie boję się ciemności! - Kristoff pokazał oskarżycielsko na Jack'a.
- Może zanieście choinkę do sali balowej? - odparła Anna.
Bez słowa odeszli ciągnąc za sobą świerk.
- Anuś, możemy jutro ubrać choinkę? Mam już jej dość na dzisiaj. - odezwałam się.
- Oczywiście. - Ania zaśmiała się i przytuliła mnie. Kiedy Jack i Kristoff uporali się z choinką było już dość późno. Po kolacji udaliśmy się do swoich sypialni.
- On jest jakiś głupi. - powiedział Jack zamykając drzwi naszej komnaty.
- Kto? - zapytałam.
- Kristoff. Cały czas mnie wyzywał od jakichś siwych, chudych lodówek.
- Och, biedaczku. - pocałowałam go.
On dalej z ponurą miną wszedł do łóżka i przytulił się do poduszki.
- Hej... - usiałam przy nim, i pogładziłam go po włosach. - Dla mnie jesteś idealny....lodóweczko.
Tym razem zaśmiał się i pocałował mnie delikatnie.
- Elsa.
niedziela, 14 grudnia 2014
Mamy imię!
Dziś rano Anna obudziła mnie z obrażoną miną.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Kristoff mówi, że wie jak nazwać naszą córkę, ale nie chce powiedzieć.
- Chyba i tak musisz się zgodzić, prawda? Nie ma się czym stresować. - odrzekłam.
- No tak. - Ania usiadła już z uśmiechem koło mnie. - A może ty masz jeszcze jakieś propozycje?
- Nie wiem.... - westchnęłam.
Nagle Jack wleciał o pokoju.
- O czym rozprawiacie?
- O imieniu. - odpowiedziała Anna.
Jack podrapał się po głowie.
- Wiem! Anabelle!
- Nigdy! - krzyknęłyśmy jednocześnie.
Jack zaśmiał się.
- Ale czemu? Takie ładne imię... No oczywiście Elsunia ładniejsze. - dodał po chwili.
W tym momencie do pokoju wpadł Kristoff.
- Mam! - zawołał. - Śliczne, proste imię!
- Aurelia?
- Amelia?
- Anabelle?!
- Lena!! - Kristoff zaczął tańczyć po całym pokoju.
- Lena? - Anna zrobiła zamyśloną minę. - Śliczne! - zawołała o chwili.
- Anabelle lepsze... - burknął Jack.
Kristoff klepnął go po plecach.
- Nazwiesz tak swoją córkę!
Jack spojrzał na mnie chytrze.
- O nie. - powiedziałam. - Nie, nie, nie.
Przez cały dzień Anna i Kristoff biegali po zamku i śpiewali imię swojej córki.
- Elsa.
środa, 10 grudnia 2014
Jak nazwać córkę Anny i Kristoff'a?
Dziś rano opuścili nas wszyscy goście. Nord wrócił do siebie, tak samo jak Merida. Jack szczęśliwie odzyskał wszystkie bokserki, ale powiedział, że nie wie czy je kiedykolwiek jeszcze założy. A po południu Kristoff musiał po coś jechać do trolli. Jack uznał, że mu się nudzi i pojechał z nim. Zostałam więc z Anną w pałacu. Na początku przechadzałyśmy się po ogrodzie zastanawiając się nad imieniem dla córki Ani i Kristoff'a.
- No ja nie wiem. Kristoff wymyślał jakieś dziwne imiona. - powiedziała Anna. - A ty co myślisz?
- Nie znam się na nazywaniu dzieci. - wzruszyłam ramionami.
Anna przewróciła oczami.
- No weź, Elsa. Nie wierzę, że nie masz jakiegoś ulubionego imienia.
- Oczywiście, że mam. Anna. - odrzekłam czochrając jej włosy.
Siostra chwyciła mnie pod ramię.
- Nazywanie dzieci własnym imieniem jest głupie. - powiedziała. - Musi byś coś naprawdę ładnego.
- Racja... - westchnęłam.
- Kristoff albo rzucał jakimiś Hermenegildami, albo zwykłymi, brzydkimi imionami. - kontynuowała.
- To znaczy?
- No wiesz... Roszpunka na przykład. Jak można tak nazwać dziecko?
Zaśmiałyśmy się obie. Kiedy wróciłyśmy do pałacu zastałyśmy coś dziwnego w sypialni Anny. Na łóżku siedzieli Jack i Kristoff otoczeni butelkami. Na nasz widok uśmiechnęli się.
- No hej dziewczęta, co tam u Was? - zapytał Jack.
- Co wy tu robicie? - zapytała Anna.
- Wróciliśmy już od trolli i postanowiliśmy... uczcić ten piękny dzień. - odrzekł Kristoff.
- Upijając się?
- Nie! - zaprzeczyli jednocześnie. - No, chodźcie do nas! - dodał Kristoff.
Usiadłyśmy obok nich. Odstawiłam butelki na etażerkę.
- No więc... - Jack objął mnie ramieniem. - Rozprawialiśmy na temat dziecka tejże pary... - wskazał na Annę i szafę. - Znaczy tej.... - wskazał na Annę i Kristoff'a.
Kristoff zaśmiał się.
- Oj, brachu. Coraz gorzej z Tobą.
- Upili się. - szepnęła mi Anna na ucho.
- Hej, hej! - Jack spojrzał na nas niewyraźnym wzrokiem. - Cóż za maniery? Nie szepcze się w towarzystwie. A wracając do tematu: jakież imię proponujecie dla tegoż dziecka?
- My myśleliśmy nad Gustawą. - wtrącił Kristoff. - Co ty na to, najsłodsza? - pogłaskał Annę po brzuchu.
- Nie wiem czy wybieranie imienia po wypiciu kilku butelek jest rozsądne. - powiedziałam.
- Ciebie się nie pytałem. - Kristoff spojrzał na mnie krzywo.
- Nie mów tak, o prawieszwagrze do mojej ukochanej Śnieżynusi. - powiedział Jack i przytulił mnie. - Ona zawsze ma rację.
- Może wymyślimy imię potem... - jęknęła Anna.
- Tak. Jack, chodźmy. - chwyciłam Jack'a za rękę i wyszliśmy na korytarz.
- Śnieżynusiu! Gdzie mnie ciągniesz? Jeśli do twojej sypialni to... - jęczał Jack idąc za mną.
Posadziłam go na łóżku, żeby nic sobie nie zrobił.
- Połóż się, kochanie. Prześpij...jak wytrzeźwiejesz to pogadamy. - powiedziałam głaszcząc go po włosach.
On położył mi głowę na kolanach i objął mnie z błogim uśmiechem. Po dwóch minutach już spał.
A jutro pewnie zaczniemy na nowo dyskusję na temat imienia córeczki. A może wy macie jakieś propozycje?
- Elsa.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Przecudowny dzień
W sobotę rano obudziłam się przytulona do Jack'a, w jego sypialni. Uznałam, że to bardzo wygodna pozycja i postanowiłam w niej zostać jak najdłużej się da. Jednak moje plany zrujnowała Merida. Może pamiętacie, że przybyła na wieść o płci dziecka Anny. Tak się składa, że w sobotę dalej była w Arendelle, a jej głównym zajęciem było paradowanie w bokserkach Jack'a po całym pałacu. Tamtego pięknego, sobotniego poranka wparowała do sypialni z krzykiem:
- Jaaack! Użycz proszę majtek!!
Usiadłam i szybko uciszyłam ją gestem. Widząc mnie w łóżku Jack'a najpierw przekrzywiła głowę na znak zaskoczenia, a potem uśmiechnęła się chytrze. Podbiegła do mnie i usiadła na brzegu łóżka.
- A co królowa tu robi? - szepnęła nie przestając się uśmiechać. - I czemu królowa...jakby, jest...nieubrana? - dodała widząc, że przykrywam się kołdrą po samą brodę.
- Mam rozumieć, że to pytanie retoryczne. - odrzekłam rumieniąc się.
- Może. - Merida nie powstrzymała śmiechu.
- Cii...- przyłożyłam jej palec do ust.
- No tak... - szepnęła. - Nie chcemy obudzić tej Śpiącej Królewny.
W tym momencie drzwi zaskrzypiały cichutko i do komnaty wśliznęła się Anna.
- Jakiś zlot, przepraszam? - odezwałam się.
Ania usiadła koło Meridy.
- I jak? - wyszczerzyła do mnie zęby.
- Co jak? - uniosłam brwi.
- Jack'owi podobał się prezent? - Anna pociągnęła lekko za kołdrę.
- Zostaw! - trzepnęłam ją w rękę. - Nie wiem. - dodałam po chwili.
Merida wybuchła śmiechem. Anna zakryła jej usta, ale Jack i tak się obudził. Jęknął, ziewnął, przetarł oczy i usiadł. Zobaczywszy Annę i Meridę spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
- Ja nie zapraszałam. - powiedziałam.
- Cześć Jack. - zaśmiały się jednocześnie Anna i Merida.
- Fajna klata. - dodała Merida.
Jack szybko się przykrył.
- Mogłybyście.... - zaczął. - ...dać nam się ubrać?
Obie spojrzały na siebie z chytrym uśmiechem i wyszły.
- Czy kiedykolwiek możemy spędzić poranek sami? - zapytał Jack wciągając spodnie.
Pokręciłam głową z uśmiechem. Cały dzień spędziliśmy razem w ogrodzie, a wieczorem wróciliśmy do pałacu. Jak dla mnie dzień był bardzo udany. A czy Jack'owi podobał się prezent? Możecie zapytać sami ;)
- Elsa
sobota, 6 grudnia 2014
Mikołaj!
Wczoraj w nocy obudził mnie Jack z dziwnym uśmiechem.
- Co jest...? - ziewnęłam siadając na łóżku.
- Chodź śnieżynko. - chwycił mnie za rękę i wyciągnął z łóżka.
- Co? Jack, gdzie ty mnie... - jęknęłam, ale on wyprowadził mnie z komnaty i poszliśmy korytarzem w stronę schodów. Kiedy zeszliśmy do jadalni moim oczom ukazał się ogromny mężczyzna w czerwonym płaszczu siedzący przy stole.
- Hej, Nord! - zawołał Jack.
Mężczyzna odwrócił się i rozpoznałam w nim Świętego Mikołaja.
- No tak... - powiedziałam sama do siebie. - Przecież jutro szósty grudnia...szósty grudnia?!
I nagle coś sobie przypomniałam. Pobiegłam z powrotem do sypialni. Po chwili Jack zaczął pukać w drzwi.
- Hej, Elsa? Co jest? Ja wiem, że Nord jest trochę straszny na pierwszy rzut oka, ale ty go już przecież widziałaś dwa razy.
- Jack, idź sobie. - powiedziałam.
- Nie. - usłyszałam jak usiadł pod drzwiami.
Nagle usłyszałam na korytarzu kroki.
- Czemu tu siedzisz? - zza drzwi dobiegł zaspany głos Anny.
- Elsa zamknęła się w sypialni. - odpowiedział Jack.
Puk puk puk puk puk.
- Elsa? Co się dzieje?
Otworzyłam drzwi. Anka od razu wbiegła do środka. Jack też chciał wejść, ale zatrzymałam go.
- Mnie nie wpuścisz? - zapytał spuszczając głowę. Pokręciłam głową, pocałowałam go, żeby się nie gniewał i zamknęłam drzwi. Anna siedziała na łóżku i uśmiechała się głaszcząc się po brzuchu.
- Aniu... - usiadłam obok niej. - Przypomniało mi się coś.
- Co?
- Jack ma...
Ktoś zadudnił w drzwi.
- Jack... - jęknęłam. - Mówię ci, że... - otworzyłam drzwi i zobaczyłam Świętego Mikołaja. - Ee... - zacięłam się.
Anka podbiegła i przytuliła się do niego.
- Mikołaj!! - krzyknęła. - Byłam grzeczna, naprawdę!
- Ho ho! - zaśmiał się. - W takim razie prezent Cię nie ominie, księżniczko! Ale chciałem spytać Twojej siostry gdzie mógłbym przenocować.
- Pokój naprzeciwko jest wolny. - powiedziałam. Mikołaj uśmiechnął się i wyszedł.
- Anno, posłuchaj, to ważne. - zwróciłam się do siostry. - Jack ma jutro urodziny.
- Serio? Które? Jakieś trzysta pięćdziesiąte? - zaśmiała się Anka.
- Musimy coś wymyślić...
- Wiesz... - przerwała mi. - Myślę, że jeśli spędzisz z nim dzień i dwie noce to bardzo go to uszczęśliwi.
Zaśmiałam się.
- Mówię serio. Idź do niego.
Pomyślałam, że i tak nie wymyślę nic lepszego więc wyszłam z pokoju i zapukałam do Jack'a. Otworzył mi.
- Już obgadałaś z Anną wszystkie sekrety? - burknął.
Nie odpowiedziałam. Otoczyłam jego szyję rękami i pocałowałam go. Nie odwzajemnił pocałunku, ale nie odsunął się. Popchnęłam go lekko w stronę łóżka i rozpięłam mu koszulę od piżamy. Wtedy odwzajemnił pocałunek i objął mnie w talii.
- Skąd ta nagła chęć na... - zaczął, ale przerwałam mu:
- Wszystkiego Najlepszego, Jack. - szepnęłam, po czym pozwoliłam ściągnąć sobie szlafrok.
- Elsa.
wtorek, 2 grudnia 2014
Skutki przyjazdu gości.
Laska!
W piątek Anna dowiedziała się jaką płeć będzie mieć jej dziecko. Ja i Kristoff (i pół zamku przy okazji) dowiedzieliśmy się chwilę potem. Otóż zaraz po oznajmieniu lekarza, siostry zaczęły biegać, skakać i drzeć się wniebogłosy. Prawie cały zamek zbudził się w jednej chwili. Straże pobiegły jak najszybciej, by sprawdzić, co się tam stało. Radości nie było końca.
W sobotę odbył się bal. Elsa zdążyła zawiadomić wszystkie królestwa wokoło (pomijając oczywiście Coronę i Nasturię). Na uroczystość przybyła Merida - młoda królewna z Dun Broch, królestwa położonego niedaleko Arendelle. Przybyła w sobotę i nadal u nas siedzi. Niby nic w tym złego, ale musiałem odstąpić jej pokój. I łazienkę. I szafę... Szafę... Szafę... Otóż dzisiaj rano wstałem wcześnie, oczywiście uderzając się przy tym w sufit (nie pytajcie jak). Postanowiłem się ubrać i pójść obudzić moją kochaną śnieżynkę. Jednak ubrania, które wcześniej sobie przygotowałem nie leżały tam gdzie wcześniej. Zamiast na krześle leżały na łóżku. Nie miałem pojęcia o co chodzi. Na dodatek brakowało wśród nich jednej rzeczy... Bokserek. Wiedziałem, że bez majtek łazić nie wypada. Poszedłem więc do swojej sypialni. Chciałem załatwić to jak najciszej, żeby nie obudzić Meridy. Otworzyłem lekko drzwi. To co zobaczyłem zamroziło mnie totalnie. Otóż Merida jak gdyby nigdy nic paradowała sobie na łóżko w moich bokserkach. Myślałem, że mnie szlag trafi. Zamiast do niej podejść, postanowiłem iść do Elsy. Obudziłem ją i poinformowałem o zaistniałej sytuacji. Była ledwo żywa i chyba nawet nie słyszała, co mówiłem. Położyła się znowu, a ja obok niej. Spaliśmy tak chyba do dwunastej. Potem obudziła nas Anna. Ja wróciłem do malutkiego pokoiku. Wszedłem do środka, a tam... Na środku łóżka leżały moje majtki. Tak po prostu. Postanowiłem dać już sobie spokój i wyrzuciłem je przez okno. Później w porze kolacji, okazało się, że około południa na Kristoffa z nieba spadły białe bokserki. Ja wtedy schowałem się pod stół i cichutko opuściłem jadalnie. Po drodze wpadłem na Meridę. Przyspieszyłem jednak, żeby nie musieć z nią rozmawiać.
Nie można tak traktować strażniczych majtasów. Nie można.
-Jack