Witajcie,
Wybaczcie, że tak dawno nikt się nie odzywał, ale było tu trochę zamieszania. Kristoff na początek wpadł już w totalną furię, rzucając wszystkim co wpadło mu w ręce. Najpierw nie było to nic (bardzo) groźnego, ale gdy znudziła mu się szafa, polazł do kuchni. A tam znalazł ostre przedmioty.
- AAAAAAAAAAAA!!!!!!! - wrzeszczała Anka gdy razem uciekałyśmy przed nim korytarzem. - Musisz go zamrozić!!!
- Co?! Nigdy!!
Anna zatrzymała się i oparła się o ścianę.
- No..dobra. To zamknij go w lochach. Dla bezpieczeństwa. Do czasu aż mu przejdzie. - wydyszała.
Po chwili kiwnęłam głową. Akurat zza rogu wyszedł Kristoff uśmiechając się strasznie.
- Dobra, panienki. Dalej nie uciekniecie, pobawimy się w... zbijaka! - zaśmiał się.
- Kristoff'ie. - podeszłam do niego ostrożnie. - Przykro mi, że muszę to zrobić, ale... - z trudem odebrałam mu nóż. - ...muszę zamknąć Cię w lochach.
- Co?! - spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. - Chyba kpisz paniusiu. Zejdź mi z drogi.
- Ejjejejejje!! - z drugiej strony nadleciał Jack.
- Miałeś pilnować Leny! - syknęła Anna. On tylko machnął ręką i podszedł o Kristoff'a:
- Przeproś królową za pyskowanie. - powiedział.
- Nie krzywdzę niepełnosprawnych, odsuń się lepiej. - prychnął Kristoff.
Jack podwinął rękawy z zaciętą miną.
- Jack! - krzyknęłam na niego i złapałam go za rękę. - Straże!
Po pięciu sekundach pojawili się dwaj gwardziści.
- Proszę zabrać pana Kristoff'a. - powiedziałam. Spojrzeli na siebie zdziwieni, ale po chwili ukłonili się i wykonali rozkaz.
- Eej, Elsa dlaczego mnie powstrzymałaś? Ja chciałem go tylko sprać, no.. - jęczał Jack gdy wracaliśmy wszyscy do pokoju żeby zająć się Leną.
- Jack. - westchnęłam. Nie mogąc znaleźć dobrych słów w głowie pocałowałam go w policzek.
Pokiwał głową ze szczęśliwą miną i stwierdził:
- Dobra, rozumiem.
- Hej, maleńka... - Anna podeszła do kołyski i wyjęła córkę. - Tatuś chyba źle się czuję, ale nie martw się, na pewno mu przejdzie.
Lena spojrzała na nią i ziewnęła. Jack uśmiechnął się i pociągnął mnie na kocyk pod ścianą.
- Te, nic tu nie będziecie robić, nie myślcie o tym... - Ania spojrzała na Jack'a znad sterty pieluszek.
- Ależ nie myślimy. - odrzekł. - Przynajmniej ja.. - dodał szturchając mnie delikatnie.
Pokręciłam głową i wstałam.
- Wszystko dobrze? - zapytał Jack i też wstał.
- Boli mnie głowa... chyba pójdę do siebie. - uśmiechnęłam się do Anny i wyszłam. Jack oczywiście poleciał za mną.
- Hej, Śnieżynko, zaczekaj! - zawołał.
Zatrzymałam się i przewróciłam oczami.
- Jack, naprawdę nie czuję się najlepiej i nie mam ochoty na rozmowy.
- No... ja wiem, ja wiem. Ale mówiłaś, że boli Cię głowa i no i wiesz, ja nie mogę Cię zostawić samej kiedy boli Cię głowa...no rozumiesz... Elsuniu, kochanie moje, nap...
- Muszę odpocząć. Chcesz to możesz leżeć obok, ale mnie nie budź. - weszłam do sypialni i położyłam się na łóżku.
Usiadł przy mnie i pogładził mnie po włosach. Wzięłam głęboki oddech i ściągnęłam szlafrok. Jack delikatnie przykrył mnie kołdrą i pocałował.
Następne kilka dni spędziłam pomagając Annie, ale niestety nie czułam się za dobrze. Kristoff dalej szalał w celi więc o wypuszczeniu go nie było mowy. Wczoraj Jack prawie siłą przyniósł mnie do pokoju i położył w łóżku.
- I tu będziesz leżeć. - powiedział i zaczął chodzić przed łóżkiem jak gwardzista na warcie.
- To był rozkaz? - zapytałam.
- Widzę, że źle się czujesz, a to oznacza, że musisz odpoczywać. - odrzekł Jack. - I nie uciekaj nigdzie, bo przywiążę Cię do łóżka. - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie mam tego w planach... - westchnęłam i zamknęłam oczy.
- Elsa.
piątek, 27 lutego 2015
poniedziałek, 23 lutego 2015
Razem damy radę.
Witajcie,
Kristoff'owi dalej nie przeszło dziwne zachowanie. Przeważnie w ciągu ostatnich dni siedział w pokoju i do nikogo się nie odzywał.
- Nie mam pojęcia co w niego wystąpiło. - powiedziała Anna kołysząc w ramionach Lenę gdy wczoraj wieczorem siedziałyśmy w mojej sypialni. - Nigdy się tak nie zachowywał. Przecież... nie stało się nic. Chyba...
- Nigdy nie wiadomo. - odrzekłam. - A co jeśli to ma jakiś związek z Mrokiem?
- Nawet nie przyszło mi to do głowy! - zawołała Ania. - Ale to chyba bardzo prawdopodobne...
Spuściła głowę i pogłaskała Lenę.
- Nie martw się. - położyłam jej dłoń na ramieniu. - Na pewno mu przejdzie. Będzie dobrze.
Uśmiechnęła się słabo. Nagle do pokoju wparował Jack.
- Jack? Co jest... - zaczęłam, ale przerwał mi:
- Kristoff chyba oszalał. Wszedłem na chwilę do niego, chciałem spytać czy czuje się lepiej, a on zaczął się na mnie wydzierać i rzucać wszystkim co miał w zasięgu.
- Muszę go uspokoić. - powiedziała Anna i podała mi Lenę.
- Lepiej ubierz jakąś zbroję czy co... - odezwał się Jack, ale Ania natychmiast wyszła.
- Chociarz... spoko, jej nic nie zrobi. - dodał po chwili i usiadł obok mnie.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu gdy nagle usłyszeliśmy z pokoju obok huk. Spojrzałam na Jack'a z niepokojem.
- Zaczekaj tu z Leną, a ja sprawdzę czy jeszcze żyją. - powiedział i wybiegł.
Po chwili wrócił z Anną.
- Nic Ci nie jest, Aniu? - podeszłam do niej.
Wzięła ode mnie Lenę i powiedziała:
- Ależ nic mi nie jest, po prostu Kristoff rzucił szafą.
- Co?!
- Chyba się trochę wkurzył...
- Trochę... - mruknął Jack. - Kto normalny rzuca szafami jak się wkurza? Mówię Wam, Mrok maczał w tym swoje ochydne paluchy.
Kiwnęłam głową.
- Biedny Kristoff... - jęknęła Anna. - Musimy wypędzić tego Mroka z Arendelle.
- Dokładnie. - odrzekł Jack.
- To może być trudne... - westchnęłam.
- Tak. - Jack chwycił mnie za rękę. - Nawet bardzo. Ale razem damy radę.
Uśmiechnęłam się. Jack ma rację, razem damy radę ze wszystkim.
- Elsa.
Kristoff'owi dalej nie przeszło dziwne zachowanie. Przeważnie w ciągu ostatnich dni siedział w pokoju i do nikogo się nie odzywał.
- Nie mam pojęcia co w niego wystąpiło. - powiedziała Anna kołysząc w ramionach Lenę gdy wczoraj wieczorem siedziałyśmy w mojej sypialni. - Nigdy się tak nie zachowywał. Przecież... nie stało się nic. Chyba...
- Nigdy nie wiadomo. - odrzekłam. - A co jeśli to ma jakiś związek z Mrokiem?
- Nawet nie przyszło mi to do głowy! - zawołała Ania. - Ale to chyba bardzo prawdopodobne...
Spuściła głowę i pogłaskała Lenę.
- Nie martw się. - położyłam jej dłoń na ramieniu. - Na pewno mu przejdzie. Będzie dobrze.
Uśmiechnęła się słabo. Nagle do pokoju wparował Jack.
- Jack? Co jest... - zaczęłam, ale przerwał mi:
- Kristoff chyba oszalał. Wszedłem na chwilę do niego, chciałem spytać czy czuje się lepiej, a on zaczął się na mnie wydzierać i rzucać wszystkim co miał w zasięgu.
- Muszę go uspokoić. - powiedziała Anna i podała mi Lenę.
- Lepiej ubierz jakąś zbroję czy co... - odezwał się Jack, ale Ania natychmiast wyszła.
- Chociarz... spoko, jej nic nie zrobi. - dodał po chwili i usiadł obok mnie.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu gdy nagle usłyszeliśmy z pokoju obok huk. Spojrzałam na Jack'a z niepokojem.
- Zaczekaj tu z Leną, a ja sprawdzę czy jeszcze żyją. - powiedział i wybiegł.
Po chwili wrócił z Anną.
- Nic Ci nie jest, Aniu? - podeszłam do niej.
Wzięła ode mnie Lenę i powiedziała:
- Ależ nic mi nie jest, po prostu Kristoff rzucił szafą.
- Co?!
- Chyba się trochę wkurzył...
- Trochę... - mruknął Jack. - Kto normalny rzuca szafami jak się wkurza? Mówię Wam, Mrok maczał w tym swoje ochydne paluchy.
Kiwnęłam głową.
- Biedny Kristoff... - jęknęła Anna. - Musimy wypędzić tego Mroka z Arendelle.
- Dokładnie. - odrzekł Jack.
- To może być trudne... - westchnęłam.
- Tak. - Jack chwycił mnie za rękę. - Nawet bardzo. Ale razem damy radę.
Uśmiechnęłam się. Jack ma rację, razem damy radę ze wszystkim.
- Elsa.
piątek, 20 lutego 2015
Dziwne zachowanie Kristoff'a.
Witajcie,
Gdy wczoraj wszyscy siedzieliśmy przy kolacji (jedna z służących zajmowała się Leną) z Kristoff'em zaczęło się dziać coś dziwnego. Kolacja zaczęła się raczej normalnie:
- Mmm, wcho-cu mochę jeszcz to me-cho! Pycha! - powiedziała Anna z pełnymi ustami.
- Kultury trochę! - kopnęłam ją pod stołem.
- Oj, Elsa... - przełknęła i kontynuowała - Mówię tylko, że w końcu mogę jeść to mięso! Przecież jak byłam w ciąży to powiedziałaś...
- Dobrze, dobrze. - przerwałam jej.
Kristoff zmarszczył brwi i mruknął.
- Coś nie tak, kochanie? - Ania położyła mu dłoń na ręce. On tylko spojrzał na nią kamiennym wzrokiem. - Wszystko dobrze?
Mruknął i pokręcił głową.
- Jak nie chce, to niech nie mówi. - przewrócił oczami Jack.
Kristoff zmierzył go wściekłym wzrokiem.
- Chyba źle się czujesz, Kristoffku. Idź już do sypialni. - Anna mrugnęła do niego.
Bez słowa wstał i wyszedł.
- Co mu się stało? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia. - odrzekła Ania. - Spróbuję poprawić mu humor. - wstała i uśmiechnęła się do nas. - Bądźcie grzeczni.
- Jaasne... - mruknął Jack, po czym Anka wyszła.
-Elsa.
Gdy wczoraj wszyscy siedzieliśmy przy kolacji (jedna z służących zajmowała się Leną) z Kristoff'em zaczęło się dziać coś dziwnego. Kolacja zaczęła się raczej normalnie:
- Mmm, wcho-cu mochę jeszcz to me-cho! Pycha! - powiedziała Anna z pełnymi ustami.
- Kultury trochę! - kopnęłam ją pod stołem.
- Oj, Elsa... - przełknęła i kontynuowała - Mówię tylko, że w końcu mogę jeść to mięso! Przecież jak byłam w ciąży to powiedziałaś...
- Dobrze, dobrze. - przerwałam jej.
Kristoff zmarszczył brwi i mruknął.
- Coś nie tak, kochanie? - Ania położyła mu dłoń na ręce. On tylko spojrzał na nią kamiennym wzrokiem. - Wszystko dobrze?
Mruknął i pokręcił głową.
- Jak nie chce, to niech nie mówi. - przewrócił oczami Jack.
Kristoff zmierzył go wściekłym wzrokiem.
- Chyba źle się czujesz, Kristoffku. Idź już do sypialni. - Anna mrugnęła do niego.
Bez słowa wstał i wyszedł.
- Co mu się stało? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia. - odrzekła Ania. - Spróbuję poprawić mu humor. - wstała i uśmiechnęła się do nas. - Bądźcie grzeczni.
- Jaasne... - mruknął Jack, po czym Anka wyszła.
-Elsa.
wtorek, 17 lutego 2015
Nocne manewry, a raczej ich brak.
Witajcie,
Kiedy wszyscy goście wylecieli i wypłynęli z Arendelle, Mrok znów wkroczył na scenę. Widziałam go wieczorem. To było straszne. Wyszłam z łazienki owinięta jedynie w biały ręcznik, spojrzałam na balkon, a tam... Czarny Pan stoi i uśmiecha się strasznie. Wróciłam przerażona do łazienki i zamknęłam się na klucz. Gdy wyszłam po kilku minutach, mężczyzny nie było. Narzuciłam szybko szlafrok i pobiegłam do Jack'a.
- On jest jakimś psychopatą. - stwierdziła Anna, która po chwili do nas dołączyła. - Kto normalny sterczy ludziom na balkonie?
Jack uśmiechnął się do mnie. Przecież sam robił to bardzo często. Powiedział jednak:
- Nie wiem... to przecież całkowity brak szacunku i prywatności dla nachodzonej osoby.
Uniosłam brwi i spojrzałam na niego z uśmiechem. Uśmiechnął się także szeroko.
- Mam pomysł. - Ania podskoczyła z entuzjazmu. - Ja się na niego zaczaję, a jak przyjdzie to go złapię i wrzucę do wora!
- To nie takie proste wrzucić Mroka do wora. - zaśmiał się Jack. - Ale pomysł dobry. Gdybym Ci pomógł, mogłoby się...
- Nie, nie, nie! - przerwałam szybko. - To niebezpieczne, nie ma mowy!
- Elso... - Anna zbliżyła się do mnie. - Wiesz, że zrobimy dla Ciebie wszystko...
- I ja dla Was również. Ale Czarny Pan... nie, po prostu nie zgadzam się. - ucięłam.
Oboje przewrócili oczami.
- W takim razie... - Jack wyjął z szafy swoją piżamę w śnieżynki (uwierzcie lub nie, ale wygląda w niej przeuroczo). - Śpimy z Tobą.
- Genialny pomysł! Kristoff prześpi się z Leną, a ja zapewnię ci bezpieczeństwo.
Tym razem ja przewróciłam oczami. Czy oni zawsze muszą coś wykombinować? Anka uśmiechała się do mnie słodko, a Jack przybrał swoją chytrą minę.
- No dobrze. Ale bez żadnych nocnych manewrów. - powiedziałam.
- To znaczy? - Anna zaśmiała się.
- Miałam na myśli wszelkie czyny związane z Mrokiem. - uśmiechnęłam się.
- Czyli TAKIE nocne manewry są dozwolone? - zapytał z nadzieją Jack.
Pokręciłam tylko głową i poszłam do sypialni. Po chwili usłyszałam za sobą kroki Anny i Jack'a.
- Elsa.
Kiedy wszyscy goście wylecieli i wypłynęli z Arendelle, Mrok znów wkroczył na scenę. Widziałam go wieczorem. To było straszne. Wyszłam z łazienki owinięta jedynie w biały ręcznik, spojrzałam na balkon, a tam... Czarny Pan stoi i uśmiecha się strasznie. Wróciłam przerażona do łazienki i zamknęłam się na klucz. Gdy wyszłam po kilku minutach, mężczyzny nie było. Narzuciłam szybko szlafrok i pobiegłam do Jack'a.
- On jest jakimś psychopatą. - stwierdziła Anna, która po chwili do nas dołączyła. - Kto normalny sterczy ludziom na balkonie?
Jack uśmiechnął się do mnie. Przecież sam robił to bardzo często. Powiedział jednak:
- Nie wiem... to przecież całkowity brak szacunku i prywatności dla nachodzonej osoby.
Uniosłam brwi i spojrzałam na niego z uśmiechem. Uśmiechnął się także szeroko.
- Mam pomysł. - Ania podskoczyła z entuzjazmu. - Ja się na niego zaczaję, a jak przyjdzie to go złapię i wrzucę do wora!
- To nie takie proste wrzucić Mroka do wora. - zaśmiał się Jack. - Ale pomysł dobry. Gdybym Ci pomógł, mogłoby się...
- Nie, nie, nie! - przerwałam szybko. - To niebezpieczne, nie ma mowy!
- Elso... - Anna zbliżyła się do mnie. - Wiesz, że zrobimy dla Ciebie wszystko...
- I ja dla Was również. Ale Czarny Pan... nie, po prostu nie zgadzam się. - ucięłam.
Oboje przewrócili oczami.
- W takim razie... - Jack wyjął z szafy swoją piżamę w śnieżynki (uwierzcie lub nie, ale wygląda w niej przeuroczo). - Śpimy z Tobą.
- Genialny pomysł! Kristoff prześpi się z Leną, a ja zapewnię ci bezpieczeństwo.
Tym razem ja przewróciłam oczami. Czy oni zawsze muszą coś wykombinować? Anka uśmiechała się do mnie słodko, a Jack przybrał swoją chytrą minę.
- No dobrze. Ale bez żadnych nocnych manewrów. - powiedziałam.
- To znaczy? - Anna zaśmiała się.
- Miałam na myśli wszelkie czyny związane z Mrokiem. - uśmiechnęłam się.
- Czyli TAKIE nocne manewry są dozwolone? - zapytał z nadzieją Jack.
Pokręciłam tylko głową i poszłam do sypialni. Po chwili usłyszałam za sobą kroki Anny i Jack'a.
- Elsa.
sobota, 14 lutego 2015
Walentynki!
Witajcie,
Dziś jak pewnie zauważyliście mamy Walentynki. W nocy Astrid, Czkawka i Merida wypłynęli, czy też wylecieli. Widocznie chcieli spędzić Walentynki w swoich domach. Nad ranem obudziła mnie Anna. Było jeszcze ciemno, Ale ona miała na sobie sukienkę i pelerynę podróżną.
- Jedziemy z Kristoff'em w góry. - szepnęła. - Może zatrzymamy się w twoim pałacu.
- A co z Leną? - zapytałam ledwo przytomna.
- Bierzemy ją ze sobą. Spokojnie ubrałam ją w cieplutkie ubranko i zawinęłam w chyba piętnaście kocy. - odrzekła i uśmiechnęła się ciepło. Po chwili dodała:
- Będziecie mieli z Jack'iem cały dzień.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Bawcie się dobrze, tylko uważajcie na siebie. - ucałowałam Annę w policzek, po czym wyszła, a ja z powrotem poszłam spać. Jakiś czas później obudził mnie znajomy głos.
- Śnieżynko... Wstajemy, dzisiaj Walentynki...
Uśmiechnęłam się.
- Pamiętałeś, naprawdę?
- Wątpiłaś we mnie? - Jack udał smutny ton.
Otworzyłam oczy i usiadłam.
- Ależ skądże. - odrzekłam i pocałowałam go. - A gdzie śniadanie do łóżka? - zaśmiałam się.
- Mam lepszy pomysł. - uśmiechnął się. - Co królowa powie na dwie porcje algidy prosto z drzewa?
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Po chwili zeszliśmy do jadalni, a po romantycznym "śniadaniu" Jack pociągnął mnie do ogrodu.
- Właściwie to gdzie są Anna i Kristoff? - zapytał gdy przechadzaliśmy się ośnieżonymi alejkami.
- Pojechali z Leną w góry. - odrzekłam. - A co ty tak nagle się o nich martwisz?
- Bo zdziwiłem się, że jeszcze nikt nam nie przeszkodził. - Jack objął mnie i pocałował mnie mocno. - Elso... mam pewną propozycję.
- Słucham... - uśmiechnęłam się do niego figlarnie.
Nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- A może tak w krzaki...?
Jak pewnie się domyślacie zgodziłam się. Na razie Walentynki uznaję zatem za bardzo udane. :-)
- Elsa.
Dziś jak pewnie zauważyliście mamy Walentynki. W nocy Astrid, Czkawka i Merida wypłynęli, czy też wylecieli. Widocznie chcieli spędzić Walentynki w swoich domach. Nad ranem obudziła mnie Anna. Było jeszcze ciemno, Ale ona miała na sobie sukienkę i pelerynę podróżną.
- Jedziemy z Kristoff'em w góry. - szepnęła. - Może zatrzymamy się w twoim pałacu.
- A co z Leną? - zapytałam ledwo przytomna.
- Bierzemy ją ze sobą. Spokojnie ubrałam ją w cieplutkie ubranko i zawinęłam w chyba piętnaście kocy. - odrzekła i uśmiechnęła się ciepło. Po chwili dodała:
- Będziecie mieli z Jack'iem cały dzień.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Bawcie się dobrze, tylko uważajcie na siebie. - ucałowałam Annę w policzek, po czym wyszła, a ja z powrotem poszłam spać. Jakiś czas później obudził mnie znajomy głos.
- Śnieżynko... Wstajemy, dzisiaj Walentynki...
Uśmiechnęłam się.
- Pamiętałeś, naprawdę?
- Wątpiłaś we mnie? - Jack udał smutny ton.
Otworzyłam oczy i usiadłam.
- Ależ skądże. - odrzekłam i pocałowałam go. - A gdzie śniadanie do łóżka? - zaśmiałam się.
- Mam lepszy pomysł. - uśmiechnął się. - Co królowa powie na dwie porcje algidy prosto z drzewa?
Odpowiedziałam mu uśmiechem. Po chwili zeszliśmy do jadalni, a po romantycznym "śniadaniu" Jack pociągnął mnie do ogrodu.
- Właściwie to gdzie są Anna i Kristoff? - zapytał gdy przechadzaliśmy się ośnieżonymi alejkami.
- Pojechali z Leną w góry. - odrzekłam. - A co ty tak nagle się o nich martwisz?
- Bo zdziwiłem się, że jeszcze nikt nam nie przeszkodził. - Jack objął mnie i pocałował mnie mocno. - Elso... mam pewną propozycję.
- Słucham... - uśmiechnęłam się do niego figlarnie.
Nachylił się i wyszeptał mi do ucha:
- A może tak w krzaki...?
Jak pewnie się domyślacie zgodziłam się. Na razie Walentynki uznaję zatem za bardzo udane. :-)
- Elsa.
czwartek, 12 lutego 2015
Dziewczęce zebrania i podsłuchane rozmowy.
Witajcie,
Przez ostatnie dni wszystkim zrobiło się nieco weselej dzięki goszczeniu Astrid, Czkawki i Meridy. Czkawka nawet zapoznał Lenę ze Szczerbatkiem. Była bardzo szczęśliwa. Wczoraj razem z Meridą i Anną siedziałam w pokoiku Leny. Po dwugodzinnym wymyślaniu i śpiewaniu dla niej piosenek w końcu zasnęła.
- Ooch... - odetchnęła Anna kładąc mi się na kolanach. - Jeszcze trochę i zasnęłabym na stojąco.
- Ja nie będę mogła mieć dzieci. - oznajmiła Merida. - Nie wytrzymałabym dwóch minut.
Uśmiechnęłam się. Merida podchwyciła mój uśmiech i zapytała:
- A ty, Elsa? Planujesz jakieś...
- Proszę Cię. - ucięłam. - Nie zamierzam dyskutować na ten temat.
Merida przewróciła oczami.
- Dobrze, dobrze, bez nerwów Wasza Wysokość.
Do pokoju weszła Astrid.
- Co tu porabia...
- Ciiii! - przerwały jej Anna i Merida.
Astrid spojrzała na śpiącą w kołysce Lenę i położyła palec na ustach z uśmiechem. Usiadła przy nas.
- Cóż za zebranie? - szepnęła.
- Żadne zebranie, musiałyśmy uśpić Lenkę. - odrzekła Merida.
- A skoro już śpi... - zaczęła Astrid. - Możemy pogadać? Co wy na świeże ploteczki z sypialni Jack'a?
- Co? - odezwałam się.
- Eee... - jęknęła Astrid. - Nie chodzi o te nocne ploteczki. - wyszczerzyła do mnie zęby. - Aktualnie siedzą tam Jack, Czkawka i Kristoff.
- I co w tym dziwnego? - westchnęła Anna bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Nic. - Astrid wzruszyła ramionami. - Ale dziwne było to co mówili! - dodała po chwili. - Rozmawiali o...
- O...?
- Walentynkach! - Astrid klasnęła w dłonie.
Anna spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- To raczej do nich nie podobne. - powiedziała.
Astrid kiwnęła głową.
- Wiem. Nie słyszałam całej rozmowy, Ale Kristoff chyba pięć razy powtórzył "niespodzianka".
- A Jack? - zapytałam.
- Nie chcę Cię martwić, kochana, ale on w kółko nawijał o jakichś krzakach.
Ona i Merida spojrzały na mnie ze współczuciem. Anna jednak zaśmiała się i powiedziała:
- Nie martwcie się, Elsa cudownie spędzi walentynki!
Spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Ja przewróciłam oczami z uśmiechem i zapytałam szybko chcąc zmienić temat:
- A Czkawka?
Astrid zarumieniła się.
- Nie wiem... - powiedziała.
- Mówię Wam. - Merida objęła nas wszystkie. - Wszystkie spędzimy ten dzień odjazdowo. A na razie skupmy się na czymś innym.
- To znaczy? - odezwała się niechętnym głosem Ania.
Merida wzruszyła ramionami.
- Wymyśl coś!
- Dobrze, możemy iść spać. - pociągnęła nas do sypialni jej i Kristoff'a.
- Serio...? - jęknęła Merida.
Anka kiwnęła głową i wciągnęła mnie na łóżko.
- Dobranoc. - pomachała do dziewczyn i przykryła nas kołdrą.
I tak spałyśmy chyba do wieczora.
- Elsa.
Przez ostatnie dni wszystkim zrobiło się nieco weselej dzięki goszczeniu Astrid, Czkawki i Meridy. Czkawka nawet zapoznał Lenę ze Szczerbatkiem. Była bardzo szczęśliwa. Wczoraj razem z Meridą i Anną siedziałam w pokoiku Leny. Po dwugodzinnym wymyślaniu i śpiewaniu dla niej piosenek w końcu zasnęła.
- Ooch... - odetchnęła Anna kładąc mi się na kolanach. - Jeszcze trochę i zasnęłabym na stojąco.
- Ja nie będę mogła mieć dzieci. - oznajmiła Merida. - Nie wytrzymałabym dwóch minut.
Uśmiechnęłam się. Merida podchwyciła mój uśmiech i zapytała:
- A ty, Elsa? Planujesz jakieś...
- Proszę Cię. - ucięłam. - Nie zamierzam dyskutować na ten temat.
Merida przewróciła oczami.
- Dobrze, dobrze, bez nerwów Wasza Wysokość.
Do pokoju weszła Astrid.
- Co tu porabia...
- Ciiii! - przerwały jej Anna i Merida.
Astrid spojrzała na śpiącą w kołysce Lenę i położyła palec na ustach z uśmiechem. Usiadła przy nas.
- Cóż za zebranie? - szepnęła.
- Żadne zebranie, musiałyśmy uśpić Lenkę. - odrzekła Merida.
- A skoro już śpi... - zaczęła Astrid. - Możemy pogadać? Co wy na świeże ploteczki z sypialni Jack'a?
- Co? - odezwałam się.
- Eee... - jęknęła Astrid. - Nie chodzi o te nocne ploteczki. - wyszczerzyła do mnie zęby. - Aktualnie siedzą tam Jack, Czkawka i Kristoff.
- I co w tym dziwnego? - westchnęła Anna bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Nic. - Astrid wzruszyła ramionami. - Ale dziwne było to co mówili! - dodała po chwili. - Rozmawiali o...
- O...?
- Walentynkach! - Astrid klasnęła w dłonie.
Anna spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- To raczej do nich nie podobne. - powiedziała.
Astrid kiwnęła głową.
- Wiem. Nie słyszałam całej rozmowy, Ale Kristoff chyba pięć razy powtórzył "niespodzianka".
- A Jack? - zapytałam.
- Nie chcę Cię martwić, kochana, ale on w kółko nawijał o jakichś krzakach.
Ona i Merida spojrzały na mnie ze współczuciem. Anna jednak zaśmiała się i powiedziała:
- Nie martwcie się, Elsa cudownie spędzi walentynki!
Spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Ja przewróciłam oczami z uśmiechem i zapytałam szybko chcąc zmienić temat:
- A Czkawka?
Astrid zarumieniła się.
- Nie wiem... - powiedziała.
- Mówię Wam. - Merida objęła nas wszystkie. - Wszystkie spędzimy ten dzień odjazdowo. A na razie skupmy się na czymś innym.
- To znaczy? - odezwała się niechętnym głosem Ania.
Merida wzruszyła ramionami.
- Wymyśl coś!
- Dobrze, możemy iść spać. - pociągnęła nas do sypialni jej i Kristoff'a.
- Serio...? - jęknęła Merida.
Anka kiwnęła głową i wciągnęła mnie na łóżko.
- Dobranoc. - pomachała do dziewczyn i przykryła nas kołdrą.
I tak spałyśmy chyba do wieczora.
- Elsa.
poniedziałek, 9 lutego 2015
Duże zainteresowanie Lenką.
Witajcie,
Wczoraj rano znów prawie dostałam zawału. Spałam sobie spokojnie przytulona do Jack'a gdy obudził mnie śpiew i krzyki. Usiadłam i obudziłam Jack'a. Nie zdążyliśmy ruszyć się z łóżka, bo do komnaty wpadła Merida, Astrid, a za nimi Czkawka ze śmiechem wymachując rękami.
- Wstawaj królooowo!! Przyjechała rodzinka!!
- Co.. wy tu robicie? - zapytał Jack przykrywając się po samą brodę.
- Przyjechaliśmy do ślicznej Lenki! - zawołała Merida i wskoczyła na łóżko. - Przecudne dziecko!
- Powinniście się od niej uczyć! - dodał Czkawka siadając przy nas. - Ona wstaje skoro świt, a wy co? Śpiące Królewny!
- Kiedy przyjechaliście? - zapytałam.
- Koło piątej. - odrzekła Astrid.
- Wszyscy? - dopytywał Jack.
- Spotkaliśmy się na morzu. Albo nad morzem jak kto woli. - powiedziała Merida. - Bo oni lecieli na smokach.
- I... gdzie są teraz te smoki? - zapytałam z lekkim niepokojem. Zastanawiało mnie jak zareagują mieszkańcy Arendelle na dwa smoki przechadzające się uliczkami.
- Spokojnie, kochana, są w lesie. - mrugnęła do mnie Astrid jakby czytała mi w myślach.
W tym momencie przez otwarte drzwi weszła Anna z Leną na rękach.
- Hej, Elsuś, w końcu wstaliście. - uśmiechnęła się. - A wy co? Nagle zainteresowanie Lenką zniknęło, a przeszło na królową i jej półnagiego kochanka?
- Narzeczonego... - burknął pod nosem Jack.
- Ależ skąd! - zawołał Czkawka i wziął Lenę na ręce. - Chodźcie, pobawimy się!
I wyszedł, a za nim pobiegła Astrid.
- Ty nie idziesz? - zapytałam Meridy.
- Chciałam jeszcze o coś zapytać. - przysunęła się do mnie. - Od kiedy gościcie w Arendelle jakiegoś dziwnego, popielatego faceta?
- Jakiego faceta? - Jack także się przysunął. - Widziałaś go?
- Stał pod pałacem i się szczerzył. - odrzekła.
Spojrzałam na Jack'a. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Nie przejmuj się nim... - powiedziałam.
Anna spojrzała na mnie znacząco. Po chwili powiedziała:
- Chodźmy do Leny, Merido. Zaraz do nas dołączą.
Merida kiwnęła głową i obie wyszły.
- Jack... - chwyciłam go za rękę. - Czego on od nas chce?
Pokręcił głową.
- Nie wiem. Ale nic nam nie zrobi. Obiecuję Ci.
- Elsa.
Wczoraj rano znów prawie dostałam zawału. Spałam sobie spokojnie przytulona do Jack'a gdy obudził mnie śpiew i krzyki. Usiadłam i obudziłam Jack'a. Nie zdążyliśmy ruszyć się z łóżka, bo do komnaty wpadła Merida, Astrid, a za nimi Czkawka ze śmiechem wymachując rękami.
- Wstawaj królooowo!! Przyjechała rodzinka!!
- Co.. wy tu robicie? - zapytał Jack przykrywając się po samą brodę.
- Przyjechaliśmy do ślicznej Lenki! - zawołała Merida i wskoczyła na łóżko. - Przecudne dziecko!
- Powinniście się od niej uczyć! - dodał Czkawka siadając przy nas. - Ona wstaje skoro świt, a wy co? Śpiące Królewny!
- Kiedy przyjechaliście? - zapytałam.
- Koło piątej. - odrzekła Astrid.
- Wszyscy? - dopytywał Jack.
- Spotkaliśmy się na morzu. Albo nad morzem jak kto woli. - powiedziała Merida. - Bo oni lecieli na smokach.
- I... gdzie są teraz te smoki? - zapytałam z lekkim niepokojem. Zastanawiało mnie jak zareagują mieszkańcy Arendelle na dwa smoki przechadzające się uliczkami.
- Spokojnie, kochana, są w lesie. - mrugnęła do mnie Astrid jakby czytała mi w myślach.
W tym momencie przez otwarte drzwi weszła Anna z Leną na rękach.
- Hej, Elsuś, w końcu wstaliście. - uśmiechnęła się. - A wy co? Nagle zainteresowanie Lenką zniknęło, a przeszło na królową i jej półnagiego kochanka?
- Narzeczonego... - burknął pod nosem Jack.
- Ależ skąd! - zawołał Czkawka i wziął Lenę na ręce. - Chodźcie, pobawimy się!
I wyszedł, a za nim pobiegła Astrid.
- Ty nie idziesz? - zapytałam Meridy.
- Chciałam jeszcze o coś zapytać. - przysunęła się do mnie. - Od kiedy gościcie w Arendelle jakiegoś dziwnego, popielatego faceta?
- Jakiego faceta? - Jack także się przysunął. - Widziałaś go?
- Stał pod pałacem i się szczerzył. - odrzekła.
Spojrzałam na Jack'a. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Nie przejmuj się nim... - powiedziałam.
Anna spojrzała na mnie znacząco. Po chwili powiedziała:
- Chodźmy do Leny, Merido. Zaraz do nas dołączą.
Merida kiwnęła głową i obie wyszły.
- Jack... - chwyciłam go za rękę. - Czego on od nas chce?
Pokręcił głową.
- Nie wiem. Ale nic nam nie zrobi. Obiecuję Ci.
- Elsa.
sobota, 7 lutego 2015
Kolejna ofiara Mroka?
Witajcie,
Jack wczoraj wieczorem prawie siłą zaciągnął mnie do swojej sypialni, bo uznał, że musi mnie chronić. W nocy jednak obudził nas płacz Leny.
- Chodź. - pociągnęłam Jack'a za rękę. - Może trzeba pomóc Annie.
On chcąc, nie chcąc poszedł za mną.
- Cichutko, Lenuś... - Ania stała z córką na rękach, u boku Kristoff'a. Widząc nas ucieszyła się widocznie.
- Co się stało? - zapytałam podchodząc do niej.
- Właśnie nie wiemy. - odrzekł Kristoff machając Lenie nad głową grzechotką. - Obudziła się bez powodu i zaczęła strasznie płakać.
Pogłaskałam siostrzenicę po główce, ale nie przestała płakać.
- O co jej może chodzić?
- Ja chyba wiem. - odezwał się Jack podchodząc do kołyski. Zebrał z poduszeczki czarny pył. - Mrok tu był.
- Jaki zaś Mrok? - Kristoff podszedł do Jack'a. Ten opowiedział mu szybko o ostatnich wydarzeniach.
- Ale czego on chce od Leny? - Anna przytuliła córkę.
- Nie mam pojęcia. - odrzekł Jack. - Ale teraz musimy chronić i ją. Może będziecie zostawać tu na noc?
Kristoff kiwnął głową.
- Przy nas nic jej nie grozi.
Podeszłam do Anny i pogłaskałam ją po ramieniu.
- Gdyby coś się działo wołaj. - szepnęłam.
Kiwnęła głową z ciepłym uśmiechem. Jack chwycił mnie za rękę.
- Możemy wracać do sypialni. - przybrał swój chytry uśmiech.
Przewróciłam oczami z uśmiechem, po czym weszliśmy do komnaty.
- Elsa.
Jack wczoraj wieczorem prawie siłą zaciągnął mnie do swojej sypialni, bo uznał, że musi mnie chronić. W nocy jednak obudził nas płacz Leny.
- Chodź. - pociągnęłam Jack'a za rękę. - Może trzeba pomóc Annie.
On chcąc, nie chcąc poszedł za mną.
- Cichutko, Lenuś... - Ania stała z córką na rękach, u boku Kristoff'a. Widząc nas ucieszyła się widocznie.
- Co się stało? - zapytałam podchodząc do niej.
- Właśnie nie wiemy. - odrzekł Kristoff machając Lenie nad głową grzechotką. - Obudziła się bez powodu i zaczęła strasznie płakać.
Pogłaskałam siostrzenicę po główce, ale nie przestała płakać.
- O co jej może chodzić?
- Ja chyba wiem. - odezwał się Jack podchodząc do kołyski. Zebrał z poduszeczki czarny pył. - Mrok tu był.
- Jaki zaś Mrok? - Kristoff podszedł do Jack'a. Ten opowiedział mu szybko o ostatnich wydarzeniach.
- Ale czego on chce od Leny? - Anna przytuliła córkę.
- Nie mam pojęcia. - odrzekł Jack. - Ale teraz musimy chronić i ją. Może będziecie zostawać tu na noc?
Kristoff kiwnął głową.
- Przy nas nic jej nie grozi.
Podeszłam do Anny i pogłaskałam ją po ramieniu.
- Gdyby coś się działo wołaj. - szepnęłam.
Kiwnęła głową z ciepłym uśmiechem. Jack chwycił mnie za rękę.
- Możemy wracać do sypialni. - przybrał swój chytry uśmiech.
Przewróciłam oczami z uśmiechem, po czym weszliśmy do komnaty.
- Elsa.
czwartek, 5 lutego 2015
Kolejne odwiedziny Czarnego Pana.
Witajcie,
Przez ostatnie dni jak może się domyślacie chodziłam wszędzie z kimś u boku. Albo z Anną, albo z Jack'iem gdy ona musiała zajmować się Leną. A oczywiście było to bardzo często, no bo cóż... nie ma nikogo innego do opieki nad dzieckiem niż matka. A Kristoff tak się wycwanił, że oznajmił iż musi wyjechać do trolli niewiadomo po co. Zabrał tylko Svena i Olafa. Jedynym szczęśliwym z zaistniałej sytuacji wydawał się być Jack. Kiedy Anna zapytała przy śniadaniu czemu się tak cieszy, wyznał:
- Będę mógł spędzać dużo czasu z Elsą. - i uśmiechnął się chytrze.
Anna przewróciła oczami i poszła do Leny.
- To nie było zbyt miłe. - powiedziałam.
- Oj, śnieżynko, nie przesadzaj. - Jack pocałował mnie w policzek. - Zjadaj szybko to pójdziemy na spacer.
Kiedy chwilę potem chcieliśmy wyjść złapała nas Anna przy drzwiach wyjściowych.
- Gdzie idziecie? - trzymała na rękach Lenę.
- Ee..na spacer. - odrzekł Jack.
Spuściła głowę.
- No tak... idźcie.
- O nie, nie, nie. Nigdzie nie idziemy. - powiedziałam i podbiegłam do siostry.
- Elsa! - zawołał za mną Jack.
- Muszę pomóc siostrze. - objęłam Annę jedną ręką.
Jack przewrócił oczami i wyszedł sam.
- Potem do niego pójdziesz. - Anna pociągnęła mnie za rękę do pokoiku Leny. Po południu wyszłam go poszukać. Nie było go jednak w ogrodzie, ani w lesie. Usiadłam na trawie i zaczęłam wyczarowywać śnieżynki. Nagle usłyszałam za sobą dziwny dźwięk. Odwróciłam się, ale zobaczyłam tylko czarny pył. Wstałam szybko.
- Jeśli to znowu ty, Czarny Panie pokaż się! - zawołałam.
Usłyszałam szyderczy śmiech.
- No, no królowo. Nauczyłaś się mego imienia! Jestem dumny! - zobaczyłam chudego mężczyznę w czarnej szacie. Podszedł do mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Czego ode mnie chcesz?
- Spokojnie... - dotknął mojego policzka i uśmiechnął się.
- Mrok!! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Między mnie i Czarnego Pana wybiegł Jack z laską w ręku.
- Jack Frost! - zaśmiał się mężczyzna. - Wyrosłeś na bardzo odpowiedzialnego strażnika! Ale nie dokładnie udało Ci się ochronić twoją ukochaną. Widzisz, ja i Elsa już sobie wcześniej gawędziliśmy.
- Wiem o tym. - Jack wycelował w niego laskę. - Zabieraj się z Arendelle i nigdy nie wracaj! Nie wiem czego od nas chcesz, ale odczep się od Elsy!
Mrok pokręcił głową. Następnie machnął ręką, zaśmiał się strasznie i rozpłynął się w czarnym pyle.
- Jack, wiem, że miałam sama nie... - zaczęłam, ale Jack podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno.
- Śnieżynko, nie pozwolę żeby coś ci się stało. - powiedział i pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek i uśmiechnęłam się. Dobrze, że mam narzeczonego, który zawsze mnie obroni.
- Elsa.
Przez ostatnie dni jak może się domyślacie chodziłam wszędzie z kimś u boku. Albo z Anną, albo z Jack'iem gdy ona musiała zajmować się Leną. A oczywiście było to bardzo często, no bo cóż... nie ma nikogo innego do opieki nad dzieckiem niż matka. A Kristoff tak się wycwanił, że oznajmił iż musi wyjechać do trolli niewiadomo po co. Zabrał tylko Svena i Olafa. Jedynym szczęśliwym z zaistniałej sytuacji wydawał się być Jack. Kiedy Anna zapytała przy śniadaniu czemu się tak cieszy, wyznał:
- Będę mógł spędzać dużo czasu z Elsą. - i uśmiechnął się chytrze.
Anna przewróciła oczami i poszła do Leny.
- To nie było zbyt miłe. - powiedziałam.
- Oj, śnieżynko, nie przesadzaj. - Jack pocałował mnie w policzek. - Zjadaj szybko to pójdziemy na spacer.
Kiedy chwilę potem chcieliśmy wyjść złapała nas Anna przy drzwiach wyjściowych.
- Gdzie idziecie? - trzymała na rękach Lenę.
- Ee..na spacer. - odrzekł Jack.
Spuściła głowę.
- No tak... idźcie.
- O nie, nie, nie. Nigdzie nie idziemy. - powiedziałam i podbiegłam do siostry.
- Elsa! - zawołał za mną Jack.
- Muszę pomóc siostrze. - objęłam Annę jedną ręką.
Jack przewrócił oczami i wyszedł sam.
- Potem do niego pójdziesz. - Anna pociągnęła mnie za rękę do pokoiku Leny. Po południu wyszłam go poszukać. Nie było go jednak w ogrodzie, ani w lesie. Usiadłam na trawie i zaczęłam wyczarowywać śnieżynki. Nagle usłyszałam za sobą dziwny dźwięk. Odwróciłam się, ale zobaczyłam tylko czarny pył. Wstałam szybko.
- Jeśli to znowu ty, Czarny Panie pokaż się! - zawołałam.
Usłyszałam szyderczy śmiech.
- No, no królowo. Nauczyłaś się mego imienia! Jestem dumny! - zobaczyłam chudego mężczyznę w czarnej szacie. Podszedł do mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
- Czego ode mnie chcesz?
- Spokojnie... - dotknął mojego policzka i uśmiechnął się.
- Mrok!! - usłyszałam za sobą znajomy głos. Między mnie i Czarnego Pana wybiegł Jack z laską w ręku.
- Jack Frost! - zaśmiał się mężczyzna. - Wyrosłeś na bardzo odpowiedzialnego strażnika! Ale nie dokładnie udało Ci się ochronić twoją ukochaną. Widzisz, ja i Elsa już sobie wcześniej gawędziliśmy.
- Wiem o tym. - Jack wycelował w niego laskę. - Zabieraj się z Arendelle i nigdy nie wracaj! Nie wiem czego od nas chcesz, ale odczep się od Elsy!
Mrok pokręcił głową. Następnie machnął ręką, zaśmiał się strasznie i rozpłynął się w czarnym pyle.
- Jack, wiem, że miałam sama nie... - zaczęłam, ale Jack podbiegł do mnie i przytulił mnie mocno.
- Śnieżynko, nie pozwolę żeby coś ci się stało. - powiedział i pocałował mnie. Odwzajemniłam pocałunek i uśmiechnęłam się. Dobrze, że mam narzeczonego, który zawsze mnie obroni.
- Elsa.
wtorek, 3 lutego 2015
Pewny koniec samotnych chwil.
Witajcie,
Gdy tamtej nocy na korytarzu powiedziałam Jack'owi o strasznym mężczyźnie, od razu złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Posadził mnie na łóżku i klęknął przede mną z poważną miną.
- Jack...? - zaczęłam, ale on mi przerwał:
- Elso, posłuchaj mnie uważnie. To ważne. - spojrzał mi głęboko w oczy. - Ten mężczyzna to odwieczny wróg Strażników. Nazywa się Czarnym Panem. Kiedy kimś zawładnie, może być naprawdę niebezpieczny. Pojawia się, gdy ktoś zaczyna się bać, czy niepokoić z nieznanego wcześniej powodu. Musisz go unikać.
- Ale nie panuję nad tym kiedy się pojawi. - powiedziałam.
- Właśnie, że tak. - Jack uśmiechnął się i chwycił mnie za dłonie. - Wystarczy, że nie będziesz się bała. Najlepiej nie zostawaj sama. I nie łaź po korytarzach w środku nocy.
Spuściłam głowę. Jack przytulił mnie i powiedział:
- Będzie dobrze, śnieżynko.
Wstałam i podeszłam do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - Jack także wstał.
- Do sypialni. Jest druga w nocy. - odrzekłam.
Jack podszedł do mnie.
- Zostajesz tutaj. Nie ma dyskusji.
Uniosłam brwi.
- No co? - zaśmiał się Jack. - Nie chcemy, żeby coś Ci się stało. - i pociągnął mnie do łóżka.
Rano obudziłam się przytulona do niego. Pomyślałam, że gdybym sama poszła na śniadanie uznałby to za wielkie niebezpieczeństwo więc zamknęłam oczy z powrotem. Nagle jednak usłyszałam skrzypienie drzwi. Do środka weszła Anna.
- Co tu robisz? - zapytałam szeptem.
- A ty?
Uśmiechnęłam się. Po chwili jednak spoważniałam i przywołałam Anię gestem.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - i opowiedziałam jej wszystko o Czarnym Panu.
- No to teraz będę wszędzie z Tobą chodzić. - uśmiechnęła się siostra. - Będzie dobrze.
Kiwnęłam głową. Po chwili Jack obudził się i w trójkę zeszliśmy na dół.
- Elsa.
Gdy tamtej nocy na korytarzu powiedziałam Jack'owi o strasznym mężczyźnie, od razu złapał mnie za rękę i pociągnął do swojej sypialni. Posadził mnie na łóżku i klęknął przede mną z poważną miną.
- Jack...? - zaczęłam, ale on mi przerwał:
- Elso, posłuchaj mnie uważnie. To ważne. - spojrzał mi głęboko w oczy. - Ten mężczyzna to odwieczny wróg Strażników. Nazywa się Czarnym Panem. Kiedy kimś zawładnie, może być naprawdę niebezpieczny. Pojawia się, gdy ktoś zaczyna się bać, czy niepokoić z nieznanego wcześniej powodu. Musisz go unikać.
- Ale nie panuję nad tym kiedy się pojawi. - powiedziałam.
- Właśnie, że tak. - Jack uśmiechnął się i chwycił mnie za dłonie. - Wystarczy, że nie będziesz się bała. Najlepiej nie zostawaj sama. I nie łaź po korytarzach w środku nocy.
Spuściłam głowę. Jack przytulił mnie i powiedział:
- Będzie dobrze, śnieżynko.
Wstałam i podeszłam do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - Jack także wstał.
- Do sypialni. Jest druga w nocy. - odrzekłam.
Jack podszedł do mnie.
- Zostajesz tutaj. Nie ma dyskusji.
Uniosłam brwi.
- No co? - zaśmiał się Jack. - Nie chcemy, żeby coś Ci się stało. - i pociągnął mnie do łóżka.
Rano obudziłam się przytulona do niego. Pomyślałam, że gdybym sama poszła na śniadanie uznałby to za wielkie niebezpieczeństwo więc zamknęłam oczy z powrotem. Nagle jednak usłyszałam skrzypienie drzwi. Do środka weszła Anna.
- Co tu robisz? - zapytałam szeptem.
- A ty?
Uśmiechnęłam się. Po chwili jednak spoważniałam i przywołałam Anię gestem.
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - i opowiedziałam jej wszystko o Czarnym Panu.
- No to teraz będę wszędzie z Tobą chodzić. - uśmiechnęła się siostra. - Będzie dobrze.
Kiwnęłam głową. Po chwili Jack obudził się i w trójkę zeszliśmy na dół.
- Elsa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)