Witajcie,
Dzisiaj wraz z Meridą i Flynn'em wybraliśmy się na spacer do lasu.
- Jest naprawdę magiczny. - opowiadała Merida gdy szliśmy leśną ścieżką. - Ten klimat, ta roślinność... a w dodatku bardzo łatwo spotkać tu Leśne Płomyki.
- Leśne Płomyki? - zaśmiał się Jack.
- To wcale nie jest śmieszne, Jack. - z udawaną złością trzepnęłam go w ramię. - To magiczne stworzenia z wierzeń ludu tego królestwa.
- Dokładnie! - Merida aż podskoczyła z podniecenia. - Pojawiają się najczęściej gdy czegoś potrzebujemy, albo nie wiemy co zrobić. Mogą wskazać nam drogę, która odmieni nasze życie.
- Albo drogę do najlepszych krzaków. - mruknął mi Jack na ucho.
Uśmiechnęłam się.
- Słyszałam. - powiedziała Merida. - Jack, musisz naprawdę opanować swoje popędy seksualne.
Jack zaśmiał się i chwycił mnie za rękę.
- Nie widzę w nich nic złego. - powiedział.
- Właśnie, Mer. Wyluzuj. - dodał Flynn.
Ja i Merida pokręciłyśmy głowami, ale oni wybuchli śmiechem. Po jakimś czasie wyszliśmy na polanę, spowitą mgłą. Były na niej ustawione wielkie głazy w kręgu, dookoła nas.
- Co to za miejsce? - zapytałam.
- Tak naprawdę sami tego nie wiemy. - odrzekła Merida. - Ale przypuszczam, że w przeszłości odbywały się tu jakieś święte obrzędy, albo ważne wydarzenia dla prastarych ludów.
Jack uniósł brwi i zaczął latać dookoła głazów. Gdy mu się znudziło po jakichś trzech minutach, zawróciliśmy. Ja i Jack szliśmy nieco z tyłu, bo Jack bardzo pragnął wytłumaczyć mi jakie są rodzaje krzaków i czym się różnią. Udając, że go słucham przyglądałam się Meridzie i Flynn'owi. Szli obok siebie, muskając się lekko dłońmi. Uśmiechnęłam się. Może będą kiedyś razem? To byłoby bardzo miłe. Merida nigdy nie miała szczęścia do mężczyzn, a teraz gdy Flynn wyjechał z Corony i zamieszkał tutaj... wydawałoby się, że to idealna okazja.
- Elso, czy ty mnie słuchasz? - zapytał Jack przerywając swój monolog.
- Hm? - spojrzałam na niego. - Ach... tak, tak.
- No dobrze, wytłumaczę Ci kiedy indziej. - uśmiechnął się. - Na co tak patrzyłaś?
- Spójrz na nich... - ściszyłam głos. - Myślisz, że są razem?
Jack przechylił głowę wpatrując się w Meridę i Flynn'a.
- Ee, chyba nie. - powiedział. - Ale byłoby fajnie.
Kiwnęłam głową. Gdy wyszliśmy z lasu, Merida zaprowadziła nas na dużą łąkę z rozstawionymi tarczami do strzałów z łuku.
- Tutaj ćwiczę. - uśmiechnęła się dumnie. - Chciałabym pokazać Wam kilka sztuczek... a potem, no wiecie. Żebyście sami spróbowali!
- O matko, nie, nie... - zaczęłam, ale Merida mi przerwała:
- Nie ma nie, Elsa. Acha, tylko ściągnij rękawiczki, bo będzie Ci trudno.
Westchnęłam. Jack automatycznie jakby był robotem reagującym na moje westchnięcia, odwrócił się do mnie i chwycił za ręce.
- Śnieżynko. Moja. Najdroższa. - powiedział powoli, spokojnym głosem, delikatnie zsuwając mi rękawiczki. - Kocham. Cię. I. Pragnę. Twojej. Radości.
Zrumieniłam się lekko, a on pocałował mnie czule.
- Dobra, koniec czułości! - zawołała Merida. - Posuńcie się!
Flynn przesunął nas trochę do tyłu, a Merida wyciągnęła strzałę, napięła cięciwę i strzeliła równiutko w środek tarczy. To samo przy drugiej, trzeciej i czwartej.
- Brawoo! - zawołał Flynn klaszcząc.
Merida ukłoniła się z szerokim uśmiechem i przywołała nas do siebie gestem. Rozdała wszystkim łuk i strzały i ustawiła nas jednego przy jednej tarczy.
- No dobra. - powiedziała. - Spróbujcie sami, a ja będę przechodzić między Wami i Wam pomagać.
- Wojsko... - usłyszałam ze strony Jack'a jego burknięcie.
Przyjrzałam się łukowi. Był drewniany, z wyrzeźbionymi wzorkami. Oczywiście w miejscu, gdzie trzymałam pokrył się lekko szronem. Wyjęłam strzałę i spróbowałam powtórzyć kroki Meridy. Uznałam, że jest całkiem nieźle, więc napięłam cięciwę i strzeliłam. Jednak strzała poleciała odrobinę do przodu i spadła.
- Ślicznie, Śnieżynko. - mrugnął do mnie Jack. - Ja nawet nie umiem wyjąć strzały z tego piekielnego czegoś.
Zobaczyłam, że Merida podeszła do Flynn'a. Wydawało mi się, że idzie mu całkiem nieźle, ale ona stanęła tuż za nim, chwyciła jego ręce i ustawiła poprawnie. Spostrzegłam, że zrobił się czerwony jak burak. Następnie Merida podeszła do mnie.
- Było nawet nieźle. - uśmiechnęła się klepiąc mnie po ramieniu. - Ale musisz wyluzować. Puścić strzałę delikatnym i zarazem szybkim ruchem, nie myśląc o tym, żeby trafiła w tarczę. Wyobraź sobie, że po prostu bardzo chcesz, by poleciała i przeszyła powietrze.
Kiwnęłam głową i ustawiłam się ponownie. Merida odrobinę uniosła mi ręce i pozwoliła strzelić. Tym razem strzała poleciała aż za tarczę.
- Bez przesady. - zaśmiała się Merida i przeszła do Jack'a. - Co ty robisz? - zapytała widząc jak siedzi na ziemi i przygląda się strzale.
- W końcu udało mi się ją wydostać. - uśmiechnął się niewinnie. - Muszę się nacieszyć.
- Wstawaj. - Merida przewróciła oczami i poczekała aż Jack się odpowiednio ustawi. - Dobrze. Nie patrz na tarczę, tylko na czubek strzały.
- I tak trochę widzę tarczę. - mruknął Jack.
- I oto chodzi. Wyluzuj się... i... strzał!
Swoim krzykiem chyba go zaskoczyła, bo podskoczył lekko i wypuścił strzałę gwałtownie. Ku zdziwieniu wszystkich trafiła prosto w środek tarczy.
- Jestem mistrzem! - zawołał i zaczął tańczyć dziki taniec na pół na trawie i w powietrzu.
Zostaliśmy na łące do wieczora, a potem wróciliśmy do pokoju.
- Elsa.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńNo więc... Jack jaka ofiara losu...
UsuńFlymer? Mi pasuje :3
Jack i krzaki... zawsze i wszędzie..
Druga!
OdpowiedzUsuńNo więc......KRZEKI! Wszędzie widzę te krzaki! Jack! Zlituj się! (łóżko lepsze! XDXDXD)
UsuńWidzę, że kroi nam się nowy parring! Flyerida! (trzeba wymyśleć nazwę)
Jack! Fuksem ci się udało i tyle! HAHAHAHA! Czekam na next!
głupi na szczęście -,- :D
UsuńTrzecia!
OdpowiedzUsuńNoo...Jack udało ci się! Wielki przypadek! Czy zawsze musisz o tych krzakach? Ale ten monolog o ich rodzajach...po prostu! WENY!!!
UsuńZłamie ten rytm liczenia xD a więc... Jack nie przejmuj się ja też wszędzie krzaki widzę xDDD
OdpowiedzUsuńWyobrażam sb ten taniec.... o kurna xD lol
Znów te krzaki, hehehe
OdpowiedzUsuń