Witajcie,
Wczoraj wszyscy wstaliśmy nad ranem aby przygotować się na istne piekło, czyli po prostu przyjazd Roszpunki. Anna tylko została w pokoju z Leną, a ja, Jack i Kristoff zeszliśmy na dół, ubrani trochę jak na żałobę. Uznaliśmy, że Roszpunka i tak nam nie uwierzyła w "śmierć" Jack'a więc postanowiliśmy zignorować, że coś takiego w ogóle się stało. Matka Roszpunki wyszła do portu chyba o piątej rano. Jednak główne wrota rozwarły się dopiero o dziewiątej. Stanęła w nich moja ciotka, a obok niej Roszpunka. Swoje krótkie, brązowe włosy postrzępiła jeszcze bardziej niż zwykle, miała w nie także wpleciony kwiat (bardzo oryginalna kreacja w środku zimy). Ubrana była w wyjątkowo krótką, różowo-białą sukienkę i lakierki na małym obcasiku. Kiedy zobaczyła Jack'a (który próbował schować się za mną, jednak na marne) uśmiechnęła się od ucha do ucha i przytuliła go.
- Mój kochany misiu-pysiu! Tak się stęskniłam! - wrzasnęła odpychając mnie.
Odchrząknęłam i odsunęłam ją od Jack'a. Zrobiła oburzoną minę i tupnęła nogą.
- Witaj, kuzynko. - powiedziałam chłodnym tonem.
- Witaj... - odrzekła patrząc na Jack'a z chytrym uśmiechem. W tym czasie podeszła do nas jej matka.
- Punciu, słoneczko. Przyjechałyśmy zobaczyć to dziecko. Potem się pobawicie z Jacusiem. - powiedziała.
Jack schował się za mną.
- Pobawimy? - jęknął.
- Jasne, moja zamrażareczko. - Roszpunka mrugnęła do niego i poszła z matką na górę.
Kristoff podrapał się po głowie i powiedział:
- Chyba Ania sobie z nimi nie poradzi. Pójdę jej pomóc.
I poszedł na górę. Jack od razu stanął na przeciwko mnie i złapał mnie za dłonie.
- No dobra, co teraz robimy? - zapytał z lekko przestraszoną miną. - Boję się co ona chce ze mną zrobić.
- Nic nie zrobi swojej zamrażareczce. - westchnęłam i spuściłam głowę.
- Elsa! Proszę Cię, nie czas na obrażanie się. - podniósł mi głowę i pocałował mnie delikatnie. Po chwili dodał:
- Wiesz, że jej nienawidzę, a ty jesteś najpiękniejsza na świecie. Ale chcę coś zrobić żeby za mną nie biegała.
Uśmiechnęłam się do niego i odrzekłam:
- No tak... może na razie schowaj się u mnie w szafie? Standardowa kryjówka.
- Bardzo chętnie. - Jack chwycił mnie za rękę i poszliśmy do mojej komnaty.
- Słyszysz to? - zapytałam. Zza ściany było słychać głos Roszpunki:
- Taa...niby ładna, ale taka trochę brzydka. No, bo te oczy! Po kim ona je w ogóle ma?
I głos Anny:
- Chyba po mnie...
I znowu głos Roszpunki:
- No tak... cóż, lepiej chyba niż brązowe.
Jack uniósł jedną brew.
- Co ona wygaduje?
- Nie wiem... - położyłam się na łóżku. - Nie martw się, Anna się nie będzie nią przejmować.
Jack położył się obok mnie i zaczął mi się przyglądać.
- A ty co? - zaśmiałam się.
Za ścianą odezwała się Anna:
- Co? Przecież Jack jest narzeczonym Elsy.
- Elsie tylko się tak wydaje. - odrzekła Roszpunka. - On jest mój i tylko mój.
Znów posmutniałam. Jack od razu wkroczył do akcji. Objął mnie i przytulił do siebie.
- Moja śnieżynko... zapamiętaj sobie: Roszpunka to - wolę nie opisywać jego słów - ... a ja bardzo, bardzo, bardzo Cię kocham.
I zaczął całować mnie w usta. A po chwili w szyję... rozpiął mi sukienkę... i nagle usłyszeliśmy głos Roszpunki tuż przy drzwiach mojego pokoju:
- Tu pewnie siedzi Jack. Zaraz go zabiorę od tej wiedźmy, już mu pewnie nie wiadomo co zrobiła.
Jack odsunął się ode mnie szybko, ale nie zdążył zapiąć mi sukienki. Roszpunka weszła do środka i zobaczyła go z rękami przy moich guziczkach przy dekolcie. Zwęziła wściekle powieki i utkwiła we mnie morderczy wzrok. Jack'a chyba coś zamroziło więc odsunęłam delikatnie jego ręce i zapięłam sukienkę.
- Co... ty... mu robisz?! - wrzasnęła Roszpunka.
- Nic złego. - odrzekłam podchodząc do niej.
- Nic złego?! Chciałaś się przed nim rozebrać!
Jack dalej siedział nieruchomo. Do pokoju weszła matka Roszpunki.
- Co tu się dzieje? - zapytała. - Słyszałam krzyki.
- Mamo! Ta wiedźma zabiera mi mojego pysia! Chciała się przed nim rozebrać! - krzyknęła Roszpunka.
- Niedoczekanie! - odrzekła ciotka. - Jacksonie czy to prawda?
Jack przez chwilę nic nie mówił, ale po chwili wstał, przymknął oczy, chwycił mnie delikatnie za rękę i wyrecytował jakby z pamięci:
- Nieprawdatojabardzopragnąłemsamjąrozebraćwięcnieczepiajciesięjej...
Roszpunka spojrzała na niego wściekle. Jack kontynuował:
- Atakwogóletojestmojąnarzeczonąwięcmamyprawo...no..ten...
Ciotka uniosła brwi, odchrząknęła i powiedziała:
- Cóż. Widziałyśmy co miałyśmy widzieć. A nawet za dużo... więc. Możemy wyjechać. Żegnaj, Elso.
I wyszły z uniesionymi głowami. Razem z Jack'iem odetchnęliśmy z ulgą i pobiegliśmy powiadomić Annę i Kristoff'a o ich wyjeździe. Ucieszyli się bardzo i resztę dnia spędziliśmy czytając i śpiewając Lenie.
- Elsa.
JEEEEEEJ!!!!Wreszcie ta głupia Puncia(ble,aż mi sie żygać chce)zrozumiała,że Jack jest tylko Elsy,a Elsa tylko Jacka i że nie ma prawa odbierać Elsie Jacka!!!
OdpowiedzUsuńJeah! Puncia zostawiła jacka w spokoju! mam nadzieję...
OdpowiedzUsuń^.^
-'Pobawimy?'- rozwala XD
OdpowiedzUsuńAaaa!AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Puncia nadeszła!
OdpowiedzUsuńW końcu pojechała ta Roszpunka...
OdpowiedzUsuń