poniedziałek, 5 stycznia 2015

Witamy, Lenuś!

Witajcie,
Dziś w nocy stało się coś co zmieniło nasze życie na zawsze.
Około jedenastej w nocy pracowałam w swojej komnacie. Nagle usłyszałam Kristoff'a zza ściany:
- Teraz?! Tak teraz?! Elsa!!! Jack!!!
Pobiegłam szybko do sypialni jego i Anny. Na korytarzu prawie dobiłam do Jack'a.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
- Nie wiem! - odrzekłam i wbiegliśmy do pokoju. Anna siedziała na łóżku i trzymała się za brzuch.
- Dziecko!! - krzyknął Kristoff. - Rodzi się!!
- Lekarza! - krzyknął Jack i zaczął biegać w kółko.
Szybko przeanalizowałam całą sytuację i zamroziłam niechcący podłogę. Jednak opanowałam się i rozkazałam Jack'owi pobiec po medyków. Sama podbiegłam do Anny i chwyciłam ją mocno za rękę.
- Oddychaj głęboko. Spokojnie. - próbowałam tak naprawdę uspokoić samą siebie.
W jednej chwili do pokoju wpadło kilkunastu lekarzy.
- Proszę wyjść. Musimy przeprowadzić poród spokojnie i bez tłumu.
- Nie! - krzyknęła Anna. - Niech ktoś ze mną zostanie!
Mężczyźni otoczyli Annę zakładając lekarskie kitle.
- Ja zostanę! - krzyknęłam nie chcąc puścić Anny.
- Nie, proszę wyjść Wasza Wysokość. - odrzekł jeden z lekarzy. - Mąż może zostać.
- Nie! - zobaczyłam zrozpaczoną Annę, ale Jack pociągnął mnie na zewnątrz, a lekarze zamknęli pokój od wewnątrz. Usłyszałam krzyk Anny.
- Aniu!! - z rozpaczą wyrwałam się Jack'owi i zaczęłam dobijać się do środka.
- Elsa, zostaw! Wszystko będzie dobrze! - odciągnął mnie i przytulił mocno. Cały korytarz pokrył się warstwą lodu, ale odwzajemniłam uścisk Jack'a. Spędziliśmy ponad godzinę na korytarzu słysząc krzyki Anny. Nie mogąc się opanować chodziłam to w jedną, to w drugą stronę przed drzwiami.
- Uspokój, się, bo dostaniesz zawału. - odezwał się Jack siadając pod ścianą.
- Jak mam nie dostać zawału?! Moja siostra rodzi! - odrzekłam.
Przez dwie następne godziny, to chodziłam w te i we wte, to siedziałam wtulona w Jack'a, to mówiłam zrozpaczona sama do siebie. W końcu z pokoju wyszedł jeden z lekarzy. Podbiegłam do niego i zaczęłam wypytywać:
- Co z Anną? Urodziła? Wszystko w porządku? Dziecko jest zdrowe? Kristoff żyje?
Lekarz uśmiechnął się i ukłonił lekko.
- Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Mama, tata i dziecko są zdrowi i szczęśliwi.
Jack wstał i podszedł do nas.
- Możemy do nich wejść? - zapytał.
- Oczywiście. - lekarz otworzył nam drzwi.
Z prędkością światła znalazłam się w środku i podbiegłam do łóżka. Siedziała na nim Anna w koszuli szpitalnej, obok niej Kristoff, a ona w różowym kocyku trzymała na rękach maleńkie niemowlę.
- Hej maleńka... - Jack podleciał do Anny.
Ja stałam z otwartymi ustami i nie mogłam wydusić ani słowa. Anna widząc moją minę zaśmiała się i powiedziała do dziecka:
- Widzisz, Lenuś? Jesteś taka śliczna, że ciocię zamroziło.
Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej.
- Jaka ona...maleńka. - odezwałam się. - Hej, Lenuś. Nawet nie wiesz jak miło Cię widzieć...
- Elsa, czy ty płaczesz? - Jack wyszczerzył do mnie zęby.
Otarłam łzę z policzka.
- Nie. Może trochę...ze szczęścia. - odrzekłam z uśmiechem przyglądając się siostrzenicy.
- Nie no, ludzie, Elsa się wzruszyła! - zawołał Kristoff.
- Hej, Jack! - zawołała Anna. - Chcesz potrzymać Lenkę jako pierwszy oprócz mnie?
- Ee... może lepiej nie... - jęknął Jack, ale Anna podała mu delikatnie dziecko.
Wziął je i uśmiechnął się od razu.
- No spójrzcie tylko. Żywy ja.
- Jasne. - zaśmiał się Kristoff. - Odziedziczyła geny po wujku.
Ja w tym czasie wyczarowałam małego, lodowego misia z kokardką na szyi.
- Proszę. - położyłam go na łóżku przy Annie. - Prezent od cioci.
- Eee...wujek też się pod nim podpisze. - dodał Jack.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Nagle wszedł lekarz.
- Musimy poprosić o zostawienie samych księżniczki i dziecka. Zostały do wykonania ostatnie badania.
Kiwnęłam głową. Jack przekazał Annie Lenę i wyszliśmy razem z Kristoff'em, a ja zabrałam lodowego misia aby położyć go w kołysce Leny. Poszliśmy w trójkę do jej ślicznego pokoiku.
- I co, Kristoff? - zaczął Jack. - Jak się czujesz z faktem iż zostałeś właśnie ojcem?
- Cudownie. Lena wyrośnie na piękną dziewczynkę, jak mama. - odrzekł Kristoff poprawiając zasłony w oknach.
Włożyłam misia do kołyski i westchnęłam.
- A jak królowa? - Jack podleciał do mnie. - Jak wrażenia...?
- Jack uspokój się. - uśmiechnęłam się do niego.
Do pokoju wpadły trzy służące.
- Królowo! - ukłoniły się nie mogąc powstrzymać śmiechu i ogólnej radości. - Wszyscy czekają na odpowiedź czy dziecko i księżniczka Anna są zdrowe.
- Są zdrowe. - odrzekłam z uśmiechem.
- A... imię dziecka? - dodała druga kobieta.
- Lena. - powiedział Kristoff.
Służące wybiegły z piskiem i po chwili usłyszeliśmy z dołu:
- Księżniczka nazywa się Lena! I jest zdrowa! Hurraaa!
Zaśmialiśmy się. Jakiś czas później wróciliśmy do Anny i Leny i zostaliśmy z nimi na długo. Zaś jutro wieczorem odbędzie się bal narodzinowy. Mam nadzieję, że z Leną będzie wszystko w porządku. Życzmy jej aby rosła na śliczną, i mądrą dziewczynkę.

- Elsa.

6 komentarzy:

  1. To ja się dołączam do życzeń (:

    OdpowiedzUsuń
  2. Sto lat sto lat niech żyje nam :) oczywiście lenka słodka pewnie *U* życzenia też dla Anny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też! Mnie tysz zmroziło xdd

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do Liebster Award!!Więcej szczegółów u mnie: http://jejot.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Nominowałam Cię do LA! Więcej szczegółów na: http://jelsa-po-zmierzchu.blogspot.com/2015/01/liebster-avards.html. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszce założyłam konto Google i mogę skomentować. Twój blog jest bez dwóch zdań jednym z moich najulubieńszych! I ja również dołączam się do życzeń.

    OdpowiedzUsuń