Witajcie,
Jak mówiła Wam już Anka, wczoraj postanowiłam sprawić jej przyjemność i zabrałam ją do miasta. Co nieco mnie zdziwiło, po południu spotkałyśmy Meridę i Astrid, które właśnie przybyły do Arendelle i wybrałyśmy się na mały rejs ich statkiem.
- Co Was tu sprowadza? - zapytałam kiedy wracałyśmy już drogą do zamku.
- Chciałyśmy się oderwać od naszych obowiązków, jednak jesteśmy ja księżniczką, a Astrid przywódczynią... wypożyczyłyśmy jakiś tam statek i jesteśmy. - odrzekła Merida. - Szczególnie Astrid przyda się odpoczynek.
Astrid jest (nie wiem czy pamiętacie) już w którymś miesiącu ciąży, i nawet to widać.
- Wszystko gra? - zapytała Anna troskliwie gładząc ją po brzuchu.
- Tak, jest naprawdę spokojnie. - uśmiechnęła się Astrid.
- To dobrze. - Ania odwzajemniła uśmiech i zaprowadziłyśmy je do pokoi gościnnych.
- Zostaniemy na kilka dni, oczywiście jeśli Wam to nie przeszkadza. - powiedziała Merida stając w drzwiach i opierając się o framugę.
Anka parsknęła śmiechem, a ja powiedziałam:
- Oczywiście, że nie. Rozgośćcie się. Jakbyście czegoś potrzebowały, zaczepcie służącą, albo przyjdźcie do nas.
Dziewczyny kiwnęły głową i weszły do pokoi, a ja i Anna poszłyśmy do Leny. Dzisiejszy dzień spędziłyśmy w królewskich ogrodach razem z Astrid, Meridą i Leną, które oczywiście bardzo, bardzo się nią zachwycały.
- Ale ona rośnie! - trajkotała Merida.
- Już nie mogę się doczekać, aż sama będę miała takie cudeńko. - dodała Astrid.
Anna spojrzała na mnie wymownie wzrokiem znaczącym zapewne "A ty nie chciałaś mieć dziecka..." Odpowiedziałam jej więc spojrzeniem "Jeszcze nie teraz!". Na to ona prychnęła cicho i wróciła do zabawy z córką.
- Wszystko okej, Elsa? - zapytała Merida widząc, że wpatruję się w siostrę morderczym wzrokiem.
- Em, tak. - odchrząknęłam. - Przykro mi, ale muszę zając się obowiązkami. Miłej zabawy.
I szybkim krokiem, nie patrząc na Annę wróciłam do pałacu. W moim gabinecie zastałam Jack'a, który rozsiadł się w moim fotelu. Na mój widok wstał szybko i podszedł do mnie.
- Cóż za babskie spotkania w krzakach? - zapytał figlarnym tonem.
- Kochana lodóweczko, chyba nie odróżniasz krzaków od trawy. Czyżbyś był zazdrosny? - uśmiechnęłam się i przejechałam dłonią po jego policzku.
Odwzajemnił uśmiech.
- W rzeczy samej. - powiedział. - Te niezrównoważone kobiety chcą mi odebrać żonę.
Zaśmiałam się i pocałowałam go. Nie przerywając pocałunku, sięgnął do kieszeni i... przeszliśmy do sypialni.
- Elsa.
Już nie odróżniasz krzaków od trawy? XD ;---;
OdpowiedzUsuńZazdrosny, o kobietom, jezuu ;-;
Krzaki :D
*o kobiety ;-; autokoretka.
UsuńDo sypialni? 😏😏😏😏😏😏😏 huehuehue
OdpowiedzUsuńNieważne xd Jack, znów zazdrosny? Przestań, bo przez ten stan robi ci się coś z głową i nie rozróżniasz trawy od krzaków xD
JACK. Co ty w tych kieszeniach masz?
OdpowiedzUsuńRęce? *umysł*
Bluzę? *Serce*
SHHH! -Ja
Niektórzy przygryzają wargę a Jack chowa ręce do kieszeni....
UsuńCo on ma w tej kieszeni??? XD to nie te czasy żeby mieć "te" rzeczy xD
OdpowiedzUsuńHaha teraz zrozumiałam ;D
UsuńBiedny odrzucony Jack... spragniony miłości!
OdpowiedzUsuńAwww .
OdpowiedzUsuń..kieszen jacka jest jak morze......szerokie i głębokie XDDDD
Dopiero teraz zrozumiałam jakie "obowiązki" XD
Usuń