środa, 29 października 2014

Kolejna rozmowa z Neal'em i kolejny alarm Anny.

Witajcie,
Dziś wstałam, ubrałam się i bez zastanowienia zeszłam do lochów.
- Straże! - zawołałam.
Natychmiast podbiegło do mnie dwóch strażników.
- Tak, Wasza Wysokość?
- Proszę zaprowadzić mnie do celi tego przestępcy. - powiedziałam. Mężczyźni bez słowa wykonali polecenie i stanęli za drzwiami celi. Ja weszłam do środka. Pod ścianą, jak ostatnim razem siedział Neal.
- Gadaj, kim jesteś. - powiedziałam. - To rozkaz.
Podniósł głowę i zmierzył mnie od dołu do góry. Zatrzymując wzrok na moich oczach parsknął śmiechem.
- Coś Cię bawi? - oburzyłam się.
- Jesteś bardzo słodka jak się złościsz. - odrzekł.
Oparłam się zrezygnowana o ścianę.
- Nie podlizuj się, tylko mów. Skąd jesteś i co tu robisz? Dlaczego zabiłeś... - zaczęłam, ale mężczyzna przerwał mi:
- Dobrze, dobrze, słonko. No więc... przybyłem z Corony. Siedzę tu. Dlaczego zabiłem? A, sam nie wiem. Taki kaprys.
- Jak możesz tak mówić?!
Neal wzruszył ramionami.
- Dlaczego przypłynąłeś do Arendelle? - zapytałam poprawiając rękawiczki.
- Co ty, masz coś z higieną? Po co nosisz te rękawiczki?
Westchnęłam.
- Odpowiadaj na pytanie. - powiedziałam.
- Odpowiem jak ty odpowiesz. - przestępca nie spuszczał ze mnie wzroku.
Przewróciłam oczami.
- Mam problemy z krążeniem.
- Jaasne... - odrzekł. - A ja przypłynąłem na święta do cioci.
- To wcale nie jest śmieszne. - powiedziałam poważnym tonem.
Tym razem on przewrócił oczami.
- Doszły mnie słuchy... - zaczął. - ...że Arendelle ma piękną królową. Chciałem to sprawdzić.
Uniosłam brwi.
- Nie wierzysz? - zapytał.
- Nie.
- No cóż. Trudno. Ale mówię prawdę.
W tej chwili do celi wszedł jeden ze strażników.
- Wasza Wysokość, księżniczka pani szuka.
- Już idę. - odrzekłam. Rzuciłam Neal'owi wściekłe spojrzenie i wyszłam. Na korytarzu podbiegła do mnie Anna.
- Elsa! Elsa...matko...
- Co się dzieję? - zapytałam. Anna była zdyszana i widocznie ledwo trzymała się na nogach.
- Dziecko! Och...mam skurcz! - zawołała Anna.
- O boże... - pomogłam jej dojść do najbliższej komnaty - pokoju Jack'a. Posadziłam ją na łóżku i pobiegłam po wodę. Kiedy przyniosłam szklankę trzymała się za brzuch i oddychała szybko.
- Już...mi...chyba... przechodzi... - wydusiła.
- Nie mów nic lepiej. Idę po Kristoff'a.
W drzwiach wpadłam na Jack'a.
- Co wy...? - zaczął, ale kiedy zobaczył Annę zamknął usta.
- Idź po Kristoff'a. - powiedziałam. Kiwnął głową i wyleciał z pokoju. Ja podbiegłam do Anny i ścisnęłam mocno jej dłoń.
- Będzie dobrze. - powiedziałam. To chyba jedyne co w wtedy przyszło mi do głowy. Po chwili Anna westchnęła głęboko i powiedziała:
- Okej...już dobrze. Już mi przeszło. - i położyła mi się na kolanach. Do pokoju wpadli Jack i Kristoff.
- Anno! - Kristoff podbiegł do nas.
- Już w porządku. - powiedziałam. - Tylko niech odpocznie.
- Mówiłem Ci Anka! Miałaś leżeć w łóżku, a nie biegać po całym pałacu.
Ania uśmiechnęła się tylko. Resztę dnia spędziliśmy w tej samej komnacie.

- Elsa. 

niedziela, 26 października 2014

Straszna noc.

Witajcie,
Dziś w nocy obudził mnie dziwny hałas na korytarzu. Włożyłam szlafrok, zapaliłam świeczkę i wybiegłam z sypialni. Zobaczyłam Annę opartą o ścianę.
- Anno? Coś się dzieje? - podbiegłam do niej i objęłam ją odsuwając od ściany.
Ona jęknęła tylko. Nagle zauważyłam, że ma zamknięte oczy. Lunatykuje?
- Anuś... - pogłaskała ją po głowie.
- Mmm.... musisz... musisz.... - mruknęła.
Delikatnie poprowadziłam ją do mojej komnaty i położyłam na łóżku. Usiadłam obok.
- Anuś... - powtórzyłam. Ona usiadła i ścisnęła moją dłoń.
- Musisz z nim porozmawiać. - powiedziała całkiem wyraźnie, dalej z zamkniętymi oczami. - On jest niebezpieczny. W każdej chwili może uciec. Musisz go oswoić. Wytresować.
- Kogo wytresować? O czym ty mówisz? - przestraszyłam się trochę.
- Jeśli z nim nie porozmawiasz, zabije Cię. On jest niebezpieczny. Musisz przekonać go, że go polubiłaś. Nie wchodź z nim w konflikt. Nie wchodź, bo...
- Bo? - bałam się coraz bardziej. Kołdra pokryła się szronem.
- Bo... - Anna wypowiedziała ostatnie słowo i zachrapała wtulając się we mnie. Nie powiedziała nic więcej.
Rano obudziłam się na łóżku u jej boku. Mimo, że to co mówiła przeraziło mnie, musiałam zasnąć. Siostra jeszcze spała. Wyglądała naprawdę słodko przykryta moim szlafrokiem. Usiadłam i przetarłam oczy. Było koło siódmej. Nagle do pokoju wleciał jakby nigdy nic Jack. Widząc nas uniósł brwi i chciał coś powiedzieć, ale położyłam palec na ustach, na znak, że ma być cicho. Usiadł obok mnie i szepnął:
- Co ona tu robi?
- Śpi, zazdrośniku. - odpowiedziałam.
W tym momencie Anna obudziła się.
- Hej...co ja tu ro-ooo-bie? - ziewnęła.
Opowiedziałam siostrze i Jack'owi o wydarzeniach jakie miały miejsce w nocy i o tym co mówiła Anna.
- O matko. - zdziwiła się. - Nie wiem co mi się śniło, ale to dość dziwne, nie?
Kiwnęłam głową. Resztę dnia spędziłam na zamartwianiu się i pisaniu listów.

- Elsa. 

sobota, 25 października 2014

Nieudana próba rozmowy.

Witajcie,
Gdy w końcu zdecydowałam się zejść do więźnia było koło dwudziestej. Włożyłam niebieskie rękawiczki i zeszłam do lochów. Jeden ze strażników poprowadził mnie do celi Neal'a.
- Zostawcie nas samych. - powiedziałam.
- Ale...Wasza Wysokość, on jest niebezpieczny... - zaczął strażnik, ale widząc moje spojrzenie, skinął głową i oddalił się. Po chwili otworzono mi drzwi więzienne i weszłam do celi. Pod ścianą, skuty siedział przestępca. Słysząc skrzypienie otwieranych drzwi podniósł głowę. Kiedy zobaczył mnie, pochylił ją z powrotem i burknął:
- To tylko ty... czego chcesz?
Podeszłam trochę bliżej.
- Chcę, abyś opowiedział mi o sobie. Zabiłeś jedną z moich poddanych. Dlaczego? Co takiego ci zrobiła? - zapytałam poważnym tonem.
Neal westchnął i podrapał się po głowie. Po chwili powiedział:
- To długa historia. Lepiej sobie usiądź, królewno.
Przyklęknęłam na przeciw niego.
- Mów.
- Hmm...a co mi z tego przyjdzie? - zapytał wpatrując się we mnie czarnymi oczami.
- Może wyrok będzie lżejszy. - odrzekłam chłodno. Mężczyzna nachylił się nade mną na tyle, na ile pozwoliły mu łańcuchy i szepnął:
- Naprawdę? Myślałem raczej o czymś innym. O czymś znacznie przyjemniejszym...
Wstałam.
- W takim razie źle myślałeś. Opowiadaj. - powiedziałam przybierając nieco groźniejszy ton.
Neal także wstał z ziemi jednak łańcuchy pociągnęły go do tyłu.
- Taka ostra...? Mmm...
- Przyjdę jeszcze raz, jutro. - powiedziałam. - Masz się opamiętać i wszystko mi opowiedzieć. W innym przypadku porozmawiamy inaczej.
- Bardzo chętnie... - odrzekł z uśmiechem.
Szybko wyszłam z celi i rozkazałam strażnikowi ją zamknąć.
- Powiedział coś, Wasza Miłość? - zapytał.
Westchnęłam tylko i pobiegłam na górę. Wpadłam do pokoju Anny. Siedziała na łóżku razem z Jack'iem. Wymieniali się jakimiś kartkami.
- Co...wy tu robicie? - zatrzymałam się w drzwiach. Anna szybko schowała kartki pod łóżko.
- Nic, Elsuś, nic. - powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. - Coś się stało?
- Byłam u tego Neal'a. - powiedziałam siadając między nimi. - Nic nie powiedział....no, prawie nic.
- To znaczy? - zapytał Jack.
Pokręciłam głową i wtuliłam się w klatę Jack'a.
- Następnym razem pójdziemy z Tobą. - powiedział gładząc mnie po włosach.
- No, mnie na pewno się przestraszy. - zaśmiała się Ania unosząc ręce jak zapaśnik. Roześmialiśmy się wszyscy. Resztę dnia spędziłam bardzo miło z Jack'iem. :)

- Elsa.

środa, 22 października 2014

Przestępca schwytany.

Witajcie,
W ciągu ostatnich dni działo się mnóstwo rzeczy. Wczoraj po południu siedziałam znudzona z Anną w sali tronowej, gdy nagle wpadło do środka dwóch strażników trzymając wyrywającego się mężczyznę w łachmanach.
- Wasza Wysokość! Złoczyńca schwytany! - zawołał jeden.
Wstałam i podeszłam do nich. Mężczyzna był skuty w kajdanki. Był trochę wyższy ode mnie, miał ciemne, rozwichrzone włosy i czarne oczy. Wpatrywał się nimi prosto w moje.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Nie twoja sprawa - odrzekł dodając na końcu jeszcze jedno słowo, którego tu nie użyję. Jeden ze strażników szarpnął nim tak, iż ten upadł na ziemię.
- Zwracasz się do królowej! - warknął do niego.
Uciszyłam go gestem.
- Zapytam jeszcze raz. Jeśli nie zechcesz odpowiedzieć, zamknę Cię w celi. - powiedziałam zachowując spokojny ton. Anna stanęła przy mnie. - Kim jesteś i co tu robisz?
Mężczyzna spojrzał na mnie wściekle podnosząc się z podłogi.
- Jestem Neal. Więcej nie powiem. - powiedział. 
- Zobaczymy. - warknął drugi strażnik. - Zaprowadzić do lochów, Wasza Wysokość?
- Tak... - odrzekłam nie odwracając wzroku od twarzy Neal'a.
Po chwili wyszli.
- Mamy go! - krzyknęła Anna. - Już nikogo nie skrzywdzi!! Biegnę po Jack'a i Kristoff'a, musimy im to powiedzieć!
I ona także wybiegła. Usiadłam na tronie i zamyśliłam się. Muszę jakoś poznać bliżej tego przestępce. Nic o nim nie wiemy. Chwilę potem do sali weszli Jack, Kristoff, a za nimi Anna.
- To prawda? - podleciał do mnie Jack.
- Złoczyńca jest zamknięty w lochach? - dopytywał Kristoff.
- Tak. - odrzekłam. - Wiem tylko, że nazywa się Neal. Nic więcej.
Jack i Kristoff wymienili zdziwione spojrzenia.
- Spokojnie, trochę z nim pogadamy i wyśpiewa wszystko. - powiedział Kristoff.
- Miejmy nadzieję... - westchnęłam.
Dziś postanowiłam, że wieczorem pójdę do więźnia. Miejmy nadzieję, że pójdzie dobrze....

- Elsa.

niedziela, 19 października 2014

Uwaga, przestępca na wolności!

Witajcie,
To, co wydarzyło się na balu wstrząsnęło wszystkimi. Morderstwo? W środku zamku? Wśród mnóstwa gości? Nikt nie wiedział jak do tego doszło. Dziś rano doniesiono nam, że kobietą, która zginęła była jedna z kucharek. Jakiś czas później do mojej komnaty wpadł jeden z służących.
- Królowo! Mamy nowe informacje. Przyszedł list z Corony. Podobno uciekł tam z więzienia pewien bardzo niebezpieczny złoczyńca, rzekłbym morderca. Wieśniacy widzieli jak ukradł statek. Możliwe, że przypłynął do Arendelle i może to właśnie on zabił kucharkę.
- No dobrze, ale... - zaczęłam z przejęciem wkładając rękawiczki, żeby nic nie zamrozić. - No tak. Dostał się na bal, bo nikt go tu nie znał. Ale dlaczego zabił akurat tą kucharkę?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Proszę, rozwieś w mieście ostrzeżenia, że grasuje tu bandyta. Niech ludzie schowają się w domach i nie wypuszczają dzieci. Podwójcie straże na granicach i przy pałacu.
- Oczywiście. - służący ukłonił się i wyszedł. Ja natychmiast pobiegłam do pokoju Anny i Kristoff'a. Gdy opowiedziałam im o złoczyńcy spojrzeli na siebie ze smutkiem.
- Musimy dopilnować, aby nikomu nic już się nie stało. - powiedziałam.
Kristoff kiwnął głową i przytulił Annę. W tej chwili wszedł Jack.
- O jakim przestępcy gadają wszyscy służący? - zapytał.
Powtórzyłam historię.
- O nie... - jęknął. - Musimy coś zrobić, nie?
- Niby co? - zapytał Kristoff. - Nawet nie wiemy gdzie on jest. Na razie skupmy się żeby przeżyć...
Jack kiwnął ze smutkiem głową. Po chwili zostawiliśmy Annę i Kristoff''a samych.
- Boję się Jack... - wyznałam kiedy szliśmy korytarzem. - On może być nawet w zamku. A jeśli jest w mieście może skrzywdzić poddanych. Dzieci...
- Będzie dobrze, Śnieżynko. - Jack przytulił mnie. - Musisz w to uwierzyć...

-Elsa.

sobota, 18 października 2014

Krwawy bal na cześć nienarodzonego dziecka.

Hej,
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
- zaczełam krzyczeć gdy dotarło do mnie żę jestem w ciąży.
- Dziś bal z okazji ciąży Anki. - powiedział Kristoff za drzwi.
- Tak mamy dużo przygotowań.- powiedziała Elsa.Zastanawiałam się do kogo oni mówią, a oni mówili do nowej służącej.
- Dzień dobry, jestem księżniczka Anna.- podeszłam do nowej służącej i podałam jej rękę.
- Anno już nie śpisz?- zapytął  Kristoff.
- Od jakiejś godziny, a co?
- Nic wydawało mi się że spałaś jak wychodziłem z pokoju.
- Ale nie spałam.Mamy dużo przygotowań.
- Ale tobie nie wolno nic robić.- powiedziała Elsa.
- Nie przesadzajcie, nie jestem chora...
- Ale jesteś w ciąży.- powiedział Kristoff, z karconcym spojrzeniem.
- Chyba mnie nie uziemicie w pokoju do półki nie urodzę, prawda?
- To doskonały pomysł.- powiedziała Elsa.
- Chyba żartujesz?
- Nie wcale nie.
- Przepraszam Wasza Wysokość, ale jesteś potrzebna w sali balowej.- powiedział jeden z służących i rozmawiali, a ja wykorzystałam sytuacje i uciekłam żeby pomóc w przygotowaniach i zrobiłam tyle rzeczy najpierw rozwieszałam ozdoby w sali balowej, potem pomagałam w kuchni, a później poszłam na śniadanie.
- Gdzie byłaś? Co robiłaś?-zapytał Kristoff, a zaraz za nim o tym samym Elsa.
- Byłam w ogrodzie i leżałam wpatrując się w chmury.
- To dobrze.- odetchnął z ulgą Kristoff, zjedliśmy śniadanie i poszłam się przygotować do balu. Weszłąm do łazienki i przeglądałam się w lustrze.
- Och jestem taka gruba i w co ja się ubiorę na bal nie wejdę w żadną moją suknie bo wszystkie mają gorset.- załamałam się i płakałam.
- Anuś dlaczego płaczesz?- zapytała Elsa.
- Bo nie mam żadnej sukni w którą się zmieszczę.
- Dobrze że Kristoff o to zadbał.- i podała mi pudło. Otworzyłam i zobaczyłam wielką suknie.
- Jest piękna.- powiedziałam gdy już byłam gotowa. Bal się zaczął wszyscy się bawili gdy nagle ktoś zaczął krzyczeć.
- Elsa?!- zaczęłam krzyczeć gdy zobaczyłam jadącą wprost na mnie Elsę, ona też krzyczała, nagle wpadła na mnie i obie w mgnieniu oka leżałyśmy na ziemi.
- Anna?!Elsa?!- krzyczał Kristoff i Jack biegnąc do nas.
- Nic mi nie jest, ale nie wiem co do Elsy, jest nieprzytomna.- O nie, tu jest pełno krwi.
- Anna?- zapytał przerażony Kristoff.
- Nie to nie ja, to Elsa.- Gdy ją ze mnie ściągli oazało się że to nie Elsa tylko jakaś kobieta i była martwa i wyglądała jak Elsa, ale nie miała jednej rzeczy jaką miała Elsa, ona miała swoją niebieską suknie.
- Anno?!- do sali wbiegła przerażona Elsa i nagle z podłogi zrobiło się  lodowisko.
- Elsa uspokuj się to nie ja ktoś zamordował kobiete i upodobnił ją do ciebie, a ona na mnie wpadła i rozlała się krew.- nagle Elsa podeszła do mnie i mnie przytuliła, ale chyba zobaczyła plamę krwi i osuneła się p mnie prosto w kałużę krwi na podłodze, a ja chcąc nie chcąc pod jej ciężarem tagże upadłąm.
-  Pomóżcie mi wstać.- powiedziałam. Gdy Kristoff mnie podniósł zobaczyła twarz Elsy była smutna.
- Dość wrażeń ja na jeden wieczór, zaniose cię do pokoju gdzie się umyjesz i położysz.- powiedział i wziął mnie na ręcę.
- jack poradzisz sobie z Elsą?
- Jasne.- odpowiedział. Kristoff zaniósł mnie do naszej sypialni, gdzie się umułam, a teraz idę spać.Dobranoc.
                                                         - Anna

czwartek, 16 października 2014

Znów, tak, znów....

Witajcie,
Dziś rano obudził mnie ktoś, kogo spodziewałabym się w swojej sypialni chyba najmniej.
 - Elsa... - jakiś męski głos odezwał mi się nad głową. Uchyliłam oczy i podskoczyłam z zaskoczenia.
- Kristoff?!
Kristoff stał nade mną już ubrany z lekko wkurzoną miną.
- Jak mogłaś zapomnieć? - zapytał.
Wstałam.
- O czym zapomnieć?
Popukał się w czoło i pomachał mi ręką przed oczami.
- Nawet nie ogłosiliśmy poddanym, że będziemy mieli dziecko!
- Och... no tak. - powiedziałam. - Em... zajmijcie się tym.
- A ty? - Kristoff uniósł brwi.
- Jestem... w piżamie i w ogóle... nie nadaję się teraz na.... - zaczęłam, ale Kristoff tylko kiwnął głową i wybiegł. Ja z powrotem usiadłam na łóżku. Nagle usłyszałam za sobą pukanie. Odwróciłam się. Za szybą unosił się Jack machając do mnie z uśmiechem. Otworzyłam mu balkon, żeby mógł wejść.
- Nie mogłeś drzwiami? - zapytałam.
- Przez całą noc siedziałem na dachu, było bliżej przez okno. - powiedział. - I nie pytaj po co siedziałem na dachu.
Ubrałam się i razem wyszliśmy z komnaty. Przechodząc obok tarasu wychodzącego na dziedziniec zobaczyliśmy Kristoff'a i Annę tłumaczących coś ludziom zebranym na dziedzińcu. Postanowiliśmy się tam nie pchać - Anna i Kristoff sami sobie poradzą. A poza tym, to ich dziecko, oni powinni to ogłosić.
Około pół godziny później Anna przybiegła do nas, kiedy siedzieliśmy w jadalni.
- I jak? - uśmiechnęłam się do niej.
- Poddani bardzo się cieszą. - odwzajemniła uśmiech. - Tylko, że....
- Że...?
- Ktoś powiedział żebyśmy zrobili z tej okazji bal. - powiedziała Anna.
- Znowu bal? - jęknął Jack. - Dopiero co był...
Anka wzruszyła ramionami.
- No dobrze... - westchnęłam. - Jak chcą poddani, tak będzie. Wieczorem ogłosimy im kiedy będzie bal. Może w sobotę?
Oboje kiwnęli głowami. Czyli ustalone... kolejny bal za dwa dni.

- Elsa. 

wtorek, 14 października 2014

Odpoczynek prawie niemożliwy....

Witajcie,
Jakiś czas temu wróciliśmy do Arendelle. Anna oczywiście była na mnie zła, bo:
- Nie było Was całe wieki!!! Co ty chciałaś, żebym z tęsknoty umarła?!
Na szczęście uciszyła się kiedy ją przytuliłam.
- Nie denerwuj się, Aniu. - powiedziałam.
Następnie udałam się z nią do jej komnaty.
- Musimy iść na targ, czy coś. - powiedziała. - Nie mogę chodzić w kółko w trzech sukienkach.
Kiwnęłam głową i westchnęłam.
- No to chodźmy...
Niedługo potem byłyśmy już w drodze do miasta. Anna biegła podśpiewywała coś ciągnąc mnie za rękę. Nie protestowałam, ale tak naprawdę byłam bardzo zmęczona po podróży i wolałabym się zdrzemnąć, tak jak Jack. Ale nie chciałam ranić siostry. Uśmiechnęłam się więc tylko do niej i przyspieszyłam kroku.
Po chwili weszłyśmy do miasta. Ludzie na nasz widok kłaniali się i odsuwali na boki. Anna machała wesoło do wszystkich i śmiała się. W końcu doszłyśmy do miejsca, gdzie zwykle kupcy rozstawiali stragany. Ania zaczęła biegać od jednego straganu do drugiego, a ja stanęłam z boku i postanowiłam poczekać aż coś wybierze. Chwilę potem siostra podbiegła do mnie.
- Co tak stoisz? Musisz mi pomóc...
I pociągnęła mnie do jednego ze straganów. Podniosła z niego długą, zieloną suknię z wzorami.
- Bardzo ładna. - stwierdziłam. - Ale... ta ładniejsza.
Podniosłam inną, piękną, fioletowo-czarną. Anna wzięła obie i odwróciła się do kupca.
- Ile płacimy?
- Dla Waszych Wysokości za darmo. - odrzekł natychmiast.
Anka już chciała odejść, ale ja położyłam przed mężczyzną pieniądze i powiedziałam:
- Nie ma mowy. Trzymaj, dobry człowieku.
I zostawiłyśmy go z uchylonymi ustami i pieniędzmi w ręku. Nagle Anna rozejrzała się i zapytała:
- Elsa... co tak bosko pachnie...?
Spojrzałam na prawo i zobaczyłam stragan z czekoladą. Godzinę później wróciłyśmy do zamku niosąc ze sobą  torby pełne czekolady. Nagle zza zakrętu wpadł na nas Jack.
- Gdzie wy byłyście?
- Nygde... - wybełkotała Anna odgryzając kawałek tabliczki czekolady.
- W mieście. - powiedziałam po czym podałam mu torby. - Możesz to zanieść do kuchni?
- Nye! Do moyecho pohoyu... - "powiedziała" Anna i przejęła torby. Następnie poszła na górę, zapewne do pokoju. Jack spojrzał na mnie pytająco.
- Znalazła stragan z czekoladą. - uśmiechnęłam się.
Jack chwycił mnie za rękę.
- Elsuś... - zaczął wsadzając rękę do kieszeni, po czym przybrał niebezpieczny uśmiech.
- O nie... - ziewnęłam. - Jestem zmęczona. Muszę odpocząć.
I skierowałam się na schody, Jack poleciał za mną.
- A jak odpoczniesz...?
- Na razie daj mi spokój. - odrzekłam. Widząc, że Jack posmutniał, pocałowałam go. Od razu się uśmiechnął i zarumienił. A ja mogłam w końcu iść spać.

- Elsa. 

niedziela, 12 października 2014

Kolejne odwiedziny.

Witajcie,
Wybaczcie, że ostatnio się nie odzywaliśmy, ale nasz pobyt u Mikołaja nieco się przedłużył. W środę kiedy napisałam Wam, że Mikołaj po coś nas woła okazało się, że miał do nas prośbę. Mianowicie mieliśmy odwiedzić jakiegoś chłopca. Nazywał się Jamie.
- Jamie? - zapytał Jack. - Coś z nim nie tak?
- Otóż to. - odrzekł Mikołaj. -Wiara Jamie'go słabnie.
- Jak to?
Jack aż usiadł z zaskoczenia.
- Chwila...możecie wytłumaczyć mi kim jest ten Jamie? - zapytałam czując się lekko niepoinformowana.
Jack uśmiechnął się do mnie.
- To dziesięcioletni chłopiec. Znam go, bo jako pierwszy we mnie uwierzył. Bardzo się polubiliśmy, a teraz...traci wiarę.
- Właśnie dlatego... - odezwał się Mikołaj. - Musisz natychmiast do niego lecieć. Możesz wziąć Elsę, jeśli chcesz.
Jack kiwnął głową i złapał mnie za rękę. Po chwili wyszliśmy na zewnątrz. Przytuliłam się do niego mocno i wzbiliśmy się w powietrze. Po dość długiej podróży wylądowaliśmy przy niedużym domu. Jack zapukał w jedną z szyb. Po chwili okno otworzył brązowowłosy chłopiec.
- Jack? - odezwał się widząc Jack'a. Wpuścił go do środka, a on pomógł wejść również mi.
- Poznaj Elsę. - powiedział Jack. - To królowa Arendelle, ma podobne moce do moich...
Jamie szybko podniósł poduszkę i zasłonił się nią.
- To Królowa Śniegu? Ona jest zła! - krzyknął.
- Nie, nie jest zła! - uspokoił go Jack. - Uwierz mi.
Wyczarowałam na łóżku chłopca, bałwanka i uśmiechnęłam się do niego. Po chwili odwzajemnił uśmiech i powiedział:
- Jestem Jamie. Wybacz za to...
- Spokojnie. - powiedziałam.
Jack usiadł na łóżku.
- Słuchaj Jamie, podobno przestajesz w nas wierzyć...?
Jamie spuścił głowę.
- Tak dawno Was tu nie było... - burknął.
- Jamie...  chyba już o tym rozmawialiśmy, prawda? To, że nie ma nas przy Tobie fizycznie, nie znaczy, że na prawdę nas przy Tobie nie ma. Musisz to zapamiętać.
Jamie przytulił się do Jack'a.
- Dobrze. Przepraszam. - powiedział.
Jack odwzajemnił uścisk. Wyglądało to naprawdę uroczo.
- Może zostaniecie na noc? - zapytał chłopiec. - Moglibyśmy naprawdę fajnie się bawić. Budować bałwany, czy coś...
- Jeśli tylko Elsa nie ma nic przeciwko... - Jack spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się tylko. Całą noc spędziliśmy w pokoju Jamie'go bawiąc się z nim. W końcu około czwartej zasnął mi na kolanach.
- I co? - zapytał Jack.
- Co co?
- Dzieci są fajne, nie? - zapytał przenosząc Jamie'go na łóżko.
- Tak... - odrzekłam przykrywając go kołdrą.
Jack chciał jeszcze coś powiedzieć, ale byłam szybsza:
- Może już wracajmy? Anna i Kristoff...
- Najpierw powiadommy Mikołaja, że wszystko w porządku.
Kilkanaście minut później wróciliśmy do domu Mikołaja. A do Arendelle wrócimy niestety dopiero dziś w nocy.

-Elsa. 

środa, 8 października 2014

Może tak. Może nie.

Witajcie,
Dziś byliśmy z Jack'iem u Mikołaja. Gdy tylko nas wpuścił nas do środka zasypaliśmy go pytaniami.
- Czy Elsa może być nieśmiertelna?
- Czy Anna i Kristoff mogą być nieśmiertelni?
- Czy to, że jestem z Elsą coś da?
- Wiesz, coś o tym?
Mikołaj bez słowa zaprowadził nas do salonu i powiedział:
- Spokojnie. Od początku.
Jack westchnął i powiedział powoli:
- Czy to, że jestem z Elsą w związku, może dać jej nieśmiertelność? Znaczy...coś takiego jak ja mam?
Mikołaj podrapał się po brodzie.
- Hmmm.... wydaje mi się, że przestanie się starzeć. Ale można będzie ją zabić.
- A Ci którzy są ze mną spokrewnieni? - zapytałam. - Ich też to obejmuje?
- Może tak. Może nie. - odrzekł Mikołaj.
Spuściłam głowę. Jack od razu objął mnie i powiedział:
- Będzie dobrze, śnieżynko. Nie martw się.
Do Arendelle wrócimy chyba jutro, a teraz wybaczcie, ale Mikołaj po coś nas woła.


- Elsa.

poniedziałek, 6 października 2014

Nocne koszmary bywają przydatne...

Witajcie,
Dziś przez całą noc dręczyły mnie koszmary. Obudziłam się koło trzeciej nad ranem i poszłam do Jack'a. Wiedziałam, że to trochę głupie, żeby dorosła królowa bała się złych snów, ale czułam po prostu, że potrzebuję jego obecności. Zapukałam cichutko w drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Weszłam więc na palcach i zobaczyłam, że Jack śpi. "Nie będę go budzić..." - pomyślałam. Położyłam się obok niego i przykryłam się kołdrą.
- Elsa? - usłyszałam jego szept.
- Jack... nie chciałam Cię budzić... wybacz mi. - usiadłam.
- Spokojnie, spokojnie. - Jack pogłaskał mnie po głowie. - Możesz ze mną spać kiedy tylko chcesz..., ale co Cię tak nagle...?
- Miałam zły sen... - spuściłam głowę jak mała dziewczynka.
Jack uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie.
- Naprawdę? A co Ci się śniło?
- To było straszne...widziałam ciebie i mnie. Szliśmy przez zaśnieżony las. I nagle zjawiła się czarna postać. Miała kosę i kaptur na głowie.
- Mów dalej... - szepnął Jack głaszcząc mnie po plecach.
- I...ta postać... - wtuliłam się mocniej w jego klatę. - Złapała mnie za rękę i zamknęła w jakimś czarnym, prostokątnym pudle. I nic więcej nie widziałam. Była tylko ciemność...i strach.
- Spokojnie. To był tylko zły sen. - Jack uśmiechnął się.
- Ale... Jack, czy ty jesteś...no, jakby to powiedzieć...nieśmiertelny?
Zmarszczył brwi.
- Można mnie zabić. Ale ze starości nie umrę. Ale...jeśli o to Ci chodzi, spokojnie. Bo wiesz, Mikołaj kiedyś mi to tłumaczył. Nie słuchałem dokładnie, ale chyba każdy kto ze mną...wiesz. Wchodzi w jakieś bliższe stosunki... - zaśmiał się pod nosem. - Też nie może umrzeć ze starości. Tak jakby, przestaje się starzeć.
- To znaczy, że tak będzie za mną? - spojrzałam mu w oczy.
- Raczej tak. - kiwnął głową.
Z powrotem go przytuliłam.
- Ale...w takim razie co będzie z Anną? Z Kristoff'em? Z wszystkimi? - zapytałam zaniepokojona po chwili. - Oni umrą...? A my...
- Nie wiem. Nie jestem pewien. Jest też taka możliwość, że każdy kto jest spokrewniony ze mną, czy z osobą, która ze mną... znaczy z Tobą, także może nie umrze. Ale nie wiem. Najlepiej byłoby zapytać kogoś, kto się na tym zna.
- Mikołaja?
- Na przykład. - Jack oparł głowę o poduszki i ziewnął. - Ale na razie, może chodźmy spać, dobrze?
- Dobrze... - Jack pocałował mnie w policzek i poszliśmy spać.

- Elsa.

niedziela, 5 października 2014

Meblowanie rozpoczęte.

Witajcie,
Cały dzisiejszy dzień musiałam poświęcić na odpisywaniu na listy. Była to ostatnia rzecz jaką chciało mi się robić, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jestem królową, muszę wypełniać obowiązki. Na szczęście najbliżsi nie mieli najmniejszych zamiarów mnie opuszczać. Na początku siedział przy mnie tylko Jack wyczarowując na łóżku coraz to nowe bałwanki. Około dwunastej jednak do komnaty weszła Anna.
- Potrzebuję pomocy. - powiedziała.
Natychmiast wstałam i podbiegłam do niej.
- Coś Cię boli? Źle się czujesz? Zrobić Ci herbaty?
- Nie, nie, nie. - Anna uśmiechnęła się. - Chciałam tylko, żebyście pomogli mi złożyć kołyskę.
- Kołyskę? - Jack podleciał do nas.
Ania pokiwała głową.
- Merida przysłała mi śliczną, drewnianą kołyskę dla dziecka, ale niestety jest do złożenia i sama chyba sobie nie poradzę.
Westchnęłam.
- Ja mam mnóstwo pracy. A czemu Kristoff Ci nie pomoże?
- Pojechał do trolli. Uznał, że je także należy powiadomić. - położyła dłoń na brzuchu.
- Pomogę Ci. - powiedział Jack. - Ale musimy dotrzymać towarzystwa Elsie.
Anka pokiwała głową.
- Pudło jest w mojej sypialni.
Po chwili Jack wrócił tachając ze sobą ogromne, szare pudło. Położył je na środku mojego białego dywanu i wyjął ze środka mnóstwo ciemno-drewnianych części. Usiadłam z powrotem przy biurku i wróciłam do pracy. Po chwili usłyszałam z tyłu siostrę:
- Matko...tego się nie da złożyć. Nie mogła nam przysłać gotowej?
- Pewnie chciała zapewnić Ci rozrywkę. - zaśmiał się Jack. - Musi tu być instrukcja...
Przez chwilę słychać było tylko skrobanie po papierze mojego pióra. Nagle jednak Jack krzyknął tak głośno, że podskoczyłam na krześle:
- Mam!!!
- Jack! - odwróciłam się. Siedzieli oboje na ziemi wśród drewnianych kawałków, Jack z kartką w ręce. - Nie drzyj się, bo dostanę zawału! A co gorsza, Anna dostanie zawału.
Jack przewrócił oczami, a ja wróciłam do pracy. Przez następne dwie godziny słyszałam tylko ich szepty typu:
- Źle...dobrze...źle...źle mówię!
Albo:
- Nie wkładaj. Nie wkładaj! Jack!
Albo:
- Spoko, spoko... właśnie tak miało być...raczej.
Około piętnastej Anna zawołała:
- Skończone!
Odwróciłam się i zatkało mnie z wrażenia. Na środku dywanu stała śliczna, drewniana kołyska ze złotymi zdobieniami po bokach. Podeszłam i przejechałam dłonią po złoconym rogu.
- Jaka śliczna... Cudownie Wam wyszła.
Jack uśmiechnął się dumnie.
- No...teraz wystarczy przenieść ją do naszej komnaty. - powiedziała Anna.
- Może z tym poczekajmy na Kristoff'a? - zaproponowałam.
- Niby po co? - Jack oparł laskę o ścianę. - Nie jestem jakimś cieniasem, poradzę sobie.
Po czym uniósł kołyskę i wyleciał z nią z pokoju. Bez ruchu czekałyśmy na huk oznaczający, że ją upuścił, ale nic takiego nie nastąpiło. Po kilku minutach wrócił z zadowoloną miną.
- Kołyską na miejscu.
Anna podziękowała i wyszła. Ja pocałowałam go i szepnęłam mu do ucha:
- Mój bohater.
- Mrrr...cóż za nagła zmiana nastroju? - Jack sięgnął do kieszeni bluzy.
- O nie, nie, nie. Nic z tego Jack. - usiadłam szybko przy biurku znając jego zamiary.
Usiadł na łóżku.
- Mam mnóstwo roboty. Nie dzisiaj.
Skrzyżował ręce i uśmiechnął się.
- Ja mam czas. - stwierdził.
I tak siedział dopóki nie skończyłam pisać.

- Elsa.

piątek, 3 października 2014

Alarm!

Witajcie,
Wczoraj na zamku odbył się nieco spóźniony bal z okazji dnia chłopaka. Na szczęście nie działo się nic nadzwyczajnego. Do sypialni wróciliśmy koło północy.
Około dwie godziny później obudził mnie Kristoff, który wtargnął do mojej komnaty wrzeszcząc:
- Anna rodzi! Anna rodzi! Ratuj szwagierko! Pomooocy!!!
Wstałam szybko i pobiegłam za nim. Tak naprawdę byłam prawie na sto procent przekonana, że to nie może być prawda, skoro był to dopiero trzeci miesiąc. Jednak wbiegłam za Kristoff'em do ich sypialni. Tam był już Jack. Unosił się nad Anną i machał laską. Ona za to siedziała na łóżku trzymając się za brzuch.
- Anno! Wszystko w porządku? - Kristoff podbiegł do niej i chwycił ją za rękę.
- Nie wiem...boli... - Ania skrzywiła się.
- Weź coś zrób, Elsa! - krzyknął.
- Niby co?! Nie jestem położną!
W tej chwili Anna przybrała normalną minę.
- Już mi przeszło.
- Co?! - wyrwało się Kristoff'owi.
- Fałszywy alarm. - powiedział Jack lądując przy mnie. - Musisz się podszkolić w tych sprawach Elsa, na pewno się przydasz. - dodał z uśmiechem.
Westchnęłam i usiadłam przy siostrze.
- Nie urodzisz w trzecim miesiącu, nie przejmuj się. - powiedziałam.
- Postaram się nie robić już fałszywych alarmów... - uśmiechnęła się.
- Bo dostaniemy zawału. - dodał Kristoff.
- No...chyba już sobie poradzicie, nie? - zapytał Jack. - Bo my mamy coś do załatwienia...
- Czyżby? - wtrąciłam.
- Takżby śnieżynko. Bardzo pilna misja.
Anka i Kristoff roześmiali się.
- No to lećcie ratować świat! - zawołała siostra, po czym wyszliśmy z pokoju.

- Elsa. 

środa, 1 października 2014

Dzień chłopaka.

Laska.
Ostatnio szukaliśmy sukienki dla Anny, a potem krzaki. Wczoraj był dzień chłopaka. Działo się dużo.
Rano wstałem, ubrałem się i umyłem. Udałem się do jadalni i zjadłem śniadanie. Przy tym towarzyszyli mi Czkawka, Astrid, Anna, Kristoff i oczywiście moja śnieżynka Elsa. Nagle Anna krzyknęła:
- Dzisiaj jest dzień chłopaka! Rozpocząć przygotowania!
- Do czego? - ktoś spytał. Chyba Czkawka.
- Do dnia chłopaka! - odkrzyknęła Anna i pobiegła po służbę.
Po dosłownie jednej minucie zjawiła się z powrotem. Razem z nią przybyły trzy kobiety, które niosły kartony.
- Rozpoczynamy dekorowanie! - zakrzyknęła Anna i rzuciła się na kartony; przewróciła jedną z kobiet.
Od razu zaczęliśmy dekorować jadalnie i salę balową. Po trzech godzinach wszystko było gotowe.
- To teraz idziemy się przebrać. - odrzekła królowa.
Tak więc każdy poszedł do swojej komnaty (Astrid i Czkawka do gościnnej).
Nie miałem pomysłu na strój, więc założyłem czarny garnitur i wyczarowałem lodowy krawat. Ubrałem też buty, żeby Anna się nie czepiała i przeczesałem włosy palcami. Bal miał planowo zacząć się o szesnastej, więc mieliśmy jeszcze trzy godziny czasu. Ja usiadłem na suficie i rozmyślałem. Nagle do pokoju wpadł Czkawka.
- Pomocy! - wrzasnął na pół zamku - Pomocy!
- Co się stało? - zapytałem.
- Astrid utknęła w łazience! Chodź pomóż!
Pociągnął mnie za nadgarstek i pobiegliśmy do ich sypialni. Weszliśmy. Na środku pokoju stało duże małżeńskie łóżko. Po prawej stronie było okno, po lewej szafa. Obok szafy stały drzwi, w które ktoś ciągle uderzał. Czkawka do nich podszedł.
- Wyciągniemy cię. Będzie dobrze. - powiedział. - Chodź i mi pomóż. - zwrócił się do mnie.
Podszedłem do drzwi. Razem z Czkawka zaczeliśmi pchać. Nic to nie dało. Próbowaliśmy ciągnąc. Też nic. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie miałem ze sobą laski. Pobiegłem po nią, żeby jakaś Roszpunka jej nie porwała. Na szczęście leżała na łóżku tam gdzie ją położyłem. Pod moim łóżkiem siedziała Anna, ale ją zignorowałem. Wróciłem na miejsce zbrodni. Czkawka pchał, ciągnął i próbował wyrywać drzwi, a Astrid się dobijała. Podszedłem spokojnie i zamroziłem zamki. Potem sięgnąłem po siekierę, która leżała na łóżku (nie pytajcie dlaczego, też się zastanawiam) i uderzyłem kilka razy. Drzwi od razu się otworzyły, a Astrid szczęśliwie wylazła z łazienki. Wróciłem do siebie. Anna jeszcze nie wyszła.
- Czemu tu siedzisz? - zapytałem.
- Jestem w ciąży. - odpowiedziała. - Nie mam sukienki na bal.
- Tej sukienki szukasz u mnie?
Ale tym razem nie odpowiedziała, tylko wybiegła.
- BAL PRZESUNIĘTY NA POJUTRZE! - wrzasnęła na pół zamku.
Wszyscy wybiegli z pokojów. Byli lekko oburzeni, ale nie mogli podwarzyć zdania Anny. Smutni wrócili do komnat.
To wszystko działo się wczoraj, a bal już jutro.

-Jack