Witajcie,
Jakiś czas temu wróciliśmy do Arendelle. Anna oczywiście była na mnie zła, bo:
- Nie było Was całe wieki!!! Co ty chciałaś, żebym z tęsknoty umarła?!
Na szczęście uciszyła się kiedy ją przytuliłam.
- Nie denerwuj się, Aniu. - powiedziałam.
Następnie udałam się z nią do jej komnaty.
- Musimy iść na targ, czy coś. - powiedziała. - Nie mogę chodzić w kółko w trzech sukienkach.
Kiwnęłam głową i westchnęłam.
- No to chodźmy...
Niedługo potem byłyśmy już w drodze do miasta. Anna biegła podśpiewywała coś ciągnąc mnie za rękę. Nie protestowałam, ale tak naprawdę byłam bardzo zmęczona po podróży i wolałabym się zdrzemnąć, tak jak Jack. Ale nie chciałam ranić siostry. Uśmiechnęłam się więc tylko do niej i przyspieszyłam kroku.
Po chwili weszłyśmy do miasta. Ludzie na nasz widok kłaniali się i odsuwali na boki. Anna machała wesoło do wszystkich i śmiała się. W końcu doszłyśmy do miejsca, gdzie zwykle kupcy rozstawiali stragany. Ania zaczęła biegać od jednego straganu do drugiego, a ja stanęłam z boku i postanowiłam poczekać aż coś wybierze. Chwilę potem siostra podbiegła do mnie.
- Co tak stoisz? Musisz mi pomóc...
I pociągnęła mnie do jednego ze straganów. Podniosła z niego długą, zieloną suknię z wzorami.
- Bardzo ładna. - stwierdziłam. - Ale... ta ładniejsza.
Podniosłam inną, piękną, fioletowo-czarną. Anna wzięła obie i odwróciła się do kupca.
- Ile płacimy?
- Dla Waszych Wysokości za darmo. - odrzekł natychmiast.
Anka już chciała odejść, ale ja położyłam przed mężczyzną pieniądze i powiedziałam:
- Nie ma mowy. Trzymaj, dobry człowieku.
I zostawiłyśmy go z uchylonymi ustami i pieniędzmi w ręku. Nagle Anna rozejrzała się i zapytała:
- Elsa... co tak bosko pachnie...?
Spojrzałam na prawo i zobaczyłam stragan z czekoladą. Godzinę później wróciłyśmy do zamku niosąc ze sobą torby pełne czekolady. Nagle zza zakrętu wpadł na nas Jack.
- Gdzie wy byłyście?
- Nygde... - wybełkotała Anna odgryzając kawałek tabliczki czekolady.
- W mieście. - powiedziałam po czym podałam mu torby. - Możesz to zanieść do kuchni?
- Nye! Do moyecho pohoyu... - "powiedziała" Anna i przejęła torby. Następnie poszła na górę, zapewne do pokoju. Jack spojrzał na mnie pytająco.
- Znalazła stragan z czekoladą. - uśmiechnęłam się.
Jack chwycił mnie za rękę.
- Elsuś... - zaczął wsadzając rękę do kieszeni, po czym przybrał niebezpieczny uśmiech.
- O nie... - ziewnęłam. - Jestem zmęczona. Muszę odpocząć.
I skierowałam się na schody, Jack poleciał za mną.
- A jak odpoczniesz...?
- Na razie daj mi spokój. - odrzekłam. Widząc, że Jack posmutniał, pocałowałam go. Od razu się uśmiechnął i zarumienił. A ja mogłam w końcu iść spać.
- Elsa.
I oto chodzi :)
OdpowiedzUsuńCO ON MA W TYCH KIESZENIACH! (pik, niebezpieczne skojarzenia się włączają) WOLĘ O TYM NIE MYŚLEĆ! SIO ODE MNIE! (piuu, niebezpieczne skojarzenia się wyłączają)
OdpowiedzUsuńWłaśnie o co chodzi z tymi kieszeniami? ;)
OdpowiedzUsuń