Witajcie,
Dziś Jack obudził mnie bardzo wcześnie, już ubrany, z torbami w rękach.
- Chodź Śnieżynko. - szepnął gdy zeszłam z łóżka. - Ubierz się, zjedzmy coś i w drogę.
Uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam suknię z szafy. Po lekkim śniadaniu, wyszliśmy z zamku. Powietrze było jeszcze wilgotne i chłodne, ponieważ w nocy padało. Na dziedzińcu stały wielkie, niesamowite sanie Norda, z zaprzężonymi sześcioma pięknymi reniferami.
- Za każdym razem robią na mnie wrażenie... - westchnęłam kiedy Jack pakował nasze torby do sań.
- Chyba każdy tak ma. - Jack zaśmiał się i pomógł mi wejść.
Nagle usłyszeliśmy krzyki ze strony zamku. Po chwili zza muru wyłoniła się Anka z czerwonymi policzkami biegnąca w naszą stronę, a za nią Kristoff nie umiejący (o dziwo) jej dogonić.
- Aniu...? - zaczęłam trochę zaniepokojona, ale ona przerwała mi:
- Jak można! Znowu! Znowu! Wyjeżdżać tak bez pożegnania!
Spojrzałam ze zdziwieniem na Jack'a, ale on tylko pokręcił głową z uśmiechem. Za ten czas Anka wgramoliła się na sanie i przytuliła mnie mocno.
- Wracajcie szybko. - powiedziała.
- Będę tęsknić. - odwzajemniłam uścisk. - Niczym się nie martw.
Ania otarła łzy o moje ramię i uśmiechnęła się. Następnie spojrzała na Jack'a trochę groźnym wzrokiem, powiedziała:
- Tylko delikatnie. - i zeszła.
Jack i Kristoff wybuchnęli śmiechem, a ja pokręciłam głową. Gdy w końcu wszyscy ostatecznie się pożegnaliśmy, Jack wystartował. Poczułam na twarzy mocne uderzenie wiatru, ale po chwili już wszystko było dobrze i bardzo przyjemnie. Lecieliśmy jakiś czas, po czym zapytałam:
- Powiesz mi teraz gdzie lecimy?
Jack uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Przewróciłam więc oczami i postanowiłam cieszyć się lotem. Kiedy lecieliśmy tak jeszcze jakieś dwie godziny zapytałam:
- A kiedy tam dotrzemy?
- Dzisiaj w nocy, albo jutro rano. - odrzekł Jack. - To trochę daleko. Ale spokojnie, zrobimy sobie gdzieś odpoczynek, jeśli chcesz.
Kiwnęłam głową. Już nie mogę się doczekać kiedy dotrzemy w to tajemnicze miejsce. Jestem pewna, że będzie cudownie.
- Elsa.
wtorek, 30 czerwca 2015
niedziela, 28 czerwca 2015
Przestań tak tajemniczo gadać!
Witajcie,
Dziś rano obudziłam się, i postanowiłam spakować wszystko co najważniejsze na podróż. Znalazłam starą, podróżną torbę mamy i stanęłam z nią przed szafą. Próbowałam być cicho, bo Jack jeszcze spał, ale chyba mi się nie udało, bo w końcu wstał, a na dodatek przyszła Anna.
- Co robisz? - ziewnęła przekrzywiając głowę.
- Pakuję się. - odrzekłam.
Zmarszczyła brwi, a po chwili zrobiła podekscytowaną minę i zawołała:
- No tak! Za dwa dni jedziecie!
Jack podszedł do nas.
- A ty już spakowany? - zapytałam nie przerywając przeglądania sukienek.
- Tak. - odrzekł. - Spakuj dużo ubrań, szybko nie wrócimy.
Anka uniosła brwi i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Zaczynam się martwić o siostrę. - powiedziała rzucając Jack'owi ostrzegawcze spojrzenie.
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Zapewniam sto procent bezpieczeństwa z dala od piratów i natrętnych księżniczek z poszarpanymi włosami i różowymi sukienkami.
Tym razem my się zaśmiałyśmy.
- Dlaczego nie powiesz mi gdzie pojedziemy? - odwróciłam się do niego.
Pogładził mnie po policzku i uśmiechnął się.
- To byłoby dość trudne. - stwierdził.
- Przestań tak tajemniczo gadać! - powiedziała Anna.
- No dobra. - powiedział Jack. - Nie pojedziemy w jedno miejsce.
- Dookoła świaataa! - zaśpiewała Anka.
- Nie, nie. - zaśmiał się Jack. - Więcej nie powiem.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem przygryzając dolną wargę.
- Powiedz chociaż jak się dostaniemy do tych tajemniczych miejsc. - powiedziałam po chwili.
- Zająłem się tym. - odrzekł. - Nord bardzo chętnie udostępnił nam swoje sanie.
- Jesteś cudowny. - westchnęłam i przytuliłam go.
Po południu wszyscy poddani zebrali się na dziedzińcu gdzie ogłosiłam im, że wyjeżdżam na jakiś czas.
- Kiedy nie będzie mnie i Jack'a... - powiedziałam do tłumu. - ... władzę obejmie księżniczka Anna i jej mąż.
Ania zamachała do ludzi. Byli może trochę niepewni, ale jestem przekonana, że Anka świetnie sobie poradzi. Wieczorem gdy leżałam w łóżku wtulona w Jack'a, zapytałam szeptem:
- Na pewno nie powiesz gdzie lecimy?
- Nie. - pocałował mnie w czoło.
- Ale czemu...? To i tak będzie niespodzianka, bo przecież... - zaczęłam, ale Jack położył mi palec na ustach i powtórzył z uśmiechem:
- Nie.
- Elsa.
Dziś rano obudziłam się, i postanowiłam spakować wszystko co najważniejsze na podróż. Znalazłam starą, podróżną torbę mamy i stanęłam z nią przed szafą. Próbowałam być cicho, bo Jack jeszcze spał, ale chyba mi się nie udało, bo w końcu wstał, a na dodatek przyszła Anna.
- Co robisz? - ziewnęła przekrzywiając głowę.
- Pakuję się. - odrzekłam.
Zmarszczyła brwi, a po chwili zrobiła podekscytowaną minę i zawołała:
- No tak! Za dwa dni jedziecie!
Jack podszedł do nas.
- A ty już spakowany? - zapytałam nie przerywając przeglądania sukienek.
- Tak. - odrzekł. - Spakuj dużo ubrań, szybko nie wrócimy.
Anka uniosła brwi i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Zaczynam się martwić o siostrę. - powiedziała rzucając Jack'owi ostrzegawcze spojrzenie.
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Zapewniam sto procent bezpieczeństwa z dala od piratów i natrętnych księżniczek z poszarpanymi włosami i różowymi sukienkami.
Tym razem my się zaśmiałyśmy.
- Dlaczego nie powiesz mi gdzie pojedziemy? - odwróciłam się do niego.
Pogładził mnie po policzku i uśmiechnął się.
- To byłoby dość trudne. - stwierdził.
- Przestań tak tajemniczo gadać! - powiedziała Anna.
- No dobra. - powiedział Jack. - Nie pojedziemy w jedno miejsce.
- Dookoła świaataa! - zaśpiewała Anka.
- Nie, nie. - zaśmiał się Jack. - Więcej nie powiem.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem przygryzając dolną wargę.
- Powiedz chociaż jak się dostaniemy do tych tajemniczych miejsc. - powiedziałam po chwili.
- Zająłem się tym. - odrzekł. - Nord bardzo chętnie udostępnił nam swoje sanie.
- Jesteś cudowny. - westchnęłam i przytuliłam go.
Po południu wszyscy poddani zebrali się na dziedzińcu gdzie ogłosiłam im, że wyjeżdżam na jakiś czas.
- Kiedy nie będzie mnie i Jack'a... - powiedziałam do tłumu. - ... władzę obejmie księżniczka Anna i jej mąż.
Ania zamachała do ludzi. Byli może trochę niepewni, ale jestem przekonana, że Anka świetnie sobie poradzi. Wieczorem gdy leżałam w łóżku wtulona w Jack'a, zapytałam szeptem:
- Na pewno nie powiesz gdzie lecimy?
- Nie. - pocałował mnie w czoło.
- Ale czemu...? To i tak będzie niespodzianka, bo przecież... - zaczęłam, ale Jack położył mi palec na ustach i powtórzył z uśmiechem:
- Nie.
- Elsa.
piątek, 26 czerwca 2015
Piękna niespodzianka.
Witajcie,
Dziś gdy Anka znowu chciała zaczaić się na Jack'a, wytłumaczyłam jej co mi ostatnio powiedział.
- Czyli nic nie knuje... - Anna podrapała się po głowie gdy siedziałyśmy u niej w pokoju.
- Szykuje niespodziankę. - kiwnęłam głową. - To nic złego.
Oczywiście Ania dalej uważała, że coś jest nie tak, ale ja postanowiłam nie wchodzić już Jack'owi w paradę. A w dodatku cieszyłam się, że ma dla mnie niespodziankę. :)
Po śniadaniu Jack wyciągnął mnie na dwór. Siedzieliśmy przez jakiś czas razem na trawie przed pałacem.
- Myślę, że część niespodzianki mogę Ci już wyjawić. - powiedział w pewnej chwili.
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się nie kryjąc podekscytowania.
Kiwnął głową i pociągnął mnie w stronę lasu.
- Ee... Jack? Jesteś pewien... - zaczęłam, ale on położył mi palec na ustach i pociągnął dalej.
W końcu wyszliśmy na małą polankę.
- Dobrze... pozwolisz, że zawiążę Ci oczy? - Jack z chytrym uśmiechem wyjął z kieszeni bluzy satynowy, podłużny kawałek materiału.
Uniosłam brwi z uśmiechem i pozwoliłam mu na to. Następnie chwycił mnie za ręce i poprowadził na przód.
- Chodź... powoli... jeszcze kawałek... - mówił spokojnym głosem.
Ja tylko uśmiechałam się i wykonywałam jego polecenia. W końcu powiedział mi żebym stanęła i ściągnął kawałek materiału. Zobaczyłam dookoła siebie cudną polanę, z prawej strony krystalicznie czyste oczko wodne, z białymi kwiatami na powierzchni wody, a przede mną wielkie, piękne drzewo. I wtedy zobaczyłam moją niespodziankę. Na grubej gałęzi drzewa zawieszona była duża, drewniana huśtawka, przyozdobiona kwiatami i śnieżynkami. Była po prostu jak z bajki.
- Jack... - westchnęłam. - To jest... to jest.... przepiękne.
Jack wziął mnie za rękę i poprowadził do drzewa.
- Zechce królowa usiąść? - zapytał z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na huśtawce. Jack rozhuśtał mnie lekko. Poczułam we włosach wiatr i woń kwiatów. Byłam naprawdę szczęśliwa. Jack zrobił mi cudowną niespodziankę. A skoro to dopiero jej pierwsza część... nie mogę się już doczekać.
- Elsa.
Dziś gdy Anka znowu chciała zaczaić się na Jack'a, wytłumaczyłam jej co mi ostatnio powiedział.
- Czyli nic nie knuje... - Anna podrapała się po głowie gdy siedziałyśmy u niej w pokoju.
- Szykuje niespodziankę. - kiwnęłam głową. - To nic złego.
Oczywiście Ania dalej uważała, że coś jest nie tak, ale ja postanowiłam nie wchodzić już Jack'owi w paradę. A w dodatku cieszyłam się, że ma dla mnie niespodziankę. :)
Po śniadaniu Jack wyciągnął mnie na dwór. Siedzieliśmy przez jakiś czas razem na trawie przed pałacem.
- Myślę, że część niespodzianki mogę Ci już wyjawić. - powiedział w pewnej chwili.
- Naprawdę? - uśmiechnęłam się nie kryjąc podekscytowania.
Kiwnął głową i pociągnął mnie w stronę lasu.
- Ee... Jack? Jesteś pewien... - zaczęłam, ale on położył mi palec na ustach i pociągnął dalej.
W końcu wyszliśmy na małą polankę.
- Dobrze... pozwolisz, że zawiążę Ci oczy? - Jack z chytrym uśmiechem wyjął z kieszeni bluzy satynowy, podłużny kawałek materiału.
Uniosłam brwi z uśmiechem i pozwoliłam mu na to. Następnie chwycił mnie za ręce i poprowadził na przód.
- Chodź... powoli... jeszcze kawałek... - mówił spokojnym głosem.
Ja tylko uśmiechałam się i wykonywałam jego polecenia. W końcu powiedział mi żebym stanęła i ściągnął kawałek materiału. Zobaczyłam dookoła siebie cudną polanę, z prawej strony krystalicznie czyste oczko wodne, z białymi kwiatami na powierzchni wody, a przede mną wielkie, piękne drzewo. I wtedy zobaczyłam moją niespodziankę. Na grubej gałęzi drzewa zawieszona była duża, drewniana huśtawka, przyozdobiona kwiatami i śnieżynkami. Była po prostu jak z bajki.
- Jack... - westchnęłam. - To jest... to jest.... przepiękne.
Jack wziął mnie za rękę i poprowadził do drzewa.
- Zechce królowa usiąść? - zapytał z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech i usiadłam na huśtawce. Jack rozhuśtał mnie lekko. Poczułam we włosach wiatr i woń kwiatów. Byłam naprawdę szczęśliwa. Jack zrobił mi cudowną niespodziankę. A skoro to dopiero jej pierwsza część... nie mogę się już doczekać.
- Elsa.
wtorek, 23 czerwca 2015
Czyli jednak!
Witajcie,
- Elsa! Wstawaj, nie śpij! Wstawaj! - wczoraj rano obudził mnie szept Anki.
- Aniu... - mruknęłam nie otwierając oczu.
Siostra pociągnęła za kołdrę. Usiadłam powoli i otworzyłam oczy.
- Wstawaj! Idziemy! - powiedziała Anna.
Zmarszczyłam brwi.
- Dokąd?
Anka przewróciła oczami i kiwnęła głową w stronę śpiącego Jack'a.
- Zanim się obudzi... - zaczęła, ale przerwałam jej, widząc kątem oka zegar, wskazujący piątą rano:
- Aniu, to nie jest dobry pomysł. - powiedziałam. - Wracaj do łóżka.
- Ale miałyśmy odkryć...! - zbuntowała się Anna.
Kiwnęłam głową.
- Pogadamy później. - i położyłam się z powrotem.
Ania z naburmuszoną miną wyszła. Chciałam spokojnie dalej spać, ale nagle usłyszałam głos Jack'a:
- Co miałyście odkryć?
Odwróciłam się w jego stronę. Leżał na prawym boku i patrzył na mnie na wpół zaciekawiony i rozbawiony.
- Nic... nic, Jack. - powiedziałam wpatrując się w kołdrę.
- Oj daj spokój. - powiedział. - Kto bez powodu wymyka się z łóżka o piątej rano...?
Westchnęłam i spojrzałam na niego. Jego wzrok był tak łagodny i cudny, że postanowiłam mu wszystko powiedzieć.
- Gdy tak wymykałeś się o porankach... zaczęłyśmy się trochę bać, że coś kombinujesz. - powiedziałam cicho. - Wymyśliłyśmy, żeby za Tobą pójść... zresztą sam nas widziałeś. Nie chciałyśmy nic złego zrobić.
Jack uśmiechał się cały czas. Kiedy skończyłam mówić, pocałował mnie i powiedział szeptem:
- Skoro tak się zestresowałyście, powiem Ci coś, żeby temu zapobiec.
Zaciekawiona zbliżyłam się do niego. On pogładził mnie chłodną ręką po policzku i szepnął mi do ucha:
- Niespodzianka.
- Elsa.
- Elsa! Wstawaj, nie śpij! Wstawaj! - wczoraj rano obudził mnie szept Anki.
- Aniu... - mruknęłam nie otwierając oczu.
Siostra pociągnęła za kołdrę. Usiadłam powoli i otworzyłam oczy.
- Wstawaj! Idziemy! - powiedziała Anna.
Zmarszczyłam brwi.
- Dokąd?
Anka przewróciła oczami i kiwnęła głową w stronę śpiącego Jack'a.
- Zanim się obudzi... - zaczęła, ale przerwałam jej, widząc kątem oka zegar, wskazujący piątą rano:
- Aniu, to nie jest dobry pomysł. - powiedziałam. - Wracaj do łóżka.
- Ale miałyśmy odkryć...! - zbuntowała się Anna.
Kiwnęłam głową.
- Pogadamy później. - i położyłam się z powrotem.
Ania z naburmuszoną miną wyszła. Chciałam spokojnie dalej spać, ale nagle usłyszałam głos Jack'a:
- Co miałyście odkryć?
Odwróciłam się w jego stronę. Leżał na prawym boku i patrzył na mnie na wpół zaciekawiony i rozbawiony.
- Nic... nic, Jack. - powiedziałam wpatrując się w kołdrę.
- Oj daj spokój. - powiedział. - Kto bez powodu wymyka się z łóżka o piątej rano...?
Westchnęłam i spojrzałam na niego. Jego wzrok był tak łagodny i cudny, że postanowiłam mu wszystko powiedzieć.
- Gdy tak wymykałeś się o porankach... zaczęłyśmy się trochę bać, że coś kombinujesz. - powiedziałam cicho. - Wymyśliłyśmy, żeby za Tobą pójść... zresztą sam nas widziałeś. Nie chciałyśmy nic złego zrobić.
Jack uśmiechał się cały czas. Kiedy skończyłam mówić, pocałował mnie i powiedział szeptem:
- Skoro tak się zestresowałyście, powiem Ci coś, żeby temu zapobiec.
Zaciekawiona zbliżyłam się do niego. On pogładził mnie chłodną ręką po policzku i szepnął mi do ucha:
- Niespodzianka.
- Elsa.
niedziela, 21 czerwca 2015
Marchewki?
Witajcie,
Wczoraj wcześnie rano razem z Anną zaczaiłyśmy się na korytarzu żeby zobaczyć Jack'a gdyby się gdzieś wymykał. Oczywiście była również możliwość, że wyleciałby przez balkon, ale postanowiłyśmy objąć tę pozycję. Czekałyśmy chyba godzinę, jednak w końcu wyszedł. Ukryłyśmy się szybko za ścianą. Skierował się w stronę schodów, jakby faktycznie się gdzieś wybierał, więc po chwili cichutko ruszyłyśmy za nim.
- Mówiłam, że się wymknie. - szepnęła Anka.
- Nie sądzisz, że się zdziwił nie widząc mnie w łóżku...? - zapytałam.
Ania tylko machnęła ręką. Nagle Jack tuż przy wrotach głównych zatrzymał się i rozejrzał. Stanęłyśmy tuż za nim modląc się w duchu, żeby nie spojrzał za siebie. Na szczęście nie zrobił tego i wyszedł. Poszłyśmy za nim, i szło nam dobrze, ale nagle Anka stanęła, zaczęła machać rękami i...
- Apsik!!
Jack stanął i odwrócił się automatycznie.
- Co wy tu robicie? - zapytał na wpół przestraszony i rozbawiony.
- My... - jęknęła Anka. - ...idziemy do ogrodu... nazbierać... marchewek.
Jack uniósł brwi z uśmiechem.
- Marchewek? - spojrzał na mnie.
Kiwnęłam głową powoli, robiąc najbardziej prawdopodobną minę na jaką mnie było stać.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała szybko Anna.
- Do miasta. - odrzekł spokojnym głosem.
Uniosłam brwi.
- Po co?
- Na zakupy. - uśmiechnął się. - Miłego zbierania marchewek.
Posłał mi buziaka i ruszył dalej. Spojrzałam na Annę.
- Przepraszam... - wyjąkała.
- Nie ma za co. - zaśmiałam się. - Ale następnym razem musimy przewidzieć taką sytuację.
Siostra kiwnęła głową.
- No to co... - odwróciłam się w stronę zamku. - ... idziemy na marchewki?
- Sven się ucieszy. - zaśmiała się Anka.
- Wiesz... - odezwałam się gdy wracałyśmy. - ... może lepiej go już nie śledzić?
- No co ty?! - krzyknęła Anna.
Uniosłam brwi.
- Wybacz. - pokręciła głową. - Ale... musimy odkryć co on knuje!
Uśmiechnęłam się.
- No dobrze. - westchnęłam.
- Elsa.
Wczoraj wcześnie rano razem z Anną zaczaiłyśmy się na korytarzu żeby zobaczyć Jack'a gdyby się gdzieś wymykał. Oczywiście była również możliwość, że wyleciałby przez balkon, ale postanowiłyśmy objąć tę pozycję. Czekałyśmy chyba godzinę, jednak w końcu wyszedł. Ukryłyśmy się szybko za ścianą. Skierował się w stronę schodów, jakby faktycznie się gdzieś wybierał, więc po chwili cichutko ruszyłyśmy za nim.
- Mówiłam, że się wymknie. - szepnęła Anka.
- Nie sądzisz, że się zdziwił nie widząc mnie w łóżku...? - zapytałam.
Ania tylko machnęła ręką. Nagle Jack tuż przy wrotach głównych zatrzymał się i rozejrzał. Stanęłyśmy tuż za nim modląc się w duchu, żeby nie spojrzał za siebie. Na szczęście nie zrobił tego i wyszedł. Poszłyśmy za nim, i szło nam dobrze, ale nagle Anka stanęła, zaczęła machać rękami i...
- Apsik!!
Jack stanął i odwrócił się automatycznie.
- Co wy tu robicie? - zapytał na wpół przestraszony i rozbawiony.
- My... - jęknęła Anka. - ...idziemy do ogrodu... nazbierać... marchewek.
Jack uniósł brwi z uśmiechem.
- Marchewek? - spojrzał na mnie.
Kiwnęłam głową powoli, robiąc najbardziej prawdopodobną minę na jaką mnie było stać.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytała szybko Anna.
- Do miasta. - odrzekł spokojnym głosem.
Uniosłam brwi.
- Po co?
- Na zakupy. - uśmiechnął się. - Miłego zbierania marchewek.
Posłał mi buziaka i ruszył dalej. Spojrzałam na Annę.
- Przepraszam... - wyjąkała.
- Nie ma za co. - zaśmiałam się. - Ale następnym razem musimy przewidzieć taką sytuację.
Siostra kiwnęła głową.
- No to co... - odwróciłam się w stronę zamku. - ... idziemy na marchewki?
- Sven się ucieszy. - zaśmiała się Anka.
- Wiesz... - odezwałam się gdy wracałyśmy. - ... może lepiej go już nie śledzić?
- No co ty?! - krzyknęła Anna.
Uniosłam brwi.
- Wybacz. - pokręciła głową. - Ale... musimy odkryć co on knuje!
Uśmiechnęłam się.
- No dobrze. - westchnęłam.
- Elsa.
piątek, 19 czerwca 2015
Nieco dziwnie zachowanie...
Witajcie,
Dziś rano obudziłam się sama w łóżku. Zdziwiłam się, że nigdzie wkoło nie ma Jack'a, więc założyłam szlafrok i wyszłam na balkon. Nie było go również tam, ani nigdzie w zasięgu wzroku. Zapukałam do łazienki.
- Jack? Jesteś tam?
Poczułam wielką ulgę słysząc zza drzwi:
- Owszem, Śnieżynko.
Po chwili drzwi otworzyły się i Jack stanął w nich z otwartymi ramionami. Przytuliłam się do niego mocno.
- Wystraszyłam się. - szepnęłam.
Uśmiechnął się tylko i odwzajemnił uścisk.
- A właściwie to czemu wstałeś tak wcześnie? - zapytałam.
Jack podrapał się w głowę.
- Ee... jakoś tak się obudziłem... i uznałem, że nie ma co spać. - powiedział.
- Mhm... - spojrzałam na niego podejrzliwie, ale z uśmiechem.
- Oj, Elso, już sobie nic nie myśl. - zaśmiał się i objął mnie.
Pocałowałam go, ale gdy od razu powędrował dłońmi do guziczków mojej koszuli nocnej, przerwałam pocałunek i wykonałam ostrzegawczy gest palcem wskazującym.
- Żadnych takich. - powiedziałam.
- Czemu? - jęknął, jednak na jego twarzy czaił się chytry uśmiech.
- Nie teraz. - odrzekłam po chwili i wyszłam z łazienki.
Udałam się do Anny (na szczęście już nie spała - karmiła Lenę) i opowiedziałam jej o dziwnym zachowaniu Jack'a przy tłumaczeniu po co tak wcześnie wstał.
- Jak dla mnie... - Ania zrobiła zamyśloną minę. - ... to on się gdzieś wymyka. Coś knuje. Nie wiem czy w dobrej sprawie, czy nie, ale lepiej mieć go na oko.
Kiwnęłam głową. Po chwili siostra kontynuowała swoją myśl:
- No chyba, że robi Ci niespodziankę... To głupio by było gdyby coś dla Ciebie robił i na przykład przyłapał Cię na śledzeniu czy coś takiego.
- Nie chcę go śledzić. - zaprzeczyłam szybko. - Chcę tylko mieć gwarancję, że nic mu nie grozi i, że nie robi niczego... niewłaściwego.
Tym razem Anna kiwnęła głową.
- Niestety nie wiem jak to zrobić. - powiedziała.
- Pomyślę nad tym. - stwierdziłam i wróciłam do sypialni.
Na szczęście Jack dalej tam był.
- Elsa.
Dziś rano obudziłam się sama w łóżku. Zdziwiłam się, że nigdzie wkoło nie ma Jack'a, więc założyłam szlafrok i wyszłam na balkon. Nie było go również tam, ani nigdzie w zasięgu wzroku. Zapukałam do łazienki.
- Jack? Jesteś tam?
Poczułam wielką ulgę słysząc zza drzwi:
- Owszem, Śnieżynko.
Po chwili drzwi otworzyły się i Jack stanął w nich z otwartymi ramionami. Przytuliłam się do niego mocno.
- Wystraszyłam się. - szepnęłam.
Uśmiechnął się tylko i odwzajemnił uścisk.
- A właściwie to czemu wstałeś tak wcześnie? - zapytałam.
Jack podrapał się w głowę.
- Ee... jakoś tak się obudziłem... i uznałem, że nie ma co spać. - powiedział.
- Mhm... - spojrzałam na niego podejrzliwie, ale z uśmiechem.
- Oj, Elso, już sobie nic nie myśl. - zaśmiał się i objął mnie.
Pocałowałam go, ale gdy od razu powędrował dłońmi do guziczków mojej koszuli nocnej, przerwałam pocałunek i wykonałam ostrzegawczy gest palcem wskazującym.
- Żadnych takich. - powiedziałam.
- Czemu? - jęknął, jednak na jego twarzy czaił się chytry uśmiech.
- Nie teraz. - odrzekłam po chwili i wyszłam z łazienki.
Udałam się do Anny (na szczęście już nie spała - karmiła Lenę) i opowiedziałam jej o dziwnym zachowaniu Jack'a przy tłumaczeniu po co tak wcześnie wstał.
- Jak dla mnie... - Ania zrobiła zamyśloną minę. - ... to on się gdzieś wymyka. Coś knuje. Nie wiem czy w dobrej sprawie, czy nie, ale lepiej mieć go na oko.
Kiwnęłam głową. Po chwili siostra kontynuowała swoją myśl:
- No chyba, że robi Ci niespodziankę... To głupio by było gdyby coś dla Ciebie robił i na przykład przyłapał Cię na śledzeniu czy coś takiego.
- Nie chcę go śledzić. - zaprzeczyłam szybko. - Chcę tylko mieć gwarancję, że nic mu nie grozi i, że nie robi niczego... niewłaściwego.
Tym razem Anna kiwnęła głową.
- Niestety nie wiem jak to zrobić. - powiedziała.
- Pomyślę nad tym. - stwierdziłam i wróciłam do sypialni.
Na szczęście Jack dalej tam był.
- Elsa.
środa, 17 czerwca 2015
Plany, plany...
Witajcie,
Kiedy Clint w końcu się wyprowadził moje życie powróciło do normalnego trybu: obowiązki, Jack, Anna, obowiązki, Jack, wolne chwile, Anna, Jack. Jednak ten schemat szybko został zaburzony, bo Jack porwał mnie do pokoju i zamknął drzwi na klucz.
- Żadnych obowiązków. - powiedział odwracając się do mnie. - Musimy pogadać.
- Mhm. - mruknęłam siadając na łóżku.
Uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale coś Ci obiecałem.
Zmarszczyłam brwi. Jack spojrzał na mnie z nadzieją, ale ja nie miałam zielonego pojęcia o czym mówi. W końcu pokręcił głową i powiedział:
- Nasz miesiąc miodowy!
- Aach... - uśmiechnęłam się. - Przez Clinta całkiem...
Przerwałam myśląc, że to może nie jest najlepszy pomysł na wytłumaczenie. Jack machnął ręką przez co w powietrzu pojawiło się kilka małych śnieżynek i kontynuował:
- No więc... obiecałem, że Cię gdzieś zabiorę.
Kiwnęłam głową.
- I już wiem gdzie. - Jack uśmiechnął się dumny z siebie.
- Gdzie? - zapytałam nie ukrywając podniecenia.
- Nie powiem. - zaśmiał się. - To ma być niespodzianka, już Ci to mówiłem.
- No tak. - westchnęłam.
- Aczkolwiek... musimy ustalić kiedy wyjeżdżamy. I to zostawię Tobie. - odrzekł Jack.
Zamyśliłam się. Musimy poczekać jeszcze jakiś czas, powiedzieć Annie, poddanym, wszystko przygotować, załatwić wszystkie ważne sprawy...
- Może za jakieś dwa tygodnie? - zaproponowałam.
- Idealnie. - Jack uśmiechnął się. - Co powiesz na trzydziestego czerwca?
Kiwnęłam głową.
- No to super. Powiedz Ance. - Jack pocałował mnie i wyleciał przez balkon.
Wstałam i poszłam do siostry. Kiedy o wszystkim jej opowiedziałam, zaśpiewała:
- Uuuu! Oł jee! Elsa jedzie sobie na miesiąc miodooowy!!
- Cicho, Anka. - uciszyłam ją gestem.
- Na pewno będzie superowo. - zapiszczała. - Skoro nie chce Ci powiedzieć gdzie, to musi to być jakieś totalnie genialne miejsce.
Uśmiechnęłam się. Jestem bardzo ciekawa gdzie Jack mnie zabierze... Jak myślicie?
- Elsa.
Kiedy Clint w końcu się wyprowadził moje życie powróciło do normalnego trybu: obowiązki, Jack, Anna, obowiązki, Jack, wolne chwile, Anna, Jack. Jednak ten schemat szybko został zaburzony, bo Jack porwał mnie do pokoju i zamknął drzwi na klucz.
- Żadnych obowiązków. - powiedział odwracając się do mnie. - Musimy pogadać.
- Mhm. - mruknęłam siadając na łóżku.
Uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale coś Ci obiecałem.
Zmarszczyłam brwi. Jack spojrzał na mnie z nadzieją, ale ja nie miałam zielonego pojęcia o czym mówi. W końcu pokręcił głową i powiedział:
- Nasz miesiąc miodowy!
- Aach... - uśmiechnęłam się. - Przez Clinta całkiem...
Przerwałam myśląc, że to może nie jest najlepszy pomysł na wytłumaczenie. Jack machnął ręką przez co w powietrzu pojawiło się kilka małych śnieżynek i kontynuował:
- No więc... obiecałem, że Cię gdzieś zabiorę.
Kiwnęłam głową.
- I już wiem gdzie. - Jack uśmiechnął się dumny z siebie.
- Gdzie? - zapytałam nie ukrywając podniecenia.
- Nie powiem. - zaśmiał się. - To ma być niespodzianka, już Ci to mówiłem.
- No tak. - westchnęłam.
- Aczkolwiek... musimy ustalić kiedy wyjeżdżamy. I to zostawię Tobie. - odrzekł Jack.
Zamyśliłam się. Musimy poczekać jeszcze jakiś czas, powiedzieć Annie, poddanym, wszystko przygotować, załatwić wszystkie ważne sprawy...
- Może za jakieś dwa tygodnie? - zaproponowałam.
- Idealnie. - Jack uśmiechnął się. - Co powiesz na trzydziestego czerwca?
Kiwnęłam głową.
- No to super. Powiedz Ance. - Jack pocałował mnie i wyleciał przez balkon.
Wstałam i poszłam do siostry. Kiedy o wszystkim jej opowiedziałam, zaśpiewała:
- Uuuu! Oł jee! Elsa jedzie sobie na miesiąc miodooowy!!
- Cicho, Anka. - uciszyłam ją gestem.
- Na pewno będzie superowo. - zapiszczała. - Skoro nie chce Ci powiedzieć gdzie, to musi to być jakieś totalnie genialne miejsce.
Uśmiechnęłam się. Jestem bardzo ciekawa gdzie Jack mnie zabierze... Jak myślicie?
- Elsa.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Nareszcie! Wolność!
Witajcie,
Dziś rano postanowiliśmy razem z Anną i Kristoff'em, że pójdziemy oznajmić Clintowi, że może już sobie wracać do domu. Zapukałam do jego gościnnego pokoju.
- Hm? - mruknął ze środka.
Otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju dając pozostałym znak, żeby na razie zostali na korytarzu.
- Ooo, kogo ja widzę. - Clint siedział na fotelu.
Na mój widok uśmiechnął się i przywołał gestem. Ja jednak nie poruszyłam się i powiedziałam:
- Twoja chata jest gotowa.
Zmarszczył brwi widocznie zdezorientowany.
- Ee... słucham? - zaśmiał się nerwowo.
W tej chwili do środka wszedł Jack.
- Dokończyłem budowę. - stanął przy mnie. - Możesz tam spokojnie wracać.
Clint przez chwilę patrzył to na Jack'a, to na mnie, aż w końcu po jakichś dwóch minutach powiedział:
- Nie rozumiem... dokończyłeś? Jak...? Skąd...?
Anna i Kristoff dołączyli do nas.
- Komuś należą się podziękowania, a nie bezsensowne jęki. - powiedziała Anka składając ręce na piersiach.
Clint wstał powoli.
- No... tak, dzięki, ale... jakoś nie myślałem, żeby wracać... znaczy... - spojrzał nerwowo na Kristoff'a, który podciągnął rękawy. - ... nie o to chodzi... tylko...
Przewróciłam oczami.
- Chodzi o to, że odzyskałeś miejsce zamieszkania i nie potrzebujesz już spania w innym, obcym miejscu. - powiedziałam. - Na pewno się cieszysz.
Wykrzywił usta w udawanym uśmiechu.
- Nie ma na co czekać. - powiedział Jack. - Spakuj swoje rzeczy, a jak skończysz, to Cię odprowadzimy.
Po czym wyszliśmy na korytarz. Chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- To było niezłe. - powiedział Kristoff. - Widzieliście tą panikę?
- I ten jakże prawdomówny uśmiech. - dodał Jack naśladując Clinta.
- W końcu będzie spokój... - westchnęła Ania. - No dobra, to my idziemy, a Wam powodzenia z odprowadzaniem pana kapitana.
I razem z Kristoff''em odeszli. Po jakichś pięciu minutach Jack zapukał w drzwi i zawołał:
- Długo jeszcze?
Usłyszeliśmy głos Clinta:
- Ee...nie.
I wyszedł z niedużą, skórzaną torbą na ramieniu.
- Chodźmy. - powiedziałam i poszliśmy do portu.
Kiedy dotarliśmy do nowej chatki Clinta, Jack powiedział:
- No... bardzo miło nam się Ciebie gościło, a teraz papa. - otworzył przed nim drewniane drzwi. - I oby żaden sztorm nie był Ci groźny!
Clint spojrzał na niego spode łba. Potem przewędrował wzrokiem na mnie, zmierzył mnie od stóp do głów (zgadnijcie gdzie gapił się najdłużej), skinął głową i wszedł do chaty. Jack krzyknął z radości, po czym podniósł mnie i polecieliśmy aż na mój balkon.
- Elsa.
Dziś rano postanowiliśmy razem z Anną i Kristoff'em, że pójdziemy oznajmić Clintowi, że może już sobie wracać do domu. Zapukałam do jego gościnnego pokoju.
- Hm? - mruknął ze środka.
Otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju dając pozostałym znak, żeby na razie zostali na korytarzu.
- Ooo, kogo ja widzę. - Clint siedział na fotelu.
Na mój widok uśmiechnął się i przywołał gestem. Ja jednak nie poruszyłam się i powiedziałam:
- Twoja chata jest gotowa.
Zmarszczył brwi widocznie zdezorientowany.
- Ee... słucham? - zaśmiał się nerwowo.
W tej chwili do środka wszedł Jack.
- Dokończyłem budowę. - stanął przy mnie. - Możesz tam spokojnie wracać.
Clint przez chwilę patrzył to na Jack'a, to na mnie, aż w końcu po jakichś dwóch minutach powiedział:
- Nie rozumiem... dokończyłeś? Jak...? Skąd...?
Anna i Kristoff dołączyli do nas.
- Komuś należą się podziękowania, a nie bezsensowne jęki. - powiedziała Anka składając ręce na piersiach.
Clint wstał powoli.
- No... tak, dzięki, ale... jakoś nie myślałem, żeby wracać... znaczy... - spojrzał nerwowo na Kristoff'a, który podciągnął rękawy. - ... nie o to chodzi... tylko...
Przewróciłam oczami.
- Chodzi o to, że odzyskałeś miejsce zamieszkania i nie potrzebujesz już spania w innym, obcym miejscu. - powiedziałam. - Na pewno się cieszysz.
Wykrzywił usta w udawanym uśmiechu.
- Nie ma na co czekać. - powiedział Jack. - Spakuj swoje rzeczy, a jak skończysz, to Cię odprowadzimy.
Po czym wyszliśmy na korytarz. Chwilę patrzyliśmy na siebie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
- To było niezłe. - powiedział Kristoff. - Widzieliście tą panikę?
- I ten jakże prawdomówny uśmiech. - dodał Jack naśladując Clinta.
- W końcu będzie spokój... - westchnęła Ania. - No dobra, to my idziemy, a Wam powodzenia z odprowadzaniem pana kapitana.
I razem z Kristoff''em odeszli. Po jakichś pięciu minutach Jack zapukał w drzwi i zawołał:
- Długo jeszcze?
Usłyszeliśmy głos Clinta:
- Ee...nie.
I wyszedł z niedużą, skórzaną torbą na ramieniu.
- Chodźmy. - powiedziałam i poszliśmy do portu.
Kiedy dotarliśmy do nowej chatki Clinta, Jack powiedział:
- No... bardzo miło nam się Ciebie gościło, a teraz papa. - otworzył przed nim drewniane drzwi. - I oby żaden sztorm nie był Ci groźny!
Clint spojrzał na niego spode łba. Potem przewędrował wzrokiem na mnie, zmierzył mnie od stóp do głów (zgadnijcie gdzie gapił się najdłużej), skinął głową i wszedł do chaty. Jack krzyknął z radości, po czym podniósł mnie i polecieliśmy aż na mój balkon.
- Elsa.
sobota, 13 czerwca 2015
Kochany Jack!
Witajcie,
Pogodziłam się z Jack'iem, ale dalej trochę niepokoiły mnie słowa Clinta. Nie chciałam pytać Jack'a gdzie się włóczył, bo mógłby się pogniewać, czy coś. Jednak przy obiedzie, Clint sam zaczął temat:
- Hej, Jack'ie, skąd wziąłeś tą siekierę wczoraj?
Spojrzałam na Jack'a z przerażeniem.
- To była twoja. Pożyczyłem sobie. - odrzekł niezwykle spokojnym tonem.
Clint zaśmiał się.
- No tak, najlepiej być zabitym własną siekierą. - powiedział.
Jack zmarszczył brwi, ale nie odezwał się. Kiedy Clint odszedł od stołu zapytałam:
- O co mu chodziło?
- Nie mam pojęcia, Śnieżynko.
Anna spojrzała na nas ze zdziwieniem.
- Zabrałeś mu siekierę? Po co? - zapytałam lekko rozdrażnionym tonem.
Tym razem Jack zaśmiał się.
- Nie chciałem go zabić. - uspokoił mnie. - Przyrzekam.
Spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem.
- Ee... to wyjaśnijcie to sobie sami, my... - Anna wstała i pociągnęła Kristoff'a za rękaw. -...już idziemy do Leny.
Kiwnęłam głową nie spuszczając wzroku z męża uśmiechającego się lekko.
- Jack, nie wiem co robiliście poza zamkiem, ale wytłumacz mi to, proszę, bo boję się o Ciebie i o niego.
Ujął moje dłonie.
- Elso, nikt nikogo nie chciał zabić. Ewentualnie on mnie. - powiedział.
- To co robiłeś z siekierą?
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i pociągnął mnie na korytarz.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam zupełnie zbita z tropu. - Jeśli myślisz, że teraz pójdziemy w krza...
- Bardzo chętnie. - zaśmiał się. - Ale najpierw muszę Ci coś pokazać.
Pokręciłam głową i pozwoliłam mu ciągnąć się za rękę. Poprowadził mnie do portu.
- Zamknij oczy. - powiedział stając przede mną.
- Po co?
- Chcę Ci udowodnić, że nie chciałem zabić Clinta siekierą. - uśmiechnął się.
Zamknęłam oczy, a on poprowadził mnie dalej. W końcu stanęliśmy, a Jack powiedział:
- Otwórz oczy.
Rozpoznałam to miejsce. Była tam mała, ale porządna chatka z drewna. O nią oparta leżała siekiera.
- Pomyślałem, że Clint nie zbuduje sobie sam domu. Mieszka w zamku, z seksowną królową na wyciągnięcie ręki. Przyszedłem tu i zobaczyłem tylko deski i siekierę. Wziąłem się do pracy. No wiesz, chciałem żeby nie miał pretekstu do mieszkania z nami. Kiedy wracałem, natknąłem się na niego. On gdy zobaczył mnie z siekierą... nawet się nie zastanowił, ale wiesz... ułożył sobie historyjkę, która będzie dla niego na rękę.
Nie umiałam w to uwierzyć.
- Naprawdę... zbudowałeś dla niego chatkę?
- Nie myślałem o nim, tylko o nas. Kiedy się go pozbędziemy, znowu wszystko wróci do normy. - odrzekł.
- Jesteś cudowny, Jack. - pocałowałam go.
Uśmiechnął się i powiedział:
- No to teraz wystarczy powiedzieć panu kapitanowi, że już nie musi wchodzić nam w paradę. - po chwili dodał z chytrym uśmiechem. - To... co z tymi krzakami?
- Elsa.
Pogodziłam się z Jack'iem, ale dalej trochę niepokoiły mnie słowa Clinta. Nie chciałam pytać Jack'a gdzie się włóczył, bo mógłby się pogniewać, czy coś. Jednak przy obiedzie, Clint sam zaczął temat:
- Hej, Jack'ie, skąd wziąłeś tą siekierę wczoraj?
Spojrzałam na Jack'a z przerażeniem.
- To była twoja. Pożyczyłem sobie. - odrzekł niezwykle spokojnym tonem.
Clint zaśmiał się.
- No tak, najlepiej być zabitym własną siekierą. - powiedział.
Jack zmarszczył brwi, ale nie odezwał się. Kiedy Clint odszedł od stołu zapytałam:
- O co mu chodziło?
- Nie mam pojęcia, Śnieżynko.
Anna spojrzała na nas ze zdziwieniem.
- Zabrałeś mu siekierę? Po co? - zapytałam lekko rozdrażnionym tonem.
Tym razem Jack zaśmiał się.
- Nie chciałem go zabić. - uspokoił mnie. - Przyrzekam.
Spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem.
- Ee... to wyjaśnijcie to sobie sami, my... - Anna wstała i pociągnęła Kristoff'a za rękaw. -...już idziemy do Leny.
Kiwnęłam głową nie spuszczając wzroku z męża uśmiechającego się lekko.
- Jack, nie wiem co robiliście poza zamkiem, ale wytłumacz mi to, proszę, bo boję się o Ciebie i o niego.
Ujął moje dłonie.
- Elso, nikt nikogo nie chciał zabić. Ewentualnie on mnie. - powiedział.
- To co robiłeś z siekierą?
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się i pociągnął mnie na korytarz.
- Gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytałam zupełnie zbita z tropu. - Jeśli myślisz, że teraz pójdziemy w krza...
- Bardzo chętnie. - zaśmiał się. - Ale najpierw muszę Ci coś pokazać.
Pokręciłam głową i pozwoliłam mu ciągnąć się za rękę. Poprowadził mnie do portu.
- Zamknij oczy. - powiedział stając przede mną.
- Po co?
- Chcę Ci udowodnić, że nie chciałem zabić Clinta siekierą. - uśmiechnął się.
Zamknęłam oczy, a on poprowadził mnie dalej. W końcu stanęliśmy, a Jack powiedział:
- Otwórz oczy.
Rozpoznałam to miejsce. Była tam mała, ale porządna chatka z drewna. O nią oparta leżała siekiera.
- Pomyślałem, że Clint nie zbuduje sobie sam domu. Mieszka w zamku, z seksowną królową na wyciągnięcie ręki. Przyszedłem tu i zobaczyłem tylko deski i siekierę. Wziąłem się do pracy. No wiesz, chciałem żeby nie miał pretekstu do mieszkania z nami. Kiedy wracałem, natknąłem się na niego. On gdy zobaczył mnie z siekierą... nawet się nie zastanowił, ale wiesz... ułożył sobie historyjkę, która będzie dla niego na rękę.
Nie umiałam w to uwierzyć.
- Naprawdę... zbudowałeś dla niego chatkę?
- Nie myślałem o nim, tylko o nas. Kiedy się go pozbędziemy, znowu wszystko wróci do normy. - odrzekł.
- Jesteś cudowny, Jack. - pocałowałam go.
Uśmiechnął się i powiedział:
- No to teraz wystarczy powiedzieć panu kapitanowi, że już nie musi wchodzić nam w paradę. - po chwili dodał z chytrym uśmiechem. - To... co z tymi krzakami?
- Elsa.
czwartek, 11 czerwca 2015
Nareszcie koniec kłótni.
Witajcie,
Kiedy obudziłam się w moim łóżku, nikogo nie było w pobliżu. Pomyślałam, że to pewnie Jack mnie przeniósł, ale po chwili przypomniało mi się, że przecież jesteśmy chyba na siebie obrażeni. Położyłam się z powrotem i wtuliłam w poduszkę. Znowu zrobiło mi się przykro. Nie musiał na mnie krzyczeć.
- Elsuś?
Podniosłam głowę i zobaczyłam Annę wchodzącą do pokoju. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i usiadła na łóżku obok mnie.
- Hej, Aniu. - uśmiechnęłam się słabo. - Wiesz może kto...
- Jack. - odparła od razu.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- Jak to?
- Jak tak wybiegłaś, najpierw nic nie robił i siedział z ponurą miną, ale po jakimś czasie zaczął się o Ciebie martwić. Szukaliśmy Cię w całym pałacu. A raczej on szukał, a ja lazłam za nim. W końcu znalazł Cię śpiącą w gabinecie i chyba zrobiło mu się Ciebie szkoda i pożałował, że się tak wydarł. Zaniósł Cię do łóżka i przykrył. Mówię Ci, to było supersłodkie...
- A gdzie jest teraz? - zapytałam.
Anna zrobiła skupioną minę, i oznajmiła:
- Hmm... potem gdzieś polazł i chyba nie wrócił do teraz. Pewnie odkupuje grzechy czy coś takiego...
Westchnęłam i opadłam na poduszki. Następnego dnia rano obudziłam się, a Jack'a dalej nie było. Poszłam do Anny, ale i ona i Kristoff jeszcze spali więc nie chciałam ich budzić.
- Hej, kotek. - usłyszałam za sobą.
- Miałeś się do mnie nie zbliżać! - powiedziałam półszeptem odwracając się do Clinta.
Opierał się o ścianę ze swoim głupim uśmiechem.
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Chciałem powiedzieć Ci coś co może Cię zaciekawić.
Zmarszczyłam brwi podchodząc do niego.
- To znaczy...?
- Widziałem Twojego mężusia.
- Gdzie? - powiedziałam trochę zbyt entuzjastycznie niż planowałam.
Clint uśmiechnął się.
- Tak szczerze to chciał mnie zabić.
- Nie dziwię się. - powiedziałam chociaż tak naprawdę byłam trochę zła na Jack'a.
- Taa... ale lepiej nad nim zapanuj. Nie jestem pewien czy poddani chcieliby króla-mordercy.
- Nie przesadzaj. - przewróciłam oczami. - Nic by Ci nie zrobił.
- Mhm. - Clint uśmiechnął się chytrze i odszedł.
Kiedy koło południa Jack dalej nie pojawił się w pałacu, zaczęłam się trochę niepokoić. Jednak kiedy wyszłam na balkon poczułam zimny powiew wiatru i po chwili Jack wylądował obok mnie. Spuściłam wzrok i westchnęłam.
- Elso. - odezwał się.
Miał wyjątkowo łagodny głos, którego nie spodziewałam się po przemowie Clinta.
- Przepraszam Cię, Śnieżynko. Nie powinienem na Ciebie krzyczeć. - zrobił krok w moją stronę. - To nie Twoja wina, nic złego nie zrobiłaś. Przepraszam.
Uniosłam wzrok i spojrzałam mu w jego piękne, niebieskie oczy. Chyba nie potrafię się na niego gniewać.
- To nic. - uśmiechnęłam się. - Nie dziwię się, że się wkurzyłeś.
- Naprawdę mi wybaczysz? - Jack zrobił niedowierzającą minę.
Kiwnęłam głową nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Jack uśmiechnął się również i przytulił mnie mocno, aż trochę uniosłam się nad ziemię.
- Kocham Cię, Elso, jesteś wspaniała. - pocałował mnie.
Odwzajemniłam pocałunek i uśmiechnęłam się w duchu.
- Elsa.
Kiedy obudziłam się w moim łóżku, nikogo nie było w pobliżu. Pomyślałam, że to pewnie Jack mnie przeniósł, ale po chwili przypomniało mi się, że przecież jesteśmy chyba na siebie obrażeni. Położyłam się z powrotem i wtuliłam w poduszkę. Znowu zrobiło mi się przykro. Nie musiał na mnie krzyczeć.
- Elsuś?
Podniosłam głowę i zobaczyłam Annę wchodzącą do pokoju. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i usiadła na łóżku obok mnie.
- Hej, Aniu. - uśmiechnęłam się słabo. - Wiesz może kto...
- Jack. - odparła od razu.
Uniosłam brwi ze zdziwieniem.
- Jak to?
- Jak tak wybiegłaś, najpierw nic nie robił i siedział z ponurą miną, ale po jakimś czasie zaczął się o Ciebie martwić. Szukaliśmy Cię w całym pałacu. A raczej on szukał, a ja lazłam za nim. W końcu znalazł Cię śpiącą w gabinecie i chyba zrobiło mu się Ciebie szkoda i pożałował, że się tak wydarł. Zaniósł Cię do łóżka i przykrył. Mówię Ci, to było supersłodkie...
- A gdzie jest teraz? - zapytałam.
Anna zrobiła skupioną minę, i oznajmiła:
- Hmm... potem gdzieś polazł i chyba nie wrócił do teraz. Pewnie odkupuje grzechy czy coś takiego...
Westchnęłam i opadłam na poduszki. Następnego dnia rano obudziłam się, a Jack'a dalej nie było. Poszłam do Anny, ale i ona i Kristoff jeszcze spali więc nie chciałam ich budzić.
- Hej, kotek. - usłyszałam za sobą.
- Miałeś się do mnie nie zbliżać! - powiedziałam półszeptem odwracając się do Clinta.
Opierał się o ścianę ze swoim głupim uśmiechem.
- Spokojnie. - zaśmiał się. - Chciałem powiedzieć Ci coś co może Cię zaciekawić.
Zmarszczyłam brwi podchodząc do niego.
- To znaczy...?
- Widziałem Twojego mężusia.
- Gdzie? - powiedziałam trochę zbyt entuzjastycznie niż planowałam.
Clint uśmiechnął się.
- Tak szczerze to chciał mnie zabić.
- Nie dziwię się. - powiedziałam chociaż tak naprawdę byłam trochę zła na Jack'a.
- Taa... ale lepiej nad nim zapanuj. Nie jestem pewien czy poddani chcieliby króla-mordercy.
- Nie przesadzaj. - przewróciłam oczami. - Nic by Ci nie zrobił.
- Mhm. - Clint uśmiechnął się chytrze i odszedł.
Kiedy koło południa Jack dalej nie pojawił się w pałacu, zaczęłam się trochę niepokoić. Jednak kiedy wyszłam na balkon poczułam zimny powiew wiatru i po chwili Jack wylądował obok mnie. Spuściłam wzrok i westchnęłam.
- Elso. - odezwał się.
Miał wyjątkowo łagodny głos, którego nie spodziewałam się po przemowie Clinta.
- Przepraszam Cię, Śnieżynko. Nie powinienem na Ciebie krzyczeć. - zrobił krok w moją stronę. - To nie Twoja wina, nic złego nie zrobiłaś. Przepraszam.
Uniosłam wzrok i spojrzałam mu w jego piękne, niebieskie oczy. Chyba nie potrafię się na niego gniewać.
- To nic. - uśmiechnęłam się. - Nie dziwię się, że się wkurzyłeś.
- Naprawdę mi wybaczysz? - Jack zrobił niedowierzającą minę.
Kiwnęłam głową nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Jack uśmiechnął się również i przytulił mnie mocno, aż trochę uniosłam się nad ziemię.
- Kocham Cię, Elso, jesteś wspaniała. - pocałował mnie.
Odwzajemniłam pocałunek i uśmiechnęłam się w duchu.
- Elsa.
wtorek, 9 czerwca 2015
Kłótnie i krzyki.
Witajcie,
Przez ostatnie dni Clint opamiętał się trochę. Gdy tylko widział Jack'a, usuwał się z drogi. Dziś rano gdy zeszłam na dół (oczywiście w towarzystwie mojego Strażnika) zobaczyliśmy Clinta jak z siekierą na ramieniu kręci się przed wrotami głównymi.
- Co tu robisz? - zapytałam.
Odwrócił się i na mój widok uśmiechnął lekko. Jednak gdy Jack posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, odchrząknął i powiedział:
- Idę do portu. Muszę zbudować sobie chatę.
Wzruszył ramionami i wyszedł. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Jack'a.
- A niech se buduje i to szybko. - powiedział.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Anka kiedy usłyszała, że Clint niby poszedł budować sobie chatę od razu krzyknęła:
- On coś knuje!
- Niby czemu? - zapytałam. - Chyba chce odzyskać dom, prawda?
- Ale on jest taki chytry... - Anna usiadła na przeciwko mnie. -...za chytry! Za chytry na budowanie domu, rozumiesz?
Z wrażenia uderzyła dłońmi o pościel.
Pokręciłam głową.
- Już naprawdę przesadzacie. - stwierdziłam.
- A co go tak bronisz? - Jack odszedł od okna i odwrócił się w naszą stronę.
- Jack... - westchnęłam.
- Jakby był jakiś święty. - wpatrywał się w podłogę z ponurą miną.
- Jack, on tylko buduje sobie dom... - zaczęłam, ale Jack podszedł do mnie.
- Tu nie chodzi o niego. - powiedział. - Chodzi o Ciebie! I o to jak go bronisz!
Podłoga pod nami zamarzła. Anna z lekko przestraszoną miną odsunęła się pod ścianę.
- Nie bronię go! - odparowałam. - Mówię jak jest!
- Wiesz jak to brzmi? - policzki Jack'a zrobiły się czerwone. - Jakbyś się w nim kochała!
- Jak możesz tak mówić?! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
Jack widząc to uspokoił się trochę, ale podłoga zrobiła się jeszcze zimniejsza.
- Mówię jak jest. - burknął.
Pokręciłam głową, spojrzałam na niego zarówno wściekłym jak i zrozpaczonym wzrokiem i wybiegłam na korytarz. Skierowałam się do tylnego wyjścia i uciekłam aż nad brzeg morza. Próbowałam się nie rozpłakać, ale nie udało się. Łzy same poleciały mi po policzkach, a fale u samego brzegu zaczęły lekko zamarzać. Usiadłam na ziemi i przymknęłam oczy. "Co ten Jack wygaduje..." - pomyślałam. "Chociaż, ma do tego prawo. Ma prawo być zazdrosny, ale żeby od razu... Nie musiał na mnie krzyczeć... A może to moja wina...?" Sama nie wiedziałam co myśleć. Nagle usłyszałam z tyłu głos, który był mi najmniej potrzebny w tym momencie:
- Wszystko dobrze, królowo?
Nie musząc się odwracać, aby sprawdzić kto to, powiedziałam:
- Chyba miałeś trzymać się z daleka.
Mój głos brzmiał naprawdę słabo. Clint zbliżył się.
- Przecież widzę, że coś się stało.
Usiadł obok mnie. Szybkim ruchem otarłam łzy. Wiedziałam, że gdyby zobaczył nas Jack zabiłby nas oboje, ale zamiast wstać i odejść po prostu wpatrywałam się w szron na wodzie.
- Mąż coś Ci dogadał?
Zmarszczyłam brwi.
- Może. Nic Ci do tego.
Clint pokręcił głową z uśmiechem.
- Och, Elso, Elso. On chyba działa Ci na nerwy, co?
Wstałam.
- Kocham go. Nie mieszaj się w nasze sprawy i... trzymaj się ode mnie z daleka. - szybko wróciłam do zamku.
Na razie jednak nie chciałam się spotykać z Jack'iem więc zamiast do sypialni udałam się do gabinetu. Usiadłam na kanapie przy kominku. Musiałam zasnąć, bo kiedy się obudziłam, był wieczór i leżałam w swoim łóżku. Ktoś mnie przeniósł?
- Elsa.
Przez ostatnie dni Clint opamiętał się trochę. Gdy tylko widział Jack'a, usuwał się z drogi. Dziś rano gdy zeszłam na dół (oczywiście w towarzystwie mojego Strażnika) zobaczyliśmy Clinta jak z siekierą na ramieniu kręci się przed wrotami głównymi.
- Co tu robisz? - zapytałam.
Odwrócił się i na mój widok uśmiechnął lekko. Jednak gdy Jack posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, odchrząknął i powiedział:
- Idę do portu. Muszę zbudować sobie chatę.
Wzruszył ramionami i wyszedł. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Jack'a.
- A niech se buduje i to szybko. - powiedział.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Anka kiedy usłyszała, że Clint niby poszedł budować sobie chatę od razu krzyknęła:
- On coś knuje!
- Niby czemu? - zapytałam. - Chyba chce odzyskać dom, prawda?
- Ale on jest taki chytry... - Anna usiadła na przeciwko mnie. -...za chytry! Za chytry na budowanie domu, rozumiesz?
Z wrażenia uderzyła dłońmi o pościel.
Pokręciłam głową.
- Już naprawdę przesadzacie. - stwierdziłam.
- A co go tak bronisz? - Jack odszedł od okna i odwrócił się w naszą stronę.
- Jack... - westchnęłam.
- Jakby był jakiś święty. - wpatrywał się w podłogę z ponurą miną.
- Jack, on tylko buduje sobie dom... - zaczęłam, ale Jack podszedł do mnie.
- Tu nie chodzi o niego. - powiedział. - Chodzi o Ciebie! I o to jak go bronisz!
Podłoga pod nami zamarzła. Anna z lekko przestraszoną miną odsunęła się pod ścianę.
- Nie bronię go! - odparowałam. - Mówię jak jest!
- Wiesz jak to brzmi? - policzki Jack'a zrobiły się czerwone. - Jakbyś się w nim kochała!
- Jak możesz tak mówić?! - krzyknęłam ze łzami w oczach.
Jack widząc to uspokoił się trochę, ale podłoga zrobiła się jeszcze zimniejsza.
- Mówię jak jest. - burknął.
Pokręciłam głową, spojrzałam na niego zarówno wściekłym jak i zrozpaczonym wzrokiem i wybiegłam na korytarz. Skierowałam się do tylnego wyjścia i uciekłam aż nad brzeg morza. Próbowałam się nie rozpłakać, ale nie udało się. Łzy same poleciały mi po policzkach, a fale u samego brzegu zaczęły lekko zamarzać. Usiadłam na ziemi i przymknęłam oczy. "Co ten Jack wygaduje..." - pomyślałam. "Chociaż, ma do tego prawo. Ma prawo być zazdrosny, ale żeby od razu... Nie musiał na mnie krzyczeć... A może to moja wina...?" Sama nie wiedziałam co myśleć. Nagle usłyszałam z tyłu głos, który był mi najmniej potrzebny w tym momencie:
- Wszystko dobrze, królowo?
Nie musząc się odwracać, aby sprawdzić kto to, powiedziałam:
- Chyba miałeś trzymać się z daleka.
Mój głos brzmiał naprawdę słabo. Clint zbliżył się.
- Przecież widzę, że coś się stało.
Usiadł obok mnie. Szybkim ruchem otarłam łzy. Wiedziałam, że gdyby zobaczył nas Jack zabiłby nas oboje, ale zamiast wstać i odejść po prostu wpatrywałam się w szron na wodzie.
- Mąż coś Ci dogadał?
Zmarszczyłam brwi.
- Może. Nic Ci do tego.
Clint pokręcił głową z uśmiechem.
- Och, Elso, Elso. On chyba działa Ci na nerwy, co?
Wstałam.
- Kocham go. Nie mieszaj się w nasze sprawy i... trzymaj się ode mnie z daleka. - szybko wróciłam do zamku.
Na razie jednak nie chciałam się spotykać z Jack'iem więc zamiast do sypialni udałam się do gabinetu. Usiadłam na kanapie przy kominku. Musiałam zasnąć, bo kiedy się obudziłam, był wieczór i leżałam w swoim łóżku. Ktoś mnie przeniósł?
- Elsa.
niedziela, 7 czerwca 2015
Trzymaj się z dala.
Witajcie,
Rano obudziłam się u boku Anny. Nie spała, czuwała nade mną z troskliwą miną.
- Hej, Elsuś. - uśmiechnęła się. - Przynieść Ci coś do jedzenia?
Usiadłam i przetarłam oczy.
- Nie, Aniu, dziękuję. - powiedziałam słabym głosem.
Po chwili siostra zapytała:
- Chcesz powiedzieć Jack'owi?
- Nie wiem. - zawahałam się. - Boję się, że jeśli się dowie, nie będzie co zbierać z Clinta.
- I dobrze. - Anka wzruszyła ramionami.
Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Znaczy... - odchrząknęła. - ...cóż. Myślę, że i tak lepiej mu powiedzieć. Ewentualnie dodając, żeby nie zabił tego debila.
Kiwnęłam głową i zeszłam z łóżka.
- Pójdę do niego. - powiedziałam.
- O nie, nie, nie. - Ania podbiegła do mnie. - Nigdzie Cię samej nie puszczę. Ten zboczeniec na pewno się tam gdzieś czai i tylko czeka...
- Dobrze. - ucięłam i wyszłyśmy na korytarz.
Anna miała rację. Na schodach siedział Clint. Gdy tylko nas zobaczył chciał coś do mnie krzyknąć, ale Anna pociągnęła mnie dalej. I słusznie. Weszłyśmy do mojej sypialni i zamknęłyśmy drzwi na klucz. Jack nie spał. Gdy mnie zobaczył podbiegł do mnie i przytulił mocno.
- Elsa, gdzie Ty byłaś? - zapytał. - Strasznie się martwiłem.
- Spałam u Anny. - odrzekłam.
- Czemu? Widziałaś się z Clintem? - Jack zrobił zaniepokojoną minę.
Westchnęłam.
- W nocy zeszłam do jadalni i... tak, on tam był. Zaczął mnie całować i... chciał...
Jack zrobił się czerwony i napiął mięśnie.
- Ale uciekłam. - dokończyłam szybko.
Jack stał przez chwilę bez ruchu wpatrując się w podłogę. Nagle ruszył w stronę drzwi z wściekłą miną.
- Zabiję go. - warknął.
- Nie, Jack! - podbiegłam do niego, jednak zdążył otworzyć drzwi i wyjść na korytarz.
- O, kogo my tu mamy! - usłyszałam głos Clinta, który po chwili wyłonił się zza ściany.
- Zabiję Cię, gnoju! - Jack ruszył w jego stronę.
- Jack! - zawołałam.
Anna patrzyła na wszystko z boku, chyba nie miała nic przeciwko skopania Clinta. Na szczęście udało mi się wbiec między niego i Jack'a. Stanęłam przodem do męża.
- Jack, uspokój się. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Elso, nie pozwolę, żeby ktoś bezkarnie robił Ci krzywdę. - odrzekł Jack.
Clint zaśmiał się.
- Krzywdę? - zadrwił.
Podłoga zamarzła. Jednak nie przeze mnie. Jack wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Hej, Jack'ie! - Clint wyszczerzył zęby. - Chyba nie chcesz skrzywdzić poddanego?
- Wynoś się z zamku. - warknął Jack.
- Jack... - powiedziałam. - On nie ma gdzie mieszkać. Nie możemy...
- Trzymaj się z dala od Elsy. - powiedział Jack. - Inaczej pożegnasz się z zamkiem.
Clint ukłonił się i odszedł z drwiącym uśmieszkiem.
- Elsa.
Rano obudziłam się u boku Anny. Nie spała, czuwała nade mną z troskliwą miną.
- Hej, Elsuś. - uśmiechnęła się. - Przynieść Ci coś do jedzenia?
Usiadłam i przetarłam oczy.
- Nie, Aniu, dziękuję. - powiedziałam słabym głosem.
Po chwili siostra zapytała:
- Chcesz powiedzieć Jack'owi?
- Nie wiem. - zawahałam się. - Boję się, że jeśli się dowie, nie będzie co zbierać z Clinta.
- I dobrze. - Anka wzruszyła ramionami.
Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Znaczy... - odchrząknęła. - ...cóż. Myślę, że i tak lepiej mu powiedzieć. Ewentualnie dodając, żeby nie zabił tego debila.
Kiwnęłam głową i zeszłam z łóżka.
- Pójdę do niego. - powiedziałam.
- O nie, nie, nie. - Ania podbiegła do mnie. - Nigdzie Cię samej nie puszczę. Ten zboczeniec na pewno się tam gdzieś czai i tylko czeka...
- Dobrze. - ucięłam i wyszłyśmy na korytarz.
Anna miała rację. Na schodach siedział Clint. Gdy tylko nas zobaczył chciał coś do mnie krzyknąć, ale Anna pociągnęła mnie dalej. I słusznie. Weszłyśmy do mojej sypialni i zamknęłyśmy drzwi na klucz. Jack nie spał. Gdy mnie zobaczył podbiegł do mnie i przytulił mocno.
- Elsa, gdzie Ty byłaś? - zapytał. - Strasznie się martwiłem.
- Spałam u Anny. - odrzekłam.
- Czemu? Widziałaś się z Clintem? - Jack zrobił zaniepokojoną minę.
Westchnęłam.
- W nocy zeszłam do jadalni i... tak, on tam był. Zaczął mnie całować i... chciał...
Jack zrobił się czerwony i napiął mięśnie.
- Ale uciekłam. - dokończyłam szybko.
Jack stał przez chwilę bez ruchu wpatrując się w podłogę. Nagle ruszył w stronę drzwi z wściekłą miną.
- Zabiję go. - warknął.
- Nie, Jack! - podbiegłam do niego, jednak zdążył otworzyć drzwi i wyjść na korytarz.
- O, kogo my tu mamy! - usłyszałam głos Clinta, który po chwili wyłonił się zza ściany.
- Zabiję Cię, gnoju! - Jack ruszył w jego stronę.
- Jack! - zawołałam.
Anna patrzyła na wszystko z boku, chyba nie miała nic przeciwko skopania Clinta. Na szczęście udało mi się wbiec między niego i Jack'a. Stanęłam przodem do męża.
- Jack, uspokój się. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Elso, nie pozwolę, żeby ktoś bezkarnie robił Ci krzywdę. - odrzekł Jack.
Clint zaśmiał się.
- Krzywdę? - zadrwił.
Podłoga zamarzła. Jednak nie przeze mnie. Jack wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Hej, Jack'ie! - Clint wyszczerzył zęby. - Chyba nie chcesz skrzywdzić poddanego?
- Wynoś się z zamku. - warknął Jack.
- Jack... - powiedziałam. - On nie ma gdzie mieszkać. Nie możemy...
- Trzymaj się z dala od Elsy. - powiedział Jack. - Inaczej pożegnasz się z zamkiem.
Clint ukłonił się i odszedł z drwiącym uśmieszkiem.
- Elsa.
sobota, 6 czerwca 2015
Jeszcze jeden taki wybryk...
Witajcie,
W nocy obudziłam się. Miałam straszny sen ze mną i Clintem w rolach głównych, lepiej nie będę Wam go opowiadać. Jack spał obok mnie i wiedziałam, że gdybym tylko go obudziła zacząłby mnie przytulać, pocieszać i mówić, że nie mam się czego bać. Czyli coś czego bardzo potrzebowałam. Jednak postanowiłam opanować się na własną rękę. Wstałam i nie wkładając nawet szlafroka na koszulę nocną, zeszłam na dół. Ciemne korytarze oświetlałam sobie lśniącymi śnieżynkami wirującymi przede mną. Zeszłam do jadalni i nagle podskoczyłam ze strachu słysząc za sobą głos:
- Wybrałaś się na przechadzkę w środku nocy?
Odwróciłam się szybko i odczarowałam śnieżynki. Za mną stał Clint, ubrany ze świecą w ręku.
- Dlaczego to wtedy zrobiłeś? - zapytałam.
Nie odpowiedział, tylko zbliżył się.
- Ładna piżama. - uśmiechnął się błądząc wzrokiem w okolicach mojego dekoltu.
- Albo przestaniesz... - złożyłam ręce na piersiach. - ... z tym wszystkim, albo będę musiała naprawdę wyrzucić Cię z zamku. Wiesz, że nie chcę tego robić. Znamy się od dzieciństwa, w dodatku wyrzucanie poddanych w potrzebie... - westchnęłam. - Musisz się opamiętać.
Clint postawił świeczkę na stole i uśmiechnął się do mnie.
- To nie takie proste, kochanie.
Gwałtownie zbliżył się i pocałował mnie. Usiłowałam go odepchnąć, ale przyparł mnie do ściany. Po chwili zaczął całować mnie w szyję i ramiona.
- Clint...! - krzyknęłam.
Kiedy sięgnął do zamka mojej koszuli, udało mi się wyczarować między nami lodową ścianę.
- Elsa! - zaśmiał się Clint. - Zabawa dopiero się zaczynała!
- Jeszcze jeden taki wybryk... - powiedziałam z trudem łapiąc powietrze. - ... i wyrzucę Cię z zamku!
I pobiegłam szybko z powrotem do sypialni. Siedziałam chwilę na łóżku próbując się uspokoić, ale nie zdołałam, więc pobiegłam do Anny. Kiedy wpadłam prawie płacząc do jej pokoju Kristoff obudził się i zapytał patrząc na mnie ze zdziwieniem:
- Elsa? Co ty tu... co się stało?
Pokręciłam tylko głową i usiadłam na podłodze po stronie Anny. Kristoff wstał i skierował się do drzwi.
- To ja... pójdę spać gdzie indziej, chyba jej potrzebujesz. - powiedział i wyszedł.
Płakałam chwilę w ciemności prawie nieświadomie gładząc Annę po włosach. W końcu obudziła się i zapytała widocznie przestraszona:
- Elsa? Elsuś, co się dzieje? Chodź do mnie...
Przesunęła się na drugą połowę łóżka, a ja położyłam się obok niej i wtuliłam w nią z płaczem.
- Już dobrze... - szepnęła całując mnie w czoło.
- Boże, Aniu... - westchnęłam. - Clint...
- Co on Ci zrobił? - Anna zmarszczyła brwi aby pokazać, że jest gotowa go pobić.
Pokręciłam głową.
- Obudziłam się w nocy... - zaczęłam. - ...zeszłam na dół i... i on tam był.
- I...? - Anna znowu przybrała zmartwioną minę i przytuliła mnie z powrotem.
- Chciał mnie... Zaczął mnie całować i...
- O nie! - Anka stanęła na łóżku i zaczęła chodzić w te i we wte. - Tak nie będzie! Nikt nie będzie bezkarnie...
Westchnęłam i otarłam łzy. Siostra usiadła z powrotem.
- Nie płacz Elsuś. Już dobrze. Nie przejmuj się tym palantem.
Przytuliłam się do niej i tak zasnęłam.
- Elsa.
W nocy obudziłam się. Miałam straszny sen ze mną i Clintem w rolach głównych, lepiej nie będę Wam go opowiadać. Jack spał obok mnie i wiedziałam, że gdybym tylko go obudziła zacząłby mnie przytulać, pocieszać i mówić, że nie mam się czego bać. Czyli coś czego bardzo potrzebowałam. Jednak postanowiłam opanować się na własną rękę. Wstałam i nie wkładając nawet szlafroka na koszulę nocną, zeszłam na dół. Ciemne korytarze oświetlałam sobie lśniącymi śnieżynkami wirującymi przede mną. Zeszłam do jadalni i nagle podskoczyłam ze strachu słysząc za sobą głos:
- Wybrałaś się na przechadzkę w środku nocy?
Odwróciłam się szybko i odczarowałam śnieżynki. Za mną stał Clint, ubrany ze świecą w ręku.
- Dlaczego to wtedy zrobiłeś? - zapytałam.
Nie odpowiedział, tylko zbliżył się.
- Ładna piżama. - uśmiechnął się błądząc wzrokiem w okolicach mojego dekoltu.
- Albo przestaniesz... - złożyłam ręce na piersiach. - ... z tym wszystkim, albo będę musiała naprawdę wyrzucić Cię z zamku. Wiesz, że nie chcę tego robić. Znamy się od dzieciństwa, w dodatku wyrzucanie poddanych w potrzebie... - westchnęłam. - Musisz się opamiętać.
Clint postawił świeczkę na stole i uśmiechnął się do mnie.
- To nie takie proste, kochanie.
Gwałtownie zbliżył się i pocałował mnie. Usiłowałam go odepchnąć, ale przyparł mnie do ściany. Po chwili zaczął całować mnie w szyję i ramiona.
- Clint...! - krzyknęłam.
Kiedy sięgnął do zamka mojej koszuli, udało mi się wyczarować między nami lodową ścianę.
- Elsa! - zaśmiał się Clint. - Zabawa dopiero się zaczynała!
- Jeszcze jeden taki wybryk... - powiedziałam z trudem łapiąc powietrze. - ... i wyrzucę Cię z zamku!
I pobiegłam szybko z powrotem do sypialni. Siedziałam chwilę na łóżku próbując się uspokoić, ale nie zdołałam, więc pobiegłam do Anny. Kiedy wpadłam prawie płacząc do jej pokoju Kristoff obudził się i zapytał patrząc na mnie ze zdziwieniem:
- Elsa? Co ty tu... co się stało?
Pokręciłam tylko głową i usiadłam na podłodze po stronie Anny. Kristoff wstał i skierował się do drzwi.
- To ja... pójdę spać gdzie indziej, chyba jej potrzebujesz. - powiedział i wyszedł.
Płakałam chwilę w ciemności prawie nieświadomie gładząc Annę po włosach. W końcu obudziła się i zapytała widocznie przestraszona:
- Elsa? Elsuś, co się dzieje? Chodź do mnie...
Przesunęła się na drugą połowę łóżka, a ja położyłam się obok niej i wtuliłam w nią z płaczem.
- Już dobrze... - szepnęła całując mnie w czoło.
- Boże, Aniu... - westchnęłam. - Clint...
- Co on Ci zrobił? - Anna zmarszczyła brwi aby pokazać, że jest gotowa go pobić.
Pokręciłam głową.
- Obudziłam się w nocy... - zaczęłam. - ...zeszłam na dół i... i on tam był.
- I...? - Anna znowu przybrała zmartwioną minę i przytuliła mnie z powrotem.
- Chciał mnie... Zaczął mnie całować i...
- O nie! - Anka stanęła na łóżku i zaczęła chodzić w te i we wte. - Tak nie będzie! Nikt nie będzie bezkarnie...
Westchnęłam i otarłam łzy. Siostra usiadła z powrotem.
- Nie płacz Elsuś. Już dobrze. Nie przejmuj się tym palantem.
Przytuliłam się do niej i tak zasnęłam.
- Elsa.
czwartek, 4 czerwca 2015
Uważałam go za przyjaciela.
Witajcie,
Z płaczem rzuciłam się na łóżko, które zamarzło w jednej chwili. Po około dwóch minutach do pokoju wpadła Anna.
- Elsa! Elsuś, kochanie! - zawołała i przytuliła mnie. - Chodź na dół, szybko, musisz coś zrobić! Inaczej oni się tam pobiją!
Spojrzałam na nią przez łzy. Uśmiechnęła się słabo i pociągnęła mnie z powrotem na dziedziniec. Jack i Clint popychali się i bili na środku trawnika. Z wszystkich okien patrzyły na nich zaciekawione służące.
- Przestańcie! - krzyknęłam podbiegając do nich.
Jack podbiegł do mnie i chciał mnie przytulić, ale musiałam go odepchnąć. Podeszłam do Clinta i spojrzałam mu w oczy z wściekłością.
- Co ty sobie myślałeś?!
- Nie gorączkuj się, Elsa. Nic takiego się nie stało. - powiedział z uśmiechem.
Nie wytrzymałam i uderzyłam go w policzek.
- Dobrze, kochanie! Przywal mu! - zawołał Jack.
Opamiętałam się, pokręciłam głową i spostrzegłam, że trawa wokół nas zamarzła.
- Trzymaj się ode mnie z daleka. - wycedziłam. - Chyba, że chcesz mieszkać na ulicy.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wejścia do środka.
- Powtórzymy to! - usłyszałam Clinta.
Anna pobiegła za mną ciągnąc za sobą wózek i Jack'a.
- Bardzo dobrze, Elsuś. - pochwaliła mnie.
- Jestem głupia. - powiedziałam. - Po co w ogóle z nim wyszłam?
Kiedy weszliśmy do mojej komnaty Jack przytulił mnie mocno.
- Co za zboczeniec, jak to się w ogóle stało, że byliście razem na dziedzińcu?
Westchnęłam siadając na łóżku i ubierając rękawiczki.
- Po prostu...
- Mówiłaś, że on nic nie zrobi. - Ania usiadła obok mnie.
- Bo tak myślałam. - odrzekłam.
- Trzeba było go od razu wywalić.
Pokręciłam głową.
- To jednak mój poddany. Nie mogę tak.
- Tym razem już na pewno nigdzie Cię samej nie zostawimy. - powiedział Jack.
- Dziękuję. - powiedziałam. - Aniu, możesz na chwilę zostawić nas samych?
Kiwnęła głową i wyszła. Jack usiadł na jej miejscu.
- Jack, przepraszam Cię. - powiedziałam.
- Ale za co? - ujął moje zimne dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Przeze mnie znowu ktoś wtrąca się w nasz związek.
Pokręcił głową.
- Nie ma w tym ani trochę Twojej winy. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Teraz tylko wystarczy trzymać tego głupka z dala od Ciebie.
- Uważałam go za przyjaciela. - westchnęłam po chwili.
- Cóż... żeby Cię pocieszyć, powiem, że poniekąd to nie jego wina. - Jack zamyślił się.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę cholernie trudno jest oprzeć się tak seksownej królowej. - powiedział popychając mnie lekko na plecy.
- Jack! - zaśmiałam się, a on uśmiechnął się swoim chytrym sposobem i pocałował mnie.
- Elsa.
Z płaczem rzuciłam się na łóżko, które zamarzło w jednej chwili. Po około dwóch minutach do pokoju wpadła Anna.
- Elsa! Elsuś, kochanie! - zawołała i przytuliła mnie. - Chodź na dół, szybko, musisz coś zrobić! Inaczej oni się tam pobiją!
Spojrzałam na nią przez łzy. Uśmiechnęła się słabo i pociągnęła mnie z powrotem na dziedziniec. Jack i Clint popychali się i bili na środku trawnika. Z wszystkich okien patrzyły na nich zaciekawione służące.
- Przestańcie! - krzyknęłam podbiegając do nich.
Jack podbiegł do mnie i chciał mnie przytulić, ale musiałam go odepchnąć. Podeszłam do Clinta i spojrzałam mu w oczy z wściekłością.
- Co ty sobie myślałeś?!
- Nie gorączkuj się, Elsa. Nic takiego się nie stało. - powiedział z uśmiechem.
Nie wytrzymałam i uderzyłam go w policzek.
- Dobrze, kochanie! Przywal mu! - zawołał Jack.
Opamiętałam się, pokręciłam głową i spostrzegłam, że trawa wokół nas zamarzła.
- Trzymaj się ode mnie z daleka. - wycedziłam. - Chyba, że chcesz mieszkać na ulicy.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wejścia do środka.
- Powtórzymy to! - usłyszałam Clinta.
Anna pobiegła za mną ciągnąc za sobą wózek i Jack'a.
- Bardzo dobrze, Elsuś. - pochwaliła mnie.
- Jestem głupia. - powiedziałam. - Po co w ogóle z nim wyszłam?
Kiedy weszliśmy do mojej komnaty Jack przytulił mnie mocno.
- Co za zboczeniec, jak to się w ogóle stało, że byliście razem na dziedzińcu?
Westchnęłam siadając na łóżku i ubierając rękawiczki.
- Po prostu...
- Mówiłaś, że on nic nie zrobi. - Ania usiadła obok mnie.
- Bo tak myślałam. - odrzekłam.
- Trzeba było go od razu wywalić.
Pokręciłam głową.
- To jednak mój poddany. Nie mogę tak.
- Tym razem już na pewno nigdzie Cię samej nie zostawimy. - powiedział Jack.
- Dziękuję. - powiedziałam. - Aniu, możesz na chwilę zostawić nas samych?
Kiwnęła głową i wyszła. Jack usiadł na jej miejscu.
- Jack, przepraszam Cię. - powiedziałam.
- Ale za co? - ujął moje zimne dłonie i spojrzał mi w oczy.
- Przeze mnie znowu ktoś wtrąca się w nasz związek.
Pokręcił głową.
- Nie ma w tym ani trochę Twojej winy. - powiedział uśmiechając się do mnie. - Teraz tylko wystarczy trzymać tego głupka z dala od Ciebie.
- Uważałam go za przyjaciela. - westchnęłam po chwili.
- Cóż... żeby Cię pocieszyć, powiem, że poniekąd to nie jego wina. - Jack zamyślił się.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Naprawdę cholernie trudno jest oprzeć się tak seksownej królowej. - powiedział popychając mnie lekko na plecy.
- Jack! - zaśmiałam się, a on uśmiechnął się swoim chytrym sposobem i pocałował mnie.
- Elsa.
środa, 3 czerwca 2015
Co on sobie pomyśli...?
Witajcie,
Wczoraj po południu siedziałam sobie spokojnie w moim gabinecie i przeglądałam listy od poddanych. Anna chciała iść ze mną i Leną na spacer, ale powiedziałam jej, że trochę boli mnie głowa (co było prawdą, wysoka temperatura nie działa na mnie najlepiej) i, że lepiej zostanę w pałacu. Było jej smutno więc poprosiłam Jack'a, żeby z nią poszedł.
- Ja? - jęknął. - A Kristoff?
Spojrzałam na niego znad kartki.
- Nie o to chodzi, że nie chcę iść gdzieś z Anną tylko, że nie chce iść gdzieś bez Ciebie, a raczej zostawiać Cię tutaj z Clintem, który gdzieś się tu kręci i nie wiadomo...
- Jack. - ucięłam odkładając listy na biurko. - Proszę, idź z nią. Kristoff pojechał do trolli.
- Ale Clint...
- Spokojnie, zajmę się królową. - nagle do pokoju wszedł pewnym siebie krokiem Clint. - Włos jej z głowy nie spadnie, Jack'ie.
Jack spojrzał na niego wściekłym wzrokiem, ale nie mógł już nic powiedzieć, więc poszedł. Usłyszałam jak Clint siada na kanapie przy kominku. Przez chwilę przeglądałam listy próbując go ignorować jednak on chyba jak najbardziej chciał zwrócić na siebie uwagę, bo chrząkał, kaszlał i wzdychał co chwilę. W końcu kiedy dalej nie reagowałam zapytał:
- Co tam tak usilnie robisz?
- Nic ważnego. - odrzekłam nie odrywając oczu od kartki.
Wstał i podszedł do mnie od tyłu kładąc ręce na oparciu mojego krzesła.
- Miałem Cię pilnować, a z tymi listami na pewno umrzesz z nudów. - powiedział. - Mam lepszą propozycję.
Spojrzałam na niego wzrokiem z cyklu "Nie kombinuj".
- Chodźmy na dziedziniec, gdzieś, gdziekolwiek. Przejdziemy się czy coś... Zapewniam, że nie umrzesz. - uśmiechnął się unosząc brwi.
- Clint. - pokręciłam głową. - Nigdzie z Tobą nie pójdę.
- A to czemu?
- Jack będzie...
Clint przewrócił oczami.
- Ciągle tylko Jack, Jack i Jack. - westchnął.
- To mój mąż. - przypomniałam mu.
- Podobno Cię zdradził z jakąś natrętną laską.
Spuściłam głowę. Po chwili odrzekłam:
- Nie zdradził. To ona się na niego rzuciła.
- I jeszcze go bronisz, no ja nie mogę. - kapitan spojrzał na mnie. - Wygląda na to, że jemu wolno wszystko. Może robić co chce, bo Ty i tak mu wybaczysz. A sama jesteś posłuszna jak baranek.
- Wcale nie. - zaprzeczyłam ostrzegawczym tonem. - I nie mów tak o nim.
Spojrzał w sufit. Widocznie zrozumiał, że nie przegada mnie na ten temat.
- Chodź. - powiedział po chwili wyciągając do mnie rękę.
Uniosłam brwi.
- Oj, no chodź! - pociągnął mnie za ręce przewracając oczami.
Pociągnął mnie na dziedziniec. Na szczęście Anna i Jack chyba już poszli, bo nie natknęliśmy się na nich. Wtedy byłaby awantura na cały zamek...
- Clint! - krzyknęłam.
On jednak dalej prowadził mnie między krzewami.
- Clint! Gdzie ty mnie ciągniesz, do jasnej...
- Cicho, królowo. - powiedział przykładając mi palec do ust.
Przewróciłam oczami i wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Mam prawo wiedzieć gdzie mnie prowadzisz. - powiedziałam. - Albo mi powiesz, albo z tobą nigdzie nie idę.
Clint zaśmiał się.
- Właściwie to chciałem przyjść tu. Szukałem tylko miejsca, w którym Twoje służące nie będą się na nas gapić z okien.
Uniosłam brwi.
- Chodź, usiądziemy sobie. - pociągnął mnie na trawę.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Nagle Clint zapytał:
- Co ty właściwie widzisz w tym Jack'u?
- A Tobie co do tego? - zaśmiałam się.
Nie odpowiedział.
- Jack ma bardzo wiele zalet. Jest przystojny, miły, mądry, uroczy, troskliwy i dobry w... ee.. w... gotowaniu, oczywiście.
Clint uniósł brwi.
- I na pewno nie ucieszyłby się gdyby nas tu zobaczył. - dodałam wstając. - Pójdę już.
- Nie, Elsa, no weź, nie idź!
W tym momencie usłyszeliśmy śmiech Anny.
- Wrócili! - jęknęłam. - Wejdą tylnym wejściem!
- No i...co? - Clint wstał powoli.
- Przyjdą tu! Idziemy, już! - chciałam pobiec do środka, ale Clint złapał mnie za rękę.
- Co ty robisz?! - wrzasnęłam na niego.
Na dziedziniec od drugiej strony wyszła Anna z wózkiem, a za nią Jack. Widząc nas zrobił zdziwioną minę, a potem rzucił Clintowi wściekłe spojrzenie i ruszył w jego stronę. On jednak nie zwracając na niego uwagi, objął mnie mocno w talii i... pocałował. Lodowaty wiatr owiał naraz cały dziedziniec, a ziemia pod moimi nogami zamarzła. Odepchnęłam go i uciekłam do zamku wściekła na niego, na siebie i na cały świat. Z wyjątkiem Jack'a. Biedny Jack, co on sobie pomyślał? Nie wiem co stało się na dziedzińcu po mojej ucieczce, ale w tamtej chwili myślałam tylko o tym żeby nie zamrozić całego Arendelle i żeby wtulić się w poduszkę i płakać do wieczora.
- Elsa.
Wczoraj po południu siedziałam sobie spokojnie w moim gabinecie i przeglądałam listy od poddanych. Anna chciała iść ze mną i Leną na spacer, ale powiedziałam jej, że trochę boli mnie głowa (co było prawdą, wysoka temperatura nie działa na mnie najlepiej) i, że lepiej zostanę w pałacu. Było jej smutno więc poprosiłam Jack'a, żeby z nią poszedł.
- Ja? - jęknął. - A Kristoff?
Spojrzałam na niego znad kartki.
- Nie o to chodzi, że nie chcę iść gdzieś z Anną tylko, że nie chce iść gdzieś bez Ciebie, a raczej zostawiać Cię tutaj z Clintem, który gdzieś się tu kręci i nie wiadomo...
- Jack. - ucięłam odkładając listy na biurko. - Proszę, idź z nią. Kristoff pojechał do trolli.
- Ale Clint...
- Spokojnie, zajmę się królową. - nagle do pokoju wszedł pewnym siebie krokiem Clint. - Włos jej z głowy nie spadnie, Jack'ie.
Jack spojrzał na niego wściekłym wzrokiem, ale nie mógł już nic powiedzieć, więc poszedł. Usłyszałam jak Clint siada na kanapie przy kominku. Przez chwilę przeglądałam listy próbując go ignorować jednak on chyba jak najbardziej chciał zwrócić na siebie uwagę, bo chrząkał, kaszlał i wzdychał co chwilę. W końcu kiedy dalej nie reagowałam zapytał:
- Co tam tak usilnie robisz?
- Nic ważnego. - odrzekłam nie odrywając oczu od kartki.
Wstał i podszedł do mnie od tyłu kładąc ręce na oparciu mojego krzesła.
- Miałem Cię pilnować, a z tymi listami na pewno umrzesz z nudów. - powiedział. - Mam lepszą propozycję.
Spojrzałam na niego wzrokiem z cyklu "Nie kombinuj".
- Chodźmy na dziedziniec, gdzieś, gdziekolwiek. Przejdziemy się czy coś... Zapewniam, że nie umrzesz. - uśmiechnął się unosząc brwi.
- Clint. - pokręciłam głową. - Nigdzie z Tobą nie pójdę.
- A to czemu?
- Jack będzie...
Clint przewrócił oczami.
- Ciągle tylko Jack, Jack i Jack. - westchnął.
- To mój mąż. - przypomniałam mu.
- Podobno Cię zdradził z jakąś natrętną laską.
Spuściłam głowę. Po chwili odrzekłam:
- Nie zdradził. To ona się na niego rzuciła.
- I jeszcze go bronisz, no ja nie mogę. - kapitan spojrzał na mnie. - Wygląda na to, że jemu wolno wszystko. Może robić co chce, bo Ty i tak mu wybaczysz. A sama jesteś posłuszna jak baranek.
- Wcale nie. - zaprzeczyłam ostrzegawczym tonem. - I nie mów tak o nim.
Spojrzał w sufit. Widocznie zrozumiał, że nie przegada mnie na ten temat.
- Chodź. - powiedział po chwili wyciągając do mnie rękę.
Uniosłam brwi.
- Oj, no chodź! - pociągnął mnie za ręce przewracając oczami.
Pociągnął mnie na dziedziniec. Na szczęście Anna i Jack chyba już poszli, bo nie natknęliśmy się na nich. Wtedy byłaby awantura na cały zamek...
- Clint! - krzyknęłam.
On jednak dalej prowadził mnie między krzewami.
- Clint! Gdzie ty mnie ciągniesz, do jasnej...
- Cicho, królowo. - powiedział przykładając mi palec do ust.
Przewróciłam oczami i wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Mam prawo wiedzieć gdzie mnie prowadzisz. - powiedziałam. - Albo mi powiesz, albo z tobą nigdzie nie idę.
Clint zaśmiał się.
- Właściwie to chciałem przyjść tu. Szukałem tylko miejsca, w którym Twoje służące nie będą się na nas gapić z okien.
Uniosłam brwi.
- Chodź, usiądziemy sobie. - pociągnął mnie na trawę.
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Nagle Clint zapytał:
- Co ty właściwie widzisz w tym Jack'u?
- A Tobie co do tego? - zaśmiałam się.
Nie odpowiedział.
- Jack ma bardzo wiele zalet. Jest przystojny, miły, mądry, uroczy, troskliwy i dobry w... ee.. w... gotowaniu, oczywiście.
Clint uniósł brwi.
- I na pewno nie ucieszyłby się gdyby nas tu zobaczył. - dodałam wstając. - Pójdę już.
- Nie, Elsa, no weź, nie idź!
W tym momencie usłyszeliśmy śmiech Anny.
- Wrócili! - jęknęłam. - Wejdą tylnym wejściem!
- No i...co? - Clint wstał powoli.
- Przyjdą tu! Idziemy, już! - chciałam pobiec do środka, ale Clint złapał mnie za rękę.
- Co ty robisz?! - wrzasnęłam na niego.
Na dziedziniec od drugiej strony wyszła Anna z wózkiem, a za nią Jack. Widząc nas zrobił zdziwioną minę, a potem rzucił Clintowi wściekłe spojrzenie i ruszył w jego stronę. On jednak nie zwracając na niego uwagi, objął mnie mocno w talii i... pocałował. Lodowaty wiatr owiał naraz cały dziedziniec, a ziemia pod moimi nogami zamarzła. Odepchnęłam go i uciekłam do zamku wściekła na niego, na siebie i na cały świat. Z wyjątkiem Jack'a. Biedny Jack, co on sobie pomyślał? Nie wiem co stało się na dziedzińcu po mojej ucieczce, ale w tamtej chwili myślałam tylko o tym żeby nie zamrozić całego Arendelle i żeby wtulić się w poduszkę i płakać do wieczora.
- Elsa.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Dzień Dziecka.
Witajcie,
Dziś rano obudziłam się z myślą, że zapominam o czymś ważnym. Siedziałam chwilę w łóżku i wpatrywałam się w sufit ze skupieniem, gdy nagle przypomniałam sobie o co chodzi.
- Jack! - trzepnęłam męża w głowę, jednak chyba trochę za mocno, bo włosy pokryły mu się szronem i jęknął:
- Ała... co się dzieje, Śnieżynko?
- Dzisiaj Dzień Dziecka! - szepnęłam.
- Zachciało Ci się dzidziusia? - usiadł błyskawicznie z nadzieją.
Przewróciłam oczami.
- Nie, Jack. Ale nie mamy nic dla Lenki. Jej pierwszy Dzień Dziecka!
- Aaa... - opadł na poduszki z powrotem. - Spoko, Elsa. Wyczarujemy jej coś, na pewno się ucieszy.
Z braku bardziej kreatywnych pomysłów tak też zrobiliśmy.
- Jest cudowna. - ucieszyła się Anna, gdy kładłam Lenie w kołysce śnieżną laleczkę, jakieś cztery godziny później.
Uśmiechnęłam się. Nagle do pokoju wszedł Clint.
- Zorientowałem się, że macie tu jakąś imprezkę. - powiedział podchodząc do kołyski. - Ale słodki bobasek, mam coś dla niego.
- Dla niej... - mruknął Kristoff.
Clint wyjął z kieszeni skórzanego płaszcza maleńką, drewnianą kopię steru i postawił ją na półce.
- Jak dorośnie i zapyta skąd to ma, opowiedzcie jej o niesamowicie przystojnym kapitanie... - zaczął, ale Anna przerwała mu:
- Bardzo dziękujemy. Naprawdę miło z Twojej strony.
Clint ukłonił się z uśmiechem i skierował się do wyjścia. W drzwiach mrugnął do mnie. Jack wytrzeszczył oczy.
- Widziałaś? Co to miało być? - zaczął oskarżycielskim tonem wskazując na drzwi.
- Nie wiem. - odrzekłam po chwili. - Ale było niegroźne. Rozumiesz? Nic się nie stało.
- Elso. - Jack złapał mnie za ramiona. - On z Tobą flir-tu-je. Nie dopuszczę do tego!
Pokręciłam głową. Kristoff podrapał się po podbródku i stwierdził:
- Jack ma rację, ten cały kapitan na Ciebie leci.
- Nie no, błagam. - westchnęłam. - Wcale nie, a nawet jeśli to nie wiem po co skoro wie, że mam męża.
- Wiesz, Elsuś... - Anna podeszła do nas. - ... nie obraź się, ale on faktycznie chyba próbuje się do Ciebie dobrać. Mam pomysł: postaram się chodzić z Tobą wszędzie, a jak zostaniesz sama - i pewnie wykorzysta sytuację - zaczaję się gdzieś obok żeby jakby co mieć dowód, że go nakryłam.
- Skoro musisz. - westchnęłam.
- Świetny plan. - powiedział Jack. - A jak ten debil coś Ci zrobi...
- Jack... Nic nie zrobi. - pocałowałam go.
- Elsa.
Dziś rano obudziłam się z myślą, że zapominam o czymś ważnym. Siedziałam chwilę w łóżku i wpatrywałam się w sufit ze skupieniem, gdy nagle przypomniałam sobie o co chodzi.
- Jack! - trzepnęłam męża w głowę, jednak chyba trochę za mocno, bo włosy pokryły mu się szronem i jęknął:
- Ała... co się dzieje, Śnieżynko?
- Dzisiaj Dzień Dziecka! - szepnęłam.
- Zachciało Ci się dzidziusia? - usiadł błyskawicznie z nadzieją.
Przewróciłam oczami.
- Nie, Jack. Ale nie mamy nic dla Lenki. Jej pierwszy Dzień Dziecka!
- Aaa... - opadł na poduszki z powrotem. - Spoko, Elsa. Wyczarujemy jej coś, na pewno się ucieszy.
Z braku bardziej kreatywnych pomysłów tak też zrobiliśmy.
- Jest cudowna. - ucieszyła się Anna, gdy kładłam Lenie w kołysce śnieżną laleczkę, jakieś cztery godziny później.
Uśmiechnęłam się. Nagle do pokoju wszedł Clint.
- Zorientowałem się, że macie tu jakąś imprezkę. - powiedział podchodząc do kołyski. - Ale słodki bobasek, mam coś dla niego.
- Dla niej... - mruknął Kristoff.
Clint wyjął z kieszeni skórzanego płaszcza maleńką, drewnianą kopię steru i postawił ją na półce.
- Jak dorośnie i zapyta skąd to ma, opowiedzcie jej o niesamowicie przystojnym kapitanie... - zaczął, ale Anna przerwała mu:
- Bardzo dziękujemy. Naprawdę miło z Twojej strony.
Clint ukłonił się z uśmiechem i skierował się do wyjścia. W drzwiach mrugnął do mnie. Jack wytrzeszczył oczy.
- Widziałaś? Co to miało być? - zaczął oskarżycielskim tonem wskazując na drzwi.
- Nie wiem. - odrzekłam po chwili. - Ale było niegroźne. Rozumiesz? Nic się nie stało.
- Elso. - Jack złapał mnie za ramiona. - On z Tobą flir-tu-je. Nie dopuszczę do tego!
Pokręciłam głową. Kristoff podrapał się po podbródku i stwierdził:
- Jack ma rację, ten cały kapitan na Ciebie leci.
- Nie no, błagam. - westchnęłam. - Wcale nie, a nawet jeśli to nie wiem po co skoro wie, że mam męża.
- Wiesz, Elsuś... - Anna podeszła do nas. - ... nie obraź się, ale on faktycznie chyba próbuje się do Ciebie dobrać. Mam pomysł: postaram się chodzić z Tobą wszędzie, a jak zostaniesz sama - i pewnie wykorzysta sytuację - zaczaję się gdzieś obok żeby jakby co mieć dowód, że go nakryłam.
- Skoro musisz. - westchnęłam.
- Świetny plan. - powiedział Jack. - A jak ten debil coś Ci zrobi...
- Jack... Nic nie zrobi. - pocałowałam go.
- Elsa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)