Witajcie,
Dziś Anna nie dała mi spać, bo przylazła do mnie około północy jęcząc mi nad głową:
- Eeelsa, Elsaaa, Eeeeeelsaaaaa!
- Coś się stało? - wybełkotałam nie podnosząc głowy z poduszki.
- Tak. Jestem w ciąży.
- Tak, wiem... - odparłam i zakryłam się kołdrą.
Siostra odsunęła ją i zaczęła ciągnąć mnie za dół koszuli nocnej.
- Musisz mi pomóc! Nie mam żadnych ubrań! W nic się nie zmieszczę!
- Po pierwsze... - usiadłam przecierając oczy. - Nie rozbieraj mnie. Po drugie: przecież to dopiero trzeci mie...
- Chyba JUŻ trzeci miesiąc! - powiedziała siostra i stanęła na łóżku bokiem do mnie. - Popatrz, trochę się... zaokrągliłam, że tak powiem...
Faktycznie Anna miała rację.
- A myślisz, że ja mam ciuchy ciążowe? - jęknęłam i położyłam się z powrotem.
- Nie... ale musisz mi coś wymyślić.
- Niby co...?
- Pomyślałam... - Ania pochyliła się nade mną. - ...że może zostały jakieś...po mamie?
Westchnęłam głęboko, zeszłam z łóżka, nałożyłam szlafrok i pociągnęłam Annę na korytarz.
- Pamiętasz tą komnatę, która zazwyczaj jest zamknięta i nikt do niej nie wchodzi? - zapytałam idąc przed siebie.
- Tak. - odrzekła siostra.
- To sypialnia rodziców. Są tam ich wszystkie rzeczy.
- Razem z ubraniami?
- Razem z ubraniami.
Nagle usłyszałyśmy huk i z jednego z pokojów wyleciał Jack.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam.
Widząc nas uśmiechnął się zamykając nogą drzwi pokoju, z którego wyleciał.
- Nic. Troszkę eksperymentowałem i zrobiła się mała śnieżyca. A wy co robicie w środku nocy po ciemku na korytarzu?
- Nie chcesz wiedzieć. - Anna pokazała mu język.
- Idziemy przeszukać szafę rodziców. - ucięłam. - Idziesz z nami?
- Jasne. Cóż innego mi zostało? - Jack podniósł z podłogi laskę i poszliśmy dalej korytarzem.
Po kilku minutach doszliśmy do komnaty, której szukałam. Anna nacisnęła na klamkę, jednak drzwi były zamknięte.
- Królowa powinna mieć klucz, nie? - zwróciła się do mnie. Nie odpowiadając rozejrzałam się po korytarzu. Na ścianie przy drzwiach wisiał mały obraz. Był na nim namalowany ciemny pokoik z dużym, trójkątnym oknem. Pośrodku stała biała kołyska. Była lekko ośnieżona. Jack widocznie zapatrzył się na obraz, bo przekrzywił głowę z otwartymi ustami. Nie zastanawiając się długo ściągnęłam obraz ze ściany. Znalazłam to, czego szukałam. W ścianę wbudowana była niewielka półeczka, na której leżał duży, srebrny klucz.
- Super! Skąd wiedziałaś? - Anna odebrała mi klucz.
- W końcu jestem królową. Znam sekrety własnego zamku. - odrzekłam wieszając obraz z powrotem.
- Są jakieś jeszcze? - dopytywała siostra. - Czemu ja ich nie znam?
- I ja!
- Nie wrzeszczcie z łaski swojej, bo wszystkich obudzicie. - uciszyłam ich.
- Ale serio... królowa chyba może zdradzić sekrety narzeczonemu... - szepnął Jack.
- ...i siostrze. - dodała Anka.
Zabrałam jej klucz i otworzyłam drzwi. Naszym oczom ukazał się ciemny, zakurzony pokój z wielkim, drewnianym łożem po środku. Pościel była starannie ułożona, jakby dopiero rano ktoś pościelił. Pod oknem stało duże biurko, a na nim kałamarz i kilka papierów. Pod jedną ze ścian była ogromna, ciemna szafa.
- Bingo! - zawołała Anka i podbiegła do szafy. Gdy tylko ją otworzyła wydobyła się z niej wielka chmura kurzu. Siostra zakaszlała i zaczęła przeszukiwać sukienki. Ja podeszłam do biurka. Podniosłam jedną z zakurzonych kartek. Był to jakiś bardzo stary list napisany pięknym pismem:
Kochana siostro,
To dla nas cudowna wiadomość. Wiesz, że bardzo chciałam być ciocią. To na pewno będzie wyjątkowe dziecko. I nie przejmuj się niczym, na pewno sobie poradzicie. Będziecie idealnymi rodzicami. Przyjedziemy kiedy tylko się uda. Uściski z Corony,
Romilda i Rafael
Po policzku spłynęła mi lodowata łza. Poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
- Twoja ciotka miała rację. - wyszeptał mi Jack do ucha. - Naprawdę jesteś wyjątkowa.
I pocałował mnie w policzek.
- Dalej nic nie znalazłam! - zawołała "z szafy" Anka. - Ale...poszukam jeszcze.
Wzięłam do ręki drugi list.
Kochana siostrzyczko!
Gratulacje! Druga pannica do wychowania! Elsa będzie miała towarzystwo! Cudownie! Anna na pewno wyrośnie na śliczną dziewczynkę, jak siostra. I obie muszą poznać Puncię! Koniecznie!
Buziaki z Corony,
Romilda i Rafael
Odłożyłam lekko zaszronione kartki na miejsce i odwróciłam się do Jack'a.
- To takie...dziwne, prawda? - zapytałam.
- Ciekawe czy nasze dzieci też będą czytać jakieś nasze stare listy. - odparł. - Może lepiej nie...
- Nasze dzieci?
Jack spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No...chyba kiedyś będziemy je mieć, nie?
Przerwała nam Anna podbiegając do nas z trzema sukienkami.
- Patrzcie! Są dość szerokie, chyba będą w sam raz. - i rozłożyła je na łóżku. Faktycznie były dość szerokie. Jedna fioletowo-czarna, druga ciemno-zielona i trzecia rudo-brązowa.
- Bardzo ładne. - powiedziałam. - Ale powinnyśmy najpierw je wyprać.
- Zaniosę je do pralni! - zawołała siostra z entuzjazmem i wybiegła z pokoju zabierając suknie.
- Zostaliśmy sami... - zaczął Jack wkładając rękę do kieszeni bluzy.
- Wróćmy do sypialni. - powiedziałam.
- Bardzo chętnie. - Jack chwycił laskę i wyszedł z pokoju. Zamknęłam komnatę na klucz i schowałam go za obrazem. Następnie poszliśmy do mojej sypialni. Spojrzałam na zegar. Była druga w nocy.
- Późno już. - powiedziałam. - Chyba pójdę spać.
- Śnieżynko, no weź... - Jack objął mnie w talii. - Idealna pora na...
- Jack...
Jack rozwiązał i ściągnął mój satynowy, niebieski szlafrok. Pocałował mnie w usta, a potem w szyję...
- Jack...
Nagle ktoś zapukał w drzwi komnaty. Jack odsunął się, a ja poprawiłam koszulę nocną. Uchyliłam drzwi. Stał za nimi Kristoff.
- Ee... w czym mogę pomóc?
Kristoff spojrzał nade mną na Jack'a i uśmiechnął się.
- Przeszkodziłem Wam?
- Nie.
- Tak.
- Szukam tylko Anny. Widzieliście ją?
- Poszła do pralni. - odpowiedziałam. Kristoff ukłonił się z uśmiechem i pobiegł na dół.
Odwróciłam się. Jack usiadł na łóżku z jedną ręką w kieszeni.
- Czy ktoś zawsze musi nam przeszkadzać? - uśmiechnął się.
Usiadłam obok niego. Nagle wstał.
- Mam pomysł!
I wybiegł z pokoju.
- Jack!
Pobiegłam za nim. Okazało się, że stał za drzwiami. Tworzył na nich laską jakiś lodowy wzór.
- Co ty...? - zaczęłam, ale uciszył mnie gestem.
Po chwili odsunął się, żebym mogła zobaczyć co stworzył. Na drzwiach widniał lodowy napis:
Nie wchodzić. Tu się odbywają krzaki.
- Przegiąłeś. - zaśmiałam się.
- Nie prawda. - zaśmiał się Jack, po czym pozwoliłam mu przejąć władzę nad wszystkim co miało się stać.
- Elsa.
niedziela, 28 września 2014
sobota, 27 września 2014
Dzieci, dzieci i dzieci.
Witajcie,
Od kilku dni Czkawka i Astrid nocują u nas w pałacu. Anna bardzo się z tego cieszy i wszyscy miło spędzamy czas. Dziś rano obudziła mnie machając rękami.
- Elsa! Elsa! Elsa! Mam wyniki! Mam wyni...!
- Nie wrzeszcz, proszę. - przerwałam jej.
- Co jest...? - ziewnął Jack. (Spał ze mną.)
Anna usiadła przy mnie i wyciągnęła z torebeczki kartkę. Podała nam ją.
- To trzeci miesiąc! - zawołała.
- Jeju... to... fantastycznie. - wyjąkałam.
- Kocham dzieci! - zawołał Jack i wzleciał pod sufit. - Będę mu kupował lizaki, cukierki! Budował bałwanki! Rzucał się na śnieżki!
- Albo jej. - przerwała Anka. - Nie znamy płci.
- ...jeszcze. - uśmiechnął się Jack.
- Powiedziałaś Kristoff'owi? - zapytałam oddając jej kartkę.
- Jasne, w pierwszej kolejności. - odrzekła.
- I co?
- Ucieszył się. A co miał zrobić? - wzruszyła ramionami siostra.
Westchnęłam głęboko.
- Pamiętajcie, dziecko to nie jest zabawka. Wymaga opieki i uwagi...
- ... i miłości i zabawy... - ciągnął Jack naśladując moje ruchy.
Anka złożyła ręce na piersiach.
- Jak jesteście tacy mądrzy to sami sobie zróbcie dziecko. - i pokazała mi język.
W tej chwili do pokoju weszła Astrid w żółtej koszuli.
- Co ja słyszę? Elsa i Jack też chcą dzidziusia? - zapytała.
- Nie!
- Może...
Spojrzałam na Jack'a groźnie. Uśmiechnął się tylko i powiedział:
- Żartowałem, spokojnie.
- A wy i Czkawka? - zapytała Ania spoglądając wesoło no Astrid.
- Co?
- Planujecie dzieci?
- Nie! - Astrid zmarszczyła brwi. - Nie wiem.
- To jego się zapytajmy. - odparła Anka i zawołała: - Czkaa...! - ale Astrid zasłoniła jej usta ręką.
- Śpi. A poza tym nie chce z nim na razie o tym gadać... - powiedziała. - Chodźcie na śniadanie.
I w czwórkę zeszliśmy w piżamach do jadalni. Po drodze minęła nas jedna z służących. Anna zaczepiła ją:
- Hej, Polly! Możesz przygotować nam karocę? Chcę pojechać na małą wycieczkę.
- Oczywiście, księżniczko. - odrzekła kobieta i chciała się oddalić, ale zatrzymałam ją.
- Jaką wycieczkę? - zapytałam siostry.
- Na Lodowy Wie... - zaczęła Anna, ale przerwałam jej mówiąc do Polly:
- Proszę nic nie przygotowywać.
Służąca oddaliła się szybko.
- Elsa! - krzyknęła Ania.
- Zwariowałaś? Żadnych wycieczek, i to tak daleko! Masz odpoczywać!
- Weź nie przesadzaj. - powiedziała Astrid.
- Nie przesadzam. - odrzekłam chłodnym tonem.
- E...Elsa ma rację. - powiedział Jack chwytając mnie za rękę. - Powinnaś...no, wypoczywać.
Anna rzuciła mi wściekłe spojrzenie i odeszła. Po chwili wróciliśmy z Jack'iem do sypialni.
- Chyba trochę przesadzasz. - powiedział zamykając drzwi. - Troszkę... - dodał widząc moje spojrzenie.
- Nie przesadzam. Powinna leżeć w łóżku, a nie biegać po górach.
- Oj, zaraz biegać. Nic by jej nie było. - Jack pociągnął mnie na łóżko. - Nie zamartwiaj się Śnieżynko, bo nie ma powodu.
- Nie zamartwiam się. - odrzekłam, ale pościel pokryła się szronem.
- Hej...o co chodzi? - zapytał Jack głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
- Boję się... - wyznałam patrząc mu w oczy. - Że sobie nie poradzimy. Że Anna sobie nie poradzi. Jest taka młoda, niedoświadczona...
- Hej, hej! A kto jej ostatnio zrobił wykład, że damy radę i, że musi być silna?
- Ale... - zaczęłam, ale Jack przytulił mnie do siebie.
- Nie masz się czym przejmować. Wszystko będzie dobrze.
- Elsa.
Od kilku dni Czkawka i Astrid nocują u nas w pałacu. Anna bardzo się z tego cieszy i wszyscy miło spędzamy czas. Dziś rano obudziła mnie machając rękami.
- Elsa! Elsa! Elsa! Mam wyniki! Mam wyni...!
- Nie wrzeszcz, proszę. - przerwałam jej.
- Co jest...? - ziewnął Jack. (Spał ze mną.)
Anna usiadła przy mnie i wyciągnęła z torebeczki kartkę. Podała nam ją.
- To trzeci miesiąc! - zawołała.
- Jeju... to... fantastycznie. - wyjąkałam.
- Kocham dzieci! - zawołał Jack i wzleciał pod sufit. - Będę mu kupował lizaki, cukierki! Budował bałwanki! Rzucał się na śnieżki!
- Albo jej. - przerwała Anka. - Nie znamy płci.
- ...jeszcze. - uśmiechnął się Jack.
- Powiedziałaś Kristoff'owi? - zapytałam oddając jej kartkę.
- Jasne, w pierwszej kolejności. - odrzekła.
- I co?
- Ucieszył się. A co miał zrobić? - wzruszyła ramionami siostra.
Westchnęłam głęboko.
- Pamiętajcie, dziecko to nie jest zabawka. Wymaga opieki i uwagi...
- ... i miłości i zabawy... - ciągnął Jack naśladując moje ruchy.
Anka złożyła ręce na piersiach.
- Jak jesteście tacy mądrzy to sami sobie zróbcie dziecko. - i pokazała mi język.
W tej chwili do pokoju weszła Astrid w żółtej koszuli.
- Co ja słyszę? Elsa i Jack też chcą dzidziusia? - zapytała.
- Nie!
- Może...
Spojrzałam na Jack'a groźnie. Uśmiechnął się tylko i powiedział:
- Żartowałem, spokojnie.
- A wy i Czkawka? - zapytała Ania spoglądając wesoło no Astrid.
- Co?
- Planujecie dzieci?
- Nie! - Astrid zmarszczyła brwi. - Nie wiem.
- To jego się zapytajmy. - odparła Anka i zawołała: - Czkaa...! - ale Astrid zasłoniła jej usta ręką.
- Śpi. A poza tym nie chce z nim na razie o tym gadać... - powiedziała. - Chodźcie na śniadanie.
I w czwórkę zeszliśmy w piżamach do jadalni. Po drodze minęła nas jedna z służących. Anna zaczepiła ją:
- Hej, Polly! Możesz przygotować nam karocę? Chcę pojechać na małą wycieczkę.
- Oczywiście, księżniczko. - odrzekła kobieta i chciała się oddalić, ale zatrzymałam ją.
- Jaką wycieczkę? - zapytałam siostry.
- Na Lodowy Wie... - zaczęła Anna, ale przerwałam jej mówiąc do Polly:
- Proszę nic nie przygotowywać.
Służąca oddaliła się szybko.
- Elsa! - krzyknęła Ania.
- Zwariowałaś? Żadnych wycieczek, i to tak daleko! Masz odpoczywać!
- Weź nie przesadzaj. - powiedziała Astrid.
- Nie przesadzam. - odrzekłam chłodnym tonem.
- E...Elsa ma rację. - powiedział Jack chwytając mnie za rękę. - Powinnaś...no, wypoczywać.
Anna rzuciła mi wściekłe spojrzenie i odeszła. Po chwili wróciliśmy z Jack'iem do sypialni.
- Chyba trochę przesadzasz. - powiedział zamykając drzwi. - Troszkę... - dodał widząc moje spojrzenie.
- Nie przesadzam. Powinna leżeć w łóżku, a nie biegać po górach.
- Oj, zaraz biegać. Nic by jej nie było. - Jack pociągnął mnie na łóżko. - Nie zamartwiaj się Śnieżynko, bo nie ma powodu.
- Nie zamartwiam się. - odrzekłam, ale pościel pokryła się szronem.
- Hej...o co chodzi? - zapytał Jack głaszcząc mnie delikatnie po włosach.
- Boję się... - wyznałam patrząc mu w oczy. - Że sobie nie poradzimy. Że Anna sobie nie poradzi. Jest taka młoda, niedoświadczona...
- Hej, hej! A kto jej ostatnio zrobił wykład, że damy radę i, że musi być silna?
- Ale... - zaczęłam, ale Jack przytulił mnie do siebie.
- Nie masz się czym przejmować. Wszystko będzie dobrze.
- Elsa.
środa, 24 września 2014
Przyjazd przyjaciół.
Witajcie,
Wybaczcie, że dawno nikt się nie odzywał, ale naprawdę nie mieliśmy czasu. Wszystko dlatego, że wysłałam listu do wszystkich królestw jakie znam (pomijając oczywiście Coronę i Nasturię) z powiadomieniem, że Anna spodziewa się dziecka. Wczoraj otrzymałam mnóstwo odpowiedzi. Wśród nich był na przykład list od Meridy:
Jeeejuśku!
Ania, naprawdę?! Nie wierzę! Gratulację! Ale super, ale super, ale super! Nie wiecie jak się cieszę! Myślicie, że mogę być przyszywaną ciocią? Mam nadzieję, że tak ^^. Bardzo chciałabym przyjechać do Arendelle się z Wami zobaczyć, ale nie mam czasu :( Ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się uciec od obowiązków i wpadnę.
Obowiązkowo oczekuję odpowiedzi! :) :) :)
Merida.
Razem z Anną czytałyśmy wszystkie listy w jej pokoju, a Jack i Kristoff siedzieli w jadalni (nie wiem co tam robili i wolę nie wnikać).
- Jak ja się stęskniłam za Meridą! - pisnęła Ania. - Może my do niej pojedziemy? Zgodzisz się? Zgódź się, zgódź się...
- Nie, Anno. - odparłam. - Dalekie podróże to nie najlepszy pomysł. Masz siedzieć w domu i się relaksować.
- Ale..! - zaczęła siostra, ale jej przerwałam:
- Żadnych ale. Pokaż następny list.
Siostra z naburmuszoną miną podała mi żółtą kopertę. W środku był list:
Kochane Aniu i Elso,
Naprawdę bardzo się cieszymy, to dla nas cudowna nowina. Całe Berg szaleje z radości :) I mamy dla Was niespodziankę: Jutro wpadniemy do Arenedelle. Oczywiście po to aby zobaczyć się z Wami. (Astrid też coś gada o pójściu na tutejszy targ, bo mają tam "super ciuchy".) Spodziewajcie się nas jutro o świcie. Nie możemy się doczekać spotkania :)
Czkawka i Astrid
P S Spokojnie, przypłyniemy statkiem.
Czytanie ostatniej linijki przerwał mi pisk siostry:
- Łuhuuu! Czkawka i Astrid przypłyną jutro! Tralalala!
- Anuś, uspokój się i nie skacz po łóżku.
Anka usiadła.
- No co, nie cieszysz się? - zapytała zaplatając kosmyki moich włosów w warkoczyk.
- Cieszę się. - odrzekłam z uśmiechem. - Dawno się nie widzieliśmy. Ale trzeba by coś przygotować..
- Oj, nie przesadzaj! To prawie rodzina!
Westchnęłam.
- No dobrze. Odpocznij, a ja idę do chłopaków.
Po chwili zeszłam na dół, do jadalni. Usłyszałam głos Kristoff'a:
- ...tak. Ale nie wiem jak to wszystko ogarnę. Handel lodem, dziecko...
I głos Jack'a:
- Albo dzieci.
- Zamknij się.
I śmiech obojga.
Weszłam do jadalni.
- Hej Elsuś. - Jack uśmiechnął się do mnie. - Co tam?
- Czkawka i Astrid przypłyną jutro rano. - powiedziałam.
- Serio? - zapytali jednocześnie.
- Serio. Odpowiedzieli mi na list.
Jack podrapał się po głowie.
- Ja w sumie prawie go nie znam...
- Poznasz. - wtrącił Kristoff klepiąc go po plecach. - Spoko brachu, to wporzo gość.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Wzruszył ramionami z uśmiechem i zostawił nas samych.
- Nie martw się. - powiedziałam chwytając Jack'a za rękę. - Jest naprawdę miły. Astrid tak samo.
Jack uśmiechnął się i poszliśmy do sypialni.
Następnego dnia obudziła nas Anka wrzeszcząc na cały zamek:
- Przyjechali! Przyjechali!
Usiadłam i przetarłam oczy. Szturchnęłam Jack'a, żeby wstał, ale on tylko mruknął:
- Jeszcze pięć minut, kochanie.
Na wpół przytomna postanowiłam wyjąć sukienkę z szafy, ale nim zdążyłam choćby zwlec się z łóżka do komnaty wparowała Astrid.
- Hej Elsa!
I przytuliła mnie. Szybko ubrałam szlafrok i uśmiechnęłam się do niej. Jack usiadł na łóżku i omiótł pokój nieprzytomnym wzrokiem.
- Cześć. - wymamrotał do Astrid.
- Elsa, to Twój kochanek? - zapytała z chytrym uśmiechem Astrid przyglądając się jego gołej klacie.
- Narzeczony. - wymamrotałam grzebiąc w szafie.
- Co?!
Astrid odwróciła mnie.
- Serio?
- Serio.
- Rany, kobieto! Czemu nic nie mówiłaś? - zawołała. Po chwili dodała szepcząc mi na ucho: - Gratuluję niezłego ciacha.
Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do łazienki. Usłyszałam zza drzwi głos Jack'a:
- A gdzie ten Czkawka?
- Jest na dole.
Po chwili ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Wpuścisz mnie Śnieżynko?
Otworzyłam drzwi i Jack wszedł do środka wciągając spodnie. Usłyszeliśmy głos Astrid:
- Śnieżynko? Jakie to słodkie...
I głos Anny:
- Oni tak zawsze. Już się przyzwyczaiłam.
I chichot.
Spojrzałam na Jack'a. On tylko zawołał zbliżając się do drzwi:
- My to słyszymy!
I znowu chichot. Po chwili obie chyba wyszły, bo usłyszeliśmy trzask drzwi.
Jakiś czas później zeszliśmy razem na dół. W jadalni wszyscy siedzieli przy stole, przy śniadaniu: Anna, Kristoff, Astrid i Czkawka. Gdy mnie zobaczył zamachał mi i uśmiechnął się ciepło do Jack'a. Podali sobie ręce:
- Czkawka.
- Jack.
I usiedliśmy przy stole.
- To...wiecie już? - zaczęła Astrid.
- Niby co? - zapytał Kristoff.
- Czy chłopczyk, czy dziewczynka?
- Nie. - zaśmiała się Anna. - Dzisiaj idę na badania, dowiem się który to miesiąc.
- Jack, czy mi się wydaje, czy ty jesteś jednym ze słynnych Strażników? - zapytał Czkawka przyglądając się lasce Jack'a.
- Jasne, że jest. To Jack Frost. - odrzekłam czochrając mu jego białe włosy.
Czkawka wybałuszył oczy.
- Ale super! To zaszczyt Cię poznać.
Jack uśmiechnął się.
- Słuchajcie, muszę iść na audiencję. - powiedziałam wstając. - Zobaczymy się po południu.
I wyszłam z jadalni.
- Elsa.
Wybaczcie, że dawno nikt się nie odzywał, ale naprawdę nie mieliśmy czasu. Wszystko dlatego, że wysłałam listu do wszystkich królestw jakie znam (pomijając oczywiście Coronę i Nasturię) z powiadomieniem, że Anna spodziewa się dziecka. Wczoraj otrzymałam mnóstwo odpowiedzi. Wśród nich był na przykład list od Meridy:
Jeeejuśku!
Ania, naprawdę?! Nie wierzę! Gratulację! Ale super, ale super, ale super! Nie wiecie jak się cieszę! Myślicie, że mogę być przyszywaną ciocią? Mam nadzieję, że tak ^^. Bardzo chciałabym przyjechać do Arendelle się z Wami zobaczyć, ale nie mam czasu :( Ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się uciec od obowiązków i wpadnę.
Obowiązkowo oczekuję odpowiedzi! :) :) :)
Merida.
Razem z Anną czytałyśmy wszystkie listy w jej pokoju, a Jack i Kristoff siedzieli w jadalni (nie wiem co tam robili i wolę nie wnikać).
- Jak ja się stęskniłam za Meridą! - pisnęła Ania. - Może my do niej pojedziemy? Zgodzisz się? Zgódź się, zgódź się...
- Nie, Anno. - odparłam. - Dalekie podróże to nie najlepszy pomysł. Masz siedzieć w domu i się relaksować.
- Ale..! - zaczęła siostra, ale jej przerwałam:
- Żadnych ale. Pokaż następny list.
Siostra z naburmuszoną miną podała mi żółtą kopertę. W środku był list:
Kochane Aniu i Elso,
Naprawdę bardzo się cieszymy, to dla nas cudowna nowina. Całe Berg szaleje z radości :) I mamy dla Was niespodziankę: Jutro wpadniemy do Arenedelle. Oczywiście po to aby zobaczyć się z Wami. (Astrid też coś gada o pójściu na tutejszy targ, bo mają tam "super ciuchy".) Spodziewajcie się nas jutro o świcie. Nie możemy się doczekać spotkania :)
Czkawka i Astrid
P S Spokojnie, przypłyniemy statkiem.
Czytanie ostatniej linijki przerwał mi pisk siostry:
- Łuhuuu! Czkawka i Astrid przypłyną jutro! Tralalala!
- Anuś, uspokój się i nie skacz po łóżku.
Anka usiadła.
- No co, nie cieszysz się? - zapytała zaplatając kosmyki moich włosów w warkoczyk.
- Cieszę się. - odrzekłam z uśmiechem. - Dawno się nie widzieliśmy. Ale trzeba by coś przygotować..
- Oj, nie przesadzaj! To prawie rodzina!
Westchnęłam.
- No dobrze. Odpocznij, a ja idę do chłopaków.
Po chwili zeszłam na dół, do jadalni. Usłyszałam głos Kristoff'a:
- ...tak. Ale nie wiem jak to wszystko ogarnę. Handel lodem, dziecko...
I głos Jack'a:
- Albo dzieci.
- Zamknij się.
I śmiech obojga.
Weszłam do jadalni.
- Hej Elsuś. - Jack uśmiechnął się do mnie. - Co tam?
- Czkawka i Astrid przypłyną jutro rano. - powiedziałam.
- Serio? - zapytali jednocześnie.
- Serio. Odpowiedzieli mi na list.
Jack podrapał się po głowie.
- Ja w sumie prawie go nie znam...
- Poznasz. - wtrącił Kristoff klepiąc go po plecach. - Spoko brachu, to wporzo gość.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Wzruszył ramionami z uśmiechem i zostawił nas samych.
- Nie martw się. - powiedziałam chwytając Jack'a za rękę. - Jest naprawdę miły. Astrid tak samo.
Jack uśmiechnął się i poszliśmy do sypialni.
Następnego dnia obudziła nas Anka wrzeszcząc na cały zamek:
- Przyjechali! Przyjechali!
Usiadłam i przetarłam oczy. Szturchnęłam Jack'a, żeby wstał, ale on tylko mruknął:
- Jeszcze pięć minut, kochanie.
Na wpół przytomna postanowiłam wyjąć sukienkę z szafy, ale nim zdążyłam choćby zwlec się z łóżka do komnaty wparowała Astrid.
- Hej Elsa!
I przytuliła mnie. Szybko ubrałam szlafrok i uśmiechnęłam się do niej. Jack usiadł na łóżku i omiótł pokój nieprzytomnym wzrokiem.
- Cześć. - wymamrotał do Astrid.
- Elsa, to Twój kochanek? - zapytała z chytrym uśmiechem Astrid przyglądając się jego gołej klacie.
- Narzeczony. - wymamrotałam grzebiąc w szafie.
- Co?!
Astrid odwróciła mnie.
- Serio?
- Serio.
- Rany, kobieto! Czemu nic nie mówiłaś? - zawołała. Po chwili dodała szepcząc mi na ucho: - Gratuluję niezłego ciacha.
Uśmiechnęłam się do niej i poszłam do łazienki. Usłyszałam zza drzwi głos Jack'a:
- A gdzie ten Czkawka?
- Jest na dole.
Po chwili ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Wpuścisz mnie Śnieżynko?
Otworzyłam drzwi i Jack wszedł do środka wciągając spodnie. Usłyszeliśmy głos Astrid:
- Śnieżynko? Jakie to słodkie...
I głos Anny:
- Oni tak zawsze. Już się przyzwyczaiłam.
I chichot.
Spojrzałam na Jack'a. On tylko zawołał zbliżając się do drzwi:
- My to słyszymy!
I znowu chichot. Po chwili obie chyba wyszły, bo usłyszeliśmy trzask drzwi.
Jakiś czas później zeszliśmy razem na dół. W jadalni wszyscy siedzieli przy stole, przy śniadaniu: Anna, Kristoff, Astrid i Czkawka. Gdy mnie zobaczył zamachał mi i uśmiechnął się ciepło do Jack'a. Podali sobie ręce:
- Czkawka.
- Jack.
I usiedliśmy przy stole.
- To...wiecie już? - zaczęła Astrid.
- Niby co? - zapytał Kristoff.
- Czy chłopczyk, czy dziewczynka?
- Nie. - zaśmiała się Anna. - Dzisiaj idę na badania, dowiem się który to miesiąc.
- Jack, czy mi się wydaje, czy ty jesteś jednym ze słynnych Strażników? - zapytał Czkawka przyglądając się lasce Jack'a.
- Jasne, że jest. To Jack Frost. - odrzekłam czochrając mu jego białe włosy.
Czkawka wybałuszył oczy.
- Ale super! To zaszczyt Cię poznać.
Jack uśmiechnął się.
- Słuchajcie, muszę iść na audiencję. - powiedziałam wstając. - Zobaczymy się po południu.
I wyszłam z jadalni.
- Elsa.
sobota, 20 września 2014
Wykłady i kazania.
Witajcie,
Dziś Anna od rana rozkazywała wszystkim napotkanym. Oczywiście musimy jej na to pozwolić, bo jest...no wiecie, może mieć teraz różne humorki.
Rano obudził mnie Jack (który po milionach próśb spał obok). Powiedział, że Anna chce się ze mną zobaczyć. Nieco zaniepokojona szybko poszłam do sypialni jej i Kristoff'a. Zobaczyłam ją siedzącą na łóżku, przykrytą trzema kocami i Kristoff'a w szlafroku podającego jej filiżankę.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Anna trochę źle się czuje. - powiedział Kristoff. Usiadłam na łóżku obok Anny i uśmiechnęłam się do niej.
- Wszystko gra?
Ania kiwnęła głową, po czym zawołała:
- Tamaro!
Do komnaty niemal natychmiast wpadła jedna z służących.
- Tak, księżniczko?
- Przygotuj mi proszę gorącą kąpiel. - Anna klasnęła w dłonie.
Służąca ukłoniła się i pobiegła do łazienki.
- Zaczekaj Tamaro! - zatrzymałam ją. - Ja to zrobię. Odpocznij.
- Dziękuję, Wasza Miłość, dziękuję.
Poszłam do łazienki i napuściłam do ogromnej wanny ciepłej wody. Następnie wlałam do niej kilka owocowych olejków i przygotowałam dwa mięciutkie ręczniki.
- Czemu sama chciałaś to zrobić?
Odwróciłam się.
- Anno! Nie strasz mnie, bo dostanę zawału!
W drzwiach łazienki stała Anka w długiej, różowej koszuli nocnej.
- Nie chciałam bez powodu męczyć służby. - odpowiedziałam siostrze na pytanie. - A poza tym muszę z Tobą pogadać.
Anna pokiwała głową, rozebrała się i weszła do wanny.
- No więc, zaczynaj wykład. - powiedziała.
Postawiłam koło wanny białe krzesełko i usiadłam. Uśmiechnęłam się do siostry i zaczęłam:
- Mam nadzieję, że wiesz..., że bycie matką to bardzo duża odpowiedzialność.
- A Ty akurat najwięcej o tym wiesz...
- Nie. Ale jestem bardziej odpowiedzialna niż ty i chcę jak najbardziej Ci pomóc.
- Sugerujesz, że sobie nie poradzę? - Anna przybrała lekko buntowniczy ton.
- Nie o to chodzi, spokojnie. - uciszyłam siostrę gestem. - Zawsze masz przecież Kristoff'a, jemu też trzeba będzie zrobić wykład. - uśmiechnęłam się. - W żadnym wypadku nie uważam, że sobie nie poradzisz. Wręcz przeciwnie. Jesteś silna i mądra. Ale nigdy nie miałaś do czynienia z opieką nad dzieckiem i to będzie dla Ciebie nowe. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze we mnie...no i w Jack'u.... znajdziesz oparcie. Ja też się na tym nie znam, ale razem na pewno damy radę.
Ania uśmiechnęła się. Po chwili dodała:
- Myślę, że razem z Kristoff'em sobie poradzimy.
- A... - przerwałam jej. - Czy wy... chociaż nieważne.
- Mów. Zaczęłaś, więc skończ. - powiedziała siostra.
- Czy wy...planowaliście dziecko? Czy...?
- Planowaliśmy. Rozmawialiśmy o tym już jakiś czas przed ślubem...
- Przed ślubem?!
- Spokojnie. - Anna wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. - Chcemy tego dziecka, chcieliśmy i nic tego nie zmieni.
- To dobrze. - powiedziałam wstając.
Anna ubrała się i zawołała:
- Tamaro! Czekam na śniada...! - ale przerwałam jej:
- Zjedzmy razem. Bez służby.
- Czyżby dalszy ciąg kazania? - siostra zaśmiała się.
- Może... tym razem z Jack'iem i Kristoff'em. Oni też muszą coś o tym wiedzieć, no nie?
- Jasne.
Po chwili razem zeszłyśmy do jadalni. Przy stole siedzieli już Jack i Kristoff.
- Ha! Mówiłem! - krzyknął Kristoff do Jack'a podrzucając jakąś kartę. - Masz ją roz...eee...cześć dziewczyny. Co tam?
Kiedy nas zauważyli, szybko sprzątnęli ze stołu karty.
- Co wy robicie? - zapytała Anna siadając obok męża.
- Nic. - odrzekł Jack.
- Mamy Wam coś do powiedzenia. - powiedziałam zajmując miejsce na przeciwko siostry, po lewej stronie Jack'a.
Powtórzyłam podobną przemowę, co w łazience.
- Czyli wujek ma się udzielać w swojej roli? - zapytał Jack.
- Tak. - odpowiedziałam jednocześnie z Anną.
Jack kiwnął głową z lekko skwaszoną miną. Niestety zauważyła to Anna i lekko posmutniała.
- Jack, na słówko. - wstałam i pociągnęłam go za kaptur do spiżarni.
- Tak..śnieżynko? - odezwał się gdy zamknęliśmy się w ciasnym pomieszczeniu.
- Mamy pomagać Annie. I nie ważne czy Ci to pasuje czy nie. Za dziewięć miesięcy...albo mniej...będziesz wujkiem. I wbij sobie tą informację do głowy i się do niej przyzwyczaj.
- Spokojnie, nie bulwersuj się, bo zamrażasz drzwi. - odrzekł opanowanym tonem Jack przypierając mnie do drzwi. - Jestem Strażnikiem, znam się na dzieciach. Będzie dobrze.
Westchnęłam.
- Mam nadzieję.
- Elsa.
Dziś Anna od rana rozkazywała wszystkim napotkanym. Oczywiście musimy jej na to pozwolić, bo jest...no wiecie, może mieć teraz różne humorki.
Rano obudził mnie Jack (który po milionach próśb spał obok). Powiedział, że Anna chce się ze mną zobaczyć. Nieco zaniepokojona szybko poszłam do sypialni jej i Kristoff'a. Zobaczyłam ją siedzącą na łóżku, przykrytą trzema kocami i Kristoff'a w szlafroku podającego jej filiżankę.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Anna trochę źle się czuje. - powiedział Kristoff. Usiadłam na łóżku obok Anny i uśmiechnęłam się do niej.
- Wszystko gra?
Ania kiwnęła głową, po czym zawołała:
- Tamaro!
Do komnaty niemal natychmiast wpadła jedna z służących.
- Tak, księżniczko?
- Przygotuj mi proszę gorącą kąpiel. - Anna klasnęła w dłonie.
Służąca ukłoniła się i pobiegła do łazienki.
- Zaczekaj Tamaro! - zatrzymałam ją. - Ja to zrobię. Odpocznij.
- Dziękuję, Wasza Miłość, dziękuję.
Poszłam do łazienki i napuściłam do ogromnej wanny ciepłej wody. Następnie wlałam do niej kilka owocowych olejków i przygotowałam dwa mięciutkie ręczniki.
- Czemu sama chciałaś to zrobić?
Odwróciłam się.
- Anno! Nie strasz mnie, bo dostanę zawału!
W drzwiach łazienki stała Anka w długiej, różowej koszuli nocnej.
- Nie chciałam bez powodu męczyć służby. - odpowiedziałam siostrze na pytanie. - A poza tym muszę z Tobą pogadać.
Anna pokiwała głową, rozebrała się i weszła do wanny.
- No więc, zaczynaj wykład. - powiedziała.
Postawiłam koło wanny białe krzesełko i usiadłam. Uśmiechnęłam się do siostry i zaczęłam:
- Mam nadzieję, że wiesz..., że bycie matką to bardzo duża odpowiedzialność.
- A Ty akurat najwięcej o tym wiesz...
- Nie. Ale jestem bardziej odpowiedzialna niż ty i chcę jak najbardziej Ci pomóc.
- Sugerujesz, że sobie nie poradzę? - Anna przybrała lekko buntowniczy ton.
- Nie o to chodzi, spokojnie. - uciszyłam siostrę gestem. - Zawsze masz przecież Kristoff'a, jemu też trzeba będzie zrobić wykład. - uśmiechnęłam się. - W żadnym wypadku nie uważam, że sobie nie poradzisz. Wręcz przeciwnie. Jesteś silna i mądra. Ale nigdy nie miałaś do czynienia z opieką nad dzieckiem i to będzie dla Ciebie nowe. Chcę, żebyś wiedziała, że zawsze we mnie...no i w Jack'u.... znajdziesz oparcie. Ja też się na tym nie znam, ale razem na pewno damy radę.
Ania uśmiechnęła się. Po chwili dodała:
- Myślę, że razem z Kristoff'em sobie poradzimy.
- A... - przerwałam jej. - Czy wy... chociaż nieważne.
- Mów. Zaczęłaś, więc skończ. - powiedziała siostra.
- Czy wy...planowaliście dziecko? Czy...?
- Planowaliśmy. Rozmawialiśmy o tym już jakiś czas przed ślubem...
- Przed ślubem?!
- Spokojnie. - Anna wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem. - Chcemy tego dziecka, chcieliśmy i nic tego nie zmieni.
- To dobrze. - powiedziałam wstając.
Anna ubrała się i zawołała:
- Tamaro! Czekam na śniada...! - ale przerwałam jej:
- Zjedzmy razem. Bez służby.
- Czyżby dalszy ciąg kazania? - siostra zaśmiała się.
- Może... tym razem z Jack'iem i Kristoff'em. Oni też muszą coś o tym wiedzieć, no nie?
- Jasne.
Po chwili razem zeszłyśmy do jadalni. Przy stole siedzieli już Jack i Kristoff.
- Ha! Mówiłem! - krzyknął Kristoff do Jack'a podrzucając jakąś kartę. - Masz ją roz...eee...cześć dziewczyny. Co tam?
Kiedy nas zauważyli, szybko sprzątnęli ze stołu karty.
- Co wy robicie? - zapytała Anna siadając obok męża.
- Nic. - odrzekł Jack.
- Mamy Wam coś do powiedzenia. - powiedziałam zajmując miejsce na przeciwko siostry, po lewej stronie Jack'a.
Powtórzyłam podobną przemowę, co w łazience.
- Czyli wujek ma się udzielać w swojej roli? - zapytał Jack.
- Tak. - odpowiedziałam jednocześnie z Anną.
Jack kiwnął głową z lekko skwaszoną miną. Niestety zauważyła to Anna i lekko posmutniała.
- Jack, na słówko. - wstałam i pociągnęłam go za kaptur do spiżarni.
- Tak..śnieżynko? - odezwał się gdy zamknęliśmy się w ciasnym pomieszczeniu.
- Mamy pomagać Annie. I nie ważne czy Ci to pasuje czy nie. Za dziewięć miesięcy...albo mniej...będziesz wujkiem. I wbij sobie tą informację do głowy i się do niej przyzwyczaj.
- Spokojnie, nie bulwersuj się, bo zamrażasz drzwi. - odrzekł opanowanym tonem Jack przypierając mnie do drzwi. - Jestem Strażnikiem, znam się na dzieciach. Będzie dobrze.
Westchnęłam.
- Mam nadzieję.
- Elsa.
czwartek, 18 września 2014
Czekolada.
Witajcie,
Wczoraj kiedy Jack mi się oświadczył spędziliśmy z Anną i Kristoff'em całą noc na gadaniu w ich sypialni. Rozmowa przechodziła oczywiście z tematu naszego ślubu na temat dziecka Kristoff'a i Anny.
- O nie, to musi być dziewczynka. - powiedziała Ania sięgając po kawałek czekolady.
- Właśnie, że chłopiec. - wtrącił z uśmiechem Kristoff. - Silny, dzielny i przystojny jak tatuś.
- Bardzo śmieszne. - Anka szturchnęła go figlarnie.
Siedzieliśmy w czwórkę na ich wielkim, małżeńskim łóżku. Muszę się zastanowić nad skombinowaniem podobnego dla mnie i Jack'a. Owszem, moje dotychczasowe łóżko jest i tak duże, ale ciężko pomieścić w nim dwie osoby. Wracając do poprzedniej nocy... Kristoff siedział otulony jednym kocem z Anną, a ja siedziałam tuż obok niej, opierając głowę o ramię Jack'a, który pieszczotliwie gładził mnie po włosach.
- Jak dla mnie to obojętne. - odezwał się. - Dziecko to dziecko, wszystkie są słodkie i śliczne, no nie?
- Ty się lepiej zajmij sobą i swoim ślubem. - odrzekła Anna. - Kiedy go planujecie?
Spojrzałam pytająco na Jack'a.
- Chyba...jeszcze nie wiemy. - powiedziałam poprawiając ramiączko koszuli nocnej.
- Mhm... - Anna zerknęła na stół. - Czekolada się skończyła. Ktoś musi iść na wyprawę do kuchni.
- Na pewno nie ja. - ziewnął Kristoff. - Zimno.
Jack uśmiechnął się.
- Chodź Elsa, my pójdziemy.
- Jasne, wasza wyprawa skończy się w krzakach, a nie w kuchni. - zaśmiała się Anka.
- Wcale nie... - odrzekł Jack ciągnąc mnie za rękę.
Po chwili wyszliśmy na ciemny korytarz.
- O matko, nie wzięliśmy świecy, ani nic. - szepnęłam nie wypuszczając ręki Jack'a z uścisku.
- Jakoś trafimy.
Błądziliśmy chwilę po nieoświetlonych korytarzach, aż w końcu dotarliśmy do schodów, a potem na dół i do kuchni przez jadalnię.
- To gdzie ta czekolada? - zapytał Jack przeszukując szafki.
- Zawsze była... - wyjęłam tabliczkę czekolady z najwyższej szufladki. - ...tutaj! Możemy wracać.
- A musimy...? - Jack zbliżył się do mnie i objął mnie w talii.
- Obiecałam Ani czekoladę. Zginie bez niej. - zaśmiałam się.
Jack westchnął, ale po chwili wróciliśmy do sypialni Anny i Kristoff'a.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - powiedziała Anka gdy podałam jej czekoladę.
- Jakim cudem nie poszliście w...? - zaczął Kristoff, ale Jack mu przerwał.
- Jak chcesz możemy to zrobić w każdej chwili, a nawet bardzo bym się z tego ucieszył.
Rzuciłam mu karcące spojrzenie. Teraz, kiedy Anna jest w ciąży musimy spędzać z nią dużo czasu. Odpowiedział mi oczywiście niebezpiecznym uśmiechem. Resztę nocy poświęciliśmy na rozmowy i czekoladę, a gdy w końcu zostawiliśmy Annę i Kristoff'a samych Jack zapytał:
- To...ja idę do szafy, nie?
Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go mocno.
- Możemy spać razem.
I udaliśmy się do mojej sypialni.
- Elsa.
Wczoraj kiedy Jack mi się oświadczył spędziliśmy z Anną i Kristoff'em całą noc na gadaniu w ich sypialni. Rozmowa przechodziła oczywiście z tematu naszego ślubu na temat dziecka Kristoff'a i Anny.
- O nie, to musi być dziewczynka. - powiedziała Ania sięgając po kawałek czekolady.
- Właśnie, że chłopiec. - wtrącił z uśmiechem Kristoff. - Silny, dzielny i przystojny jak tatuś.
- Bardzo śmieszne. - Anka szturchnęła go figlarnie.
Siedzieliśmy w czwórkę na ich wielkim, małżeńskim łóżku. Muszę się zastanowić nad skombinowaniem podobnego dla mnie i Jack'a. Owszem, moje dotychczasowe łóżko jest i tak duże, ale ciężko pomieścić w nim dwie osoby. Wracając do poprzedniej nocy... Kristoff siedział otulony jednym kocem z Anną, a ja siedziałam tuż obok niej, opierając głowę o ramię Jack'a, który pieszczotliwie gładził mnie po włosach.
- Jak dla mnie to obojętne. - odezwał się. - Dziecko to dziecko, wszystkie są słodkie i śliczne, no nie?
- Ty się lepiej zajmij sobą i swoim ślubem. - odrzekła Anna. - Kiedy go planujecie?
Spojrzałam pytająco na Jack'a.
- Chyba...jeszcze nie wiemy. - powiedziałam poprawiając ramiączko koszuli nocnej.
- Mhm... - Anna zerknęła na stół. - Czekolada się skończyła. Ktoś musi iść na wyprawę do kuchni.
- Na pewno nie ja. - ziewnął Kristoff. - Zimno.
Jack uśmiechnął się.
- Chodź Elsa, my pójdziemy.
- Jasne, wasza wyprawa skończy się w krzakach, a nie w kuchni. - zaśmiała się Anka.
- Wcale nie... - odrzekł Jack ciągnąc mnie za rękę.
Po chwili wyszliśmy na ciemny korytarz.
- O matko, nie wzięliśmy świecy, ani nic. - szepnęłam nie wypuszczając ręki Jack'a z uścisku.
- Jakoś trafimy.
Błądziliśmy chwilę po nieoświetlonych korytarzach, aż w końcu dotarliśmy do schodów, a potem na dół i do kuchni przez jadalnię.
- To gdzie ta czekolada? - zapytał Jack przeszukując szafki.
- Zawsze była... - wyjęłam tabliczkę czekolady z najwyższej szufladki. - ...tutaj! Możemy wracać.
- A musimy...? - Jack zbliżył się do mnie i objął mnie w talii.
- Obiecałam Ani czekoladę. Zginie bez niej. - zaśmiałam się.
Jack westchnął, ale po chwili wróciliśmy do sypialni Anny i Kristoff'a.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - powiedziała Anka gdy podałam jej czekoladę.
- Jakim cudem nie poszliście w...? - zaczął Kristoff, ale Jack mu przerwał.
- Jak chcesz możemy to zrobić w każdej chwili, a nawet bardzo bym się z tego ucieszył.
Rzuciłam mu karcące spojrzenie. Teraz, kiedy Anna jest w ciąży musimy spędzać z nią dużo czasu. Odpowiedział mi oczywiście niebezpiecznym uśmiechem. Resztę nocy poświęciliśmy na rozmowy i czekoladę, a gdy w końcu zostawiliśmy Annę i Kristoff'a samych Jack zapytał:
- To...ja idę do szafy, nie?
Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go mocno.
- Możemy spać razem.
I udaliśmy się do mojej sypialni.
- Elsa.
środa, 17 września 2014
Przystanek ostatni: Ameryka Północna ... i kilka niespodzianek.
Witajcie,
Wczoraj wyruszyliśmy do - jak twierdzi Jack - ostatniego miejsca. Była nim Ameryka Północna. Wylądowaliśmy tuż przy Dolinie Śmierci.
- E...Elsa.... - wydyszała mi Anna nad uchem. - Weź wyczaruj trochę śniegu...takiego, który tu wytrzyma....bo umrę...
- Cicho! - szepnął Jack. - Patrzcie... - i wskazał na duży głaz.
- Jej...głaz... - powiedział Kristoff, ale nagle umilkł i schylił się.
Zza głazu wyszedł nikt inny jak Roszpunka...a za nią Wróżka Zębowa!
- Nie mogą nas zobaczyć! - szepnęła z przerażeniem Anna.
Nagle z spostrzegłam kilka dużych krzewów trochę na prawo od nas.
- Chodźmy w krzaki! - zaproponowałam półgłosem.
Jack spojrzał na mnie z politowaniem.
- Śnieżynko, to naprawdę nie jest dobry moment na ru...
- Jack! Schować się!
- E... jasne, wiedziałem... - wyjąkał Jack i pobiegliśmy w krzaki.
- Hej, patrzcie! - Anna ściągnęła z gałęzi drewniany patyk.
Jack bez słowa chwycił go i połączył z pozostałymi.
- Mam całą laskę! Mogę latać! Mogę żyć! Jestem zwycięzcą! - krzyknął i w euforii wyskoczył zza krzaków.
Roszpunka i Wróżka odwróciły się automatycznie.
- Jack? Co tu robisz? - zapytała Wróżka.
- Przyszedł pewnie za mną... - powiedziała Roszpunka i podeszła do Jack'a. - Mój ty słodziaku... - chciała go pocałować, ale Jack odepchnął ją.
- Trzymaj się ode mnie z daleka! - krzyknął celując w nią laską.
- No właśnie! - zakrzyknęła Wróżka. - On jest mój!
- Co? Nie!
Razem z Anną i Kristoff'em wyszłam zza krzaków.
- Trzymajcie się z daleka od mojego prawieszwagra! - krzyknęła Anna.
W tej chwili Jack wystrzelił z laski i Roszpunka znieruchomiała. Zamarzła.
- Dawaj Elsa! Tej Twoja kolej! - krzyknął do mnie.
Nie zrobię tego...Nie mogę...
- Nie dam rady! - odkrzyknęłam.
Jack bez wahania zamroził także Wróżkę. Następnie strącił je wprost do Doliny Śmierci.
- Nie uważasz, że to trochę... okrutne? - zapytałam.
- Nie. - odrzekł Jack i pocałował mnie w policzek.
Kilka następnych godzin spędziliśmy w podróży do Arendelle.
- Znowu mi niedobrze... - jęknęła Anna gdy lądowaliśmy.
- Chodź. - Kristoff zaniósł ją na rękach do pałacu.
Ja także zeszłam z sań i chciałam także iść do pałacu, ale Jack mnie zatrzymał.
- Elsuś...chodź na spacer.
Poszliśmy trzymając się za ręce do ogrodów pałacowych.
- Coś się stało? - zapytałam.
- A coś się musi stać, żebym zaprosił Cię na spacer?
Uśmiechnęłam się do niego. Szliśmy tak w milczeniu przez jakiś czas. Jack wyglądał jakby czymś się stresował.
- Przecież widzę, że... - nagle Jack uklęknął. - Jack? Ja..ja...nie wiem co powiedzieć...
- Ee...ale ja tylko chcę zawiązać buta.
Poczułam żal. Spuściłam głowę żeby ukryć łzy napływające do oczu. Wtedy coś zauważyłam.
- Przecież ty nie masz butów!
- Faktycznie. - Jack zaśmiał się. Po chwili wyjął z kieszeni bluzy, maleńkie, białe pudełeczko obwiązane niebieską kokardką.
Myślałam, że zaraz eksploduję ze szczęścia. Marzyłam o tym od zawsze!!
- Elso... - Jack spojrzał mi w oczy z uśmiechem. - Wyjdziesz za mnie?
Z dłoni trysnęło mi parę śnieżynek.
- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam z trudem powstrzymując się, żeby nie zacząć piszczeć z zachwytu. Jack wsunął mi na palec piękny, lodowy pierścionek ze srebrną śnieżynką. Następnie wstał i pocałował mnie. Czułam się cudownie, jak nigdy dotąd.
- Kocham Cię Jack! - rzuciłam mu się w ramiona.
- Ja Ciebie też, śnieżynko. - Jack podrapał się po głowie. - Myślę, że teraz możemy iść w krza...
Nagle usłyszeliśmy z tyłu głos.
- Wasza Wysokość! Mamy bardzo ważne wieści. Prosimy królową do zamku.
Zobaczyliśmy jednego z służących.
- Już idę... - powiedziałam.
Jack spojrzał na mnie ze smutkiem. Po chwili służący doprowadził nas pod sypialnię Anny.
- Czy coś się stało...? - zapytałam.
- Tak... - służący otworzył drzwi.
Wbiegłam do środka i gdy tylko zobaczyłam Annę całą i zdrową przytuliłam ją mocno.
- Anno, nic Ci nie jest?
Siostra uśmiechnęła się do mnie.
- Będziesz ciocią.
Zatkało mnie. Dłonie zrobiły mi się lodowate. W drzwiach stanął Jack.
- Słucham...?
- Co jest? - zapytał Jack patrząc pytająco na Kristoff'a. Ten jednak tylko odpowiedział mu identycznym uśmiechem, jaki przybrała Anna.
- Nie cieszysz się? - Ania posmutniała.
- Ależ cieszę się siostrzyczko! Nawet nie wiesz jak! - zawołałam ponownie przytulając siostrę. - Po prostu...to był dla mnie szok. Ale... gratulacje!
Jack uniósł brwi ze zdziwienia.
- O co Wam...?
- Będziesz wujkiem! - podeszłam do niego i pocałowałam go.
- Serio?
- Serio. - zaśmiał się Kristoff i rzucił w Jack'a w poduszką.
Mina Jack'a powoli z szoku zmieniła się w uśmiech.
- Ale super!
Nagle Anna podbiegła do nie i chwyciła mnie za prawą dłoń.
- Co to? - na jej twarzy malował się chytry uśmiech i zapewne tak naprawdę znała odpowiedź na swoje pytanie.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Anna zaśpiewała na pół Arendelle:
- JACK SIĘ OŚWIADCZYŁ ELSIE! JACK SIĘ OŚWIA...
- Anno! Cicho! - zatkałam jej usta.
Siostra w odpowiedzi rzuciła we mnie poduszką. I tak rozpętała się trzecia (poduszkowa) wojna światowa.
- Elsa.
Wczoraj wyruszyliśmy do - jak twierdzi Jack - ostatniego miejsca. Była nim Ameryka Północna. Wylądowaliśmy tuż przy Dolinie Śmierci.
- E...Elsa.... - wydyszała mi Anna nad uchem. - Weź wyczaruj trochę śniegu...takiego, który tu wytrzyma....bo umrę...
- Cicho! - szepnął Jack. - Patrzcie... - i wskazał na duży głaz.
- Jej...głaz... - powiedział Kristoff, ale nagle umilkł i schylił się.
Zza głazu wyszedł nikt inny jak Roszpunka...a za nią Wróżka Zębowa!
- Nie mogą nas zobaczyć! - szepnęła z przerażeniem Anna.
Nagle z spostrzegłam kilka dużych krzewów trochę na prawo od nas.
- Chodźmy w krzaki! - zaproponowałam półgłosem.
Jack spojrzał na mnie z politowaniem.
- Śnieżynko, to naprawdę nie jest dobry moment na ru...
- Jack! Schować się!
- E... jasne, wiedziałem... - wyjąkał Jack i pobiegliśmy w krzaki.
- Hej, patrzcie! - Anna ściągnęła z gałęzi drewniany patyk.
Jack bez słowa chwycił go i połączył z pozostałymi.
- Mam całą laskę! Mogę latać! Mogę żyć! Jestem zwycięzcą! - krzyknął i w euforii wyskoczył zza krzaków.
Roszpunka i Wróżka odwróciły się automatycznie.
- Jack? Co tu robisz? - zapytała Wróżka.
- Przyszedł pewnie za mną... - powiedziała Roszpunka i podeszła do Jack'a. - Mój ty słodziaku... - chciała go pocałować, ale Jack odepchnął ją.
- Trzymaj się ode mnie z daleka! - krzyknął celując w nią laską.
- No właśnie! - zakrzyknęła Wróżka. - On jest mój!
- Co? Nie!
Razem z Anną i Kristoff'em wyszłam zza krzaków.
- Trzymajcie się z daleka od mojego prawieszwagra! - krzyknęła Anna.
W tej chwili Jack wystrzelił z laski i Roszpunka znieruchomiała. Zamarzła.
- Dawaj Elsa! Tej Twoja kolej! - krzyknął do mnie.
Nie zrobię tego...Nie mogę...
- Nie dam rady! - odkrzyknęłam.
Jack bez wahania zamroził także Wróżkę. Następnie strącił je wprost do Doliny Śmierci.
- Nie uważasz, że to trochę... okrutne? - zapytałam.
- Nie. - odrzekł Jack i pocałował mnie w policzek.
Kilka następnych godzin spędziliśmy w podróży do Arendelle.
- Znowu mi niedobrze... - jęknęła Anna gdy lądowaliśmy.
- Chodź. - Kristoff zaniósł ją na rękach do pałacu.
Ja także zeszłam z sań i chciałam także iść do pałacu, ale Jack mnie zatrzymał.
- Elsuś...chodź na spacer.
Poszliśmy trzymając się za ręce do ogrodów pałacowych.
- Coś się stało? - zapytałam.
- A coś się musi stać, żebym zaprosił Cię na spacer?
Uśmiechnęłam się do niego. Szliśmy tak w milczeniu przez jakiś czas. Jack wyglądał jakby czymś się stresował.
- Przecież widzę, że... - nagle Jack uklęknął. - Jack? Ja..ja...nie wiem co powiedzieć...
- Ee...ale ja tylko chcę zawiązać buta.
Poczułam żal. Spuściłam głowę żeby ukryć łzy napływające do oczu. Wtedy coś zauważyłam.
- Przecież ty nie masz butów!
- Faktycznie. - Jack zaśmiał się. Po chwili wyjął z kieszeni bluzy, maleńkie, białe pudełeczko obwiązane niebieską kokardką.
Myślałam, że zaraz eksploduję ze szczęścia. Marzyłam o tym od zawsze!!
- Elso... - Jack spojrzał mi w oczy z uśmiechem. - Wyjdziesz za mnie?
Z dłoni trysnęło mi parę śnieżynek.
- Oczywiście, że tak! - odpowiedziałam z trudem powstrzymując się, żeby nie zacząć piszczeć z zachwytu. Jack wsunął mi na palec piękny, lodowy pierścionek ze srebrną śnieżynką. Następnie wstał i pocałował mnie. Czułam się cudownie, jak nigdy dotąd.
- Kocham Cię Jack! - rzuciłam mu się w ramiona.
- Ja Ciebie też, śnieżynko. - Jack podrapał się po głowie. - Myślę, że teraz możemy iść w krza...
Nagle usłyszeliśmy z tyłu głos.
- Wasza Wysokość! Mamy bardzo ważne wieści. Prosimy królową do zamku.
Zobaczyliśmy jednego z służących.
- Już idę... - powiedziałam.
Jack spojrzał na mnie ze smutkiem. Po chwili służący doprowadził nas pod sypialnię Anny.
- Czy coś się stało...? - zapytałam.
- Tak... - służący otworzył drzwi.
Wbiegłam do środka i gdy tylko zobaczyłam Annę całą i zdrową przytuliłam ją mocno.
- Anno, nic Ci nie jest?
Siostra uśmiechnęła się do mnie.
- Będziesz ciocią.
Zatkało mnie. Dłonie zrobiły mi się lodowate. W drzwiach stanął Jack.
- Słucham...?
- Co jest? - zapytał Jack patrząc pytająco na Kristoff'a. Ten jednak tylko odpowiedział mu identycznym uśmiechem, jaki przybrała Anna.
- Nie cieszysz się? - Ania posmutniała.
- Ależ cieszę się siostrzyczko! Nawet nie wiesz jak! - zawołałam ponownie przytulając siostrę. - Po prostu...to był dla mnie szok. Ale... gratulacje!
Jack uniósł brwi ze zdziwienia.
- O co Wam...?
- Będziesz wujkiem! - podeszłam do niego i pocałowałam go.
- Serio?
- Serio. - zaśmiał się Kristoff i rzucił w Jack'a w poduszką.
Mina Jack'a powoli z szoku zmieniła się w uśmiech.
- Ale super!
Nagle Anna podbiegła do nie i chwyciła mnie za prawą dłoń.
- Co to? - na jej twarzy malował się chytry uśmiech i zapewne tak naprawdę znała odpowiedź na swoje pytanie.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Anna zaśpiewała na pół Arendelle:
- JACK SIĘ OŚWIADCZYŁ ELSIE! JACK SIĘ OŚWIA...
- Anno! Cicho! - zatkałam jej usta.
Siostra w odpowiedzi rzuciła we mnie poduszką. I tak rozpętała się trzecia (poduszkowa) wojna światowa.
- Elsa.
poniedziałek, 15 września 2014
Przystanek piąty: Afryka i przystanek szósty: Ameryka Południowa.
Witajcie,
Dziś rano Jack obudził się już bez halucynacji więc mogliśmy wyruszyć w dalszą drogę.
- Ale gdzie mamy lecieć? - ziewnęła Anna.
- Do Afryki. - odrzekł Jack siadając za "kierownicą". - Lećmy.
Jakiś czas później lecieliśmy nad pustynią.
- Niemiłosiernie tu gorąco... - westchnęłam. Chciałam wyczarować trochę śniegu, aby się ochłodzić, ale Anna zatrzymała mnie:
- Daj spokój, Elsa! Wylądujmy, chce się poopalać!
Jack wylądował z niezadowoloną miną.
- Poszukajmy, może laska będzie gdzieś tutaj. - powiedział Kristoff.
Anna wzięła koc z sań, rozłożyła go na piasku i położyła się na nim podśpiewując "Pierwszy raz jak sięga pamięć". Nagle Jack złapał się za serce.
- Roszpunka znowu łamie laskę! - krzyknął.
- Co ona się wściekła? - odezwał się Kristoff.
Anna podskoczyła z krzykiem.
- Ała! Coś mi się wbiło w... patrzcie, odłamek!
Wygrzebała z piasku pod kocem kawałek laski i podała Jack'owi.
- Super! Zostały tylko dwa kawałki! - zawołał Jack.
- Skąd wiesz, że dwa? - zapytałam.
- Czuję. Lećmy dalej!
- Heeej! - Anna usiadła z powrotem na kocu. - Jeszcze się nie opaliłam!
- Kwiatuszku, opalisz się kiedy indziej. - Kristoff wziął ją na ręce i zaniósł do sań. Ja zwinęłam koc i chwilę potem byliśmy w drodze.
- A gdzie... - zaczęła Anna, ale Jack jej przerwał:
- Do Ameryki Południowej. Laska jest gdzieś....tutaj! Szukajmy w Amazonce!
Wylądowaliśmy koło rzeki.
- Mamy szukać w wodzie? - zapytał Kristoff.
- Tak.
- Niedobrze. Ja niestety nie umiem pły...płyaaa!! - nagle Anna potknęła się o kamień i wpadła do Amazonki.
- Anno! - Kristoff wskoczył za nią.
- Kristoff, ty też nie umiesz pływać! - Jack wskoczył za Kristoffem.
Ja nie chciałam ryzykować zamrożenia wody, więc postanowiłam liczyć na to, że Jack umie pływać. Po chwili na szczęście wyłonił się z wody ciągnąc za ręce Kristoff'a i Annę. Kiedy bezpiecznie znaleźli się na brzegu wyciągnął z kieszeni kolejny kawałek laski.
- Zobaczyłem go na dnie. - uśmiechnął się do mnie i połączył go z pozostałymi.
- Banany! Banany! - nagle Anna wyciągnęła z sań banany. - Komu banana?
Resztę dnia spędziliśmy na brzegu rzeki jedząc banany.
- Elsa.
Dziś rano Jack obudził się już bez halucynacji więc mogliśmy wyruszyć w dalszą drogę.
- Ale gdzie mamy lecieć? - ziewnęła Anna.
- Do Afryki. - odrzekł Jack siadając za "kierownicą". - Lećmy.
Jakiś czas później lecieliśmy nad pustynią.
- Niemiłosiernie tu gorąco... - westchnęłam. Chciałam wyczarować trochę śniegu, aby się ochłodzić, ale Anna zatrzymała mnie:
- Daj spokój, Elsa! Wylądujmy, chce się poopalać!
Jack wylądował z niezadowoloną miną.
- Poszukajmy, może laska będzie gdzieś tutaj. - powiedział Kristoff.
Anna wzięła koc z sań, rozłożyła go na piasku i położyła się na nim podśpiewując "Pierwszy raz jak sięga pamięć". Nagle Jack złapał się za serce.
- Roszpunka znowu łamie laskę! - krzyknął.
- Co ona się wściekła? - odezwał się Kristoff.
Anna podskoczyła z krzykiem.
- Ała! Coś mi się wbiło w... patrzcie, odłamek!
Wygrzebała z piasku pod kocem kawałek laski i podała Jack'owi.
- Super! Zostały tylko dwa kawałki! - zawołał Jack.
- Skąd wiesz, że dwa? - zapytałam.
- Czuję. Lećmy dalej!
- Heeej! - Anna usiadła z powrotem na kocu. - Jeszcze się nie opaliłam!
- Kwiatuszku, opalisz się kiedy indziej. - Kristoff wziął ją na ręce i zaniósł do sań. Ja zwinęłam koc i chwilę potem byliśmy w drodze.
- A gdzie... - zaczęła Anna, ale Jack jej przerwał:
- Do Ameryki Południowej. Laska jest gdzieś....tutaj! Szukajmy w Amazonce!
Wylądowaliśmy koło rzeki.
- Mamy szukać w wodzie? - zapytał Kristoff.
- Tak.
- Niedobrze. Ja niestety nie umiem pły...płyaaa!! - nagle Anna potknęła się o kamień i wpadła do Amazonki.
- Anno! - Kristoff wskoczył za nią.
- Kristoff, ty też nie umiesz pływać! - Jack wskoczył za Kristoffem.
Ja nie chciałam ryzykować zamrożenia wody, więc postanowiłam liczyć na to, że Jack umie pływać. Po chwili na szczęście wyłonił się z wody ciągnąc za ręce Kristoff'a i Annę. Kiedy bezpiecznie znaleźli się na brzegu wyciągnął z kieszeni kolejny kawałek laski.
- Zobaczyłem go na dnie. - uśmiechnął się do mnie i połączył go z pozostałymi.
- Banany! Banany! - nagle Anna wyciągnęła z sań banany. - Komu banana?
Resztę dnia spędziliśmy na brzegu rzeki jedząc banany.
- Elsa.
niedziela, 14 września 2014
Przystanek czwarty: Antarktyda.
Witajcie,
Gdy tylko wylecieliśmy z Australii Anna zawołała:
- Jack! Stop!
- Co jest?
- Nie znaleźliśmy odłamka laski!!
Wylądowaliśmy z powrotem na plaży.
- Przez Wróżkę całkiem zapomniałem o lasce. - powiedział Jack. - Szukajmy!
Szukaliśmy przez dwie godziny. Bezskutecznie. Nagle Kristoff zawołał:
- Patrzcie! Czy to nie laska?
Wskazywał na drewniany patyk wyrzucony przez fale. Jack podbiegł do niego.
- To laska!
I połączył ten kawałek z pozostałymi.
- Teraz już możemy lecieć? - zapytał.
- Mamy laskę...i banany. Więc tak. - odrzekła Anna i wskoczyliśmy do sań.
Jakąś godzinę później wylądowaliśmy w śniegu. Dookoła szalała burza śnieżna.
- No przy takim czymś na pewno nic nie znajdziemy. - powiedział Kristoff i otulił siebie i Annę kocem.
- Mi to za bardzo nie przeszkadza. - powiedział Jack. - Elso, pójdziesz ze mną?
- Oczywiście.
W dwójkę poszliśmy na poszukiwania laski.
- Jesteś pewien, że gdzieś tu jest? - zapytałam.
- Czy ja bym Cię nabierał?
- Ty zawsze mnie nabierasz. - nagle Jack objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Już nie będę. - i pocałował mnie. Momentalnie wiatr zrobił się łagodniejszy i w powietrzu zaczęły latać maleńkie, śliczne śnieżynki. Jack przerwał pocałunek i uśmiechnął się do mnie. Nagle dotknął mojego warkocza.
- Jack, co ty...?
- Masz...we włosach. - zaśmiał się. Po chwili wyplątał mi z włosów około dziesięcio-centymetrowy kawałek laski.
- Pewnie wplątał Ci się przez wiatr. - powiedział i wróciliśmy do sań trzymając się za ręce.
Z spod koca wyłoniła się głowa Anny.
- Co tak szybko?
- Znaleźliśmy laskę. Możemy lecieć dalej.
- To znaczy gdzie? - z spod koca wyczołgał się Kristoff.
Nagle Jack rozejrzał się dookoła z niepokojem.
- Mrok nadchodzi! Mrok się czai! - i schował się pod koc.
Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Halucynacje? - powiedziała Anna.
Jack wyłonił się spod koca i krzyknął:
- Schowajcie się! Aaaa!
- Jack! Uspokój się. - podeszłam do niego i ściągnęłam z niego koc. On zaczął gryźć sznurki od bluzy i krzyczeć:
- Zeżrę Cię Mroku! Nie boimy się ciebie!
- Jack! Co Ci odwaliło? - Anna obsypała go śniegiem.
Wtedy przytulił się do mnie mocno i powiedział:
- Mrok! Nie mam ochoty iść z Tobą do łóżka, opamiętaj się! Od tego mam Elsę!
- Musimy poczekać aż mu przejdzie. - westchnął Kristoff. - Nie wiemy gdzie lecieć.
Jack zaczął ciągnąć mnie za sukienkę.
- Oddaj mój sook! Mój sok...
I zasnął kładąc mi głowę na kolanach.
- Elsa.
Gdy tylko wylecieliśmy z Australii Anna zawołała:
- Jack! Stop!
- Co jest?
- Nie znaleźliśmy odłamka laski!!
Wylądowaliśmy z powrotem na plaży.
- Przez Wróżkę całkiem zapomniałem o lasce. - powiedział Jack. - Szukajmy!
Szukaliśmy przez dwie godziny. Bezskutecznie. Nagle Kristoff zawołał:
- Patrzcie! Czy to nie laska?
Wskazywał na drewniany patyk wyrzucony przez fale. Jack podbiegł do niego.
- To laska!
I połączył ten kawałek z pozostałymi.
- Teraz już możemy lecieć? - zapytał.
- Mamy laskę...i banany. Więc tak. - odrzekła Anna i wskoczyliśmy do sań.
Jakąś godzinę później wylądowaliśmy w śniegu. Dookoła szalała burza śnieżna.
- No przy takim czymś na pewno nic nie znajdziemy. - powiedział Kristoff i otulił siebie i Annę kocem.
- Mi to za bardzo nie przeszkadza. - powiedział Jack. - Elso, pójdziesz ze mną?
- Oczywiście.
W dwójkę poszliśmy na poszukiwania laski.
- Jesteś pewien, że gdzieś tu jest? - zapytałam.
- Czy ja bym Cię nabierał?
- Ty zawsze mnie nabierasz. - nagle Jack objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Już nie będę. - i pocałował mnie. Momentalnie wiatr zrobił się łagodniejszy i w powietrzu zaczęły latać maleńkie, śliczne śnieżynki. Jack przerwał pocałunek i uśmiechnął się do mnie. Nagle dotknął mojego warkocza.
- Jack, co ty...?
- Masz...we włosach. - zaśmiał się. Po chwili wyplątał mi z włosów około dziesięcio-centymetrowy kawałek laski.
- Pewnie wplątał Ci się przez wiatr. - powiedział i wróciliśmy do sań trzymając się za ręce.
Z spod koca wyłoniła się głowa Anny.
- Co tak szybko?
- Znaleźliśmy laskę. Możemy lecieć dalej.
- To znaczy gdzie? - z spod koca wyczołgał się Kristoff.
Nagle Jack rozejrzał się dookoła z niepokojem.
- Mrok nadchodzi! Mrok się czai! - i schował się pod koc.
Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
- Halucynacje? - powiedziała Anna.
Jack wyłonił się spod koca i krzyknął:
- Schowajcie się! Aaaa!
- Jack! Uspokój się. - podeszłam do niego i ściągnęłam z niego koc. On zaczął gryźć sznurki od bluzy i krzyczeć:
- Zeżrę Cię Mroku! Nie boimy się ciebie!
- Jack! Co Ci odwaliło? - Anna obsypała go śniegiem.
Wtedy przytulił się do mnie mocno i powiedział:
- Mrok! Nie mam ochoty iść z Tobą do łóżka, opamiętaj się! Od tego mam Elsę!
- Musimy poczekać aż mu przejdzie. - westchnął Kristoff. - Nie wiemy gdzie lecieć.
Jack zaczął ciągnąć mnie za sukienkę.
- Oddaj mój sook! Mój sok...
I zasnął kładąc mi głowę na kolanach.
- Elsa.
piątek, 12 września 2014
Przystanek drugi: Chiny i przystanek trzeci: Australia.
Witajcie,
Wybaczcie, że długo się nie odzywaliśmy, ale nie mieliśmy w ogóle czasu. We wtorek w nocy dotarliśmy do Chin. Przelatywaliśmy właśnie nad Wielkim Murem Chińskim, kiedy Anna zawołała:
- O matko...niedobrze mi!
- Daj spokój, aż tak źle nie prowadzę. - burknął Jack.
- Serio chce mi się rzy...
- Ląduj, Jack. - powiedziałam widząc, że siostra robi się blada.
- Niby gdzie?! - krzyknął Jack. - Na Murze Chińskim?!
- Tak! - odkrzyknęłam równo z Kristoff'em i Anną.
Po kilku sekundach Jack wylądował. Nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jesteśmy. Wiadomo było tylko tyle, że "zaparkowaliśmy" saniami na Murze Chińskim, a prócz niego otacza nas las. Anna wybiegła z sań trzymając się za brzuch.
- Aniu, wszystko ok? - zapytał Kristoff podbiegając do niej.
- Nie. - odparła i zwymiotowała.
- Fuj... - jęknął Jack.
- Zamknij się. - trzepnęłam go po głowie i podeszłam do siostry.
Anna opierała się o Mur, trzymając za rękę Kristoff'a.
- Już Ci lepiej? - zapytałam.
Anna nie odpowiedziała. Coś przykuło jej uwagę.
- Patrzcie! - zawołała i podniosła z ziemi około dwudziesto - centymetrowy patyk.
- To odłamek mojej laski! - zaczął Jack odbierając go od Anny. Następnie połączył go z drugim, który zdobyliśmy w Londynie. - Ale to znaczy, że Roszpunka...
I nagle złapał się za serce.
- Jack! - krzyknęłam podbiegając do niego.
- ...że Roszpunka...właśnie złamała laskę na więcej części... - dokończył ledwo łapiąc oddech.
- Czujesz, gdzie są? - zapytała Anna, która widocznie czuła się już całkiem dobrze.
- Chyba tak. - odrzekł Jack. - Musimy lecieć do Australii.
- Co?! - wyrwało się wszystkim.
- Spokojnie. Mamy śnieżną kulę. - dodał wsiadając do sań. - Lecimy?
- A nie lepiej byłoby się przespać...? - zapytał Kristoff. - Nie spaliśmy od dwóch dni...
Jack kiwnął głową na znak, że się zgadza. Noc spędziliśmy w saniach.
Kilka godzin później obudził mnie głos Anny:
- Jack!
Szybko zerwałam się na nogi. Zobaczyłam, że Jack oddycha ciężko oparty o górną część sań, a Anna siedzi przy nim przykładając mu do czoła mokrą szmatkę.
- Co się dzieje? - zapytałam mijając śpiącego Kristoff'a.
- Jack źle się poczuł... - powiedziała Ania.
- Roszpunka znowu złamała laskę. - powiedział Jack. - To znaczy, że mamy do odnalezienia jeszcze... jakieś trzy kawałki.
- Nie ma na co czekać. - powiedziałam. - Lećmy dalej.
Jack uśmiechnął się do mnie po czym wziął lejce i wylecieliśmy do Australii. W drodze Anna obudziła Kristoff'a.
- Co jest...? - wymamrotał.
- Nic, kochanie. - Anna pocałowała go.
Spojrzałam ze smutkiem na Jack'a. Jeśli nie zdążymy znaleźć i połączyć laski... umrze. Nigdy nie będziemy mogli...
- Uwaga! - krzyknął Jack. - Przenosimy się!
I rzucił śnieżną kulą wołając "Australia!". Po chwili znaleźliśmy się nad plażą.
- Lądujemy! Czuję tu gdzieś laskę!
Po niecałej minucie wylądowaliśmy na piasku.
- Chodźcie, szukajmy laski Jack'a! - zawołała Anna wyskakując z sań. Po chwili do niej dołączyliśmy i zaczęliśmy przekopywać piasek w poszukiwaniu kawałka laski. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł i głos za sobą:
- Och, Jack! Myślałam, że już Cię nigdy nie zobaczę! Och, Jack!
Odwróciłam się tak samo jak Anna i Kristoff. Około metr przed nami Wróżka Zębowa obcałowywała Jack'a przytulona do niego mocno. Poczułam, że nie wytrzymam. Odepchnęłam Wróżkę od Jack'a, a plaża w jednej chwili pokryła się lodem.
- Elsa, spokojnie! Ona nie...! - zaczął Jack, ale ja popchnęłam Wróżkę nie zważając na niego.
- Odczep się od mojego chłopaka! - krzyknęłam jej prosto w twarz.
- Bo co?!
W tej chwili buchnęła ode mnie fala lodowatego powietrza wraz z drobnymi śnieżynkami. Podmuch znów popchnął Wróżkę i...wpadła do oceanu.
- Ząbek! - krzyknął Jack i wbiegł do wody. Za nim pobiegli Anna i Kristoff, ale oni zatrzymali się na brzegu. Jack stanął w wodzie rozglądając się ze strachem. Wpadłam w lekką panikę. Podbiegłam do wody. Niechcący zanurzyłam w niej stopę. Momentalnie woda zmieniła się w lód. Jack zdążył odlecieć, ale Wróżka została gdzieś pod wodą.
- Elsa! - krzyknął Jack. - Jak mogłaś?!
- Ja...nie chciałam...! - zaniosłam się płaczem.
Obok nie przebiegł Kristoff z piłą łańcuchową w dłoni. Skąd ją wziął? Nie wiem. Mimo wszystko podbiegł do zamrożonej wody i wykroił lodowy sześcian. Znajdowała się w nim Wróżka nie ruszając się w ogóle.
- Musimy rozbić ten lód! - krzyknęła Anna rozbijając sześcian kamieniem. Po chwili w trójkę udało im się rozbić cały. Wróżka otrzepała się z resztek lodu.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Jack.
- Nie... ale ta wiedźma za to zapłaci! - krzyknęła Wróżka w moją stronę i odleciała.
Z płaczem usiadłam na lodzie, pod którym krył się piasek plaży. Nie chciałam zrobić nic złego. To ona zaczęła... nie jestem wiedźmą, nigdy bym nikogo nie skrzywdziła...
- Dlaczego to zrobiłaś? - usłyszałam nad sobą głos Jack'a. Nie odpowiedziałam. Gdzieś dalej usłyszałam głos Anny:
- Skąd ty wziąłeś piłę łańcuchową?
- Ten Mikołaj trzyma w saniach jakieś dziwne rzeczy. - zaśmiał się Kristoff.
Normalnie też bym się pewnie zaśmiała, ale w tamtej chwili nie miałam nastroju do żartów. Marzyłam, aby chłodna, delikatna dłoń Jack'a otarła mi łzy. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Jack zostawił mnie na lodzie. I to dosłownie. Odwrócił się po prostu i poszedł w stronę sań.
- Jack, nie chciałam jej skrzywdzić! - krzyknęłam przez łzy wstając.
Jack odwrócił się. Jego oczy także lśniły od łez.
- Ale to zrobiłaś. A teraz, chodź jeśli nie chcesz żebym umarł.
Podeszłam do sań i spojrzałam na Annę. Natychmiast odwróciła wzrok. Poczułam nowo napływające łzy. Usiadłam z tyłu nie odzywając się słowem. Kristoff zapytał:
- Jack, gdzie teraz lecimy?
- Na Antarktydę. - odrzekł Jack bezbarwnym tonem.
Anna wstała nagle.
- Zaczekajcie. Przy plaży widziałam banany!
- Co? - zdziwił się Kristoff.
- Wy nie jesteście głodni? Idę trochę pozbierać. - odrzekła i wyskoczyła na piasek, który już się rozmroził.
- Idę z tobą. - powiedział Kristoff i zostałam sama z Jack'iem.
Zbliżyłam się trochę do niego.
- Jack... ja naprawdę nie chciałam jej skrzywdzić. Uwierz mi.
Jack nie odwrócił się.
- Błagam! Ty też uważasz, że jestem wiedźmą?
Usiadłam na przeciwko niego. Spojrzał mi w oczy ze smutkiem. Pocałowałam go nie dbając o to, co zrobi. Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnął nie. Odwzajemnił pocałunek i podsadził mnie, żeby usiadła mu na kolanach.
- Wierzę Ci, śnieżynko. Ale ona jest moją przyjaciółką. Nie pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził.
- Rozumiem... - odrzekłam. Jack pocałował nie jeszcze raz, tym razem namiętnie i z uśmiechem.
Nagle usłyszeliśmy głos Anny:
- Mamy banany! Mamy banany!
Wstałam i usiadłam obok Jack'a wtulając się w jego ramię.
- O...- Anna zatrzymała się przed saniami. Po chwili nadbiegł Kristoff i zrobił to samo.
- Do pogodzenia wystarczą Wam dwie minuty. - zaśmiał się. - Nieźle. Nasz rekord to pięć.
- Bardzo się cieszę. - przerwał mu Jack. - Ale teraz musimy polecieć w pewne śliczne, śnieżne miejsce. Zapnijcie pasy! Antarktydo, nadchodzimy!
- Elsa.
Wybaczcie, że długo się nie odzywaliśmy, ale nie mieliśmy w ogóle czasu. We wtorek w nocy dotarliśmy do Chin. Przelatywaliśmy właśnie nad Wielkim Murem Chińskim, kiedy Anna zawołała:
- O matko...niedobrze mi!
- Daj spokój, aż tak źle nie prowadzę. - burknął Jack.
- Serio chce mi się rzy...
- Ląduj, Jack. - powiedziałam widząc, że siostra robi się blada.
- Niby gdzie?! - krzyknął Jack. - Na Murze Chińskim?!
- Tak! - odkrzyknęłam równo z Kristoff'em i Anną.
Po kilku sekundach Jack wylądował. Nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jesteśmy. Wiadomo było tylko tyle, że "zaparkowaliśmy" saniami na Murze Chińskim, a prócz niego otacza nas las. Anna wybiegła z sań trzymając się za brzuch.
- Aniu, wszystko ok? - zapytał Kristoff podbiegając do niej.
- Nie. - odparła i zwymiotowała.
- Fuj... - jęknął Jack.
- Zamknij się. - trzepnęłam go po głowie i podeszłam do siostry.
Anna opierała się o Mur, trzymając za rękę Kristoff'a.
- Już Ci lepiej? - zapytałam.
Anna nie odpowiedziała. Coś przykuło jej uwagę.
- Patrzcie! - zawołała i podniosła z ziemi około dwudziesto - centymetrowy patyk.
- To odłamek mojej laski! - zaczął Jack odbierając go od Anny. Następnie połączył go z drugim, który zdobyliśmy w Londynie. - Ale to znaczy, że Roszpunka...
I nagle złapał się za serce.
- Jack! - krzyknęłam podbiegając do niego.
- ...że Roszpunka...właśnie złamała laskę na więcej części... - dokończył ledwo łapiąc oddech.
- Czujesz, gdzie są? - zapytała Anna, która widocznie czuła się już całkiem dobrze.
- Chyba tak. - odrzekł Jack. - Musimy lecieć do Australii.
- Co?! - wyrwało się wszystkim.
- Spokojnie. Mamy śnieżną kulę. - dodał wsiadając do sań. - Lecimy?
- A nie lepiej byłoby się przespać...? - zapytał Kristoff. - Nie spaliśmy od dwóch dni...
Jack kiwnął głową na znak, że się zgadza. Noc spędziliśmy w saniach.
Kilka godzin później obudził mnie głos Anny:
- Jack!
Szybko zerwałam się na nogi. Zobaczyłam, że Jack oddycha ciężko oparty o górną część sań, a Anna siedzi przy nim przykładając mu do czoła mokrą szmatkę.
- Co się dzieje? - zapytałam mijając śpiącego Kristoff'a.
- Jack źle się poczuł... - powiedziała Ania.
- Roszpunka znowu złamała laskę. - powiedział Jack. - To znaczy, że mamy do odnalezienia jeszcze... jakieś trzy kawałki.
- Nie ma na co czekać. - powiedziałam. - Lećmy dalej.
Jack uśmiechnął się do mnie po czym wziął lejce i wylecieliśmy do Australii. W drodze Anna obudziła Kristoff'a.
- Co jest...? - wymamrotał.
- Nic, kochanie. - Anna pocałowała go.
Spojrzałam ze smutkiem na Jack'a. Jeśli nie zdążymy znaleźć i połączyć laski... umrze. Nigdy nie będziemy mogli...
- Uwaga! - krzyknął Jack. - Przenosimy się!
I rzucił śnieżną kulą wołając "Australia!". Po chwili znaleźliśmy się nad plażą.
- Lądujemy! Czuję tu gdzieś laskę!
Po niecałej minucie wylądowaliśmy na piasku.
- Chodźcie, szukajmy laski Jack'a! - zawołała Anna wyskakując z sań. Po chwili do niej dołączyliśmy i zaczęliśmy przekopywać piasek w poszukiwaniu kawałka laski. Nagle usłyszałam trzepot skrzydeł i głos za sobą:
- Och, Jack! Myślałam, że już Cię nigdy nie zobaczę! Och, Jack!
Odwróciłam się tak samo jak Anna i Kristoff. Około metr przed nami Wróżka Zębowa obcałowywała Jack'a przytulona do niego mocno. Poczułam, że nie wytrzymam. Odepchnęłam Wróżkę od Jack'a, a plaża w jednej chwili pokryła się lodem.
- Elsa, spokojnie! Ona nie...! - zaczął Jack, ale ja popchnęłam Wróżkę nie zważając na niego.
- Odczep się od mojego chłopaka! - krzyknęłam jej prosto w twarz.
- Bo co?!
W tej chwili buchnęła ode mnie fala lodowatego powietrza wraz z drobnymi śnieżynkami. Podmuch znów popchnął Wróżkę i...wpadła do oceanu.
- Ząbek! - krzyknął Jack i wbiegł do wody. Za nim pobiegli Anna i Kristoff, ale oni zatrzymali się na brzegu. Jack stanął w wodzie rozglądając się ze strachem. Wpadłam w lekką panikę. Podbiegłam do wody. Niechcący zanurzyłam w niej stopę. Momentalnie woda zmieniła się w lód. Jack zdążył odlecieć, ale Wróżka została gdzieś pod wodą.
- Elsa! - krzyknął Jack. - Jak mogłaś?!
- Ja...nie chciałam...! - zaniosłam się płaczem.
Obok nie przebiegł Kristoff z piłą łańcuchową w dłoni. Skąd ją wziął? Nie wiem. Mimo wszystko podbiegł do zamrożonej wody i wykroił lodowy sześcian. Znajdowała się w nim Wróżka nie ruszając się w ogóle.
- Musimy rozbić ten lód! - krzyknęła Anna rozbijając sześcian kamieniem. Po chwili w trójkę udało im się rozbić cały. Wróżka otrzepała się z resztek lodu.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Jack.
- Nie... ale ta wiedźma za to zapłaci! - krzyknęła Wróżka w moją stronę i odleciała.
Z płaczem usiadłam na lodzie, pod którym krył się piasek plaży. Nie chciałam zrobić nic złego. To ona zaczęła... nie jestem wiedźmą, nigdy bym nikogo nie skrzywdziła...
- Dlaczego to zrobiłaś? - usłyszałam nad sobą głos Jack'a. Nie odpowiedziałam. Gdzieś dalej usłyszałam głos Anny:
- Skąd ty wziąłeś piłę łańcuchową?
- Ten Mikołaj trzyma w saniach jakieś dziwne rzeczy. - zaśmiał się Kristoff.
Normalnie też bym się pewnie zaśmiała, ale w tamtej chwili nie miałam nastroju do żartów. Marzyłam, aby chłodna, delikatna dłoń Jack'a otarła mi łzy. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Jack zostawił mnie na lodzie. I to dosłownie. Odwrócił się po prostu i poszedł w stronę sań.
- Jack, nie chciałam jej skrzywdzić! - krzyknęłam przez łzy wstając.
Jack odwrócił się. Jego oczy także lśniły od łez.
- Ale to zrobiłaś. A teraz, chodź jeśli nie chcesz żebym umarł.
Podeszłam do sań i spojrzałam na Annę. Natychmiast odwróciła wzrok. Poczułam nowo napływające łzy. Usiadłam z tyłu nie odzywając się słowem. Kristoff zapytał:
- Jack, gdzie teraz lecimy?
- Na Antarktydę. - odrzekł Jack bezbarwnym tonem.
Anna wstała nagle.
- Zaczekajcie. Przy plaży widziałam banany!
- Co? - zdziwił się Kristoff.
- Wy nie jesteście głodni? Idę trochę pozbierać. - odrzekła i wyskoczyła na piasek, który już się rozmroził.
- Idę z tobą. - powiedział Kristoff i zostałam sama z Jack'iem.
Zbliżyłam się trochę do niego.
- Jack... ja naprawdę nie chciałam jej skrzywdzić. Uwierz mi.
Jack nie odwrócił się.
- Błagam! Ty też uważasz, że jestem wiedźmą?
Usiadłam na przeciwko niego. Spojrzał mi w oczy ze smutkiem. Pocałowałam go nie dbając o to, co zrobi. Ku mojemu zdziwieniu nie odepchnął nie. Odwzajemnił pocałunek i podsadził mnie, żeby usiadła mu na kolanach.
- Wierzę Ci, śnieżynko. Ale ona jest moją przyjaciółką. Nie pozwolę żeby ktoś ją skrzywdził.
- Rozumiem... - odrzekłam. Jack pocałował nie jeszcze raz, tym razem namiętnie i z uśmiechem.
Nagle usłyszeliśmy głos Anny:
- Mamy banany! Mamy banany!
Wstałam i usiadłam obok Jack'a wtulając się w jego ramię.
- O...- Anna zatrzymała się przed saniami. Po chwili nadbiegł Kristoff i zrobił to samo.
- Do pogodzenia wystarczą Wam dwie minuty. - zaśmiał się. - Nieźle. Nasz rekord to pięć.
- Bardzo się cieszę. - przerwał mu Jack. - Ale teraz musimy polecieć w pewne śliczne, śnieżne miejsce. Zapnijcie pasy! Antarktydo, nadchodzimy!
- Elsa.
wtorek, 9 września 2014
Przystanek pierwszy: Londyn.
Witajcie,
Wczoraj wyruszyliśmy w poszukiwanie laski Jack'a. Użyliśmy do tego sani, które Jack chyba pożyczył od Świętego Mikołaja oraz jego śnieżnej kuli, która przeniosła nas od razu do Londynu. To tam właśnie skierował nas Jack. Powiedział, że wyczuwa gdzie jest jego laska. Dzięki śnieżnej kuli nie lecieliśmy zbyt długo.
- Wszystko w porządku, Jack? - zapytałam kiedy mijaliśmy jakieś budynki. - Już Ci lepiej?
- Tak... ale chyba jestem trochę osłabiony...to przez tą złamaną laskę. - odrzekł Jack nie odrywając wzroku od trasy.
- Patrzcie! Big Ben! - wrzasnęła nam Anna nad głowami.
- Ej, czemu na szczycie siedzi coś zielono...fioletowo...? - odezwał się Kristoff.
Nagle to zielono-fioletowe coś do nas...podleciało. Okazała się to Zębowa Wróżka!
- Jack! Co ty tu robisz? - zapytała.
- Eee...może pogadamy na ziemi, co? - odrzekł Jack i wylądował saniami tuż przy dolnej części wieży.
Gdy tylko zeszliśmy z sań Wróżka podleciała do nas i zaczęła wypytywać Jack'a:
- Kim oni są? Co tu robisz? Czemu masz sanie Norda?
Jack podrapał się po głowie i po chwili odpowiedział zachowując spokój:
- To moi przyjaciele. Elsę chyba już poznałaś. Myślę, że odpowiedź na drugie pytanie zachowam dla siebie. Nord pozwolił mi je pożyczyć. Ee...sanie, a nie drugie pytanie...
Wróżka przyjrzała się nam dokładnie po czym lekko skinęła głową w moją stronę:
- Witam szanowną królową. Już się poznałyśmy.
- Witaj. - odrzekłam chwytając Jack'a za rękę. Wróżka oblała się czerwonym rumieńcem.
- A oni? - dodała po chwili.
- Jestem Ania, siostra Elsy, a to mój mąż Kristoff. - powiedziała Anna wskazując na Kristoff'a.
Wróżka niebezpiecznie zbliżyła się do Jack'a i utkwiła w nim swoje wielkie, różowe oczy.
- A królowa kim jest dla ciebie? - zapytała półszeptem.
- Ee... - zaczął Jack i nagle coś zauważył.Wyszeptał mi na ucho - Elsa, za wskazówką Big Bena jest jedna część mojej laski. - i powiedział głośno do Wróżki - Powiem Ci, jeśli coś dla mnie zrobisz. Za wskazówką Big Bena jest część mojej laski. Pewna osoba ją złamała i chyba zamierzała ją przed nami ukryć. Bez laski nie mogę latać i...
- Dobra, dobra. - przerwała mu Wróżka. Po chwili wręczyła mu laskę. Jednak był to tylko mały kawałek, nawet nie połowa. Nagle Jack zachwiał się i złapał się za serce.
- Jack! - podtrzymałam go, żeby nie upadł.
- To Roszpunka. Chyba znowu złamała laskę! Teraz brakuje nam jeszcze dwóch części, a ona może ukryć je wszędzie! - zawołał Jack z niepokojem.
Wróżka odchrząknęła.
- Miałeś chyba odpowiedzieć na moje pytanie.
- Kobieto, ja tu półumieram, a ty mnie dręczysz pytaniami!
Wróżka znów pochyliła się nad nim.
- Od-po-wia-daj.
Anna przepchnęła się między mną a Jack'iem i krzyknęła jej prosto w twarz:
- To jego dziewczyna! I nic Ci do tego ty wielbłądzie!
Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Ja i Kristoff ze zdziwieniem, Jack z uśmiechem, a Wróżka z nienawiścią.
- Oberwiecie. - wycedziła i odleciała.
- To było niezłe, kwiatuszku! - powiedział Kristoff i pocałował Annę w policzek.
Zaśmiała się pokrywając się rumieńcem.
- Dobra, mamy pierwszy kawałek laski. - zaczęłam. - Jack, czy wyczuwasz gdzie jest następny?
- Wydaje mi się... - odrzekł Jack. Zamyślił się. Wsiedliśmy do sań i Kristoff podał mu śnieżną kulę.
- No?
- Zapnijcie pasy. - powiedział Jack uśmiechając się do nas. - Lecimy do Chin.
- Elsa.
Wczoraj wyruszyliśmy w poszukiwanie laski Jack'a. Użyliśmy do tego sani, które Jack chyba pożyczył od Świętego Mikołaja oraz jego śnieżnej kuli, która przeniosła nas od razu do Londynu. To tam właśnie skierował nas Jack. Powiedział, że wyczuwa gdzie jest jego laska. Dzięki śnieżnej kuli nie lecieliśmy zbyt długo.
- Wszystko w porządku, Jack? - zapytałam kiedy mijaliśmy jakieś budynki. - Już Ci lepiej?
- Tak... ale chyba jestem trochę osłabiony...to przez tą złamaną laskę. - odrzekł Jack nie odrywając wzroku od trasy.
- Patrzcie! Big Ben! - wrzasnęła nam Anna nad głowami.
- Ej, czemu na szczycie siedzi coś zielono...fioletowo...? - odezwał się Kristoff.
Nagle to zielono-fioletowe coś do nas...podleciało. Okazała się to Zębowa Wróżka!
- Jack! Co ty tu robisz? - zapytała.
- Eee...może pogadamy na ziemi, co? - odrzekł Jack i wylądował saniami tuż przy dolnej części wieży.
Gdy tylko zeszliśmy z sań Wróżka podleciała do nas i zaczęła wypytywać Jack'a:
- Kim oni są? Co tu robisz? Czemu masz sanie Norda?
Jack podrapał się po głowie i po chwili odpowiedział zachowując spokój:
- To moi przyjaciele. Elsę chyba już poznałaś. Myślę, że odpowiedź na drugie pytanie zachowam dla siebie. Nord pozwolił mi je pożyczyć. Ee...sanie, a nie drugie pytanie...
Wróżka przyjrzała się nam dokładnie po czym lekko skinęła głową w moją stronę:
- Witam szanowną królową. Już się poznałyśmy.
- Witaj. - odrzekłam chwytając Jack'a za rękę. Wróżka oblała się czerwonym rumieńcem.
- A oni? - dodała po chwili.
- Jestem Ania, siostra Elsy, a to mój mąż Kristoff. - powiedziała Anna wskazując na Kristoff'a.
Wróżka niebezpiecznie zbliżyła się do Jack'a i utkwiła w nim swoje wielkie, różowe oczy.
- A królowa kim jest dla ciebie? - zapytała półszeptem.
- Ee... - zaczął Jack i nagle coś zauważył.Wyszeptał mi na ucho - Elsa, za wskazówką Big Bena jest jedna część mojej laski. - i powiedział głośno do Wróżki - Powiem Ci, jeśli coś dla mnie zrobisz. Za wskazówką Big Bena jest część mojej laski. Pewna osoba ją złamała i chyba zamierzała ją przed nami ukryć. Bez laski nie mogę latać i...
- Dobra, dobra. - przerwała mu Wróżka. Po chwili wręczyła mu laskę. Jednak był to tylko mały kawałek, nawet nie połowa. Nagle Jack zachwiał się i złapał się za serce.
- Jack! - podtrzymałam go, żeby nie upadł.
- To Roszpunka. Chyba znowu złamała laskę! Teraz brakuje nam jeszcze dwóch części, a ona może ukryć je wszędzie! - zawołał Jack z niepokojem.
Wróżka odchrząknęła.
- Miałeś chyba odpowiedzieć na moje pytanie.
- Kobieto, ja tu półumieram, a ty mnie dręczysz pytaniami!
Wróżka znów pochyliła się nad nim.
- Od-po-wia-daj.
Anna przepchnęła się między mną a Jack'iem i krzyknęła jej prosto w twarz:
- To jego dziewczyna! I nic Ci do tego ty wielbłądzie!
Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Ja i Kristoff ze zdziwieniem, Jack z uśmiechem, a Wróżka z nienawiścią.
- Oberwiecie. - wycedziła i odleciała.
- To było niezłe, kwiatuszku! - powiedział Kristoff i pocałował Annę w policzek.
Zaśmiała się pokrywając się rumieńcem.
- Dobra, mamy pierwszy kawałek laski. - zaczęłam. - Jack, czy wyczuwasz gdzie jest następny?
- Wydaje mi się... - odrzekł Jack. Zamyślił się. Wsiedliśmy do sań i Kristoff podał mu śnieżną kulę.
- No?
- Zapnijcie pasy. - powiedział Jack uśmiechając się do nas. - Lecimy do Chin.
- Elsa.
poniedziałek, 8 września 2014
Wyjazd.
Hej,
Gdy goście już się rozjechali, poszłam do Elsy, zapukałam do drzwi.
- Proszę.- usłyszałam Elsę.
- Elsa?- Zapytałam wchodząc do sypialni- Gdzie Jack i co z nim?
- Powiedział że jeśl;i Roszpunka ją połamie na więcej niż sześć części to on...on umrze.
- Ale gdzie, on jest?
- Nie wiem powiedział że musi odszukać laskę, powiedział że idzie załatwić transport. Więc mnie i Jack' a nie będzie przez jakiś czas.- jak najszybciej wybiegłam z pokoju i pobiegłam do Kristoff' a.
- Kristoff przebierz się musimy pojechać z Jack' iem i Elsą poszukać laski.
- No dobrze.- jak najszybciej się ubraliśmy i zeszliśmy na dół, Jack akurat przyleciał saniami( takimi jak ma Święty Mikołaj).
-Jedziemy z wami.- powiedziałam podchodząc.
- Absolutnie nie, to zbyt niebezpieczne.- powiedziała Elsa.
- Nie ważne chcemy wam pomóc więc, jedziemy.
- Elso, nie mamy czasu na kłótnie niech jadą.- powiedział Jack
- Dobrze Jack.- wszyscy wsiedliśmy do sań i odlecieliśmy.
- To do kąt lecimy.- zapytałam.
- Wydaje mi się że..że do londynu.- Jack wyciągnął coś w rodzaju kuli, przytknął do ust i rzucił przed siebie. Pojawił się wir, w który wlecieliśmy, czułam się dziwnie i Kristoff chyba też.
- Anna
Gdy goście już się rozjechali, poszłam do Elsy, zapukałam do drzwi.
- Proszę.- usłyszałam Elsę.
- Elsa?- Zapytałam wchodząc do sypialni- Gdzie Jack i co z nim?
- Powiedział że jeśl;i Roszpunka ją połamie na więcej niż sześć części to on...on umrze.
- Ale gdzie, on jest?
- Nie wiem powiedział że musi odszukać laskę, powiedział że idzie załatwić transport. Więc mnie i Jack' a nie będzie przez jakiś czas.- jak najszybciej wybiegłam z pokoju i pobiegłam do Kristoff' a.
- Kristoff przebierz się musimy pojechać z Jack' iem i Elsą poszukać laski.
- No dobrze.- jak najszybciej się ubraliśmy i zeszliśmy na dół, Jack akurat przyleciał saniami( takimi jak ma Święty Mikołaj).
-Jedziemy z wami.- powiedziałam podchodząc.
- Absolutnie nie, to zbyt niebezpieczne.- powiedziała Elsa.
- Nie ważne chcemy wam pomóc więc, jedziemy.
- Elso, nie mamy czasu na kłótnie niech jadą.- powiedział Jack
- Dobrze Jack.- wszyscy wsiedliśmy do sań i odlecieliśmy.
- To do kąt lecimy.- zapytałam.
- Wydaje mi się że..że do londynu.- Jack wyciągnął coś w rodzaju kuli, przytknął do ust i rzucił przed siebie. Pojawił się wir, w który wlecieliśmy, czułam się dziwnie i Kristoff chyba też.
- Anna
niedziela, 7 września 2014
Ślub i jego straszne skutki.
Witajcie,
Dziś działo się tak dużo rzeczy, że....trudno mi je nawet opisać. Oczywiście przede wszystkim ślub Anny i Kristoff'a. Z samego rana wszyscy wstaliśmy. Anna wezwała chyba milion służących-stylistek do komnaty i stroiły ją przez dobre trzy godziny. Kristoff także został ubrany i uczesany przez służących, ale zajęło mu to trochę mniej czasu więc zszedł ze mną wcześniej do sali, w której miał odbyć się ślub. Nikogo jeszcze nie było - była dopiero 9:00. Wszystko było już pięknie wystrojone. Ławki, drzwi, okna i wszystkie korytarze.
- Miejmy nadzieję, że Jack już jest gotowy i, że zejdzie do holu. - powiedział Kristoff.
- Spokojnie, rozmawiałam z nim. - odrzekłam poprawiając mu krawat.
- Czyli się pogodziliście?
- Tak.
Do sali wpadła jedna z kucharek.
- Wasza Wysokość! Ostatnie potrawy gotowe. - powiedziała z trudem łapiąc oddech.
- Dobrze. Zaraz tam przyjdę.
Kristoff usiadł w jednej z ławek.
- O której mają zacząć przyjeżdżać goście? - zapytał.
- Ci z najbliższych krain powinni być tu za pół godziny. Ale pewnie przyjadą wcześniej, jak zwykle. - powiedziałam. - Nie łaź nigdzie.
I wyszłam za kucharką. Weszłam za nią do kuchni, następnie zmusiłam się do wpatrywania się w każdą potrawę i kiwania głową na znak, że są dobre. Po upływie jakiegoś czasu spojrzałam na wielki zegar pod ścianą. Była 9:45.
- Ceremonia zaraz się rozpocznie! Muszę iść! - zawołałam do kucharek i pobiegłam z powrotem do sali ślubnej. Kiedy weszłam do środka wszyscy już siedzieli w ławkach, a Kristoff czekał na podeście. W pierwszej ławce dostrzegłam Jack'a. Miał niepewną minę jakby nie wszystko poszło zgodnie z planem. Mimo to musiałam zachować powagę. Poprawiłam rękawiczki i stanęłam na podeście troszkę za Kristoff'em. Odwróciłam się do gości i przemówiłam:
- Serdecznie witam, kochani. Dziękuję za tak liczne przybycie. Myślę, że ceremonia zaraz się...
W tej chwili drzwi rozwarły się z hukiem i do sali wpadła Anna w sukni ślubnej. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy były cudownie upięte w wysoki kok, do którego przypięty był długi welon. Jednak na jej twarzy malował się lekki niepokój.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała ledwo łapiąc oddech.
Podbiegła do mnie i Kristoff'a unosząc lekko sukienkę.
- Spokojnie. - szepnęłam do niej.
Uśmiechnęła się i stanęła przy Kristoff'ie przodem do gości.
- Tak więc... - zaczęłam czując lekki stres. - Możemy chyba przejść do ceremonii ślubnej.
Rozległy się oklaski. Po czym odprawiłam całą ceremonię.
- ...tak więc ogłaszam Was mężem i żoną. - powiedziałam około czterdzieści minut później.
Anna i Kristoff pocałowali się i znów wybuchły oklaski i gwizdy.
Po kilku minutach kilku służących poprowadziło gości do sali balowej. Jack podleciał do mnie.
- Jest pewien problem. - zaczął. - Roszpunka jeszcze nie przyjechała. I nie wiemy co zrobić.
- No właśnie. Czekałam na nią jeszcze więc trochę się spóźniłam. - dodała Anna.
- Spokojnie. - przerwałam im. - Jack, wracaj do holu. Myślę, że jeszcze przyjedzie. Wtedy powitaj ją i jej rodziców. Ty Anno, idź z Kristoff'em do gości. Ja zaraz też tam przyjdę, ale sprawdzę najpierw czy nie przyjechali od drugiej strony. Widzimy się w sali balowej.
Anna chwyciła Kristoff'a za rękę i razem z Jack'iem wyszli. Ja odczekałam chwilę. Musiałam się uspokoić, ciężko znoszę zamieszania. Po chwili wyszłam z zamku tylnymi drzwiami. Tam także nigdzie nie było karocy z Corony. Postanowiłam wrócić do gości. Weszłam drzwiami prowadzącymi do holu, żeby zgarnąć ze sobą Jack'a. Gdy tylko zamknęłam drzwi zobaczyłam coś, co całkiem odebrało mi mowę. Stanęłam nieruchomo wpatrując się w Jack'a i Roszpunkę całujących się na środku holu. Laska Jack'a leżała bezwładnie pod ścianą, a on zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na cały świat. Poczułam łzy napływające do oczu, chłód w całym ciele i wielki, ogromny smutek. Udało mi się tylko krzyknąć:
- Jack?!
Gdy tylko usłyszał mój głos odepchnął Roszpunkę i odwrócił się w moją stronę.
- Elsa! - z prawego korytarza usłyszałam Annę. - To nie tak! Widziałam wszystko!
Nie zwracając na nic uwagi, nie umiejąc powstrzymać płaczu pobiegłam do swojej komnaty. Usłyszałam jeszcze tylko jak Anna krzyczy do Kristoff'a:
- Wróć do gości! Niech się nie martwią, powiedz, że wszystko jest w porządku!
Ale wcale nie było w porządku. Jack mnie zdradza, właśnie mi to uświadomił. Zamknęłam drzwi sypialni na klucz i wtuliłam się z płaczem w poduszkę. Jak on mógł? Po tym wszystkim co mi mówił? Że mnie kocha...
Usłyszałam pukanie i głos zza drzwi:
- Elsa! To nie tak! Uwierz mi! To ona mnie pocałowała!
- Jack! Wracaj do tej... - nie dokończyłam przez kolejną falę smutku zalewającą mi serce.
- Uwierz mi, błagam! - Jack przez chwilę zabrzmiał jakby sam miał wybuchnąć płaczem. - Kocham Cię! To ona się na mnie rzuciła!
Usłyszałam jak Jack usiadł opierając się o drzwi. Zaległa cisza. Trwała tak i trwała. I nagle Jack zaśpiewał:
- Ja Cię wcale nie zdradziłem... to ona zrobiła to. Tak dawno nie widziała mnie.... w dodatku kocha mnie....a ja jej wcale nie! Ja Cię wcale nie zdradziłem...nie zrobiłbym nic podobnego...
Najpierw wydało mi się to bardzo urocze, ale zaraz przypomniałam sobie co Jack robił jeszcze kilka minut temu.
- Wracaj do swojej ukochanej... - powiedziałam przez łzy.
Usłyszałam kroki. Po chwili zaśpiewała Anna:
- On naprawdę Cię nie zdradził! Sama widziałam to... Proszę, siostrzyczko. Naprawdę uwierz mu, bo nic nie zrobił to Roszpunka...
- Nie wierzę w to! Już drugi raz mnie zdradza! - krzyknęłam i znów wybuchłam płaczem. Ponownie zaległa cisza. Po chwili Jack znów zaśpiewał:
- Elso...wiem, że mnie osądzasz. Nic nie zrobiłem. Czemu tak? Proszę Cię, otwórz. Bardzo ciężko mi. Chcę wytłumaczyć Ci. Błagam otwórz drzwi...! Ja Cię wcale nie zdradziłem...
Podeszłam powoli do drzwi i po chwili otworzyłam je lekko. Do środka od razu wpadł Jack i mocno przytulił mnie do siebie.
- Wierzysz mi, śnieżynko?
Anna uśmiechnęła się do mnie i pokiwała głową.
- Tak. - powiedziałam.
Jack pocałował mnie w usta, a następnie powiedział patrząc mi prosto w oczy:
- Elso, naprawdę nigdy w życiu bym Cię nie zdradził. Kocham Cię najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- Widziałam wszystko od początku. - powiedziała Anna. - Roszpunka wbiegła do środka i go pocałowała. Nie miał nawet jak jej odepchnąć.
- Wierzę Wam. Przepraszam, że w ogóle mogłam pomyśleć o... - zaczęłam, ale nagle urwałam, bo Jack chwycił się za serce i oddychając ciężko usiadł na łóżku. - Jack! Co Ci jest:?!
Anna usiadła obok niego i pomachała mu ręką przed oczami.
- Ja...ja... - wydyszał Jack. - Czuję się... tak...
- Chwila. - przerwała Anna. - Gdzie ty masz laskę?
Jack rozejrzał się z niepokojem po sypialni.
- Zostawiłem ją w holu! Z Roszpunką!
Wszyscy szybko pobiegliśmy do holu. Zostaliśmy tam Roszpunkę trzymającą laskę Jack'a...przełamaną na pół!
- Macie za swoje! - zaśmiała się i wybiegła z pałacu. Jack pobiegł za nią, ale ona wsiadła do karocy i odjechała.
- Anno, idź do gości. - rozkazałam siostrze. Sama pobiegłam do Jack'a.
- Jack! Co my teraz zrobimy?
- Ja...nie wiem...bez laski... Nie wiemy co ona może z nią zrobić! Jeśli połamie ją na więcej niż sześć części...wtedy...
- Wtedy? - zapytałam chwytając go za ręce.
Jack spojrzał mi w oczy. Zniknął z nich łobuzerski wyraz. Był tam jedynie smutek i strach.
- Umrę.
- Elsa.
Dziś działo się tak dużo rzeczy, że....trudno mi je nawet opisać. Oczywiście przede wszystkim ślub Anny i Kristoff'a. Z samego rana wszyscy wstaliśmy. Anna wezwała chyba milion służących-stylistek do komnaty i stroiły ją przez dobre trzy godziny. Kristoff także został ubrany i uczesany przez służących, ale zajęło mu to trochę mniej czasu więc zszedł ze mną wcześniej do sali, w której miał odbyć się ślub. Nikogo jeszcze nie było - była dopiero 9:00. Wszystko było już pięknie wystrojone. Ławki, drzwi, okna i wszystkie korytarze.
- Miejmy nadzieję, że Jack już jest gotowy i, że zejdzie do holu. - powiedział Kristoff.
- Spokojnie, rozmawiałam z nim. - odrzekłam poprawiając mu krawat.
- Czyli się pogodziliście?
- Tak.
Do sali wpadła jedna z kucharek.
- Wasza Wysokość! Ostatnie potrawy gotowe. - powiedziała z trudem łapiąc oddech.
- Dobrze. Zaraz tam przyjdę.
Kristoff usiadł w jednej z ławek.
- O której mają zacząć przyjeżdżać goście? - zapytał.
- Ci z najbliższych krain powinni być tu za pół godziny. Ale pewnie przyjadą wcześniej, jak zwykle. - powiedziałam. - Nie łaź nigdzie.
I wyszłam za kucharką. Weszłam za nią do kuchni, następnie zmusiłam się do wpatrywania się w każdą potrawę i kiwania głową na znak, że są dobre. Po upływie jakiegoś czasu spojrzałam na wielki zegar pod ścianą. Była 9:45.
- Ceremonia zaraz się rozpocznie! Muszę iść! - zawołałam do kucharek i pobiegłam z powrotem do sali ślubnej. Kiedy weszłam do środka wszyscy już siedzieli w ławkach, a Kristoff czekał na podeście. W pierwszej ławce dostrzegłam Jack'a. Miał niepewną minę jakby nie wszystko poszło zgodnie z planem. Mimo to musiałam zachować powagę. Poprawiłam rękawiczki i stanęłam na podeście troszkę za Kristoff'em. Odwróciłam się do gości i przemówiłam:
- Serdecznie witam, kochani. Dziękuję za tak liczne przybycie. Myślę, że ceremonia zaraz się...
W tej chwili drzwi rozwarły się z hukiem i do sali wpadła Anna w sukni ślubnej. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy były cudownie upięte w wysoki kok, do którego przypięty był długi welon. Jednak na jej twarzy malował się lekki niepokój.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała ledwo łapiąc oddech.
Podbiegła do mnie i Kristoff'a unosząc lekko sukienkę.
- Spokojnie. - szepnęłam do niej.
Uśmiechnęła się i stanęła przy Kristoff'ie przodem do gości.
- Tak więc... - zaczęłam czując lekki stres. - Możemy chyba przejść do ceremonii ślubnej.
Rozległy się oklaski. Po czym odprawiłam całą ceremonię.
- ...tak więc ogłaszam Was mężem i żoną. - powiedziałam około czterdzieści minut później.
Anna i Kristoff pocałowali się i znów wybuchły oklaski i gwizdy.
Po kilku minutach kilku służących poprowadziło gości do sali balowej. Jack podleciał do mnie.
- Jest pewien problem. - zaczął. - Roszpunka jeszcze nie przyjechała. I nie wiemy co zrobić.
- No właśnie. Czekałam na nią jeszcze więc trochę się spóźniłam. - dodała Anna.
- Spokojnie. - przerwałam im. - Jack, wracaj do holu. Myślę, że jeszcze przyjedzie. Wtedy powitaj ją i jej rodziców. Ty Anno, idź z Kristoff'em do gości. Ja zaraz też tam przyjdę, ale sprawdzę najpierw czy nie przyjechali od drugiej strony. Widzimy się w sali balowej.
Anna chwyciła Kristoff'a za rękę i razem z Jack'iem wyszli. Ja odczekałam chwilę. Musiałam się uspokoić, ciężko znoszę zamieszania. Po chwili wyszłam z zamku tylnymi drzwiami. Tam także nigdzie nie było karocy z Corony. Postanowiłam wrócić do gości. Weszłam drzwiami prowadzącymi do holu, żeby zgarnąć ze sobą Jack'a. Gdy tylko zamknęłam drzwi zobaczyłam coś, co całkiem odebrało mi mowę. Stanęłam nieruchomo wpatrując się w Jack'a i Roszpunkę całujących się na środku holu. Laska Jack'a leżała bezwładnie pod ścianą, a on zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na cały świat. Poczułam łzy napływające do oczu, chłód w całym ciele i wielki, ogromny smutek. Udało mi się tylko krzyknąć:
- Jack?!
Gdy tylko usłyszał mój głos odepchnął Roszpunkę i odwrócił się w moją stronę.
- Elsa! - z prawego korytarza usłyszałam Annę. - To nie tak! Widziałam wszystko!
Nie zwracając na nic uwagi, nie umiejąc powstrzymać płaczu pobiegłam do swojej komnaty. Usłyszałam jeszcze tylko jak Anna krzyczy do Kristoff'a:
- Wróć do gości! Niech się nie martwią, powiedz, że wszystko jest w porządku!
Ale wcale nie było w porządku. Jack mnie zdradza, właśnie mi to uświadomił. Zamknęłam drzwi sypialni na klucz i wtuliłam się z płaczem w poduszkę. Jak on mógł? Po tym wszystkim co mi mówił? Że mnie kocha...
Usłyszałam pukanie i głos zza drzwi:
- Elsa! To nie tak! Uwierz mi! To ona mnie pocałowała!
- Jack! Wracaj do tej... - nie dokończyłam przez kolejną falę smutku zalewającą mi serce.
- Uwierz mi, błagam! - Jack przez chwilę zabrzmiał jakby sam miał wybuchnąć płaczem. - Kocham Cię! To ona się na mnie rzuciła!
Usłyszałam jak Jack usiadł opierając się o drzwi. Zaległa cisza. Trwała tak i trwała. I nagle Jack zaśpiewał:
- Ja Cię wcale nie zdradziłem... to ona zrobiła to. Tak dawno nie widziała mnie.... w dodatku kocha mnie....a ja jej wcale nie! Ja Cię wcale nie zdradziłem...nie zrobiłbym nic podobnego...
Najpierw wydało mi się to bardzo urocze, ale zaraz przypomniałam sobie co Jack robił jeszcze kilka minut temu.
- Wracaj do swojej ukochanej... - powiedziałam przez łzy.
Usłyszałam kroki. Po chwili zaśpiewała Anna:
- On naprawdę Cię nie zdradził! Sama widziałam to... Proszę, siostrzyczko. Naprawdę uwierz mu, bo nic nie zrobił to Roszpunka...
- Nie wierzę w to! Już drugi raz mnie zdradza! - krzyknęłam i znów wybuchłam płaczem. Ponownie zaległa cisza. Po chwili Jack znów zaśpiewał:
- Elso...wiem, że mnie osądzasz. Nic nie zrobiłem. Czemu tak? Proszę Cię, otwórz. Bardzo ciężko mi. Chcę wytłumaczyć Ci. Błagam otwórz drzwi...! Ja Cię wcale nie zdradziłem...
Podeszłam powoli do drzwi i po chwili otworzyłam je lekko. Do środka od razu wpadł Jack i mocno przytulił mnie do siebie.
- Wierzysz mi, śnieżynko?
Anna uśmiechnęła się do mnie i pokiwała głową.
- Tak. - powiedziałam.
Jack pocałował mnie w usta, a następnie powiedział patrząc mi prosto w oczy:
- Elso, naprawdę nigdy w życiu bym Cię nie zdradził. Kocham Cię najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- Widziałam wszystko od początku. - powiedziała Anna. - Roszpunka wbiegła do środka i go pocałowała. Nie miał nawet jak jej odepchnąć.
- Wierzę Wam. Przepraszam, że w ogóle mogłam pomyśleć o... - zaczęłam, ale nagle urwałam, bo Jack chwycił się za serce i oddychając ciężko usiadł na łóżku. - Jack! Co Ci jest:?!
Anna usiadła obok niego i pomachała mu ręką przed oczami.
- Ja...ja... - wydyszał Jack. - Czuję się... tak...
- Chwila. - przerwała Anna. - Gdzie ty masz laskę?
Jack rozejrzał się z niepokojem po sypialni.
- Zostawiłem ją w holu! Z Roszpunką!
Wszyscy szybko pobiegliśmy do holu. Zostaliśmy tam Roszpunkę trzymającą laskę Jack'a...przełamaną na pół!
- Macie za swoje! - zaśmiała się i wybiegła z pałacu. Jack pobiegł za nią, ale ona wsiadła do karocy i odjechała.
- Anno, idź do gości. - rozkazałam siostrze. Sama pobiegłam do Jack'a.
- Jack! Co my teraz zrobimy?
- Ja...nie wiem...bez laski... Nie wiemy co ona może z nią zrobić! Jeśli połamie ją na więcej niż sześć części...wtedy...
- Wtedy? - zapytałam chwytając go za ręce.
Jack spojrzał mi w oczy. Zniknął z nich łobuzerski wyraz. Był tam jedynie smutek i strach.
- Umrę.
- Elsa.
sobota, 6 września 2014
Jutro ślub!
Witajcie,
Jutro dla całego Arendelle będzie bardzo ważny dzień. Anna i Kristoff wezmą ślub. Oczywiście na chwilę obecną wszystko jest już przygotowane i przystrojone. Jutro z samego rana zaczną zjeżdżać goście z różnych krain. Niestety byłam zmuszona zaprosić także ciotkę i kuzynkę z Corony na co nie miałam najmniejszej ochoty ze względu na ostatnie wydarzenia. Nie wiem co zrobi Roszpunka widząc Jack'a, ale Anna mówi, że mam się tym nie przejmować. Oczywiście ma rację. Powinnam myśleć o organizacyjnych sprawach, a nie kłótniach z wyjątkowo wnerwiającą kuzynką. Cały dzisiejszy dzień razem z Anną i Kristoffem biegaliśmy z przejęciem po całym pałacu. Jack'a nie widziałam od rana. Godzinę temu kiedy skończyliśmy przystrajać drzwi wejściowe wróciłam z Anną do swojego pokoju, a Kristoff poszedł powiedzieć Jack'owi, żeby jutro rano stał w holu i witał gości. Może chyba zrobić chociaż tyle.
- Jeju, jeju, jejuu... - pisnęła Anna siadając obok mnie.
- Spokojnie, bo eksplodujesz. - zaśmiałam się. - Wiem jak się cieszysz. Ale nie przesadzaj z piskami na cały zamek!
Siostra usiadła na dłoniach.
- Jutro najpiękniejszy dzień mojego życia! Rozumiesz to? Marzenie każdej małej dziewczynki! Mój książę włoży mi obrączkę na palec i...
W drzwiach stanął Kristoff.
- Jack się zgadza. - powiedział.
Nie mógł mi sam tego powiedzieć? Przyjść, przytulić...? - chciałam krzyknąć, ale odważyłam się tylko na:
- Co dokładnie powiedział?
Mój "prawieszwagier" skrzywił się lekko i powiedział po chwili:
- Cytuję: "Jeśli taka jest wola Jej Królewskej Mości niech tak będzie."
Anna spojrzała na mnie z niepokojem. No tak, zapewne bała się, że zamrożę wszystkich dookoła. Nie miałam jednak takiego zamiaru. Było mi tylko przykro. Jack widocznie jest na mnie zły.
- Dobrze. Proszę, zostawcie mnie samą. - odrzekłam lekko chłodnym tonem.
Anna uśmiechnęła się do mnie ciepło i oboje wyszli. Weszłam do łazienki i napuściłam wody do wanny. Dlaczego Jack mnie unika? Czemu się do mnie nie odzywa? Rozebrałam się i weszłam do wanny. Przez przygotowania spędzaliśmy ze sobą mało czasu. To prawda. Ale czy przez to przestał ze mną rozmawiać? Będę musiała go przeprosić... Tylko, że nie będzie nawet kiedy...
Puk puk puk puk puk. Ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Anna? To ty?
Szybko wyszłam z wanny i otuliłam się ręcznikiem.
- To ja. - zza drzwi dobiegł męski, dobrze mi znany głos.
Otworzyłam drzwi jedną ręką podtrzymując ręcznik. Stanął w nich Jack w krótkich, niebieskich spodenkach.
- Czemu spodziewałaś się Anny? - zapytał. - Ach, no tak. W twoim życiu już na mnie nie ma miejsca.
- Jack, nie mów tak. - odrzekłam starając się jednocześnie nie zamrozić podłogi i nie puścić ręcznika. - Po prostu...jutro ślub. Musiałam zająć się przygotowaniami, zrozum to.
Jack nie odpowiedział. Oparł się o ścianę wpatrując się w podłogę, która z każdą chwilą była bliższa zamrożeniu.
- Proszę Jack. - zbliżyłam się do niego. - Nie unikaj mnie.
Spojrzał na mnie. Miał w oczach coś dziwnego, coś czego ani trochę w tej chwili się nie spodziewałam. Myślałam, że kiedy tylko na mnie spojrzy ujrzę w jego oczach złość, albo smutek. A tym czasem była to jakaś wyjątkowo dziwna odmiana lubieżności.
- Kocham Cię Elso. - szepnął. - Ale musisz mi obiecać, że nie porzucisz mnie ze względu na obowiązki.
Pocałowałam go. Szybko odwzajemnił pocałunek i objął mnie w talii. Dzięki Bogu przypomniałam sobie, że mam na sobie tylko ręcznik. Przerwałam pocałunek i wybiegłam z łazienki.
- Elsa, co znowu! - dobiegł mnie głos Jack'a.
- Spokojnie, ja chciałam tylko... - otworzyłam szafę dalej jedną ręką trzymając ręcznik. Wyciągnęłam pierwszy lepszy szlafrok i ubrałam go. W tym czasie Jack zdążył przylecieć z łazienki.
- Jak dla mnie w ręczniku było lepiej. - rzekł przyglądając się dekoltowi szlafroka. - A bez niczego byłoby po prostu...
- Jack! - trzepnęłam go w ramię. - Opamiętaj się! W każdej chwili może tu wparować Anna, bo zostawiła tu welon.
Jack przewrócił oczami i pocałował mnie. Odepchnęłam go jednak lekko.
- Jeszcze nie skończyłam. Jutro przyjedzie Roszpunka. Wolałabym żebyś jej unikał.
- No dobrze, dobrze Wasza Wysokość. - powiedział Jack i znów się zbliżył. Tym razem pozwoliłam mu na to. Pocałował mnie jedną ręką obejmując moją talię, a drugą sięgając do satynowego paska szlafroka. Nagle do sypialni wparowała Anna.
- Elsa! Widziałaś mój weee...eee...?
Jack odskoczył ode mnie jak oparzony, a ja błyskawicznie zawiązałam szlafrok.
- Proszę. - szybko podałam siostrze welon i popchnęłam ją i Jack'a lekko do drzwi. - Miłych snów.
I zamknęłam je zarumieniona po uszy.
- Elsa
Jutro dla całego Arendelle będzie bardzo ważny dzień. Anna i Kristoff wezmą ślub. Oczywiście na chwilę obecną wszystko jest już przygotowane i przystrojone. Jutro z samego rana zaczną zjeżdżać goście z różnych krain. Niestety byłam zmuszona zaprosić także ciotkę i kuzynkę z Corony na co nie miałam najmniejszej ochoty ze względu na ostatnie wydarzenia. Nie wiem co zrobi Roszpunka widząc Jack'a, ale Anna mówi, że mam się tym nie przejmować. Oczywiście ma rację. Powinnam myśleć o organizacyjnych sprawach, a nie kłótniach z wyjątkowo wnerwiającą kuzynką. Cały dzisiejszy dzień razem z Anną i Kristoffem biegaliśmy z przejęciem po całym pałacu. Jack'a nie widziałam od rana. Godzinę temu kiedy skończyliśmy przystrajać drzwi wejściowe wróciłam z Anną do swojego pokoju, a Kristoff poszedł powiedzieć Jack'owi, żeby jutro rano stał w holu i witał gości. Może chyba zrobić chociaż tyle.
- Jeju, jeju, jejuu... - pisnęła Anna siadając obok mnie.
- Spokojnie, bo eksplodujesz. - zaśmiałam się. - Wiem jak się cieszysz. Ale nie przesadzaj z piskami na cały zamek!
Siostra usiadła na dłoniach.
- Jutro najpiękniejszy dzień mojego życia! Rozumiesz to? Marzenie każdej małej dziewczynki! Mój książę włoży mi obrączkę na palec i...
W drzwiach stanął Kristoff.
- Jack się zgadza. - powiedział.
Nie mógł mi sam tego powiedzieć? Przyjść, przytulić...? - chciałam krzyknąć, ale odważyłam się tylko na:
- Co dokładnie powiedział?
Mój "prawieszwagier" skrzywił się lekko i powiedział po chwili:
- Cytuję: "Jeśli taka jest wola Jej Królewskej Mości niech tak będzie."
Anna spojrzała na mnie z niepokojem. No tak, zapewne bała się, że zamrożę wszystkich dookoła. Nie miałam jednak takiego zamiaru. Było mi tylko przykro. Jack widocznie jest na mnie zły.
- Dobrze. Proszę, zostawcie mnie samą. - odrzekłam lekko chłodnym tonem.
Anna uśmiechnęła się do mnie ciepło i oboje wyszli. Weszłam do łazienki i napuściłam wody do wanny. Dlaczego Jack mnie unika? Czemu się do mnie nie odzywa? Rozebrałam się i weszłam do wanny. Przez przygotowania spędzaliśmy ze sobą mało czasu. To prawda. Ale czy przez to przestał ze mną rozmawiać? Będę musiała go przeprosić... Tylko, że nie będzie nawet kiedy...
Puk puk puk puk puk. Ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Anna? To ty?
Szybko wyszłam z wanny i otuliłam się ręcznikiem.
- To ja. - zza drzwi dobiegł męski, dobrze mi znany głos.
Otworzyłam drzwi jedną ręką podtrzymując ręcznik. Stanął w nich Jack w krótkich, niebieskich spodenkach.
- Czemu spodziewałaś się Anny? - zapytał. - Ach, no tak. W twoim życiu już na mnie nie ma miejsca.
- Jack, nie mów tak. - odrzekłam starając się jednocześnie nie zamrozić podłogi i nie puścić ręcznika. - Po prostu...jutro ślub. Musiałam zająć się przygotowaniami, zrozum to.
Jack nie odpowiedział. Oparł się o ścianę wpatrując się w podłogę, która z każdą chwilą była bliższa zamrożeniu.
- Proszę Jack. - zbliżyłam się do niego. - Nie unikaj mnie.
Spojrzał na mnie. Miał w oczach coś dziwnego, coś czego ani trochę w tej chwili się nie spodziewałam. Myślałam, że kiedy tylko na mnie spojrzy ujrzę w jego oczach złość, albo smutek. A tym czasem była to jakaś wyjątkowo dziwna odmiana lubieżności.
- Kocham Cię Elso. - szepnął. - Ale musisz mi obiecać, że nie porzucisz mnie ze względu na obowiązki.
Pocałowałam go. Szybko odwzajemnił pocałunek i objął mnie w talii. Dzięki Bogu przypomniałam sobie, że mam na sobie tylko ręcznik. Przerwałam pocałunek i wybiegłam z łazienki.
- Elsa, co znowu! - dobiegł mnie głos Jack'a.
- Spokojnie, ja chciałam tylko... - otworzyłam szafę dalej jedną ręką trzymając ręcznik. Wyciągnęłam pierwszy lepszy szlafrok i ubrałam go. W tym czasie Jack zdążył przylecieć z łazienki.
- Jak dla mnie w ręczniku było lepiej. - rzekł przyglądając się dekoltowi szlafroka. - A bez niczego byłoby po prostu...
- Jack! - trzepnęłam go w ramię. - Opamiętaj się! W każdej chwili może tu wparować Anna, bo zostawiła tu welon.
Jack przewrócił oczami i pocałował mnie. Odepchnęłam go jednak lekko.
- Jeszcze nie skończyłam. Jutro przyjedzie Roszpunka. Wolałabym żebyś jej unikał.
- No dobrze, dobrze Wasza Wysokość. - powiedział Jack i znów się zbliżył. Tym razem pozwoliłam mu na to. Pocałował mnie jedną ręką obejmując moją talię, a drugą sięgając do satynowego paska szlafroka. Nagle do sypialni wparowała Anna.
- Elsa! Widziałaś mój weee...eee...?
Jack odskoczył ode mnie jak oparzony, a ja błyskawicznie zawiązałam szlafrok.
- Proszę. - szybko podałam siostrze welon i popchnęłam ją i Jack'a lekko do drzwi. - Miłych snów.
I zamknęłam je zarumieniona po uszy.
- Elsa
środa, 3 września 2014
Nie unikajcie mnie...
Witajcie,
Ostatnio kiedy Anna popadła w ślubny szał nie mam za bardzo czasu dla Jack'a. Siostra biega po całym zamku i stara się nadzorować przygotowania. Nawet stwierdziła, że chce samodzielnie upiec tort weselny. Oczywiście staram się jej we wszystkim pomagać, a i tak jako królowa muszę zająć się częścią organizacji. Kristoff chyba nie przyjął dokładnie do informacji, że w niedzielę ma ślub, bo zachowuje się najzwyczajniej w świecie nie zwracając uwagi na służących plączących się po całym pałacu.
- Czym oni się tak stresują? - zapytałam Anny gdy zanosiłyśmy obrusy do sali tronowej.
- No...w niedziele ślub, nie? - odrzekła.
- Ale nie mają po co się spieszyć. A wyglądają jakby ktoś ich miał...
- Aaa, o to Ci chodzi. - przerwała mi Ania. - Sama nie wiedziałam. Do czasu, aż zapytałam o to jedną z tych wymalowanych sprzątaczek. Powiedziała, że muszą ciężko pracować, bo boją się, że... no, że...
- Że co? - zatrzymałam się.
- Żizmrzisz.... - wybełkotała Anka.
- Co?
- Że ich zamrozisz.
Poczułam jak chłodnieje mi krew w żyłach.
- Dlaczego oni się mnie boją?! Nie jestem zła! Chce dla nich dobrze! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, czy oni to wreszcie zrozumieją?! - w tym momencie przebiegła szybko obok mnie służąca.
- Hej zaczekaj! - zawołałam. Ona jednak nawet się nie odwróciła, tylko przyspieszyła biegu.
Anna chwyciła mnie za rękę kładąc obrusy na stole. Przytuliłam się do niej, łzy same spłynęły mi po policzkach.
- Spokojnie, Elsuś. Wiemy przecież, że nie jesteś zła. Nie wiem czemu służący się Ciebie boją. Przecież pamiętasz, na każdym spotkaniu wszyscy do Ciebie lgną, a zwłaszcza dzieci. Nie mają powodu się Ciebie bać.
- Właśnie dałam tego piękny dowód... - odrzekłam nie wypuszczając siostry z objęć.
Ania pogłaskała mnie po włosach i odsunęła się.
- Nie przejmuj się już. Spędź trochę czasu z Jack'iem, to Ci na pewno poprawi humor. - mrugnęła do mnie i odeszła. Usiadłam przy stole. Było mi smutno. Nie rozumiałam dlaczego służący się mnie obawiają. Przecież nic im nie zrobiłam...
- Elsa?
Odwróciłam się. W drzwiach jadalni stał Jack z laską w ręku.
- Cześć Jack. Coś się stało? - zapytałam.
- Ee...nie. Ja... w sumie już sobie idę. - odrzekł i wyleciał szybko.
Godzinę później zapukałam do jego sypialni. Lekko uchylił drzwi. Widząc mnie spłonął rumieńcem.
- Czemu uciekłeś? - zapytałam.
- Nieważne. Musiałem coś...załatwić. A teraz wybacz, ale...
I zamknął drzwi.
- Elsa.
Ostatnio kiedy Anna popadła w ślubny szał nie mam za bardzo czasu dla Jack'a. Siostra biega po całym zamku i stara się nadzorować przygotowania. Nawet stwierdziła, że chce samodzielnie upiec tort weselny. Oczywiście staram się jej we wszystkim pomagać, a i tak jako królowa muszę zająć się częścią organizacji. Kristoff chyba nie przyjął dokładnie do informacji, że w niedzielę ma ślub, bo zachowuje się najzwyczajniej w świecie nie zwracając uwagi na służących plączących się po całym pałacu.
- Czym oni się tak stresują? - zapytałam Anny gdy zanosiłyśmy obrusy do sali tronowej.
- No...w niedziele ślub, nie? - odrzekła.
- Ale nie mają po co się spieszyć. A wyglądają jakby ktoś ich miał...
- Aaa, o to Ci chodzi. - przerwała mi Ania. - Sama nie wiedziałam. Do czasu, aż zapytałam o to jedną z tych wymalowanych sprzątaczek. Powiedziała, że muszą ciężko pracować, bo boją się, że... no, że...
- Że co? - zatrzymałam się.
- Żizmrzisz.... - wybełkotała Anka.
- Co?
- Że ich zamrozisz.
Poczułam jak chłodnieje mi krew w żyłach.
- Dlaczego oni się mnie boją?! Nie jestem zła! Chce dla nich dobrze! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, czy oni to wreszcie zrozumieją?! - w tym momencie przebiegła szybko obok mnie służąca.
- Hej zaczekaj! - zawołałam. Ona jednak nawet się nie odwróciła, tylko przyspieszyła biegu.
Anna chwyciła mnie za rękę kładąc obrusy na stole. Przytuliłam się do niej, łzy same spłynęły mi po policzkach.
- Spokojnie, Elsuś. Wiemy przecież, że nie jesteś zła. Nie wiem czemu służący się Ciebie boją. Przecież pamiętasz, na każdym spotkaniu wszyscy do Ciebie lgną, a zwłaszcza dzieci. Nie mają powodu się Ciebie bać.
- Właśnie dałam tego piękny dowód... - odrzekłam nie wypuszczając siostry z objęć.
Ania pogłaskała mnie po włosach i odsunęła się.
- Nie przejmuj się już. Spędź trochę czasu z Jack'iem, to Ci na pewno poprawi humor. - mrugnęła do mnie i odeszła. Usiadłam przy stole. Było mi smutno. Nie rozumiałam dlaczego służący się mnie obawiają. Przecież nic im nie zrobiłam...
- Elsa?
Odwróciłam się. W drzwiach jadalni stał Jack z laską w ręku.
- Cześć Jack. Coś się stało? - zapytałam.
- Ee...nie. Ja... w sumie już sobie idę. - odrzekł i wyleciał szybko.
Godzinę później zapukałam do jego sypialni. Lekko uchylił drzwi. Widząc mnie spłonął rumieńcem.
- Czemu uciekłeś? - zapytałam.
- Nieważne. Musiałem coś...załatwić. A teraz wybacz, ale...
I zamknął drzwi.
- Elsa.
wtorek, 2 września 2014
Zarwana noc i ciężkie przygotowania.
Hejo,
Przez całą noc wraz z Elsą pisałyśmy zaproszenia do gości na ślub, więc jestem trochę zaspana.
Dziś rano wstałam,poszłam na śniadanie, gdy zeszłam Elsa już tam była.
- Udało mi się przekonać Jack' a.- powiedział zadowolona.
- Na co?- zapytałam nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Żeby pisał do naszych czytelników.
- Ach, tak to świetnie.- po śniadaniu poszłam do mojej starej sypialni ( ponieważ nową dzieliłam z Kristoff' em, a miałam przymierzyć suknie) wziełam ze sobą siostrę żeby mi doradziła.
- W tej wyglądasz cudownie.- powiedziała na którejś z koleji sukience.
- Mi też się podoba.- suknię którą wybrałam zaniesiono do pralni, a ja i Elsa poszłyśmy do jej biura sporządzić meni, gdy skończyłyśmy poszłyśmy do ogrodu zobaczyć jak tam ozdabianie kobierca ślubnego i do sali tronowej zobaczyć przygotowania na bal ślubny.
- Czy to wszystko?- zapytała siostra.
- Tak i wszystko jest idealnie.- To teraz pozwolisz, ale już pójdę.
- Odprowadzę cię.- poszłyśmy do jej sypialni, ona weszła, a ja już miałam odejść, gdy wpadłam na genialny plan i wróciłam zapytać Elsy, gdy otworzyłam drzwi w pokoju było ciemno, zobaczyłam tylko twarz Elsy na poduszce, spała. Ja wróciłam do sypialni i przebrałam się do piżamy.A teraz wybaczcie, ale idę spać.
- Anna
Przez całą noc wraz z Elsą pisałyśmy zaproszenia do gości na ślub, więc jestem trochę zaspana.
Dziś rano wstałam,poszłam na śniadanie, gdy zeszłam Elsa już tam była.
- Udało mi się przekonać Jack' a.- powiedział zadowolona.
- Na co?- zapytałam nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
- Żeby pisał do naszych czytelników.
- Ach, tak to świetnie.- po śniadaniu poszłam do mojej starej sypialni ( ponieważ nową dzieliłam z Kristoff' em, a miałam przymierzyć suknie) wziełam ze sobą siostrę żeby mi doradziła.
- W tej wyglądasz cudownie.- powiedziała na którejś z koleji sukience.
- Mi też się podoba.- suknię którą wybrałam zaniesiono do pralni, a ja i Elsa poszłyśmy do jej biura sporządzić meni, gdy skończyłyśmy poszłyśmy do ogrodu zobaczyć jak tam ozdabianie kobierca ślubnego i do sali tronowej zobaczyć przygotowania na bal ślubny.
- Czy to wszystko?- zapytała siostra.
- Tak i wszystko jest idealnie.- To teraz pozwolisz, ale już pójdę.
- Odprowadzę cię.- poszłyśmy do jej sypialni, ona weszła, a ja już miałam odejść, gdy wpadłam na genialny plan i wróciłam zapytać Elsy, gdy otworzyłam drzwi w pokoju było ciemno, zobaczyłam tylko twarz Elsy na poduszce, spała. Ja wróciłam do sypialni i przebrałam się do piżamy.A teraz wybaczcie, ale idę spać.
- Anna
Subskrybuj:
Posty (Atom)