Witajcie,
Dziś działo się tak dużo rzeczy, że....trudno mi je nawet opisać. Oczywiście przede wszystkim ślub Anny i Kristoff'a. Z samego rana wszyscy wstaliśmy. Anna wezwała chyba milion służących-stylistek do komnaty i stroiły ją przez dobre trzy godziny. Kristoff także został ubrany i uczesany przez służących, ale zajęło mu to trochę mniej czasu więc zszedł ze mną wcześniej do sali, w której miał odbyć się ślub. Nikogo jeszcze nie było - była dopiero 9:00. Wszystko było już pięknie wystrojone. Ławki, drzwi, okna i wszystkie korytarze.
- Miejmy nadzieję, że Jack już jest gotowy i, że zejdzie do holu. - powiedział Kristoff.
- Spokojnie, rozmawiałam z nim. - odrzekłam poprawiając mu krawat.
- Czyli się pogodziliście?
- Tak.
Do sali wpadła jedna z kucharek.
- Wasza Wysokość! Ostatnie potrawy gotowe. - powiedziała z trudem łapiąc oddech.
- Dobrze. Zaraz tam przyjdę.
Kristoff usiadł w jednej z ławek.
- O której mają zacząć przyjeżdżać goście? - zapytał.
- Ci z najbliższych krain powinni być tu za pół godziny. Ale pewnie przyjadą wcześniej, jak zwykle. - powiedziałam. - Nie łaź nigdzie.
I wyszłam za kucharką. Weszłam za nią do kuchni, następnie zmusiłam się do wpatrywania się w każdą potrawę i kiwania głową na znak, że są dobre. Po upływie jakiegoś czasu spojrzałam na wielki zegar pod ścianą. Była 9:45.
- Ceremonia zaraz się rozpocznie! Muszę iść! - zawołałam do kucharek i pobiegłam z powrotem do sali ślubnej. Kiedy weszłam do środka wszyscy już siedzieli w ławkach, a Kristoff czekał na podeście. W pierwszej ławce dostrzegłam Jack'a. Miał niepewną minę jakby nie wszystko poszło zgodnie z planem. Mimo to musiałam zachować powagę. Poprawiłam rękawiczki i stanęłam na podeście troszkę za Kristoff'em. Odwróciłam się do gości i przemówiłam:
- Serdecznie witam, kochani. Dziękuję za tak liczne przybycie. Myślę, że ceremonia zaraz się...
W tej chwili drzwi rozwarły się z hukiem i do sali wpadła Anna w sukni ślubnej. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy były cudownie upięte w wysoki kok, do którego przypięty był długi welon. Jednak na jej twarzy malował się lekki niepokój.
- Przepraszam za spóźnienie! - powiedziała ledwo łapiąc oddech.
Podbiegła do mnie i Kristoff'a unosząc lekko sukienkę.
- Spokojnie. - szepnęłam do niej.
Uśmiechnęła się i stanęła przy Kristoff'ie przodem do gości.
- Tak więc... - zaczęłam czując lekki stres. - Możemy chyba przejść do ceremonii ślubnej.
Rozległy się oklaski. Po czym odprawiłam całą ceremonię.
- ...tak więc ogłaszam Was mężem i żoną. - powiedziałam około czterdzieści minut później.
Anna i Kristoff pocałowali się i znów wybuchły oklaski i gwizdy.
Po kilku minutach kilku służących poprowadziło gości do sali balowej. Jack podleciał do mnie.
- Jest pewien problem. - zaczął. - Roszpunka jeszcze nie przyjechała. I nie wiemy co zrobić.
- No właśnie. Czekałam na nią jeszcze więc trochę się spóźniłam. - dodała Anna.
- Spokojnie. - przerwałam im. - Jack, wracaj do holu. Myślę, że jeszcze przyjedzie. Wtedy powitaj ją i jej rodziców. Ty Anno, idź z Kristoff'em do gości. Ja zaraz też tam przyjdę, ale sprawdzę najpierw czy nie przyjechali od drugiej strony. Widzimy się w sali balowej.
Anna chwyciła Kristoff'a za rękę i razem z Jack'iem wyszli. Ja odczekałam chwilę. Musiałam się uspokoić, ciężko znoszę zamieszania. Po chwili wyszłam z zamku tylnymi drzwiami. Tam także nigdzie nie było karocy z Corony. Postanowiłam wrócić do gości. Weszłam drzwiami prowadzącymi do holu, żeby zgarnąć ze sobą Jack'a. Gdy tylko zamknęłam drzwi zobaczyłam coś, co całkiem odebrało mi mowę. Stanęłam nieruchomo wpatrując się w Jack'a i Roszpunkę całujących się na środku holu. Laska Jack'a leżała bezwładnie pod ścianą, a on zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na cały świat. Poczułam łzy napływające do oczu, chłód w całym ciele i wielki, ogromny smutek. Udało mi się tylko krzyknąć:
- Jack?!
Gdy tylko usłyszał mój głos odepchnął Roszpunkę i odwrócił się w moją stronę.
- Elsa! - z prawego korytarza usłyszałam Annę. - To nie tak! Widziałam wszystko!
Nie zwracając na nic uwagi, nie umiejąc powstrzymać płaczu pobiegłam do swojej komnaty. Usłyszałam jeszcze tylko jak Anna krzyczy do Kristoff'a:
- Wróć do gości! Niech się nie martwią, powiedz, że wszystko jest w porządku!
Ale wcale nie było w porządku. Jack mnie zdradza, właśnie mi to uświadomił. Zamknęłam drzwi sypialni na klucz i wtuliłam się z płaczem w poduszkę. Jak on mógł? Po tym wszystkim co mi mówił? Że mnie kocha...
Usłyszałam pukanie i głos zza drzwi:
- Elsa! To nie tak! Uwierz mi! To ona mnie pocałowała!
- Jack! Wracaj do tej... - nie dokończyłam przez kolejną falę smutku zalewającą mi serce.
- Uwierz mi, błagam! - Jack przez chwilę zabrzmiał jakby sam miał wybuchnąć płaczem. - Kocham Cię! To ona się na mnie rzuciła!
Usłyszałam jak Jack usiadł opierając się o drzwi. Zaległa cisza. Trwała tak i trwała. I nagle Jack zaśpiewał:
- Ja Cię wcale nie zdradziłem... to ona zrobiła to. Tak dawno nie widziała mnie.... w dodatku kocha mnie....a ja jej wcale nie! Ja Cię wcale nie zdradziłem...nie zrobiłbym nic podobnego...
Najpierw wydało mi się to bardzo urocze, ale zaraz przypomniałam sobie co Jack robił jeszcze kilka minut temu.
- Wracaj do swojej ukochanej... - powiedziałam przez łzy.
Usłyszałam kroki. Po chwili zaśpiewała Anna:
- On naprawdę Cię nie zdradził! Sama widziałam to... Proszę, siostrzyczko. Naprawdę uwierz mu, bo nic nie zrobił to Roszpunka...
- Nie wierzę w to! Już drugi raz mnie zdradza! - krzyknęłam i znów wybuchłam płaczem. Ponownie zaległa cisza. Po chwili Jack znów zaśpiewał:
- Elso...wiem, że mnie osądzasz. Nic nie zrobiłem. Czemu tak? Proszę Cię, otwórz. Bardzo ciężko mi. Chcę wytłumaczyć Ci. Błagam otwórz drzwi...! Ja Cię wcale nie zdradziłem...
Podeszłam powoli do drzwi i po chwili otworzyłam je lekko. Do środka od razu wpadł Jack i mocno przytulił mnie do siebie.
- Wierzysz mi, śnieżynko?
Anna uśmiechnęła się do mnie i pokiwała głową.
- Tak. - powiedziałam.
Jack pocałował mnie w usta, a następnie powiedział patrząc mi prosto w oczy:
- Elso, naprawdę nigdy w życiu bym Cię nie zdradził. Kocham Cię najbardziej na świecie.
- Ja Ciebie też. - przytuliłam się do niego.
- Widziałam wszystko od początku. - powiedziała Anna. - Roszpunka wbiegła do środka i go pocałowała. Nie miał nawet jak jej odepchnąć.
- Wierzę Wam. Przepraszam, że w ogóle mogłam pomyśleć o... - zaczęłam, ale nagle urwałam, bo Jack chwycił się za serce i oddychając ciężko usiadł na łóżku. - Jack! Co Ci jest:?!
Anna usiadła obok niego i pomachała mu ręką przed oczami.
- Ja...ja... - wydyszał Jack. - Czuję się... tak...
- Chwila. - przerwała Anna. - Gdzie ty masz laskę?
Jack rozejrzał się z niepokojem po sypialni.
- Zostawiłem ją w holu! Z Roszpunką!
Wszyscy szybko pobiegliśmy do holu. Zostaliśmy tam Roszpunkę trzymającą laskę Jack'a...przełamaną na pół!
- Macie za swoje! - zaśmiała się i wybiegła z pałacu. Jack pobiegł za nią, ale ona wsiadła do karocy i odjechała.
- Anno, idź do gości. - rozkazałam siostrze. Sama pobiegłam do Jack'a.
- Jack! Co my teraz zrobimy?
- Ja...nie wiem...bez laski... Nie wiemy co ona może z nią zrobić! Jeśli połamie ją na więcej niż sześć części...wtedy...
- Wtedy? - zapytałam chwytając go za ręce.
Jack spojrzał mi w oczy. Zniknął z nich łobuzerski wyraz. Był tam jedynie smutek i strach.
- Umrę.
- Elsa.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo ??Podła Roszpunka nienawidze jej !!
OdpowiedzUsuńniech elsa będzie w ciąży
OdpowiedzUsuńNiee może Jack umrzeć ;(
OdpowiedzUsuń