środa, 3 września 2014

Nie unikajcie mnie...

Witajcie,
Ostatnio kiedy Anna popadła w ślubny szał nie mam za bardzo czasu dla Jack'a. Siostra biega po całym zamku i stara się nadzorować przygotowania. Nawet stwierdziła, że chce samodzielnie upiec tort weselny. Oczywiście staram się jej we wszystkim pomagać, a i tak jako królowa muszę zająć się częścią organizacji. Kristoff chyba nie przyjął dokładnie do informacji, że w niedzielę ma ślub, bo zachowuje się najzwyczajniej w świecie nie zwracając uwagi na służących plączących się po całym pałacu.
- Czym oni się tak stresują? - zapytałam Anny gdy zanosiłyśmy obrusy do sali tronowej.
- No...w niedziele ślub, nie?  - odrzekła.
- Ale nie mają po co się spieszyć. A wyglądają jakby ktoś ich miał...
- Aaa, o to Ci chodzi. - przerwała mi Ania. - Sama nie wiedziałam. Do czasu, aż zapytałam o to jedną z tych wymalowanych sprzątaczek. Powiedziała, że muszą ciężko pracować, bo boją się, że... no, że...
- Że co? - zatrzymałam się.
- Żizmrzisz.... - wybełkotała Anka.
- Co?
- Że ich zamrozisz.
Poczułam jak chłodnieje mi krew w żyłach.
- Dlaczego oni się mnie boją?! Nie jestem zła! Chce dla nich dobrze! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, czy oni to wreszcie zrozumieją?! - w tym momencie przebiegła szybko obok mnie służąca.
- Hej zaczekaj! - zawołałam. Ona jednak nawet się nie odwróciła, tylko przyspieszyła biegu.
Anna chwyciła mnie za rękę kładąc obrusy na stole. Przytuliłam się do niej, łzy same spłynęły mi po policzkach.
- Spokojnie, Elsuś. Wiemy przecież, że nie jesteś zła. Nie wiem czemu służący się Ciebie boją. Przecież pamiętasz, na każdym spotkaniu wszyscy do Ciebie lgną, a zwłaszcza dzieci. Nie mają powodu się Ciebie bać.
- Właśnie dałam tego piękny dowód... - odrzekłam nie wypuszczając siostry z objęć.
Ania pogłaskała mnie po włosach i odsunęła się.
- Nie przejmuj się już. Spędź trochę czasu z Jack'iem, to Ci na pewno poprawi humor. - mrugnęła do mnie i odeszła. Usiadłam przy stole. Było mi smutno. Nie rozumiałam dlaczego służący się mnie obawiają. Przecież nic im nie zrobiłam...
- Elsa?
Odwróciłam się. W drzwiach jadalni stał Jack z laską w ręku.
- Cześć Jack. Coś się stało? - zapytałam.
- Ee...nie. Ja... w sumie już sobie idę. - odrzekł i wyleciał szybko.
Godzinę później zapukałam do jego sypialni. Lekko uchylił drzwi. Widząc mnie spłonął rumieńcem.
- Czemu uciekłeś? - zapytałam.
- Nieważne. Musiałem coś...załatwić. A teraz wybacz, ale...
I zamknął drzwi.

- Elsa. 

3 komentarze: