środa, 20 maja 2015

Podróż do Corony.

Witajcie,
- Śnieżynko... - wczoraj obudził mnie szept Jack'a.
- Która godzina? Jeszcze jest ciemno. - stwierdziłam.
Kiwnął głową.
- Najlepiej wypłynąć wcześnie, nie wiemy ile się tam płynie. - powiedział.
- No tak. - wstałam i ubrałam się.
Następnie zeszliśmy po cichu do jadalni coś zjeść. Napisałam krótki liścik do Anny, żeby się nie martwiła i położyłam go na stole.
- Chodźmy. - powiedziałam i razem z Jack'iem wymknęliśmy się do portu.
Ja i Anna mamy kilka własnych statków królewskich. Kiedy wybraliśmy jeden z nich zapukałam do małej chatki, którą zamieszkiwał kapitan starszy ode mnie o kilka lat. Służył królewskiej rodzinie właściwie od urodzenia, bo kapitanem był także jego ojciec i dziadek. Prawie od razu otworzył drzwi. Był niezwykle wysoki, miał czarne, krótkie włosy, lekki zarost i niebieskie oczy. Ku naszemu zdziwieniu był ubrany mimo wczesnej pory. Ukłonił się i powiedział z uśmiechem:
- Cóż tu sprowadza królową?
- Chciałabym abyś pomógł nam dostać się do Corony. - powiedziałam.
Kiwnął głową i wyszedł na zewnątrz zamykając drzwi chaty na klucz.
- Statek wybrany? - rozejrzał się.
- Tak, popłyniemy Loyal Swan'em. - powiedział Jack.
Loyal Swan to jeden z królewskich statków średniej wielkości. Ma dwa wielkie żagle i jest pomalowany na biało-złoto ze złotym łabędziem z przodu. Kapitan spojrzał na Jack'a i uniósł brwi.
- Nasz przyszły król! Kłaniam się. - skinął głową.
Jack uśmiechnął się dumnie, ale po chwili dodał:
- Wystarczy Jack.
- Jestem Clint. - wymienili się uściskami dłoni. - No dobrze, zapraszam na pokład!
Kiedy wyszliśmy na pełne morze, Clint powiedział:
- Obejrzyjcie sobie okręt. Pod pokładem...
- Dobrze znam ten okręt. - przerwałam mu.
- No tak, Wasza Wysokość wybaczy. - powstrzymał śmiech i skupił się na sterowaniu.
Złapałam Jack'a za rękę i poprowadziłam pod pokład.
- Mam nadzieję, że ten cały kapitan nie będzie się do Ciebie dostawiał. - mruknął Jack.
- Jack. - spojrzałam na niego. - Spokojnie, znam go od dzieciństwa. Zanim rodzice... - wzięłam głęboki oddech. - ... wtedy czasem przychodził do nas z ojcem. Ale potem zamknęliśmy wrota i... no wiesz.
- To nie poprawia sytuacji. - Jack zaczął przeszukiwać szafki.
- Nie masz się czym przejmować. - zapewniłam.
Jakąś godzinę później stałam oparta o burtę i oglądałam fale. Zobaczyłam kątem oka jak Jack podchodzi do Clinta.
- Ile jeszcze będziemy płynąć? - zapytał.
- Niedługo. Dotrzemy na miejsce przed południem. - odrzekł kapitan.
- Mhm.
- Po co tam jedziecie? Wyglądasz na zestresowanego Jack'ie. - Clint szturchnął Jack'a.
Odwróciłam się w stronę pokładu żeby lepiej widzieć.
- Nie wiem czy mogę Ci powiedzieć. To raczej prywatna sprawa. - odrzekł Jack ze zniesmaczoną miną.
Clint uniósł brwi i zaśmiał się. Jack pokręcił głową, podszedł do mnie i objął mnie.
- Jakiś pomyleniec. - szepnął.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Około jedenastej dobiliśmy do brzegu Corony.
- Zaczekam na statku. - powiedział Clint.
- Dobrze. - odrzekłam. - Pilnuj go.
- Jak tylko sobie słodka królowa zażyczy. - ukłonił się i mrugnął do mnie.
Jack natychmiast podleciał do mnie i wziął mnie w ramiona.
- Jack..!
- Chodź, śnieżynko, nie zmoczysz sobie stópek, wylądujemy na stałym gruncie. - powiedział i polecieliśmy. Kątem oka zobaczyłam jak Clint się śmieje. Wylądowaliśmy na chodniku prowadzącym do miasta. Spojrzałam na Jack'a pytającym wzrokiem.
- On się do Ciebie dostawia! Nie będzie tak! - powiedział rozdrażnionym tonem.
- Dobrze, Jack, spokojnie. - pogładziłam go po policzku. - Pamiętasz po co tu jesteśmy?
- Żeby wtłuc Roszpunce. - uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową i skierowaliśmy się do miasta. Ludzie patrzyli na nas jak na kosmitów. Uśmiechałam się do nich przyjaźnie, ale oni wymieniali tylko przestraszone spojrzenia i schodzili nam z drogi.
- Nie przejmuj się, Elsuś, oni żyją pod rozkazami Roszpunki. Pewnie im coś nagadała. - Jack chwycił mnie za rękę.
- Tak... - westchnęłam i poszliśmy dalej.
W końcu doszliśmy do zamku. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam w wielkie drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, a nagle drzwi uchyliły się i stanęła w nich moja ciotka. Widząc nas zamarła bez ruchu.

- Elsa.

10 komentarzy:

  1. 1.OMG....... dlaczego w TYM MOMENCIE xDD ?!?!?
    2.Jack zazdrosny o Elsę0-0 xd
    3.(Tylko nie zabijcie Punci.......>:D :33)

    OdpowiedzUsuń
  2. NO EJ!!!!!! JAK MOŻESZ MI TO ROBIĆ??!! PRZECIEŻ JAK TU WYBUCHNE!!!

    ychy...Jack zazdrośnik...ychy(to miał być kaszel)

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym momencie, why? D; ;______; Ja chcę więcej, więcej! :D Nasz Jackuś jest zazdrosny, nie? :33

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby zdechła ma zawał xD i w takim momencie?!?! No no...Jack zazdrosny? Ma o co xD

    OdpowiedzUsuń
  5. *spiewa* Jack jest zazdrosny, Jack jest zazdrosny!!!!!
    Czemu w takim momecie? c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Co dalej co xdalej ? Jesteśmy w Coeonie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Heueheuhehueuheuheuheu xD *Śmiech wariatki* coś ktoś narobił?! XD
    Ona jest zazdrosna zawsze kiedyś kogoś poznama, nie nie nie! nie wytrzymam dłużej xD

    OdpowiedzUsuń
  8. - Żeby wtłuc Roszpunce. - uśmiechnął się. <- xD
    - Witaj, ciociu. - przywitała się Elsa. - Zapewne znasz MOJEGO MĘŻA, Jacka?
    - Po co tu przyjechaliście? - zapytała ciotka.
    - Żeby wbić pańskiej córce wreszcie do wiadomości, że nie jestem jej i nigdy będę, ewentualnie dostanie swoją własną patelnią w łeb, ale proszę się o nią nie martwić. - rzekł Jack
    xd

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe co z tego wyniknie

    OdpowiedzUsuń