W niedzielę rano obudziłam się w moim ukochanym lodowym pałacu, w wygodnym łóżku, przytulona do męża. Było mi tak cudownie, że pomyślałam, że nigdy mogłabym nie wstawać. Jednak przypomniała mi się Roszpunka - strażnicy zamknęli ją na jakiś czas w lochach i nie wiem czy już wypuścili. I czy wesele do końca trwało już bez komplikacji? Aby się dowiedzieć musiałam oczywiście wrócić do Arendelle. Jednak na razie postanowiłam spróbować zasnąć jeszcze choć na chwilę. Niestety nie udało mi się to i pomyślałam, żeby obudzić Jack'a. Wyczarowałam dwie malutkie śnieżynki, które sfrunęły mu na nos. Mruknął tylko i przytulił mnie mocniej. Zaśmiałam się i pocałowałam go.
- Lodóweczko... - szepnęłam.
- Mhm...? - mruknął.
- Wstaniesz, czy mam zawołać Puszka...? - uśmiechnęłam się.
Usiadł i przetarł oczy. Na widok jego umięśnionej klaty ledwo powstrzymałam się, żeby znowu go przytulić. Spojrzał na mnie jakby czytał mi w myślach i przejechał mi dłonią po talii.
- Jak królowa ocenia naszą noc poślubną? - zapytał.
- Idealna. - zarumieniłam się.
Nagle usłyszeliśmy ryk z zewnątrz.
- To Puszek. - powiedziałam, wstałam i wyczarowałam sobie szybko szlafrok.
Wyszłam na taras i zobaczyłam mojego kochanego, śnieżnego ochroniarza stojącego na dole. Przekrzywił głowę ze zdziwieniem.
- Spokojnie, kochany, nic się nie dzieje. - zapewniłam go. - Możesz iść spać.
Obok mnie stanął Jack naciągając bokserki.
- Hej, potworku! - zawołał. - Już w nocy się bardzo martwiłeś o Elsę, chociaż powiedziałem Ci, że ona ma po prostu or...
- Jack, on i tak nie zrozumie. - przerwałam mu z uśmiechem. - Dobranoc, Puszku!
Wróciliśmy do środka. Po lekkim śniadaniu ubraliśmy się (nie mając wyboru w suknię ślubną i garnitur) i wróciliśmy do Arendelle. Tam czekała na nas niespodzianka. Otóż Anna i Kristoff wraz z gośćmi, którzy jeszcze zostali (Merida, Astrid, Czkawka i Flynn) wyskoczyli na nas zza wrót i zaczęli śpiewać coś w stylu:
- Oł jeee! Jesteście małżeństwem! To takie słodkie! My śpiewamy Wam dziś! I bardzo Was kochamy!!
Zaśmialiśmy się i uściskaliśmy wszystkich.
- To nie koniec. - uśmiechnęła się tajemniczo Anka. - Mamy dla Was wspólny prezent.
- Łooł, już się boję. - zaśmiał się Jack.
Ania wyciągnęła zza pleców... szklaną kulę otwartą u góry, pełną wody. Pływała w niej malutka, niebieska rybka.
- O ja Cię! - Jack uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Ale cudna! - uśmiechnęłam się i odebrałam kulę.
- Mieliście sami ją nazwać, ale nie mogliśmy się powstrzymać. - wyznał Czkawka ze śmiechem. - Poznajcie Lodzię.
- Och... - westchnęłam. - Śliczna, dziękujemy!
- Tylko mi jej nie zagłodzić. - dodała Merida. - I ma stać obok Waszego łóżka.
- Ma się rozumieć, kapitanie. - uśmiechnął się Jack, odebrał mi akwarium i poleciał do góry.
- Co z Roszpunką? - przypomniało mi się nagle.
- Jej matka ją uwolniła i wróciły do domu jak wszyscy. - powiedział Flynn. - Ale ja jakoś nie miałem ochoty z nią wracać, po tym jaki numer mi wywinęła. Nie wiedziałem, że zdradza mnie z Jack'iem.
- Nie zdradza. - powiedziała szybko Anka. - Tylko to sobie uroiła.
Flynn wzruszył ramionami.
- No dobra, może jej przejdzie. - westchnął. - Ale teraz nie ma co o niej rozmyślać.
- Masz rację, brachu. - objął go Kristoff. - Chodźcie, wypijemy resztę wina.
I chłopcy pobiegli do jadalni. Służba powoli zdejmowała już wszystkie dekoracje, ale gdzieniegdzie stały butelki czy talerze. Nagle Anna pociągnęła mnie do mojej komnaty, a Astrid i Merida pobiegły za nami.
- Co jest? - zapytałam.
- Wpadłam wczoraj na super pomysł. - odrzekła siostra. - Muszę koniecznie Was namalować! Ciebie i Jack'a, w strojach ślubnych! Na pamiątkę, no wiesz! Nie mam oczywiście wielkiego talentu, ale... ważne, że będzie!
- Świetny pomysł. - uśmiechnęłam się.
W sypialni zastałyśmy Jack'a oglądającego rybkę, którą postawił na etażerce przy łóżku.
- Co za napad? - zapytał.
- Chodź tu i stój nieruchomo. - poleciła Anna i kiwnęła głową na Meridę, która wybiegła na korytarz.
- Co one knują? - Jack spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się tylko.
- Chcę uwiecznić Wasz wygląd ślubny. - powiedziała Anna. - Namaluję Was.
- O, to super! - zaśmiał się Jack stając na łóżku w pozie Supermena.
- Weź, przyjmij jakąś bardziej normalną pozę, dobra? - jęknęła Astrid z uśmiechem.
Ostatecznie nie dał się całkowicie namówić na normalną pozę i stanął w lekkim rozkroku, z rękami na biodrach, szczerząc się od ucha do ucha. Kiedy Merida wróciła ze sztalugą, Anna zaczęła rysować. Muszę przyznać, że szło jej nawet nieźle, choć upierała się, że bardzo źle. Potem namalowała też mnie. Kiedy skończyła, Jack poszedł do chłopaków wykańczać zapasy wina, a my grałyśmy trochę w butelkę. Wieczorem wszyscy goście odlecieli, czy też odpłynęli, a ja i Jack mogliśmy cieszyć się prywatnością.
A oto obrazy Anny:
Jack
I ja.
- Elsa.
Serio Jack?! Tak prosto z mostu?! Dobrze że nie kończył bo jeszcze coś by palnął innego xD.
OdpowiedzUsuńAnna powinnaś zostać malarzem xD :3 ;D
OdpowiedzUsuńJa też tak sądze. Jack ty ty puszkowi takie rzeczy tłumaczysz? Będzie biedaczek miał koszmary ty bałwanie!
OdpowiedzUsuńJak to było... a idźcie w krzaki.
JACK, LODÓWO JEDNA!!! Biedny Puszek!
OdpowiedzUsuńAnka przepięknie narysowałaś!
Super rozdział<3<3
Jejku! Jack! Nie mów takich rzeczy puszkowi!
OdpowiedzUsuńNo Anka! masz se talent!
Lodzia? Leokadia? Imię mojej (niestety ś.p :'''( ) babci!
Tu wesele a ty smutaski robisz!
UsuńNie zazdroszczę puszkowi.. co on musiał tam widzieć?! i słyszeć... xD
OdpowiedzUsuńGratuluję autorce rysunków ja jak rysowałam to była katastrofa.. xdd
rysuneczek!! jaki ładny!! (w skrócie xD)
Anka rysuje odc. 1 xD
Jack, chłopów co ty manier nie masz!? :D Nie no, jak zwykle rozwalił system, lol *-*
OdpowiedzUsuń"- Hej, potworku! - zawołał. - Już w nocy się bardzo martwiłeś o Elsę, chociaż powiedziałem Ci, że ona ma po prostu or..." śmiałam się przez 10 minut i obudziłam drzemiącą mamę XD
OdpowiedzUsuńTia ... xd
Jednak Anna ma talent do malowania ;)
OdpowiedzUsuń