niedziela, 13 grudnia 2015

Świąteczno-urodzinowy bal i niefortunne podarunki.

Witajcie,
Wczoraj około piętnastej cały zamek był gotowy do rozpoczęcia balu. Wszystkie korytarze i sale były pięknie ustrojone, a na podłużnych stołach w sali balowej rozłożono najróżniejsze, najznamienitsze potrawy.
- Jak wyglądam? - zapytał z dumnym uśmiechem Jack wychodząc z łazienki.
Miał na sobie elegancką, białą marynarkę z niewielkim herbem Arendelle na piersi i złotymi guziczkami oraz czarne, eleganckie spodnie. Jak się domyślacie nie miał butów, za to jego włosy były widocznie uczesane i połyskujące lekko.
- Bardzo przystojnie. - odparłam, po czym lekko zestresowana wróciłam do przeglądania moich sukien.
- Coś nie tak? - podszedł do mnie.
- Nic, nic, tylko zostało mało czasu, a ja nie wiem co ubrać.
Nagle do pokoju wpadła Anna. Była ubrana w piękną, zieloną suknię z czerwonymi kokardami na rękawach i w pasie. Włosy związała w warkocze i włożyła uroczy wianuszek z jemioły. Wyglądała bardzo ładnie i świątecznie.
- Goście zbierają się powoli na dziedzińcu! - zawołała radosnym tonem. - Widziałam wśród nich naszych przyjaciół z Berk i Meridę.
- A ciotka? - zapytałam prawie wchodząc do szafy, w poszukiwaniu sukienki, która przyszła mi na myśl po tym jak zobaczyłam Anię.
- Nigdzie jej nie widziałam. - odrzekła.
- To podejrzane. - stwierdził Jack. - Na pewno wzięła ze sobą swoją córusię i razem coś kombinują.
- Mam! - zawołałam ściągając z jednego z wieszaków dość wąską, srebrno-liliową suknię. Ubrałam ją szybko. Miała idealnie wycięty dekolt, z leciutkimi zdobieniami na jego krawędziach, długie rękawy kończące się lekkim zaostrzeniem, które ładnie układało się na wierzchu dłoni. Sukienka miała długi tył, który ciągnął się podczas chodzenia, a jej dół ozdobiony był wyszytymi wzorami charakterystycznymi dla Arendelle. Włożyłam do tego moje ukochane, lodowe buty na niedużym obcasie. Na ramiona założyłam piękną, królewską pelerynę, podobną do tej, którą miałam na koronacji, tylko ta była granatowa i nie miała kołnierza, zamiast tego łagodnie układała się na moich ramionach, związana śliczną, srebrną broszką.
- Może być? - zapytałam Annę i Jack'a, gdy dorobiłam jeszcze lekki makijaż i rozpuściłam włosy, które wdzięcznie ułożyły się w lekkie fale.
- Wyglądasz najpiękniej na świecie. - Jack objął mnie. - Wszyscy będą Ci zazdrościć. Nawet nasz mały... hm, mikroskopijny synek. - uśmiechnął się.
- Synek? - uniosłam jedną brew z uśmiechem.
Jack tylko kiwnął głową, zaśmiał się cicho i pocałował mnie.
- Ekhem, ekhem, gołąbeczki. - odwróciliśmy się i zobaczyliśmy w drzwiach Kristoff'a, Czkawkę, Astrid, Meridę i Annę patrzących na nas z uśmiechem.
- Drodzy bracia! - Jack wyszedł przede mnie i uniósł ręce w powitalnym geście. - Mam zakaz mówienia Wam tego przed balem i zapewne zostanę zabity, ale nie wytrzymam!
Zaśmiałam się cicho. Oczywiście, że zostanie zabity.
- Moi drodzy, ostatnio dowiedzieliśmy się czegoś co zmieni nasze życie! Coś co czyni nas szczęśliwszymi niż od wielu... niż kiedykolwiek!
Czkawka, Merida i Astrid spojrzeli na niego wyczekującym wzrokiem, a Anna i Kristoff wymienili się uśmiechami.
- Elsa... - zaczął Jack. - ...jeeest.... najpiękniejsza na świecie....ale to nie to chciałem Wam przekazać.... albowiem.... zostanę..... tatusieeeeeeeeeem!!!
Przez chwilę patrzyli to na mnie, to na Jack'a, a po chwili zaczęli wiwatować, a Merida podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno. Przy okazji zdążyłam przyjrzeć się Astrid - widać było, że jest już w zaawansowanej ciąży, ale to zdawało się jej zupełnie nie przeszkadzać w skakaniu dookoła mnie i Jack'a i krzyczeniu z radości razem z Czkawką. Po jakimś czasie, gdy wszyscy się uspokoili, stwierdziłam, że powinniśmy zejść już na dół i rozpocząć bal. Tak więc zrobiliśmy. Pozwoliłam strażnikom wpuścić gości do sali balowej po czym sama udałam się na podest.
- Kochani! - zwróciłam uwagę ludzi unosząc lekko ręce, jak wcześniej Jack w sypialni (na tą myśl z trudem powstrzymałam się od śmiechu, kątem oka widząc, że Jack robi do mnie jakieś głupie miny zapewne myśląc o tym samym). - Zanim zaczniemy zabawę, chciałam Wam ogłosić coś bardzo ważnego. Co prawda, bal jest przede wszystkim na cześć Jack'a Frosta... - wybuchły oklaski, a Jack schował się za Anną. - ...który miał urodziny kilka dni temu, jak i z okazji zbliżających się Świąt, ale chciałabym powiedzieć Wam coś co... cóż, nie jest związane z żadnym z nich, ale sądzę, iż jest dość istotne. Jest mi bardzo miło ogłosić, że nasze królestwo wkrótce doczeka się następcy tronu.
Wszyscy wymienili podekscytowane spojrzenia, ale niektórzy chyba nie do końca mnie zrozumieli.
- Spodziewam się dziecka. - dodałam z uśmiechem.
Wybuchły najgłośniejsze oklaski, jakie kiedykolwiek otrzymałam po przemowie. Niektórzy krzyczeli z radości czy klaskali, a młodsi skakali lub wykonywali różne wersje tańca radości na środku sali. Ciesząc się ich pozytywną reakcją ogłosiłam rozpoczęcie balu i zeszłam do przyjaciół.
- Ale się ucieszyli! - zawołała Anna.
- Nic dziwnego. - dodała Merida.
Rozmawialiśmy przez jakiś czas, gdy nagle poczułam na ramieniu czyjś mocny uścisk. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się moja ciotka.
- To świetne nowiny, Elso, świetne nowiny! - zaszczebiotała odciągając mnie na bok.
- Och, dziękuję, ciociu... - wybełkotałam nie mogąc do końca zrozumieć jakim cudem pojawiła się tuż za mną i czemu wcześniej jej nie widziałam.
- Jestem taka dumna z Ciebie, naprawdę. A wiesz co by mama twoja powiedziała?
- Nie wiem, ciociu. - spróbowałam być uprzejma.
- Cóż, ja też nie wiem, bo w końcu nie ma jej tu z nami. - powiedziała i zaśmiała się krótko. - Ale jestem pewna, że bardzo by się cieszyła.
Zmusiłam się do uśmiechu, jednak jedyne o czym wtedy marzyłam to powrót do Jack'a, Anny i reszty. Ciotka może i starała się być miła, ale po tym wszystkim... trudno było mi czuć do niej sympatię.
- Ciocia wybaczy, ale chyba ktoś mnie wołał. - zmyśliłam szybko. - Może to coś ważnego.
- Tak, tak, leć, dziecko, leć. - powiedziała. - Ja zatańczę sobie z jakimś przystojnym młodzieńcem.
Jak najszybciej umiałam, wróciłam do przyjaciół.
- Matko, Elsa, gdzie ty byłaś? - zapytała Astrid.
- To ciotka, chciała mi pogratulować. - uspokoiłam ją. - Gdzie jest Jack?
Wszyscy rozejrzeliśmy się, ale jego nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
- Może teraz jego kolej na gratulacje. - Anna próbowała mnie rozśmieszyć, ale byłam zbyt zdenerwowana.
- Poszukam go.
I weszłam w tłum poddanych i gości zza mórz, modląc się w duchu, aby przyczyną jego zniknięcia nie była Roszpunka. Po kilku minutach przeszukiwania całej sali balowej zmęczyłam się trochę i oparłam o kolumnę. Spostrzegłam, że jest ona trochę oszroniona. Obeszłam ją dookoła i usłyszałam głos Jack'a spod ściany, zza wielkiej kotary:
- Zostaw mnie, już Ci mówiłem!
Pobiegłam tam szybko i odsunęłam kotarę. Pod ścianą stał Jack, a obok niego moja kuzynka ubrana w różową sukienkę i z wielką kokardą wplecioną w ciemne włosy.
- Roszpunka! - wyrwało mi się, niezbyt przyjaznym tonem.
- Elsa! - wyszła zza kotary i uśmiechnęła się szyderczo. - Gratuluję zajścia w ciążę z pomocą mojego Jack'a!
- Myślałam, że ten temat mamy już za sobą. - powiedziałam próbując opanować złość. - Jack nie jest twój. Jesteśmy małżeństwem, a ty podobno masz kogoś innego!
- Słodka, mała Elsa w końcu doczeka się bycia mamą... oczywiście nie mogła posłuchać rad kuzynki i znaleźć kogoś innego jako tatusia... - mówiła Roszpunka okręcając kosmyk włosów wokół palca.
- Zostaw nas w spokoju! - Jack wyszedł przede mnie. - Kto w ogóle Cię tu zapraszał!
Uśmiechnęła się.
- Jakże niegrzecznie. A ja chciałam tylko Wam pogratulować.
Uniosłam brwi.
- Tak naprawdę... to bardzo się cieszę. Gratuluję.
I z chytrym uśmiechem weszła w tłum.
- Nie wierzę jej. - powiedziałam.
- Ja też nie... - stwierdził Jack. - ...ale po co mamy się nią przejmować?
Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam.
- Masz rację.
- Ja zawsze mam rację. - odwzajemnił uśmiech.
Po chwili wróciliśmy do przyjaciół, ale tym razem byli tam tylko Czkawka, Merida i Astrid.
- Gdzie Ann... - zaczęłam, ale Czkawka przerwał mi krótkim "Uważajcie!" przyciągając nas szybko pod ścianę.
Dosłownie sekundę później przez miejsce, w którym wcześniej staliśmy przebiegła z prędkością światła Anna śpiewając coś na całe gardło. Za nią przebiegł Kristoff krzycząc, że ma uważać na gości.
- Co oni, przepraszam bardzo, robią? - zapytałam śledząc siostrę wzrokiem.
- Anka chyba za dużo wypiła, już któryś raz przemierza całą salę balową. Kristoff próbuje zmniejszyć liczbę ofiar. - powiedziała Merida.
- Tak, przed chwilą nasza droga księżniczka była pewna, że zamek się pali, ale na szczęście udało nam się ją uspokoić. - dodał Czkawka.
- Chyba też skosztuję tego napoju. - zaśmiał się Jack i sięgnął po kieliszek wina.
- Jak ty, bracie, to ja też. - zawtórował mu śmiechem Czkawka i także zabrał jeden.
Po chwili dołączyła do nich Merida. Astrid uśmiechnęła się do mnie i posłała mi spojrzenie "Tak, ja też nie mogę."
- Wiadomo już czy chłopiec, czy dziewczynka? - zapytałam jej.
- Jeszcze nie. - odparła. - Ale jestem prawie pewna, że dziewczynka.
Uśmiechnęłam się. Nagle podeszła do nas jedna z służących ze srebrną tacą, na której stał nieduży kieliszek wypełniony czymś, co wyglądało jak sok pomarańczowy.
- Podarunek dla królowej. - zwróciła się do mnie.
- Od kogo? - zapytałam zdziwiona.
- Chyba jakiegoś tajemniczego wielbiciela. - uśmiechnęła się kobieta. - Poproszono mnie abym nie mówiła.
- Ale ja nie mogę... - zaczęłam, ale służąca uprzedziła mnie:
- Spokojnie, jest bezalkoholowy.
Wzięłam kieliszek.
- Dziękuję. - skinęłam głową, a kobieta odeszła.
- Dziwne.  - stwierdziła Astrid.
Wzruszyłam ramionami. Nie zdążyłam jednak napić się choć łyczka, bo Jack poprosił mnie do tańca. Oddałam więc podarunek Astrid.
- Jack, czy ty jesteś pijany? - zapytałam powstrzymując się z trudem od śmiechu gdy Jack poprowadził nas na sam środek sali i wszyscy zrobili nam miejsce i klaskali w rytm muzyki, a my tańczyliśmy jak w jakiejś bajce.
- Nie. - odrzekł zupełnie poważnym tonem. - Cicho, wszyscy na nas patrzą. Musimy gadać o jakichś romantycznych rzeczach.
Zaśmiałam się. Do końca utworu tańczyliśmy, a ja słuchałam jak prawi mi komplementy. Później wróciliśmy pod ścianę. Tym razem zastaliśmy tam Annę, Meridę i Kristoff'a. Ani chyba było już trochę lepiej, bo tylko nuciła coś cicho. Chciałam zapytać gdzie są Astrid i Czkawka, gdy nagle usłyszałam głos Czkawki, trochę dalej:
- Pomocy! Niech ktoś nam pomoże!
Szybko pobiegliśmy w jego stronę, muzyka umilkła, a wszyscy goście zaciekawieni zebrali się wokół nas. Astrid zwijała się z bólu w ramionach Czkawki.
- Co się dzieje? - zapytała przerażona Merida.
- Ona rodzi! - krzyknął Czkawka.
Szybko wymyśliłam jak opanować sytuację.
- Uspokójcie i zajmijcie czymś gości. - szepnęłam do Jack'a i Anny.
Sama pomogłam Czkawce podnieść Astrid i przenieśliśmy ją do najbliższego pokoju. Po drodze kilku strażników i służących chciało nam pomóc, ale poprosiłam ich, aby zajęli się gośćmi. Nie chciałam wzbudzać paniki. Szybko położyliśmy Astrid na łóżku.
- Umiesz odebrać poród? - zapytał Czkawka jakby to było coś, co potrafi zrobić każda królowa.
- Co?! - krzyknęłam. - Nie! Biegnij po lekarza! Dwóch! Lekarki! Sprowadź ich tu, szybko!
Po jakichś dwóch sekundach przetworzył moje słowa i wybiegł z pokoju. Astrid chwyciła mnie mocno za rękę.
- Elsa... to przez ten... to przez... - próbowała coś powiedzieć, ale uciszyłam ją i powiedziałam, żeby jeszcze chwilę wytrzymała. - Nie, posłuchaj! - krzyknęła. - Napiłam się tego napoju!
Zmarszczyłam brwi.
- Tego, który był dla Ciebie. I od razu po tym dostałam tych skurczów i poczułam okropny... - jęknęła i złapała się za brzuch.
- Już dobrze, zaraz zajmą się Tobą lekarze. - próbowałam ją uspokoić.
- Elsa, rozumiesz...? - wydusiła. - To... to przez ten napój..!
Nie wierzyłam w to. Nie mogłam sobie wyobrazić tego co to oznaczało. Nagle do środka wpadło kilku medyków.
- Proszę się nią zająć. - rozkazałam.
Jeden z nich kiwnął głową i przystąpili do "akcji".
- Zostań z nią. - powiedziałam do Czkawki, który był cały blady i zlany potem. - Zakończę bal i przyjdziemy do Was po wszystkim.
- Elsa... ja... - zaczął zupełnie bezradnym tonem.
- Będzie dobrze. - uśmiechnęłam się do niego i wyszłam.
To co działo się w sali balowej przechodziło wszelkie pojęcie. Wszyscy goście pchali się do przodu, gdzie dyskutowali Anna, Jack, Kristoff i Merida, ale strażnicy utrzymywali ich na dystans. Gdy tylko weszłam do środka wszyscy ucichli i wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
- Moi drodzy, bardzo mi przykro, ale będę zmuszona zakończyć bal. - powiedziałam opanowanym tonem. - Proszę o powrót do domów.
Wszyscy posłusznie zaczęli opuszczać zamek. Nagle podeszła do mnie ciotka.
- Elso, widziałaś może Puncię? - zapytała.
- Nie, nie widziałam. Jeśli chcesz ciociu, zatrzymaj się w mieście na jakiś czas, na pewno się znajdzie. Może wyszła wcześniej.
Romilda kiwnęła głową i dołączyła do tłumu wychodzącego na zewnątrz. Ja poszłam do Jack'a.
- Co z Astrid? - podeszli do nas Merida, Anna i Kristoff.
- Lekarze się nią zajęli. - odparłam zdziwiona własnym opanowaniem i tym, że nic nie zostało zamrożone.
- Rodzi?! - krzyknęła Anna.
- Tak, spokojnie.
- Ale jak to? Czemu? Tak nagle? - zdziwił się Kristoff.
- Powiedziała mi, że to przez to, że napiła się jakiegoś napoju, że po nim tak źle się poczuła. - powiedziałam.
Merida zakryła usta dłonią.
- Mówisz o kieliszku, który był dla Ciebie? W prezencie od tego niewiadomo-kogo?
Kiwnęłam głową.
- To brzmi, jakby ktoś chciał skrzywdzić Elsę! - powiedziała Anna. - Tam mogły być jakieś...
- Ktoś chciał pozbawić mnie dziecka? - zaczęłam. - Błagam Was, kto zdobyłby się na coś takiego?
Anna wymieniła szybkie spojrzenie z Jack'iem.
- Ktoś kto Ci go zazdrości. - powiedział.
Pokręciłam głową.
- Nie wierzę w to. Nie, to niemożliwe, niedorzeczne.
- Na razie najważniejsze, żeby Astrid i jej dziecko wyszło z tego całe i zdrowe. - przerwał Kristoff.
- To prawda. - Anna kiwnęła głową. - Dochodzeniem zajmiemy się jutro.
I wszyscy skierowaliśmy się na pobliski korytarz, rozpoczynając pełne stresu oczekiwanie.



- Elsa.

10 komentarzy:

  1. To już wiadomo czyja to wina. Mam nadzieje że Astrid nic nie będzie. Teraz Rosp przesadziła. Powinna się wstydzić. (Biedny Czkawka XD ).

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze to chyba najdłuższy rozdział w historii tego bloga
    Po drugie to:


    .



    .



    .




    .




    .





    .



    ROSZPUNKA!!!!!!!!!!!!!!!!!! TY WSTRĘTNY PEDOFILU!!!!!!!!!!! MENDO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. "- Elsa... - zaczął Jack. - ...jeeest.... najpiękniejsza na świecie....ale to nie to chciałem Wam przekazać.... albowiem.... zostanę..... tatusieeeeeeeeeem!!!" to było śmieszne XD
    Punciu... jak cię Jack za próbę zabójstwa jego dzidzi zabije, a ty trafisz do mojego Piekiełka, to będziesz na serio biedna XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za kretynka! Jak mogła! Wredna, mała, sku******ka!
    Dobra, przepraszam poniosło mnie. Jack oczywiście musi wsadzić swoje trzy grosze z synkiem. Ale nawet nieźle by było.
    Mam pytanko: czy Elsa jest nieśmiertelna jak Jack? Chciałabym to wiedzieć, bi gdyby nie to małżeństwo Jack'a z Elsą I ta cała historia z dzieckiem, to byłby tylko epizod w Jacka'a życiu. To jest nie tylko smutne ale I niesprawiedliwe! Elsa będzie staruszką,a Jack dalej tym samym 18 latkiem. Proszę o pilną odpowiedź.
    Czekam na next I super akcja z tym balem a tw teksy rozwalają sysyem.
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteśmy pewni co do tej kwestii. Z tego co mówił Nord, jest duża możliwość ze poprzez bycie i małżeństwo (i takie tam, ekhem, ekhem ;) ) z Jack'iem stałam się nieśmiertelna.
      - Elsa.

      Usuń
    2. A ja też mam pytanie . A co z Anną Kristoffem i Leną oni kiedyś umrą ?

      Usuń
  5. Czy jest jakiś bal, który zakończył się pomyślnie? Bo ostatnio to non stop kataklizmy na tych balach, począwszy od tego z filmu- na koronacji.
    Przypadeg? Nie sondzem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej to nie musi być ta Sroszpunka...to może ten jej facet. Biedna Astrid. Chyba ktoś chciał aby Elsa poroniła...
    Czekam na next
    Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń