Hejo,
Dziś rano wraz z Astrid i Leną wybrałyśmy się na spacer. Cały czas gadałyśmy o macierzyństwie. Kiedy zrobiło nam się już zimno i trochę się zmęczyłyśmy pchaniem wózka ze śpiącą Leną, wróciłyśmy do zamku i zostałyśmy świadkami bardzo dziwnej sytuacji. W holu stała Elsa, a z nią Czkawka i kłócili się.
- Czkawka, tam jest granica Rouge Village.- powiedziała podniesionym głosem Elsa.
- Nie, Elso to jest granica Ever Ville.- odpowiedział Czakawka.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak- tak się przegadywali kilka minut.
- Elsa! Czkawak! Co wy robicie?- powiedziałam, a właściwie krzyknęłam, bo kłócili się tak głośno.
- Anno, powiedz Czkawce że na Arendelle od Południa graniczy z Rouge Villlage.
- Anno, przecież tam jest Ever Ville.- powiedział błagalnym tonem Czkawka.
- Oboje nie macie racji.- popatrzeli na mnie buntowniczym wzrokiem.- Przecież tam jest morze.
- Ale za morzem...- powiedziała Elsa, ale nie dałam jej dokończyć.
- ... za morzem jest teren należący do Corony.
- Przecież Corona jest zachód od Arendelle.- powiedział Czkawka
- Ale tam są tereny należące do Corony. Roszpunka kiedyś mówiła że tam stoi jej wieża.- wytlumaczyłam
- Anna ma rację.- powiedział Jack wlatując do holu z mapą.- kiedy wszyscy spojrzeli na mapę i przyznali mi rację.
- Dobrze że moja siostra jest taka mądra.- powiedziała Elsa.
- Nie, po prostu kiedy byłyśmy małe to dużo patrzyłam na mapę i tak jakoś mi utkwiła.- pochwaliłam się.
- Och... mam doskonały pomysł.- powiedział Jack i wyleciał z gabinetu do którego przeszliśmy, po chwili wrócił i zaprowadził nas do sypialni.
- Ta dam.- powiedział otwierając drzwi.
- Jack przecież nic się tu nie zmieniło.- powiedziała Elsa.
- Elso, spójrz na baldachim.- poradziłam siostrze, bo zauważyłam że na górze wisi mapa.
- Jack?- zapytała Elsa.
- No pomyślałem że jak nie będę mógł spać i będę się patrzeć na mapę to szybciej się nauczę.- i zostawiliśmy Jack' a , sam na sam z jego mapą.
- Anna
niedziela, 31 stycznia 2016
czwartek, 28 stycznia 2016
Nauczająca niespodzianka.
Witajcie,
Wczoraj wraz z Anną wymyśliłyśmy nowy (może nie najbardziej wspaniałomyślny, ale cóż..) sposób na obeznanie Jack'a z panowaniem.
- Jack... - szepnęłam aby go obudzić.
Nawet nie mruknął.
- Jack! - powiedziałam, chyba nieco za głośno, bo natychmiast zerwał się z łóżka i uderzył głową o baldachim. Jęknął zlatując na ziemię i rozmasowując sobie głowę jedną ręką.
- ...słucham, Śnieżynko?
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - uśmiechnęłam się tajemniczo.
Uniósł jedną brew i uśmiechnął się figlarnie.
- Nie taką. - powiedziałam cierpliwym tonem, powodując u niego automatyczny spadek entuzjazmu. - Chodź.
Pociągnęłam go lekko za rękę i wyszliśmy na korytarz.
- Mam zamknąć oczy? - zapytał.
- Jeżeli potrafisz zejść ze schodów nie patrząc, to jak najbardziej.
- Oczywiście, że potrafię. - powiedział dumnym tonem.
Wkrótce jednak oboje przekonaliśmy się, że jednak nie potrafi gdy prawie zlecieliśmy przez niego ze schodów.
- Ale... wchodzić potrafię. - mruknął, ale za bardzo już go nie słuchałam, bo skupiłam się na tym gdzie mamy iść.
Umówiłam się z Anną, że wraz z naszą "niespodzianką" spotkamy się wszyscy przy wyjściu na dziedziniec i właśnie tam się skierowaliśmy. Na chwilę zostawiłam Jack'a samego za ścianą. Przeszłam kawałek i przywołałam gestem Annę oraz Czkawkę i Astrid, którzy od jakiegoś czasu czaili się przy dziedzińcu. Po chwili razem wyskoczyli na Jack'a, prawie przyprawiając go o zawał.
- Również witam. - zaśmiał się ściskając się z nimi. - Nie powinniście zajmować się córką?
- Merida przyjechała kilka dni temu, została z Veronicą. - powiedziała Astrid.
- A my musieliśmy przybyć do Ciebie, aby opowiedzieć Ci o urokach rządzenia państwem. - dodał Czkawka z uśmiechem.
Wszyscy skierowaliśmy się do wielkiego salonu, na pierwszym piętrze. Jack i Czkawka szli przodem, przy okazji wymieniając się tym, czego Jack już się nauczył, a czego nie, a ja, Anna i Astrid szłyśmy za nimi.
- Jak tam, Astrid? - zapytałam. - Wszystko wróciło do normy?
- Do normy... - zaśmiała się. - Teraz wyrabiamy nową normę. Ale poza tym wszystko jest okej. Lepiej ty mów jak się czujesz. Wiecie już coś więcej?
Pokręciłam głową.
- Nawet już troszkę widać, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Ja chcę już być ciocią... - jęknęła Anna. - Znaczy... jestem już w pewnym sensie... ale wiecie...
- Wiemy. - przerwałam z uśmiechem.
- A co na to wszystko Jack? Poradzi sobie z byciem królem i ojcem jednocześnie? - zapytała Astrid.
- Na początku będzie mi tylko pomagał, a później... zobaczymy. - odparłam.
Usiedliśmy wszyscy razem w salonie i na przemian rozmawialiśmy o dzieciach, i nauczaliśmy Jack'a. W końcu jednak wszyscy wyszliśmy na spacer. W mieście rozdzieliliśmy się na chwilę, a później skierowaliśmy z powrotem.
- Elsa.
Wczoraj wraz z Anną wymyśliłyśmy nowy (może nie najbardziej wspaniałomyślny, ale cóż..) sposób na obeznanie Jack'a z panowaniem.
- Jack... - szepnęłam aby go obudzić.
Nawet nie mruknął.
- Jack! - powiedziałam, chyba nieco za głośno, bo natychmiast zerwał się z łóżka i uderzył głową o baldachim. Jęknął zlatując na ziemię i rozmasowując sobie głowę jedną ręką.
- ...słucham, Śnieżynko?
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - uśmiechnęłam się tajemniczo.
Uniósł jedną brew i uśmiechnął się figlarnie.
- Nie taką. - powiedziałam cierpliwym tonem, powodując u niego automatyczny spadek entuzjazmu. - Chodź.
Pociągnęłam go lekko za rękę i wyszliśmy na korytarz.
- Mam zamknąć oczy? - zapytał.
- Jeżeli potrafisz zejść ze schodów nie patrząc, to jak najbardziej.
- Oczywiście, że potrafię. - powiedział dumnym tonem.
Wkrótce jednak oboje przekonaliśmy się, że jednak nie potrafi gdy prawie zlecieliśmy przez niego ze schodów.
- Ale... wchodzić potrafię. - mruknął, ale za bardzo już go nie słuchałam, bo skupiłam się na tym gdzie mamy iść.
Umówiłam się z Anną, że wraz z naszą "niespodzianką" spotkamy się wszyscy przy wyjściu na dziedziniec i właśnie tam się skierowaliśmy. Na chwilę zostawiłam Jack'a samego za ścianą. Przeszłam kawałek i przywołałam gestem Annę oraz Czkawkę i Astrid, którzy od jakiegoś czasu czaili się przy dziedzińcu. Po chwili razem wyskoczyli na Jack'a, prawie przyprawiając go o zawał.
- Również witam. - zaśmiał się ściskając się z nimi. - Nie powinniście zajmować się córką?
- Merida przyjechała kilka dni temu, została z Veronicą. - powiedziała Astrid.
- A my musieliśmy przybyć do Ciebie, aby opowiedzieć Ci o urokach rządzenia państwem. - dodał Czkawka z uśmiechem.
Wszyscy skierowaliśmy się do wielkiego salonu, na pierwszym piętrze. Jack i Czkawka szli przodem, przy okazji wymieniając się tym, czego Jack już się nauczył, a czego nie, a ja, Anna i Astrid szłyśmy za nimi.
- Jak tam, Astrid? - zapytałam. - Wszystko wróciło do normy?
- Do normy... - zaśmiała się. - Teraz wyrabiamy nową normę. Ale poza tym wszystko jest okej. Lepiej ty mów jak się czujesz. Wiecie już coś więcej?
Pokręciłam głową.
- Nawet już troszkę widać, wiesz? - uśmiechnęła się.
- Ja chcę już być ciocią... - jęknęła Anna. - Znaczy... jestem już w pewnym sensie... ale wiecie...
- Wiemy. - przerwałam z uśmiechem.
- A co na to wszystko Jack? Poradzi sobie z byciem królem i ojcem jednocześnie? - zapytała Astrid.
- Na początku będzie mi tylko pomagał, a później... zobaczymy. - odparłam.
Usiedliśmy wszyscy razem w salonie i na przemian rozmawialiśmy o dzieciach, i nauczaliśmy Jack'a. W końcu jednak wszyscy wyszliśmy na spacer. W mieście rozdzieliliśmy się na chwilę, a później skierowaliśmy z powrotem.
- Elsa.
wtorek, 26 stycznia 2016
Ach te choroby i ich skutki
Hejo,
Wiem że dawno nie pisałam, ale nie za bardzo miałam o czym. W każdym bądź razie, ostatnio moje i siostry drogi trochę się tak jakby rozeszły. Ona zajęła się edukacją Jack' a, a ja Kristoff' em i Leną, którzy już powoli zdrowieli, ale wciąż nie wychodzili z łóżka. Kristoff całymi dniami spał, a Lena dniami i nocami płakała z powodu bólu brzuszka, albo gorączki, co dzień coś innego ją bolał, a mnie coraz bardziej męczył ból głowy i zmęczenie.
- Księżniczko Anno.- powiedziała jedna z pielęgniarek pełniąca nocny dyżur.- Co się stało?
- Lena znowu płacze, ale tym razem głośniej, więc chyba ją bardziej boli.- pielęgniarka wzięła ją ode mnie, bo chyba widziała że ledwie stoję na nogach, kiedy tylko poczułam że już nie trzymam Leny upadłam na kolana, to był już koniec mojej siły bez odpoczynku. Chyba usnęłam przed gabinetem, bo obudziłam się na łóżku w pokoju medyków.
- Co... co się stało?
- Zemdlała księżniczka. Za bardzo się przemęczasz, księżniczko.- powiedziała mi pielęgniarka, ale nie ta sama, którą widziałam w drzwiach i wtedy do mnie dotarło że to już rano i pielęgniarki pełniące dyżur się zmieniły.
- Która jest godzina?
- Jest już wieczór, zaraz przyjdzie mnie zmienić Liliana.
- Co wieczór, to ja spałam cały dzień?
- Ściślej mówiąc, spała księżniczka dwa dni i dwie noce.
- Co?! A co z Leną?
- Królowa z panem Jack' iem zajęli się małą księżniczką, ponieważ pan Kristoff nie czuję się jeszcze najlepiej.- wstałam podziękowałam za udzieloną pomoc i poszłam do sypialni siostry i szwagra.
- Elsa? Jack? Lena?- zapytałam wchodząc do pokoju.
- Aniu, już wszystko w porządku?- zapytała Elsa mocno tuląc mnie do siebie.
- Właściwie to mi nic nie było, ale z powodu choroby Leny i Kristoff' a, nie mogłam spać i taki był tego efekt, a wy się wysypialiście jak się zajmowaliście Leną?
- Tak, medycy ją wyleczyli i już nie płacze, ale wciąż nie może wychodzić z zamku.- podsumował Jack, wypinając dumnie pierś, chyba był dumny że to pamiętał i że jest dobrym opiekunem.
- Aniu idź odpocznij i...- zaczęła Elsa.
- Ale ja już odpoczęłam.
- Nie o sen mi chodzi, tylko idź weź kąpiel, a my się jeszcze Leną zajmiemy.- według rozkazu siostry wzięłam kąpiel i to długą, a gdy wyszłam Lena już spała, a w mojej sypialni była kolacja, więc zjadałam i poczułam się senna.
- Anna
Wiem że dawno nie pisałam, ale nie za bardzo miałam o czym. W każdym bądź razie, ostatnio moje i siostry drogi trochę się tak jakby rozeszły. Ona zajęła się edukacją Jack' a, a ja Kristoff' em i Leną, którzy już powoli zdrowieli, ale wciąż nie wychodzili z łóżka. Kristoff całymi dniami spał, a Lena dniami i nocami płakała z powodu bólu brzuszka, albo gorączki, co dzień coś innego ją bolał, a mnie coraz bardziej męczył ból głowy i zmęczenie.
- Księżniczko Anno.- powiedziała jedna z pielęgniarek pełniąca nocny dyżur.- Co się stało?
- Lena znowu płacze, ale tym razem głośniej, więc chyba ją bardziej boli.- pielęgniarka wzięła ją ode mnie, bo chyba widziała że ledwie stoję na nogach, kiedy tylko poczułam że już nie trzymam Leny upadłam na kolana, to był już koniec mojej siły bez odpoczynku. Chyba usnęłam przed gabinetem, bo obudziłam się na łóżku w pokoju medyków.
- Co... co się stało?
- Zemdlała księżniczka. Za bardzo się przemęczasz, księżniczko.- powiedziała mi pielęgniarka, ale nie ta sama, którą widziałam w drzwiach i wtedy do mnie dotarło że to już rano i pielęgniarki pełniące dyżur się zmieniły.
- Która jest godzina?
- Jest już wieczór, zaraz przyjdzie mnie zmienić Liliana.
- Co wieczór, to ja spałam cały dzień?
- Ściślej mówiąc, spała księżniczka dwa dni i dwie noce.
- Co?! A co z Leną?
- Królowa z panem Jack' iem zajęli się małą księżniczką, ponieważ pan Kristoff nie czuję się jeszcze najlepiej.- wstałam podziękowałam za udzieloną pomoc i poszłam do sypialni siostry i szwagra.
- Elsa? Jack? Lena?- zapytałam wchodząc do pokoju.
- Aniu, już wszystko w porządku?- zapytała Elsa mocno tuląc mnie do siebie.
- Właściwie to mi nic nie było, ale z powodu choroby Leny i Kristoff' a, nie mogłam spać i taki był tego efekt, a wy się wysypialiście jak się zajmowaliście Leną?
- Tak, medycy ją wyleczyli i już nie płacze, ale wciąż nie może wychodzić z zamku.- podsumował Jack, wypinając dumnie pierś, chyba był dumny że to pamiętał i że jest dobrym opiekunem.
- Aniu idź odpocznij i...- zaczęła Elsa.
- Ale ja już odpoczęłam.
- Nie o sen mi chodzi, tylko idź weź kąpiel, a my się jeszcze Leną zajmiemy.- według rozkazu siostry wzięłam kąpiel i to długą, a gdy wyszłam Lena już spała, a w mojej sypialni była kolacja, więc zjadałam i poczułam się senna.
- Anna
sobota, 23 stycznia 2016
Sprawy na Biegunie i pogaduszki z siostrą.
Witajcie,
Dziś postanowiłam sobie zrobić przerwę od nauczania Jack'a. Zresztą on miał jakieś ważne sprawy do załatwienia na Biegunie Północnym.
- To nie w porządku. - powiedziała Anna gdy przyszłam do niej.
- Co?
- Jack często sobie tak wylatuje na ten Biegun.
- Jest Strażnikiem. - westchnęłam.
- Ale za niedługo też będzie królem. - Anna uniosła wskazujący palec. - Uświadom mu lepiej, że musi to pogodzić.
Kiwnęłam głową. Mówiła mądrze.
- Na razie ogólnie nie mam czego mu wytykać. - powiedziałam jednak po chwili. - Pilnie się uczy, widać, że chce być dobrym władcą. A w dodatku troszczy się o mnie. Strażnikowe sprawy przy tym to nic.
- Może. - Ania wzruszyła ramionami. - A jak się czujesz? - uśmiechnęła się z troską.
- Dobrze. - odwzajemniłam uśmiech.
- Napisałam ostatnio list do Astrid. - powiedziała siostra. - Podobno mała ma się super, polubiła Szczerbatka, a on ją jeszcze bardziej.
- Niewątpliwie. - zaśmiałam się.
Wyszłyśmy potem na krótki spacer dookoła ogrodów, a gdy wróciłam do sypialni zastałam tam Jack'a.
- Cześć, Śnieżyko. - podbiegł do mnie i pocałował mnie czule.
- Szybko poszło. - stwierdziłam, a on pocałował mnie jeszcze raz, tym razem dłużej. - Nie o to mi chodziło, głuptasie. - zaśmiałam się.
- Wiem. - wyszczerzył zęby. - Nie mogłem się powstrzymać.
Usiedliśmy na łóżku.
- Co tam na Biegunie? - zapytałam.
- Nic ciekawego, maszyna do lodów szwankowała. - odrzekł.
- Maszyna do lodów? - uniosłam brwi, ale on tylko kiwnął głową. - I proszę jak ciężkie zadanie ma Strażnik.
Uśmiechnął się.
- Będziemy się uczyć dalej? - zapytał z nieukrywanym entuzjazmem.
Westchnęłam.
- Daj mi czas na odpoczynek.
Nie odpowiadając przykrył mnie kocem i pocałował.
- Oczywiście, Śnieżynko. Musisz odpoczywać. Coś Ci przynieść?
- Hmm... - uśmiechnęłam się lekko na widok jego zatroskanej miny. - Poproszę... ciepłą herbatę, a dodatkowo porcję lodów śmietankowych.
Jack przybrał chytry uśmiech.
- Prosto z drzewa?
Wybuchłam śmiechem.
- Dokładnie.
- Załatwione. - posłał mi lodowego buziaka i wyleciał z pokoju.
- Elsa.
Dziś postanowiłam sobie zrobić przerwę od nauczania Jack'a. Zresztą on miał jakieś ważne sprawy do załatwienia na Biegunie Północnym.
- To nie w porządku. - powiedziała Anna gdy przyszłam do niej.
- Co?
- Jack często sobie tak wylatuje na ten Biegun.
- Jest Strażnikiem. - westchnęłam.
- Ale za niedługo też będzie królem. - Anna uniosła wskazujący palec. - Uświadom mu lepiej, że musi to pogodzić.
Kiwnęłam głową. Mówiła mądrze.
- Na razie ogólnie nie mam czego mu wytykać. - powiedziałam jednak po chwili. - Pilnie się uczy, widać, że chce być dobrym władcą. A w dodatku troszczy się o mnie. Strażnikowe sprawy przy tym to nic.
- Może. - Ania wzruszyła ramionami. - A jak się czujesz? - uśmiechnęła się z troską.
- Dobrze. - odwzajemniłam uśmiech.
- Napisałam ostatnio list do Astrid. - powiedziała siostra. - Podobno mała ma się super, polubiła Szczerbatka, a on ją jeszcze bardziej.
- Niewątpliwie. - zaśmiałam się.
Wyszłyśmy potem na krótki spacer dookoła ogrodów, a gdy wróciłam do sypialni zastałam tam Jack'a.
- Cześć, Śnieżyko. - podbiegł do mnie i pocałował mnie czule.
- Szybko poszło. - stwierdziłam, a on pocałował mnie jeszcze raz, tym razem dłużej. - Nie o to mi chodziło, głuptasie. - zaśmiałam się.
- Wiem. - wyszczerzył zęby. - Nie mogłem się powstrzymać.
Usiedliśmy na łóżku.
- Co tam na Biegunie? - zapytałam.
- Nic ciekawego, maszyna do lodów szwankowała. - odrzekł.
- Maszyna do lodów? - uniosłam brwi, ale on tylko kiwnął głową. - I proszę jak ciężkie zadanie ma Strażnik.
Uśmiechnął się.
- Będziemy się uczyć dalej? - zapytał z nieukrywanym entuzjazmem.
Westchnęłam.
- Daj mi czas na odpoczynek.
Nie odpowiadając przykrył mnie kocem i pocałował.
- Oczywiście, Śnieżynko. Musisz odpoczywać. Coś Ci przynieść?
- Hmm... - uśmiechnęłam się lekko na widok jego zatroskanej miny. - Poproszę... ciepłą herbatę, a dodatkowo porcję lodów śmietankowych.
Jack przybrał chytry uśmiech.
- Prosto z drzewa?
Wybuchłam śmiechem.
- Dokładnie.
- Załatwione. - posłał mi lodowego buziaka i wyleciał z pokoju.
- Elsa.
czwartek, 21 stycznia 2016
Wycieczki i ich konsekwencje
Hejo,
Przepraszam że ostatnio nie pisałam,ale wraz z moją rodziną wychodziliśmy z zamku rano i wracaliśmy wieczorem, a po powrocie byłam zbyt męczona żeby cokolwiek zrobić cokolwiek oprócz położenia się spać. Jeździliśmy na lodowy wierch nowymi saniami Kristoff'a, do trolli i do miasta.
Dziś rano wstałam i poszłam do gabinetu Elsa, aby zobaczyć czy Elsa i Jack już są, no i oczywiście z gabinetu dochodziły głosy, więc nie chciałam i przeszkadzać, gdy wróciłam do pokoju usłyszałam kichanie i smarkanie, to był Kristoff.
- Słońce co ci jest?
- Chyba się przeziębiłem.
- Pójdę do Leny sprawdzić czy nie ma gorączki.- gdy weszłam do pokoju zobaczyłam całą czerwoną i mokrą od potu małą dziewczynkę leżącą w łóżku, podeszłam i sprawdziłam czoło dziecka, moja córeczka była gorąca. Szybko pobiegłam do gabinetu medyków, ci szybko przybiegli i zabrali Kristoff'a i Lenę do swojego gabinetu. Wieczorem do pokoju wbiegła Elsa.
- Anna! Nic ci nie jest? Słyszałam o Kristoff' ie i Lenie.
- Elsa, spokojnie mi nic nie jest.- Elsa się uspokoiła i położyła się obok mnie, gdy usnęła do wleciał Jack i zabrał ją do ich sypialni.
Przepraszam że tylko tyle, ale jestem wyczerpana tymi wyprawami i chorobą męża i córki.
- Anna
wtorek, 19 stycznia 2016
Trening czyni mistrza.
Witajcie,
Wybaczcie, że tak długo żadna z nas nic nie pisała, ale jak się zapewne domyślacie ja byłam zajęta "nauczaniem", a Anna... właściwie sama nie wiem co ona robiła. Moje wychodzenie z gabinetu ograniczyło się bowiem tylko do kilku na dzień. Dziś nawet spaliśmy przy biurku. Nawet sobie nie wyobrażacie jak dużo Jack już się nauczył. Oczywiście nie oznacza to, że nie będzie już dawnym Jack'iem myślącym tylko o krzakach itp. Nie, nie, z początku sama pomyślałam, że może królewskie sprawy pomogą mu skupić się na ważniejszych sprawach, jednak moje nadzieje okazały się zupełnie nietrafne. Choć nie mówię, żeby jakoś wyjątkowo mi to przeszkadzało...
- Jack, musimy jeszcze przerobić sprawy handlowe z Berk, a potem przejdziemy do... - mówiłam wczoraj nie odrywając wzroku od mapy, jednak nagle przerwał mi jego lubieżny głos:
- Elso...?
Odwróciłam się powoli na krześle i zobaczyłam, że opiera się o framugę drzwi z chytrym uśmiechem.
- Słucham. - udało mi się jakoś powstrzymać od odwzajemnienia uśmiechu.
- Pozwól, że teraz ja Cię czegoś nauczę. - zrobił trzy kroki w moją stronę i przekrzywił lekko głowę.
Uniosłam jedną brew i chwyciłam za oparcia krzesła.
- Wiesz coś może na temat... królewskich krzaków?
Wybuchłam śmiechem, jednak on zrobił wyjątkowo poważną minę (i tak wiedziałam, że udaje).
- Mówię poważnie, Śnieżynko. Nie wypada aby królowa nie znała zasad królewskich krzaków. - powiedział.
- Niewątpliwie. - przestałam się śmiać, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu na widok jego miny.
- W takim razie... - pomógł mi wstać i objął mnie w pasie. - ...zapraszam Cię teraz na moją lekcję. Do sypialni.
Wyszliśmy na korytarz.
- Tędy, madame. - wskazał ręką zakręt w lewo.
- Tak, Jack, wiem gdzie jest moja sypialnia. - odparłam.
On jednak zupełnie niezrażony prowadził mnie dalej, aż w końcu.... doszliśmy. ;)
Jutro i przez następne dni zapewne dalej będziemy ślęczeć nad mapami, ale może Ania napisze Wam coś ciekawszego, bo teraz jestem pewna, że to co robi jest o sto procent ciekawsze od naszych zajęć. Ale cóż... trening czyni mistrza.
- Elsa.
Wybaczcie, że tak długo żadna z nas nic nie pisała, ale jak się zapewne domyślacie ja byłam zajęta "nauczaniem", a Anna... właściwie sama nie wiem co ona robiła. Moje wychodzenie z gabinetu ograniczyło się bowiem tylko do kilku na dzień. Dziś nawet spaliśmy przy biurku. Nawet sobie nie wyobrażacie jak dużo Jack już się nauczył. Oczywiście nie oznacza to, że nie będzie już dawnym Jack'iem myślącym tylko o krzakach itp. Nie, nie, z początku sama pomyślałam, że może królewskie sprawy pomogą mu skupić się na ważniejszych sprawach, jednak moje nadzieje okazały się zupełnie nietrafne. Choć nie mówię, żeby jakoś wyjątkowo mi to przeszkadzało...
- Jack, musimy jeszcze przerobić sprawy handlowe z Berk, a potem przejdziemy do... - mówiłam wczoraj nie odrywając wzroku od mapy, jednak nagle przerwał mi jego lubieżny głos:
- Elso...?
Odwróciłam się powoli na krześle i zobaczyłam, że opiera się o framugę drzwi z chytrym uśmiechem.
- Słucham. - udało mi się jakoś powstrzymać od odwzajemnienia uśmiechu.
- Pozwól, że teraz ja Cię czegoś nauczę. - zrobił trzy kroki w moją stronę i przekrzywił lekko głowę.
Uniosłam jedną brew i chwyciłam za oparcia krzesła.
- Wiesz coś może na temat... królewskich krzaków?
Wybuchłam śmiechem, jednak on zrobił wyjątkowo poważną minę (i tak wiedziałam, że udaje).
- Mówię poważnie, Śnieżynko. Nie wypada aby królowa nie znała zasad królewskich krzaków. - powiedział.
- Niewątpliwie. - przestałam się śmiać, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu na widok jego miny.
- W takim razie... - pomógł mi wstać i objął mnie w pasie. - ...zapraszam Cię teraz na moją lekcję. Do sypialni.
Wyszliśmy na korytarz.
- Tędy, madame. - wskazał ręką zakręt w lewo.
- Tak, Jack, wiem gdzie jest moja sypialnia. - odparłam.
On jednak zupełnie niezrażony prowadził mnie dalej, aż w końcu.... doszliśmy. ;)
Jutro i przez następne dni zapewne dalej będziemy ślęczeć nad mapami, ale może Ania napisze Wam coś ciekawszego, bo teraz jestem pewna, że to co robi jest o sto procent ciekawsze od naszych zajęć. Ale cóż... trening czyni mistrza.
- Elsa.
sobota, 16 stycznia 2016
Naukę czas zacząć.
Witajcie,
Dzisiaj w końcu znalazłam chwilę aby odetchnąć i napisać Wam kilka słów. Cały wczorajszy dzień siedziałam z Jack'iem w moim gabinecie i pokazywałam mu na mapach wszystkie pobliskie krainy, a nawet uczyłam ukształtowania powierzchni oraz surowców wydobywanych w Arendelle. Sama nigdy nie zaczęłabym uczyć go tak skomplikowanych rzeczy, ale poniekąd sam to wymyślił.
- A to? - zapytał wyjątkowo zainteresowany i rozentuzjazmowany, pokazując palcem kolejną wyspę na mapie.
- To też. - uśmiechnęłam się, choć byłam już strasznie zmęczona. - Południowe Wyspy to... wyspy. Archipelag. Jest ich tam bardzo dużo.
Kiwnął głową i zaczął jeździć palcem po mapie, szepcząc nazwy krain, których już się nauczył, równocześnie pokrywając mapę szronem. Nie spodziewałabym się, że będzie tak chętny do nauki. Ale widocznie napalił się i chce nauczyć się jak być dobrym władcą. To dobrze. Bardzo dobrze. Jednak do tego z całą pewnością będę mu potrzebna ja, a zaledwie po trzecim dniu nauki padam z nóg.
- Jack... - westchnęłam. - Może resztę pokażę Ci jutro? Jestem bardzo...
Nie zdążyłam skończyć, bo oderwał się od mapy i objął mnie czule.
- Oczywiście, Śnieżynko. Nie wolno Ci się przemęczać.
I poprowadził mnie do łóżka, pomógł przebrać w koszulę nocną (nie miałabym z tym żadnego problemu, ale sprawiało mu to wielką satysfakcję) i otulił ciepło kołdrą.
- Dziękuję za wszystko co mi powiedziałaś. - powiedział. - Jesteś fantastyczną nauczycielką.
Zaśmiałam się.
- Już się nie podlizuj.
Zaśmiał się również i pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobranoc, Śnieżynko.
- Dobranoc, Lodóweczko. - uśmiechnęłam się i prawie natychmiast zasnęłam.
Teraz zapewne czeka mnie wiele dni nauki z Jack'iem, ale cieszę się, że chce się uczyć. To znacznie nam wszystko ułatwi. A gdy już zostanie koronowany, będzie dla mnie wielkim wsparciem.
- Elsa.
Dzisiaj w końcu znalazłam chwilę aby odetchnąć i napisać Wam kilka słów. Cały wczorajszy dzień siedziałam z Jack'iem w moim gabinecie i pokazywałam mu na mapach wszystkie pobliskie krainy, a nawet uczyłam ukształtowania powierzchni oraz surowców wydobywanych w Arendelle. Sama nigdy nie zaczęłabym uczyć go tak skomplikowanych rzeczy, ale poniekąd sam to wymyślił.
- A to? - zapytał wyjątkowo zainteresowany i rozentuzjazmowany, pokazując palcem kolejną wyspę na mapie.
- To też. - uśmiechnęłam się, choć byłam już strasznie zmęczona. - Południowe Wyspy to... wyspy. Archipelag. Jest ich tam bardzo dużo.
Kiwnął głową i zaczął jeździć palcem po mapie, szepcząc nazwy krain, których już się nauczył, równocześnie pokrywając mapę szronem. Nie spodziewałabym się, że będzie tak chętny do nauki. Ale widocznie napalił się i chce nauczyć się jak być dobrym władcą. To dobrze. Bardzo dobrze. Jednak do tego z całą pewnością będę mu potrzebna ja, a zaledwie po trzecim dniu nauki padam z nóg.
- Jack... - westchnęłam. - Może resztę pokażę Ci jutro? Jestem bardzo...
Nie zdążyłam skończyć, bo oderwał się od mapy i objął mnie czule.
- Oczywiście, Śnieżynko. Nie wolno Ci się przemęczać.
I poprowadził mnie do łóżka, pomógł przebrać w koszulę nocną (nie miałabym z tym żadnego problemu, ale sprawiało mu to wielką satysfakcję) i otulił ciepło kołdrą.
- Dziękuję za wszystko co mi powiedziałaś. - powiedział. - Jesteś fantastyczną nauczycielką.
Zaśmiałam się.
- Już się nie podlizuj.
Zaśmiał się również i pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobranoc, Śnieżynko.
- Dobranoc, Lodóweczko. - uśmiechnęłam się i prawie natychmiast zasnęłam.
Teraz zapewne czeka mnie wiele dni nauki z Jack'iem, ale cieszę się, że chce się uczyć. To znacznie nam wszystko ułatwi. A gdy już zostanie koronowany, będzie dla mnie wielkim wsparciem.
- Elsa.
czwartek, 14 stycznia 2016
Robi postępy :D
Hejo,
Przepraszam że nie pisałyśmy, ale razem z Elsą i Jack' iem byliśmy bardzo podekscytowani przygotowaniami Jack' a do bycia królem, ponieważ ja większość czasu spędzałam pomagając Elsie w lekcjach z Jack' iem, Kristoff zajmował się Leną.
- Jack założyłeś to tył na przód znowu.- upomniała go Elsa gdy Jack zakładał koronę królewską ( tak na serio to była to atrapa zrobiona na wzór korony ojca)
- Ale jak rozpoznać przód, a jak tył?
- Jack zobacz z przodu masz zdobienie.
- Faktycznie.- Jack uśmiechną się, a ja wstałam i oświadczyłam że idę do kuchni po obiad dla nich, bo od kąt zaczęli lekcje Jack i Elsa wychodzili z jej gabinetu tylko do sypialni, a ja przy nosiłam im posiłki począwszy od śniadania, a kończywszy na kolacji.
- No i jak tam lekcje Jack' a?- zaczepił mnie Kristoff na korytarzu.
- Robi postępy, a gdzie Lena?
- Śpi w swojej sypialni.- pocałowałam go w policzek i pobiegłam do kuchni. Był tam ogromny hałas wszyscy chcieli, aby ich potrawa smakowała Jack' owi.
- Nie uwierzycie...- zaczęłam wchodząc do gabinetu, ale Elsa mi przerwała.
- Aniu, czy mogłabyś pójść po wszystkie potrzebne rzeczy, abym mogła nauczyć Jack' a dobrych manier przy posiłku.- przytaknęłam i pobiegłam do kuchni, zabrałam po dwie pary z każdego kompletu i zaniosłam do gabinetu.
- Jack, to jest łyżka do zup, to do...- nigdy nie cierpiałam tych lekcji, więc wyszłam i poszłam do własnej sypialni.
- Kristoff?- zapytałam cicho wchodząc do pokoju Lenki, tak aby jej nie obudzić, ale w łóżeczku była tylko śpiąca Leną jedyna osoba, którą zastałam w pokoju, więc przeszłam do sypialni i na łóżku zobaczyłam śpiącego Kristoff' a i poczułam się senna, więc położyłam się obok niego i usnęłam.
Gdy się obudziłam Kristoff właśnie wchodził do naszej sypialni z pokoju Leny.
- Właśnie ją uśpiłem.
- Która jest godzina?- zdziwiło mnie to że jak kładłam się spać to Lena spała, a teraz Kristoff znów ją uśpił.
- Jest już późno, Lena zjadła kolację, umyłem ją i położyłem spać, a Elsa i Jack też już są w sypialni.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem jak wchodzili.- Kristoff położył się obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Aniu nie uważasz że za dużo czasu z nimi spędzasz, a za mało z nami?
- Kristoff ja wiem, ale zrozum to jest dla mnie ważne.
- Kwiatuszku wiem, ale czy nie mogłabyś spędzać z nami trochę więcej czasu.
- No...- chciałam coś powiedzieć, ale Kristoff przerwał mi całując mnie w usta i tak spędziliśmy ją bardzo romantycznie.
- Anna
Przepraszam że nie pisałyśmy, ale razem z Elsą i Jack' iem byliśmy bardzo podekscytowani przygotowaniami Jack' a do bycia królem, ponieważ ja większość czasu spędzałam pomagając Elsie w lekcjach z Jack' iem, Kristoff zajmował się Leną.
- Jack założyłeś to tył na przód znowu.- upomniała go Elsa gdy Jack zakładał koronę królewską ( tak na serio to była to atrapa zrobiona na wzór korony ojca)
- Ale jak rozpoznać przód, a jak tył?
- Jack zobacz z przodu masz zdobienie.
- Faktycznie.- Jack uśmiechną się, a ja wstałam i oświadczyłam że idę do kuchni po obiad dla nich, bo od kąt zaczęli lekcje Jack i Elsa wychodzili z jej gabinetu tylko do sypialni, a ja przy nosiłam im posiłki począwszy od śniadania, a kończywszy na kolacji.
- No i jak tam lekcje Jack' a?- zaczepił mnie Kristoff na korytarzu.
- Robi postępy, a gdzie Lena?
- Śpi w swojej sypialni.- pocałowałam go w policzek i pobiegłam do kuchni. Był tam ogromny hałas wszyscy chcieli, aby ich potrawa smakowała Jack' owi.
- Nie uwierzycie...- zaczęłam wchodząc do gabinetu, ale Elsa mi przerwała.
- Aniu, czy mogłabyś pójść po wszystkie potrzebne rzeczy, abym mogła nauczyć Jack' a dobrych manier przy posiłku.- przytaknęłam i pobiegłam do kuchni, zabrałam po dwie pary z każdego kompletu i zaniosłam do gabinetu.
- Jack, to jest łyżka do zup, to do...- nigdy nie cierpiałam tych lekcji, więc wyszłam i poszłam do własnej sypialni.
- Kristoff?- zapytałam cicho wchodząc do pokoju Lenki, tak aby jej nie obudzić, ale w łóżeczku była tylko śpiąca Leną jedyna osoba, którą zastałam w pokoju, więc przeszłam do sypialni i na łóżku zobaczyłam śpiącego Kristoff' a i poczułam się senna, więc położyłam się obok niego i usnęłam.
Gdy się obudziłam Kristoff właśnie wchodził do naszej sypialni z pokoju Leny.
- Właśnie ją uśpiłem.
- Która jest godzina?- zdziwiło mnie to że jak kładłam się spać to Lena spała, a teraz Kristoff znów ją uśpił.
- Jest już późno, Lena zjadła kolację, umyłem ją i położyłem spać, a Elsa i Jack też już są w sypialni.
- Skąd wiesz?
- Słyszałem jak wchodzili.- Kristoff położył się obok mnie i przytulił mnie do siebie.
- Aniu nie uważasz że za dużo czasu z nimi spędzasz, a za mało z nami?
- Kristoff ja wiem, ale zrozum to jest dla mnie ważne.
- Kwiatuszku wiem, ale czy nie mogłabyś spędzać z nami trochę więcej czasu.
- No...- chciałam coś powiedzieć, ale Kristoff przerwał mi całując mnie w usta i tak spędziliśmy ją bardzo romantycznie.
- Anna
wtorek, 12 stycznia 2016
Zebraliśmy się tu...
Witajcie,
Postanowiłam, że informację o koronacji Jack'a przekażę ludności dzisiaj. Poprosiłam jednego z służących aby rozwiesił w mieście ogłoszenie o ważnym "zebraniu". Poleciłam w nim, aby przyjść na dziedziniec o szesnastej. Tak jak chciałam, tak się stało. Już przed ustaloną godziną ludzie zaczęli zaciekawieni gromadzić się pod murami. Ja za to od jakiejś godziny usiłowałam nakłonić Jack'a do włożenia czegoś bardziej eleganckiego niż stare, brązowe spodnie i granatowa bluza.
- Tam będzie całe Arendelle. - warknęłam już totalnie zirytowana. - I wszyscy będą się gapić na CIEBIE.
Zleciał z spod sufitu widząc moją minę.
- Dobrze, już dobrze. - powiedział. - Nie denerwuj się.
- Nie denerwuję. - burknęłam, chociaż byłam faktycznie wkurzona, a na dodatek nie miałam przygotowanej przemowy co wzmagało mój stres.
Po chwili Jack prezentował się wyjątkowo elegancko w jasnej marynarce i czarnych spodniach.
- Idziemy? - uśmiechnął się do mnie, udając, że sam się nie stresuje, ale dobrze wiedziałam, że tak.
- A Anna? - zapytałam zdziwiona.
Wzruszył ramionami.
- Powiedziała mi wczoraj żebyśmy załatwili to sami.
Zmarszczyłam brwi. Nie mogła powiedzieć mnie? Kiwnęłam jednak głową i wyszliśmy na korytarz.
Ja ubrałam jedną z moich ulubionych sukni, w kolorze ciemnego grynszpanu z wyhaftowanymi wzorami z Arendelle, z czarnym gorsetem z długimi rękawami, a do tego długą, purpurową peleryną. Założyłam również moją złotą koronę. Razem wyglądaliśmy więc bardzo królewsko. O piętnastej pięćdziesiąt osiem stanęliśmy przed drzwiami na taras, który wychodzi na dziedziniec, skąd słychać było rozmowy tłumu zebranych.
- Wszystko gra? - zapytałam nie odwracając głowy.
W odpowiedzi Jack chwycił mnie za rękę.
- Damy radę. - uśmiechnął się i zdecydowanym ruchem pchnął drzwi. Oślepił nas blask słońca i ogłuszyły oklaski. W końcu przyzwyczailiśmy się do światła, a ja uciszyłam poddanych gestem.
- Witajcie kochani. - przemówiłam.
Jack nie puścił mojej dłoni. Zauważyłam, że mój głos wydaje się wyjątkowo opanowany i spokojny.
- Dziękuję wszystkim za przybycie. Zebraliśmy się, abyście dowiedzieli się o czymś bardzo ważnym. Otóż... jak wiecie od jakiegoś czasu mam męża... co jest jednoznaczne z tym, że Arendelle ma.... królewicza.
Ludzie zaczęli wymieniać podekscytowane spojrzenia.
- Jednak wiemy wszyscy, że będąc moim mężem Jack Frost - wskazałam ręką na Jack'a - powinien zostać królem i towarzyszyć mi w rządzeniu państwem.
Zapadła cisza.
- Tak więc - z woli mojej, jego, a także poniekąd Waszej - się stanie.
Wszyscy zaczęli wiwatować.
- Nie znamy jeszcze daty koronacji, ale gdy tylko ją ustalimy obiecuję Wam ją przekazać. - powiedziałam z uśmiechem.
Poddani wiwatowali jeszcze długo po tym jak wróciliśmy do zamku.
- Następnym razem musisz przejąć ode mnie trochę tekstu, bo nie wyrobię. - zaśmiał się Jack.
Uśmiechnęłam się.
- Proszę bardzo, następnym razem ty będziesz mówił.
Skierowałam się do pokoju Anny, a Jack poleciał za mną mówiąc coś, że żartował i, że woli stać. Gdy opowiedziałam siostrze o reakcji ludzi ucieszyła się i pogratulowała nam.
Po dzisiejszym dniu stwierdziłam, że Jack koniecznie musi dostać szansę tylko... musi nauczyć się częściej wkładać garnitury.
- Elsa.
Postanowiłam, że informację o koronacji Jack'a przekażę ludności dzisiaj. Poprosiłam jednego z służących aby rozwiesił w mieście ogłoszenie o ważnym "zebraniu". Poleciłam w nim, aby przyjść na dziedziniec o szesnastej. Tak jak chciałam, tak się stało. Już przed ustaloną godziną ludzie zaczęli zaciekawieni gromadzić się pod murami. Ja za to od jakiejś godziny usiłowałam nakłonić Jack'a do włożenia czegoś bardziej eleganckiego niż stare, brązowe spodnie i granatowa bluza.
- Tam będzie całe Arendelle. - warknęłam już totalnie zirytowana. - I wszyscy będą się gapić na CIEBIE.
Zleciał z spod sufitu widząc moją minę.
- Dobrze, już dobrze. - powiedział. - Nie denerwuj się.
- Nie denerwuję. - burknęłam, chociaż byłam faktycznie wkurzona, a na dodatek nie miałam przygotowanej przemowy co wzmagało mój stres.
Po chwili Jack prezentował się wyjątkowo elegancko w jasnej marynarce i czarnych spodniach.
- Idziemy? - uśmiechnął się do mnie, udając, że sam się nie stresuje, ale dobrze wiedziałam, że tak.
- A Anna? - zapytałam zdziwiona.
Wzruszył ramionami.
- Powiedziała mi wczoraj żebyśmy załatwili to sami.
Zmarszczyłam brwi. Nie mogła powiedzieć mnie? Kiwnęłam jednak głową i wyszliśmy na korytarz.
Ja ubrałam jedną z moich ulubionych sukni, w kolorze ciemnego grynszpanu z wyhaftowanymi wzorami z Arendelle, z czarnym gorsetem z długimi rękawami, a do tego długą, purpurową peleryną. Założyłam również moją złotą koronę. Razem wyglądaliśmy więc bardzo królewsko. O piętnastej pięćdziesiąt osiem stanęliśmy przed drzwiami na taras, który wychodzi na dziedziniec, skąd słychać było rozmowy tłumu zebranych.
- Wszystko gra? - zapytałam nie odwracając głowy.
W odpowiedzi Jack chwycił mnie za rękę.
- Damy radę. - uśmiechnął się i zdecydowanym ruchem pchnął drzwi. Oślepił nas blask słońca i ogłuszyły oklaski. W końcu przyzwyczailiśmy się do światła, a ja uciszyłam poddanych gestem.
- Witajcie kochani. - przemówiłam.
Jack nie puścił mojej dłoni. Zauważyłam, że mój głos wydaje się wyjątkowo opanowany i spokojny.
- Dziękuję wszystkim za przybycie. Zebraliśmy się, abyście dowiedzieli się o czymś bardzo ważnym. Otóż... jak wiecie od jakiegoś czasu mam męża... co jest jednoznaczne z tym, że Arendelle ma.... królewicza.
Ludzie zaczęli wymieniać podekscytowane spojrzenia.
- Jednak wiemy wszyscy, że będąc moim mężem Jack Frost - wskazałam ręką na Jack'a - powinien zostać królem i towarzyszyć mi w rządzeniu państwem.
Zapadła cisza.
- Tak więc - z woli mojej, jego, a także poniekąd Waszej - się stanie.
Wszyscy zaczęli wiwatować.
- Nie znamy jeszcze daty koronacji, ale gdy tylko ją ustalimy obiecuję Wam ją przekazać. - powiedziałam z uśmiechem.
Poddani wiwatowali jeszcze długo po tym jak wróciliśmy do zamku.
- Następnym razem musisz przejąć ode mnie trochę tekstu, bo nie wyrobię. - zaśmiał się Jack.
Uśmiechnęłam się.
- Proszę bardzo, następnym razem ty będziesz mówił.
Skierowałam się do pokoju Anny, a Jack poleciał za mną mówiąc coś, że żartował i, że woli stać. Gdy opowiedziałam siostrze o reakcji ludzi ucieszyła się i pogratulowała nam.
Po dzisiejszym dniu stwierdziłam, że Jack koniecznie musi dostać szansę tylko... musi nauczyć się częściej wkładać garnitury.
- Elsa.
niedziela, 10 stycznia 2016
To nie ja będę z nim królować, ale jestem za :D
Hejo,
Dziś rano wstałam i zgodnie z moim zwyczajem udałam się do sypialni Elsy i Jack' a, aby sprawdzić czy Elsa czegoś ode mnie nie potrzebuję, ale zastałam tam tylko śpiącego Jack' a, więc udałam się do gabinetu, ale on był pusty, więc udałam się do jadalni myśląc że może Elsa je śniadanie, ale tam również jej nie było, więc wróciłam do sypialni sprawdzić czy mój kochany mąż jeszcze śpi no i oczywiście jak to Kristoff jeszcze spał, gdy miałam przejść do sypialni Lenki, weszła służąca.
- Księżniczko, wzywają pana Kristoff' a do reniferów.
- A co dokładnie się stało?
- Podobno coś jest nie tak z małym reniferem, ale w królestwie nie mamy specjalisty od reniferów dlatego wzywają pana Kristoff' a.- od tej wypowiedzi strasznie się zdyszała.
- Dobrze, zaraz go obudzę.- służąca tylko się ukłoniła i wyszła.- Kristoff, wstawaj, wzywają cię do reniferów.
- Mhm.
- Kristoff, wzywają cię do reniferów.
- Okej.
- KRISTOFF, WZYWAJĄ CIĘ DO RENIFERÓW!!!
- Tak, już biegnę.- gdy miał już wybiec odwrócił się, a ja zaczęłam się śmiać- Ale najpierw się ubiorę.
- Więc ja pójdę do Leny- weszłam do sypialni córki, która już nie spała, wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam.
- Dzień dobry.
- Dzien dobly.- powiedziała i mocno mnie przytuliła, w tej chwili usłyszałam trzaśniecie drzwiami co oznaczało że Kristoff wyszedł, ale zaraz drzwi znowu trzasnęły i z sypialni wydobyło się wołanie.
- Aniu, jesteś tu?- to była Elsa.
- Jestem w sypialni Leny.- Przez drzwi weszła do sypialni Elsa.
- Szukałam cię, ale nigdzie cię nie było.- powiedziałyśmy równocześnie i zaśmiałyśmy się.
- A co chciałaś?- zapytała mnie Elsa.
- W sumie to chciałam sprawdzić co u ciebie słychać, a ty co chciałaś?
- Muszę z tobą porozmawiać o bardzo ważnej sprawie i chciałam cię prosić żebyś przyszła za godzinę do mojego gabinetu i jakbyś mogła przyjść sama.- Elsa była wyjątkowo tajemnicza, a ja idiotka zareagowałam śmiechem.
- A nie możemy teraz porozmawiać?
- Nie musimy porozmawiać w obecności Jack' a, bo to jego dotyczy, jeśli Kristoff, będzie mógł to niech też przyjdzie.- Elsa nie czekałam na odpowiedź i wyszła, a ja poszłam po jakąś służącą żeby zajęła się Leną i poszłam do gabinetu Elsy, gdzie był już Jack.
- No to o czym chcecie ze mną porozmawiać?- zapytałam trochę zdziwiona.
- Aniu, bo wiesz ostatnio poddani zaczęli zastanawiać się czy Jack nie powinien zostać królem.- powiedziała Elsa trochę służbowym tonem.
- To wspaniale, ale co ja mam z tym wspólnego, przecież ja go nie koronuję.
- No tak, ale nie jestem pewna czy ja mogę to zrobić bez twojej zgody.- W sumie to ja też tego nie wiedziałam.
- Elsa przecież to ty jesteś królową i to twoja decyzja kto będzie z tobą rządził, a ja jestem całkowicie za.- Elsa podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- A kiedy ma się odbyć koronacja?- zapytałam.
- Nie wiem, ale najpierw trzeba to ogłosić poddanym.
- No to na co czekacie?- zapytał Jack.
- Jack, najpierw trzeba ich zebrać na dziedzińcu i na pewno już nie dziś.- rozmowa zakończyła się tym że postanowiliśmy w najbliższym czasie ogłosić to poddanym, a potem zaplanować koronację, ale ponieważ Elsa czuła się dziwnie zmęczona już nic dziś nie postanawialiśmy.
- Anna
Dziś rano wstałam i zgodnie z moim zwyczajem udałam się do sypialni Elsy i Jack' a, aby sprawdzić czy Elsa czegoś ode mnie nie potrzebuję, ale zastałam tam tylko śpiącego Jack' a, więc udałam się do gabinetu, ale on był pusty, więc udałam się do jadalni myśląc że może Elsa je śniadanie, ale tam również jej nie było, więc wróciłam do sypialni sprawdzić czy mój kochany mąż jeszcze śpi no i oczywiście jak to Kristoff jeszcze spał, gdy miałam przejść do sypialni Lenki, weszła służąca.
- Księżniczko, wzywają pana Kristoff' a do reniferów.
- A co dokładnie się stało?
- Podobno coś jest nie tak z małym reniferem, ale w królestwie nie mamy specjalisty od reniferów dlatego wzywają pana Kristoff' a.- od tej wypowiedzi strasznie się zdyszała.
- Dobrze, zaraz go obudzę.- służąca tylko się ukłoniła i wyszła.- Kristoff, wstawaj, wzywają cię do reniferów.
- Mhm.
- Kristoff, wzywają cię do reniferów.
- Okej.
- KRISTOFF, WZYWAJĄ CIĘ DO RENIFERÓW!!!
- Tak, już biegnę.- gdy miał już wybiec odwrócił się, a ja zaczęłam się śmiać- Ale najpierw się ubiorę.
- Więc ja pójdę do Leny- weszłam do sypialni córki, która już nie spała, wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam.
- Dzień dobry.
- Dzien dobly.- powiedziała i mocno mnie przytuliła, w tej chwili usłyszałam trzaśniecie drzwiami co oznaczało że Kristoff wyszedł, ale zaraz drzwi znowu trzasnęły i z sypialni wydobyło się wołanie.
- Aniu, jesteś tu?- to była Elsa.
- Jestem w sypialni Leny.- Przez drzwi weszła do sypialni Elsa.
- Szukałam cię, ale nigdzie cię nie było.- powiedziałyśmy równocześnie i zaśmiałyśmy się.
- A co chciałaś?- zapytała mnie Elsa.
- W sumie to chciałam sprawdzić co u ciebie słychać, a ty co chciałaś?
- Muszę z tobą porozmawiać o bardzo ważnej sprawie i chciałam cię prosić żebyś przyszła za godzinę do mojego gabinetu i jakbyś mogła przyjść sama.- Elsa była wyjątkowo tajemnicza, a ja idiotka zareagowałam śmiechem.
- A nie możemy teraz porozmawiać?
- Nie musimy porozmawiać w obecności Jack' a, bo to jego dotyczy, jeśli Kristoff, będzie mógł to niech też przyjdzie.- Elsa nie czekałam na odpowiedź i wyszła, a ja poszłam po jakąś służącą żeby zajęła się Leną i poszłam do gabinetu Elsy, gdzie był już Jack.
- No to o czym chcecie ze mną porozmawiać?- zapytałam trochę zdziwiona.
- Aniu, bo wiesz ostatnio poddani zaczęli zastanawiać się czy Jack nie powinien zostać królem.- powiedziała Elsa trochę służbowym tonem.
- To wspaniale, ale co ja mam z tym wspólnego, przecież ja go nie koronuję.
- No tak, ale nie jestem pewna czy ja mogę to zrobić bez twojej zgody.- W sumie to ja też tego nie wiedziałam.
- Elsa przecież to ty jesteś królową i to twoja decyzja kto będzie z tobą rządził, a ja jestem całkowicie za.- Elsa podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- A kiedy ma się odbyć koronacja?- zapytałam.
- Nie wiem, ale najpierw trzeba to ogłosić poddanym.
- No to na co czekacie?- zapytał Jack.
- Jack, najpierw trzeba ich zebrać na dziedzińcu i na pewno już nie dziś.- rozmowa zakończyła się tym że postanowiliśmy w najbliższym czasie ogłosić to poddanym, a potem zaplanować koronację, ale ponieważ Elsa czuła się dziwnie zmęczona już nic dziś nie postanawialiśmy.
- Anna
sobota, 9 stycznia 2016
Ważna rozmowa i rozważne decyzje.
Witajcie,
Dziś w końcu udało mi się zebrać się w sobie i poprosiłam Jack'a żeby zarezerwował sobie na dzisiejszy dzień chwilę na rozmowę ze mną. Gdy tylko to usłyszał, powiedział, że jestem głuptaskiem i, że zawsze ma dla mnie czas. Tak więc poprowadziłam go do mojego gabinetu, do którego na ogół rzadziej ktoś wchodzi niż do naszej sypialni (co jest wyjątkowo dziwne, ale cóż...), bo nie chciałam żeby ktoś nam przerywał. Usiadłam na moim krześle przy biurku, a Jack przystawił sobie drugie. Miał nieco przestraszoną minę - nie dziwię się, normalnie przecież nie każę mu rozmawiać ze mną sam na sam, siedzieć na przeciwko na krześle jak na jakimś wykładzie. Aby dodać mu otuchy uśmiechnęłam się lekko, a gdy odwzajemnił gest, zaczęłam:
- Posłuchaj, Jack, musimy porozmawiać o pewnej istotnej sprawie. Z tego co niedawno do mnie doszło, poddani już od jakiegoś czasu nad tym rozmyślają i sądzę. że to ty powinieneś mieć w tym największy udział, ponieważ... chodzi o Ciebie.
Nie byłam pewna czy mówię na tyle spójnie, aby mnie zrozumiał, ale nic nie powiedział więc, kontynuowałam:
- Otóż, jak wiesz jestem królową... - zaśmiał się krótko. -... i wiesz też jak zwykle nazywa się męża królowej.
Przybrał poważną minę, w której jednak potrafiłam dostrzec cień radości, albo nawet nadziei.
- Poddani zastanawiają się czy nie powinieneś być koronowany. I dla mnie byłoby to dość logiczne, ale... - odchrząknęłam. - ....chciałabym znać Twoje zdanie.
Przez chwilę siedział w milczeniu, a potem powiedział spokojnym tonem:
- Byłby to dla mnie wielki zaszczyt, Śnieżynko.
Automatycznie poprawiłam rękawiczki.
- Ale... czy jesteś pewien, że dałbyś radę z tak ważnym stanowiskiem? Jack, królowanie to nie bitwa na śnieżki.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że mogłam go nieco urazić takim zdaniem, ale on tylko zamyślił się na chwilę po czym uśmiechnął.
- Wiem o tym, Śnieżynko. I masz rację - musiałbym bardzo długo się uczyć, aby być tak dobrym władcą jak Ty.
Zarumieniłam się lekko. Tego się nie spodziewałam.
- Jednak jak sądzę, poddani byliby bardzo szczęśliwi, a oczywiście chcemy przede wszystkim ich szczęścia. Myślę więc, że mógłbym zostać królem, nosić koronę czy takie tam, ale tak naprawdę zostałbym głównie Twoim pomocnikiem. Albo uczniem, jak wolisz. Pomagałbym Ci w drobnych sprawach, towarzyszył na audiencjach, wspierał w tych okropnych obowiązkach...
Uśmiechnęłam się, a on widocznie ucieszył się, że mnie rozbawił.
- ...i pozował do portretów jako Twój mąż, Król Jack. - dodał z dumą.
Zaśmialiśmy się. Po chwili jednak zrozumiałam, że otrzymałam prawie dokładnie taką odpowiedz na jaką liczyłam. Dojrzałą, zrozumiałą. Przemawiał jak prawdziwy król.. no, prawie.
- Czy to co mówiłem miało sens? - zapytał z uśmiechem.
Kiwnęłam głową.
- Tak. Podjąłeś słuszną decyzję. Myślę, że tak będzie najrozsądniej. - odwzajemniłam uśmiech.
- No to super. Kiedy koronacja?
Zaśmiałam się.
- Nie tak szybko. Na razie powiem o tym Annie, jej zdanie również jest ważne. Właściwie nie jestem pewna, czy możemy to zrobić bez jej zgody.
Jack kiwnął głową.
- A pózniej ogłosimy poddanym? - zapytał.
- Dokładnie. - przytaknęłam.
- Na pewno będą zachwyceni. - stwierdził.
- Zapewne. Ale najpierw... - wstałam. - ...zapytamy Anny.
I wyszłam na korytarz zostawiając Jack'a w gabinecie. Nie zdziwię się jeśli zaraz po moim wyjściu usiadł za moim biurkiem i zaczął wcielać się w swoją nową - prawdopodobnie - rolę.
- Elsa.
Dziś w końcu udało mi się zebrać się w sobie i poprosiłam Jack'a żeby zarezerwował sobie na dzisiejszy dzień chwilę na rozmowę ze mną. Gdy tylko to usłyszał, powiedział, że jestem głuptaskiem i, że zawsze ma dla mnie czas. Tak więc poprowadziłam go do mojego gabinetu, do którego na ogół rzadziej ktoś wchodzi niż do naszej sypialni (co jest wyjątkowo dziwne, ale cóż...), bo nie chciałam żeby ktoś nam przerywał. Usiadłam na moim krześle przy biurku, a Jack przystawił sobie drugie. Miał nieco przestraszoną minę - nie dziwię się, normalnie przecież nie każę mu rozmawiać ze mną sam na sam, siedzieć na przeciwko na krześle jak na jakimś wykładzie. Aby dodać mu otuchy uśmiechnęłam się lekko, a gdy odwzajemnił gest, zaczęłam:
- Posłuchaj, Jack, musimy porozmawiać o pewnej istotnej sprawie. Z tego co niedawno do mnie doszło, poddani już od jakiegoś czasu nad tym rozmyślają i sądzę. że to ty powinieneś mieć w tym największy udział, ponieważ... chodzi o Ciebie.
Nie byłam pewna czy mówię na tyle spójnie, aby mnie zrozumiał, ale nic nie powiedział więc, kontynuowałam:
- Otóż, jak wiesz jestem królową... - zaśmiał się krótko. -... i wiesz też jak zwykle nazywa się męża królowej.
Przybrał poważną minę, w której jednak potrafiłam dostrzec cień radości, albo nawet nadziei.
- Poddani zastanawiają się czy nie powinieneś być koronowany. I dla mnie byłoby to dość logiczne, ale... - odchrząknęłam. - ....chciałabym znać Twoje zdanie.
Przez chwilę siedział w milczeniu, a potem powiedział spokojnym tonem:
- Byłby to dla mnie wielki zaszczyt, Śnieżynko.
Automatycznie poprawiłam rękawiczki.
- Ale... czy jesteś pewien, że dałbyś radę z tak ważnym stanowiskiem? Jack, królowanie to nie bitwa na śnieżki.
Po chwili zdałam sobie sprawę, że mogłam go nieco urazić takim zdaniem, ale on tylko zamyślił się na chwilę po czym uśmiechnął.
- Wiem o tym, Śnieżynko. I masz rację - musiałbym bardzo długo się uczyć, aby być tak dobrym władcą jak Ty.
Zarumieniłam się lekko. Tego się nie spodziewałam.
- Jednak jak sądzę, poddani byliby bardzo szczęśliwi, a oczywiście chcemy przede wszystkim ich szczęścia. Myślę więc, że mógłbym zostać królem, nosić koronę czy takie tam, ale tak naprawdę zostałbym głównie Twoim pomocnikiem. Albo uczniem, jak wolisz. Pomagałbym Ci w drobnych sprawach, towarzyszył na audiencjach, wspierał w tych okropnych obowiązkach...
Uśmiechnęłam się, a on widocznie ucieszył się, że mnie rozbawił.
- ...i pozował do portretów jako Twój mąż, Król Jack. - dodał z dumą.
Zaśmialiśmy się. Po chwili jednak zrozumiałam, że otrzymałam prawie dokładnie taką odpowiedz na jaką liczyłam. Dojrzałą, zrozumiałą. Przemawiał jak prawdziwy król.. no, prawie.
- Czy to co mówiłem miało sens? - zapytał z uśmiechem.
Kiwnęłam głową.
- Tak. Podjąłeś słuszną decyzję. Myślę, że tak będzie najrozsądniej. - odwzajemniłam uśmiech.
- No to super. Kiedy koronacja?
Zaśmiałam się.
- Nie tak szybko. Na razie powiem o tym Annie, jej zdanie również jest ważne. Właściwie nie jestem pewna, czy możemy to zrobić bez jej zgody.
Jack kiwnął głową.
- A pózniej ogłosimy poddanym? - zapytał.
- Dokładnie. - przytaknęłam.
- Na pewno będą zachwyceni. - stwierdził.
- Zapewne. Ale najpierw... - wstałam. - ...zapytamy Anny.
I wyszłam na korytarz zostawiając Jack'a w gabinecie. Nie zdziwię się jeśli zaraz po moim wyjściu usiadł za moim biurkiem i zaczął wcielać się w swoją nową - prawdopodobnie - rolę.
- Elsa.
piątek, 8 stycznia 2016
Wycieczki
Hejo,
Dziś rano wstałam i poszłam do Elsy, ale nie było jej w gabinecie, a gdy pukałam do sypialni nikt nie otwierał, więc weszłam.
- Elsa? Jack?- zapytałam wchodząc.- Jest tu kto?
- Księżniczko?!- nagle z łazienki wyszła Tamara.
- Och, Tamaro nie wiesz gdzie jest Elsa i Jack?
- Wiem. Królowa i pan Jack poszli dziś do pokoju medyków na badanie, a po wizycie pan Jack zabrał Królową na jakąś wycieczkę i mam przekazać że wrócą dopiero wieczorem i mamy nie czekać na nich z kolacją.- to była bardzo wyczerpująca wypowiedź.
- Dziękuję.- wróciłam do sypialni.- Kristoff może zabierzemy renifery do trolli?
- Pewnie, ale nie teraz, bo jestem bardzo zmęczony.Możemy pojechać za godzinkę.
- To ja idę do Leny, bo chyba się obudziła.- weszłam do pokoju córeczki, która stała w łóżeczku trzymając się barierki, była cała zapłakana.
- Lenuś co się stało?- zapytałam biorąc ją na ręce.
- Mamo! Be, sen, bydki.- powiedziała mi do ucha.
- No już się nie martw mama jest przy tobie. Wiesz gdzie dziś pojedziemy?- Lena zrobiła zdziwioną minę.- Do trolli.
- Jej.- ucieszyła się mała i od razu zaczęła się śmiać. Ubrałam ją i siebie i wyruszyliśmy od razu.
- Witajcie moi mili.- powitał nas Baltazar.- Witaj mała księżniczko, sto lat!!! Które to już urodziny?
- Pielwsie, dziadziu.-Leny wyciągnęła ręce do Baltazara, a ten wziął ją na ręce i zaniósł do reszty trolli.Byliśmy tam cały dzień.
- Kristoff, chyba pora już wracać?- powiedziałam gdy zrobiło się ciemno, a Lena zasnęła mi na rękach, a mówiąc szczerze nie była już leciutka.
- Tak masz rację. Żegnajcie, do zobaczenia.- pożegnał się Kristoff.
- Przyjedź za niedługo.- zawołał za nami Baltazar. Gdy wracaliśmy zrobiło mi się zimno, więc przytuliłam się do Kristoff' a i zasnęłam, obudziłam się dopiero w sypialni. Wstałam i poszłam do Leny sprawdzić czy śpi i spała, więc poszłam do sypialni Elsy, zajrzałam, ale Jack i Elsa spali, więc wróciłam do swojej sypialni gdzie spał Kristoff.
- Anna
Dziś rano wstałam i poszłam do Elsy, ale nie było jej w gabinecie, a gdy pukałam do sypialni nikt nie otwierał, więc weszłam.
- Elsa? Jack?- zapytałam wchodząc.- Jest tu kto?
- Księżniczko?!- nagle z łazienki wyszła Tamara.
- Och, Tamaro nie wiesz gdzie jest Elsa i Jack?
- Wiem. Królowa i pan Jack poszli dziś do pokoju medyków na badanie, a po wizycie pan Jack zabrał Królową na jakąś wycieczkę i mam przekazać że wrócą dopiero wieczorem i mamy nie czekać na nich z kolacją.- to była bardzo wyczerpująca wypowiedź.
- Dziękuję.- wróciłam do sypialni.- Kristoff może zabierzemy renifery do trolli?
- Pewnie, ale nie teraz, bo jestem bardzo zmęczony.Możemy pojechać za godzinkę.
- To ja idę do Leny, bo chyba się obudziła.- weszłam do pokoju córeczki, która stała w łóżeczku trzymając się barierki, była cała zapłakana.
- Lenuś co się stało?- zapytałam biorąc ją na ręce.
- Mamo! Be, sen, bydki.- powiedziała mi do ucha.
- No już się nie martw mama jest przy tobie. Wiesz gdzie dziś pojedziemy?- Lena zrobiła zdziwioną minę.- Do trolli.
- Jej.- ucieszyła się mała i od razu zaczęła się śmiać. Ubrałam ją i siebie i wyruszyliśmy od razu.
- Witajcie moi mili.- powitał nas Baltazar.- Witaj mała księżniczko, sto lat!!! Które to już urodziny?
- Pielwsie, dziadziu.-Leny wyciągnęła ręce do Baltazara, a ten wziął ją na ręce i zaniósł do reszty trolli.Byliśmy tam cały dzień.
- Kristoff, chyba pora już wracać?- powiedziałam gdy zrobiło się ciemno, a Lena zasnęła mi na rękach, a mówiąc szczerze nie była już leciutka.
- Tak masz rację. Żegnajcie, do zobaczenia.- pożegnał się Kristoff.
- Przyjedź za niedługo.- zawołał za nami Baltazar. Gdy wracaliśmy zrobiło mi się zimno, więc przytuliłam się do Kristoff' a i zasnęłam, obudziłam się dopiero w sypialni. Wstałam i poszłam do Leny sprawdzić czy śpi i spała, więc poszłam do sypialni Elsy, zajrzałam, ale Jack i Elsa spali, więc wróciłam do swojej sypialni gdzie spał Kristoff.
- Anna
czwartek, 7 stycznia 2016
Spacer i czekolada
Witajcie,
Dzisiaj Anna i Kristoff (jak i kilka zachwyconych służących) zajmowało się Leną, i ogólnie poświęcało jej każdą minutę. Nie bardzo mi to przeszkadzało, uznałam to nawet za plus, bo mogłam na spokojnie usiąść w moim gabinecie i zająć się obowiązkami. Zapomniałam jednak o moim kochanym mężu. Gdy tylko zobaczył mnie za biurkiem obdarzył mnie karcącym spojrzeniem i odsunął krzesło wraz ze mną aż pod sąsiednią ścianę.
- Jack! - krzyknęłam i spróbowałam przysunąć się z powrotem, ale był silniejszy. - Daj mi pracować!
- Absolutnie nie. Obiecałaś. - powiedział.
Westchnęłam.
- Jack... nic mi się nie stanie przez odpisywanie na listy i podpisywanie umów. To nawet relaksuje.
- Elso, proszę... - stanął naprzeciwko mnie i chwycił mnie za dłonie.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Naprawdę. Gdyby coś się działo zawołam Cię. - powiedziałam wiedząc dobrze, że takie zdanie mogłaby wypowiedzieć kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży, a nie na początku drugiego, ale Jack'owi chyba odpowiadało.
Uśmiechnął się bowiem i pogłaskał mnie po brzuchu.
- Dobrze. - i wyleciał z pokoju.
Pracowałam dość długo ciesząc się ze świętego spokoju, ale w końcu zawołałam Jack'a. Wparował do komnaty z prędkością światła i zapytał co się stało gotowy na wszystko.
- Nic się nie stało, spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Skończyłam już, możemy gdzieś iść, czy...
Nie pozwalając mi dokończyć zdania pocałował mnie, po czym poprowadził do ogrodów na spacer. Wszystkie krzewy i drzewa pokrył biały puch, a listki i płatki kwiatów były pięknie ozdobione wzorkami ze szronu. Jack zerwał jedną różę i podarował mi ją. Wróciliśmy do zamku dopiero gdy Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Anna i Kristoff jedli akurat kolację, więc dołączyliśmy do nich.
Później wzięłam gorącą kąpiel, po czym położyłam się obok Jack'a i wtuliłam w niego.
- Elso... może powinniśmy już zastanowić się nad pokoikiem dla dziecka? - zaczął Jack cicho.
Spojrzałam na niego i zaśmiałam się cicho.
- Jack, mamy jeszcze masę czasu.
Wiem, że już nie może się doczekać. Ja z resztą też.
- No tak... - westchnął.
- Wiesz co? - zaczęłam po chwili wyczarowując nad naszymi głowami duże śnieżynki.
- Hm?
- Mam ochotę na czekoladę.
Tym razem on spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Teraz?
Kiwnęłam głową z zupełnie poważną miną. Jack zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i wstał.
- Cokolwiek rozkażesz, królowo. - ukłonił się i wyszedł.
Wkrótce dostałam wielką dostawę mlecznej czekolady. Mogłam spać spokojnie.
- Elsa.
Dzisiaj Anna i Kristoff (jak i kilka zachwyconych służących) zajmowało się Leną, i ogólnie poświęcało jej każdą minutę. Nie bardzo mi to przeszkadzało, uznałam to nawet za plus, bo mogłam na spokojnie usiąść w moim gabinecie i zająć się obowiązkami. Zapomniałam jednak o moim kochanym mężu. Gdy tylko zobaczył mnie za biurkiem obdarzył mnie karcącym spojrzeniem i odsunął krzesło wraz ze mną aż pod sąsiednią ścianę.
- Jack! - krzyknęłam i spróbowałam przysunąć się z powrotem, ale był silniejszy. - Daj mi pracować!
- Absolutnie nie. Obiecałaś. - powiedział.
Westchnęłam.
- Jack... nic mi się nie stanie przez odpisywanie na listy i podpisywanie umów. To nawet relaksuje.
- Elso, proszę... - stanął naprzeciwko mnie i chwycił mnie za dłonie.
Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Naprawdę. Gdyby coś się działo zawołam Cię. - powiedziałam wiedząc dobrze, że takie zdanie mogłaby wypowiedzieć kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży, a nie na początku drugiego, ale Jack'owi chyba odpowiadało.
Uśmiechnął się bowiem i pogłaskał mnie po brzuchu.
- Dobrze. - i wyleciał z pokoju.
Pracowałam dość długo ciesząc się ze świętego spokoju, ale w końcu zawołałam Jack'a. Wparował do komnaty z prędkością światła i zapytał co się stało gotowy na wszystko.
- Nic się nie stało, spokojnie. - uśmiechnęłam się. - Skończyłam już, możemy gdzieś iść, czy...
Nie pozwalając mi dokończyć zdania pocałował mnie, po czym poprowadził do ogrodów na spacer. Wszystkie krzewy i drzewa pokrył biały puch, a listki i płatki kwiatów były pięknie ozdobione wzorkami ze szronu. Jack zerwał jedną różę i podarował mi ją. Wróciliśmy do zamku dopiero gdy Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Anna i Kristoff jedli akurat kolację, więc dołączyliśmy do nich.
Później wzięłam gorącą kąpiel, po czym położyłam się obok Jack'a i wtuliłam w niego.
- Elso... może powinniśmy już zastanowić się nad pokoikiem dla dziecka? - zaczął Jack cicho.
Spojrzałam na niego i zaśmiałam się cicho.
- Jack, mamy jeszcze masę czasu.
Wiem, że już nie może się doczekać. Ja z resztą też.
- No tak... - westchnął.
- Wiesz co? - zaczęłam po chwili wyczarowując nad naszymi głowami duże śnieżynki.
- Hm?
- Mam ochotę na czekoladę.
Tym razem on spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Teraz?
Kiwnęłam głową z zupełnie poważną miną. Jack zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i wstał.
- Cokolwiek rozkażesz, królowo. - ukłonił się i wyszedł.
Wkrótce dostałam wielką dostawę mlecznej czekolady. Mogłam spać spokojnie.
- Elsa.
wtorek, 5 stycznia 2016
Twoje Pierwsze Urodzinki!!!
Hejo,
Dziś rano wstałam bardzo podekscytowana i pobiegłam na dół do holu, wszystko było piękne, więc poszłam na dziedziniec, aby zacząć ozdabianie ( wczoraj było już na to za późno), a ku mojemu zdziwieniu wszystko było piękne i gotowe, między słupami wisiały wstęgi, a nad ogromnym stołem na tort wisiał napis " Wszystkiego najlepszego dla małej księżniczki", chciało mi się płakać, więc pobiegłam do sypialni i obudziłam Kristoff' a.
- Wstawaj!!!- szarpałam nim na wszystkie strony.
- Aniu czy coś nie tak?
- Krsitoff ja cię bardzo proszę wstań i idź się ubierz, bo dziś aż do wieczora masz się zająć Leną.
- A ty nie możesz?- wiedziałam że nie chce mu się spać.
- Nie, bo ja będę zajęta przygotowaniami.
- Jakimi znowu przygotowaniami?
- Kristoff!!! Nasza córka ma dziś swoje Pierwsze urodziny.- wykrzyczałam mu to cicho do ucha, ale dla niego na tyle głośno że szybko wstał i pobiegł do łazienki i wciągu pięciu sekund był gotowy.
- Więc ja zajmuję się Leną, a ty i reszta wszystko przygotujecie?- upewniał się Kristoff.
- Tak, dokładnie tak. Więc ja teraz idę po Elsę i Jack' a, a ty słuchaj czy Lena nie wstała, później ją ubierz, a poproszę jakąś służącą żeby przyniosła tobie i Lenie śniadanie, a potem obiad.- Już chciałam wyjść, ale przypomniało mi się jedna bardzo ważna sprawa.- A i pod żadnym pozorem nie wychodź na korytarz, ani sam, a tym bardziej z Leną.- Kristoff tylko przytaknął, a ja pobiegłam do sypialni siostry i szwagra. Gdy miałam pukać właśnie otworzyli drzwi.
- O Anna, właśnie mieliśmy do ciebie iść, chyba umówiliśmy się że przyjdziesz punk 10.- powiedział Jack kiwając groźnie palcem, ale po chwili się roześmiał.
- Słuchajcie nie uwierzycie, ale dziedziniec jest gotowy.- nie mogłam się powstrzymać.
- No to mamy mniej roboty.- powiedziała Elsa wychodząc z pokoju w swojej nowej sukni trochę bardziej luźniej w kolorze turkusu.
- Wow, Elsa ładna suknia.
- Tak prezent od Jack' a, ale wciąż nie wiem z jakiej okazji.- obie spojrzałyśmy na Jack' a.
- Oj, a czy to takie ważne? Poza tym już nawet nie mogę żonie dać prezentu bez okazji?
- No możesz.
- No dobra pora wziąć się do roboty.- powiedziała i poszliśmy do kuchni, ja poprosiłam jedną z kucharek o przygotowanie śniadania dla Kristoff' a i Leny oraz jedną ze służących o zaniesienie go do pokoju.
- To co robimy?- zapytał Jack po śniadaniu.
- Jack, mógłbyś zająć się jakimiś atrakcjami dla Leny?
- No pewnie- i Jack odleciał.
- Elsa pomożesz mi ozdobić torty?
- No pewnie.- i wraz z siostrom poszłam do kuchni ozdabiać torty, potem przygotowałyśmy przyjęcie i sprawdziłyśmy czy wszystko jest gotowe.
- I jak skończyłyście?- zapytał nadlatujący Jack.
- Tak właśnie wszystko sprawdzamy.- odpowiedziała mu Elsa.
- Dobrze wszystko gotowe, ja idę na górę przygotować Lenę i spakować prezent...
- PREZENT!!!- krzyknęli równocześnie Elsa i Jack.
- Aniu musimy iść do miasta po prezent.- oznajmiła Elsa po czym odlecieli w stronę miasta. Ja natomiast zapakowałam prezent i przygotowałam Lenę na bal.
- Kristoff jesteś już gotowy?- zapytałam gdy chciałam wejść do łazienki zajmowanej przez Kristoff' a.
- Nie, kwiatuszku.- zabrałam ciuchy i poszłam do mojego starego pokoju w którym teraz był pokój gościnny, ale na moje szczęście pusty i skorzystałam z łazienki miałam na sobie prostą białą suknię z czerwonym gorsetem i rękawami do łokcia, a do tego białe rękawiczki sięgające przegubu z czerwonymi zdobieniami, włosy upięłam tak jak na ceremonię koronacji Elsy i założyłam czarne buty na obcasie oraz zrobiłam sobie delikatny makijaż. Weszłam do mojej sypialni i z łazienki wyszedł Kristoff, w czarnym garniturze z białą koszulą i zaczesanymi włosami do tyłu, weszłam do pokoju Leny i zobaczyłam małą blondyneczkę w pięknej niebieskiej sukience i białych rajstopach, a na stópkach miała piękne czarne buciki, włosy miała zaplecione w dwa warkocze, wyglądała uroczo.
- To co idziemy?- zapytał Kristoff z sypialni.
- Tak.- wzięłam Lenę na ręce i zeszliśmy na dół, w jadalni wszystko było gotowe, a gdy weszliśmy Elsa i Jack zaczęli śpiewać "Sto lat", więc ja i Kristoff dołączyliśmy.
- Wszystkiego Najlepszego, kochanie.- złożyła jej życzenia Elsa.
- Proszę Lenuś to prezent od cioci Elsy i wujka Jack' a.- powiedział Jack podając jej paczuszkę, Lena wyciągnęła z niej piękne, małe, białe rękawiczki.
- Przepiękny prezent. Ja i tatuś też coś dla ciebie mamy.- Kristoff podał Lenie paczkę i małe, podłużne pudełko, Lena najpierw wyciągnęła piękną zieloną suknię z paczuszki, a przy pudełku musiałam jej pomóc, była w niej szczotka do włosów z końskiego włosia, miała wygraderowane na rączce " Lena".
- Przepiękny prezent.- powiedział Jack, po czym zjedliśmy po kawałku tortu, Jack zabawiał małą, po czym stwierdziłam że możemy wyjść na chwilę z Leną do poddanych zebranych na dziedzińcu, więc wszyscy się ubraliśmy i wszyliśmy. Na dziedzińcu było dużo ludzi i wszyscy zaczęli śpiewać " Sto lat".
- Dziękujemy wam za przybycie w imieniu naszej córeczki.- powiedziałam do poddanych.
- Poczęstujcie się tortem.- powiedziała Elsa.
- Elso ja pójdę położyć mała, bo już jest późno i zaraz do was wrócę.- wróciłam do zamku i poszłam do pokoju Leny, tam przebrałam ją w piżamkę i położyłam spać, a teraz wybaczcie, ale wracam na dziedziniec świętować Pierwsze Urodzinki mojej malutkiej córeczki.
- Anna
Dziś rano wstałam bardzo podekscytowana i pobiegłam na dół do holu, wszystko było piękne, więc poszłam na dziedziniec, aby zacząć ozdabianie ( wczoraj było już na to za późno), a ku mojemu zdziwieniu wszystko było piękne i gotowe, między słupami wisiały wstęgi, a nad ogromnym stołem na tort wisiał napis " Wszystkiego najlepszego dla małej księżniczki", chciało mi się płakać, więc pobiegłam do sypialni i obudziłam Kristoff' a.
- Wstawaj!!!- szarpałam nim na wszystkie strony.
- Aniu czy coś nie tak?
- Krsitoff ja cię bardzo proszę wstań i idź się ubierz, bo dziś aż do wieczora masz się zająć Leną.
- A ty nie możesz?- wiedziałam że nie chce mu się spać.
- Nie, bo ja będę zajęta przygotowaniami.
- Jakimi znowu przygotowaniami?
- Kristoff!!! Nasza córka ma dziś swoje Pierwsze urodziny.- wykrzyczałam mu to cicho do ucha, ale dla niego na tyle głośno że szybko wstał i pobiegł do łazienki i wciągu pięciu sekund był gotowy.
- Więc ja zajmuję się Leną, a ty i reszta wszystko przygotujecie?- upewniał się Kristoff.
- Tak, dokładnie tak. Więc ja teraz idę po Elsę i Jack' a, a ty słuchaj czy Lena nie wstała, później ją ubierz, a poproszę jakąś służącą żeby przyniosła tobie i Lenie śniadanie, a potem obiad.- Już chciałam wyjść, ale przypomniało mi się jedna bardzo ważna sprawa.- A i pod żadnym pozorem nie wychodź na korytarz, ani sam, a tym bardziej z Leną.- Kristoff tylko przytaknął, a ja pobiegłam do sypialni siostry i szwagra. Gdy miałam pukać właśnie otworzyli drzwi.
- O Anna, właśnie mieliśmy do ciebie iść, chyba umówiliśmy się że przyjdziesz punk 10.- powiedział Jack kiwając groźnie palcem, ale po chwili się roześmiał.
- Słuchajcie nie uwierzycie, ale dziedziniec jest gotowy.- nie mogłam się powstrzymać.
- No to mamy mniej roboty.- powiedziała Elsa wychodząc z pokoju w swojej nowej sukni trochę bardziej luźniej w kolorze turkusu.
- Wow, Elsa ładna suknia.
- Tak prezent od Jack' a, ale wciąż nie wiem z jakiej okazji.- obie spojrzałyśmy na Jack' a.
- Oj, a czy to takie ważne? Poza tym już nawet nie mogę żonie dać prezentu bez okazji?
- No możesz.
- No dobra pora wziąć się do roboty.- powiedziała i poszliśmy do kuchni, ja poprosiłam jedną z kucharek o przygotowanie śniadania dla Kristoff' a i Leny oraz jedną ze służących o zaniesienie go do pokoju.
- To co robimy?- zapytał Jack po śniadaniu.
- Jack, mógłbyś zająć się jakimiś atrakcjami dla Leny?
- No pewnie- i Jack odleciał.
- Elsa pomożesz mi ozdobić torty?
- No pewnie.- i wraz z siostrom poszłam do kuchni ozdabiać torty, potem przygotowałyśmy przyjęcie i sprawdziłyśmy czy wszystko jest gotowe.
- I jak skończyłyście?- zapytał nadlatujący Jack.
- Tak właśnie wszystko sprawdzamy.- odpowiedziała mu Elsa.
- Dobrze wszystko gotowe, ja idę na górę przygotować Lenę i spakować prezent...
- PREZENT!!!- krzyknęli równocześnie Elsa i Jack.
- Aniu musimy iść do miasta po prezent.- oznajmiła Elsa po czym odlecieli w stronę miasta. Ja natomiast zapakowałam prezent i przygotowałam Lenę na bal.
- Kristoff jesteś już gotowy?- zapytałam gdy chciałam wejść do łazienki zajmowanej przez Kristoff' a.
- Nie, kwiatuszku.- zabrałam ciuchy i poszłam do mojego starego pokoju w którym teraz był pokój gościnny, ale na moje szczęście pusty i skorzystałam z łazienki miałam na sobie prostą białą suknię z czerwonym gorsetem i rękawami do łokcia, a do tego białe rękawiczki sięgające przegubu z czerwonymi zdobieniami, włosy upięłam tak jak na ceremonię koronacji Elsy i założyłam czarne buty na obcasie oraz zrobiłam sobie delikatny makijaż. Weszłam do mojej sypialni i z łazienki wyszedł Kristoff, w czarnym garniturze z białą koszulą i zaczesanymi włosami do tyłu, weszłam do pokoju Leny i zobaczyłam małą blondyneczkę w pięknej niebieskiej sukience i białych rajstopach, a na stópkach miała piękne czarne buciki, włosy miała zaplecione w dwa warkocze, wyglądała uroczo.
- To co idziemy?- zapytał Kristoff z sypialni.
- Tak.- wzięłam Lenę na ręce i zeszliśmy na dół, w jadalni wszystko było gotowe, a gdy weszliśmy Elsa i Jack zaczęli śpiewać "Sto lat", więc ja i Kristoff dołączyliśmy.
- Wszystkiego Najlepszego, kochanie.- złożyła jej życzenia Elsa.
- Proszę Lenuś to prezent od cioci Elsy i wujka Jack' a.- powiedział Jack podając jej paczuszkę, Lena wyciągnęła z niej piękne, małe, białe rękawiczki.
- Przepiękny prezent. Ja i tatuś też coś dla ciebie mamy.- Kristoff podał Lenie paczkę i małe, podłużne pudełko, Lena najpierw wyciągnęła piękną zieloną suknię z paczuszki, a przy pudełku musiałam jej pomóc, była w niej szczotka do włosów z końskiego włosia, miała wygraderowane na rączce " Lena".
- Przepiękny prezent.- powiedział Jack, po czym zjedliśmy po kawałku tortu, Jack zabawiał małą, po czym stwierdziłam że możemy wyjść na chwilę z Leną do poddanych zebranych na dziedzińcu, więc wszyscy się ubraliśmy i wszyliśmy. Na dziedzińcu było dużo ludzi i wszyscy zaczęli śpiewać " Sto lat".
- Dziękujemy wam za przybycie w imieniu naszej córeczki.- powiedziałam do poddanych.
- Poczęstujcie się tortem.- powiedziała Elsa.
- Elso ja pójdę położyć mała, bo już jest późno i zaraz do was wrócę.- wróciłam do zamku i poszłam do pokoju Leny, tam przebrałam ją w piżamkę i położyłam spać, a teraz wybaczcie, ale wracam na dziedziniec świętować Pierwsze Urodzinki mojej malutkiej córeczki.
- Anna
poniedziałek, 4 stycznia 2016
Wiesz co jest jutro?
Hejo,
Dziś rano wstałam i pobiegłam do gabinetu Elsy, wbiegłam do gabinetu bez pukania.
- Elsa wiesz co jest...- nie dokończyłam, bo w gabinecie nikogo nie było, więc pobiegłam do sypialni Elsy, ale tym razem zapukałam cichutko na korytarz wyszła Elsa w szlafroku.
- Aniu czy coś się stało?- zpytała zaspanym głosem.
- Elsa, wiesz co jest jutro?
- Jutro, jutro jest 5 stycznia.
- No właśnie.
- No i? Aniu to zwykły dzień.- Elsa nie rozumiała.
- Elsuś, co było rok temu?- zapytałam naprowadzając Elsę na właściwą drogę.
- Aha... PIERWSZE URODZINY LENY!!!- wykrzyczała to tak głośno że zaraz obok niej pojawił się przerażony Jack.
- Elsa, czy coś się stało?
- Jack, Lena ma jutro swoje pierwsze urodziny.
- Jeeeeeeeej- Jack krzyknął i wzbił się w powietrze.- Trzeba przygotować bal.
- Nie, ja myślałam o małym przyjęciu dla nas i dla was.
- Dobrze.- zgodziła się Elsa, a ja poszłam do kuchni i poprosiłam o upieczenie małego tortu.
- Księżniczko, a czy nie lepiej zrobić dwa torty, jeden mały na przyjęcie, a drugi duży dla poddanych i wystawić jutro na dziedziniec, skoro to pierwsze urodziny małej ksężniczki.- zaproponowała jedna z kucharek.
- Dobry pomysł, więc jeden mały, a drugi duży. Więc ja teraz idę po prezent do miasta, a jak wrócę to przyjdę pomóc.- i pobiegłam do miasta, a jak wróciłam to poszłam do kuchni pomóc w pieczeniu ciasteczek, tortów i kolacji, a gdy skończyłyśmy poszłam wykąpać Lenę i gdy już usnęła przygotowałam jej ubranko na jutro i pobiegłam po Elsę, Jack'a i Kristoff'a. Zaczęliśmy ozdabiać cały pałac, skończyliśmy bardzo późno, więc poszliśmy się wykąpać i teraz idziemy spać.
- Anna
Dziś rano wstałam i pobiegłam do gabinetu Elsy, wbiegłam do gabinetu bez pukania.
- Elsa wiesz co jest...- nie dokończyłam, bo w gabinecie nikogo nie było, więc pobiegłam do sypialni Elsy, ale tym razem zapukałam cichutko na korytarz wyszła Elsa w szlafroku.
- Aniu czy coś się stało?- zpytała zaspanym głosem.
- Elsa, wiesz co jest jutro?
- Jutro, jutro jest 5 stycznia.
- No właśnie.
- No i? Aniu to zwykły dzień.- Elsa nie rozumiała.
- Elsuś, co było rok temu?- zapytałam naprowadzając Elsę na właściwą drogę.
- Aha... PIERWSZE URODZINY LENY!!!- wykrzyczała to tak głośno że zaraz obok niej pojawił się przerażony Jack.
- Elsa, czy coś się stało?
- Jack, Lena ma jutro swoje pierwsze urodziny.
- Jeeeeeeeej- Jack krzyknął i wzbił się w powietrze.- Trzeba przygotować bal.
- Nie, ja myślałam o małym przyjęciu dla nas i dla was.
- Dobrze.- zgodziła się Elsa, a ja poszłam do kuchni i poprosiłam o upieczenie małego tortu.
- Księżniczko, a czy nie lepiej zrobić dwa torty, jeden mały na przyjęcie, a drugi duży dla poddanych i wystawić jutro na dziedziniec, skoro to pierwsze urodziny małej ksężniczki.- zaproponowała jedna z kucharek.
- Dobry pomysł, więc jeden mały, a drugi duży. Więc ja teraz idę po prezent do miasta, a jak wrócę to przyjdę pomóc.- i pobiegłam do miasta, a jak wróciłam to poszłam do kuchni pomóc w pieczeniu ciasteczek, tortów i kolacji, a gdy skończyłyśmy poszłam wykąpać Lenę i gdy już usnęła przygotowałam jej ubranko na jutro i pobiegłam po Elsę, Jack'a i Kristoff'a. Zaczęliśmy ozdabiać cały pałac, skończyliśmy bardzo późno, więc poszliśmy się wykąpać i teraz idziemy spać.
- Anna
niedziela, 3 stycznia 2016
Annowe opowieści i rozmyślania.
Witajcie,
Po tym jak obudziłam się w Nowy Rok przytulona do Jack'a, wstałam i wyszłam na balkon zakładając satynowy szlafrok. Owiało mnie lodowate powietrze, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Rozejrzałam się po oszronionych ogrodach w dole. Przypomniały mi się słowa dziewcząt, z którymi rozmawiałam ostatnio. Czy powinnam doprowadzić do koronacji Jack'a? Na razie pełni funkcję królewicza i szczerze wolałabym aby tak zostało. Nie jestem pewna czy potrafiłby dobrze sprawić się jako król. Myślę, że to dla niego zbyt ważna posada. Oczywiście nie uważam, że nie jest na tyle mądry, bynajmniej, Jack jest wyjątkowo inteligenty, ale po prostu nie potrafię wyobrazić go sobie za biurkiem czy na audiencji. Ale może to tylko moje głupie uprzedzenia. Może jednak należy mu się szansa. Tyle przecież dla mnie zrobił, a w dodatku jest osobą, którą darzę największym zaufaniem (może prócz Anny) i spędziliśmy razem tak dużo czasu... i w ogóle jesteśmy małżeństwem. Mimo wszystko mam mętlik w głowie. Poddani na pewno byliby wniebowzięci koronacją i królem. Od tak dawna czekali przecież, aż znajdę mężczyznę odpowiedniego do objęcia tronu i rządzenia państwem wraz ze mną. Byliby zachwyceni parą królewską. No i w dodatku, przecież spodziewamy się dziedzica tronu. To kolejny, jeden z najmocniejszych argumentów, abym "zrobiła" Jack'a królem Arendelle. Przecież i tak byłabym głównym władcą, jako prawowita dziedziczka tronu... mógłby mi pomagać, wspierać, doradzać.
Tak wiele różnych myśli kołatało mi się w głowie, jednak dalej nie potrafiłam podjąć ostatecznej decyzji. Nagle usłyszałam pukanie w głębi pokoju, więc szybko weszłam do środka, zamknęłam drzwi balkonowe i otworzyłam cicho drzwi, nie chcąc budzić Jack'a. Ujrzałam za nimi Annę z bardzo podekscytowaną miną.
- Wszystko gra? - zapytałam, podczas gdy ona weszła do środka i usiadła przy mojej toaletce.
- Jak najbardziej! - zawołała nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Położyłam palec na ustach i pokazałam na śpiącego w dość dziwnej pozycji Jack'a. Ania wyciągnęła mnie na korytarz.
- Muszę Ci opowiedzieć co robiliśmy w Sylwestra. - powiedziała. - Było po prostu genialnie!
Uśmiechnęłam się i przestawiłam mózg na tryb "Słucham, Aniu." W ciągu najbliższych minut dowiedziałam się, że Anna i Kristoff spędzili wieczór na śpiewaniu Lenie kołysanek własnego autorstwa, a gdy ją uśpili, razem z niektórymi służącymi świętowali, tańczyli i puszczali fajerwerki z samego dachu. Pomyślałam, że nie pochwalam wizji służby, ani siostry na takich wysokościach z niebezpiecznymi fajerwerkami, ale na głos powiedziałam tylko, że to cudnie i uśmiechnęłam się ciepło.
- A wy co robiliście? - zapytała z chytrym uśmiechem.
Opowiedziałam jej więc... większość zdarzeń z Sylwestrowej nocy. Niektóre niewątpliwie musiały zostać między mną, a Jack'iem, chociaż Anna na pewno uznałaby inaczej. W końcu Anka pobiegła do Leny, która zaczęła płakać, a mi udało się wrócić do sypialni i zastać Jack'a nadal pogrążonego w śnie. Położyłam się obok niego i zaczekałam aż się obudzi.
- Hej, Śnieżynko. - przywitał mnie uroczym, zaspanym uśmiechem.
- Jack... - uśmiechnęłam się mimowolnie na ten widok.
Początkowo chciałam z nim porozmawiać o propozycji koronacji, ale nie chciałam psuć mu humoru - zakładając oczywiście, że nie zareagowałby pozytywnie. A w dodatku sam nie dał mi dojść do słowa całując mnie czule i przytulając do siebie.
Postanowiłam jednak porozmawiać z nim na ten temat. Jak najszybciej.
- Elsa.
Po tym jak obudziłam się w Nowy Rok przytulona do Jack'a, wstałam i wyszłam na balkon zakładając satynowy szlafrok. Owiało mnie lodowate powietrze, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Rozejrzałam się po oszronionych ogrodach w dole. Przypomniały mi się słowa dziewcząt, z którymi rozmawiałam ostatnio. Czy powinnam doprowadzić do koronacji Jack'a? Na razie pełni funkcję królewicza i szczerze wolałabym aby tak zostało. Nie jestem pewna czy potrafiłby dobrze sprawić się jako król. Myślę, że to dla niego zbyt ważna posada. Oczywiście nie uważam, że nie jest na tyle mądry, bynajmniej, Jack jest wyjątkowo inteligenty, ale po prostu nie potrafię wyobrazić go sobie za biurkiem czy na audiencji. Ale może to tylko moje głupie uprzedzenia. Może jednak należy mu się szansa. Tyle przecież dla mnie zrobił, a w dodatku jest osobą, którą darzę największym zaufaniem (może prócz Anny) i spędziliśmy razem tak dużo czasu... i w ogóle jesteśmy małżeństwem. Mimo wszystko mam mętlik w głowie. Poddani na pewno byliby wniebowzięci koronacją i królem. Od tak dawna czekali przecież, aż znajdę mężczyznę odpowiedniego do objęcia tronu i rządzenia państwem wraz ze mną. Byliby zachwyceni parą królewską. No i w dodatku, przecież spodziewamy się dziedzica tronu. To kolejny, jeden z najmocniejszych argumentów, abym "zrobiła" Jack'a królem Arendelle. Przecież i tak byłabym głównym władcą, jako prawowita dziedziczka tronu... mógłby mi pomagać, wspierać, doradzać.
Tak wiele różnych myśli kołatało mi się w głowie, jednak dalej nie potrafiłam podjąć ostatecznej decyzji. Nagle usłyszałam pukanie w głębi pokoju, więc szybko weszłam do środka, zamknęłam drzwi balkonowe i otworzyłam cicho drzwi, nie chcąc budzić Jack'a. Ujrzałam za nimi Annę z bardzo podekscytowaną miną.
- Wszystko gra? - zapytałam, podczas gdy ona weszła do środka i usiadła przy mojej toaletce.
- Jak najbardziej! - zawołała nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Położyłam palec na ustach i pokazałam na śpiącego w dość dziwnej pozycji Jack'a. Ania wyciągnęła mnie na korytarz.
- Muszę Ci opowiedzieć co robiliśmy w Sylwestra. - powiedziała. - Było po prostu genialnie!
Uśmiechnęłam się i przestawiłam mózg na tryb "Słucham, Aniu." W ciągu najbliższych minut dowiedziałam się, że Anna i Kristoff spędzili wieczór na śpiewaniu Lenie kołysanek własnego autorstwa, a gdy ją uśpili, razem z niektórymi służącymi świętowali, tańczyli i puszczali fajerwerki z samego dachu. Pomyślałam, że nie pochwalam wizji służby, ani siostry na takich wysokościach z niebezpiecznymi fajerwerkami, ale na głos powiedziałam tylko, że to cudnie i uśmiechnęłam się ciepło.
- A wy co robiliście? - zapytała z chytrym uśmiechem.
Opowiedziałam jej więc... większość zdarzeń z Sylwestrowej nocy. Niektóre niewątpliwie musiały zostać między mną, a Jack'iem, chociaż Anna na pewno uznałaby inaczej. W końcu Anka pobiegła do Leny, która zaczęła płakać, a mi udało się wrócić do sypialni i zastać Jack'a nadal pogrążonego w śnie. Położyłam się obok niego i zaczekałam aż się obudzi.
- Hej, Śnieżynko. - przywitał mnie uroczym, zaspanym uśmiechem.
- Jack... - uśmiechnęłam się mimowolnie na ten widok.
Początkowo chciałam z nim porozmawiać o propozycji koronacji, ale nie chciałam psuć mu humoru - zakładając oczywiście, że nie zareagowałby pozytywnie. A w dodatku sam nie dał mi dojść do słowa całując mnie czule i przytulając do siebie.
Postanowiłam jednak porozmawiać z nim na ten temat. Jak najszybciej.
- Elsa.
piątek, 1 stycznia 2016
Szczęśliwego Nowego Roku!
Witajcie,
Wczoraj wieczorem Anna i Kristoff wzięli Lenę i siedzieli razem z nią w jadalni. Nie robiłam żadnego balu z okazji Sylwestra, bo jak ostatnio widziałam ludzie sami świetnie przygotowali sobie "imprezę".
- Na pewno nie zostaniecie z nami? - zapytała Anna.
Przechodziłam właśnie przez jadalnię w poszukiwaniu moich purpurowych rękawiczek. Miałam na sobie dość wąską, srebrno-liliową suknię i długi, purpurowy płaszcz zapinany na srebrną broszkę oraz srebrne buty na niewysokim obcasie.
- Obiecałam Jack'owi, że będzie mógł gdzieś mnie zabrać. - uśmiechnęłam się.
- Hej, Śnieżynko! - wleciał do pokoju ze swoją laską i wylądował przede mną. - Gotowa?
- Nie, nie, nie wiem gdzie są moje... - zamilkłam, bo Jack wystawił jedną rękę, sięgnął za moją głowę i po chwili zamachał mi przed twarzą parą purpurowych rękawiczek.
- Magia. - szepnął i pocałował mnie w czubek nosa, po czym pociągnął za rękę i wybiegliśmy na zewnątrz tylnym wyjściem.
Chciałam zapytać dokąd idziemy, ale Jack podniósł mnie, więc objęłam go mocno wiedząc, że zaraz wzbijemy się w powietrze. I faktycznie, po chwili lecieliśmy już tuż nad taflą wody. Niebo zrobiło się różowo-pomarańczowe i Słońce zaczęło znikać za morzem. Jack skierował się w stronę miasta, jednak w ostatniej chwili wzbił się wysoko do góry i w końcu wylądowaliśmy na jednym ze wzgórz wznoszących się nad miastem. Przeszliśmy kilka kroków i napotkaliśmy niewielki, krystalicznie czysty wodospad. Na dole woda wpadała do niedużego stawu, a zachodzące Słońce pięknie się w niej odbijało. Spojrzałam z góry na Arendelle. Ludzie już bawili się w najlepsze na swoim ukochanym placu przy wieży zegarowej.
- Wiesz, Jack. - westchnęłam, a on objął mnie czule. - Czasem gdy patrzę na moich poddanych... na to jak się bawią, cieszą... zazdroszczę im. Zazdroszczę im tego wolnego życia... w pewności, że żyją dobrze, że zawsze ktoś nad nimi czuwa i nie da ich skrzywdzić.
- Masz rację.
Odwróciłam się do niego.
- Tylko wiesz, twoja rola jest o wiele ważniejsza. Tylko dzięki Tobie, oni mogą żyć tak jak żyją. Jeśli można im zazdrościć, możesz sobie pogratulować.
Uśmiechnęłam się lekko i jeszcze raz spojrzałam na rozświetlone miasto i wsłuchałam się w dochodzące z niego śmiechy. Poczułam dumę.
Gdy Słońce zaszło całkiem, udaliśmy się do miasta. Zamieniłam kilka słów z poddanymi i z radością patrzyłam jak się bawią. Jack posłusznie chodził wszędzie razem ze mną, ale widziałam dobrze, że na widok rozchichotanych dziewcząt pojawiających się niedaleko nas co jakiś czas nie do końca wiedział jak się zachować. Normalnie zapewne poruszałby zalotnie brwiami i wypinał pierś, ale chyba zrozumiał, że to jego poddane. Jak się zachować?
- Jack. - szepnęłam do niego.
- Hm?
- Chodź, te dwie dziewczęta chyba chciałaby się z Tobą zapoznać. - lekko pokazałam głową na dwie rozchichotane, zarumienione dziewczyny mniej więcej w wieku Anny, stojące pod jednym z domów.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jednak zanim zdążył coś powiedzieć przywołałam dziewczyny gestem. Ukłoniły się natychmiast i zaśmiały.
- Wasza Wysokość... - zaczęła jedna z nich. - ...to taki zaszczyt widzieć tu królową i... i... - spojrzały na Jack'a i zarumieniły się.
On na szczęście wziął się w garść, bo przybrał pewną siebie minę i zaczął przyjaznym tonem:
- Miło Was poznać, moje drogie. Jestem Jack. - uśmiechnął się.
Obie zaczerwieniły się po same uszy i dygnęły lekko.
- Wiecie co... - sięgnął do kieszeni bluzy. - Chyba mam coś dla Was.
Po chwili wyciągnął dwie śliczne, lodowe bransoletki ze śnieżynkami po bokach. Wręczył jedną każdej z dziewczyn.
- Dziękujemy bardzo, są przepiękne! - pisnęły jednocześnie, skłoniły się nisko i pobiegły gdzieś.
Jack spojrzał na mnie z dumną miną.
- Gratuluję pierwszych interakcji z poddanymi. - uśmiechnęłam się.
Nagle podbiegła do nas inna dziewczynka, około siedmio, może ośmioletnia. Za nią nadeszła zdyszana kobieta, zapewne jej matka. Ukłoniły się obie.
- W czymś mogę pomóc? - zapytałam.
- Nie, Wasza Wysokość, przepraszamy, moja córka tylko... - zaczęła kobieta, ale dziewczynka pociągnęła mnie lekko za rąbek płaszcza.
- Pani Królowo... - zaczęła. - A Pani będzie miała dzidziusia?
Jej matka miała minę, jakby zaraz miała zemdleć. Zaśmiałam się i spojrzałam na Jack'a. Uśmiechał się.
- Tak. - odrzekłam.
Dziewczynka zrobiła zachwyconą minę i pobiegła z powrotem.
- Naprawdę przepraszam. - jęknęła kobieta.
- Ależ nic się nie stało, naprawdę. - uśmiechnęłam się.
Kobieta ukłoniła się i odeszła.
- Chodź, Elso. - Jack złapał mnie za rękę. - Chcę Cię zabrać gdzieś jeszcze.
I polecieliśmy daleko za zamek, aż na Lodowe Pola. Tam wylądowaliśmy wśród kilku krzewów (Jack spojrzał na nie i uśmiechnął się do mnie figlarnie, ale poprowadził mnie dalej), po czym weszliśmy w nieduży zagajnik.
- Co to za miejsce? - zapytałam.
- Nie wiem. - zaśmiał się Jack. - Ale ładnie tu wygląda.
Uśmiechnęłam się, a on poprowadził mnie jeszcze kilka kroków, po czym się zatrzymaliśmy. Było już całkiem ciemno, tak że niewiele widziałam.
- Spójrz na niebo. - szepnął Jack.
Uniosłam głowę i ujrzałam piękną, zielono-seledynowo-fioletowo-różową zorzę. Mieniła się na niebie od miejsca, w którym byliśmy, aż do portu, albo jeszcze dalej.
- Tak dawno nie widziałam zorzy... - westchnęłam. - A tak uwielbiam na nią patrzeć. Jest przepiękna.
Jack uśmiechnął się i zbliżył się do mnie.
- Jak ty, Śnieżynko. - chłodną dłonią dotknął mojego policzka i pocałował mnie delikatnie.
W tym samym momencie nad Arendelle wystrzeliło mnóstwo kolorowych fajerwerków. Obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy jak kolory zorzy łączą się z nimi w jedną wielką (nieco wybuchową) tęczę. Pospacerowaliśmy jeszcze jakiś czas, po czym Jack zabrał nas prosto na balkon naszej sypialni.
- Elsa.
Wczoraj wieczorem Anna i Kristoff wzięli Lenę i siedzieli razem z nią w jadalni. Nie robiłam żadnego balu z okazji Sylwestra, bo jak ostatnio widziałam ludzie sami świetnie przygotowali sobie "imprezę".
- Na pewno nie zostaniecie z nami? - zapytała Anna.
Przechodziłam właśnie przez jadalnię w poszukiwaniu moich purpurowych rękawiczek. Miałam na sobie dość wąską, srebrno-liliową suknię i długi, purpurowy płaszcz zapinany na srebrną broszkę oraz srebrne buty na niewysokim obcasie.
- Obiecałam Jack'owi, że będzie mógł gdzieś mnie zabrać. - uśmiechnęłam się.
- Hej, Śnieżynko! - wleciał do pokoju ze swoją laską i wylądował przede mną. - Gotowa?
- Nie, nie, nie wiem gdzie są moje... - zamilkłam, bo Jack wystawił jedną rękę, sięgnął za moją głowę i po chwili zamachał mi przed twarzą parą purpurowych rękawiczek.
- Magia. - szepnął i pocałował mnie w czubek nosa, po czym pociągnął za rękę i wybiegliśmy na zewnątrz tylnym wyjściem.
Chciałam zapytać dokąd idziemy, ale Jack podniósł mnie, więc objęłam go mocno wiedząc, że zaraz wzbijemy się w powietrze. I faktycznie, po chwili lecieliśmy już tuż nad taflą wody. Niebo zrobiło się różowo-pomarańczowe i Słońce zaczęło znikać za morzem. Jack skierował się w stronę miasta, jednak w ostatniej chwili wzbił się wysoko do góry i w końcu wylądowaliśmy na jednym ze wzgórz wznoszących się nad miastem. Przeszliśmy kilka kroków i napotkaliśmy niewielki, krystalicznie czysty wodospad. Na dole woda wpadała do niedużego stawu, a zachodzące Słońce pięknie się w niej odbijało. Spojrzałam z góry na Arendelle. Ludzie już bawili się w najlepsze na swoim ukochanym placu przy wieży zegarowej.
- Wiesz, Jack. - westchnęłam, a on objął mnie czule. - Czasem gdy patrzę na moich poddanych... na to jak się bawią, cieszą... zazdroszczę im. Zazdroszczę im tego wolnego życia... w pewności, że żyją dobrze, że zawsze ktoś nad nimi czuwa i nie da ich skrzywdzić.
- Masz rację.
Odwróciłam się do niego.
- Tylko wiesz, twoja rola jest o wiele ważniejsza. Tylko dzięki Tobie, oni mogą żyć tak jak żyją. Jeśli można im zazdrościć, możesz sobie pogratulować.
Uśmiechnęłam się lekko i jeszcze raz spojrzałam na rozświetlone miasto i wsłuchałam się w dochodzące z niego śmiechy. Poczułam dumę.
Gdy Słońce zaszło całkiem, udaliśmy się do miasta. Zamieniłam kilka słów z poddanymi i z radością patrzyłam jak się bawią. Jack posłusznie chodził wszędzie razem ze mną, ale widziałam dobrze, że na widok rozchichotanych dziewcząt pojawiających się niedaleko nas co jakiś czas nie do końca wiedział jak się zachować. Normalnie zapewne poruszałby zalotnie brwiami i wypinał pierś, ale chyba zrozumiał, że to jego poddane. Jak się zachować?
- Jack. - szepnęłam do niego.
- Hm?
- Chodź, te dwie dziewczęta chyba chciałaby się z Tobą zapoznać. - lekko pokazałam głową na dwie rozchichotane, zarumienione dziewczyny mniej więcej w wieku Anny, stojące pod jednym z domów.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jednak zanim zdążył coś powiedzieć przywołałam dziewczyny gestem. Ukłoniły się natychmiast i zaśmiały.
- Wasza Wysokość... - zaczęła jedna z nich. - ...to taki zaszczyt widzieć tu królową i... i... - spojrzały na Jack'a i zarumieniły się.
On na szczęście wziął się w garść, bo przybrał pewną siebie minę i zaczął przyjaznym tonem:
- Miło Was poznać, moje drogie. Jestem Jack. - uśmiechnął się.
Obie zaczerwieniły się po same uszy i dygnęły lekko.
- Wiecie co... - sięgnął do kieszeni bluzy. - Chyba mam coś dla Was.
Po chwili wyciągnął dwie śliczne, lodowe bransoletki ze śnieżynkami po bokach. Wręczył jedną każdej z dziewczyn.
- Dziękujemy bardzo, są przepiękne! - pisnęły jednocześnie, skłoniły się nisko i pobiegły gdzieś.
Jack spojrzał na mnie z dumną miną.
- Gratuluję pierwszych interakcji z poddanymi. - uśmiechnęłam się.
Nagle podbiegła do nas inna dziewczynka, około siedmio, może ośmioletnia. Za nią nadeszła zdyszana kobieta, zapewne jej matka. Ukłoniły się obie.
- W czymś mogę pomóc? - zapytałam.
- Nie, Wasza Wysokość, przepraszamy, moja córka tylko... - zaczęła kobieta, ale dziewczynka pociągnęła mnie lekko za rąbek płaszcza.
- Pani Królowo... - zaczęła. - A Pani będzie miała dzidziusia?
Jej matka miała minę, jakby zaraz miała zemdleć. Zaśmiałam się i spojrzałam na Jack'a. Uśmiechał się.
- Tak. - odrzekłam.
Dziewczynka zrobiła zachwyconą minę i pobiegła z powrotem.
- Naprawdę przepraszam. - jęknęła kobieta.
- Ależ nic się nie stało, naprawdę. - uśmiechnęłam się.
Kobieta ukłoniła się i odeszła.
- Chodź, Elso. - Jack złapał mnie za rękę. - Chcę Cię zabrać gdzieś jeszcze.
I polecieliśmy daleko za zamek, aż na Lodowe Pola. Tam wylądowaliśmy wśród kilku krzewów (Jack spojrzał na nie i uśmiechnął się do mnie figlarnie, ale poprowadził mnie dalej), po czym weszliśmy w nieduży zagajnik.
- Co to za miejsce? - zapytałam.
- Nie wiem. - zaśmiał się Jack. - Ale ładnie tu wygląda.
Uśmiechnęłam się, a on poprowadził mnie jeszcze kilka kroków, po czym się zatrzymaliśmy. Było już całkiem ciemno, tak że niewiele widziałam.
- Spójrz na niebo. - szepnął Jack.
Uniosłam głowę i ujrzałam piękną, zielono-seledynowo-fioletowo-różową zorzę. Mieniła się na niebie od miejsca, w którym byliśmy, aż do portu, albo jeszcze dalej.
- Tak dawno nie widziałam zorzy... - westchnęłam. - A tak uwielbiam na nią patrzeć. Jest przepiękna.
Jack uśmiechnął się i zbliżył się do mnie.
- Jak ty, Śnieżynko. - chłodną dłonią dotknął mojego policzka i pocałował mnie delikatnie.
W tym samym momencie nad Arendelle wystrzeliło mnóstwo kolorowych fajerwerków. Obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy jak kolory zorzy łączą się z nimi w jedną wielką (nieco wybuchową) tęczę. Pospacerowaliśmy jeszcze jakiś czas, po czym Jack zabrał nas prosto na balkon naszej sypialni.
- Elsa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)