niedziela, 31 sierpnia 2014

...

Lasenca.
To dla mnie bardzo trudne.
Jak wiecie, zaczął się rok szkolny. Jack musi podciągnąć oceny i zacząć się naprawdę uczyć. Nie będę mieć czasu na pisanie na blogu. Poza tym nigdy nie mam weny i jak coś zaczynam pisać to nigdy nie trzyma się kupy, i nie jest ani trochę dobre. Naprawdę Jack dużo myślał. Elsa i Anna piszą lepiej ode mnie. I gdy nie mam weny i muszę napisać, to nie piszę i przez to Elsa się denerwuje. Nie chcę nikogo denerwować. Myślę, że jak dziewczyny same będą prowadzić bloga, to więcej osób będzie czytać. Chyba odejdę.
Przepraszam wszystkich.

-Jack

Szafa, powrót i zaskakująca nowina

Witajcie,
Ostatnio kiedy Sven zajął mi łóżko odbyłam z Jack'iem i Anną niezbyt przyjemną rozmowę. Była 23:03 kiedy w trójkę usiedliśmy na łóżku Jack'a.
- Elsuś, śpij z siostrą. - Anka spojrzała na mnie robiąc słodką minkę.
- Niby czemu? - odezwał się Jack. - Moja śnieżynka chyba ma prawo ze mną spać?
Anna zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- Wybieraj. - powiedziała.
Westchnęłam ciężko.
- Nie wiem... naprawdę ciężko mi wybrać.
- Ale jak to?! - wybuchli jednocześnie.
Przewróciłam oczami.
- Słuchajcie, jestem zmęczona i chcę się jak najszybciej położyć. Bez żadnych kłótni.
- Śpij ze mną. - znów odezwali się jednocześnie.
Wstałam i podeszłam do szafy ściągając szlafrok, pod którym miałam piżamę.
- W takim razie będę spała tutaj. Dobrej nocy.
I weszłam do szafy. Po chwili usłyszałam jak Anna wychodzi.
Rano obudziłam się na czymś wygodnym i miękkim. Uchyliłam oczy i stwierdziłam, że leżę na łóżku. W pokoju Jack'a. A on leży obok.
- Jack! - wrzasnęłam na niego nie zwracając uwagi na to, że śpi.
Usiadł, przetarł oczy i ziewnął:
- Coś się stało, śnieżynko?
- Przeniosłeś mnie do łóżka! Ty uparty, samolubny...!
Jack pocałował mnie, a gdy tylko odwzajemniłam pocałunek (przypadkiem...wcale nie miałam tego w planach!) wybuchnął śmiechem.
- Anka ma się o niczym nie dowiedzieć, bo się obrazi.
- Dobrze, dobrze Wasza Wysokość. - zaśmiał się Jack sięgając do kieszeni bluzy leżącej na krześle obok. - To co teraz będziemy robić zostanie między nami, obiecuję.
Po około godzinie zeszliśmy na śniadanie. W korytarzu złapała nas Anna.
- Kristoff wrócił! - krzyknęła i pobiegła w stronę drzwi wejściowych. Po kilku minutach do jadalni wszedł Kristoff.
- Podobno mieliście jakieś problemy ze Svenem? - zapytał siadając obok Jack'a.
Kiwnęliśmy głowami.
- Już wszystko pod kontrolą. Sprowadziłem go do stajni.
- Przypilnuj żeby więcej nie właził do pałacu. - poprosiłam.
Przez cały dzień nie działo się nic specjalnego. Za to przed kilkunastoma minutami była u mnie Anna.
- Elsuś! Jak ja Cię kochaaaam! - zawołała wbiegając do mojej komnaty.
- Mów czego chcesz. - uśmiechnęłam się.
Anka usiadła obok.
- Ja i Kristoff ustaliliśmy wstępną datę ślubu.
Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Chciałam się zapytać czy ta niedziela Ci pasuje.
Lekko mnie zatkało.
- Ta niedziela?! Teraz, zaraz, już?
- Tak! Super, nie? - pisnęła z zachwytem siostra.
- Aniu...wiesz, że potrzeba dużo czasu na przygotowania... - zaczęłam, ale Anna mi przerwała:
- Spokojnie, poradzimy sobie! Tylko powiedz czy się zgadzasz!
Uśmiechnęłam się do siostry, przytuliłam ją i powiedziałam:
- A co ja mam do gadania? Oczywiście! Gratulacje!
A teraz wybaczcie, ale Anka zaraz tu przybiegnie z listą gości i zapewne spędzimy całą noc na pisaniu zaproszeń.

- Elsa. 

piątek, 29 sierpnia 2014

Renifery lubią królewskie łóżka.

Witajcie,
Dziś od razu po wstaniu udałam się do Anny, aby zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Siedziała na łóżku trochę smutna.
- Hej siostruś. - usiadłam obok. - Jak się czujesz?
- Już dobrze. - westchnęła. - Nic mi nie jest.
- W takim razie czemu jesteś smutna?
Anna nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok i znowu ciężko westchnęła. Położyłam jej dłoń na ramieniu.
- Aniu, coś się stało?
Siostra spojrzała na mnie. W oczach miała łzy.
- To wszystko przeze mnie! Znowu zrobiłam coś źle. Ciągle przeze mnie dzieją się złe rzeczy. Nie wiem...nie chcę nikomu zrobić nic złego, ale... - wybuchła płaczem.
- Hej, spokojnie. - powiedziałam przytulając ją do siebie. - To nie Twoja wina.
Ania uśmiechnęła się lekko.
- A w ogóle... - zmieniłam temat. - Gdzie jest Kristoff?
- Wyjechał bardzo wcześnie rano. - odrzekła Anna. - Trolle go po coś wezwały. Wróci jutro.
Kiwnęłam głową i wstałam.
- Zejdź na śniadanie. - powiedziałam zatrzymując się w drzwiach.
Po chwili wróciłam do pokoju. Przy biurku siedział Jack przeglądając listy od poddanych.
- Jack? - podskoczył ze strachu. Widząc, że to ja odleciał szybko od biurka i uśmiechnął się.
- No hej, śnieżynko.
- Co ty robiłeś? - zapytałam układając kartki z powrotem w stosik.
- Nic. Chciałem zobaczyć co ludziom leży na sercu. - zaśmiał się. Nim zdążyłam coś powiedzieć złapał mnie za rękę i wyciągnął na korytarz. - Chodź na śniadanie. Stęskniłem się za czymś nienaleśnikowym.
Po kilkunastu minutach byliśmy po śniadaniu. Jack i Anna zarządzili, żebym poszła z nimi na spacer. Umówiliśmy się, żeby czekali przy wejściu. Ja musiałam jeszcze uporządkować papiery. Kiedy weszłam do pokoju moim oczom ukazał się...widok przynajmniej nieprawdopodobny. Na łóżku leżał szaro-brązowo-biały renifer, a wokół niego porozrzucane listy. Stanęłam nieruchomo nie wiedząc nawet co zrobić. Ze zdziwienia zamroziłam podłogę.Widziałam to zwierzę już kilka razy z Kristoff'em. To chyba jego renifer. Powoli zeszłam na dół i nic nie mówiąc pociągnęłam Annę i Jack'a do pokoju. Oni początkowo także doznali szoku. Po chwili jednak Anka podbiegła do renifera i zaczęła go głaskać ze śmiechem.
- Sven, coś ty zrobił? I jak się tu dostałeś? - śmiała się.
Jack podszedł bliżej i pozbierał kartki. Następnie podał mi je i powiedział:
- Jak on w ogóle wlazł do pałacu? Nikt go nie widział? Coś mi się nie chce...
- Nie wiem jak to się stało, ale ma zaraz zejść z mojego łóżka. - przerwałam.
Anna przewróciła oczami.
- Elsa, wyluzuj. - powiedziała drapiąc Svena za uchem. - Popatrz tylko jaki on słodki.
- Wydaje mi się, że on słucha tylko Kristoff'a. - powiedział Jack z chytrym uśmiechem.
- Genialnie. To gdzie ja mam spać? - powiedziałam.
- Możesz ze mną. - jednocześnie powiedzieli Jack i Anna.
Spojrzałam na nich. Oboje się zaczerwienili.
- Dobrze...jeszcze się zastanowię. - powiedziałam. - A teraz mieliśmy iść na spacer, nie? Może ten Sven, czy jak mu tam sobie pójdzie.
Popołudnie spędziliśmy w pałacowych ogrodach. A teraz czeka mnie z nimi trudna rozmowa...

-Elsa.

czwartek, 28 sierpnia 2014

To moja wina :(

Hej,
Od rana czuję że zaraz puszę pawia, Przez te wczorajsze naleśniki.Poszłam do Kristoff' a sprawdzić czy on też źle się czuje. Zapikałam, ale nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam Kristoff spał, podeszłam żeby go obudzić, ale gdy byłam już blisko poczułam że zaraz puszę pawia, więc pobiegłam do łazienki i... i... no wiecie.
Nagle zauważyłam że patrzy na mnie Kristoff za drzwi.
- Nie patrz na mnie, kiedy tak wyglądam.- powiedziałam chowając twarz w rękach ze wsydu.
- Anno, nie przeginaj.
- Wiesz pójdę sprawdzić co z Jack' iem i Elsą.- i wyszłam, poszłam do sypialni siostry, ale jej tam nie było więc  poszłam do jej biura, ale tam też jej nie było i pomyślałam że jest u Jack' a w sypialni więc tam poszłam, ale tam nie było ani Jack' a, ani Elsy. Szłam korytarzem gdy zabolał mnie brzuch i znów chciało mi się wymiotować, więc się skuliłam. Nie wiadomo z kąt na korytarzu pojawił się lekarz.
- Księżniczko, czy coś nie tak?- zapytał strasznie sztywnym głosem.- Księżniczko?!- powiedział gdy się nie wyprostowałam  i nic nie odpowiedziałam.- Niech Księżniczka ze mną pozwoli.- powiedział i poprowadził mnie do jakiegoś pokoju, a ja cały czas byłam skulona.
- Anna?- zapytał znajomy głos, była to Elsa. Chciałam się wyprostować i zakręciło mi się w głowie, upadłam na łózko i  zauważyłam tylko że Elsa próbuje się podnieść, ale upada z powrotem na łóżko i traci przytomność i chyba też zemdlałam. Obudziłam się dopiero po południu.
- Przepraszam, czy ktoś tu jest?- zapytałam.
- Tak Księżniczko.- odpowiedziała lekarz podchodząc do mnie.
- Co się stało? Dlaczego oni tu leżą?Co się im stało? Jak się czują?- zadałam pytania.
- Zemdlała Księżniczka. Królowa i pan Frost są tu ponieważ rano wymiotowali. Narazie są nie przytomnie, Królowa jak Księzniczka zauważyła była przytoma, ale zemdlała i się nie ockneła i pan Frost od rana jest nieprzytomny.
- Czy Krstoff też tu jest?
- Nie pan Cold jest zdrowy.
- A dlaczego my tu leżymy? Dlaczego wymiotowaliśmy?
- Za dużo naleśników.
- O nie to moja wina.- zaniosłam się płaczem. Mineło tyle czasu że nie wiem kiedy zasnełam, ale gdy się obudziłam obok mnie siediała Elsa.
- Jak się czujesz?- zapytała.
- Jakoś dziwnie, a ty?
- Dobrze, jestem tylko zmęczona.
- To wracaj do łóżka spać.
- Dobrze, dobranoc.- powiedziała i poszła do łózka, ja jeszcze pare razy zwymiotowałam. A teraz wybaczcie, ale jestem zmęczona.
                                                                  - Anna.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Czas zdobyć trochę miłych wspomnień.

Witajcie,
Wczoraj obudziła mnie Anna kładąc się obok mnie i jęcząc na cały zamek.
- Elsaaa...nudy, nudy, nuuudy!
Usiadłam na łóżku nieprzytomnym ruchem przecierając oczy.
- Aniu, czemu mnie budzisz?
- Bo mi się nudzi. - odparła Anna patrząc na mnie słodkim wzrokiem. - Pójdziesz gdzieś ze mną?
- Teraz?
- Teraz.
Przewróciłam oczami i z powrotem się położyłam zakrywając się kołdrą.
- Elsa!
Anka zrzuciła kołdrę z łóżka i usiadła przy mnie ze skrzyżowanymi nogami i buntowniczą miną.
- No co? - zapytałam.
- Jak możesz odmawiać siostrze? - zaczęła Anna.
Ponownie przewróciłam oczami i westchnęłam.
- No dobrze...ale gdzie chcesz iść?
Siostra uśmiechnęła się od ucha do ucha i pociągnęła mnie do łazienki. Następnie przyniosła jedną z moich sukienek i niebieskie pantofelki.
- Ubieraj się, szybko! - powiedziała rozglądając się po łazience.
- Ee...ale niby czemu Ci się tak śpieszy? Spokojnie, siostra... - powiedziałam ściągając koszulę nocną.
- Czeka nas trochę...daleka droga. - odrzekła Anna.
- Jak to? Nie zamierzam nigdzie daleko łazić.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła z szafki grzebień. Podała mi go i powiedziała:
- No pośpiesz się! A właśnie...mogę pożyczyć jakąś sukienkę?
- Jasne, bierz co chcesz. - odparłam zapinając sukienkę.
Po chwili do łazienki wróciła Anna w jednej z moich biało-srebrnych, nieco krótszych.
- A buty jakieś masz? - zapytałam wkładając własne.
Ania zamyśliła się.
- No w sumie nie...
- Weź jakieś moje.
Nie minęły dwie minuty, a wróciła w czarnych butach na lekkim obcasiku.
- Bardzo ci ładnie.
- Ależ dziękuję Wasza Wysokość. - zaśmiała się.
Związałam włosy w warkocz i...
- A co wy tu robicie? - do łazienki znikąd wparował Jack z laską w ręku (jak zwykle).
- Jack, nie przeszkadzaj! - powiedziała Anna.
- Słyszałem... - zaczął ignorując jej uwagę. - ...że gdzieś chcecie iść. Mogę z Wami, nie?
- Nie!
- Tak.
Spojrzałam na siostrę z uśmiechem.
- Czemu nie?
Anna z kwaśną miną wzruszyła ramionami.
- A zresztą...niech idzie. - powiedziała.
- Juhuu! - zaśmiał się Jack.
Po chwili wszyscy wyszliśmy na korytarz. Nagle podbiegł do nas Kristoff.
- A co to za spotkania bez Kristoff'a?
- Ojtam zaraz spotkania. - zaśmiała się nerwowo Anna i pocałowała Kristoff'a.
 Jack spojrzał wymownie w sufit, a ja zapytałam:
- Słuchajcie, ale pójdę z Wami pod warunkiem, że powiecie mi gdzie dokładnie chcecie iść.
Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Annę. Ona spuściła głowę i wymamrotała:
- No...pomyślałam sobie, że moglibyśmy pójść...no wiecie... na Lodowy Wierch...
- Co?! - wyrwało mi się i zamroziłam kawałek podłogi. - Anno, wiesz dobrze, że...
- Tak, tak. - przerwała mi siostra. - Mamy z tym miejscem związane złe wspomnienia... Ale pomyślałam..., że chodzi właśnie o to, aby zdobyć te dobre.
Kristoff i Jack popatrzyli na siebie ogłupiałym wzrokiem.
- Moglibyśmy tam trochę posiedzieć...porobić coś fajnego...
Westchnęłam.
- Wiesz, że to nie takie łatwe. A poza tym pałac jest w połowie rozburzony...
- To go naprawisz! No nie..? - powiedział Kristoff, ale szybko się zahamował.
Anna spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobrze. - odrzekłam po chwili. - Ale nie zostawajmy tam na długo.
- Hurra!!! - Anka odtańczyła na środku korytarza taniec szczęścia.
- Ale jak się tam dostaniemy? - zapytał Kristoff.
- Na nogach. - Anna wzruszyła ramionami i pociągnęła nas na dwór.
I tak rozpoczęła się baardzo męcząca wędrówka. Droga była nawet znośna (nie licząc kilku potknięć przez zbyt długą sukienkę). Gorsza była siostra podskakująca obok wesoło i śpiewająca na pół świata:
- Idziemy na Lodowy Wierch! Idziemy na Lodowy Wieeerch!
- Elsa wyluzuj. - zaśmiał się Jack łapiąc mnie za rękę kiedy po raz szósty zamroziłam kilka metrów drogi.
- Dokładnie, siostra! - Anna chwyciła mnie za drugą rękę.
- Ej, a mnie kto chwyci za rękę!? - zaśmiał się Kristoff i chwycił Annę.
I tak szliśmy przez cały dzień. Wieczorem w końcu dotarliśmy pod mój lodowy pałac. Weszliśmy do środka. Anna od razu zaczęła tańczyć z Kristoff'em po całym, lodowym "parkiecie", a ja i Jack weszliśmy na górę. Na środku komnaty leżało mnóstwo pokruszonych kawałków lodu. Drzwi na taras nie było. Poczułam chłód w całym ciele na wspomnienie tego, dlaczego. Jack podszedł do szczątek ogromnego, lodowego żyrandola i za pomocą swojej laski ułożył je w piękną rzeźbę w kształcie śnieżynki. Następnie umieścił ją pod ścianą i uśmiechnął się do mnie. Nagle gdzieś na zewnątrz usłyszeliśmy ryk. Po schodach wbiegli przerażeni Anna i Kristoff. Wyszliśmy na taras. Na dole siedział mój kochany, śnieżny ochroniarz - Puszek. Przypatrywał się nam lekko przekrzywiając swoją ogromną głowę. Co najdziwniejsze na głowie miał moją starą koronę.
- Spokojnie, nic nam nie zrobi. - powiedziałam uśmiechając się do potworka.
- Ee...Elsa, czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Jack wychylając się żeby lepiej go zobaczyć.
- Nie, Jack. - zaśmiałam się. - On tylko mnie chronił.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Na Lodowym Wierchu zostaliśmy na noc. A dziś w południe wróciliśmy do Arendelle.

- Elsa. 

sobota, 23 sierpnia 2014

Łzy, radość i przechwałki

Hejo,
Dziś rano obudziłam się w sypialni Kristoff'a, niestety jego tam nie było,włożyłam swoją piżamę i poszłam do swojej sypialni po jakąś suknie. Gdy weszłam do mojej sypialni i otworzyłam szafę, łzy staneły mi w oczach, wszystkie moje sukienki były zalane czekoladą i sokiem borówkowym.
- Proszę zanieść moje suknie do pralni.- powiedziałam do jednej z służących która właśnie przechodziłam przed moją sypialnią.
- Oczywiście księżniczko.- odpowiedziała i weszła do mojego pokoju, ja pobiegłam do Elsy.Zapukałam.
- Proszę, wejść - usłyszałam zaspany głos siostry za drzwi.Gdy weszłam ona siedziała na łóżku w swojej ulubionej niebieskiej sukni, wiedziałam że ma dobry humor.
- Och, Anno gdybyś wiedziała co się wydarzył ostatniej nocy.- i zaczeła opowiadać swoją opowieść z najdrobniejszymi szczegółami ( których wolałam nie poznać), a mi z każdym jej słowem coraz bardzie chciało się płakać, gdy w końcu skończyła wybuchłam płaczem.
- Aniu, co się stało?- zapytała podchodząc.
- Ten dzień jest okrutny dla mnie.- wyjąkałam.
- Ale co się stało?- ponowiła pytanie.
- Najpierw obudziłam się sama, a teraz okazało się że ktoś zalał moje suknie czekoladą i sokiem borówkowym.
- Aniu, nic się przecież nie stało.
- Ale w co ja się ubiorę?
- Dziś pożyczę ci jakąś moją suknie, a jutro gdy twoje suknie będą już wyprane będziesz miała swoje.
- Dobrze.- dała mi jakąś swoją suknie.Nagle do pokoju wpadł Jack.
- O hej Ania.
- Cześć Jack.- powiedziałam dalej płacząc.
- Co się stało?
- Ktoś zalał moje suknie czekoladą i sokiem borówkowym.- powiedziała Elsa.
- Ups.- Jack spuścił głowę i chciał wyjść.
- Jack? Ty coś wiesz!Prawda?- powiedziała Elsa.
- No bo ja mi się spodobało jak ty mnie zamknełaś w szafie i chciałem zobaczyć jak to będzie w szafie Anny, a bardzo chciało mi się pic więc poprosiłem o cały dzban i on się wylał, ale ten sok to nie moja wina.
- Trudno.- odpowiedziałam- Zdarza się.- Gdy już byłam gotowa poszłam po jakieś buty. Gdy otworzyłam szafę z butami zapachniało owocami, zajrzałam do butów  okazało się że wszystkie mają ciapkę z owoców w każdym bucie, poszłam do Elsy żeby pożyczyła mi jakieś buty. Resztę dnia szukałam Kristoff'a, niestety bez skutecznie. Gdy wieczorem wyszłam na balkon jak co wieczór, Siedział na nim Kristoff przy małym stole zastawionym dla dwóch osób. Podeszłam do niego i uderzyłam go w twarz.
- Czemu ode mnie uciekłeś, czemu nie pojawiłeś się przez cały dzień?- zapytałam, krzycząc.
- Cały dzień byłem tu. Aniu czy ty płakałaś.
- Tak, bo ktoś zalał moje suknie...- i nagle zauważyłam że w kieliszkach jest sok borówkowy, a  na stole stoją dwa puchary z papką owocową.-... Kristoff czy ty zalałeś moje suknie sokiem i wlałeś do butów ta ciapkę.
- Tak, suknie przez przypadek, a ciapkę specialnie  bo mi nie wyszła.Ale zrobiłem to bo cię kocham, kwiatuszku.
- Och Kristoff.- Usiadłam mu na kolanach i zaczełam go całować.A teraz wybaczcie, ale jesteśmy zajęci.
                                                                                             - Ania

piątek, 22 sierpnia 2014

Ważne obietnice i oczywiście...krzaki.

Witajcie,
Dziś rano obudziłam się i ze zdziwieniem spostrzegłam, że otaczają mnie drewniane, ledwo trzymające się ściany, a przez okna wsuwają się do środka liście i gałęzie. Sama leżałam na różowych poduszkach przykryta kocem, który okazał się być zrobiony ze śniegu. Usiadłam, przetarłam oczy i stwierdziłam, że jestem w domku na drzewie, który kiedyś zbudowała Anna. "No tak.." - pomyślałam. - "Przecież wczoraj w nocy postanowiliśmy z Jack'iem tu zostać." Odsunęłam koc na bok i spostrzegłam, że mam na sobie bluzę Jack'a. Tego już nie pamiętałam... Nagle usłyszałam z góry głos:
- No hej, Śpiąca Królewno.
Podniosłam wzrok. To był oczywiście Jack. Latał sobie pod drewnianym sufitem w samych bokserkach z laską w ręku.
- Słuchaj Jack...
Natychmiast wylądował przy mnie z lekko przejętą miną.
- Coś się stało? -zapytał.
- Och, nie. - zaśmiałam się. - Chciałam po prostu zapytać co się stało z moją sukienką. I czemu mam na sobie...
- No wiesz... - zaczął Jack nerwowo. - Było dość ciemno...i Twoja sukienka chyba została gdzieś w ogrodzie... Ale nie martw się, jeśli chcesz to przyniosę ci z zamku inną.
- No dobrze... ale potem jej poszukajmy. - oddałam Jack'owi bluzę i zakryłam się kocem. On przez chwilę stał i gapił się z uchylonymi ustami, ale potem ubrał szybko spodnie i poleciał do pałacu. Po chwili wrócił z moją niebiesko, fioletową sukienką.
- Dziękuję.
Ubrałam się i wróciliśmy do zamku trzymając się za ręce. Kiedy zjedliśmy śniadanie powiedziałam:
- Wiesz Jack...
Spojrzał na mnie z uśmiechem. Wzięłam głęboki oddech i mimowolnie zamroziłam brzeg stołu.
- Spokojnie. - położył dłoń na mojej dłoni.
- Ja... - zaczęłam.
- Tak?
Przymknęłam oczy. Wiedziałam dobrze co chcę powiedzieć. Dokładnie to zaplanowałam. Dlaczego nie umiem zwyczajnie tego zrobić?
- Muszę iść do Anny. - powiedziałam, szybko wstałam od stołu i odeszłam zostawiając zszokowanego Jack'a w jadalni. Nie wiem czemu uciekłam. Przecież nie miałam się czego bać. Pobiegłam po schodach na górę i oparłam się o ścianę obok drzwi do sypialni siostry. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo go kocham, jak cudownie czułam się wczoraj. Ale uciekłam. Nie wiedząc zupełnie co robię bez pukania weszłam do komnaty Anny. Było tam całkiem ciemno, zasłony były zasłonięte, a światło zgaszone. Nagle zdałam sobie sprawę, że jestem naprawdę niemądra i nie powinnam tu wchodzić. Szybko się wycofałam. Zamknęłam cichutko drzwi, siadłam pod ścianą i zaczęłam płakać. Jak pięcioletnie dziecko. Jestem zwykłym tchórzem, który ucieka przez całe życie i...
- Nie płacz, śnieżynko.
Jack delikatnie otarł mój policzek. Bez zastanowienia przytuliłam go mocno. Natychmiast odwzajemnił uścisk i wyszeptał mi do ucha:
- Już wszystko dobrze...
Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Uwolniłam Jack'a z uścisku i spostrzegłam Annę w za dużym na siebie, czerwonym szlafroku i puchatych kapciach.
- Co wy tu robicie? Co się stało? - zapytała. - Elsa, ty płaczesz?
Jack objął mnie jedną ręką. Ja szybko starłam łzy.
- Nie, nie płaczę.
Ania uniosła brwi.
- Wszystko w porządku. - powiedział Jack uśmiechając się do niej. - Papa!
Chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy do mojej sypialni.
 - Elso, co się właściwie... - zaczął Jack, ale przerwałam spoglądając mu głęboko w oczy. Gdy tylko na niego spojrzałam powiększyły mu się źrenice i uśmiechnął się lekko.
- Posłuchaj Jack. Chciałam Ci tylko powiedzieć... - wzięłam głęboki oddech. - ...że naprawdę bardzo Cię kocham... - otworzył usta, ale nie dałam mu dość do słowa - i... i nawet nie wiesz...jak cudownie się wczoraj... - przybrał chytry uśmiech - ...och, ale...chciałabym żebyś mi coś obiecał.
Natychmiast spoważniał.
- Tak?
- Chcę żebyś obiecał mi, że nigdy... że nigdy mnie nie zdradzisz.
Jack bez zastanowienia położył rękę na sercu.
- Obiecam jeśli ty także to obiecasz. - powiedział.
Także położyłam rękę na sercu i jednocześnie powiedzieliśmy:
- Przyrzekam, że nigdy Cię nie zdradzę.
Jack uśmiechnął się do mnie figlarnie. Nie mogłam wytrzymać jego wzroku i wybuchłam śmiechem. On także się zaśmiał po czym chwycił mnie za rękę i powiedział udając powagę:
- Wydaje mi się, iż mieliśmy w planach pójście w krzewy.
- Co? - zaśmiałam się.
- Oczywiście w celu znalezienia Twej sukni. - dodał Jack i pociągnął mnie ze śmiechem na korytarz. Całe popołudnie spędziliśmy w krzakach.

- Elsa.

czwartek, 21 sierpnia 2014

A może tak w krzaki?

Laska.

Wstałem dzisiaj dosyć wcześnie i nie mogłem zasnąć. Wyszedłem z łóżka i wyleciałem przez otwarte drzwi. Było jeszcze ciemno. Zobaczyłem, że Elsa stoi na korytarzu. Nagle złapała mnie za kołnież szpitalnej piżamy i próbowała gdzieś zaciągnąć. Chociaż robiła to bardzo brutalnie z wielką siłą nie opierałem się. Nagle zrzuciła mnie na moje łóżko.
- Co chcesz robić? - spytałem sięgając do kieszeni.
- Nie to o czym myślisz Jack. Ty masz tu leżeć. Będziesz tu leżeć już zawsze. Nigdy tego nie zrobimy. Zostaniesz na zawsze prawiczkiem. Hahahaha!

I wtedy się obudziłem. Zobaczyłem, że jest dziesiąta. Obok mnie na łóżku spała Elsa.
- Co tu robisz? - spytałem.
- Ojej, wybacz chyba przysnęłam. - powiedziała ledwoprzytomna, wstając. - Byłam przy tobie przez całą noc.
- Naprawdę?
- Tak, ale się nie wyspałam. Przez pół nocy coś bredziłeś i krzyczałeś: "Niee, ja nie chcę tak umrzeć!" Albo próbowałeś mnie molestować mówiąc: "Znajdę cię. Ja cię znajdę".
- Ups, ojej, wybacz mi, nie chciałem. - trochę było mi głupio. Nie miałem zamiaru jej molestować. - Spałaś chociaż chwilę?
- Tak, nie myśl już o tym. Dzisiaj cię wypuszczą. - powiedziała, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Elso - automatycznie się odwróciła - chciałbym cię o coś spytać. To pytanie zadałem już na pierwszej randce.
- Hmm... Nie bardzo pamiętam. O co chodzi? Zaraz. Już chyba wiem... Jack?
- Elso moje kochanie, czy chciałabyś iść ze mną w krzaki?
- Rozważę to. Na razie idę do Anny.
I wyszła. "Jack'u Froście - pomyślałem - tylko ty potrafisz tak odstaszać od siebie kobiety." Może było za wcześnie na takie pytanie? Takie pójście w krzaki to chyba poważna decyzja...
Z zamyślenia wyrwała mnie moja pielęgniarka Lidia.
- Dzisiaj cię wypuścimy. Cieszysz się? - spytała nachylając się nade mną. - Jeszcze damy ci ostatnią dawkę leków. - mówiąc to sięgnęła po jakieś pigułki. "Mam nadzieję, że to nie pigułki gwałtu" -  przeszło mi przez myśl.
Lidia kazała mi je wziąć i popić jakimś dziwnym płynem. Zrobiłem się senny.
Obudziłem się i spojrzałem na zegar. Była 18.00. Moje ubrania leżały obok razem z listem na którym było napisane, że mam się odświerzyć, ubrać i mogę wychodzić. Tak więc zrobiłem i wyleciałem przez okno. Udałem się do ogrodu. Zobaczyłem, że kilka róż jest pokrytych szronem.
- Jack - usłyszałem za sobą znajomy głos. - czy twoja propozycja jest jeszcze aktualna?
- Tak, a co? - oczywiście przybrałem swój znany chytry uśmieszek.
- To chodź.
A teraz wybaczcie, ale krzaczki czekają ;)

- Jack

środa, 20 sierpnia 2014

Nareszcie !

Hejo,
Wiecie już od Elsy że jestem już zdrowa. Rano gdy wstałam zaczełam biegać po pałacu i śpiewać. Później wpadłam na pomysł obudzenia Kristoff'a. Pobiegłam do jego sypialni, a po drodze zobaczyłam wazon z tulipanami, więc zabrałam jeden i pobiegłam dalej, przed sypialnią zauważyłam jedną z pokojówek, niosła tace ze śniadaniem.
- Ja to wezmę! - powiedziałam zabierając jej tace. Wyciągłam różę i do wazonu wsadziłam tulipana.
- To dla pana Kristoff' a. - zawołała za mną.
- Wiem?- wbiegłam do jego sypialni, on jeszcze spał. Pocałowałam go w policzek.-Wstawaj słoneczko.
- Kwiatuszku to ty?
- Nie tulipan. Przyniosłam ci śniadanie.- zabrał tace i położył na stoliku nocny. Nagle złapał mnie w tali przyciągnął do siebie i pocałował.- Zjesz ze mną śniadanie.
- Jeśli chcesz?- zjedliśmy razem śniadanie.
- Zaraz wracam.- powiedział i poszedł do łazienki, nagle usłyszałam że leci woda.
- Cudownie poszedł się wykąpać, to ja się jeszcze prze śpię.- pomyślała i przytuliłam się do jego poduszki i zamknełam oczy. Nagle poczułam że ktoś ściąga mi piżamę ( i uświadomiłam sobie że jestem w piżamie)
i nagle ten ktoś mnie podniósł.
- Nie śpij kwiatuszku, wykąpiemy się.- powiedział Kristoff i zaniósł mnie do wanny w której była woda.
- Nie śpię.
- To czemu masz zamknięte oczy ?- zaśmiał się.
- Nie wiem.- i otworzyłam je.- Po co mnie tu przywlokłeś?
- Nie chcesz się ze mną wykąpać?
- Oczywiście że chcę, ale ja spałam.- kąpaliśmy się przez godzinę.
- Chyba czas wyjść, kwiatuszku.- i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z wanny i wziął mnie na ręce.
- Masz za dużo siły, że mnie tak cały czas nosisz.
- Nie mogę się tobą nacieszyć.
- Kristoff mamy dla siebie cały czas.-  ubrałam się - A teraz wybacz idę odwiedzić Elsę.
- A wrócisz do mnie później?
- Oczywiście.- i wyszłam, poszłam do sypialni Elsy, później do jej biura i wtedy przypomniałam sobie o Jacku.
- Elsa jesteś tu?- Wyszeptałam wychylając się za drzwi sypialni w której leżał Jack.
- Tak. A ty czemu nie w łóżku?
- Już wstałam i byłam u Kristoff' a.- podeszłam do łóżka na którym leżał Jack ( on spał) i przytuliłam się do siostry.
- Czy ty masz mokre włosy?
- Tak, miałam krótką kąpiel z Kristoff' em.
- Nie dopytuje dalej.- Siedziałyśmy tak dwadzieścia minut.
- E.. E..Elsa.- wyjąkał Jack.- Śnieżynko, jesteś tu?
-Tak.
- To ja pójdę, zobaczymy się później.- wyszłam i pobiegłam do sypialni Kristoff' a - Jesteś tu?
- Jestem.- zauważyłam że leży w łóżku.
- Mogę dołączyć.
- Jasne, kwiatuszku.- tak spędziliśmy cały dzień.
A teraz wybaczcie, ale Kristoff już zaczął mnie rozbierać.
                                                                             - Anna

wtorek, 19 sierpnia 2014

Zbyt duża dawka leków może być niebezpieczna...

Witajcie,
Wczoraj do zamku wróciła Anna. Powiedziano mi, że leży w swojej komnacie i odpoczywa. Od razu chciałam tam pójść i zobaczyć czy wszystko z nią w porządku. Jednak na korytarzu podbiegł do mnie Olaf.
- Elsa! Elsa! Wiesz, że Jack leży półumarty w swoim pokoju? I jęczy jak najęty!
"Jack?! Niemożliwe!" - pomyślałam.
- Olaf... Jesteś pewny? - zapytałam pochylając się nad nim.
W odpowiedzi bałwanek złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju Jack'a. Weszłam do środka. Na łóżku leżał Jack w jasnoniebieskiej, szpitalnej piżamie. Obok niego stała Lidia, jedna z pielęgniarek grzebiąc w jego szafce nocnej.
- Dzień dobry. - powiedziałam podchodząc do łóżka.
Lidia na dźwięk mojego głosu podskoczyła ze strachu, obróciła się, ukłoniła głęboko i powiedziała:
- Wasza Wysokość wybaczy! Nie widziałam Waszej Wysokości...
- Spokojnie. - przerwałam jej. - Co jest z Jack'iem?
Pielęgniarka wróciła do wcześniejszego zajęcia.
- Ten młodzieniec musi na siebie bardziej uważać. Słyszała Wasza Wysokość o tych dwóch, co uciekli?
- Tak słyszałam. Posłałam ludzi na poszukiwania. - powiedziałam. - Ale pytałam co stało się Jack'owi.
Pielęgniarka zaśmiała się nerwowo.
- No więc...znaleziono go nieprzytomnego w korytarzu. Wczoraj. To na pewno Ci bandyci go sprali.
W tym momencie Jack usiadł sztywno na łóżku i jęknął wyciągając ręce w moją stronę:
- Oddaj mój sok! Oddaj... mój soook!
- A... podaliście mu jakieś leki? - zapytałam głaszcząc go po głowie.
- Tak. Niestety chyba trochę przesadziliśmy i może mieć lekkie halucynacje. - odrzekła Lidia. - Myślę, że w towarzystwie Waszej Wysokości będzie mu lepiej. - dodała uśmiechając się ciepło i wyszła.
Szybko usiadłam na skraju łóżka i chwyciłam Jack'a za lodowatą rękę.
- Jack? - zaczęłam lekko drżącym głosem. - Słyszysz mnie?
On tylko uśmiechnął się do mnie i zaczął bawić się moją pelerynką.
- Popatrz, jestem niebieskim kapturkiem!
Westchnęłam i pocałowałam go w policzek. Nagle przypomniałam sobie, że muszę odwiedzić jeszcze Annę.
- Jack...wrócę tu później. - powiedziałam odpinając pelerynkę i kładąc mu ją na kolanach. - Poradzisz sobie?
W odpowiedzi zapiął ją sobie na szyi i zaczął chodzić po łóżku z dumną miną. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Kiedy dotarłam do pokoju Anny, siedziała na łóżku i czytała książkę. Z nią nie było pielęgniarki. Ale czymś co najbardziej przykuło moją uwagę były jej rozpuszczone włosy. W całości rude. Bez zastanowienia podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- No cześć siostra. - zaśmiała się odkładając książkę.
- Twoje włosy!
- No wiem. - powiedziała przeczesując włosy dłonią. Usiadłam obok niej.
- Już lepiej się czujesz? - zapytałam.
- Tak. Lekarze powiedzieli, że z ręką już wszystko w porządku i będę mogła normalnie chodzić.
- To cudownie! - ucieszyłam się. Siostra jednak posmutniała.
- Wybaczysz mi? - zapytała.
Zatkało mnie.
- Niby za co?!
- Przeze mnie nie miałaś czasu dla Jack'a. - odrzekła Anna wpatrując się w pościel.
- Daj spokój, to wcale nie przez ciebie! - powiedziałam.
Siostra uśmiechnęła się. Siedziałyśmy razem dość długo gdy nagle weszła Lidia z przerażoną miną. Wstałam i zapytałam podchodząc do niej:
- Co się stało?
- Wasza Wysokość... - wydyszała kobieta. - Pan Jack... proszę za mną.
Rzuciłam Annie porozumiewawcze spojrzenie i poszłam za pielęgniarką. Zaprowadziła mnie do komnaty Jack'a. Siedział na łóżku i płakał wtulony w moją pelerynkę. Kiedy nas zobaczył zmierzył pielęgniarkę wściekłym wzrokiem.
- Jack, co się stało? - usiadłam przy nim.
- To wszystko jej wina! - powiedział Jack pokazując na przerażoną Lidię. - Nie wiesz co ona zrobiła!
- Co zrobiła? - zapytałam przeczesując lekko ręką jego włosy.
- Ona... - Jack nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha - ...ona Cię zabiła!
I znowu przytulił się do pelerynki i zaczął płakać.
- To jedyne co mi po Tobie zostało!
Westchnęłam i podeszłam do pielęgniarki. Nie zważając na krzyki Jack'a, że mam do niej nie podchodzić, bo zabije mnie drugi raz, zapytałam:
- Kiedy leki przestaną działać?
- Powinny działać już bardzo niedługo. Proszę z nim zostać. A ja lepiej pójdę. - I zostawiła nas samych. Podeszłam z powrotem do Jack'a.
- Kochanie, ja żyję. Nikt mnie nie zabił.
Jack popatrzył na mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu, zamrugał kilka razy i powiedział:
- A ktoś miałby cię zabić, śnieżynko?
Uśmiechnęłam się.
- Dostałeś trochę za dużo leków i miałeś halucynacje. - powiedziałam. A zresztą nieważne, zapomnijmy o tym.
Jack spojrzał ze zdziwieniem na moją pelerynkę leżącą na jego łóżku.
- Co tu robi...? - zaczął Jack, ale nie skończył, bo usiadłam na przeciwko niego i pocałowałam go. Muszę przyznać, że przez te kilka dni bardzo się za tym stęskniłam.

- Elsa. 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Powrót, wypadek i wielka ucieczka…

Lasencja!
Dzisiaj trochę się działo...
Zacznijmy od tego, że wczoraj po południu Anna siedziała zamknięta w sypialni nie dając znaku życia. Else to trochę zmartwiło, cały czas chodziła i mamrotała pod nosem "Ania to, Ania tamto". Jednak razem z Kristoffem w końcu przekonaliśmy ją, że Anna potrzebuję trochę prywatności itp.
Początek dnia był całkiem okej. Wywlokłem się z łóżka o siódmej rano i postanowiłem zrobić pobudkę mojej śnieżynce. Ubrałem się, umyłem, przeczesałem palcami włosy i podleciałem pod jej okno. Spała. Chyba przez przypadek kopnąłem w okno, bo szybko otworzyła oczy, spojrzała w moją stronę i wrzasnęła z krzykiem (Dobrze przeczytaliście, Jack nie ma pomysłu :D). Potem podeszła do okna, otworzyła je żebym wszedł i spojrzała na mnie wymownie.
- Ja tylko przyszedłem cię obudzić. Nic więcej, przysięgam. - zacząłem się tłumaczyć. - Myślisz, że bym cię podglądał jak śpisz? - trzeba się przyznać, robię to prawie każdej nocy.
- Przyszedłeś zafundować mi pobudkę i udało ci się. Gratulacje. Teraz wyjdź, bo muszę się ubrać i iść do Ani.
- Naprawdę muszę wyjść? - przecież dopiero przyszedłem! Poza tym nie chciałem tego przegapić.
- Wyłaź. Już. Nie będę się przy tobie rozbierać. - powiedziała, a ja udałem się do wyjścia. - Tylko nie wpadnij na genialny pomysł podglądania mnie przez okno. - dodała gdy opuściłem komnatę.
Trochę zawiedziony postanowiłem udać się do lochów, by "pobawić się" z Hansem. Jednak gdy zszedłem na parter, zatrzymał mnie Olaf.
- Ja myślę, że to nie był dobry pomysł wypuszczać jej z domu. - powiedział. - Trole się nią pewnie zajmą, ale ja uważam, że lepiej gdyby została w domu.
- O kim mówisz? - wiedziałem, że chodzi o Annę. Ani jednego znaku życia, lepiej żeby została w domu, trole... to musiała być ona. Wolałem się jednak upewnić. - Czy chodzi o Annę?
- A o kogo innego! Jasne, że o nią! Moją kochaną Anienkę!
Nagle znikąd zjawił się Kristoff.
- Co tu się dzieje? Czemu obgadujecie Annę? - zapytał.
- Jest u troli! - odpowiedział Olaf prawie śpiewając.
Nie zastanawiając się długo odrzekłem:
- Olaf! Jedź z Kristoffem po Annę. Musi wrócić do zamku. Ja pójdę zawiadomić Elsę i lekarzy. Zobaczymy się wieczorem.
Pobiegłem więc, żeby powiedzieć to mojej dziewczynie, ale nagle coś uderzyło mnie w głowę. Zostałem ogłuszony i właśnie wtedy urwał mi się film.
Obudziłem się w jakimś pokoju z białymi ścianami. Leżałem na łóżku. Nade mną stała jedna z pałacowych pielęgniarek. Chciałem wstać, ale...
- Nie próbuj się ruszyć! - powiedziała nagle, odwracając się. Była podobna do matki mojej starej przyjaciółki Meridy. - Gdybyś wstał z łóżka, przewróciłbyś się. Jesteś pod wpływem bardzo silnych leków.
Gdy podeszła bliżej spytałem:
- Czy Anna wróciła do pałacu? Jak się czuje Elsa? Czemu tu jestem? Kiedy stąd wyjdę?
- Z królową wszystko w porządku. Księżniczka leży w pokoju obok. Jesteś tu, bo znaleśli cię strażnicy zamku, jak leżałeś w małej kałuży krwi. Było to około ósmej. Teraz jest trzynasta. Wyjdziesz stąd, ale nie w najbliższym czasie.
- Ale jak to się stało? - nagle pielęgniarka zmieniła się w Justina Biebera.
- Nie wiadomo. - powiedział piosenkarz, którego osobiście nie lubię. - Wiemy tylko, że więźniowie Albert i Hans z Nasturii uciekli dziś rano.
Potem zniknął, a ściany w pokoju zrobiły się różowe. Nic więcej nie pamiętam.

- Jack

niedziela, 17 sierpnia 2014

Muszę to zrobić!

Hejo,
od mojego wypadku czuję że w arendelle, admosfera jest ciężka. Elsa chodzi przygaszona i tylko w mojej obecności wymusza uśmiech.
- Możesz tego nie robić?- zapytałam gdy do mnie przyszła z obiadem.
- Ale czego, siostrzyczko.- wymusiła uśmiech.
- Nie wymuszaj na sobie uśmiechu.
- Ależ ja nie wymuszam.
- Nie udawaj.
- Och, zjedz obiad, poprawię ci poduszki.
- aaaaaaaaaau.- jak zwykle jęczałam.
- Smacznego.- i wyszła.
- Nie tak dalej być nie może.- pomyślałam.- Muszę coś zrobić, tylko co.O, już wiem. Pojadę do trolli.- zjadłam obiad, spakowałam się ( było ciężko) i napisałam list.
Kochana Elso

pojechałam do trolli i będę u nich do półki nie wyzdrowieję. Porozmawia z Jack' iem. Nie będę ci przeszkadzać.
                                                                                   Anna

PS Nic nie mów Kristoff' owi i Jack' owi.
Zabrałam walizkę i poszłam do stajni zabrałam konia  i pojechałam
- O nie tylko nie to, zabłądziłam. Gdzie ja jestem. Jak mam jechać dalej, albo jak wrócić do arendelle.- mówiłam sama do siebie.
- O Anna, co robisz w lesie?- zapytał ktoś kto stał po prawej stronie, ale tam nikogo nie było.
- Kto to powiedział?
- To ja Olaf.
- Olaf gdzie jesteś?
- Na dole.- spojrzałam w dół i tam stał mój przyjaciel.
- Olaf wiesz jak trafić do trolli.
- Tak, a co?
- A zaprowadzisz mnie.
- Tak, a co?
- Proszę za prować mnie.
- To chodź.
- Idę.- po paru minutach dotarliśmy do trolli.
- Anna przyjechała.- i wtedy któryś z trolli pociągnął mnie za nogę żebym zeszła i spadłam.
-Anna nic ci nie jest.
-Nie tylko pomożecie mi wstać.-zaczeli mnie podnosić.
-aaau.
- Coś cię boli.
- Ostatnio miałam wypadek i złamałam rękę i o mało nie złamałam kręgosłupa.
-Zostaniesz u nas.
- Do półki nie wyzdrowieje.
- To cudownie, będziesz spała tu.- powiedział jeden z trolli pokazując na mech.
- Dziękuję.
Teraz muszę was przeprosić, bo podwieczorek.
                                                                 - Anna

Ps Wybaczcie za problemy z czcionką :(

sobota, 16 sierpnia 2014

Wyłaź.

Laska!
Jak wiecie Anna miała wypadek i od tego czasu Elsa siedzi u niej prawie cały czas. To nie jest zbyt fajne, bo jestem przez to skazany na towarzystwo Kristoffa. Lubię go i w ogóle, ale spędzanie z nim trzech dni to naprawdę na długi czas... Ciągle powtarza: "Jak nie chcą odwiedzin, to zostawmy je same. Prędzej czy później będą nas błagać o spotkanie.", albo zachęca mnie do oglądania meczu. Wczoraj wieczorem zgodziłem się obejrzeć jakiś mecz, ale szczerze lokalna drużyna to jakaś jedna wielka paranoja. Na dodatek nasz kochaniutki Kristoffek wyzywa mnie od gejów, bo noszę ciasne spodnie...
Ale nie tylko o to chodzi. Już od rana próbowałem jakoś zwrócić na siebie uwagę. Na marne.
Kupiłem kwiatki.
- Jack, dziękuję są piękne, ale muszę zrobić Ani śniadanie.
Kupiłem czekoladki.
- Dzięki Jack. Dam je Annie, ucieszy się.
Zrobiłem lodowisko z podłogi na korytarzu.
- Nie mam czasu na zabawę. Muszę zająć się siostrą.
Zrobiłem napis z róż "Kocham Cię Elso".
- Zobacz później. Idę do Anny.
Mam nadzieję, że Anna szybko wyzdrowieje i będę mógł się...całować z Elsą :D

- Jack

piątek, 15 sierpnia 2014

Ja ich kiedyś zabiję!

Witajcie,
Po tym jak Anna złamała rękę i prawie została kaleką nie odstępuję jej prawie na krok. Siostra jest mi bardzo wdzięczna, ale niestety nie każdemu się to podoba.
- Pozwól mi do niej wejść. - powiedział Kristoff gdy wyszłam z pokoju Anny po zaniesieniu jej obiadu.
- Anna nie chce z tobą rozmawiać. - odrzekłam, a było to absolutną prawdą. Anka nie chciała tłumaczyć Kristoff'owi co się stało.
- Ale ja muszę! - jęknął.
- Wcale nie. Daj jej spokój.
- Powiedz mi chociaż jak się czuje. - poprosił Kristoff składając ręce jak do modlitwy.
- Nie za dobrze. - odpowiedziałam chłodno.
Kristoff podrapał się po głowie i zapytał po chwili:
 - A czy znowu zamierzasz przesiedzieć u niej całą noc?
Z pokoju usłyszeliśmy krzyk Anny:
- Możecie przestać mi paplać pod drzwiami?! Mam chyba odpoczywać?
Spojrzałam wymownie na Kristoff'a.
- Jeśli zechce, to tak. - powiedziałam szeptem i odeszłam.
Kilka godzin później zaniosłam siostrze kolację.
- Czy mam zostać z Tobą na noc? - zapytałam poprawiając jej poduszki pod głową.
- Ała! Ała... - jęknęła Anka. - Mój kręgosłup. Znaczy...to byłaby dla mnie wielka przyjemność.
Zaśmiałyśmy się. Po chwili wyszłam znowu natykając się na Kristoff'a. Tym razem u jego boku stał Jack.
- Możemy pogadać w Twoim pokoju? - zapytał Kristoff.
Kiwnęłam głową i zaprowadziłam ich do sypialni.
- Co chcecie? - zapytałam zamykając drzwi.
- Chce wejść do Anny. - odrzekł Kristoff stanowczym tonem.
Westchnęłam.
- Już Ci chyba mówiłam. Anna chce widzieć tylko mnie...
- Ale kochana śnieżynko... - zaczął Jack. - ...co Cię tak ciągnie do sypialni Anki?
- Po prostu się o nią troszczę. - odrzekłam.
- Tak? To niby czemu za każdym razem kiedy tam pójdziesz się wydziera jakby...
- Po prostu boli ją... - zaczęłam, ale po chwili zaczęłam zupełnie innym tonem. - A właściwie skąd o tym wiesz? Czyżbyście cały czas podsłuchiwali pod drzwiami?
Jack i Kristoff zarumienili się.
- Och, jesteście bezczelni! Bez-czel-ni! - krzyknęłam i wybiegłam z pokoju.
- Elsa! - odwróciłam się. Nagle Jack podleciał do mnie i przytulił mnie mocno. Chciałam się wyrwać, ale był silniejszy.
- Po prostu mi Ciebie brakuje. - wyszeptał mi do ucha.
Wypuścił mnie z uścisku.
- Dlatego mnie podsłuchujesz?! - krzyknęłam powstrzymując łzy i zamrożenie podłogi.
Jack zwiesił głowę.
- No tak, masz rację. - powiedział. - To zupełnie nie ma sensu.
I wyleciał przez okno nie oglądając się.


- Elsa.

aaa... No to pięknie

Hejo,
 Miałam do was napisać wczoraj wieczorem, ale przez te włosy zapomniałam, no ale teraz wróćmy do wydarzeń wczorajszego dnia. Niestety kara Elsy nie pomogła w 100%. Jack leciał za mną gdy szłam na śniadanie i mówił szeptem:
- Śliweczko, śliwuni zaczekaj.- w końcu mnie to wkurzyło i zamiast iść na śniadanie pobiegłam do mojej sypialni. Zamknęłam drzwi, zasłoniłam wszystkie okna i zamknęłam je.
- Będę tu siedzieć do półki  mi to nie zejdzie.- postanowiłam. Poszłam do łazienki i zaczęłam myć włosy. Po pół goziny przestałam bo zaczęły mnie boleć plecy od schylania się nad wanną. Z trudem doszłam do łóżka, gdy w końcu doszłam i się położyłam ktoś zapukał do drzwi.
- Anuś, to ja.- to była Elsa.- Czy wszystko w porządku?Mogę wejść?
- Jasne, tylko poczekaj otworzę drzwi.- gdy podeszłam do drzwi( z trudem) i je otworzyłam do pokoju weszła Elsa z jakąś tacą.
- yyyy... Elsa, co to jest?- powiedziałam pokazując na tacę.
- Nie przyszłaś na śniadanie, więc ci je przyniosłam.Aniu, co ci jest?
- Myłam włosy, pół godziny i teraz bolą mnie plecy.- Elsa ołożyła tacę i pomogła mi dojść do łóżka.- Poczekaj, nie zamknęłam drzwi.- powiedziałam gdy doszłyśmy do łóżka.
- Ja zamknę. A ty zjedz śniadanie.- powiedziała podając mi tacę.
- A czemu, nie przyszłaś na śniadanie?
- Jack, mnie już wkurzył, więc wróciłam do sypialni i nie wyjdę z niej do półki mi nie z niknie ten kolor z włosów. A jak tylko przestaną mnie boleć plecy to idę dalej je myć.
- Ale  najpierw zjedz śniadanie.Później pomogę ci umyć te włosy.
- Dobrze.- kiedy zjadłam śniadanie, już szłyśmy do mojej małej łazieneczki, kiedy ktoś zapukał.
- Królowo, masz bardzo ważnych gości.
- Już idę.- powiedziała do osoby za drzwiami.- Musisz sama umyć włosy.Wezmę zapasowy klucz, żeby się do ciebie dostać. Przyniosę ci obiad.
- Elsa, uważaj na ten klucz.
- Jasne.- wyszła zamykając mnie na klucz .Sama musiałam umyć włosy. Nawet nie wiedziałam kiedy minął ten czas. Nagle do łazienki weszła Elsa.
- ANIA, ty jeszcze myjesz te wlosy.
- A co w tym dziwnego?
- Co z plecami?- naglę zdałam sobie sprawę że nie umiem się wyprostować, spróbowałam znowu i się wyprostowałam i...
-Aaaaaaaaaauuuuuuuu.
- ANIAAAA?!- usłyszałam głos Elsy i coś się stało bo poczułam  tylko na twarzy zimne kafelki.Gdy się ocknełam byłam w moim łóżku, nad  mną stał jakiś lekarz, pielęgniarka i Elsa.Spróbowałam usiąść, ale coś mnie zatrzymało.
- Aniu nie ruszaj się!- powiedziała Elsa.
- Co się stało, co tu robi lekarz i pielęgniarka. Czy drzwi są zamknięte?
- Księżniczko, nie mam dobrych wieści. Ma księżniczka złamaną rękę, przez ten upadek i omało nie złamała księżniczka kręgosłupa.
- I co teraz będzie?
- Będzie musiała Księżniczka leżeć w łóżku.- i wyszedł wraz z pielęgniarką.
- Co ci odbiło? Żeby tyle czasu myć włosy.
- Przepraszam.- powiedziałam.- Zamknęłaś drzwi.
- Tak. Jesteś głodna.
- Troszkę. Elsa która jest godzinna.
- Jest pół noc. Zaraz poproszę kogoś żeby przyniósł ci coś do jedzenia.
- Elsa, posiedzisz ze mną, nie chce być sama.
- Jasne. A i jeszcze jedno.
- Co znowu?
- Teraz masz tylko kńcówki fioletowe.
- Naprawdę. Muszę to zobaczyć.
- Poczekaj dam ci lustro.- Elsa dała mi lustro i miała racje, teraz miałam tylko końcówki fioletowe.
- Opłaciło się sterczeć.
- Nie ty chyba sobie żartujesz, mogłaś być kaleką.- nagle pukanie do drzwi.
-To ja Kristoff, chce porozmawiać z Anną.
- Elsa powiedz że śpię.
- Dobrzę.
- Anna teraz śpi.- chyba poszedł.Elsa siedziała ze mną całą noc, rano poszła. A teraz wybaczcie, aler jem śniadanie.
                          - Ania

środa, 13 sierpnia 2014

Nowy rodzaj kary w sam raz dla Jack'a.

Witajcie,
Od wczoraj (a raczej przedwczoraj wieczorem) Jack lata za Anną ze śmiechem i wrzeszczy na cały pałac:
- Śliweczko, nie uciekaj! Śliwuniu! Hej!
Po śniadaniu Anna uciekła przed nim do mojej sypialni, a gdy zaczął wołać do nas przyklejony do szyby wpuściłam go i powiedziałam groźnym tonem trzymając za rękę zapłakaną siostrę:
- Jack, masz w tej chwili przestać się z niej śmiać!
- Ja się z niej nie śmieję. - odrzekł Jack. - Tylko mówię, że wygląda jak śliwka. Śliwki są dobre...
- Jack!
- Dobrze już dobrze, przepraszam już nie będę. - i wyszedł z pokoju.
Anka usiadła na łóżku ze smutną miną.
- Muszę to jakoś zmyć. Wszyscy dziwnie się na mnie gapią.
- Nie martw się. - pogładziłam ją po fioletowych włosach. - Będzie do...
W tej chwili z pokoju obok usłyszeliśmy:
- Śliwka!!
... i śmiech Jack'a i Kristoff'a. Natychmiast weszłyśmy do pokoju, w którym jakby nigdy nic siedzieli sobie Jack i Kristoff i naśmiewali się z Ani. Z wściekłości zamroziłam podłogę. Chwyciłam Jack'a z kaptur i zawlokłam z powrotem do swojej sypialni. Anna i Kristoff poszli za nami zaciekawieni sytuacją.
- E-Elsuś, to był tylko żart... ja wcale nie... - wyjąkał Jack kiedy puściłam jego bluzę.
- Właź tu. - powiedziałam wskazując na szafę.
- C-co?
Wepchnęłam Jacka do szafy.
- Siedź tam dopóki nie zmądrzejesz. - powiedziałam.
- Ale... - z szafy dobiegł głos Jack'a.
- Żadnych ale.
Przez następne kilkanaście minut pracowałam przy biurku co chwilę słysząc z szafy jęki Jack'a:
- Oooch...już zmądrzałem, naprawdę. - powiedział po raz piąty.
- Nieprawda. - odrzekłam.
"Szafa" nie odpowiedziała. Po chwili znowu zaczęła wydawać dźwięki:
- Uooeeee....umrę. Umrę!
- Cicho siedź, usiłuję pracować.
Usłyszałam z szafy stuk ściąganego wieszaka.
- Co ty wyrabiasz? - zapytałam przerywając pracę i wpatrując się w szafę.
- Ee... nic. Myślę nad moimi haniebnymi czynami, tak jak kazałaś. - usłyszałam.
Podeszłam powoli do szafy.
- Czyżby?
- Oczywiście, śnieżynko. Czy ja bym Cię nabiera... - zaczął Jack, ale nie zdążył skończyć, bo otworzyłam szafę. Stał w niej jakby nigdy nic w mojej niebieskiej sukience.
- JACK!
Wyszczerzył do mnie zęby.
- No co? Nudziło mi się... - odrzekł owijając się lodową pelerynką.
Westchnęłam.
- Muszę przyznać, że wyglądasz naprawdę ślicznie. - zaśmiałam się.
- No wiem. - Jack przybrał zarozumiałą pozę wachlując się dłonią. - Mi we wszystkim tak pięknie.
Wybuchliśmy śmiechem.
- Wyskakuj z tej sukienki, bo mi ją rozciągniesz. - powiedziałam zabierając mu laskę. Jack przebrał się w swoje brązowe spodnie i bluzę.
- Mam nadzieję, że przemyślałeś swoje zachowanie. - uśmiechnęłam się oddając mu laskę, a zabierając sukienkę.
- Oczywiście. - Jack kiwnął głową. - Chyba muszę częściej ubierać Twoje sukienki.
Zaśmiałam się. Jack przyciągnął mnie do siebie pocałował delikatnie. Odwzajemniłam pocałunek przeczesując dłonią jego rozczochrane, białe włosy. Chyba nie potrafię się na niego gniewać.

- Elsa.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Małe nurkowanie.

Hej,
To ja Ania, wiem że dawno nie pisałam i bardzo przepraszam, ale byłam zajęta.
A teraz o balu.
Wczoraj o dwudziestej, zeszłam z Elsą na dół do sali balowej, przed drzwiami czekali Kristoff i Jack.
- Witamy, piękne panie.- powiedział Jack.
- Dziękujemy.- odparłam z uśmiechem i przytuliłam Kristoffa.
- To co idziemy?- powiedziała już troszkę zniecierpliwiona Elsa.
- Tak.- odparłam.Gdy weszliśmy do środka była już tam masa gości.
- Witam, wszystkich zgromadzonych.- powiedziała Elsa.Rozległy się oklaski i wszyscy wrócili do tańca. Jack i Elsa poszli w jakiś ciemny kąt.
- Czy mogę prosić do tańca, damę mojego serca?- Zapytał Kristoff kłaniając się.
- Och, Kristoff ty lizusie.- i zaczęliśmy tańczyć, było cudownie.Nagle odchyliłam głowę i wsadziłam głowę do wina  z czarnej pożeczki.
-  Och, nie.-  krzyknełam.
- Anuś, co ci się stało?- powiedziała Elsa idąc w moją stronę z Jack'iem trzymającym ją za rękę.
- Przypadkiem włożyłam głowę w wino.- powiedziałam płacząc.- I zepsułam twoją suknię.
- Nie przejmuj się suknią, musisz się umyć.- i poszłyśmy do jej sypialni. Ściągnełam jej suknie i poszłam się umyć.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!- zaczełam krzyczeć i biegać po pokoju Elsy.
- Ania, co się stało?!- powiedziała wystraszona Elsa.
- Jestem fioletowa.
- Jak to?- zatrzymałam się i pokazałam Elsie moje fioletowe włosy.- O nie.
- I co ja zrobię.
- Poczekaj, pójdę po Kristoffa.- po chwili Elsa wróciła z Kristoffem, za nimi do pokoju wleciał Jack.
- Ania, gdzie jesteś?
- W łazience.- po chwili wyszłam z łazienki.
- Ups.- powiedzieli równocześnie Kristoff i Jack.
- To po tym winie?- spytał Kristoff.
- Tak.- powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie płacz siostrzyczko zmyjemy to jakoś.- Elsa przytuliła mnie.
- Od dziś mówimy do ciebie Śliweczko.- zaśmiał się Jack, a  ja jeszcze bardziej zaczęłam płakać.
- JACK!- skarciła go Elsa- Nie  naśmiewaj się z niej.
- Okej, okej.- powiedział Jack, spuszczając głowę.
- Chodź Aniu, zmyjemy to jakoś.- Siedziałyśmy w łazience godzinę, próbując zmyć fiolet niestety bez efektów. Wreszcie poszłam spać z płaczem.
 - Ania

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Ciuchy, ciuchy i jeszcze raz ciuchy.

Witajcie,
Wczoraj służba biegała po całym pałacu przygotowując go do dzisiejszego balu. Wieczorem (wczoraj) było gotowe wszystko oprócz sali balowej, na którą trzeba było poświęcić najwięcej czasu. W korytarzach wisiały ozdoby i stały stoły bufetowe, a przy wejściu głównym rozwieszono ogromną, białą wstęgę z napisem: "Witamy gości". Nad wszystkim czuwali Anna i Jack. Oczywiście początkowo miałam to robić ja, ale po kilkugodzinnych kłótniach, że muszę odpocząć i kto mam mi pomóc pozwoliłam im zrobić to razem.
Dziś rano obudziła mnie Anna.
- Musimy znaleźć jakieś wystrzałowe ciuchy na ten bal. - powiedziała rozsuwając zasłony w wielkich oknach.
- Ja nie chcę się za bardzo stroić... - przyznałam. - Chyba skombinuję sobie jakąś zwykłą sukien...
- Nie ma mowy! - Anka zaczęła przegrzebywać moją szafę. - Obie musimy wyglądać super ekstra.
- Niby po co...?
- No wiesz, jak przyjedzie Roszpunka... - zaczęła siostra z uśmiechem.
- Nie przyjedzie. - odrzekłam przeczesując włosy srebrnym grzebieniem. - To bal tylko dla mieszkańców Arendelle. Powinnaś to chyba wiedzieć skoro czuwałaś nad przygotowaniami.
Ania zarumieniła się.
- No, ale... i tak musimy się wystroić. Ja dla Kristoff'a, a ty dla...
- Wstajemy śnieżynko!!! - nagle do pokoju wparował Jack. Widząc nas uśmiechnął się i powiedział opierając się o laskę:
- No hej. Co robicie?
- Szukamy sukienek na bal. - odrzekła Anna prawie wchodząc do szafy.
- Ooo... pomogę Wam. Jestem w tym naprawdę świetny. - Jack mrugnął do mnie figlarnie. Pokręciłam głową z uśmiechem i podeszłam do siostry. Wyciągnęłam z szafy moją ukochaną niebieską sukienkę i powiedziałam:
- Ja pójdę w tym.
Anka westchnęła:
- No, jak chcesz. W takim razie pożycz mi coś ładnego.
- Mam lepszy pomysł! - zawołał Jack. - No...jeśli jest możliwy.
Spojrzałyśmy na niego wyczekująco.
- Może Elsa "zrobi" Ci sukienkę?
Anka pisnęła z podnieceniem machając rękami.
- Całej nie mogę zrobić, bo na Tobie Aniu by się pewnie stopiła... - zaczęłam.
- Bez przesady, aż taka gorąca nie jest... - burknął Jack.
- ... ale mogę przyozdobić Ci jakąkolwiek inną sukienkę. - dokończyłam rzucając Jack'owi karcące spojrzenie.
- Dobrze! - ucieszyła się Anna. Wyjęła z szafy białą sukienkę z krótkim, lekko bufiastym rękawkiem.
- Jack, odwracaj się. - powiedziała rozpinając górne guziki koszuli nocnej.
Jack przewrócił oczami i odwrócił się tyłem do nas mamrocząc coś pod nosem.
Ania przebrała się w białą sukienkę. Wyglądała w niej naprawdę uroczo, choć miała troszkę za duży dekolt.
- Hmm... - zamyśliłam się przyglądając się zwykłemu wykończeniu dekoltu. Po chwili wyczarowałam na nim słodki wzór z maleńkich śnieżynek. Dzięki temu był lżej wycięty.
- Super! - Anna przytuliła mnie. Następnie dodałam identyczne wzory na końcówkach rękawków i w pasie.
- Wyglądasz ślicznie. - powiedziałam. - Ale teraz zdejmuj ją, bo ubrudzisz, do balu jeszcze masa czasu.
Po chwili Anna znowu stała przede mną w zielonej piżamce.
- Wystroiłyście się już? - zapytał Jack dalej stojąc tyłem.
Zaśmiałyśmy się.
- Tak.
Jack odwrócił się i spojrzał na nasze koszule nocne.
- Łaaał, naprawdę wyglądacie jak... nie, nie mam słów. Wasze suknie są przecudowne.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
Do balu było pięć godzin, ale wszyscy biegali po zamku z przejęciem. Jack wpadł (nie wiem jakim cudem) na kucharki niosące ogromne ciasto więc musiały je robić od nowa, a ja musiałam wyprać mu bluzę. A przynajmniej spróbować go złapać.
- Nie dam Wam znowu wyprać mojej bluzy! - krzyknął siedząc na żyrandolu w jadalni. - Potem śmierdzi proszkiem...
Razem z Anną stałyśmy na środku ogromnej sali pod żyrandolem wpatrując się ze złością w Jack'a.
- Ale masz ją całą w czekoladzie! - krzyknęłam. - Nie będziesz tak łaził, a już na pewno nie pójdziesz tak na bal.
- Spoko, Elsuś. Na bal ubiorę coś innego. - uśmiechnął się huśtając się na ogromnej, kryształowej lampie. Odeszłam z spod żyrandola ciągnąc za sobą Ankę za rękę. Nie chciałam kolejny raz zostać jego "ofiarą".
- Złaź z tego! - powiedziała Anna tupiąc nogą. - I ściągaj tą granatową szmatę!
Jack wylądował na długim stole.
- Nie obrażaj mojej bluzy. - powiedział przechadzając się po nim.
 - Jack, proszę. - powiedziałam poważnym tonem.
Jack przewrócił oczami, zdjął bluzę i rzucił ją w stronę Anny. Ona złapała ją i podała mi z uśmiechem. Jack usiadł na stole z naburmuszoną miną.
- Proszę bardzo. - burknął.
Pocałowałam go w policzek i pobiegłam z Anką do pralni.

- Elsa. 

sobota, 9 sierpnia 2014

Obietnica, to obietnica.

Witajcie,
Wczoraj musiałam wyjść do poddanych i wysłuchać ich pytań osobiście ponieważ przyszło tak dużo listów, że nie zamierzałam na wszystkie odpowiadać. Poprosiłam służącego aby wywiesił kilka ogłoszeń do tych, którzy mają pytania, aby stawili się w piątek o po szesnastej na dziedzińcu pałacowym. Przyszedł naprawdę ogromny tłum ludzi. Jack i Anna uparli się, że muszą mi pomóc. Jack szybko przyniósł na dziedziniec trzy krzesła dla nas. Ustawił je na szerokich schodkach przed mnóstwem poddanych. Usiadłam na środkowym z nich i powiedziałam głośno, aby każdy usłyszał:
- Witajcie kochani. Dziękuję za tak liczne przyjście. - "Choć tak naprawdę wcale nie jest mi ono na rękę" - pomyślałam.
Anna i Jack usiedli po moich obu stronach z lekko niepewnymi minami.
- Więc... - zaczęłam. - Przejdźmy do rzeczy. W ciągu ostatnich dni dostałam bardzo dużo listów od Was. Więc pomyślałam, że łatwiej będzie...
- Królowo! Ja mam pytanie! - wykrzyknęła jakaś nastolatka występując przed tłum.
- Ee...tak?
- Kiedy będzie następny bal?
Westchnęłam głęboko i położyłam ręce (oczywiście ubrane w rękawiczki) na oparciach krzesła.
- Kochani... - powiedziałam. - Dostałam chyba milion listów z takim pytaniem i...
- To chyba znaczy, że nas to interesuje! - burknął jakiś staruszek - I oczekujemy odpowiedzi.
- Proszę odzywać się z szacunkiem do królowej! - wybuchnął Jack.
Uśmiechnęłam się do niego. Staruszek prychnął pogardliwie:
- A ty, młodzieniaszku kim w ogóle jesteś żeby nam rozkazywać?
Anna wstała mówiąc podniesionym tonem:
- Tak się składa, że to twój prawiekró...
Szybko uciszyłam ją gestem. Usiadła z wściekłością wpatrując się w mężczyznę.
- Pomyślałam, że jeśli tak bardzo chcecie abym urządziła bal... - zaczęłam chcąc załagodzić sytuację. - ...urządzę go.
Wybuchły oklaski i wiwaty.
- A kiedy? - zawołało kilka osób z tłumu.
- W poniedziałek. Bal zacznie się koło dwudziestej. - odrzekłam.
Znów wybuchła wrzawa.
- Proszę o ciszę... - powiedziałam, ale nikt nie myślał o posłuchaniu mnie. Wszyscy skakali i krzyczeli z radości.
- Królowa coś powiedziała!! - krzyknęła Anna. Poddani umilkli wpatrując się w nią.
- Ee... - wyjąkałam. - Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania?
- A będę mógł zatańczyć z księżniczką? - zawołał jakiś młody brunet z pierwszego rzędu zebranych. Anna zarumieniła się. W tłumie odezwały się ciche gwizdy.
- To już zależy od niej. - uśmiechnęłam się.
- To ja zatańczę z królową! - do przodu przepchnęła się jakaś dziewczyna.
- Eee... są jeszcze jakieś pytania? - zapytałam szybko.
Zaległa cisza. Wspaniale - czyli wszystkie listy były z zapytaniem o bal.
- W takim razie dziękuję za spotkanie i żegnam. - powiedziałam i weszłam do zamku. Chwilę potem weszła Anna, a za nią Jack taszcząc trzy krzesła. Postawił je pod ścianą i uśmiechnął się do nas.
- Naprawdę chcesz zrobić bal? - zapytał.
- Obietnica, to obetnica. - odrzekłam. - Ale tym razem trzymaj się z daleka od mojej sukienki.
Anna wybuchła śmiechem. Jack lekko posmutniał.
- Nie rozpruję Ci jej. - powiedział. - Teraz już wiem, to co chciałem wiedzieć.
- Co chciałeś wiedzieć?! - Anka wybałuszyła oczy.
Oboje zaśmialiśmy się i wróciliśmy do sypialni.

- Elsa. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Wśród ukochanych osób praca idzie lepiej...miejmy nadzieję.

Witajcie,
Dziś obudziłam się o świcie, bo wiedziałam, że przez wczorajsze wyjście z siostrą dzisiaj będę miała mnóstwo pracy. Nie ubierałam się, nałożyłam tylko szlafrok i usiadłam przy biurku. Miałam przed sobą sterty listów od poddanych, na które musiałam odpowiedzieć bez żadnego wyjątku. Westchnęłam i zabrałam się do pracy. Pierwszy list przysłał jakiś mężczyzna z prośbą o mianowanie go księciem. Przewróciłam oczami. Czego Ci ludzie nie wymyślą? Nie mogę od tak mianować kogoś księciem, myślałam, że to jasne. Musiałby naprawdę pochodzić z rodziny królewskiej. Odpisałam mu krótko, że niestety nie ma takiej możliwości. Kilkanaście następnych listów było z zapytaniem o kolejny bal. Na wszystkie odpowiedziałam jednakowo: "W najbliższym czasie nie przewidujemy balów. Podpisano: Królowa Elsa." Już miałam sięgnąć po następny list kiedy ktoś zaczął pukać, a raczej walić w drzwi mojej komnaty.
- Po-suń się! - usłyszałam zza drzwi.
- To ty się posuń! Chcę obudzić Elsę, a ty...
- To ja chcę ją obudzić! Zjeżdżaj!
Otworzyłam drzwi. Pod moimi nogami wylądowali Jack i Anna. Położyłam ręce na biodrach.
- Czemu drzecie się pod moją sypialnią?
Anna szybko wstała i otrzepała sukienkę.
- Nie śpisz już, siostrzyczko złota?
Uniosłam brwi ze zdziwienia. Jack szybko podniósł się z ziemi i wypalił:
- Chciałem Cię obudzić, Śnieżynko, a Anna mi przeszkadza.
- Nie prawda!  - krzyknęła Ania. - To on nie chciał mnie dopuścić do drzwi!
- Nie kłam! Byłem tu pierwszy!
- Akurat!
- Możecie się oboje uciszyć?! - krzyknęłam i wciągnęłam ich do środka.
Stanęli pod ścianą wpatrując się w podłogę.
- Mam naprawdę dużo pracy. - powiedziałam. - I proszę Was, żebyście mi nie przeszkadza...
- Pomogę Ci! - zawołała Anna i pokazała język Jack'owi.
- Nie, to ja Ci pomogę!
Wzięłam głęboki oddech, aby nie zamrozić podłogi.
- Nikt nie musi mi pomagać. Potrzebuję spokoju i ciszy.
I usiadłam z powrotem przy biurku. Miałam nadzieję, że zrozumieją i zostawią mnie samą. Oni jednak pochylili się nade mną z obu stron.
- Co to? - zapytała Anka.
- Listy.
- Pomogę... - powiedział Jack i zaczął przeglądać listy. Anna od razu zrobiła to samo. "Tak łatwo się ich nie pozbędę..." - pomyślałam.
- Na listy musi odpowiadać królowa. - powiedziałam zabierając od nich koperty. - Nie macie jak mi pomóc.
Anna podrapała się po głowie.
- W takim razie, ja przynajmniej przypilnuję żebyś nie musiała tu siedzieć tu sama. - powiedziała po chwili i usiadła na łóżku. Jack uniósł się przy biurku w powietrze, jakby siedział na niewidzialnym krześle.
- Ja też. - powiedział.
- No dobrze, tylko bądźcie cicho. - powiedziałam. Oboje położyli palce na ustach jak przedszkolaki. Uśmiechnęłam się i wróciłam do pracy.

- Elsa.

środa, 6 sierpnia 2014

Nieco nieudany siostrzany wypad.

Witajcie,
Dziś obudziła mnie Anka śpiewając mi nad głową.
- Anuś, coś się stało? - wymamrotałam siadając na łóżku i przecierając oczy.
Anna stanęła na przeciwko mnie, położyła ręce na biodrach i powiedziała oskarżycielskim tonem:
- Nic! Nic się nie stało. Nic a nic!
Uniosłam brwi ze zdziwienia. Czyżbym nieświadomie zrobiła coś co mogło ją urazić?
- Nie rozumiem. Czemu jesteś na mnie zła?
Usiadła obok z obrażoną miną.
- Chodzi o to, że z Jack'iem spędzasz praktycznie całe dnie. No i czywiście noce. - powiedziała.
Wstałam i zaczęłam się ubierać.
- No, wiesz jesteśmy parą. Chyba możemy trochę... - zaczęłam zapinając białą sukienkę.
- Ale nie bez przerwy! - Anna wybuchła płaczem.
Szybko przytuliłam ją do siebie i powiedziałam głaszcząc ją po włosach:
- Przecież ostatnio wszyscy świetnie się bawiliśmy.
- No, ale... - siostra pociągnęła nosem. - Ja chcę t-tak sa-same.
Podałam jej chusteczkę. Rozumiem, że młodsza siostra mnie potrzebuje i nie mogę jej odmówić, ale tak naprawdę musiałam wysłać kilka listów i zająć się obowiązkami królowej.
- Aniu, nie mam dzisiaj niestety cza...
- Pro-oooo-szę! - Anna wtuliła się we mnie mocno.
Przewróciłam oczami.
- No dobrze, tylko już nie płacz. - powiedziałam. Ania natychmiast podskoczyła ze szczęścia i zaczęła tańczyć po całym pokoju gadając jak najęta:
- Możemy iść do lasu, bo tam widziałam ostatnio baardzo ładne kwiatki i można by je pozbierać i zrobić mnóstwo bukietów i ustawić w jadalni w wazonach na stole. Chociaż masz białą sukienkę, więc się ubrudzisz...to nic! Możemy iść do miasta, na targ! Może znajdziemy jakieś fajne rzeczy, a może kogoś poznamy! A potem...wiem! Potem koniecznie musimy iść do portu, tam jest tak ładnie! No i oczywiście musimy zajrzeć do naszego domku na drzewie! O ile tam też się nie ubrudzisz, ale co tam...-
Zdążyłam w trakcie jej przemowy ubrać się do końca, uczesać i przygotować do wyjścia. Szturchnęłam lekko siostrę w ramię, żeby dać jej do zrozumienia, że jestem gotowa. Przestała gadać i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Ale ja mam śliczną siostrę. - przytuliła mnie znowu.
- Dobrze, może już chodźmy. Tylko muszę powiedzieć Jack'owi, że idę... - zaczęłam, ale Anna przerwała mi:
- Daj spokój! Co ten Jack twoja mama? Nie musisz mu wszystkiego mówić. Postaraj się zapomnieć o nim choćby na jeden dzień, okej?
Westchnęłam i pokiwałam głową. Nie chciałam po prostu, żeby Jack się o nas martwił, ale skoro moja młodsza siostra wie lepiej...
Wyszłyśmy na dziedziniec. Słońce świeciło bardzo mocno więc bardzo chętnie zdjęłabym rękawiczki.
- Zdejmij. - powiedziała Anka jakby czytając mi w myślach.
- Nie chcę ryzykować. - odrzekłam.
Siostra przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. W końcu doszłyśmy pod wielkie drzewo, na którym Anna zbudowała jakiś czas temu domek na drzewie. Szczerze nie chciałam tam wchodzić, bo z okna widać Lodowy Wierch, który przywołuje we mnie dawne, mroczne wspomnienia. Jednak nie chciałam ranić Ani. Jakimś cudem udało mi się wdrapać na górę, choć niestety nie obyło się bez rozdarcia sukienki w kilku miejscach. "Świetnie." - pomyślałam. - "Jeszcze trochę rozdartych sukienek i będę chodzić goła."
- Przyjemnie tu, nie? - zapytała Anna pokazując, abym usiadła obok niej na drewnianej podłodze.
- Tak... - odrzekłam wykonując jej prośbę. - Bardzo spokojnie...
- Hmm...myślę, że aż za spokojnie. - powiedziała Anka, wstała i zaśpiewała głośno:
- Pierwszy raz jak sięga paaaamięęęęć!!!
- Anuś! - jęknęłam zakrywając jej usta. - Już i tak boli mnie głowa.
Anna usiadła z powrotem.
- Naprawdę? Czemu nic nie mówiłaś?
- Oj, nie ważne. Po prostu kiedy jej bardzo wysoka temperatura trochę źle się czuję. - odrzekłam wstając. - Może jednak wejdziemy do zamku?
Ania posmutniała.
- Nie, proszę nie wracamy jeszcze. - powiedziała łapiąc mnie za rękę. - Chodźmy do lasu, tam jest dużo cienia.
Zeszłyśmy z drzewa i pokierowałyśmy się w stronę lasu. Kiedy weszłyśmy trochę w głąb, siostra zawołała:
- Hej, popatrz Elsuś! Jakie śliczne niebieskie kwiatki!
Zerwała spod drzewa dużego, niebieskiego kwiatka i wplotła mi go we włosy z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech wplatając jej w jednego z rudych warkoczyków innego, różowego kwiatka.
- Choć, nazbieramy trochę do pałacu! - powiedziała Anna. Zaczęłyśmy zbierać bukiety najróżniejszych kwiatów jakie znalazłyśmy pod wielkimi paprociami i drzewami.
- A-psik!
- Na zdrowie. - zaśmiałam się. - Masz alergię?
- Chyba nie. - odrzekła Anka zrywając dwa żółte kwiatki.
Nagle poczułam od tyłu zimny powiew.
- Jack!
Odwróciłam się szybko. Za mną nikogo nie było. Spojrzałam na Annę. Stała z naburmuszoną miną.
- Siedzi na drzewie. - powiedziała oschłym tonem.
Uniosłam głowę do góry górę. Dokładnie nade mną siedział sobie jakby nigdy nic na gałęzi Jack z laską w ręku.
- Co ty tu robisz? - zapytała Ania. - Śledzisz nas?
- Nie. Martwiłem się, bo nie było Was w zamku i postanowiłem Was poszukać. - powiedział Jack zlatując na ziemię. - I znalazłem - w krzakach. - dodał ze śmiechem. - Co tu robicie?
- Nie Twoja sprawa. - powiedziała Anna buntowniczym tonem.
- Hej, co jej jest? - zapytał mnie Jack ze zdziwieniem.
- Miałyśmy gdzieś pójść same. - odrzekłam. Jack zarumienił się.
- Ach. Przeszkadzam Wam. - wymamrotał smutnym głosem.
Już miał odlecieć, ale łapałam go za rękę.
- Poczekaj. Ja  i tak już chciałam iść. Pójdziemy razem.
- Hej! - Annie oczy lśniły od łez.
Podbiegłam do niej i przytuliłam ją mocno.
- Choć, Aniu. I tak robi się już ciemno. - powiedziałam. I tak w trójkę wróciliśmy do pałacu. Anna zabrała ode mnie kwiaty i powiedziała:
- Idę je wstawić do wazonów. Pa.
Rzuciła Jack'owi wściekłe spojrzenie i odeszła.

- Elsa. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Bitwa na poduchy!

Witajcie,
Dziś otrzymaliśmy kolejny list od Roszpunki. Tym razem jego treść brzmiała następująco:


Kuzynko,
Służący poinformowali mnie o tragicznej śmierci Jack'a. Oczywiście Wam nie wierzę. Mój miś z pewnością od razu wybrałby mnie. Ale widzę, że jeśli już wymyśliliście coś tak idiotycznego naprawdę macie jakieś swoje dziwne powody, aby zabraniać Jack'owi do mnie przyjechać. Tak więc na razie dam Wam spokój. Może trochę zmądrzejecie. Odwiedzę jednak swojego Kwiatuszka przy najbliższej okazji. Nie myśl, że pozwolę Ci się do niego zbliżyć. Trzymaj swoje przeklęte łapska z daleka od niego. A teraz Kochanie, jeśli to czytasz wiedz, że tęsknię tak samo jak ty. Gdyby tylko ta wiedźma się do Ciebie dobierała - pisz mi od razu. Całuski <3 <3 <3
A dla ciebie królowo jak najgorsze życzenia,

                                                                                                       Roszpunka <3

- No ja nie mogę, jak ona może Cię tak obrażać?! - oburzyła się Anna, która przybiegła przeczytać list razem z nami.
- Najważniejsze, że się odczepi. - powiedziałam zwijając list.
- Ale nie uwierzyła...musimy mieć następnym razem lepsze pomysły. - zaśmiał się Jack i przytulił nas.
Anna wstała, wykręciła pirueta i krzyknęła na cały zamek:
- Hurraaaaa! Wreszcie mamy spokój z Roszpuuuuuuunką!!
Szybko położyłam jej palec na ustach.
- Anuś, cicho proszę. Ludzie się będą martwić co się dzieje z ich księżniczką.
Jack parsknął śmiechem.
- Dobra, Anka teraz spadaj, chcemy jakoś uczcić zwycięstwo. - powiedział wyszczerzając do mnie zęby.
Anna położyła ręce na biodrach.
- Chyba ja też powinnam je uczcić!
- Ale... - zaczął Jack, ale przerwałam mu.
- Masz rację. Wszystkim należy się...nagroda. - powiedziałam chwytając siostrę za rękę.
Jack spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Ania złapała leżącą w rogu poduszkę i rzuciła nią w Jack'a.
- Bitwa na poduchy!!! - wrzasnęła.
I zaczęliśmy bawić się jak dzieci. Biegaliśmy po całej komnacie obrzucając się poduszkami i wrzeszcząc na cały pałac. Po pięciu minutach cały pokój był w puchu. Nagle drzwi otworzył Kristoff.
- Co wy tu...? - zaczął, ale nie zdążył skończyć, bo oberwał wielką, niebieską poduszką. - Dostaniesz za to! - dodał ze śmiechem obrzucając Jack'a puchem. Po godzinie zabawy wszyscy leżeliśmy wykończeni na łóżku. Na szczęście było tak ogromne, że się zmieściliśmy.
- Ale było fajnie... - westchnęła Ania przytulając się do Kristoff'a.
- Taaak... - ziewnął Jack. Po chwili dodał z uśmiechem: - Może zagramy w butel...
- NIE! - krzyknęłam zgodnie z siostrą.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. I tak śmialiśmy się przy różnych miłych zajęciach do późnej nocy.

- Elsa.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Zabił się dziś w nocy.

Witajcie,
Po przeczytaniu listów od Roszpunki wpadłam w lekką depresję. Oczywiście Jack i Anna (której wszystko opowiedziałam) zapewniają mnie, że z pewnością coś wymyślimy. Ale co? Mamy czas do piętnastej. Inaczej na zawsze stracę Jack'a. Co robić, co robić? To pytanie dręczy mnie od wczoraj.
- Może... - zaczęła Anna po raz piąty. Siedzieliśmy w jadalni przy stole. - ...kurcze, no nie wiem! Po prostu powiedzieć, że nie pozwalasz! No i, że Jack wcale nie chce tam jechać!!
- Nie możemy tak powiedzieć. Będę miała problemy z matką Roszpunki i nią samą. Nie mogę narażać poddanych. - odrzekłam.
Jack przetarł oczy ze zmęczenia. Następnie oparł głowę na rękach i powiedział:
- Nie ma innego wyjścia. Muszę się zabić.
- Jack! - trzepnęłam go po głowie. - Opanuj się, mówimy o możliwych rzeczach.
- Mogę się zabić. Skoczę z dywanu, albo potnę się mydłem.
- Hej... ale to nie jest zły pomysł! - zakrzyknęła Anna.
- Co?! - krzyknęłam odsuwając dłonie od stołu, żeby go nie zamrozić.
Anna uśmiechnęła się chytrze.
- Nie musisz się na prawdę zabijać. - szepnęła pochylając się nad stołem. - Ważne, żeby Roszpunka tak myślała.
Jack podrapał się po głowie. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym: "To jest bardzo zły pomysł", ale on tylko uśmiechnął się i powiedział:
- Wchodzę w to.
Stół pokrył się szronem.
- Zwariowaliście?!
Pokręcili zgodnie głowami.
- I co, potem nagle Jack zmartwychwstanie?
- Jak to? - zdziwiła się siostra.
- No pomyśl. - powiedziałam. - Jakby naprawdę coś mu się stało zrobiłabym zapewne żałobę narodową, rozkazałabym wszystkim ubierać się na czarno, zakazałabym się uśmiechać, sama pewnie bym się zabiła...
- Naprawdę? - wyszeptał Jack, ale ja ciągnęłam dalej:
- ...a przede wszystkim taka informacja dotarłaby do WSZYSTKICH. Każdego pobliskiego królestwa, Strażników, jakichkolwiek osad i nie wiem jeszcze czego...
- Ojtam, ojtam. - ucięła Anna. - powiemy to tylko tym, którzy przyjadą po Jack'a.
Ukryłam twarz w dłoniach. "Oni są szurnięci" - pomyślałam.
- Okej! Czyli ustalone! - zawołał Jack.
- Dobra, trzeba wymyślić czemu Jack się zabił. - powiedziała Anna z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie.
- Po prostu pomyślałem, że ma mieszkać z taką... - zaczął Jack, ale spojrzałam na niego groźnie. - Może... nie wiedziałem czy wybrać Elsę czy Roszpunkę i się zabiłem. Koniec.
- Super! - Anna wstała. - Ukryjemy cię u mnie w pokoju, tam jakby co nie będą szukać. Możesz się zamknąć w szafie czy coś takiego. A ty Elsa, znajdź sobie jakąś czarną sukienkę i poćwicz co masz powiedzieć tym facetom jak przyjadą. O 14:40 widzimy się u mnie w pokoju.
I pobiegła na górę. Jack pocałował mnie w policzek, szepnął:
- Będzie dobrze.
...i także odszedł. Powoli wstałam i nie wierząc w to co za dwie godziny mam zrobić poszłam do sypialni. Drżącymi rękoma otworzyłam szafę i po chwili znalazłam jedyną czarną sukienkę. Była bardzo długa - taka, że po ubraniu ciągnęła się z tyłu. Przeszukałam całą komnatę w poszukiwaniu jakichkolwiek czarnych rękawiczek, ale na próżno. Nie mogę iść bez rękawiczek, na pewno źle się to skończy tym bardziej jeśli mam udawać, że Jack umarł. W tej chwili do komaty wpadła Anna.
- Myślisz, że ja też mam się ubrać na czarno? - zapytała podchodząc do mnie.
- To zależy, czy ci faceci mają Cię widzieć. - odrzekłam siłując się z zapięciem bocznego zamka sukienki. - Lepiej się przebierz, na wszelki wypadek.
Siostra podeszła do mnie i pomogła mi zapiąć sukienkę. Następnie przejechała dłonią po koronkowym,  czarnym dekolcie.
- Ale ładne... - wyszeptała z zachwytem jakby nigdy nie widziała koronki.
- Zabieraj łapy. - zaśmiałam się. Anna szybko odsunęła ręce oblewając się różowym rumieńcem.- Musisz mi pomóc znaleźć rękawiczki. Bez nich nigdzie nie pójdę. - dodałam czochrając jej włosy na znak, że się nie gniewam.
Ania złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojej sypialni.
- Ja raczej nie mam rękawiczek. - powiedziała przegrzebując szafki. - Ale poszukajmy.
Po pięciu minutach Anka wyczołgała się spod łóżka i zawołała z czarnymi, długimi rękawiczkami w ręce:
- Mam!
Ubrałam rękawiczki. Siostra obejrzała mnie od każdej strony i stwierdziła:
- Wyglądasz ślicznie. Tylko musisz jeszcze zrobić coś żeby wyglądać jakbyś płakała przez ostatnie kilkanaście godzin.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo pociągnęła mnie na różowe krzesło przy toaletce.
- Ee...Aniu, myślę, że mogę sama zrobić sobie makijaż... - powiedziałam, ale Anna nic nie odpowiadając sięgnęła po kredkę do oczu.
Po kilkunastu minutach powiedziała, że jestem gotowa. Oczywiście uparła się także żeby zrobić mi fryzurę. Spojrzałam w lustro z lekką obawą tego co zobaczę na swojej twarzy. Ku mojemu zdziwieniu miałam ładnie podkreślone oczy, a nad policzkami lekko rozmazany tusz do rzęs. Wyglądałam faktycznie jakbym płakała. Włosy siostra upięła mi w identyczną fryzurę jaką miałam na koronacji, tylko zamiast niebieskiej wstążki wplotła mi we włosy czarną. Ogólnie wcale nie wyglądałam tak źle.
- Jej... - westchnęłam. - Gdzie się nauczyłaś tak ładnie...
Anna machnęła skromnie ręką.
- Teraz ty mi musisz pomóc. - powiedziała.
Po upływie pół godziny obie wyglądałyśmy jak świeżo po pogrzebie. Anna miała podobną sukienkę tylko nieco krótszą i bez koronki na dekolcie. Oczy pomalowałam jej podobnie, a włosy ułożyłam w warkocz. Było piętnaście po czternastej. Postanowiłyśmy, że obie będziemy w holu czekać na służących z Corony. Może razem łatwiej nam to pójdzie.
- Według mnie wyglądamy po prostu czadowo. - powiedziała Anna przyglądając się naszym odbiciom w lustrze.
- Masz rację. - odpowiedziałam poprawiając rękawiczki. - Ale musimy tak samo czadowo udawać, że Jack umarł.
Anna wybuchła śmiechem.
- Nie, no nie mogę. - powiedziała siadając na łóżku. - Skończy się na tym, że to my umrzemy. Ale ze śmiechu!
- Aniu. - usiadłam obok niej. - Musimy być poważne, a właściwie smutne i to bardzo. Musimy się opanować. - sama ledwo powstrzymałam uśmiech widząc w wyobraźni jak mówimy jakimś facetom, że Jack umarł.
- Wiesz, że nie umiem kłamać. - Anna położyła dłoń na mojej dłoni ubranej w czarną rękawiczkę. - To się źle skończy.
- Mam nadzieję, że nie. - uśmiechnęłam się do siostry. Anka wtuliła się we mnie zamykając oczy z uśmiechem.
Nagle do pokoju wpadł Jack. Zatrzymał się w drzwiach i omiótł nas wzrokiem.
- Łał.... - westchnął. - Wyglądacie jakbyście wróciły z pogrzebu.
- Chyba o to chodzi, nie? - powiedziała Anna wypuszczając mnie z uścisku. - Miałeś przyjść później.
- A co, przeszkodziłem Wam w czymś? - uśmiechnął się Jack.
Ania chciała coś powiedzieć, ale wyprzedziłam ją:
- Dobra, koniec żartów. Za chwilę po Ciebie przyjadą Jack. Musimy być gotowe. Nawet nie wiemy co im powiedzieć.
- Jak to nie? - zdziwił się Jack. - "Jack umarł." Proste.
Anna zaśmiała się sztucznie.
- Haha, bardzo śmieszne, mądralo.
Jack wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
- Najlepiej będzie improwizować. - powiedziała Anka. - Jack może idź już do tej szafy, co?
- Kobieto, wyluzuj! Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut jak nie więcej! - odrzekł Jack.
- Anna ma rację. - powiedziałam wstając. - Nie wiemy kiedy dokładnie przyjadą. Mogą się zjawić wcześniej.
Jack pokiwał głową ze smutną miną.
- Tak więc żegnajcie. - powiedział i wszedł do szafy.
Siostra chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do drzwi. 
- Lepiej już chodźmy. - powiedziała.
Wyszłyśmy na korytarz.
- To będzie...szalone. - powiedziałam.
- Uwielbiam szaleć. - zaśmiała się Anna.
Zeszłyśmy po schodach i po kilku minutach stanęłyśmy w holu.
- A jak to się nie uda? - szepnęłam denerwując się coraz bardziej.
- Uda się, zobaczysz. - odrzekła siostra.
Stałyśmy tak przez jakiś czas, aż w końcu ktoś zapukał w ogromne, drewniane wrota. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam je. Anna stanęła troszkę dalej i spuściła głowę przybierając smutną minę.
Do środka weszło dwóch służących z Corony. Mieli fioletowe stroje z oficjalnym logiem swojej ojczyzny.
- Wasza Wysokość. - ukłonili się. - Przybyliśmy po Jacksona Overlanda Frosta.
Westchnęłam. Mężczyźni zmierzyli zdziwionym wzrokiem mój strój, a także Annę stojącą za mną.
- Panowie... cóż. To dość skomplikowane. Jack...on...
Jeden z służących zbliżył się nieco.
- Wasza Wysokość? Czy coś się stało?
Ukryłam twarz w dłoniach udając, że wybuchłam płaczem. Tak naprawdę z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Z tyłu usłyszałam jak Anna zaczęła kaszleć, żeby ukryć śmiech.
Mężczyźni spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Jeden z nich położył mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie Wasza Wysokość. Chcieliśmy tylko zabrać...
- Przykro mi. Ale nigdzie nie zabierzecie Jack'a. - powiedziałam jak najsmutniejszym tonem.
- Jak to? - odezwał się groźnie drugi służący.
- Jack'a nie ma już z nami. - powiedziałam i znów ukryłam twarz w dłoniach. Bogu dzięki, że znalazłyśmy rękawiczki.
Poczułam jak Anna staje obok mnie.
- Jackson Frost zabił się dziś w nocy. - powiedziała.
- Co?! - mężczyźni jednocześnie odsunęli się od nas z zaskoczenia. - Dlaczego?!
- Wie to tylko królowa. - powiedziała Anna kładąc mi rękę na ramieniu. - Ale nie wiem czy może panom powiedzieć.
Pokręciłam głową.
- Musimy to wiedzieć! - krzyknął jeden służący. - Jej Wysokość Roszpunka na pewno będzie chciała...
 - Jack spotykał się i ze mną i z Roszpunką. - powiedziałam. - Kiedy otrzymał od niej list nie wiedział co zrobić. Nie chciał zostawić, ani wybrać żadnej z nas. Nie wybrał więc ani jednej. Skocz... - "Przecież on umie latać!". - Powiesił się.
Mężczyźni wymienili przerażone spojrzenia. "Kupili to!" - dała mi do zrozumienia Anna ściskając moją dłoń.
- W takim razie... - zaczął jeden z nich. - Przekażemy to księżniczce.
- Dziękuję. - odrzekłam.
Mężczyźni odeszli zamykając za sobą drzwi. Pobiegłyśmy do pokoju Anny śpiewając z radości. Wypuściłyśmy Jack'a z szafy.
- Kupili to! Kupili to! - wyśpiewała Anna tańcząc dookoła nas.
Rzuciłam się Jack'owi w objęcia.
- Mamy to z głowy!
Odwzajemnił uścisk, ale po chwili powiedział niepewnym tonem:
- Zobaczymy co na to Roszpunka.


- Elsa. 

niedziela, 3 sierpnia 2014

Powrót w wielkim stylu...

Laska!
Jak wiecie Roszpunka wyjechała wczoraj. Jednak to nie był koniec problemów z nią związanych...
Dzisiaj rano do sypialni Elsy (w której razem spaliśmy) wparowała trójka służących z wielką paczką i dwoma listami.
- Ta oto poczta przybywa z królestwa Corony od księżniczki Roszpunki; jedynej córki pary królewskiej i prawowitej następczyni tronu. - powiedział jeden z nich, niezbyt szczupły brunet o idealnie okrągłej twarzy. Z tego co wiem n imię mu Philip. - Jeden list jest dla Waszej Wysokości, a drógi razem z paczką dla pana Jacksona Overlanda Frosta. Mamy mu ją dać, czy Wasza Miłość woli ją dostarczyć osobiście?
- Dostarczę osobiście, dziękuję bardzo. - wymamrotała ledwo przytomna Elsa - A teraz proszę o chwilę prywatności.
Dwóch chuderlawych służących położyło paczkę w kącie. Już mieli wychodzić, gdy nagle chudzielce chwyciły mnie pod ramię i próbowały wypchnąć mnie z sypialni. Próbowałem się wyrwać i w tej samej chwili Philip odrzekł:
- Nie słyszałeś? Królowa chce zostać sama.
Do akcji szybko wkroczyła Elsa.
- Puście go. - powiedziała szybko. - Niech zostanie.
Po tych słowach zostałem uwolniony. Philip wymamrotał "proszę wybaczyć",służący ukłonili się i szybkim krokiem popędzili do wyjścia. Elsa uśmiechnęła się do mnie.
- Służący. - zaczęła. - są bardzo pomocni, ale czasem denerwują. To już druga pobudka od nich.
Przytuliłem ją.
- Wybacz im, chcieli dobrze. - pocałowałem ją w czoło. - No cóż, czas przeczytać listy i otworzyć paczkę. - przysunąłem wielkie pudło do łóżka, na którym siedzieliśmy - Ty czytaj pierwsza.
Sięgnęła po list.

"(Nie)Droga królowo! Nadal cię nie lubię i nie piszę tego listu jako przyjaciółką. Jest to raczej dostarczenie informacji. Otóż od dziś mój kochaniutki misiaczek Jack'uś nie będzie już stanowić problemów w twoim królestwie. Lepiej się z nim szybko pożegnaj i nie próbuj odzywać. To już wszystko. - Roszpunka"

Popatrzyliśmy na siebie. O co chodzi? Zacząłem czytać swój list.

"Mój słodziutki misiaczku! Wiem, że wyjechałam, ale po godzinie uświadomiłam sobie jak bardzo mi cię brakuje kwatuszku. Wydałam więc pewien rozkaz. Jutro o 15.00 dwóch służących z mojego królestwa przyjedzie po ciebie. TAK WŁAŚNIE!!!!!!! Zamieszkasz ze mną w Coronie!!!!!! Cieszysz się pysiaczku?!?!?!?!?!?! Jestem pewna, że tak!!!!!!!!! Przysłałam ci trochę rzeczy. Do zobaczenia kaczuszko!!! - Twoja Puncia <3<3<3 :*:*:*"

Otworzyłem paczkę. Była tam głównie fioletowa bielizna z logiem Corony i kilka fioletowych T-shirtów (oczywiście z logiem Corony).
- Co my teraz zrobimy? - spytała Elsa wtulając się w moją gołą klatę.
-Coś wymyślimy. Na pewno. - powiedziałem i pocałowałem ją w usta.

-Jack

PS Przepraszam za problemy z czcionką. Mam nadzieję, że to nie stanowi wielkiego problemu :-) /Jack

sobota, 2 sierpnia 2014

Będziemy bardzo tęsknić.

Witajcie,
Dziś w nocy obudził mnie Jack.
- Co się...stało? - wymamrotałam nie podnosząc się z łóżka.
- Roszpunka. - odrzekł Jack jak małe dziecko, któremu przyśnił się zły sen.
Usiadłam i przetarłam oczy. Jack był w samych spodenkach. Przykro mi, ale kiedy jesteś blisko w takim stanie nie potrafię racjonalnie myśleć - pomyślałam. Mimo swoich myśli odrzekłam wstając powoli:
- Spokojnie, na pewno coś wymyślimy. Muszę się najpierw ubrać, nie będę...
- Wcale nie musisz... - powiedział Jack przyglądając się mojej krótkiej, satynowej koszuli nocnej.
Uśmiechnęłam się do niego i nałożyłam wyłącznie szlafrok i mięciutkie, puchate kapcie. Następnie Jack zapalił dwie świece i wyszliśmy na korytarz.
- Gdzie ona jest? - zapytałam szeptem.
- Dobijała się do mojej sypialni więc uciekłem oknem. Teraz może się czaić wszędzie.
Przeszliśmy kawałek korytarzem w stronę pokoju Jack'a.
- Musimy wymyślić coś, żeby w końcu się ode mnie odczepiła. - powiedział Jack. - Na balu niby już miała się odczepić, a jak sama widzisz...
- Tak wiem. - ucięłam. Nie miałam żadnego pomysłu jak wybić Roszpunce z głowy Jack'a. Dotarliśmy pod drzwi jego sypialni. Roszpunki nigdzie nie było.
- Spójrz! - zawołał Jack sięgając po karteczkę zostawioną pod drzwiami.

Jack - mój ty słodziutki aniołeczku, mój koteczku i misiu,
Bardzo Cię kocham, nawet nie wiesz jak. Ty mnie oczywiście też więc nasza miłość jest największa na świecie. Stęskniłam się jednak na mamą i postanowiłam wyjechać. Myślę jednak, że przy najbliższej okazji znów Cię odwiedzę. A na razie musimy niestety pozwolić miłości przepływać przez papier - to znaczy (bo pewnie słodziaku nie rozumiesz) będę Ci wysyłała mnóóóóstwo listów. Będę bardzo, bardzo tęsknić. Trzymaj się z dala od tej wiedźmy!
Buziaczki i całuski
                                                                                          Twój Kwiatuszek.

Jack przeczytał list na głos. Słuchałam go w ciszy, ale w głębi serca czułam się okropnie. To było takie...
- Hurra! - ucieszył się Jack i pocałował mnie. - Wyjechała! Mamy ją z głowy!
- Będzie przysyłać miliony listów, a w końcu i tak przyjedzie. - odrzekłam.
- Oj, nie przejmuj się Śnieżynko. - Jack chwycił mnie za rękę i wróciliśmy do mojej sypialni. I tam zostaliśmy do rana.

- Elsa. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Jeszcze jedna szansa.

Witajcie,
Wczoraj całą resztę dnia i pół nocy przepłakałam wtulona w Annę.
- On na pewno nie mógł nic zrobić. - powiedziała po raz piąty około jedenastej w nocy. Siedziałyśmy na łóżku w mojej sypialni. - Wiesz dobrze, że zrobiła to z zaskoczenia.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Rozejrzałam się po zaśnieżonym pokoju.
- Ale... - pociągnęłam nosem. - On... wyglądał tak...
- Elsa, najlepiej jak z nim pogadasz. Inaczej możesz sobie myśleć różne rzeczy. - powiedziała siostra podając mi kolejną chusteczkę.
- Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. A już na pewno sama do niego nie pójdę.
Ania podrapała się po głowie.
- Hmm....w sumie masz rację. To on powinien od razu przylecieć tu i przepraszać Cię na kolanach.
 W tym momencie do komnaty bez pukania wszedł Kristoff. Kiedy zobaczył pokój cały w śniegu i mnie całą w chusteczkach zatrzymał się i wybałuszył oczy.
- Co wy robicie? - zapytał.
- Odczep się. - powiedziała Anna przytulając mnie mocniej.
Kristoff usiadł obok nas na łóżku i powiedział:
- Nie przejmuj się, Elsa. To pewnie tylko takie chwilowe...
Nagle z dworu dobiegł nas głos Roszpunki. Wszyscy szybko wyszliśmy na balkon. Dokładnie pod moim balkonem, na trawie jakby nigdy nic leżeli sobie Jack i Roszpunka.
- O popatrz! - zawołała kuzynka wskazując na niebo. - Tamta tak ładnie świeci!
Poczułam, że zamrażam balustradę.
- Taak... - odrzekł Jack. - A tamte ułożyły się w śnieżynkę.
Roszpunka spojrzała na niego ze złością.
- Śnieżynkę?!
- Tak, moją jedyną, ukochaną śnieżynkę. - powiedział Jack. Po chwili wstał i dodał:
- Wybacz mi, ale muszę iść.
I odleciał od Roszpunki w stronę wejścia do zamku.
- Słyszałaś to? - uśmiechnęła się do mnie Anna.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam na łóżko. Kristoff chwycił Ankę za rękę. W tamtej chwili pomyślałam, że wyglądają razem cudownie. Że mają się cudownie - są nierozłączni. I nikt im nie przeszkadza.
- My już będziemy szli. - powiedział Kristoff. - Patrz, jest po północy. - wskazał na zegar nad kominkiem.
- Prześpij się. - powiedziała Anna gładząc mnie po włosach. - I nie przejmuj się tą zamrażarką.
Zamknęli za sobą drzwi. Zostałam sama. Znowu zrobiło mi się bardzo smutno. Wtuliłam się w poduszkę. Nagle poczułam od tyłu zimny powiew i ktoś pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się, nie wstając. Obok mnie siedział jakby nigdy nic Jack, a o kominek oparta była jego laska. W pokoju było dość ciemno.
- Jack? - szepnęłam.
- To ja, śnieżynko. Nie płacz.
Odwróciłam się z powrotem tyłem do niego. Po tym co mi zrobił nie będę z nim rozmawiać.
- Hej... - Jack przeleciał na drugą stronę łóżka i położył się twarzą do mnie. Położył mi chłodną dłoń na policzku. Czułam się cudownie. Jednak musiałam wziąć się w garść.
- Nie dotykaj mnie. - powiedziała lodowatym tonem i wstałam. Podeszłam do drzwi, ale nie wyszłam.
- Elso! - Jack podleciał do mnie i odwrócił mnie delikatnie. - Nie chciałem zrobić nic złego! Wzięła mnie z zaskoczenia, uwierz mi!
Pozwoliłam mu chwycić się za ręce, ale odrzekłam:
- Ale... odwzajemniłeś pocałunek. Jeśli kochasz Roszpunkę wróć do niej. Nie marnuj czasu na kogoś takiego jak ja. Kogoś zimnego, bez uczuć...
- Nie mów tak! - Jack przysunął się. - Uwierz mi Elso, nie zrobiłbym Ci czegoś takiego.
- To dlaczego jej nie odepchnąłeś?
W odpowiedzi Jack pocałował mnie mocno. Nie wiem czemu, ale właśnie wtedy postanowiłam mu wybaczyć. Kiedy jest blisko...czuję się wspaniale i nie mogę tego stracić. Odwzajemniłam pocałunek dając mu do zrozumienia, że daje mu jeszcze jedną szansę. Jack uśmiechnął się i przejechał mi delikatnie dłońmi po talii. Oplotłam rękami jego szyję i pozwoliłam mu robić co tylko zechce. Choć raz chciałam przestać przejmować się czymkolwiek.

- Elsa.