poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Czas zdobyć trochę miłych wspomnień.

Witajcie,
Wczoraj obudziła mnie Anna kładąc się obok mnie i jęcząc na cały zamek.
- Elsaaa...nudy, nudy, nuuudy!
Usiadłam na łóżku nieprzytomnym ruchem przecierając oczy.
- Aniu, czemu mnie budzisz?
- Bo mi się nudzi. - odparła Anna patrząc na mnie słodkim wzrokiem. - Pójdziesz gdzieś ze mną?
- Teraz?
- Teraz.
Przewróciłam oczami i z powrotem się położyłam zakrywając się kołdrą.
- Elsa!
Anka zrzuciła kołdrę z łóżka i usiadła przy mnie ze skrzyżowanymi nogami i buntowniczą miną.
- No co? - zapytałam.
- Jak możesz odmawiać siostrze? - zaczęła Anna.
Ponownie przewróciłam oczami i westchnęłam.
- No dobrze...ale gdzie chcesz iść?
Siostra uśmiechnęła się od ucha do ucha i pociągnęła mnie do łazienki. Następnie przyniosła jedną z moich sukienek i niebieskie pantofelki.
- Ubieraj się, szybko! - powiedziała rozglądając się po łazience.
- Ee...ale niby czemu Ci się tak śpieszy? Spokojnie, siostra... - powiedziałam ściągając koszulę nocną.
- Czeka nas trochę...daleka droga. - odrzekła Anna.
- Jak to? Nie zamierzam nigdzie daleko łazić.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła z szafki grzebień. Podała mi go i powiedziała:
- No pośpiesz się! A właśnie...mogę pożyczyć jakąś sukienkę?
- Jasne, bierz co chcesz. - odparłam zapinając sukienkę.
Po chwili do łazienki wróciła Anna w jednej z moich biało-srebrnych, nieco krótszych.
- A buty jakieś masz? - zapytałam wkładając własne.
Ania zamyśliła się.
- No w sumie nie...
- Weź jakieś moje.
Nie minęły dwie minuty, a wróciła w czarnych butach na lekkim obcasiku.
- Bardzo ci ładnie.
- Ależ dziękuję Wasza Wysokość. - zaśmiała się.
Związałam włosy w warkocz i...
- A co wy tu robicie? - do łazienki znikąd wparował Jack z laską w ręku (jak zwykle).
- Jack, nie przeszkadzaj! - powiedziała Anna.
- Słyszałem... - zaczął ignorując jej uwagę. - ...że gdzieś chcecie iść. Mogę z Wami, nie?
- Nie!
- Tak.
Spojrzałam na siostrę z uśmiechem.
- Czemu nie?
Anna z kwaśną miną wzruszyła ramionami.
- A zresztą...niech idzie. - powiedziała.
- Juhuu! - zaśmiał się Jack.
Po chwili wszyscy wyszliśmy na korytarz. Nagle podbiegł do nas Kristoff.
- A co to za spotkania bez Kristoff'a?
- Ojtam zaraz spotkania. - zaśmiała się nerwowo Anna i pocałowała Kristoff'a.
 Jack spojrzał wymownie w sufit, a ja zapytałam:
- Słuchajcie, ale pójdę z Wami pod warunkiem, że powiecie mi gdzie dokładnie chcecie iść.
Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Annę. Ona spuściła głowę i wymamrotała:
- No...pomyślałam sobie, że moglibyśmy pójść...no wiecie... na Lodowy Wierch...
- Co?! - wyrwało mi się i zamroziłam kawałek podłogi. - Anno, wiesz dobrze, że...
- Tak, tak. - przerwała mi siostra. - Mamy z tym miejscem związane złe wspomnienia... Ale pomyślałam..., że chodzi właśnie o to, aby zdobyć te dobre.
Kristoff i Jack popatrzyli na siebie ogłupiałym wzrokiem.
- Moglibyśmy tam trochę posiedzieć...porobić coś fajnego...
Westchnęłam.
- Wiesz, że to nie takie łatwe. A poza tym pałac jest w połowie rozburzony...
- To go naprawisz! No nie..? - powiedział Kristoff, ale szybko się zahamował.
Anna spojrzała na mnie błagalnie.
- No dobrze. - odrzekłam po chwili. - Ale nie zostawajmy tam na długo.
- Hurra!!! - Anka odtańczyła na środku korytarza taniec szczęścia.
- Ale jak się tam dostaniemy? - zapytał Kristoff.
- Na nogach. - Anna wzruszyła ramionami i pociągnęła nas na dwór.
I tak rozpoczęła się baardzo męcząca wędrówka. Droga była nawet znośna (nie licząc kilku potknięć przez zbyt długą sukienkę). Gorsza była siostra podskakująca obok wesoło i śpiewająca na pół świata:
- Idziemy na Lodowy Wierch! Idziemy na Lodowy Wieeerch!
- Elsa wyluzuj. - zaśmiał się Jack łapiąc mnie za rękę kiedy po raz szósty zamroziłam kilka metrów drogi.
- Dokładnie, siostra! - Anna chwyciła mnie za drugą rękę.
- Ej, a mnie kto chwyci za rękę!? - zaśmiał się Kristoff i chwycił Annę.
I tak szliśmy przez cały dzień. Wieczorem w końcu dotarliśmy pod mój lodowy pałac. Weszliśmy do środka. Anna od razu zaczęła tańczyć z Kristoff'em po całym, lodowym "parkiecie", a ja i Jack weszliśmy na górę. Na środku komnaty leżało mnóstwo pokruszonych kawałków lodu. Drzwi na taras nie było. Poczułam chłód w całym ciele na wspomnienie tego, dlaczego. Jack podszedł do szczątek ogromnego, lodowego żyrandola i za pomocą swojej laski ułożył je w piękną rzeźbę w kształcie śnieżynki. Następnie umieścił ją pod ścianą i uśmiechnął się do mnie. Nagle gdzieś na zewnątrz usłyszeliśmy ryk. Po schodach wbiegli przerażeni Anna i Kristoff. Wyszliśmy na taras. Na dole siedział mój kochany, śnieżny ochroniarz - Puszek. Przypatrywał się nam lekko przekrzywiając swoją ogromną głowę. Co najdziwniejsze na głowie miał moją starą koronę.
- Spokojnie, nic nam nie zrobi. - powiedziałam uśmiechając się do potworka.
- Ee...Elsa, czy ja o czymś nie wiem? - zapytał Jack wychylając się żeby lepiej go zobaczyć.
- Nie, Jack. - zaśmiałam się. - On tylko mnie chronił.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Na Lodowym Wierchu zostaliśmy na noc. A dziś w południe wróciliśmy do Arendelle.

- Elsa. 

1 komentarz: