Witajcie,
Dziś rano obudziłam się i ze zdziwieniem spostrzegłam, że otaczają mnie drewniane, ledwo trzymające się ściany, a przez okna wsuwają się do środka liście i gałęzie. Sama leżałam na różowych poduszkach przykryta kocem, który okazał się być zrobiony ze śniegu. Usiadłam, przetarłam oczy i stwierdziłam, że jestem w domku na drzewie, który kiedyś zbudowała Anna. "No tak.." - pomyślałam. - "Przecież wczoraj w nocy postanowiliśmy z Jack'iem tu zostać." Odsunęłam koc na bok i spostrzegłam, że mam na sobie bluzę Jack'a. Tego już nie pamiętałam... Nagle usłyszałam z góry głos:
- No hej, Śpiąca Królewno.
Podniosłam wzrok. To był oczywiście Jack. Latał sobie pod drewnianym sufitem w samych bokserkach z laską w ręku.
- Słuchaj Jack...
Natychmiast wylądował przy mnie z lekko przejętą miną.
- Coś się stało? -zapytał.
- Och, nie. - zaśmiałam się. - Chciałam po prostu zapytać co się stało z moją sukienką. I czemu mam na sobie...
- No wiesz... - zaczął Jack nerwowo. - Było dość ciemno...i Twoja sukienka chyba została gdzieś w ogrodzie... Ale nie martw się, jeśli chcesz to przyniosę ci z zamku inną.
- No dobrze... ale potem jej poszukajmy. - oddałam Jack'owi bluzę i zakryłam się kocem. On przez chwilę stał i gapił się z uchylonymi ustami, ale potem ubrał szybko spodnie i poleciał do pałacu. Po chwili wrócił z moją niebiesko, fioletową sukienką.
- Dziękuję.
Ubrałam się i wróciliśmy do zamku trzymając się za ręce. Kiedy zjedliśmy śniadanie powiedziałam:
- Wiesz Jack...
Spojrzał na mnie z uśmiechem. Wzięłam głęboki oddech i mimowolnie zamroziłam brzeg stołu.
- Spokojnie. - położył dłoń na mojej dłoni.
- Ja... - zaczęłam.
- Tak?
Przymknęłam oczy. Wiedziałam dobrze co chcę powiedzieć. Dokładnie to zaplanowałam. Dlaczego nie umiem zwyczajnie tego zrobić?
- Muszę iść do Anny. - powiedziałam, szybko wstałam od stołu i odeszłam zostawiając zszokowanego Jack'a w jadalni. Nie wiem czemu uciekłam. Przecież nie miałam się czego bać. Pobiegłam po schodach na górę i oparłam się o ścianę obok drzwi do sypialni siostry. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo go kocham, jak cudownie czułam się wczoraj. Ale uciekłam. Nie wiedząc zupełnie co robię bez pukania weszłam do komnaty Anny. Było tam całkiem ciemno, zasłony były zasłonięte, a światło zgaszone. Nagle zdałam sobie sprawę, że jestem naprawdę niemądra i nie powinnam tu wchodzić. Szybko się wycofałam. Zamknęłam cichutko drzwi, siadłam pod ścianą i zaczęłam płakać. Jak pięcioletnie dziecko. Jestem zwykłym tchórzem, który ucieka przez całe życie i...
- Nie płacz, śnieżynko.
Jack delikatnie otarł mój policzek. Bez zastanowienia przytuliłam go mocno. Natychmiast odwzajemnił uścisk i wyszeptał mi do ucha:
- Już wszystko dobrze...
Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Uwolniłam Jack'a z uścisku i spostrzegłam Annę w za dużym na siebie, czerwonym szlafroku i puchatych kapciach.
- Co wy tu robicie? Co się stało? - zapytała. - Elsa, ty płaczesz?
Jack objął mnie jedną ręką. Ja szybko starłam łzy.
- Nie, nie płaczę.
Ania uniosła brwi.
- Wszystko w porządku. - powiedział Jack uśmiechając się do niej. - Papa!
Chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy do mojej sypialni.
- Elso, co się właściwie... - zaczął Jack, ale przerwałam spoglądając mu głęboko w oczy. Gdy tylko na niego spojrzałam powiększyły mu się źrenice i uśmiechnął się lekko.
- Posłuchaj Jack. Chciałam Ci tylko powiedzieć... - wzięłam głęboki oddech. - ...że naprawdę bardzo Cię kocham... - otworzył usta, ale nie dałam mu dość do słowa - i... i nawet nie wiesz...jak cudownie się wczoraj... - przybrał chytry uśmiech - ...och, ale...chciałabym żebyś mi coś obiecał.
Natychmiast spoważniał.
- Tak?
- Chcę żebyś obiecał mi, że nigdy... że nigdy mnie nie zdradzisz.
Jack bez zastanowienia położył rękę na sercu.
- Obiecam jeśli ty także to obiecasz. - powiedział.
Także położyłam rękę na sercu i jednocześnie powiedzieliśmy:
- Przyrzekam, że nigdy Cię nie zdradzę.
Jack uśmiechnął się do mnie figlarnie. Nie mogłam wytrzymać jego wzroku i wybuchłam śmiechem. On także się zaśmiał po czym chwycił mnie za rękę i powiedział udając powagę:
- Wydaje mi się, iż mieliśmy w planach pójście w krzewy.
- Co? - zaśmiałam się.
- Oczywiście w celu znalezienia Twej sukni. - dodał Jack i pociągnął mnie ze śmiechem na korytarz. Całe popołudnie spędziliśmy w krzakach.
- Elsa.
Słoooodkie :33
OdpowiedzUsuńhah ha ha hahahahahahh hahahhahaa!
OdpowiedzUsuńJakie to słodkie, hehehe ;)
OdpowiedzUsuń