Lasencja.
Po wczorajszym zdarzeniu Elsa postanowiła wyrzucić Alberta z zamku. Nie poszło z nim jednak tak łatwo. Wszelkie próby wypchnięcia go z zamku były daremne, ponieważ był dwa razy wyższy i silniejszy niż straż. Ciągle łaził za Elsą i nie dawał jej spokoju. Nawet moje próby mrożenia różnym rzeczy w jego otoczeniu nie pomagały. Byliśmy zmuszeni spać z nim pod jednym dachem przez dwa tygodnie. Dzisiaj w nocy obudził mnie trzask drzwi mojej sypialni. Wstałem i zobaczyłem Elsę, która usiłowała wejść do mojej szafy. Chciałem spytać o co chodzi, a uciszyła mnie gestem. Potem zaciągnęła mnie do szafy.
- Potem ci wyjaśnie. - szepnęła. Nawet nie próbowałem się odezwać.
Po kilku sekundach ktoś otworzył drzwi.
- Elsiu! Jesteś tutaj? - dało się słyszeć męski głos. Wszystko jasne. To Albert. - Wracaj! Twój kociak czeka! - zakrzyknął. Potem cicho dodał: - Tu chyba też jej nie ma. - i wyszedł.
Policzyliśmy do trzech i wyszliśmy z szafy.
- Przyszedł do mnie i próbował zdjąć ze mnie piżamę. - powiedziała Elsa. - Nie wiedziałam co robić i uciekłam.
- Na razie jest dobrze. Ale tak być nie może. Trzeba coś z nim zrobić.
- Tylko co?
- Jutro coś wymyślimy. Na razie śpij u mnie.
- Nie jestem pewna co do twojego pomysłu. Znam twoje zamiary.
- Spokojnie. Ty będziesz spać w łóżku, a ja w szafie. Poczekaj tu. Wylecę i zobaczę czy już sobie odpuścił.
Więc to zrobiłem. Spał w komnacie Elsy. Wróciłem do siebie.
- Nie ma go. A teraz idź spać. - ucałowałem ją w policzek. - Dobranoc.
Poszliśmy spać.
- Jack
Jaki kochany ten Jack ;)
OdpowiedzUsuń