piątek, 25 lipca 2014

Odwiedziny u znajomego.

Witajcie,
W środę wieczorem obiecałam Jack'owi, że do niego przyjdę. Tak więc zrobiłam. Zapukałam cichutko w drzwi, aby nikogo nie obudzić. Jack otworzył mi i weszłam do środka. Balkon był otwarty.
- Słuchaj Elso... - zaczął Jack. - Tak sobie pomyślałem, że mogłabyś odwiedzić ze mną znajomego.
Trochę mnie zatkało.
- Ja? Znajomego? Jakiego znajomego?
Jack uśmiechnął się.
- Nie martw się, jest naprawdę sympatyczny. To nie Roszpunka, ani Wróżka.
Odetchnęłam z ulgą.
- No...czemu nie... - powiedziałam.
- Super! - Jack złapał mnie za rękę (w drugiej trzymał laskę) i poprowadził na balkon.
- Przytul się do mnie mocno. - powiedział.
Przytuliłam Jack'a jak najmocniej w duchu już żałując, że się zgodziłam. Jack wszedł na kamienną balustradę, odbił się i... zamknęłam oczy ze strachu, ale po chwili poczułam lekki, chłodny wietrzyk rozwiewający mi włosy. Otworzyłam oczy i zobaczyłam daleko w dole las.
- J-Jack... - wyjąkałam nie rozluźniając uścisku. - Jesteśmy tak wysoko...nie spadniemy...?
- Nie jeśli mnie nie udusisz. - zaśmiał się Jack.
Lecieliśmy bardzo długo. Wiatr robił się coraz zimniejszy i mocniejszy. Lasy zniknęły, a zamiast nich pojawiły się góry pokryte śniegiem. Już myślałam, że usnę, ale na szczęście Jack powiedział zniżając się:
- Już bardzo blisko.
W końcu wylądowaliśmy. Staliśmy przed ogromną budowlą prawie w całości pokrytą śniegiem.
- Jack... co to jest?
- Spokojnie. - Jack zapukał w ogromne wrota.
Przez chwilę nikt nam nie otwierał. Po jakichś dwóch minutach drzwi otworzył ogromny mężczyzna z siwą brodą ubrany na czerwono. Widząc nas zaśmiał się i powiedział:
-  No witam, witam Jack! Co Cię tu sprowadza?
- Wpadłem w odwiedziny. Chciałem kogoś oprowadzić. - odrzekł Jack.
Mężczyzna odchrząknął i powiedział:
- Hmm...kim jest ta piękna dama?
- Eem...jestem Elsa. - odpowiedziałam szybko.
- Jest królową Arendelle. - dodał Jack obejmując mnie żeby dodać mi otuchy.
Starzec znów zaśmiał się.
- Królowa, a jakaś taka nieśmiała! Chodźcie, pewno Wam zimno. No, albo przynajmniej Tobie, Elso.
Weszliśmy do środka. Jack wyszeptał mi na ucho:
- To Święty Mikołaj. A to jego...dom.
Korytarz, którym szliśmy był naprawdę niewyobrażalnie wielki. Ściany pokryte czerwono-białą tapetą miały z pewnością więcej niż pięć metrów. W niektórych miejscach powieszone były grube skarpety.
- Jesteście głodni? - zapytał Mikołaj prowadząc nas w głąb korytarza.
- Nie. Mógłbyś tylko pokazać nam jakieś miejsce do spania? - odrzekł Jack.
- Jasne. Ale mam tylko jeden pokój z dwuosobowym łóżkiem.
Jack spojrzał na mnie przybierając swój słynny, chytry uśmiech.
- Może być. - powiedział.
Mikołaj odwrócił się do nas.
- Ty też tak uważasz, Elso?
- Taaak... - odrzekłam.
Zostaliśmy u Mikołaja na noc. Rano Jack oprowadził mnie po wytwórni zabawek. Nie wiedziałam, że to Yeti je produkują! A dziś wieczorem będziemy wyruszać w drogę powrotną. Mam nadzieję, że Anna i Kristoff za bardzo się nie martwili.

- Elsa. 

5 komentarzy:

  1. Hahahahahha jaka fabuła: Nie wiedziałam że to yeti je prosukują! HAHAAHAHAHHA bardzo dobrze że nawiązujesz do filmów ;) życzę weny i czekam do jutra. Pa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno Ania się martwila ;)

    OdpowiedzUsuń