czwartek, 10 lipca 2014

Nocne, śnieżne zabawy.

Witajcie,
Gdy tylko wczoraj zamknęłam się w sypialni Jack i Anna próbowali się do mnie dostać na wszelkie sposoby. Jack jak się domyślacie próbował nawet przez okna i balkon, ale przewidziałam to i zasunęłam zasłony. Anna przez dwie godziny śpiewała pod drzwiami "Ulepimy dziś bałwana", ale w końcu usłyszałam głos Kristoff'a:
- Chodź, kochanie, bo jeszcze tu uśniesz.
...i Anna odeszła zostawiając mnie w spokoju. Byłam dalej przygnębiona. Do tej pory nie wspominałam tych strasznych wydarzeń, ale kiedy zobaczyłam Lodowy Wierch...no cóż wszystko jakby samo do mnie powróciło. Musiałam sama sobie z tym poradzić, uspokoić się. I tak przeze mnie spadło trochę śniegu. Znowu przestaję nad tym panować... Co jeśli moja moc znowu wymknie się spod kontroli? Jeśli sobie nie poradzę, jeśli to wszystko mnie przerośnie? Nie mogę zapominać jeszcze o obowiązkach królowej. Tu coś podpisać, tu pomóc komuś, tu wysłuchać skarg, które rosną z każdym dniem. A przecież staram się być jak najlepszą królową. Czy coś robię nie tak? Czy poddani dalej się mnie obawiają?
Puk puk puk puk puk. Zerwałam się z łóżka. Spojrzałam na zegar. 22:37. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam... Ktoś pukał w szybę i mogłam się z łatwością domyślić kto. Rozchyliłam zasłony. Nad balkonem unosił się z laską w ręku uśmiechnięty Jack. Otworzyłam mu i gdy wszedł od razu poczułam się lepiej. Zamykając drzwi na balkon zapytałam:
- Co robisz w środku nocy na, a właściwie nad moim balkonem?
Jack usiadł na łóżku nie przestając się uśmiechać.
- Oj nie przesadzaj, nie jest aż tak późno. Martwiłem się o ciebie. Nie uciekaj tak więcej.
Usiadłam obok niego.
- Przepraszam. Po prostu... - położył mi palec na ustach.
- Nie przejmuj się już tym. Jest środek lata, śnieg zaraz stopnieje. Zobaczysz, nikt nawet nie zauważy.
Jack przytulił mnie mocno.
- A ze mną nic Ci nie grozi. - dodał szeptem. - Zobaczysz, wszystko będzie okej.
 Uśmiechnęłam się. Jack był naprawdę kochany. Potrafił pocieszyć, zaskoczyć, wkurzyć...
- Wiesz, jakoś w ogóle nie chce mi się spać. - powiedziałam wyczarowując na pościeli śnieżne wzorki. - Może byśmy coś porobili?
Jack przybrał swój słynny, niebezpieczny uśmiech.
- Mów dalej. - powiedział sięgając do kieszeni.
Zrozumiałam jego chytre myśli.
- Jack! Nie to miałam na myśli.
Wyjął rękę z kieszeni smutniejąc.
- Ulepimy dziś bałwana? - powiedziałam kładąc mu rękę na policzku. Podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Dobra. - odrzekł wstając. - Ale najpierw... - nagle wyczarował okrąglutką śnieżkę i rzucił nią we mnie. - Bitwa na śnieżki!!!
Zaśmiałam się i wyczarowałam ogromną, śnieżkę (a raczej zaspopodobną kulę ze śniegu).
- Sam tego chciałeś!
Zaczęliśmy gonić się po całej sypialni, śmiać się, rzucać śnieżkami i po pięciu minutach cała komnata (jak i my) była zaśnieżona. Zmęczeni ze śmiechem upadliśmy na łóżko, które zmieniło się w wielką zaspę śniegu.
- Obiecałeś mi bałwana! - zaśmiałam się obsypując Jack'a sypkim śniegiem. On uśmiechnął się, pomógł mi wstać i przyciągnął mnie do siebie. Nie przeszkadzało mu, że dochodziła północ, że jest cały ze śniegu. Pocałował mnie jednocześnie jedną ręką wyczarowując maleńkiego bałwanka. Z zaskoczenia zamroziłam podłogę, ale to jeszcze bardziej dodało uroku sytuacji. Przez jeszcze dobre dwie godziny bawiliśmy się w śniegu jak dzieci, a potem zobaczyliśmy jak złoty piasek układający się w cieniutkie smugi wlatuje przez uchylone okno i usnęliśmy na środku zamrożonej podłogi przytuleni do siebie.

- Elsa.

4 komentarze: