Witajcie,
Wczoraj zamierzaliśmy spędzić miły wieczór oglądając razem filmy. Jednak skończyło się na tym, że byliśmy zmuszeni do oglądania dwugodzinnego filmu o zwyczajach godowych krów...a któż go wybrał? Oczywiście Jack! Najgorsze było to, że za każdym razem gdy ktoś chciał się jakoś ulotnić Jack kazał mu wrócić na miejsce pod karą zamrożenia, a sam zwijał się ze śmiechu. Gdy nadszedł upragniony koniec filmu razem z Anną oficjalnie dopisałyśmy w Regulaminie Arendelle:
"Niniejszym zakazujemy Jack'owi Frostowi wybierania jakiegokolwiek filmu do wspólnego oglądania.
Podpisano: Anna i Elsa Arendelle."
Jack oczywiście zbytnio się tym nie przejął. Dziś musiałam znowu przyjąć poddanych, którzy chcieli mi się wyżalić, czy też wypłakać i poopowiadać o swoich problemach...
Usiadłam na tronie w sali tronowej i rozkazałam wpuścić pierwszego poddanego.
Do środka weszła starsza pani z niewielkim kawałkiem papieru w ręce.
- Proszę podejść bliżej, śmiało. - odezwałam się, bo staruszka stanęła pod drzwiami przestraszona. Po chwili podeszła do tronu i upadła na kolana.
- O Pani! O Pani Najjaśniejsza, dziękuję! Dziękuję Wasza Miłość!
Trochę mnie zatkało, ale powiedziałam szybko:
- Proszę wstać.
Staruszka automatycznie podniosła się z dywanu i stanęła prawie na baczność.
- Więc...- zaczęłam trochę zmieszana. - Co się stało?
Kobieta zbliżyła się, weszła po dwóch schodkach prowadzących do tronu i zamachała mi kartką przed twarzą.
- Widzi Wasza Wysokość? Proszę się przyjrzeć, na pewno zaraz Wasza Wysokość to zobaczy!
Kartka okazała się być zdjęciem. Widniał na nim jakiś staruszek w łachmanach.
- Nie rozumiem. O co pani właściwie chodzi? Co takiego mam zobaczyć?
- Ten chytry uśmiech! - powiedziała staruszka ochrypłym głosem. - To mój mąż. Zawsze jak jesteśmy sami zaczyna się tak na mnie gapić! Przyszłam do Waszej Wysokości po poradę.
Westchnęłam kładąc ręce na oparciach tronu.
- Myślę, że wszyscy mężczyźni mają takie... zboczenie. - powiedziałam przypominając sobie uśmiech Jack'a. - Ale to raczej nic groźnego.
Staruszka przymknęła oczy i odezwała się po chwili:
- Jest królowa pewna?
- Tak.
Nagle kobieta wykręciła pirueta, zaśpiewała gamę i pocałowała mnie w dłoń (mogłam ubrać rękawiczki...).
- Dziękuję Wasza Wysokość! Dziękuuuuuuuuję!
I wybiegła. Nagle usłyszałam głos Anny:
- Co to miało być?
Siostra wyszła zza kotary wiszącej na ścianie.
- Cały czas tam siedziałaś? - zapytałam.
- Bałam się, że zjawi się jakiś psychopata i coś ci zrobi. No i miałam rację...
Usiadła na wysokim trono-podobnym fotelu pod ścianą.
- Wiesz co, ja chyba skoczę po rękawiczki. - powiedziałam i wstałam chcąc iść do sypialni, ale Anna wyciągnęła zza pleców niebieskie rękawiczki i podała mi je.
- Wzięłam na wszelki wypadek.
- Dziękuję. - szybko wsunęłam rękawiczki i z powrotem rozsiadłam się na tronie. Akurat drzwi wejściowe rozwarły się lekko i wszedł dumnym krokiem wielki, umięśniony mężczyzna ubrany w odświętny, granatowy kubrak. Miał blond włosy dziwnie zaczesane do tyłu. Anna widząc go parsknęła śmiechem, ale spojrzałam na nią karcąco i uspokoiła się szybko. Nieznajomy bez słowa od razu zbliżył się do tronu i ukłonił się nisko.
- Witam Waszą Wysokość. - odezwał się grubym, niskim głosem.
- Eee...dzień dobry. - wyjąkałam. - Co pana tu sprowadza? Widzę, że pan nietutejszy... - zaśmiałam się nerwowo.
- W rzeczy samej. - odrzekł mężczyzna rozglądając się po sali.
Poczułam, że moja skóra robi się coraz zimniejsza więc szybko poprawiłam rękawiczki. Anna zdziwionym wzrokiem przyglądała się nieznajomemu. Ten zwrócił się do mnie.
- Przybyłem w ważnej sprawie. Otóż jestem księciem zza morza. Doszły mnie słuchy, że Aredelle rządzi przepiękna królowa.
Zastanawiałam się czy powiedzieć dziękuję, ale i tak bym nie zdążyła, bo przybysz kontynuował.
- Nie słyszałem o Pani wcześniej więc postanowiłem popytać ludzi. Dowiedziałem się od innych władców, że królowa ma siostrę...
Anna pomachała mu.
- Cześć. - zaśmiała się.
Mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu tylko ciągnął dalej:
- ...ale zdziwiło mnie jedno.
- Tak? - zapytałam udając zainteresowanie.
- Podobno Arendelle ...cóż...nie ma króla.
Poczułam jak zmroziła mi się krew w żyłach. Nagle zrozumiałam jego zamiary.
- No tak... - powiedziałam zbierając wszystkie siły, żeby nie zamrozić tronu. - To prawda.
Mężczyzna ukłonił się raz jeszcze.
- Nazywam się Albert. Przybyłem aby prosić królową o rękę.
Poczułam, że za chwilę rękawiczki w niczym mi nie pomogą.
- Proszę zostać na kilka dni w zamku. Muszę to przemyśleć. - powiedziałam szybko i wybiegłam z sali tronowej.
Jedyne czego wtedy potrzebowałam to towarzystwo nikogo innego jak Jack'a. Pobiegłam do jego sypialni i nie pukając wpadłam do środka. Siedział przy biurku. Widząc mnie wstał i wyraźnie się zaniepokoił, bo nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Mocno mnie przytulił.
- Co się stało, śnieżynko? Nie martw się, ze mną nic ni nie grozi. Spokojnie, już dobrze.
Jak ja mu teraz wszystko wytłumaczę?
- Elsa.
Jak, On, Mógł!? Ja się pytam XD
OdpowiedzUsuńOoooo robi się ciekawie *chytry uśmieszek* ^^
OdpowiedzUsuńBiedna Elzunia...
OdpowiedzUsuńO niee ;(
OdpowiedzUsuń