Witajcie,
Anna od rana biegała po pałacu i rozmawiała z służącymi o urodzinach Kristoff'a. Początkowo próbowałam jej towarzyszyć, ale szybko przekonałam się, że urodziny szwagra to nie coś czym bardzo chciałabym się zajmować. Wróciłam więc do swojej komnaty. Jack miał zająć się Kordianą - wytłumaczyć jej wszystko i "wygonić" z Arendelle, ale nie widziałam go już bardzo długo. Wyszłam więc na zewnątrz i przeszłam przez pałacowe ogrody. Gdy w pewnej chwili usłyszałam głosy szybko schowałam się za drzewem.
- Słuchaj, nie mamy o czym rozmawiać. - mówił Jack.
- Jackie... zasmucasz mnie. - odparła Kordiana. - Byliśmy parą tak długo...
- Tak, kilkaset lat temu.
Westchnęła.
- No to możemy zostać przyjaciółmi. Zostanę tu... może po czasie zrozumiesz, że powinieneś do mnie wrócić...
- Absolutnie nie. Nie chcę się z tobą przyjaźnić. Okłamałaś mnie. - odrzekł gniewnym tonem Jack.
- Jak to?
- Po co wymyśliłaś to dziecko? - zapytał.
Wychyliłam się lekko aby zobaczyć minę Kordiany. Była cała czerwona.
- Myślałam, że... że przez to będziesz chciał wrócić. - powiedziała po chwili.
Jack pokręcił głową.
- Nie udało Ci się. - powiedział. - A teraz naprawdę mi przykro, ale muszę wyprosić Cię z naszego kraju.
- Słucham?!
- Rozkaz królowej. - uśmiechnął się lekko.
- Ja jeszcze wrócę... - burknęła i pobiegła w stronę portu.
Odczekałam chwilę po czym wyszłam zza drzewa.
- Elsa? - Jack wyglądał na oszołomionego. - Miałem sam to załatwić.
- I załatwiłeś. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go. - A ja tylko sobie patrzyłam.
- Mamy ją z głowy. - powiedział odwzajemniając uśmiech. - Jestem boski.
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową.
- Tak, lodóweczko. I w dodatku taki skromny.
Zaśmiał się tylko i podniósł mnie po czym polecieliśmy wprost na mój balkon.
- Elsa.
sobota, 31 października 2015
piątek, 30 października 2015
Dobre wiadomoście i przekładanie balu
Hejo,
Dziś rano wróciłyśmy od Mikołaja i od razu pobiegłyśmy do sypialni Jack' a i Elsy. Jack leżał na łóżku, a Lena po stronie na której zazwyczaj spała Elsa.
- Jack!- powiedziała Elsa, ale tak cicho jak to było możliwe żeby nie obudzić małej, lekko go tyrpała, ale on nic.- Jack.
- Elsa pozwól że ja spróbuję.- powiedziałam i pociągnęłam za kołdrę, Jack od razu otworzył oczy.
- Co je...? Już wróciłyście.
- Tak i musimy ci coś opowiedzieć.- ja zabrałam Lenkę do jej pokoju i wróciłam do Elsy i Jack' a, wszystko mu opowiedziałyśmu.
- Trzeba ją wyrzucić.- powiedział Jack.- Okłamała mnie.
- Tak wyrzucimy ją.- powiedziałam i kuż chciałam wyjść.
- Nie, Anno, ja muszę sam to załatwić. To moja sprawa i muszę ją załatwić.
- Ale Jack?!.- powiedziała Elsa.
- Nie to jest guzik z przeszłości który muszę odpruć.- w końcu uległyśmy i Jack wyszedł, ledwie wyszedł, a do drzwi ktoś zapukał.
- Ciekawe kto to?- powiedziała Elsa.- Proszę.
- Wasza Królewska Mość. Księżniczko.- ukłoniła się w naszą stronę.- Pan Kristoff kazał Wam przekazać że musiał wyjechać.
- Ale gdzie?- zapytałam.
- Do trolli
- A mówił po co?- zapytała Elsa.
- Powiedział że Baltazar jest bardzo chory.
- A czy wspominał na ile?- zapytałam, ale bałam się odpowiedzi.
- Na tydzień.
- No nie, tylko nie to i co teraz. Elsa, co ja mam robić?
- Odwołaj, albo przenieś na za tydzień.
- Świetny pomysł. Proszę, niech ktoś rozgłosi w królestwie że bal zotanie przeniesiony.- zwróciłam się do służącej, a sama poszłam wszystko przekładać.
- Anna
środa, 28 października 2015
Dziękujemy bardzo, North!
Witajcie,
Wczoraj rano zgodnie z planem wstałam wcześnie, ubrałam się cicho i zabrałam potrzebne rzeczy. Chciałyśmy jak najszybciej pojechać do domu North'a i porozmawiać z nim na temat Kordiany. Gdy zdecydowałam, że jestem gotowa do drogi, na palcach (o ile było to możliwe w moich butach) podeszłam do drzwi. Naciskałam już na klamkę, gdy...
- Elsa? - usłyszałam z tyłu głos.
Odwróciłam się powoli i uśmiechnęłam się niewinnie do Jack'a.
- Gdzie idziesz? - zdziwionym wzrokiem zmierzył mój podróżny strój.
- Idę... - zaczęłam nerwowo. -... do... miasta.
- Do miasta?
- Po marchewki. - wypaliłam.
Westchnął i pokręcił głową z uśmiechem.
- Patent z marchewkami jest już wyczerpany. - zaśmiał się. - Czemu nie powiesz prawdy?
- Jack... - podeszłam do niego. - Chcę jechać do North'a. Z Anną. Wyjaśnić to wszystko, dowiedzieć się czegoś.
- Jadę z wami. - powiedział natychmiast zrzucając kołdrę.
- Nie, nie. - zatrzymałam go. - Nie chcę zostawiać Kordiany samej. Musisz mieć ją na oku.
Kiwnął głową po chwili.
- Dowiedzcie się prawdy i wracajcie szybko. - uśmiechnął się. - To dziecko na pewno nie jest moje.
Westchnęłam i pocałowałam go na pożegnanie. Następnie zbiegłam szybko na dół. Przy wyjściu już czekała na mnie Anna.
- No, co tak długo? - zapytała.
- Jack mnie nakrył. - odparłam wychodząc na zewnątrz.
- Jak to?!
- Spokojnie. - uciszyłam ją gestem. - Przypilnuje Kordiany. Powinien wiedzieć.
Ania kiwnęła głową i wsiadłyśmy do karocy. Jechałyśmy okropnie długo, dotarłyśmy na miejsce późno w nocy.
- Brrr, mogłam wziąć cieplejszy płaszcz. - odezwała się Anna zeskakując w kilkucentymetrową warstwę śniegu.
- Załatwimy to szybko. - zapewniłam ją.
Po kilku minutach brnięcia przez śnieg dotarłyśmy do domu North'a. Zapukałam w wielkie drzwi. Początkowo nikt nie otwierał, ale w końcu uchyliły się. Zamiast siwej brody i czerwonego swetra, którego się spodziewałam, ujrzałyśmy długie uszy i bumerang w owłosionej łapie.
- Wielkanocny Zając! - zapiszczała Anka i przytuliła się do wielkiego zająca.
Początkowo wyglądał na zdziwionego, ale gdy nas poznał odetchnął i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Co was tu sprowadza? - zapytał zapraszając nas do środka.
- Ważne sprawy. Musimy porozmawiać z North'em. - odrzekłam.
Zając kiwnął głową i poprowadził nas do przytulnego salonu. Zachęcił nas gestem, abyśmy weszły do środka, po czym cicho zamknął za nami drzwi. W fotelu, naprzeciw kominka siedział Święty Mikołaj nucąc coś pod nosem.
- Mikołaju! - zawołała Anna.
Odwrócił się do nas.
- Ania! Elsa! Moje drogie! - wstał i uściskał nas serdecznie (prawie nas dusząc). - Co tam w Arendelle? Jack znowu narozrabiał?
Uśmiechnęłam się lekko.
- I tak i nie. Przybywamy w dość ważnej... bardzo ważnej sprawie. Musimy porozmawiać.
- Usiądźmy więc. - North uśmiechnął się ciepło i zaprosił nas na wielką kanapę.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:
- Czy znasz może kobietę imieniem Kordiana? Zjawiła się u nas mówiąc, że znała Jack'a za ich życia, a potem umarła i uratował ją Księżyc. I, że żyła tutaj cały czas.
Mikołaj zmarszczył brwi i westchnął głęboko. Przez chwilę siedział w milczeniu. Anna spojrzała na mnie z lekkim niepokojem.
- Kordiana... byli parą. Ona i Jack. Gdy byli jeszcze ludźmi. Znali się chyba od dziecka. Bawili się razem, a potem opiekowali się siostrą Jack'a. Parą stali się z czasem. Gdy dorośli, wiecie. Zmądrzeli trochę. Ale ona zawsze... oczekiwała trochę za dużo. Daj jej palec, a weźmie całą rękę. Jack w końcu z nią nie wytrzymał. Stała się zbyt nachalna. Rozstali się niedługo przed śmiercią Jack'a. Później ona popełniła samobójstwo. Księżyc na szczęście się zlitował. Uczynił ją nieśmiertelną. Nie miała gdzie się podziać więc pozwoliłem jej mieszkać ze mną. Wiele razy widywała tu Jack'a, ale nigdy nie wyszła żeby się z nim spotkać. Nie wiem czemu. Teraz widocznie jej się odmieniło.
Przez cały czas siedziałam nieruchomo czekając aż cała kanapa zamarznie. Anna w pewnym momencie, chwyciła mnie za rękę, co zdecydowanie pomogło. Gdy North skończył mówić, odchrząknęłam.
- To nie wszystko. Co z dzieckiem? - zapytałam.
- Jakim dzieckiem? - Mikołaj uniósł brwi.
Anna spojrzała na mnie z triumfalnym uśmiechem.
- Kordiana powiedziała, że przed śmiercią zaszła w ciążę z Jack'iem. - powiedziałam.
North zaśmiał się.
- Na pewno nie! Kordiana w ciąży? Jack ojcem? Zmyśliła to. Proszę Was, mieli wtedy po dziewiętnaście lat. Nawet do głowy by im to nie przyszło. Pewnie powiedziała tak, żeby odzyskać Jack'a.
- Ale... - wtrąciła Anna. - ...jakim cudem nikt o niej nie wiedział? Nikt jej nie widział...!
North wzruszył ramionami.
- Ukrywała się. Pewnie czekała na właściwy moment. Zbierała się na duchu. - odrzekł.
- Co mamy teraz zrobić? - zapytałam. - Ona nie daje sobie wytłumaczyć, że Jack znalazł już inną żonę.
- Przykro mi, ale z tym musicie poradzić sobie same. - powiedział. - Nie mam wprawy w gadaniu z kobietami. Jak dla mnie to wy nie macie nic do tej sprawy. To Jack powinien osobiście się tym zająć i jej to wyjaśnić.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.
- Dziękujemy. Do widzenia. - odezwałam się w końcu i pociągnęłam Annę do wyjścia.
- Już jedziemy? - jęknęła.
- Tak. Wracamy natychmiast. - gdy doszłyśmy do karocy podsadziłam ją, żeby szybko weszła, po czym wsiadłam sama. - Gdy Jack usłyszy, że dziecko to ściema, nabierze pewności siebie. North ma rację. Tylko on może to załatwić.
Ania kiwnęła głową i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
- Elsa.
Wczoraj rano zgodnie z planem wstałam wcześnie, ubrałam się cicho i zabrałam potrzebne rzeczy. Chciałyśmy jak najszybciej pojechać do domu North'a i porozmawiać z nim na temat Kordiany. Gdy zdecydowałam, że jestem gotowa do drogi, na palcach (o ile było to możliwe w moich butach) podeszłam do drzwi. Naciskałam już na klamkę, gdy...
- Elsa? - usłyszałam z tyłu głos.
Odwróciłam się powoli i uśmiechnęłam się niewinnie do Jack'a.
- Gdzie idziesz? - zdziwionym wzrokiem zmierzył mój podróżny strój.
- Idę... - zaczęłam nerwowo. -... do... miasta.
- Do miasta?
- Po marchewki. - wypaliłam.
Westchnął i pokręcił głową z uśmiechem.
- Patent z marchewkami jest już wyczerpany. - zaśmiał się. - Czemu nie powiesz prawdy?
- Jack... - podeszłam do niego. - Chcę jechać do North'a. Z Anną. Wyjaśnić to wszystko, dowiedzieć się czegoś.
- Jadę z wami. - powiedział natychmiast zrzucając kołdrę.
- Nie, nie. - zatrzymałam go. - Nie chcę zostawiać Kordiany samej. Musisz mieć ją na oku.
Kiwnął głową po chwili.
- Dowiedzcie się prawdy i wracajcie szybko. - uśmiechnął się. - To dziecko na pewno nie jest moje.
Westchnęłam i pocałowałam go na pożegnanie. Następnie zbiegłam szybko na dół. Przy wyjściu już czekała na mnie Anna.
- No, co tak długo? - zapytała.
- Jack mnie nakrył. - odparłam wychodząc na zewnątrz.
- Jak to?!
- Spokojnie. - uciszyłam ją gestem. - Przypilnuje Kordiany. Powinien wiedzieć.
Ania kiwnęła głową i wsiadłyśmy do karocy. Jechałyśmy okropnie długo, dotarłyśmy na miejsce późno w nocy.
- Brrr, mogłam wziąć cieplejszy płaszcz. - odezwała się Anna zeskakując w kilkucentymetrową warstwę śniegu.
- Załatwimy to szybko. - zapewniłam ją.
Po kilku minutach brnięcia przez śnieg dotarłyśmy do domu North'a. Zapukałam w wielkie drzwi. Początkowo nikt nie otwierał, ale w końcu uchyliły się. Zamiast siwej brody i czerwonego swetra, którego się spodziewałam, ujrzałyśmy długie uszy i bumerang w owłosionej łapie.
- Wielkanocny Zając! - zapiszczała Anka i przytuliła się do wielkiego zająca.
Początkowo wyglądał na zdziwionego, ale gdy nas poznał odetchnął i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Co was tu sprowadza? - zapytał zapraszając nas do środka.
- Ważne sprawy. Musimy porozmawiać z North'em. - odrzekłam.
Zając kiwnął głową i poprowadził nas do przytulnego salonu. Zachęcił nas gestem, abyśmy weszły do środka, po czym cicho zamknął za nami drzwi. W fotelu, naprzeciw kominka siedział Święty Mikołaj nucąc coś pod nosem.
- Mikołaju! - zawołała Anna.
Odwrócił się do nas.
- Ania! Elsa! Moje drogie! - wstał i uściskał nas serdecznie (prawie nas dusząc). - Co tam w Arendelle? Jack znowu narozrabiał?
Uśmiechnęłam się lekko.
- I tak i nie. Przybywamy w dość ważnej... bardzo ważnej sprawie. Musimy porozmawiać.
- Usiądźmy więc. - North uśmiechnął się ciepło i zaprosił nas na wielką kanapę.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:
- Czy znasz może kobietę imieniem Kordiana? Zjawiła się u nas mówiąc, że znała Jack'a za ich życia, a potem umarła i uratował ją Księżyc. I, że żyła tutaj cały czas.
Mikołaj zmarszczył brwi i westchnął głęboko. Przez chwilę siedział w milczeniu. Anna spojrzała na mnie z lekkim niepokojem.
- Kordiana... byli parą. Ona i Jack. Gdy byli jeszcze ludźmi. Znali się chyba od dziecka. Bawili się razem, a potem opiekowali się siostrą Jack'a. Parą stali się z czasem. Gdy dorośli, wiecie. Zmądrzeli trochę. Ale ona zawsze... oczekiwała trochę za dużo. Daj jej palec, a weźmie całą rękę. Jack w końcu z nią nie wytrzymał. Stała się zbyt nachalna. Rozstali się niedługo przed śmiercią Jack'a. Później ona popełniła samobójstwo. Księżyc na szczęście się zlitował. Uczynił ją nieśmiertelną. Nie miała gdzie się podziać więc pozwoliłem jej mieszkać ze mną. Wiele razy widywała tu Jack'a, ale nigdy nie wyszła żeby się z nim spotkać. Nie wiem czemu. Teraz widocznie jej się odmieniło.
Przez cały czas siedziałam nieruchomo czekając aż cała kanapa zamarznie. Anna w pewnym momencie, chwyciła mnie za rękę, co zdecydowanie pomogło. Gdy North skończył mówić, odchrząknęłam.
- To nie wszystko. Co z dzieckiem? - zapytałam.
- Jakim dzieckiem? - Mikołaj uniósł brwi.
Anna spojrzała na mnie z triumfalnym uśmiechem.
- Kordiana powiedziała, że przed śmiercią zaszła w ciążę z Jack'iem. - powiedziałam.
North zaśmiał się.
- Na pewno nie! Kordiana w ciąży? Jack ojcem? Zmyśliła to. Proszę Was, mieli wtedy po dziewiętnaście lat. Nawet do głowy by im to nie przyszło. Pewnie powiedziała tak, żeby odzyskać Jack'a.
- Ale... - wtrąciła Anna. - ...jakim cudem nikt o niej nie wiedział? Nikt jej nie widział...!
North wzruszył ramionami.
- Ukrywała się. Pewnie czekała na właściwy moment. Zbierała się na duchu. - odrzekł.
- Co mamy teraz zrobić? - zapytałam. - Ona nie daje sobie wytłumaczyć, że Jack znalazł już inną żonę.
- Przykro mi, ale z tym musicie poradzić sobie same. - powiedział. - Nie mam wprawy w gadaniu z kobietami. Jak dla mnie to wy nie macie nic do tej sprawy. To Jack powinien osobiście się tym zająć i jej to wyjaśnić.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.
- Dziękujemy. Do widzenia. - odezwałam się w końcu i pociągnęłam Annę do wyjścia.
- Już jedziemy? - jęknęła.
- Tak. Wracamy natychmiast. - gdy doszłyśmy do karocy podsadziłam ją, żeby szybko weszła, po czym wsiadłam sama. - Gdy Jack usłyszy, że dziecko to ściema, nabierze pewności siebie. North ma rację. Tylko on może to załatwić.
Ania kiwnęła głową i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
- Elsa.
poniedziałek, 26 października 2015
Cóż to była za rozmowa!
Hejo,
Dziś dotarła do mnie bardzo ważna sprawa więc pobiegłam do sypialni Elsy i bez pukania weszłam.
- Elsa......- siostra leżała w łózku zapłakana, a Jack' a nie było.- Kristoff ma za niedługo urodziny!
- Och....- Elsa wytarła łzy i uśmiechnęła się sztucznie.- No to może urządzisz mu bal?
- o to przyszłam się zapytać? Ale co się stało? Czemu płaczesz?- bałam się o siostrę.
-Nic, ale...- zaczęła, ale znowu się rozpłakała.
- Ale... co?
- On ma z nią dziecko.- zatkało mnie.
- Co????- nie to było mocne.- I ON NIC CI NIE POWIEDZIAŁ?
- Sam się wczoraj dowiedział.
- A to zmienia postać rzeczy .- powiedziałam i usiadłam obok Elsy.
- Aniu, ale co teraz będzie?- przytuliła się do mnie.
- Nic musicie razem przez to przejść.
- Ale ona i jej dziecko może nas rozłączyć.
- A ja nie wierzę w to dziecko.On miał w tedy jakieś 17 no może 18 lat.Na pewno nie zrobił tego.
- Aniu, wiem że chcesz mnie pocieszyć, ale nie możesz. Tylko skoro ona wychowała to dziecko z Noth' em to czemu ani jej, ani dziecka nigdy nie spotkaliśmy, a byliśmy tam tyle razy.- Elsa zaczynała trzeźwo myśleć.
- Jest jeden sposób żeby się przekonać...
- Aniu nawet o tym nie myśl.
- Ale o czym?- zapytałam znając odpowiedź.
- Nie pojade do North'a.
- Elsa kochasz Jack'a.
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Chcesz z nim byc.
- No tak.
- To jedź do North'a i dowiedz się prawdy, jeśli nie zaryzykujesz to go stracisz.- nakłaniałam Elsę przez wiele godzin, ale w końcu uległa i postanowiła jutro pjechać do North'a ze mną i oczywiście nic nie mówiąc Jack'owi. po wyjściu od Elsy poszłam do kuchni powiadomić wszystkich o balu z okazji urodzin Kristoff'a, oczywiście urodziny Kristoff' a i bal Halloween' owy miały odbyć sie jako jeden bal, wieści o balu rozbiegły się po całym Arendelle jeszcze zanim zaszło słonce, a Kristoff o niczym się nie dowiedział.
- Anna
Dziś dotarła do mnie bardzo ważna sprawa więc pobiegłam do sypialni Elsy i bez pukania weszłam.
- Elsa......- siostra leżała w łózku zapłakana, a Jack' a nie było.- Kristoff ma za niedługo urodziny!
- Och....- Elsa wytarła łzy i uśmiechnęła się sztucznie.- No to może urządzisz mu bal?
- o to przyszłam się zapytać? Ale co się stało? Czemu płaczesz?- bałam się o siostrę.
-Nic, ale...- zaczęła, ale znowu się rozpłakała.
- Ale... co?
- On ma z nią dziecko.- zatkało mnie.
- Co????- nie to było mocne.- I ON NIC CI NIE POWIEDZIAŁ?
- Sam się wczoraj dowiedział.
- A to zmienia postać rzeczy .- powiedziałam i usiadłam obok Elsy.
- Aniu, ale co teraz będzie?- przytuliła się do mnie.
- Nic musicie razem przez to przejść.
- Ale ona i jej dziecko może nas rozłączyć.
- A ja nie wierzę w to dziecko.On miał w tedy jakieś 17 no może 18 lat.Na pewno nie zrobił tego.
- Aniu, wiem że chcesz mnie pocieszyć, ale nie możesz. Tylko skoro ona wychowała to dziecko z Noth' em to czemu ani jej, ani dziecka nigdy nie spotkaliśmy, a byliśmy tam tyle razy.- Elsa zaczynała trzeźwo myśleć.
- Jest jeden sposób żeby się przekonać...
- Aniu nawet o tym nie myśl.
- Ale o czym?- zapytałam znając odpowiedź.
- Nie pojade do North'a.
- Elsa kochasz Jack'a.
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Chcesz z nim byc.
- No tak.
- To jedź do North'a i dowiedz się prawdy, jeśli nie zaryzykujesz to go stracisz.- nakłaniałam Elsę przez wiele godzin, ale w końcu uległa i postanowiła jutro pjechać do North'a ze mną i oczywiście nic nie mówiąc Jack'owi. po wyjściu od Elsy poszłam do kuchni powiadomić wszystkich o balu z okazji urodzin Kristoff'a, oczywiście urodziny Kristoff' a i bal Halloween' owy miały odbyć sie jako jeden bal, wieści o balu rozbiegły się po całym Arendelle jeszcze zanim zaszło słonce, a Kristoff o niczym się nie dowiedział.
- Anna
niedziela, 25 października 2015
Nie wierzę w to...
Witajcie,
Obudziłam się dziś dość wcześnie i nie mogłam więcej zasnąć. Za bardzo przejmowałam się tą całą hrabiną Kordianą i tym co usłyszała Anna. Kordiana... jest nieśmiertelna, uratowana przez Księżyc, znali się z Jack'iem od... zawsze... czy nie wydaje się lepszą kandydatką na żonę niż ja dla Jack'a? A tak w ogóle, czy któraś z nas opisała Wam jej wygląd? Chyba nie. Jest bardzo wysoka (wzrostem dorównuje Jack'owi), dość szczupła, ma średniej długości, ciemne włosy i bardzo ciemne, wąskie oczy. Ogólnie jest całkiem atrakcyjna. Dlatego mam coraz większe wątpliwości czy Jack nie zastanawia się właśnie nad wyborem...
- Śnieżynko...? - moje rozmyślania przerwał zaspany głos Jack'a.
Z uroczo rozczochranymi włosami i z resztkami snów wypisanymi w oczach podniósł się lekko na poduszkach i uśmiechnął się do mnie.
- Wszystko gra? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
- Hej... - pogłaskał mnie po policzku. - Przecież widzę, że czymś się martwisz. I czuję... - dodał z uśmiechem strzepując z kołdry płatki śniegu, które spadały powoli z spod baldachimu łóżka.
- Martwię się tą kobietą. - wyznałam. - Boję się, że... - głos mi się załamał i zacisnęłam powieki.
Jack z zatroskaną miną przytulił mnie do siebie i zaczął głaskać po włosach.
- Niczym się nie martw, Śnieżynko. - powiedział cicho. - Jesteś moją najpiękniejszą, najcudowniejszą, jedyną Śnieżynką i nigdy na nikogo bym Cię nie wymienił. Nigdy.
Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jego uścisk.
- Wiesz... może pójdziemy do niej razem i to wyjaśnimy? - zaproponował po chwili Jack.
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
Trzy godziny później wyszliśmy razem do ogrodów.
- Gdzie ona się zatrzymała? - zapytałam wycofując z głowy dziwną myśl, że może hrabina nocuje w krzakach.
- Chyba gdzieś w mieście, ale sama chciała się tu spotkać. - odrzekł Jack. - Tak jakby chciała rozmawiać specjalnie pod twoimi oknami.
"Małpa." - pomyślałam, ale na głos tylko westchnęłam. Czekaliśmy chwilę, po czym kobieta nadeszła. Miała na sobie ciemno-liliowo-brązową sukienkę i długi szal owinięty wokół szyi i ramion. Gdy spostrzegła mnie, uniosła brwi.
- Dzień dobry. - powiedziała oschłym tonem. - Kto to? - zwróciła się do Jack'a.
- Moja żona. - odrzekł łapiąc mnie za rękę. - Chcemy z tobą pogadać. Musisz dać sobie spokój. Może kiedyś byliśmy blisko, ale kobieto... to było kilkaset lat temu! Opamiętaj się!
- O nie, kochany. - położyła ręce na biodrach. - To ty się opamiętaj!
Tym razem ja uniosłam brwi.
- Nie rozumiesz? - postanowiłam włączyć się do rozmowy. - Jack rozpoczął nowe życie. Nie wszystko musi kręcić się wokół ciebie...
- Kotku, ty lepiej się w ogóle w to nie mieszaj, bo ty... - zaczęła hrabina. - ... nie masz z tym zupełnie nic wspólnego.
- Nie mów tak do niej. - warknął Jack. - To twoja królowa!
- Nie mieszkam w Arendelle, tutejszą królową mogę mieć gdzieś. - prychnęła.
Zacisnęłam zęby i poprawiłam rękawiczki z trudem powstrzymując się od wycelowania w nią ostrego sopla.
- Przejdźmy do rzeczy i skup się lepiej, Jackie. - zrobiła krok w stronę Jack'a. - Może myślisz, że znalazłeś nowy dom, zaliczyłeś niezłą sztukę i masz spokój. Może już o mnie zapomniałeś. Ale niestety to co zaraz ci powiem zrujnuje wszystkie twoje plany.
Jack uniósł brwi wyczekująco.
- Pewnie nie pamiętasz już wszystkich chwil jakie spędziliśmy wspólnie przed śmiercią. Ale cóż... ja nie miałam jak zapomnieć. Przed śmiercią bowiem zostawiłeś mi pewien prezent. Maleńki, ale został ze mną aż do... zastanówmy się... ach tak. Do mniej więcej dziewięciu miesięcy po tym jak uratował mnie Księżyc.
Nogi się pode mną ugięły i poczułam, że zaraz stracę przytomność.
- Słucham? - zapytał Jack.
- Nie pamiętasz. - zaśmiała się Kordiana. - Jesteś bardzo rozrzutny Jackie. Zrobiłeś mi dzidziusia i sobie umarłeś. A ja urodziłam go spokojnie i wychowałam w domu Northa.
Jack wpatrywał się w nią bez słowa. Ja zacisnęłam powieki i pokręciłam głową. Poczułam jak ziemia pod moimi nogami pokrywa się lodem. Bez słowa rzuciłam się biegiem do pałacu.
- Elsa.
Obudziłam się dziś dość wcześnie i nie mogłam więcej zasnąć. Za bardzo przejmowałam się tą całą hrabiną Kordianą i tym co usłyszała Anna. Kordiana... jest nieśmiertelna, uratowana przez Księżyc, znali się z Jack'iem od... zawsze... czy nie wydaje się lepszą kandydatką na żonę niż ja dla Jack'a? A tak w ogóle, czy któraś z nas opisała Wam jej wygląd? Chyba nie. Jest bardzo wysoka (wzrostem dorównuje Jack'owi), dość szczupła, ma średniej długości, ciemne włosy i bardzo ciemne, wąskie oczy. Ogólnie jest całkiem atrakcyjna. Dlatego mam coraz większe wątpliwości czy Jack nie zastanawia się właśnie nad wyborem...
- Śnieżynko...? - moje rozmyślania przerwał zaspany głos Jack'a.
Z uroczo rozczochranymi włosami i z resztkami snów wypisanymi w oczach podniósł się lekko na poduszkach i uśmiechnął się do mnie.
- Wszystko gra? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
- Hej... - pogłaskał mnie po policzku. - Przecież widzę, że czymś się martwisz. I czuję... - dodał z uśmiechem strzepując z kołdry płatki śniegu, które spadały powoli z spod baldachimu łóżka.
- Martwię się tą kobietą. - wyznałam. - Boję się, że... - głos mi się załamał i zacisnęłam powieki.
Jack z zatroskaną miną przytulił mnie do siebie i zaczął głaskać po włosach.
- Niczym się nie martw, Śnieżynko. - powiedział cicho. - Jesteś moją najpiękniejszą, najcudowniejszą, jedyną Śnieżynką i nigdy na nikogo bym Cię nie wymienił. Nigdy.
Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam jego uścisk.
- Wiesz... może pójdziemy do niej razem i to wyjaśnimy? - zaproponował po chwili Jack.
Kiwnęłam głową z uśmiechem.
Trzy godziny później wyszliśmy razem do ogrodów.
- Gdzie ona się zatrzymała? - zapytałam wycofując z głowy dziwną myśl, że może hrabina nocuje w krzakach.
- Chyba gdzieś w mieście, ale sama chciała się tu spotkać. - odrzekł Jack. - Tak jakby chciała rozmawiać specjalnie pod twoimi oknami.
"Małpa." - pomyślałam, ale na głos tylko westchnęłam. Czekaliśmy chwilę, po czym kobieta nadeszła. Miała na sobie ciemno-liliowo-brązową sukienkę i długi szal owinięty wokół szyi i ramion. Gdy spostrzegła mnie, uniosła brwi.
- Dzień dobry. - powiedziała oschłym tonem. - Kto to? - zwróciła się do Jack'a.
- Moja żona. - odrzekł łapiąc mnie za rękę. - Chcemy z tobą pogadać. Musisz dać sobie spokój. Może kiedyś byliśmy blisko, ale kobieto... to było kilkaset lat temu! Opamiętaj się!
- O nie, kochany. - położyła ręce na biodrach. - To ty się opamiętaj!
Tym razem ja uniosłam brwi.
- Nie rozumiesz? - postanowiłam włączyć się do rozmowy. - Jack rozpoczął nowe życie. Nie wszystko musi kręcić się wokół ciebie...
- Kotku, ty lepiej się w ogóle w to nie mieszaj, bo ty... - zaczęła hrabina. - ... nie masz z tym zupełnie nic wspólnego.
- Nie mów tak do niej. - warknął Jack. - To twoja królowa!
- Nie mieszkam w Arendelle, tutejszą królową mogę mieć gdzieś. - prychnęła.
Zacisnęłam zęby i poprawiłam rękawiczki z trudem powstrzymując się od wycelowania w nią ostrego sopla.
- Przejdźmy do rzeczy i skup się lepiej, Jackie. - zrobiła krok w stronę Jack'a. - Może myślisz, że znalazłeś nowy dom, zaliczyłeś niezłą sztukę i masz spokój. Może już o mnie zapomniałeś. Ale niestety to co zaraz ci powiem zrujnuje wszystkie twoje plany.
Jack uniósł brwi wyczekująco.
- Pewnie nie pamiętasz już wszystkich chwil jakie spędziliśmy wspólnie przed śmiercią. Ale cóż... ja nie miałam jak zapomnieć. Przed śmiercią bowiem zostawiłeś mi pewien prezent. Maleńki, ale został ze mną aż do... zastanówmy się... ach tak. Do mniej więcej dziewięciu miesięcy po tym jak uratował mnie Księżyc.
Nogi się pode mną ugięły i poczułam, że zaraz stracę przytomność.
- Słucham? - zapytał Jack.
- Nie pamiętasz. - zaśmiała się Kordiana. - Jesteś bardzo rozrzutny Jackie. Zrobiłeś mi dzidziusia i sobie umarłeś. A ja urodziłam go spokojnie i wychowałam w domu Northa.
Jack wpatrywał się w nią bez słowa. Ja zacisnęłam powieki i pokręciłam głową. Poczułam jak ziemia pod moimi nogami pokrywa się lodem. Bez słowa rzuciłam się biegiem do pałacu.
- Elsa.
sobota, 24 października 2015
Szpiegowanie :)
Hejo,
Przepraszam że nie pisałyśmy, ale razem z Elsą byłyśmy zajęte sprawą z hrabiną.
Gdy dziś rano wstałam i postanowiłam pójść do Elsy zobaczyłam Jack' a i postanowiłam iść za nim.
- Jak to możliwe że, że...- powiedział nie witając się ze swoją rozmówczynią, która siedziała w różanej altanie Elsy, oczywiście to była hrabina.
- Och, Jack postanowiłeś jednak przyjść.- uśmiechnęła się.
- Jak to możliwe że żyjesz?- zapytał Jack władczym tonem.
- Och czy ty na pewno chcesz wiedzieć?- zapytała go.
- Jak...?- zaczął Jack, ale ona mu przerwała.
- No dobrze, już ci mówię. Kiedy twoja siostra przybiegła do wioski i krzyczała o pomoc, bo wpadłeś do jeziora, wszyscy pobiegli, ale kiedy tam dobiegliśmy ludzie powiedzieli że zanurkowanie grozi śmiercią i że ty na pewno już nie żyjesz. Ja bardzo to przeżywałam i dokładnie rok po tym wypadku nie dałam rady i z samego rana poszłam nad jezioro i powiesiłam się na jednym z drzew, na moje nieszczęście, wtedy mi się tak wydawało, przyleciał North...- mówiła tak jakby ćwiczyła to wiele lat.
- Skąd znasz North' a?- zapytał Jack.
- Daj mi dokończyć. I myślałam że on mnie uratował i żyję, ale on wytłumaczył mi że nie żyję jestem duchem, później zamieszkałam u niego.- rozłożyła ręce, a minę miała w stylu '' Ta dam''
- Ale przecież... Co z moimi rodzicami i z siostrą, co z twoimi rodzicami przecież oni cię kochali nie mogli bez ciebie żyć i jak po twojej stracie dalej prowadzili wioskę?- Jack zadał te wszystkie pytania na jednym wdechu.
- Twoi rodzice wyprowadzili się, a twoja siostra próbowała cię ratować i także się utopiłam, a moi rodzice tak jak powiedziałeś nie potrafili beze mnie żyć i także się powiesili. A wioskę spalono, bo stwierdzono że to wioska duchów i śmiecie po pięciu śmierciach w ciągu roku.- powiedziała to z takim smutkiem.
- No cóż, ale po co mnie znalazłaś?- Jack powoli wychodził z szoku po tym jak się dowiedział tego wszystkiego.
- Jack ja cię kocham i teraz kiedy jestem nieśmiertelna...
- No właśnie wciąż nie odpowiedziałaś na pytanie.
- North poprosił księżyc o moją nieśmiertelność, nie jestem strażnikiem, ale istnieję i bardzo cię kocham i chce z tobą być i nikt mi cię nie zabierze.- przytuliła go i chciała pocałować i kiedy już myślałam że go pocałuje on się od niej odsunął.
- Ale ja mam żonę, którą kocham i na pewno jej nie zdradzę, a poza tym ja cię nie kocham.- powiedział Jack i odleciał zostawiając ją samą w altanie, a ja poszłam do Elsy żeby jej wszystko powiedzieć i kiedy weszłam do jej sypialni to już nie spała, opowiedziałam jej wszystko i przez cały czas płakała, ale kiedy jej powiedziałam co on powiedziała hrabinie na końcu to uśmiechnęła się i powiedziała.
- Kocham go i też bym go nigdy nie zdradziła.
- Anna
środa, 21 października 2015
Razem jakoś sobie poradzimy...
Witajcie,
Rano bez zastanowienia poszłam do Anny i opowiedziałam jej o wszystkim co słyszałam przez balkon.
- To... - zaczęła z niedowierzającą miną. - ...nie...niewiarygodne. O co w ogóle chodzi? Brzmi jakby to była jakaś jego była dziewczyna.
- Wiem. - odrzekłam. - Ale myślałam, że... jeśli jest jego byłą to skąd się tu wzięła i czego od niego chce? I dlaczego on tak dziwnie się zachowywał?
- I dlaczego po prostu nam tego nie powiedział? - kontynuowała Ania. - Przecież jeśli jest tak jak myślimy, to nie jego wina, że jego była się tu przypałętała.
Kiwnęłam głową.
- Porozmawiam z nim. - powiedziałam po chwili wstając.
- Tylko delikatnie. Królowa-morderczyni nie byłaby mile widziana.
Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam. Nadal byłam zła, ale w tamtej chwili myślałam tylko o tym, aby Jack mi wytłumaczył co tu się dzieje. Możliwe przecież, że sam nie wie co robić. Czekałam na niego długo. Zjawił się w zamku dopiero po południu.
- Jack. - odezwałam się.
Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Kim jest ta kobieta?
Wziął głęboki oddech i zrobił krok do przodu.
- Nic Ci nie zrobię. - przewróciłam oczami. - Chcę tylko szczerych wyjaśnień.
Stał chwilę bez ruchu po czym przysunął drewniane, białe krzesełko stojące przy toaletce i usiadł obok mnie.
- Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze... - zaczął cicho. - ...gdybym sam to rozumiał.
- Jak to? - zapytałam.
- Przyjaźniłem się z Kordianą kiedy... zanim... właściwie od setek lat powinna nie żyć. - powiedział.
- Słucham?! - wyrwało mi się.
Kiwnął lekko głową.
- To wszystko działo się zanim stałem się Strażnikiem. Poznaliśmy się w mojej wiosce.
- Znałeś ją... za życia? - zapytałam z niedowierzaniem.
Ponownie kiwnął głową i zmarszczył brwi.
- Sama widzisz, że to nawet dla mnie niesamowicie trudne i jestem totalnie zagubiony. Próbowałem dowiedzieć się jakim cudem żyje, ale nie dowiedziałem się.
- Ale czego ona od Ciebie chce?
- Jakoś odnalazła mnie po... takim czasie. Pewnie uważa, że dalej chcę z nią być. - odrzekł.
Spuściłam głowę. Jack natychmiast odczytał moje myśli i uniósł delikatnie mój podbródek.
- Nie potrafi zrozumieć, że odnalazłem swoje szczęście. W mojej jedynej, kochanej Śnieżynce. - szepnął.
Uśmiechnęłam się lekko, a on pocałował mnie.
- Musisz dowiedzieć się jakim cudem się tu znalazła i czy na pewno nie stanowi dla nas większego zagrożenia. - powiedziałam po chwili.
- Dobrze. - odrzekł Jack. - Razem jakoś sobie poradzimy.
- Elsa.
Rano bez zastanowienia poszłam do Anny i opowiedziałam jej o wszystkim co słyszałam przez balkon.
- To... - zaczęła z niedowierzającą miną. - ...nie...niewiarygodne. O co w ogóle chodzi? Brzmi jakby to była jakaś jego była dziewczyna.
- Wiem. - odrzekłam. - Ale myślałam, że... jeśli jest jego byłą to skąd się tu wzięła i czego od niego chce? I dlaczego on tak dziwnie się zachowywał?
- I dlaczego po prostu nam tego nie powiedział? - kontynuowała Ania. - Przecież jeśli jest tak jak myślimy, to nie jego wina, że jego była się tu przypałętała.
Kiwnęłam głową.
- Porozmawiam z nim. - powiedziałam po chwili wstając.
- Tylko delikatnie. Królowa-morderczyni nie byłaby mile widziana.
Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam. Nadal byłam zła, ale w tamtej chwili myślałam tylko o tym, aby Jack mi wytłumaczył co tu się dzieje. Możliwe przecież, że sam nie wie co robić. Czekałam na niego długo. Zjawił się w zamku dopiero po południu.
- Jack. - odezwałam się.
Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem.
- Kim jest ta kobieta?
Wziął głęboki oddech i zrobił krok do przodu.
- Nic Ci nie zrobię. - przewróciłam oczami. - Chcę tylko szczerych wyjaśnień.
Stał chwilę bez ruchu po czym przysunął drewniane, białe krzesełko stojące przy toaletce i usiadł obok mnie.
- Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze... - zaczął cicho. - ...gdybym sam to rozumiał.
- Jak to? - zapytałam.
- Przyjaźniłem się z Kordianą kiedy... zanim... właściwie od setek lat powinna nie żyć. - powiedział.
- Słucham?! - wyrwało mi się.
Kiwnął lekko głową.
- To wszystko działo się zanim stałem się Strażnikiem. Poznaliśmy się w mojej wiosce.
- Znałeś ją... za życia? - zapytałam z niedowierzaniem.
Ponownie kiwnął głową i zmarszczył brwi.
- Sama widzisz, że to nawet dla mnie niesamowicie trudne i jestem totalnie zagubiony. Próbowałem dowiedzieć się jakim cudem żyje, ale nie dowiedziałem się.
- Ale czego ona od Ciebie chce?
- Jakoś odnalazła mnie po... takim czasie. Pewnie uważa, że dalej chcę z nią być. - odrzekł.
Spuściłam głowę. Jack natychmiast odczytał moje myśli i uniósł delikatnie mój podbródek.
- Nie potrafi zrozumieć, że odnalazłem swoje szczęście. W mojej jedynej, kochanej Śnieżynce. - szepnął.
Uśmiechnęłam się lekko, a on pocałował mnie.
- Musisz dowiedzieć się jakim cudem się tu znalazła i czy na pewno nie stanowi dla nas większego zagrożenia. - powiedziałam po chwili.
- Dobrze. - odrzekł Jack. - Razem jakoś sobie poradzimy.
- Elsa.
wtorek, 20 października 2015
Kim ona do c*****y jest?!!
Witajcie,
Pobiegłam za Jack'iem. Chciałam przede wszystkim dowiedzieć się o co chodzi z tą kobietą, ale też wygarnąć mu, że zatrzasnął jej pałacowe wrota przed nosem. Jeśli była kimś ważnym, na przykład z wiadomością z jakiegoś królestwa, to chyba go zabiję. Wbiegłam za nim do naszej sypialni i podeszłam do niego szybkim krokiem.
- Jack, co to było?! - krzyknęłam. - Dlaczego tak ją potraktowałeś?!
Do pokoju wbiegła Anna.
- Elsa! Elsa, nie drzyj się na niego! To nie jego wina, to ta baba była jakaś psychiczna! - podeszła do mnie. - Powiedziała, że to on ją zaprosił.
- Słucham? - zapytałam patrząc na Jack'a morderczym wzrokiem.
Pokręcił głową i usiadł na łóżku.
- Naprawdę jej nie znam. - powiedział i spojrzał na mnie. - To pewnie jakaś przyjaciółeczka Roszpunki, nasłała ją czy co.
Spojrzałam na Anię. Wzruszyła tylko ramionami i stwierdziła:
- Pewnie Jack ma rację.
Westchnęłam, jednak po chwili kiwnęłam głową i udałam się do gabinetu. Mimo zapewnień Jack'a i siostry ta sytuacja wydawała mi się dziwna. A Roszpunka? Jak dla mnie, nie ma z tym nic wspólnego. Przecież po co wysyłałaby kogoś do Arendelle...
Wieczorem weszłam do swojej komnaty. Spodziewałam się zastać tam Jack'a, jednak nie było go. Właściwie to nie widziałam go od rozmowy. Nieco zdenerwowana usiadłam przed toaletką i zaczęłam ozdabiać lustro lodowymi wzorkami, żeby nie skupiać się na tej sprawie i ciągłym przeczuciu, że tajemnicza kobieta jednak jest kimś dla Jack'a. Zmroziło mi krew w żyłach gdy nagle usłyszałam z zewnątrz jakieś głosy. Jeden niewątpliwie należał do mojego męża. A drugi... drugi był nieznany. Po cichutku wyszłam na balkon i wychyliłam się lekko. Niestety było już ciemno, a w dodatku rozmawiające osoby zdawały się stać odrobinę w zaroślach. Postanowiłam więc jedynie nasłuchiwać.
- ...mówię Ci po raz pięćdziesiąty, wytłumacz mi jak! Przecież to niemożliwe, powinnaś... - mówił Jack, ale drugi głos (kobiecy) mu przerwał:
- Nie tylko ty masz kontakty ze Strażnikami, złociutki.
- Mów jaśniej. - odezwał się Jack.
Słyszałam w jego głosie zdenerwowanie i niepewność. Za to kobieta mówiła pewnym siebie, nawet rozbawionym tonem:
- Hola, to nie jakieś przesłuchanie. Ty lepiej powiedz jak się tu znalazłeś i jakim cudem mieszkasz w tym cacku...?
- Ja... - w tym momencie Jack spojrzał w górę nerwowo.
Szybko schowałam się za kamienną balustradą, ale nie byłam pewna czy mnie nie widział.
- ...ja... Znalazłem tu nowe życie, szczęśliwe i... idealne. Nie chcę mieć już z tobą nic do czynienia. - powiedział o wiele bardziej zdecydowanym tonem. - Wracaj skąd przybyłaś i daj mi spokój.
Po czym zobaczyłam jak wzbija się w powietrze.
- Jackie! No weź! - krzyknęła za nim kobieta, ale on odleciał szybko w stronę głównej bramy.
Nie mogłam dostrzec co robi kobieta, ale właściwie nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam wściekła i przerażona zarazem. Chciałam dopaść Jack'a, nawrzeszczeć na niego i dowiedzieć się co to za kobieta i co go z nią łączy.
Jednak tej nocy nie pojawił się w naszej sypialni.
- Elsa.
Pobiegłam za Jack'iem. Chciałam przede wszystkim dowiedzieć się o co chodzi z tą kobietą, ale też wygarnąć mu, że zatrzasnął jej pałacowe wrota przed nosem. Jeśli była kimś ważnym, na przykład z wiadomością z jakiegoś królestwa, to chyba go zabiję. Wbiegłam za nim do naszej sypialni i podeszłam do niego szybkim krokiem.
- Jack, co to było?! - krzyknęłam. - Dlaczego tak ją potraktowałeś?!
Do pokoju wbiegła Anna.
- Elsa! Elsa, nie drzyj się na niego! To nie jego wina, to ta baba była jakaś psychiczna! - podeszła do mnie. - Powiedziała, że to on ją zaprosił.
- Słucham? - zapytałam patrząc na Jack'a morderczym wzrokiem.
Pokręcił głową i usiadł na łóżku.
- Naprawdę jej nie znam. - powiedział i spojrzał na mnie. - To pewnie jakaś przyjaciółeczka Roszpunki, nasłała ją czy co.
Spojrzałam na Anię. Wzruszyła tylko ramionami i stwierdziła:
- Pewnie Jack ma rację.
Westchnęłam, jednak po chwili kiwnęłam głową i udałam się do gabinetu. Mimo zapewnień Jack'a i siostry ta sytuacja wydawała mi się dziwna. A Roszpunka? Jak dla mnie, nie ma z tym nic wspólnego. Przecież po co wysyłałaby kogoś do Arendelle...
Wieczorem weszłam do swojej komnaty. Spodziewałam się zastać tam Jack'a, jednak nie było go. Właściwie to nie widziałam go od rozmowy. Nieco zdenerwowana usiadłam przed toaletką i zaczęłam ozdabiać lustro lodowymi wzorkami, żeby nie skupiać się na tej sprawie i ciągłym przeczuciu, że tajemnicza kobieta jednak jest kimś dla Jack'a. Zmroziło mi krew w żyłach gdy nagle usłyszałam z zewnątrz jakieś głosy. Jeden niewątpliwie należał do mojego męża. A drugi... drugi był nieznany. Po cichutku wyszłam na balkon i wychyliłam się lekko. Niestety było już ciemno, a w dodatku rozmawiające osoby zdawały się stać odrobinę w zaroślach. Postanowiłam więc jedynie nasłuchiwać.
- ...mówię Ci po raz pięćdziesiąty, wytłumacz mi jak! Przecież to niemożliwe, powinnaś... - mówił Jack, ale drugi głos (kobiecy) mu przerwał:
- Nie tylko ty masz kontakty ze Strażnikami, złociutki.
- Mów jaśniej. - odezwał się Jack.
Słyszałam w jego głosie zdenerwowanie i niepewność. Za to kobieta mówiła pewnym siebie, nawet rozbawionym tonem:
- Hola, to nie jakieś przesłuchanie. Ty lepiej powiedz jak się tu znalazłeś i jakim cudem mieszkasz w tym cacku...?
- Ja... - w tym momencie Jack spojrzał w górę nerwowo.
Szybko schowałam się za kamienną balustradą, ale nie byłam pewna czy mnie nie widział.
- ...ja... Znalazłem tu nowe życie, szczęśliwe i... idealne. Nie chcę mieć już z tobą nic do czynienia. - powiedział o wiele bardziej zdecydowanym tonem. - Wracaj skąd przybyłaś i daj mi spokój.
Po czym zobaczyłam jak wzbija się w powietrze.
- Jackie! No weź! - krzyknęła za nim kobieta, ale on odleciał szybko w stronę głównej bramy.
Nie mogłam dostrzec co robi kobieta, ale właściwie nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam wściekła i przerażona zarazem. Chciałam dopaść Jack'a, nawrzeszczeć na niego i dowiedzieć się co to za kobieta i co go z nią łączy.
Jednak tej nocy nie pojawił się w naszej sypialni.
- Elsa.
niedziela, 18 października 2015
Co to za baba?
Hejo,
Dziś rano postanowiłam napisać krótki list do Roszpunki, ale nie powiedziałam nikomu, oczywiście napisałam jej wszystkie obelgi które wczoraj wykrzyczałam na cały zamek i podpisałam się " Kochana kuzynka Ania" i poszłam do miasta ( nie mogłam dać go służącej, bo zaraz by zaczeły mówić gdyby zobaczyły odbiorcę) gdy wracałam z miasta zauważyłam jakąś kobietę przed bramą.
- Wpuście mnie.- Krzyczała do straży.
- Przepraszam, ale dlaczego chce pani wejść do tego zamku?- zapytałam.
- Odejdź ode mnie wieśniaczko.- odepchnęła mnie.
- Otworzyć drzwi.- usłyszałam i wrota się otwarły.
- No nareszcie.- powiedziała kobieta i już chciała wchdzić.
- A kim pani jest?- zapytał ją strażnik.
- Ja jestem Hrabina Kordiana.
- Przepraszam, ale czy została Hrabina zaproszona?
- Zostałam zaproszona przez Jack' a Frosta.
- Na pewno nie.- powiedziałam stając przed nią.
- Powiedziałam nie odzywaj się wieśniaczko.- krzyknęła na mnie i już miałam się na nią wydrzeć.
- Jak śmiesz kobieto krzyczeć na moją siostrę.- Elsa kroczyła władczym krokiem, a obok niej Jack.
- Elso, Jack' u możemu zamienić słówko?- zapytałam i odeszliśmy na bok.- Ona mówi że ty ją zaprosiłeś.
- Co ja? Ale ja jej nie znam.- Jack był zdziwiony i wściekły, podszedł do kobiety i wykrzyczał jej prosto w twarz.- JA CIĘ NIE ZNAM KOBIETO. Do widzenia.- i zamknął jej wrota przed twarzą i uciekł na górę, a Elsa pobiegła za nim.
- Anna
sobota, 17 października 2015
Wspaniałe wieści od....?
Witajcie,
Dziś rano, zaraz po wstaniu przeszłam do gabinetu i usiadłam do odpisywania na ważne i mniej ważne listy. Coś jednak przykuło moją uwagę. Zawsze bowiem mam na biurku wszystko poukładane (chyba, że Jack nielegalnie tu grzebał) i dzięki temu wiem, gdzie co jest. Listy na prawym stosie, dokumenty na lewym, a pośrodku wszystko inne. Było tak i tym razem jednak obok prawego stosu kartek leżała luzem jedna koperta. Ze zdziwieniem sięgnęłam po nią.
- Tamaro! - zawołałam.
Służąca przybiegła po trzech sekundach.
- Coś się stało, królowo? - podeszła do mnie.
- Wiesz może kto przyniósł ten list? I czemu nie dostarczono mi go bezpośrednio? - pokazałam jej kopertę.
- Oo... - zrobiła zmartwioną minę. - Wczoraj wieczorem zamorski kurier dostarczył ten list, ale nie ma na nim żadnego herbu. Nie wiedzieliśmy do kogo jest i nie chcieliśmy królowej złościć.
- Zostawiliście go tu bez słowa?
Kobieta kiwnęła głową z lekko przestraszoną miną.
- No dobrze, ale więcej tak nie róbcie. - westchnęłam. - Przynoście mi wszystko niezależnie od tego czy wiadomo co to jest czy nie.
- Dobrze. - ukłoniła się lekko.
- Możesz iść.
Służąca wyszła szybko, a ja usiadłam z powrotem do biurka i przyjrzałam się bliżej kopercie. Faktycznie nie było na niej żadnego herbu czy choćby znaku rozpoznawczego. Otworzyłam ją jednak i wyjęłam pergamin. Było na nim napisane:
Hańba Wam na zawsze!!!
Wiem, że jesteście wyjątkowo niewychowani i okropni, ale to już przekroczyło wszelkie granice! Ja w końcu odnalazłam szczęście, a Wy śmialiście mieć to gdzieś?! Niedoczekanie!! Moja mama mówi, że szkoda na Was czasu więc tylko piszę list i nie śmiejcie nawet odpisać!! Nie mam zamiaru się z Wami zadawać! Po prostu musiałam wygarnąć Wam złe zachowanie! Bardzo złe! Nie zjawić się na ślubie własnej kuzynki?! Hańba!!!!
Podpisu również nie było, ale i bez niego mogłam bez trudu domyślić się od kogo jest list.
- Elso? - do gabinetu weszła Anna. - O, jesteś. Wszędzie Cię szukam. Co tak się schowałaś?
Podeszła do mnie i postawiła na biurku dwa kubki gorącej herbaty.
- Wszystko gra?
- Tak, tak. Tylko nasza kochana Roszpuneczka znowu daje o sobie znać. - odrzekłam.
- Jak to?
Podałam jej list. Przeczytała a następnie zaczęła wykrzykiwać na cały zamek najróżniejsze obelgi i przezwiska ze specjalną dedykacją dla Roszpunki. Niestety nie napiszę ich Wam, bo to mogłoby źle zadziałać na Waszą psychikę.
- Ona jest nienormalna. - powiedziała Ania gdy w końcu trochę się uspokoiła.
- Przecież wiem. - uśmiechnęłam się. - Wiesz, Aniu, chyba nie ma się co wydzierać. W końcu to tylko głupi list.
Siostra po chwili odwzajemniła uśmiech i zdecydowanym ruchem wrzuciła list do kosza.
- Elsa.
Dziś rano, zaraz po wstaniu przeszłam do gabinetu i usiadłam do odpisywania na ważne i mniej ważne listy. Coś jednak przykuło moją uwagę. Zawsze bowiem mam na biurku wszystko poukładane (chyba, że Jack nielegalnie tu grzebał) i dzięki temu wiem, gdzie co jest. Listy na prawym stosie, dokumenty na lewym, a pośrodku wszystko inne. Było tak i tym razem jednak obok prawego stosu kartek leżała luzem jedna koperta. Ze zdziwieniem sięgnęłam po nią.
- Tamaro! - zawołałam.
Służąca przybiegła po trzech sekundach.
- Coś się stało, królowo? - podeszła do mnie.
- Wiesz może kto przyniósł ten list? I czemu nie dostarczono mi go bezpośrednio? - pokazałam jej kopertę.
- Oo... - zrobiła zmartwioną minę. - Wczoraj wieczorem zamorski kurier dostarczył ten list, ale nie ma na nim żadnego herbu. Nie wiedzieliśmy do kogo jest i nie chcieliśmy królowej złościć.
- Zostawiliście go tu bez słowa?
Kobieta kiwnęła głową z lekko przestraszoną miną.
- No dobrze, ale więcej tak nie róbcie. - westchnęłam. - Przynoście mi wszystko niezależnie od tego czy wiadomo co to jest czy nie.
- Dobrze. - ukłoniła się lekko.
- Możesz iść.
Służąca wyszła szybko, a ja usiadłam z powrotem do biurka i przyjrzałam się bliżej kopercie. Faktycznie nie było na niej żadnego herbu czy choćby znaku rozpoznawczego. Otworzyłam ją jednak i wyjęłam pergamin. Było na nim napisane:
Hańba Wam na zawsze!!!
Wiem, że jesteście wyjątkowo niewychowani i okropni, ale to już przekroczyło wszelkie granice! Ja w końcu odnalazłam szczęście, a Wy śmialiście mieć to gdzieś?! Niedoczekanie!! Moja mama mówi, że szkoda na Was czasu więc tylko piszę list i nie śmiejcie nawet odpisać!! Nie mam zamiaru się z Wami zadawać! Po prostu musiałam wygarnąć Wam złe zachowanie! Bardzo złe! Nie zjawić się na ślubie własnej kuzynki?! Hańba!!!!
Podpisu również nie było, ale i bez niego mogłam bez trudu domyślić się od kogo jest list.
- Elso? - do gabinetu weszła Anna. - O, jesteś. Wszędzie Cię szukam. Co tak się schowałaś?
Podeszła do mnie i postawiła na biurku dwa kubki gorącej herbaty.
- Wszystko gra?
- Tak, tak. Tylko nasza kochana Roszpuneczka znowu daje o sobie znać. - odrzekłam.
- Jak to?
Podałam jej list. Przeczytała a następnie zaczęła wykrzykiwać na cały zamek najróżniejsze obelgi i przezwiska ze specjalną dedykacją dla Roszpunki. Niestety nie napiszę ich Wam, bo to mogłoby źle zadziałać na Waszą psychikę.
- Ona jest nienormalna. - powiedziała Ania gdy w końcu trochę się uspokoiła.
- Przecież wiem. - uśmiechnęłam się. - Wiesz, Aniu, chyba nie ma się co wydzierać. W końcu to tylko głupi list.
Siostra po chwili odwzajemniła uśmiech i zdecydowanym ruchem wrzuciła list do kosza.
- Elsa.
czwartek, 15 października 2015
Jesienną zabawa
Hejo,
Jak wiecie od Elsy byłam obrażona na Kristoff' a za to że nie powiedział mi o Gryseldzie, ale czekolada czyni cuda :-D
A dziś postanowiła wybrać się na jesienny spacer. Ubrałam cieplutko Lenkę i założyłam najcieplejszą pelerynę podróżują, a później poszła do sypilani Jack' a i Elsy.
- Puk puk czy jest tu kto?- zapytałam wchodząc z Leną na rękach.
- O Ania.- powiedział Jack że zdziwioną miną.- Chciałaś coś?
- Tak, zapytać czy chcecie iść z nami na spacer jesienny?
- Ją bardzo chętnie.- powiedział Jack.
- Ja do was dołączę później.- powiedziała Elsa uśmiechając się spod kołdry.
-Dobrze, to idzeimy?- spojrzałam na Jack' a.
- Tak.- i wyszliśmy.
- Jack?
- Tak?
- Czy mógłbyś zabrać Lenę?
- Tak, a coś nie tak?- zapytał.
- Chyba za długo stała z nią na rękach i jest mi trochę duszności.
- Aniu? Gdzie ty Chodzież?- zapytał Kristoff' wychodząc z bocznego korytarza.- Aniu co się dzieje?
- Duszności jej, wyprowadziła ją na świerze powietrze.- powiedział Jack i wyszliśmy z zamku.
- I jak lepiej?- zapytał Kristoff'.
- Tak, chodź.- pociągnęła go w stronę Jack' a i Leny którzy robili kupkę liści i w nią skakali.
- Jej, ale zabawa. Uwielbiam jesień.
- A po jesieni jest...- powiedziała Elsa wychodząc z zamku ubrana w ciemną pelerynę bardzo przypominającą tą z koronacji.
- ZIMA!!!- wszyscy krzyjkneli zgodnie.
- Zimą, zima, zima.- krzyczał Leną skacząc do kupki.
- Anna
środa, 14 października 2015
Ania nie oprze się czekoladzie.
Witajcie,
Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałyśmy, ale w zasadzie nie było za dużo do opowiadania. Po "zniknięciu" Gryseldy, nasze życie wróciło do codziennej rutyny. No, może z wyjątkiem tego, że na początku tuż po powrocie, Anna była obrażona na Kristoff'a. Uznała, że powinien od razu powiedzieć jej o Gryseldzie, i że poczuła się pominięta, niekochana i po prostu, że śmiertelnie się obraziła. Dlatego też Kristoff nakupował jej chyba z pięćdziesiąt pudełek czekolady, po czym naznosił jej mnóstwo bukietów (nie mam zielonego pojęcia skąd wziął kwiaty w środku jesieni). Na początku nawet nie otwierała mu drzwi.
- Nie przekupisz mnie czekoladą! - wrzasnęła z wnętrza sypialni.
Kristoff poprosił mnie żebym mu pomogła z tym wszystkim, bo jak uznał "dobrze znam Annę". Dlatego on sterczał pod jej drzwiami, a ja opierałam się o ścianę trochę dalej.
- Aniu! Przecież lubisz czekoladę! - jęknął.
- Ale mnie nią nie przekupisz! - odparła.
Oczywiście nie była to prawda, Anka da się przekupić choćby za jedną kostkę czekolady, ale w tej chwili widocznie zgrywała twardą. Kristoff spojrzał na mnie jakbym była wszystkiemu winna. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Radź sobie sam. - powiedziałam i wróciłam do swojej komnaty.
Jakieś dwie godziny potem razem z Jack'iem usłyszeliśmy śmiech Anny, co było wyjątkowo dziwne w zaistniałej sytuacji. Wyjrzeliśmy więc na korytarz, a tam... Kristoff i Anna siedzieli sobie na dywanie dosłownie w przejściu, jedli czekoladę i rozsypywali wszędzie płatki kwiatów.
- Co wy.... - podeszłam do nich.
- O, Elso! - zaśmiała się Anka. - Chcesz kawałek czekolady?
- A jednak.... - uśmiechnęłam się.
Ania nie oprze się czekoladzie. O nie.
- Elsa.
Wybaczcie, że tak długo nic nie pisałyśmy, ale w zasadzie nie było za dużo do opowiadania. Po "zniknięciu" Gryseldy, nasze życie wróciło do codziennej rutyny. No, może z wyjątkiem tego, że na początku tuż po powrocie, Anna była obrażona na Kristoff'a. Uznała, że powinien od razu powiedzieć jej o Gryseldzie, i że poczuła się pominięta, niekochana i po prostu, że śmiertelnie się obraziła. Dlatego też Kristoff nakupował jej chyba z pięćdziesiąt pudełek czekolady, po czym naznosił jej mnóstwo bukietów (nie mam zielonego pojęcia skąd wziął kwiaty w środku jesieni). Na początku nawet nie otwierała mu drzwi.
- Nie przekupisz mnie czekoladą! - wrzasnęła z wnętrza sypialni.
Kristoff poprosił mnie żebym mu pomogła z tym wszystkim, bo jak uznał "dobrze znam Annę". Dlatego on sterczał pod jej drzwiami, a ja opierałam się o ścianę trochę dalej.
- Aniu! Przecież lubisz czekoladę! - jęknął.
- Ale mnie nią nie przekupisz! - odparła.
Oczywiście nie była to prawda, Anka da się przekupić choćby za jedną kostkę czekolady, ale w tej chwili widocznie zgrywała twardą. Kristoff spojrzał na mnie jakbym była wszystkiemu winna. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Radź sobie sam. - powiedziałam i wróciłam do swojej komnaty.
Jakieś dwie godziny potem razem z Jack'iem usłyszeliśmy śmiech Anny, co było wyjątkowo dziwne w zaistniałej sytuacji. Wyjrzeliśmy więc na korytarz, a tam... Kristoff i Anna siedzieli sobie na dywanie dosłownie w przejściu, jedli czekoladę i rozsypywali wszędzie płatki kwiatów.
- Co wy.... - podeszłam do nich.
- O, Elso! - zaśmiała się Anka. - Chcesz kawałek czekolady?
- A jednak.... - uśmiechnęłam się.
Ania nie oprze się czekoladzie. O nie.
- Elsa.
niedziela, 11 października 2015
Dobrze być w domu.
Witajcie,
W piątek zanieśliśmy pozbawioną wspomnień i nieprzytomną Gryseldę w pobliże małej wioski, aby po przebudzeniu uznała, że ją zamieszkuje. Uważałam, że to bardzo niesprawiedliwy los, ale gdy powiedziałam o tym Annie, wzruszyła tylko ramionami i stwierdziła:
- Sama się o to prosiła. I tak planowałam dla niej o wiele gorszy los więc... ma szczęście.
Nie zamierzałam się z nią kłócić więc wycofałam się do tyłu. Szczerze, tęskniłam już za Jack'iem i chciałam wrócić do Arendelle jak najszybciej. Gdy tylko ułożyliśmy Gryseldę na niewielkiej stercie liści, wróciliśmy do doliny trolli.
- Wynieśliście ją? - zapytał Bazaltar podchodząc do nas powoli.
- Tak, nic jej nie będzie. - odrzekł Kristoff.
- Dobrze, dzieci, dobrze. Wracajcie do domu. - Bazaltar uśmiechnął się, a następnie zmienił się w kamień i chyba zasnął.
- No to co? - Kristoff odwrócił się do nas. - Wracamy?
Kiwnęłam głową i jako pierwsza dotarłam do karocy.
- Elso.. - zaczęła Anna gdy jechaliśmy.
- Hm?
- Pamiętam. Wszystko pamiętam.
- To znaczy?
Anna przysunęła się bliżej.
- Pamiętam jak byłyśmy małe i wiedziałam jeszcze o twojej mocy. No i... co się stało, że trolle musiały wymazać mi wspomnienia. - powiedziała.
- Przypomniałaś sobie? - zdziwiłam się. - Jak?
- Nie wiem... może to przez obecność czaru pamięci? Wiesz, może...
- Ale przecież Gryselda miała usuwane wspomnienia. - przerwałam jej. - To nielogiczne.
Anna kiwnęła głową powoli.
- A, co tam! - zaśmiała się. - Ważne, że pamiętam.
Uśmiechnęłam się. Ania potrafi z każdej sytuacji wybrnąć pozytywnie.
Do Arendelle dojechaliśmy w sobotę rano. Od razu pobiegłam do Jack'a.
- Ktoś tu się stęsknił. - zaśmiał się przytulając mnie mocno.
Uśmiechnęłam się tylko i pocałowałam go. Dobrze być w domu...
- Elsa.
W piątek zanieśliśmy pozbawioną wspomnień i nieprzytomną Gryseldę w pobliże małej wioski, aby po przebudzeniu uznała, że ją zamieszkuje. Uważałam, że to bardzo niesprawiedliwy los, ale gdy powiedziałam o tym Annie, wzruszyła tylko ramionami i stwierdziła:
- Sama się o to prosiła. I tak planowałam dla niej o wiele gorszy los więc... ma szczęście.
Nie zamierzałam się z nią kłócić więc wycofałam się do tyłu. Szczerze, tęskniłam już za Jack'iem i chciałam wrócić do Arendelle jak najszybciej. Gdy tylko ułożyliśmy Gryseldę na niewielkiej stercie liści, wróciliśmy do doliny trolli.
- Wynieśliście ją? - zapytał Bazaltar podchodząc do nas powoli.
- Tak, nic jej nie będzie. - odrzekł Kristoff.
- Dobrze, dzieci, dobrze. Wracajcie do domu. - Bazaltar uśmiechnął się, a następnie zmienił się w kamień i chyba zasnął.
- No to co? - Kristoff odwrócił się do nas. - Wracamy?
Kiwnęłam głową i jako pierwsza dotarłam do karocy.
- Elso.. - zaczęła Anna gdy jechaliśmy.
- Hm?
- Pamiętam. Wszystko pamiętam.
- To znaczy?
Anna przysunęła się bliżej.
- Pamiętam jak byłyśmy małe i wiedziałam jeszcze o twojej mocy. No i... co się stało, że trolle musiały wymazać mi wspomnienia. - powiedziała.
- Przypomniałaś sobie? - zdziwiłam się. - Jak?
- Nie wiem... może to przez obecność czaru pamięci? Wiesz, może...
- Ale przecież Gryselda miała usuwane wspomnienia. - przerwałam jej. - To nielogiczne.
Anna kiwnęła głową powoli.
- A, co tam! - zaśmiała się. - Ważne, że pamiętam.
Uśmiechnęłam się. Ania potrafi z każdej sytuacji wybrnąć pozytywnie.
Do Arendelle dojechaliśmy w sobotę rano. Od razu pobiegłam do Jack'a.
- Ktoś tu się stęsknił. - zaśmiał się przytulając mnie mocno.
Uśmiechnęłam się tylko i pocałowałam go. Dobrze być w domu...
- Elsa.
piątek, 9 października 2015
The end Gryzeldo.
Hejo,
Po wczorajszym dniu miałam dość Gryseldy. Ona cały wczorajszy dzień biegała za Kristoff' em i nie mogłam z nim porozmawiać, więc rozmawiałam z Elsą.
- Mam jej dość, to mój mąż- pożaliłam się siostrze, a ona już miała coś powiedzieć, gdy nagle.
- Zostaw go w spokoju.- Gryselda nie wyglądała tak słodko i miło jak przy Kristoff' ie.
- To ty się odczep to mój mąż.
- Jeśli tak to zostaw go.
- Nie chcę i nie mogę.- miałam już jej dość
- Niby dlaczego nie możesz?- teraz udawała głupią.
- Bo mamy ślub od królowej i tylko królowa może go unieważnić...- chciałam jej powiedzieć że moja siostra jest królową.
- To niech ta lalunia która nosi królewską czapeczkę i myśli że jest ważna unieważni wam ten głupi ślub.
- Tak się składa że to ja jestem tą lalunią noszącą królewską czapeczkę i tak się składa że nie mam zamiaru unieważniać ślubu mojej siostry.
- Oo..- coś z siebie wydała i odwróciła się do nas plecami- myślałam że ta królowa będzie ładniejsza no trudno trzeba się będzie jej i jej siostry pozbyć.- i bańka nienawiści pękła i rzuciłam się na nią.
- Ania nie.- usłyszałam krzyk Elsy i poczułam chłód pod nogami i nagle ktoś mnie odciągnął to buła Elsa, a Gryseldę odciągnął Kristoff.
- Stajesz po jej stronie.- przytuliłam się do Elsy
- Chyba trzeba coś z tym zrobić.- to był Baltazar.-Podejdź drogie dziecko.- powiedział do Gryseldy, a ona podała mu rękę i uśmiechnęła się do nas złośliwie, byłam pewna że Baltazar zadecyduje że to ona zostanie żoną Kristoff' a.- Usuniemy z pamięci Kristoff' a i naszą dolinę.- Gryselda patrzyła na niego otępiałym wzrokiem. - Anno, chciałbym cię przeposić w imieniu nas wszystkich i prosić was, abyście zabrali Gryseldę gdzieś daleko od naszej doliny.
- Oczywiście.- powiedziała Elsa i Baltazar psryknął palcami, a ja nagle zapadłam wspomnienia, to było moje wspomnienie z dzieciństwa, ale go nie pamiętałam. Bawiłyśmy się w sali tronowej, Elsa wyczarowywała górki, a ja na nie skakałam na nie i nagle Elsa się poślizgnęła i uderzyła mnie zaklęciem w głowę. To był koniec wspomnienia, obudziłam się leżąc na ziemi w dolinie trolli.
- Aniu co się stało?- zapytała mnie Elsa.
- Przypomniałam sobie dlaczego się oddaliłyśmy od siebie w dzieciństwie.
- Co?- zapytała ponownie Elsa.
- No tak, ponieważ ja usunęłam Gryseldzie pamięć tak jak Annie.
Odprowadzilismy Gryzelde na drugi brzeg lasu.
Anna
czwartek, 8 października 2015
Oto Gryselda!
Witajcie,
Wczoraj Anna opowiedziała mi o swojej "wycieczce" i o tym jak widziała jakąś tajemniczą kobietę w okolicy doliny trolli. Oczywiście od razu uznała, że to kochanka Kristoff'a i, że ten tak często tam wyjeżdża aby się z nią spotykać. Gdy nie wrócił do Arendelle ani wczoraj, ani dzisiaj Anka nie robiła nic poza jęczeniem mi nad uchem, że musimy tam jechać.
- Zobaczysz, znowu spotkamy go w drodze. - odrzekłam.
- Nie, Elso! Ja muszę tam jechać! Muszę i to już! Będę miała wielką satysfakcję w targaniu tej głupiej... baby... za włosy!
- Aniu, uspokój się. - powiedziałam zdziwiona trochę jej agresywnością.
- Nie uspokoję się, Elso. - odparła roztrzęsiona. - Nie uspokoję się dopóki...
- Och, no dobrze, dobrze! - wstałam gwałtownie przypadkiem strącając z biurka kilka kartek. - Pojedziemy tam! Udowodnimy Ci, że Kristoff nie ma żadnej kochanki i dowiemy się po co tam jeździ!
Nie wiem czy pamiętacie, ale w rzeczywistości wiedziałam dobrze po co tam jeździ. Wszystko mi powiedział, już ostatnio. Chciał bez większych sprzeczek rozwiązać problem "dziewczyny", którą znalazły dla niego jego kochane trolle. Ale nie chciał tego mówić Annie, więc ja także jej nic nie powiedziałam. Może lepiej, jeśli przekona się o tym sama.
Niedługo potem wsiadłyśmy więc do karocy. Jack bardzo chętnie został w zamku z Leną, więc nie musiałyśmy się o nią (ani o niego) martwić. Zatrzymałyśmy się tuż przy trollowej dolinie, bo Anna wskazała na czyjś cień wyłaniający się zza jednego z drzew. Powoli i po cichu wyszłyśmy z karocy, poleciłam woźnicy aby odjechał odrobinę dalej i podeszłyśmy do cienia. Naszym oczom ukazał się Kristoff. Stał tyłem do nas i rozmawiał z kimś szeptem.
- O nie! - wrzasnęła Anna i z krzykiem i wymachując rękami pobiegła do niego.
- Anna?! - odwrócił się z przerażoną miną. - Co ty tu robisz?!
- Co ja tu robię?! - Anka zatrzymała się sekundę przez niechybnym wpadnięciem na niego. - Co TY tutaj robisz?! Wyłaź, wyłaź kochaneczko! - krzyknęła w stronę zagajnika. - Słyszałam jak sobie rozmawialiście!!
- Aniu? Nie, to... - zaczął Kristoff, ale Anna posłała mu wściekłe spojrzenie i zawołała do drzew jeszcze raz.
Po chwili z zagajnika wyszedł powoli najstarszy z trolli, Bazaltar z zaspaną i zdziwioną miną.
- Księżniczka Ania? A po cóż te krzyki? Rozmawiałem tylko z Kristoff'em.- powiedział.
Anna zrobiła się cała czerwona i zastygła w bezruchu. Podeszłam do niej.
- Witaj, Bazaltarze. - przywitałam się.
Troll skinął głową.
- Przepraszamy za ten zgiełk, ale przybyłyśmy aby wyjaśnić pewną sprawę.
- Wyjaśniajcie sobie, wyjaśniajcie. - ziewnął. - Byleby spokojnie.
Kiwnęłam głową, a troll zagłębił się w lasek. Kristoff odwrócił się do nas i spojrzał na Annę.
- Co. Wy. Tu. Robicie. - wycedził.
Anna zwęziła oczy i złapała go za rękaw. Pociągnęła go za sobą do samej doliny, a ja szłam za nimi nie wiedząc jak zapobiec tej małżeńskiej przemocy. W końcu postawiła go w spokoju i zaczęła na niego krzyczeć:
- Jak mogłeś zdradzać mnie w dolinie trolli z jakąś głupią babą?! Jak mogłeś wymykać się co chwilę nic nie mówiąc i wyjeżdżać tutaj specjalnie dla niej?! Jak?! Jak mogłeś?!
- Aniu, Aniu... - przerwał jej. - Nie osądzaj mnie, bo nie wiesz co dokładnie się stało.
- Czyżby?! - warknęła.
- Nie mam żadnej kochanki. Wysłuchaj mnie, proszę.
- Gadaj. - prychnęła.
- Trolle... moja kochana rodzina, zapomniała chyba o tobie i... cóż, postanowili sami znaleźć mi dziewczynę. Nic o tym nie wiedziałem. Wezwali mnie, mówiąc, że to bardzo ważne więc pojechałem. I mi ją przedstawili. A ona oczywiście... cóż, jest przekonana, że ją kocham i, że niedługo weźmiemy ślub. Przyjeżdżam tu, aby spróbować jej wszystko wytłumaczyć, ale ona nawet nie daje mi dojść do słowa. Naprawdę mi przykro, powinienem był Ci od razu powiedzieć.
Anna stała chwilę bez słowa, po czym kiwnęła głową.
- No dobra. - westchnęła. - Może jak ja z nią pogadam, coś z tego wyniknie?
- Eem... nie wiem... - zaczął Kristoff, ale w tym momencie usłyszeliśmy głos z głębi lasu:
- Kriistooooooooof'kuuuuuuu!!! Chodź do mnie pysiuu!
- Schowajcie się, szybko. - Kristoff popchnął mnie i Annę w krzaki.
Po chwili od drugiej strony nadeszła kobieta. Wyglądała jakby miała około dwudziestu ośmiu lat, była większej budowy, miała duże, niebieskie oczy i kasztanowe włosy do pasa. Na sobie miała pomarańczowo-brązową suknię, przepasaną skórzanym paskiem. Podbiegła do Kristoff'a widocznie z chęcią rzucenia mu się w ramiona, on jednak odepchnął ją lekko.
- Mówiłem ci. Nie jestem twoim mężem. - powiedział.
- No jasne, że nie, głuptasku! - zaświergoliła śpiewnym głosem. - Ale... już niedługo będziesz! - zachichotała.
Anna warknęła cicho, ale zakryłam jej usta dłonią wychylając się lekko spomiędzy gałęzi żeby lepiej widzieć.
- Posłuchaj, nie. Nie będziesz. - zaczął Kristoff stanowczym tonem. - Mam żonę. Chętnie ci ją przestawię.
Skinął głową w naszą stronę i Anna bez wahania wyszła z krzewów, a ja poszłam tuż za nią.
- Oto ona. - powiedział Kristoff.
Kobieta zmierzyła nas wzrokiem. Na widok naszych sukni w jej oczach widocznie rozbłysła zazdrość.
- Ta? - wskazała na mnie. - No ładna, ale jakiś albinos.
- Nie, nie ta. - Kristoff pokręcił głową i wskazał na Annę. - To moja żona, Anna.
- Fajne liście we włosach, leśna panienko. - parsknęła kobieta.
Anna zrobiła się czerwona i wiedziałam dobrze, że zaraz rzuci się na kobietę, więc chwyciłam ją za rękę. Na ten widok, "kochanka" Kristoff'a uniosła jedną brew.
- Ta twoja leśna żonka to chyba cię zdradza, z tym albinosem. - powiedziała.
Anna przybrała kolor dojrzałego buraka, a Kristoff przewrócił oczami.
- To jej siostra, Elsa. Przybyły, żeby wraz ze mną uświadomić ci, że nie wyjdziesz za mnie. - powiedział.
- Och, zamiast się tak puszyć, może być mnie przedstawił, co misiek? - szturchnęła go ze śmiechem.
- Anno, Elso. Oto Gryselda. - burknął, a ona wydała głośne "ta-daaam!" machając do nas.
W tej chwili Anna wyrwała mi się i uciekła w las.
- Powiedziałam coś nie tak? - zapytała Gryselda z uśmiechem.
Pokręciłam głową patrząc na Kristoff'a i pobiegłam za siostrą. Coś mi się widzi, że zostaniemy tu na trochę.
- Elsa.
Wczoraj Anna opowiedziała mi o swojej "wycieczce" i o tym jak widziała jakąś tajemniczą kobietę w okolicy doliny trolli. Oczywiście od razu uznała, że to kochanka Kristoff'a i, że ten tak często tam wyjeżdża aby się z nią spotykać. Gdy nie wrócił do Arendelle ani wczoraj, ani dzisiaj Anka nie robiła nic poza jęczeniem mi nad uchem, że musimy tam jechać.
- Zobaczysz, znowu spotkamy go w drodze. - odrzekłam.
- Nie, Elso! Ja muszę tam jechać! Muszę i to już! Będę miała wielką satysfakcję w targaniu tej głupiej... baby... za włosy!
- Aniu, uspokój się. - powiedziałam zdziwiona trochę jej agresywnością.
- Nie uspokoję się, Elso. - odparła roztrzęsiona. - Nie uspokoję się dopóki...
- Och, no dobrze, dobrze! - wstałam gwałtownie przypadkiem strącając z biurka kilka kartek. - Pojedziemy tam! Udowodnimy Ci, że Kristoff nie ma żadnej kochanki i dowiemy się po co tam jeździ!
Nie wiem czy pamiętacie, ale w rzeczywistości wiedziałam dobrze po co tam jeździ. Wszystko mi powiedział, już ostatnio. Chciał bez większych sprzeczek rozwiązać problem "dziewczyny", którą znalazły dla niego jego kochane trolle. Ale nie chciał tego mówić Annie, więc ja także jej nic nie powiedziałam. Może lepiej, jeśli przekona się o tym sama.
Niedługo potem wsiadłyśmy więc do karocy. Jack bardzo chętnie został w zamku z Leną, więc nie musiałyśmy się o nią (ani o niego) martwić. Zatrzymałyśmy się tuż przy trollowej dolinie, bo Anna wskazała na czyjś cień wyłaniający się zza jednego z drzew. Powoli i po cichu wyszłyśmy z karocy, poleciłam woźnicy aby odjechał odrobinę dalej i podeszłyśmy do cienia. Naszym oczom ukazał się Kristoff. Stał tyłem do nas i rozmawiał z kimś szeptem.
- O nie! - wrzasnęła Anna i z krzykiem i wymachując rękami pobiegła do niego.
- Anna?! - odwrócił się z przerażoną miną. - Co ty tu robisz?!
- Co ja tu robię?! - Anka zatrzymała się sekundę przez niechybnym wpadnięciem na niego. - Co TY tutaj robisz?! Wyłaź, wyłaź kochaneczko! - krzyknęła w stronę zagajnika. - Słyszałam jak sobie rozmawialiście!!
- Aniu? Nie, to... - zaczął Kristoff, ale Anna posłała mu wściekłe spojrzenie i zawołała do drzew jeszcze raz.
Po chwili z zagajnika wyszedł powoli najstarszy z trolli, Bazaltar z zaspaną i zdziwioną miną.
- Księżniczka Ania? A po cóż te krzyki? Rozmawiałem tylko z Kristoff'em.- powiedział.
Anna zrobiła się cała czerwona i zastygła w bezruchu. Podeszłam do niej.
- Witaj, Bazaltarze. - przywitałam się.
Troll skinął głową.
- Przepraszamy za ten zgiełk, ale przybyłyśmy aby wyjaśnić pewną sprawę.
- Wyjaśniajcie sobie, wyjaśniajcie. - ziewnął. - Byleby spokojnie.
Kiwnęłam głową, a troll zagłębił się w lasek. Kristoff odwrócił się do nas i spojrzał na Annę.
- Co. Wy. Tu. Robicie. - wycedził.
Anna zwęziła oczy i złapała go za rękaw. Pociągnęła go za sobą do samej doliny, a ja szłam za nimi nie wiedząc jak zapobiec tej małżeńskiej przemocy. W końcu postawiła go w spokoju i zaczęła na niego krzyczeć:
- Jak mogłeś zdradzać mnie w dolinie trolli z jakąś głupią babą?! Jak mogłeś wymykać się co chwilę nic nie mówiąc i wyjeżdżać tutaj specjalnie dla niej?! Jak?! Jak mogłeś?!
- Aniu, Aniu... - przerwał jej. - Nie osądzaj mnie, bo nie wiesz co dokładnie się stało.
- Czyżby?! - warknęła.
- Nie mam żadnej kochanki. Wysłuchaj mnie, proszę.
- Gadaj. - prychnęła.
- Trolle... moja kochana rodzina, zapomniała chyba o tobie i... cóż, postanowili sami znaleźć mi dziewczynę. Nic o tym nie wiedziałem. Wezwali mnie, mówiąc, że to bardzo ważne więc pojechałem. I mi ją przedstawili. A ona oczywiście... cóż, jest przekonana, że ją kocham i, że niedługo weźmiemy ślub. Przyjeżdżam tu, aby spróbować jej wszystko wytłumaczyć, ale ona nawet nie daje mi dojść do słowa. Naprawdę mi przykro, powinienem był Ci od razu powiedzieć.
Anna stała chwilę bez słowa, po czym kiwnęła głową.
- No dobra. - westchnęła. - Może jak ja z nią pogadam, coś z tego wyniknie?
- Eem... nie wiem... - zaczął Kristoff, ale w tym momencie usłyszeliśmy głos z głębi lasu:
- Kriistooooooooof'kuuuuuuu!!! Chodź do mnie pysiuu!
- Schowajcie się, szybko. - Kristoff popchnął mnie i Annę w krzaki.
Po chwili od drugiej strony nadeszła kobieta. Wyglądała jakby miała około dwudziestu ośmiu lat, była większej budowy, miała duże, niebieskie oczy i kasztanowe włosy do pasa. Na sobie miała pomarańczowo-brązową suknię, przepasaną skórzanym paskiem. Podbiegła do Kristoff'a widocznie z chęcią rzucenia mu się w ramiona, on jednak odepchnął ją lekko.
- Mówiłem ci. Nie jestem twoim mężem. - powiedział.
- No jasne, że nie, głuptasku! - zaświergoliła śpiewnym głosem. - Ale... już niedługo będziesz! - zachichotała.
Anna warknęła cicho, ale zakryłam jej usta dłonią wychylając się lekko spomiędzy gałęzi żeby lepiej widzieć.
- Posłuchaj, nie. Nie będziesz. - zaczął Kristoff stanowczym tonem. - Mam żonę. Chętnie ci ją przestawię.
Skinął głową w naszą stronę i Anna bez wahania wyszła z krzewów, a ja poszłam tuż za nią.
- Oto ona. - powiedział Kristoff.
Kobieta zmierzyła nas wzrokiem. Na widok naszych sukni w jej oczach widocznie rozbłysła zazdrość.
- Ta? - wskazała na mnie. - No ładna, ale jakiś albinos.
- Nie, nie ta. - Kristoff pokręcił głową i wskazał na Annę. - To moja żona, Anna.
- Fajne liście we włosach, leśna panienko. - parsknęła kobieta.
Anna zrobiła się czerwona i wiedziałam dobrze, że zaraz rzuci się na kobietę, więc chwyciłam ją za rękę. Na ten widok, "kochanka" Kristoff'a uniosła jedną brew.
- Ta twoja leśna żonka to chyba cię zdradza, z tym albinosem. - powiedziała.
Anna przybrała kolor dojrzałego buraka, a Kristoff przewrócił oczami.
- To jej siostra, Elsa. Przybyły, żeby wraz ze mną uświadomić ci, że nie wyjdziesz za mnie. - powiedział.
- Och, zamiast się tak puszyć, może być mnie przedstawił, co misiek? - szturchnęła go ze śmiechem.
- Anno, Elso. Oto Gryselda. - burknął, a ona wydała głośne "ta-daaam!" machając do nas.
W tej chwili Anna wyrwała mi się i uciekła w las.
- Powiedziałam coś nie tak? - zapytała Gryselda z uśmiechem.
Pokręciłam głową patrząc na Kristoff'a i pobiegłam za siostrą. Coś mi się widzi, że zostaniemy tu na trochę.
- Elsa.
środa, 7 października 2015
Co to za kobieta?
Hejo,
Dziś rano wstałam i zauważyłam że obok nie ma Kristoffer 'a, ale było tylko jedno miejsce do którego mógł się
tak wcześnie udać, trolle. Ubrałam się i poszłam do Elsy.
- Elsa?- siostra siedziała na łóżku.
- Co się stało Aniu?- zapytała ziewając.
- Nic chciałam ci tylko powiedzieć że jadę do trolli i prosić żebyś zajęła się Leną.
- Mhhhhhhhm.- chyba zasnęła na siedząco, więc położyłam ją i przykrywał. Szybkim krokiem udałam się do reniferów.
Oczywiście Svena nie było, ale Svenucha, tak. Przyczepiłam ją do sań ( moich sań, które sobie kupiłam do kompletu ze
Svenuchą) i popędziłam do trolli. Trochę trwało zanim tam dotarłam, już zaczęło świtać. Wyszłam z sań i nagle
coś usłyszałam, ukryłam się za głazem i nagle moim oczom ukazała się kobieta, stanęła nad jednym z gejzerów.
- Co to ma niby znaczyć przecież jestem piękna, mądra i urocza...- mówiła bardzo piskliwym głosem, a ja zastanawiała
się po co trollą ludzka kobieta i nagle mnie olśniło to jest kochanka Kristoff' a to dla tego tak często tu
był.
- Kochanie nie martw się w końcu zrozumie.- to była trollowa matka Kristoff' a, co ona wygadywała.
- A co jeśli nie?
- Na pewno...- dalej nie słuchałam i wróciłam do sań. Jak najszybciej udałam się spowrotem do pałacu.
- Elsa on mnie zdradza, ma kochankę widziałam.- przytuliłam się do Elsy.
- Co Aniu co ty wygadujesz?
- Na prawdę widziałam ją u trolli. Ona jest taka piękna, mądra i... uroczaaaaaaa.- zaczęłam ziewać.
- Aniu on na pewno nie ma żadnej ko...- dalej już nic nie usłyszałam, bo usnęłam po długiej wycieczce.
- Anna
poniedziałek, 5 października 2015
Absurd!
Witajcie,
Dziś rano obudził mnie męski szept.
- Elsa...? Elsa! Pssst! Elsa!
Usiadłam i prawie dostałam zawału widząc przed sobą ubranego w ciepłe ubranie Kristoff'a z kilofem na ramieniu.
- Co ty...? - zaczęłam, ale on położył palec na ustach i wskazał głową na śpiącego Jack'a.
Obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem, szybkim ruchem włożyłam szlafrok i pociągnęłam go za rękaw na korytarz.
- Co ty do jasnej...
- Ciszej, proszę, nie chcę budzić Anny. - powiedział szeptem.
- Niby czemu? - powiedziałam ze złością specjalnie nie ściszając głosu. - Znowu gdzieś uciekasz? I czemu nie powiesz Annie? I co JA mam do tego?!
Kristoff westchnął i zaczął po chwili:
- Mam pewien problem, związany z moimi... trollami, moją rodziną. Wiesz jacy oni są. W każdej chwili coś może przyjść im do głowy. No więc... wezwali mnie ostatnio mówiąc, że to okropnie ważne i, że muszę przybyć natychmiast. No więc pojechałem.
Zrobił pauzę, więc uniosłam wyczekująco brwi.
- No i... cóż, mogłem się tego spodziewać... okazało się, że to nic ważnego, a właściwie coś totalnie absurdalnego. Moja kochana rodzinka znalazła mi... dziewczynę.
- Co?! - krzyknęłam o wiele za głośno to dopuszczalne o tak wczesnej porze.
Kiwnął głową.
- Najpierw myślałem, że to nic takiego, że wystarczy, że z nimi pogadam i będzie po sprawie. Ale ta kobieta jest jakaś niezrównoważona. Napaliła się, że zostanę jej mężem i nie chce odpuścić! Trolle każą mi tam wracać jak najszybciej i wytłumaczyć jej wszystko. Nie ich wina, chciały dobrze.
- Przecież tyle razy widziały Cię z Anną i Leną! - powiedziałam. - To absurdalne..!
- Tak, wiem. Na początku chciałem właśnie z nią normalnie pogadać, ale zaczęła ze mną flirtować itd. więc chciałem wrócić. Dobrze, że Was spotkałem, bo rozwaliły mi się te głupie sanie. I dobrze, że Sven znał drogę...
- To trzeba jak najszybciej wyjaśnić. - przerwałam mu. - I czemu nie powiesz Annie?! Przecież to nie twoja wina!
- Zastanowię się... - westchnął po chwili. - A teraz muszę tam jechać. Może uda się to załatwić... dyplomatycznie. Postaram się szybko wrócić, ale nie mów nic Annie.
- Nie będę jej okłamywać. - stwierdziłam.
Kristoff (myśląc, że tego nie widzę) przewrócił oczami i powiedział:
- Liczę na Ciebie.
Po czym pobiegł na dół i na zewnątrz. Po chwili nadbiegła Anna w rozczochranych włosach i z Leną na rękach.
- Kto tak krzyczy? Co się dzieje? Gdzie Kristoff?
- Krzyczy? Nikt nie krzyczał, Aniu. - wypaliłam. - Kristoff pojechał do miasta po... marchew..
- Po marchew? - uniosła jedną brew.
Kiwnęłam głową.
- Idź się jeszcze prześpij, jest wcześnie. - powiedziałam szybko chcąc zmienić temat. - Ja też jeszcze wracam do łóżka.
Kiwnęła głową po chwili i rozeszłyśmy się w dwie strony.
- Elsa.
Dziś rano obudził mnie męski szept.
- Elsa...? Elsa! Pssst! Elsa!
Usiadłam i prawie dostałam zawału widząc przed sobą ubranego w ciepłe ubranie Kristoff'a z kilofem na ramieniu.
- Co ty...? - zaczęłam, ale on położył palec na ustach i wskazał głową na śpiącego Jack'a.
Obrzuciłam go wściekłym spojrzeniem, szybkim ruchem włożyłam szlafrok i pociągnęłam go za rękaw na korytarz.
- Co ty do jasnej...
- Ciszej, proszę, nie chcę budzić Anny. - powiedział szeptem.
- Niby czemu? - powiedziałam ze złością specjalnie nie ściszając głosu. - Znowu gdzieś uciekasz? I czemu nie powiesz Annie? I co JA mam do tego?!
Kristoff westchnął i zaczął po chwili:
- Mam pewien problem, związany z moimi... trollami, moją rodziną. Wiesz jacy oni są. W każdej chwili coś może przyjść im do głowy. No więc... wezwali mnie ostatnio mówiąc, że to okropnie ważne i, że muszę przybyć natychmiast. No więc pojechałem.
Zrobił pauzę, więc uniosłam wyczekująco brwi.
- No i... cóż, mogłem się tego spodziewać... okazało się, że to nic ważnego, a właściwie coś totalnie absurdalnego. Moja kochana rodzinka znalazła mi... dziewczynę.
- Co?! - krzyknęłam o wiele za głośno to dopuszczalne o tak wczesnej porze.
Kiwnął głową.
- Najpierw myślałem, że to nic takiego, że wystarczy, że z nimi pogadam i będzie po sprawie. Ale ta kobieta jest jakaś niezrównoważona. Napaliła się, że zostanę jej mężem i nie chce odpuścić! Trolle każą mi tam wracać jak najszybciej i wytłumaczyć jej wszystko. Nie ich wina, chciały dobrze.
- Przecież tyle razy widziały Cię z Anną i Leną! - powiedziałam. - To absurdalne..!
- Tak, wiem. Na początku chciałem właśnie z nią normalnie pogadać, ale zaczęła ze mną flirtować itd. więc chciałem wrócić. Dobrze, że Was spotkałem, bo rozwaliły mi się te głupie sanie. I dobrze, że Sven znał drogę...
- To trzeba jak najszybciej wyjaśnić. - przerwałam mu. - I czemu nie powiesz Annie?! Przecież to nie twoja wina!
- Zastanowię się... - westchnął po chwili. - A teraz muszę tam jechać. Może uda się to załatwić... dyplomatycznie. Postaram się szybko wrócić, ale nie mów nic Annie.
- Nie będę jej okłamywać. - stwierdziłam.
Kristoff (myśląc, że tego nie widzę) przewrócił oczami i powiedział:
- Liczę na Ciebie.
Po czym pobiegł na dół i na zewnątrz. Po chwili nadbiegła Anna w rozczochranych włosach i z Leną na rękach.
- Kto tak krzyczy? Co się dzieje? Gdzie Kristoff?
- Krzyczy? Nikt nie krzyczał, Aniu. - wypaliłam. - Kristoff pojechał do miasta po... marchew..
- Po marchew? - uniosła jedną brew.
Kiwnęłam głową.
- Idź się jeszcze prześpij, jest wcześnie. - powiedziałam szybko chcąc zmienić temat. - Ja też jeszcze wracam do łóżka.
Kiwnęła głową po chwili i rozeszłyśmy się w dwie strony.
- Elsa.
niedziela, 4 października 2015
Dlaczego on nie wraca?!
Hejo,
Dziś rano wstałam i poszłam do Elsy.
- Elsa? Jak myślisz o której wróci Kristoff.
- Aniu, pewnie w południe.
- A co jeśli nie?- chyba zaczynałam płakać.
- Jak nie to... po niego... wyruszymy.- Elsa zastanawiała się co powiedzieć żeby mnie pocieszyć.
- No dobrze. Muszę iść do Lenki.- powiedziałam wychodząc.
- Dobrze przyjdę do ciebie o 12.
- Dobrze.- i wyszłam. Poszłam do Leny jeszcze spała więc poszłam się wykąpać i ubrać, gdy już się uczesałam usłyszałam wołanie Leny.
- Mamo!- szybko do niej poszłam.
- Jestem skarbie. Chodź ubierzemy się.- wzięłam ją na ręce i poszłam ją wykąpać i ubrać, a później zjeść śniadanie i nakarmić Lenę i nawet nie zauważyłam kiedy wybiła 12. Do pokoiku Leny przyszła Elsa.
- I co wróci?- zapytała.
- Nie.
- No to jedziemy po niego.
- Ale muszę ubrać Lenę.
- Dobrze to za 15 minut w holu.- powiedziała Elsa i wyszła. Ubrałam Lenę w jesienną kurteczkę, a sama założyłam zieloną pelerynę podróżną, gdy zeszłyśmy na dół Elsa już czekała w niebieskiej pelerynie, gdy wyszłyśmy przed bramą czekała sanie.
- Sanie, ale nie ma śniegu.- powiedziałam.
- Dlaczego przygotowaliście sanie?- zapytała Elsa woźnicę.
- Ponieważ Wasza Wysokość wszytkie karoce są uszkodzone.
- Ale jak my teraz pojedziemy?- zapytałam i wtedy Elsa zamroziła drogę.
- Po lodzie Aniu, po lodzie.- powiedziała Elsa z uśmiechem i pojechaliśmy. Po 15 minutach zauważyłam Kristoff' a.
- Kristoff co się stało?- zapytała Elsa.
- Moje sanie się rozpadły.- powiedział.
- Wsiadaj. A gdzie Sven?- zapytałam.
- Powinnien już być w zamku.
- Ale po co ty pojechałeś to trolli i dlaczego mi nic nie powiedziałeś?!- byłam zła.
- To nic ważnego. Nie musisz się tym martwić.- powiedział coś ukrywając, ale nie wypytywałam już o nic.
- Anna
sobota, 3 października 2015
Musiał wyruszyć natychmiast.
Witajcie,
Dziś tuż po wstaniu wróciłam na chwilę do pokoju Anny, bo nie powiedziałam jej o czymś, co było bardzo ważne. Zastałam ją przy toaletce. Odwróciła się w moją stronę.
- Gdzie Kristoff? - zapytała.
- Przyszłam, żeby Ci powiedzieć. - odrzekłam zbliżając się do niej. - Miałam Ci to już powiedzieć wczoraj wieczorem, ale..
- Mów, Elsuś. - ucięła.
- Wczoraj, gdy wróciłaś do sypialni, chciał żebym Ci coś przekazała. Musiał wyjechać do trolli na trochę.
Anna zmarszczyła brwi.
- Czemu sam mi nie powiedział? A poza tym po co? Teraz? Nie mógł zabrać mnie i Leny?
- Nie wiem. - pokręciłam głową. - Mówił tylko, że musi wyruszyć już tej nocy.
- Już pojechał?
Kiwnęłam głową. Ania prychnęła.
- Ciekawe kiedy zamierza wrócić. - powiedziała.
- Nie wiem... Chyba powinnyśmy poczekać...
- Albo tam pojechać! - Anna wstała z entuzjazmem. - Nie będzie mi bez ostrzeżenia uciekał z zamku!
- Aniu, spokojnie. - uśmiechnęłam się lekko. - To pewnie nic takiego, założę się, że jutro wróci.
- Tak myślisz...? - Anna uspokoiła się trochę i usiadła z powrotem.
Kiwnęłam głową.
- No to... poczekamy do jutra. Jeśli nie wróci, jedziemy po niego. - powiedziała po chwili.
- No dobrze. - westchnęłam, uśmiechnęłam się do niej i poszłam do gabinetu.
- Elsa.
Dziś tuż po wstaniu wróciłam na chwilę do pokoju Anny, bo nie powiedziałam jej o czymś, co było bardzo ważne. Zastałam ją przy toaletce. Odwróciła się w moją stronę.
- Gdzie Kristoff? - zapytała.
- Przyszłam, żeby Ci powiedzieć. - odrzekłam zbliżając się do niej. - Miałam Ci to już powiedzieć wczoraj wieczorem, ale..
- Mów, Elsuś. - ucięła.
- Wczoraj, gdy wróciłaś do sypialni, chciał żebym Ci coś przekazała. Musiał wyjechać do trolli na trochę.
Anna zmarszczyła brwi.
- Czemu sam mi nie powiedział? A poza tym po co? Teraz? Nie mógł zabrać mnie i Leny?
- Nie wiem. - pokręciłam głową. - Mówił tylko, że musi wyruszyć już tej nocy.
- Już pojechał?
Kiwnęłam głową. Ania prychnęła.
- Ciekawe kiedy zamierza wrócić. - powiedziała.
- Nie wiem... Chyba powinnyśmy poczekać...
- Albo tam pojechać! - Anna wstała z entuzjazmem. - Nie będzie mi bez ostrzeżenia uciekał z zamku!
- Aniu, spokojnie. - uśmiechnęłam się lekko. - To pewnie nic takiego, założę się, że jutro wróci.
- Tak myślisz...? - Anna uspokoiła się trochę i usiadła z powrotem.
Kiwnęłam głową.
- No to... poczekamy do jutra. Jeśli nie wróci, jedziemy po niego. - powiedziała po chwili.
- No dobrze. - westchnęłam, uśmiechnęłam się do niej i poszłam do gabinetu.
- Elsa.
piątek, 2 października 2015
Zabawy i kąpiele.
Hejo,
Dziś rano byłam wyczerpana całonocną zabawą z Kristoff' em.
- Dzień dobry, księżniczko.
- Dzień dobry handlarzu lodu.- uśmiechnęłam się. - To co wracamy do...
- Mamo, mamusiu.- usłyszałam płacz Leny.
Ubrałam się szybko i pobiegłam do niej, od razu w pokoju znalazł się Kristoff potem Jack i Elsa.
- Co się stało?- zapytała Elsa.
- Nie wiem.- powiedziałam.
- Ja ją zabawię.- powiedział Jack.
Ja byłam zbyt wyczerpana więc wróciłam do łóżka, ale po 10 minutach poszłam i wzięłam zimną kąpiel na orzeźwienie. Gdy ktoś nagle zapukał w drzwi.
- Aniu jesteś tam? - to była Elsa.
- Tak już wychodzę.- ubrałam suknię i wyszłam.
Elsa siedziała na moim łóżku, a ja podeszłam do mojej toaletki żeby się uczesać i umalować, zaczęłam nucić " Ulepimy dziś bałwana".
- Aniu co ty brałaś? - To znaczy. - Wszyscy wyglądają jak zombie po nieprzespanej nocy, a ty wyglądasz i zachowujesz się jakbyś przespała 100 lat.
- A co ja jestem Śpiąca Królewna?
- Nie obrażaj Aurory.
- No cóż, a wracając do tematu to wykąp się w zimnej wodzie zaraz się obudzisz.- i poszłam nalać Elsie wody do naszej łazienki.
- Faktycznie działa.
- Anna.
Dziś rano byłam wyczerpana całonocną zabawą z Kristoff' em.
- Dzień dobry, księżniczko.
- Dzień dobry handlarzu lodu.- uśmiechnęłam się. - To co wracamy do...
- Mamo, mamusiu.- usłyszałam płacz Leny.
Ubrałam się szybko i pobiegłam do niej, od razu w pokoju znalazł się Kristoff potem Jack i Elsa.
- Co się stało?- zapytała Elsa.
- Nie wiem.- powiedziałam.
- Ja ją zabawię.- powiedział Jack.
Ja byłam zbyt wyczerpana więc wróciłam do łóżka, ale po 10 minutach poszłam i wzięłam zimną kąpiel na orzeźwienie. Gdy ktoś nagle zapukał w drzwi.
- Aniu jesteś tam? - to była Elsa.
- Tak już wychodzę.- ubrałam suknię i wyszłam.
Elsa siedziała na moim łóżku, a ja podeszłam do mojej toaletki żeby się uczesać i umalować, zaczęłam nucić " Ulepimy dziś bałwana".
- Aniu co ty brałaś? - To znaczy. - Wszyscy wyglądają jak zombie po nieprzespanej nocy, a ty wyglądasz i zachowujesz się jakbyś przespała 100 lat.
- A co ja jestem Śpiąca Królewna?
- Nie obrażaj Aurory.
- No cóż, a wracając do tematu to wykąp się w zimnej wodzie zaraz się obudzisz.- i poszłam nalać Elsie wody do naszej łazienki.
- Faktycznie działa.
- Anna.
czwartek, 1 października 2015
Wszystkiego dobrego chłopaki!
Witajcie,
Wczoraj jak wiecie obchodziliśmy Dzień Chłopaka. Zgodnie z planem wcześnie rano, nie budząc Jack'a, włożyłam szlafrok i podeszłam pod komnatę Anny i Kristoff'a. Weszłam do środka ostrożnie i przykucnęłam obok łóżka ze strony śpiącej słodko Ani.
- Aniu... - szepnęłam i delikatnie pogłaskałam ją po włosach.
- Taa? - jęknęła nie otwierając oczu.
- Cii...Chodźmy, Dzień Chłopaka, pamiętasz?
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- No tak! - uśmiechnęła się po chwili i pociągnęła mnie do kuchni.
Z lekką pomocą dwóch kucharek upiekłyśmy czekoladowe babeczki, a ja dodatkowo przyozdobiłam je lodowym lukrem. Następnie ułożyłyśmy je na różowej serwetce i postawiłyśmy na stole. Na koniec napisałyśmy krótki liścik:
Kochani Kristoff'ku i Jack'u!
Dziś Wasz wielki dzień więc zostawiamy Wam mały prezencik. Wszystkiego dobrego na Dzień Chłopaka!!!
...i zostawiłyśmy go obok babeczek. Ledwo zdążyłyśmy schować się za jedną z kamiennych rzeźb, gdy do jadalni wszedł Kristoff z rozczochranymi włosami i w piżamie. Od razu zobaczył, że coś leży na stole. Rozejrzał się, wzruszył ramionami i podszedł. Zupełnie ignorując liścik, lub nie zauważając go zjadł jedną babeczkę. Następnie rozejrzał się jeszcze raz i wyszedł.
- Nie przeczytał! - jęknęła Ania wychodząc zza rzeźby.
- Kristoff znajduje babeczki i zjada tylko jedną? Coś tu nie gra. - stwierdziłam. - Poczekajmy jeszcze.
Schowałyśmy się z powrotem, a po chwili Kristoff znów wszedł do środka, tym razem za nim wszedł również Jack. Wyglądał na wyjątkowo zaspanego i nieszczęśliwego, że ktoś budzi go tak wcześnie. Jednak jego nastrój zmienił się zupełnie, gdy Kristoff pokazał mu babeczki.
- Skąd się tu wzięły? - zapytał.
- To na pewno dziewczyny coś knują. - odrzekł Jack biorąc jedną babeczkę. - Nie ma ich w łóżkach, a poza tym...
Jego wzrok zatrzymał się na pozostawionej przez nas karteczce. Podniósł ją ostrożnie, jakby zaraz miała wybuchnąć i przeczytał.
- Dzisiaj Dzień Chłopaka? - zaśmiał się Kristoff. - Kochane dziewczyny, pamiętały lepiej niż my.
- Racja. - uśmiechnął się Jack i oboje usiedli przy stole. - Chociaż nie ukrywam, że wolałbym troszkę inny prezent...
- Jak zwykle, brachu. A ty takie prezenty dostajesz prawie codziennie, przystopowałbyś.
- Nigdy za wiele. - zaśmiał się Jack.
Kristoff tylko pokręcił głową i pochłonął piątą babeczkę.
- Wychodzimy? - szeptem zapytała Anna.
Pokręciłam głową i wyszeptałam jej na ucho drugą część planu, którą wymyśliłam po wypowiedzi Jack'a. Uśmiechnęła się tylko i cichutko przemknęłyśmy do swoich sypialni, aby poczekać aż chłopaki wrócą.
- Elsa.
Wczoraj jak wiecie obchodziliśmy Dzień Chłopaka. Zgodnie z planem wcześnie rano, nie budząc Jack'a, włożyłam szlafrok i podeszłam pod komnatę Anny i Kristoff'a. Weszłam do środka ostrożnie i przykucnęłam obok łóżka ze strony śpiącej słodko Ani.
- Aniu... - szepnęłam i delikatnie pogłaskałam ją po włosach.
- Taa? - jęknęła nie otwierając oczu.
- Cii...Chodźmy, Dzień Chłopaka, pamiętasz?
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- No tak! - uśmiechnęła się po chwili i pociągnęła mnie do kuchni.
Z lekką pomocą dwóch kucharek upiekłyśmy czekoladowe babeczki, a ja dodatkowo przyozdobiłam je lodowym lukrem. Następnie ułożyłyśmy je na różowej serwetce i postawiłyśmy na stole. Na koniec napisałyśmy krótki liścik:
Kochani Kristoff'ku i Jack'u!
Dziś Wasz wielki dzień więc zostawiamy Wam mały prezencik. Wszystkiego dobrego na Dzień Chłopaka!!!
...i zostawiłyśmy go obok babeczek. Ledwo zdążyłyśmy schować się za jedną z kamiennych rzeźb, gdy do jadalni wszedł Kristoff z rozczochranymi włosami i w piżamie. Od razu zobaczył, że coś leży na stole. Rozejrzał się, wzruszył ramionami i podszedł. Zupełnie ignorując liścik, lub nie zauważając go zjadł jedną babeczkę. Następnie rozejrzał się jeszcze raz i wyszedł.
- Nie przeczytał! - jęknęła Ania wychodząc zza rzeźby.
- Kristoff znajduje babeczki i zjada tylko jedną? Coś tu nie gra. - stwierdziłam. - Poczekajmy jeszcze.
Schowałyśmy się z powrotem, a po chwili Kristoff znów wszedł do środka, tym razem za nim wszedł również Jack. Wyglądał na wyjątkowo zaspanego i nieszczęśliwego, że ktoś budzi go tak wcześnie. Jednak jego nastrój zmienił się zupełnie, gdy Kristoff pokazał mu babeczki.
- Skąd się tu wzięły? - zapytał.
- To na pewno dziewczyny coś knują. - odrzekł Jack biorąc jedną babeczkę. - Nie ma ich w łóżkach, a poza tym...
Jego wzrok zatrzymał się na pozostawionej przez nas karteczce. Podniósł ją ostrożnie, jakby zaraz miała wybuchnąć i przeczytał.
- Dzisiaj Dzień Chłopaka? - zaśmiał się Kristoff. - Kochane dziewczyny, pamiętały lepiej niż my.
- Racja. - uśmiechnął się Jack i oboje usiedli przy stole. - Chociaż nie ukrywam, że wolałbym troszkę inny prezent...
- Jak zwykle, brachu. A ty takie prezenty dostajesz prawie codziennie, przystopowałbyś.
- Nigdy za wiele. - zaśmiał się Jack.
Kristoff tylko pokręcił głową i pochłonął piątą babeczkę.
- Wychodzimy? - szeptem zapytała Anna.
Pokręciłam głową i wyszeptałam jej na ucho drugą część planu, którą wymyśliłam po wypowiedzi Jack'a. Uśmiechnęła się tylko i cichutko przemknęłyśmy do swoich sypialni, aby poczekać aż chłopaki wrócą.
- Elsa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)