wtorek, 29 września 2015

Rozmowy i plany.

Witajcie,
Dziś Anna przyszła do mnie w nie najlepszym humorze.
- Coś się stało? - zapytałam zdziwiona.
Wzruszyła ramionami, a po chwili pokręciła głową z obojętną miną.
- Hej.. - szturchnęłam ją lekko ramieniem. - ...przecież widzę, że coś nie gra.
- Wiesz, ja chyba.... - zaczęła.
Uniosłam brwi wyczekująco. Anna westchnęła. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i chwyciłam ją za rękę.
- Elso... Ja... ja chcę mieć drugie dziecko.
- Z tym to chyba do Kristoff'a. - zaśmiałam się, ale Anna miała poważną minę, więc dodałam szybko: - Mówiłaś mu? Myślę, że nie miałby nic przeciwko.
- A ty nie masz? - zdziwiła się.
Zmarszczyłam brwi.
- Cóż.. to wasza sprawa. - powiedziałam. - Chyba nic mi do tego. A jeśli to by cię uszczęśliwiło...
- Powiedział, że jeszcze nie. - przerwała mi. - Że na razie musimy jeszcze zajmować się Leną.
- Ma trochę racji. - przyznałam po chwili.
Ania kiwnęła głową i westchnęła.
- Chyba za bardzo się napaliłam. - stwierdziła.
- Co? - nagle z balkonu wszedł do komnaty Jack.
- Jack! Miałeś włazić przez drzwi! - powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką.
Uśmiechnął się tylko i usiadł obok nas.
- O czym wy tu gadacie? - zwrócił się do Anny.
- O niczym. - powiedziała, wstała i wyszła.
Spojrzałam na Jack'a wzrokiem "Wypłoszyłeś moją siostrę". Odpowiedział uśmiechem i pocałował mnie w policzek.
Wieczorem spotkałam się z Anną u mnie w gabinecie, aby obmyślić tajny plan. Był nam niezmiernie potrzebny, bo może pamiętacie, może nie, ale jutro mamy Dzień Chłopaka. Po pięćdziesięciu pomysłach co takiego można by sprawić naszym kochanym chłopakom, postanowiłyśmy, że wcześnie rano, zanim się obudzą upieczemy im jakieś babeczki czy ciasto, gdy się obudzą schowamy się i zrobimy im niespodziankę.
- Przyjdę po Ciebie przed szóstą. - powiedziałam.
- Dobrze. - odrzekła Ania z uśmiechem. - Ach, i jeszcze jedno: myślę, że byliby wniebowzięci, gdybyśmy założyły te nasze sek...
- Nie przesadzaj. - przerwałam siostrze z uśmiechem. - Dobranoc.
I ruszyłam do sypialni.



- Elsa.

poniedziałek, 28 września 2015

Dziwna rozmowa

Hejo,
Dziś prawie przez całe przedpołudnie chodziliśmy po ogrodach z Leną, a ponieważ zrobiło się zimo musiałam ją bardzo ciepło ubrać. Elsy i Jack' a nigdzie nie było widać, chyba cały czas byli w sypialni.
- Kristoff?- zapytałam w końcu.
- Tak, kwiatuszku?
- Bo... wiesz... Lena jest już duża...- zaczęłam i od razu się jąkałam.
- Aniu ona ma tylko dziewięć miesięcy.
- No... wiem...ale...chodzi...mi...o...to...że...
- Aniu proszę przestań się jąkać.- Kristoff podszedł do mnie i wziął moją twarz w dłonie.- O co chodzi?
- O kolejne dziecko.- powiedziałam tak cicho że sama się ledwie usłyszałam.
- Aniu mów troszkę głośniej.- poprosił Kristoff.
- Mama chcie dzidzie.- powiedziła Lena.
- Aniu, czy ona mówi prawdę?- zapytał Kristoff.
- Tak.
- Och Aniu może najpierw wychowajmy Lenę, a jak skończy rok to pomyślimy o następnym dziecku.
- No dobrze, to może zaczniemy od spaceru po porcie?- zaproponowałam i poszliśmy do portu spacerowaliśmy po wszystkich statkach należących do rodziny królewskiej.
Jednym nawet zrobiliśmy sobie rejs do okoła Arendelle. Wieczorem gdy wróciliśmy do zamku, miałam już dość, a Lena usnęła w ramionach Kristoff' a zaraz po zejściu ze statku. Ja postanowiłam sprawdzić co robią Elsa z Jack' iem, ale gdy stałam pod ich drzwiami nic nie słyszałam i stwierdziłam że śpią, więc wróciłam do sypialni i sama się położyłam, ale nie mogłam usnąć, bo cały czas myślałam o rozmowie o dziecku.


- Anna

niedziela, 27 września 2015

Korzystajmy ze spokoju!

Witajcie,
Dziś gdy w końcu mieliśmy spokój od ciotki skorzystaliśmy z możliwości poruszania się z Leną swobodnie i wyszliśmy z nią do ogrodów. W Arendelle szybko robi się zimno, niemal od razu gdy przychodzi jesień, więc tylko przeszliśmy się, a potem Anna i Kristoff wrócili z córką do zamku, a ja i Jack wyszliśmy do miasta. Ludzie uśmiechali się do nas przyjaźnie, a niektórzy kłaniali lekko. Gdy weszliśmy na plac główny, przy starej wieży zegarowej minęła nas grupka rozchichotanych dziewcząt. Jack mrugnął do nich, a one zapiszczały i pobiegły gdzieś.
- Jack! - trzepnęłam go żartobliwie. - Co to miało być?
- Widzisz, Śnieżynko jak wszystkie panny w mieście za mną szaleją? - zrobił dumną minę. - Masz szczęście, że jestem...
Nie zdążył skończyć, bo na twarzy wylądowała mu nieduża śnieżka, wyczarowana przeze mnie.
- Wojna? - zaśmiał się i za pomocą swojej laski wyczarował swoją.
- Wojna. - uśmiechnęłam się i schowałam się za niedużym murkiem, żeby nie dostać w twarz śnieżką.
Po chwili dzieci zaczęły z zaciekawieniem się nam przyglądać, aż w końcu dołączyły do wojny na śnieżki. Wróciłam z Jack'iem do zamku dopiero około piętnastej cała w śniegu, podobnie jak on.
- Co wy... robiliście? - Anka z przerażoną miną otworzyła nam drzwi gdy zapukaliśmy do ich sypialni.
- Nic. - powiedzieliśmy jednocześnie i wybuchliśmy śmiechem.
Anna uniosła brwi i odwróciła się:
- Kristoff, pomocy, wygląda na to, że para królewska porządnie się czegoś napiła. - powiedziała.
- Wcale nie. - zaprzeczył Jack. - Od razu napiła...
Kristoff podszedł do nas i oparł się o framugę z uśmiechem.
- Lepiej ich samych teraz nie zostawiać. - stwierdził. - Nie wiadomo co przyjdzie im do tych ośnieżonych głów.
- Za późno! - zawołał Jack ze śmiechem, wziął mnie na ręce i poleciał do naszej sypialni.




- Elsa. 

sobota, 26 września 2015

Kłótnia na pożegnanie

Hejo, Dziś rano poszłam do gabinetu Elsy porozmawiać z nią. - Hej, co tam robisz?- zapytałam wchodząc, Elsa siedziała za biurkiem. - Bawię się w królową.- zaśmiała się. - Ciotka jest jeszcze w Arendelle? - Tak niestety. - Elsa jadłaś już śniadanie? - Nie miałam czasu.- zawołałam jedną ze służących i poprosiłam żeby przyniosła nam śniadanie, a kiedy już jadłyśmy do gabinetu weszła ciotka. - Witaj ciociu.- odpowiedziałyśmy równo. - Witajcie dziewczynki, chciałam wam powiedzieć że dziś wypływam do Corony i chciałam was zaprosić na ślub Roszpunki będzie za dwa dni. Przypłyniecie? - Tak, oczy...- zaczęła Elsa. - Nie ciociu.- powiedziałam - Dlaczego?- zapytała ciotka. - Bo to niebezpieczne.- powiedziała Elsa. - Przecież pływałyście do Corony wiele razy.- ciotka zaczęła narzekać. - Tak, ale kiedy ostatni raz nasi rodzice płyneli do Corony na ślub Roszpunki ZGINELI...- była zła i smutna, bo zawsze kiedy wspominałam rodziców było mi smutno. - No jak chcecie, ale Punci będzie przykro. - Życz jej od nas wszystkiego najgorszego na nowej drodze życia.- powiedziałam. - Ale dlaczego?- zdziwiła się ciotka. - Nie ważne.- Elsa próbowała zapobiec kłótni.- Aniu idź do Leny, a ja pójdę odprowadzić ciotkę do portu i przyjdę do was.- gdy Elsa skończyła wyszła z jej gabinetu i poszłam po Jack' a i do pokoju Leny, czekaliśmy na Elsę pół godziny. - Aniu?!- powiedziała gdy przyszła.- Wiesz że ja też nie lubię ciotki i Roszpunki, ale kłótnie w Arendelle z nimi są nam nie potrzebne. -Przepraszam.- powiedziałam spuszczając głowę. - Co się stało?- zapytał zdziwiony Jack. - Ciotka powiedziała że mamy przypłynąć na ślub Roszpunki, a Ania zaczęła się z nią kłócić że nie przypłyniemy, bo nasi rodzice zginęli gdy płyneli na jej ślub z Flynn' em.- powiedziała Elsa. - Ale nie popłyniemy?- zapytałam. - Ależ oczywiście że nie, kto by chciał płynąć do niej na wesele.- powiedziała Elsa śmiejąc się. Cały wieczór spędziliśmy śmiejąc się z ciotki i Roszpunki. - Anna

czwartek, 24 września 2015

Nieomylne zdanie nieomylnej ciotki.

Witajcie,
Dziś od rana siedziałam z Anną, Leną, Kristoff'em i Jack'iem w pokoju Lenki zabawiając ją na wszystkie możliwe sposoby świata. Ciotka z początku nie dawała znaków życia, postanowiłam więc przejść się po zamku i sprawdzić czy faktycznie żyje. Znalazłam ją w jednym z gościnnych salonów na pierwszym piętrze.
- Ciociu? Czemu sama tu siedzisz? - podeszłam ostrożnie.
Odwróciła głowę w moją stronę i przywołała mnie gestem, abym usiadła na kanapie obok niej. Zrobiłam to i uśmiechnęłam się do niej ciepło. Ona jednak uniosła jedną brew i zapytała:
- Gdzie jest Lenusinka?
- Em... chyba gdzieś z Anną, albo z Jack'iem, nie jestem pewna. - odrzekłam.
Ciotka wstała, podeszła do okna i zaczęła mówić, tyłem do mnie:
- Zastanawiam się czy jest bezpieczna.
- Co ciocia ma na myśli...?
- Ten twój kochanek, Jackson...
"Właściwie to mąż..." - mruknęłam pod nosem, ale nie usłyszała mnie i mówiła dalej:
- ...chyba dużo czasu spędza z Lenusinką, czyż nie?
- Tak. - odrzekłam. - W końcu to jej wujek.
Kobieta odwróciła się do mnie wskazując palcem w moją stronę:
- On chyba nie za bardzo nadaje się do opieki nad dziećmi. Właściwie, to śmiem twierdzić, że powinien trzymać się z dala od Lenusinki.
- Nie mów, tak, ciociu. - pokręciłam głową stanowczo. - Zapewniam Cię, że w opiece nad dziećmi jest o wiele lepszy niż ja.
- Hmm.... - ciotka powoli usiadła z powrotem i z krytyczną miną obiegła mnie wzrokiem. - No to może być prawda.
Uniosłam lekko brwi.
- Ostatnio myślałam, że powinniście sprawić sobie dzieci, ale teraz... hmm, no nie wiem, nie wiem.
- Wiesz, ciociu, chyba to my o tym... - zaczęłam, ale przerwała mi:
- No nie. To był zupełnie zły pomysł. A właściwie to lepiej było jak byłaś sama. Ten cały Jackson wyjątkowo nie przypadł mi do gustu.
- Chyba jednak sama o tym zdecyduję... - chciałam wstać i wyjść, ale chwyciła mnie za rękę i zatrzymała.
- Hola, hola, panienko! Rozmawiamy. Oj, widzę, że Jackson ma na ciebie zły wpływ. Powinnaś szybko zmienić chłopaka. - powiedziała.
Nic nie powiedziałam, nie chcąc kłócić się z ciotką. Niech sobie gada co chce. Odwróciłam wzrok i westchnęłam.
- Ale nie przejmuj się! - ciotka klepnęła mnie w ramię. - Szybko Ci jakiegoś znajdziemy! Kto był jakiś fajny, o może ten jakiś książę z... z Południowych Wysp? Czy z czego on tam był? Taki przystojniak, sama bym z nim chętnie...
- Elso? - do pokoju zajrzał Jack.
- Znowu ty? - ciotka machnęła rękami. - Przerywasz nam! I nie, nigdzie nie zabierzesz Elsy!
- Ależ nie mam takiego zamiaru. - odrzekł spokojnie posyłając mi figlarny uśmiech. - Tak jakoś przyszedłem.
Usiadł obok mnie i uśmiechnął się. Ciotka zmierzyła go wściekłym wzrokiem i powiedziała:
- Właśnie mówiłam, że nie powinieneś więcej zajmować się córką Anny.
- Niby czemu? - zapytał.
- Trochę grzeczniej! - warknęła. - Ponieważ źle na nią wpływasz. Tak samo jak na Elsę.
Uniósł jedną brew.
- Źle wpływam? - zapytał jednak w jego głosie wyczułam lekkie rozbawienie. - Jakim to sposobem?
- Swoim zachowaniem. - odrzekła ciotka zupełnie poważnie. - Powinieneś nad nim popracować.
Kiwnął głową i udał skruszoną minę. Z trudem powstrzymałam się od uśmiechu.
- Mam świetny pomysł. - powiedział po chwili. - Elsa nauczy mnie dobrego zachowania.
Ciotka uniosła brwi.
- No dobrze, ale... - zaczęła, ale nie usłyszeliśmy reszty, bo Jack pociągnął mnie do mojej komnaty.
- Zwariowałeś? - oparłam się o drzwi nie umiejąc powstrzymać śmiechu.
- Absolutnie nie. - zaśmiał się. - Jak orzekła twoja nieomylna ciotka... - zaczął po chwili. - ...musisz mnie wychować. I oczywiście ukarać za złe zachowanie.
Uśmiechnęłam się, pokręciłam głową i popchnęłam go lekko w stronę łóżka.



- Elsa. 

środa, 23 września 2015

W swoich czterech ścianach.

Hejo, Jak wiecie zamknęłam się z Kristoff' em i Leną w jej pokoiku. Tylko w nocy idziemy do naszej sypialni, a drzwi od korytarza zamkneliśmy. Elsa poprosiła jedną ze służących żeby nam przynosiła posiłki, bo wczoraj wieczorem gdy wyszłam Romilda zaraz mnie napadła i zaczęła pytać czy może zająć się Leną, na szczęście byłam obok drzwi sypilani Elsy i Jacka' a. A dziś od rana bawiliśmy się z Leną, a gdy wieczorem przyszli Elsa z Jack' iem, Jack od razu zaczął bawić się z Leną, a ja z Elsą zaczęłyśmy rozmawiać o Romildzie. - Nie uważasz że świrujemy od kąt ciotka jest w Arendelle.- zauważyłam. - Niby czemu? - Chyba cały czas rozmawiamy o ciotce.- gdy tak rozmawiałyśmy okazało się że Jack uśpił Lenkę, więc Jack i Elsa poszli do siebie, a my położyliśmy Lenę i poszliśmy spać. - Anna

wtorek, 22 września 2015

Szczęśliwy powrót i "świetne" nowiny.

Witajcie,
Anka od wczoraj chodziła w kółko czerwona ze złości i chciała nawet od razu wyruszać do Corony, ale uprzedziła ją... nasza kochana cioteczka! Wróciła dziś do zamku z Leną na rękach jakby nigdy nic.
- Ciociu! - zbiegłam na dół, a zaraz za mną Anna. - Gdzie byłaś? Czemu zabrałaś Lenę?
- Oj, musiałam na chwilę skoczyć do Punci. - mrugnęła do mnie.
- Ale czemu... - Anna szybko zabrała jej Lenkę i przytuliła do siebie. - ...zabrałaś moją córkę?!
Kobieta zaśmiała się.
- Pomyślałam, że przyda jej się trochę zwiedzania świata! I trochę dobrej opieki!
Anna poczerwieniała, rzuciła ciotce wściekłe spojrzenie i bez słowa ruszyła na górę.
- Powiedziałam coś nie tak? - Romilda spojrzała na mnie niewinnie.
- Ciociu... - westchnęłam. - Nie rób tego więcej.
I udałam się w ślad za Anną. Usłyszałam jej głos z pokoju Leny, więc chciałam wejść, ale drzwi były zamknięte na klucz. Zapukałam więc. Odpowiedziało mi Annowe "Ciii" i ciche kroki w stronę drzwi.
- Kto tam?
- Ja. - odrzekłam.
Drzwi uchyliły się lekko i zobaczyłam Annę.
- Gdzie ciotka?
- Znowu robicie tu jakieś przeciwciotkowe zebrania? - zapytałam wchodząc i spostrzegając Kristoff'a siedzącego na podłodze z Leną.
- To nie przeciwciotkowe zebrania. - zaprzeczyła Anna zupełnie poważnie. - To bunt.
- Jaki zaś bunt?
- Uważasz za normalne to, że zwariowana ciotka porywa nam dziecko? - odezwał się Kristoff. - Nie! A więc zamkniemy się tutaj z Leną aby nie miała do niej dostępu.
- To nasza najbliższa rodzina. - odrzekłam. - Nie można tak. Za niedługo i tak wyjedzie.
- Elso, przecież to nie nasza wina! To nie my porywamy czyjąś córkę za morze! Ona jest nienormalna! - krzyknęła Anna i tupnęła nogą.
Pokręciłam głową.
- Róbcie sobie co chcecie. - i wyszłam.
Mają rację - nie powinna brać nigdzie Leny. Ale zamykając się w pokoju my również zachowujemy się dziwnie i źle. Bądź co bądź jest naszą jedyną rodziną.
- No, Elsa! - nagle zza rogu wybiegła ciotka. - Wszędzie Cię szukam!
- Coś się stało...? - zapytałam lekko zaniepokojona jej entuzjazmem.
- Nie zdążyłam przekazać Wam świetnych wieści, które przywiozłam z Corony!
Ciotka pociągnęła mnie do jadalni i poleciła usiąść obok siebie przy stole.
- Mam świetne, świetne wieści, na pewno się ucieszysz. - ciotka aż klasnęła w dłonie.
- Słucham... - odrzekłam w duchu zastanawiając się gdzie jest Jack i czy nie mógłby znaleźć sposobu aby uwolnić mnie od ciotki.
- Wczoraj dowiedziałam się, że moja kochana córcia, że moja słodka Puncia, Twoja najukochańsza kuzynka...
Westchnęłam.
-...bierze ślub!!!!
- Słucham?! - wyrwało mi się, a brzeg stołu zamarzł.
- Ha! - ciotka znów klasnęła. - Wiedziałam, że się ucieszysz! Jej nowy chłopak, taki czaruś, nawet przystojny, ciemne włosy, lekki zarost, oświadczył jej się!! Czy to nie cudowne?!
Opamiętałam się szybko i wyjęłam z małej kieszonki w sukni rękawiczki, po czym włożyłam je szybkim ruchem.
- Taak.. cudowne. - powiedziałam i zmusiłam się do uśmiechu.
- Elso? - zza drzwi wyłonił się Jack. - Mógłbym prosić Cię na chwilę?
- Och, no miejże trochę przyzwoitości, młodzieńcze! - Romilda zrobiła zdenerwowaną minę i spojrzała na Jack'a. - Rozmawiamy! - zwróciła się do mnie i dodała szeptem - Czasem nie wiem czy na pewno dobrze żeś wybrała.
- Niestety, jestem zmuszony prosić Elsę. - Jack zbliżył się trochę. - To ważne sprawy państwowe.
Ciotka westchnęła.
- Wybacz, ciociu. Obowiązki. - z radością wyszłam za Jack'iem z jadalni. - Wielkie dzięki. - westchnęłam. - O co chodzi?
- O nic. - zaśmiał się. - Musiałem uratować damę z opresji.
Zaśmiałam się również, a on pocałował mnie. Następnie skorzystaliśmy z okazji, że Anna, Kristoff i Lena siedzą zamknięci w pokoju Lenki, a my... mamy część zamku tylko dla siebie.




- Elsa.  

poniedziałek, 21 września 2015

Lena gdzie jesteś?

Hejo, Od dwóch dni jestem zła można powiedzieć że jestem wściekła. Jak można zabrać matce dziecko! Ja świruję od dwóch dni miałam Lenkę dla siebie tylko przez półgodziny, gdy ciotka wybrała się do miasta. - Po co ona przyjechała?!- powiedziałam gdy rozmawiałam z Kristoff' em. - Chyba tylko po to żeby zabrać nam dziecko. - Wiesz ja chyba pójdę jej poszukać. - Pójdę z tobą.- zaproponował Kristoff i poszliśmy. Przeszukaliśmy cały zamek, później przeszukaliśmy ogrody pałacowe i miasto. Wreszcie poszłam do gabinetu Elsy. - Elsa, widziałaś gdzieś ciotke i Lenkę?- zapytałam wchodząc. - Nie, a coś się stało?- zapytała siostra spoglądając na mnie z zaniepokojoną miną. - Nie mogę jej nigdzie znaleźć. Razem z Kristoff' em.przeszukaliśmy całe Arendelle. - I niegdzie...- nie zdążyła skończyć, bo do gabinetu weszła Tamara osobista służąca Elsy. - Królowo przyniosłam herbatę.- powiedziała podając Elsie herbate. - Dziękuję Tamaro.- gdy Elsa podziękowała Tamara już miała wyjść. - Tamaro, kto dba o królową Romildę?- zapytałam. - Nasza nowa służąca Anastasia. - Czy mogłabyś poprosić ją żeby tu przyszła?- poprosiła Elsa. - Oczywiście.- Tamara wyszła i wróciła z Anastasią. - Wasza Wysokość. - Czy wiesz gdzie jest królowa Romilda. - Tak rano kazała mi spakować księżniczkę Lenę i powiedziała że musi wracać do swojej córki, bo coś się stało i że wróci jutro. - Dziękuję.- powiedziała Elsa i gdy zobaczyła że jestem w szoku.- Tamaro przynieś proszę księżniczce napar z ziół uspokajających.- to buła ostatnia rzecz jaką pamiętam. - Anna

niedziela, 20 września 2015

Ciociu...

Witajcie,
Jak zapewne obwieściła Wam już Anna wczoraj stało się coś... niespodziewanego i szczerze bardzo, bardzo niepożądanego. Otóż z Corony przypłynęła do nas nasza kochana ciotka, matka Roszpunki. Chwała Bogu oczywiście, bez córki, aczkolwiek i tak wiedziałam, że jej wizyta nie przyniesie nic dobrego. I niestety miałam rację. Niemal od razu zaczęła świergolić do Leny, a potem zabrała nam ją i mówiąc, że pokaże nam jak się zajmuje dziećmi łaziła z dziewczynką na rękach po całym zamku i wyła jakieś okropne kołysanki (które obudziły nas również dziś rano).
- Ciociu... - zaczęłam delikatnie gdy uznała, że sama nakarmi Lenę. - ...myślę, że Anna sama potrafi zająć się córką.
- Aj, Elsa, Elsa ty to lepiej nic nie mów. - kobieta machnęła na mnie ręką. - Jak już jesteś z tym swoim Jacksonem to moglibyście sobie zrobić przynajmniej kilkoro dzieci, a wy co. Więc ty raczej nie znasz się za bardzo na tych sprawach, kochaniutka.
Po chwili, w której musiałam ochłonąć po jej wypowiedzi, odrzekłam:
- Cóż, może ma ciocia rację, może ja się nie znam. Ale Anna na pewno...
- Słuchaj, dziecko. - ciotka włożyła mi Lenę w ramiona, a sama wstała i wygładziła suknię. - Idę teraz do miasta, więc chwilowo Lenusinka będzie bardzo nieszczęśliwa. Ale jak wrócę to chętnie się z nią pobawię. Papa!
I ruszyła szybkim krokiem do wyjścia. Westchnęłam i spojrzałam ze współczuciem na Lenę. Patrzyła na mnie z lekko zdziwioną i przestraszoną minką.
- Nie martw się, kochanie. - pocałowałam ją w główkę delikatnie. - Ochronimy Cię przed ciocią.
Zaśmiała się i zamachała rączkami wesoło. Poszłam z nią na górę i weszłam do jej pokoiku przez uchylone drzwi. Na podłodze siedzieli Anna, Kristoff i Jack zawzięcie o czymś dyskutując.
- Coś się stało? - odłożyłam Lenkę do jej kołyski i usiadłam obok Anny.
- Gdzie Romilda? - Kristoff gwałtownie wstał, podbiegł do drzwi i zamknął je na klucz.
- Poszła do miasta... - odrzekłam. - Co wy tu za tajne...
- Elso, ona jest okropna. - jęknęła Anna. - Ja chcę sama zajmować się Leną, a ona mi mówi, że nie potrafię. - wyjęła dziecko z kołyski i przytuliła je do siebie.
Kristoff przytulił Anię, a Jack spojrzał na mnie bezradnie.
- Musimy po prostu przerwać czas, kiedy tu będzie. - powiedziałam. - Damy radę.
- Tak, ale Lena chyba skończy przekarmiona na maksa i w dodatku głucha od jej pięknych kołysanek. - stwierdził Jack.
- Damy radę. - westchnęłam.




- Elsa.

sobota, 19 września 2015

Niespodziewane odwiedziny

Hejo, Dziś zdarzyło się coś czego nikt się nie spodziewał. Rano ubrałam Lenkę i zeszłam na śniadanie na dole już wszyscy czekali. Usiadłam i zaczeliśmy jeść gdy nagle do sali wszedł gwardzista.
- Wasza Wysokość?- zwrócił się do Elsy.
- Tak?
-Przyjechała królowa Romilda i chce się z Waszą Wysokością spotkać.
- o nie tylko nie ona. - Proszę jej przekazać że spotkam się z nią w moim gabinecie.
- Nie musisz mi już nic przekazywać.- do jadalni weszła Romilda, matka Roszpunki
.
- Witaj cioteczko.- przywitała się Elsa.
- Witajcie dziewczynki. Aniu ty się nie przywitasz?
- Witaj ciociu. - Przyjechałam do was pomóc wam zaopiekować się tą małą księżniczką.- pokazała na Lenę.
- Ciociu, ale ona nie potrzebuje twojej opieki ma nas.- powiedziała Elsa.- I ma swoją mamę czyli Anię. - Wiem, ale potrzebujecie mojej pomocy, bo wy same sobie nie poradzicie.- nagle ciotka zabrała mi Lenkę i poszła do ogodów.
- A i jeszcze jedno mam zamiar zostać u was na tydzień.
Wieczorem siedzieliśmy ja, Kristoff, Elsa i Jack u nich w sypialni.
- Ona jest nie możliwa nie może tu zostać.- narzekałam. zabier nam zabiera córeczkę.- powiedział Kristoff
- Coś wymyślimy.- powiedziała Elsa, później poszliśmy do siebie do sypialni.

 - Anna

czwartek, 17 września 2015

Ciekawe pogawędki w altance.

Witajcie,
Dziś obudził mnie leciutki podmuch ziemnego powietrza i dotyk chłodnej dłoni na policzku.
- Śnieżynko... - odezwał się miękki, męski głos.
- Jack... - zamruczałam cicho i nie otwierając oczu uśmiechnęłam się.
Na powieki i policzki delikatnie sfrunęło mi kilka maleńkich śnieżynek.
- Chodź, Śnieżynko, Anka była tu już kilka razy. Podobno chce Cię wyciągnąć na spacer z Leną. - odezwał się Jack.
Usiadłam, podciągając kołdrę do wysokości obojczyka.
- Nie może iść z Kristoff'em? - westchnęłam. - Dopiero się obudziłam w dodatku jestem... totalnie goła.
Jack zaśmiał się i usiadł przy mnie.
- Mi to bardzo pasuje, ale ona chyba nie da Ci spokoju.
- Mógłbyś ją zawołać? - poprosiłam, a Jack kiwnął głową i wyleciał z pokoju.
Wiedziałam dobrze, że nie zdążę się ubrać, ponieważ czas przybycia Anny z jej komnaty do mojej wynosi maksymalnie minutę, a kiedy wcześniej już na mnie czekała zapewne jakieś piętnaście sekund. Podciągnęłam więc tylko kołdrę wyżej i Anna przybiegła po kilkunastu sekundach.
- Jeszcze nie gotowa? - wskoczyła na łóżko widocznie gotowa ściągnąć kołdrę i ubrać mnie własnoręcznie.
Przewidując jej zamiary złapałam kołdrę mocno i powiedziałam:
- Aniu, nie! Wiesz, ja... muszę zrobić jedną rzecz, teraz nie mam jak z tobą iść.
Do pokoju wszedł Jack i oparł się o framugę drzwi, a Anna zrobiła naburmuszoną minę.
- Ewentualnie po południu możemy gdzieś razem... - zaczęłam, ale siostra kiwnęła lekko głową i wyszła.
- Obraziła się? - zapytał Jack podchodząc do łóżka.
- Mam nadzieję, że nie... - odrzekłam. 
Do około czternastej siedziałam nad papierami, a potem na audiencji. Około szesnastej Jack wyciągnął mnie na spacer.
- Anka łazi gdzieś z Leną od rana. - powiedziałam, gdy przechodziliśmy przez pałacowe ogrody. - Trochę mnie to niepokoi.
- Nie ma powodu do niepokoju. - Jack chwycił mnie za rękę. - Wiesz jaka jest Anka. Poobraża się, coś poudaje, a potem wraca i chce się tulić.
- Może. - wzruszyłam ramionami.
Jakiś czas potem usiedliśmy w różanej altance, którą dostałam od Anny.
- Jesteś piękna, wiesz, Śnieżynko? - uśmiechnął się Jack gładząc mnie po policzku.
Uśmiechnęłam się tylko i pocałowałam go. Odwzajemnił pocałunek i sięgnął ręką do kieszeni, ale chwyciłam go za nią. Nagle przerwał nam nam wrzask:
- Spójrz Lenuś!! Ciocia Elsa i wujek Jack!!!
Odskoczyliśmy od siebie i naszym oczom ukazała się Anna idąca w naszą stronę, za rękę prowadząca Lenę, która niezdarnie stawiała małe kroczki.
- Widzisz, Lenuś? - Anna odezwała się do córeczki wskazując na nas. - Ciocia Elsa nie chce chodzić z nami na spacerki, bo woli się całować z wujkiem.
- Ej, ona jest za mała na takie rzeczy. - powiedział Jack. - Nie opowiadaj jej o tym co robimy z Elsą.
- I kto to mówi. - Anka posłała mu na wpół rozbawione i karcące spojrzenie. - Skąd mam wiedzieć co jej opowiadasz jak się nią opiekujesz.
Uśmiechnął się krzywo, a ja zrobiłam Ani miejsce obok mnie. Usiadła i wzięła Lenę na kolana.
- To... o czym sobie gawędziliście? - zapytała.
- O niczym. - wtrąciłam szybko, ale Jack odezwał się z figlarnym uśmiechem głaszcząc mnie po włosach:
- O tym jak piękna jest ciocia Elsa i jak bardzo chciałbym ją...
- Myślę, że wujek Jack powinien wrócić do zamku. - zasłoniłam mu szybko usta. - I lepiej mu w tym pomogę.
Pociągnęłam go za sobą do zamku, a Anna z Leną wróciły dopiero po zmroku.




- Elsa.

środa, 16 września 2015

Wiele miłych chwil.

Hejo, Dziś rano poczułam się lepiej, więc poszłam do Elsy. -Cześć,Elsuś.- Elsa siedziała na łóżku, a obok niej był Jack.- O widzę że się już pogodziliście. -Tak, a ja widzę że już lepiej się czujesz.- powiedziała Elsa. -No to może dacie się zaprosić na herbatke w ogrodach pałacowych?- zaproponowałam. - Elsa, Co ty na to? -Bardzo chętnie, ale nie masz nic przeciwko?- Elsa zapytała Jack'a. - Nie, muszę pobawic się z Leną.- Jack uśmiechnął się łobuzersko. - Tak będzie Na herbatce.- uśmiechnełam się i wyszłam. Poszłam do kuchni poprosić o jakieś ciasteczka i o herbatke , później poszłam do ogrodu, bo miałam pewien prezent dla Elsy i musiała sprawdzić czy jest gotowy. Po południu poszłam po Lenke i poszłam do ogrodu, po jakimś czasie przyszła Elsa z Jack'iem. - Aniu?! Co to jest?- zapytała gdy zobaczyła różana altankę, która była niespodzianką. - Chciałam cię pocieszyć po tym jak się dowiedziałaś że nie jesteś w ciąży, ale zachorowałam. - Aniu, kochanie ty moje. Dziekuje.- Elsie pociekła łezka. - Ale nie płacz nawet ze szczęścia, bo ja też zacznę płakać.- no i ja też zaczęłam płakać.Długo siedzieliśmy w altance, gdy nagle. - Mama.- to była Lena. - Ania, Elsa chodźcie tu.- zawołał nas Jack, więc wyszłyśmy z altanki na łąkę przed altanka i zobaczyłam że Lena szła na swoich nóżkach od Jack'a do mnie. - Lenuś chodź do mamy.- kucnęłam żeby złapać córeczkę, do wieczora wiedzieliśmy na łące, a kiedy Lena uznała mi na rękach poszlak do zamku, a Elsa i Jack zostali. - Anna

wtorek, 15 września 2015

Smutki w szafie i lekarstwa.

Witajcie,
Od kilku dni, jak wiecie (i wiecie dobrze czemu) jestem nieco zdołowana, ale dzisiaj postanowiłam wziąć się w garść. Po skupieniu się na obowiązkach królowej nawet nieźle mi to poszło. Jednak z Jack'iem było całkiem inaczej. Prawie zupełnie nie wychodził z szafy i do nikogo się nie odzywał. Dziś rano zapukałam cicho w białe, drewniane drzwiczki.
- Jack?
Odpowiedziało mi ponure mruknięcie z wnętrza szafy.
- Wszystko gra? - oparłam się o mebel.
- Nie.
- Chcesz porozmawiać?
Przez chwilę Jack nie odzywał się, po czym powoli wyszedł z szafy ze spuszczoną głową.
- Jack... - chwyciłam go delikatnie za rękę.
- Naprawdę chciałem być tatą. - mruknął.
Spuściłam głowę.
- Wiem, że na razie nie jesteś gotowa, Śnieżynko. - odezwał się po czym uniósł mój podbródek. - Kiedy będziesz gotowa... daj znać. - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech i pocałowałam go. Jakiś czas później udałam się do Anny, przypominając sobie, że (trochę przeze mnie) nie czuła się najlepiej. Kiedy weszłam zobaczyłam Anię w łóżku przykrytą grubą kołdrą, a obok niej Kristoff'a podającego jej jakiś lek.
- Co się dzieje? - podeszłam do nich i usiadłam na łóżku.
Anna uśmiechnęła się do mnie, ale nie mogła nic powiedzieć przez usta pełne lekarstwa.
- Anka się przeziębiła. - stwierdził Kristoff przykładając jej do czoła jakąś wilgotną chustkę.
- Och... - pogłaskałam siostrę po ręce.
- Pójdę po więcej lekarstwa. - powiedział Kristoff i wyszedł pospiesznie.
Anna szybko wykopała się spod kołdry i usiadła.
- Mam już dość tej jego opieki.. - jęknęła.
- Jesteś przeziębiona, potrzebujesz... - zaczęłam, ale ona przerwała mi:
- Ale on totalnie przesadza! Wlewa we mnie już chyba piątą butelkę tego ohydztwa... - wskazała na pustą buteleczkę po lekarstwie leżącą na etażerce. - ...a ja po prostu muszę odpocząć.
- Postaram się z nim porozmawiać. - uśmiechnęłam się, pocałowałam siostrę w policzek i skierowałam się do gabinetu.
Na korytarzu jednak wpadłam na Kristoff'a niosącego dwa pudła i kilka paczek chusteczek.
- Em, Kristoff, Ania prosiła żebyś dał jej odpocząć. Chyba chciałaby się zdrzemnąć. - zaczepiłam go.
Zmarszczył brwi, po czym bez słowa poszedł do ich sypialni. A ja nie będąc pewna, czy udało mi się pomóc Annie usiadłam do obowiązków.





- Elsa. 

poniedziałek, 14 września 2015

Elsa, nie martw się. Elsa zimno mi :(

Hejo,
Po tym jak wczoraj wieczorem dowiedzieliśmy się że Elsa wcale nie jest w ciąży zaczęłam ją pocieszać, Kristoff poszedł do reniferów zażenowany tą sytuacją, a Jack poszedł do szafy.
- Elsuś, nie martw się.- pocieszałam siostrę.
- Aniu, nic nie rozumiesz ja już się pogodziłam z tym że jestem w ciąży, a Jack był w siódmym niebie, a teraz...- czułam że zaraz zacznie płakać, a w dodatku zrobiło mi się zimno i zauważyłam że cała kołdra jest w szronie.
- Elsa? Mogłabyś się trochę opanować?
- Co?!- chyba stwierdziła że źle dobrałam słowa, ale zrozumiała gdy zobaczyła że cała moja suknia jest pokryta szronem, a moja twarz jest sina od zimna.- Przepraszam, ja po prostu nie mogę się pogodzić z tym że nie jestem w ciąży.
- Widzisz jak to wszystko dziwnie wygląda, jak się dowiedziałaś że jesteś w ciąży to nie mogłaś się z tym pogodzić, a teraz nie możesz się pogodzić z tym że nie jesteś w ciąży.
- Masz rację dziwne. Wiesz ja chyba pójdę spać.- zanim zdążyłam wyjść Elsa już spała.
- Dobranoc, siostrzyczko.- poszłam do siebie do pokoju wziąć ciepłą kąpiel ( po zamrożeniu mojej sukni było mi zimno). Nagle ktoś zapukał do łazienki.
- Aniu, potrzebujesz towarzystwa?- to był Kristoff.
- A Lena śpi?
- Tak.
- To bardzo chętnie.- wszedł, ściągnął ubrania i wszedł do wanny.
- O kurczę, Aniu jaka ty jesteś zimna.Nie jesteś chora.
- A ja wiem, nie mam czasu na zastanawianie się czy jestem chora, bo moja siostra cierpi.
- A co z Jack' iem?
- Jest obrażony na cały świat.- siedzieliśmy w wannie i rozmawialiśmy o Jacku i Elsie, a później o nas i o następnym dziecku <3
Rano gdy wstałam poszłam do Elsy.
- Co u ciebie?- zapytałam wchodząc.
- Nic nowego.- powiedziała siedząc przy biurku w stercie papierów.
- Co tam robisz ciekawego?
- Odpisuję na listy z królestw.
- Nudne zajęcie.
- Nie , jest bardzo zajmujące i łatwo zapomnieć o innych sprawach.
- Elsa, przestań, proszę.- zrobiło mi się zimno.- Ej...- za sufitu padał na mnie śnieg i tylko w to miejsce.
- Wybacz.- śnieg przestał padać.
- Dziękuję.A gdzie Jack?
- W szafie od wczoraj.- Elsa powiedziała to ze smutkiem w głosie.
- Nie przejmuj się kiedyś z wyjdzie.- siedziałam pokoju Elsy cały dzień.- Elsa...
- Tak?- zapytała siostra wciąż patrząc w papiery.
- Zimno mi.
- Co?- nagle Elsa się podniosła, leżałam pod jej kołdrą.- Annka, ty masz gorączkę.
- Nie możliwe.
- To pewnie przez to że wczoraj zamroziłam ci ubrania, a dziś obsypałam śniegiem.
- Wiesz ja wrócę do sypialni i się położę, a ty odpocznij.- powiedziałam i wyszłam za nim zdążyła coś powiedzieć. Gdy weszłam do pokoju czekał na mnie Kristoff, gdy zobaczył jaka jestem rozpalona zaraz się mną zajął i zawołał kilka służących.

- Anna

niedziela, 13 września 2015

A jednak...

Witajcie,
Ostatnio poszłam do lekarza, bo okropnie źle się czułam. Jednak powiedział tylko, że nie jest pewien wyników badań i, że muszę poczekać jakiś czas. Znowu nie spałam przez całą noc, a moje samopoczucie zmniejszyło się do minimalnego poziomu. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że mogę być w ciąży. Nie jestem na to gotowa, mam Arendelle na głowie.
- Śnieżynko, spokojnie... - Jack przytulił mnie pieszczotliwie. - Ciąża to cud, nie choroba. Pomyśl tylko, że za kilka miesięcy będziemy mieć nasze małe, najsłodsze, najkochańsze maleństwo. Nie mów, że byś tego nie chciała.
- Chciałabym, Jack. - odrzekłam słabo. - Ale jeszcze nie teraz.
W odpowiedzi przytulił mnie tylko mocniej i pocałował w czubek głowy. Dziś rozmawialiśmy z Anną i Kristoff'em w naszej sypialni. Ja siedziałam skulona na poduszkach, a Jack obejmował mnie jedną ręką. Przez ostatnie dni szron na całej powierzchni pałacu w ogóle nie topniał, oczywiście przeze mnie.
- Jeśli to dziewczynka... - zaczęła Anna. - ... to na pewno musimy ją nazwać jakoś ślicznie.
- Sie wie. - uśmiechnął się Jack. - Ale ja i tak jestem pewien, że to chłopiec.
- Nawet nie wiadomo czy jestem w ciąży! - krzyknęłam.
Anna spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Zachowujesz się jakbyś nie chciała tego dziecka. - powiedziała. - Przestań być taką pesymistką, popatrz na dobre strony tej sytuacji - a ja widzę tylko takie. Jeśli jesteś w ciąży... och, Elso, chyba nie muszę Ci tłumaczyć co to znaczy! Być mamą to najlepsze co może być!
Spuściłam głowę. Może mają rację? Tak naprawdę, bardzo chciałabym mieć dziecko z Jack'iem. Ale czy na pewno teraz jest na to odpowiednia chwila?
- Przepraszam. - wyszeptałam. - Ja po prostu...
- Rozumiemy Cię, Elsuś. - Anna pogłaskała mnie po ręce. - Stresujesz się, bo spotkało Cię coś zupełnie nieznanego. Ale szybko przywykniesz i pokochasz bycie mamą.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Jack pocałował mnie.
- Wracając do tematu.. - powiedział po chwili. - ... to na sto procent chłopiec i już nawet wiem jak go nazwiemy.
- Hoho, panie ZbytPewnySiebie! To dziewczynka! - zaśmiała się Anna. - Mała Elsa!
- Tylko jak ją nazwać? - wtrącił Kristoff.
- Głosuję na.... - Anka podrapała się po głowie. - Joanne?
- Feee....! - jęknął Jack. - Wy się nie znacie, to nie dziewczynka, a na pewno nie Joanne. - przytulił się do mnie. - Prawda? - odezwał się do guziczków na mojej sukience. - Jesteś moim odważnym, przystojnym synusiem.
- Nie ma szans! - zaśmiała się Anka, po czym przez następne pół godziny rzucali w siebie poduszkami i nadawali coraz to nowe imiona naszemu dziecku.
Po południu moja lekarka wezwała mnie do siebie, więc zeszłam na dół strasznie zestresowana.
- Chciałabym jeszcze raz przeprowadzić badania, królowo. - odezwała się. - Ostatnio... coś nie pasowało.
Zgodziłam się więc. Po wykonaniu badań, kobieta uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Coś jest nie tak? - zapytałam czując jak podłoga pod moimi nogami zamarza.
- Nie, nie, wszystko jest w porządku. - odrzekła kobieta. - Tylko... tylko, że...
- Nancy, proszę powiedz co się dzieje! - rozkazałam.
Lekarka spojrzała mi w oczy i powiedziała:
- Bardzo przykro mi to mówić, ale... królowa nigdy nie była w ciąży.
 Cały gabinet zamarzł natychmiast.
- Jak to...? - wydusiłam drżącym głosem, ledwo utrzymując się na nogach. - A...a te wszystkie objawy..?
- To nie były objawy, królowo. - Nancy pokręciła głową. - To wszystko wywołał stres związany z myśleniem o ciąży.
- Dziękuję, Nancy. - powiedziałam i zostawiając za sobą lodowy ślad wróciłam do sypialni.
Tam wszyscy na mnie czekali.
- I jak?
- Dzidziuś jest zdrowy?
- Znasz płeć?
Poczułam jak oczy wypełniają mi się łzami.
- Elso? - Jack podszedł do mnie. - Co się dzieje?
- Jack... tak mi przykro... - spojrzałam na niego. - Ja.. nie jestem w ciąży.
Otworzył usta i zrobił najbardziej smutną minę jaką kiedykolwiek u niego widziałam.
- Jak to? - Anka podbiegła do nas. - Dziecku coś się stało?
- Nie, Aniu. - jakimś cudem udało mi się opanować drżenie głosu. - Nie zaszłam w ciążę. Nie było żadnego dziecka.
Bez słowa przytuliła mnie. Jack usiadł na łóżku widocznie załamany, a Kristoff poklepał go po plecach. Jeszcze niedawno po takiej wiadomości bym się cieszyła. Ale teraz... sama nie wiem już co myśleć.



- Elsa.

piątek, 11 września 2015

Coś jest nie tak

Hejo, Dziś rano wstałam i postanowiłam odwiedzić siostrę ( jak wiecie co do kwesti odwiedzin siostry jestem uparta, mogę nawet wspiać się na szczyt najwyższej góry :D) Zapukałam i tym razem czekałam, aż zostanę zaproszona, w końcu drzwi otworzył Jack. - Hej, Ania.- powiedział i popatrzał na Elsę leżącą w łóżku.- Śnieżynko to Ania dasz radę z nią pogadać? - Tak wpuść ją.- dobiegł cichy głos z pod kołdry. -Ja idę na śniadanie.- powiedział Jack wychodząc z pokoju. - Elsa dobrze się, czujesz?- zapytałam choć znałam odowiedź. - Nie za dobrze.- powiedziała Elsa wychylając się z pod kołdry, była blada jak ściana , miała rozczochrane włosy i podkrążone oczy. - Czy ty wogóle w nocy spałaś? - No nir za bardzo. - Elsa to nie są normalne objawy ciąży, coś jest nie tak. - Aniu, co masz na myśli? - Chodzi mi o to że powinnaś iść do lekarza. A najlepiej gdyby lekarz przyszedł do ciebie. - Ania, ale po co? - Bo jesteś w ciąży i coś jest nie tak, proszę nie pozwól żebyś i ty straciła dziecko, proszę.- chciało mi się płakać na samo wsppmnienie o poprzedniej ciąży. - Aniu nie płacz. Pójdę do lekarza. - Nie, ja lepiej po niego pójdę i go tu przyprowadzę.- poszłam po lekarza, a on poszedł doElsy i kazał mi wrócić do siebie, bi Elsa potrzebuje spokoju. Więc wróciłam do siebie i zajęłam się Lenką. - Anna

czwartek, 10 września 2015

Nie teraz!

Witajcie,
Dziś przez prawie całą noc leżałam przytulona do kołdry i wpatrywałam się w spód baldachimu nad łóżkiem. Byłam całkiem rozdarta i nie wiedziałam co myśleć. Co chwilę wybuchałam płaczem, a po uspokojeniu się powracałam do obserwowania baldachimu. Czułam się jakbym oszalała. Nagle coś przyszło mi do głowy.
- Hej, Jack. - szturchnęłam męża.
Obudził się natychmiast.
- Coś się dzieje? - zapytał. - Źle się czujesz?
- Nie, tylko chciałam Ci coś powiedzieć. Anka poradziła mi to zrobić. - odrzekłam patrząc na niego niewyraźnie.
- Słucham.
- Jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się niemrawo, a on odwzajemnił uśmiech i pogłaskał mnie po policzku.
- Wiem, Śnieżynko, sam Ci o tym powiedziałem.
Zmarszczyłam brwi. Faktycznie, większość zdarzeń z wczoraj wyleciało mi z głowy. Może to przez to, że zemdlałam? A może po prostu za bardzo się przejmuję?
- Powinnaś się przespać. - pocałował mnie i wrócił do snu.
Mimo jego słów, przez resztę nocy płakałam w poduszkę. Rano czułam się po prostu okropnie. Zasypiałam na stojąco, a w głowie miałam jedynie myśl "Jestem w ciąży! Co teraz?" Włożyłam szlafrok i zeszłam na dół prawie spadając ze schodów. Nie wiedząc zupełnie gdzie zmierzam, stanęłam pośrodku jadalni.
- Wasza Wysokość? - podeszła do mnie jedna z służących. - Czy coś się stało?
Pokręciłam głową. Kobieta przyglądała mi się chwilę ze zdziwieniem, po czym odeszła. Usiadłam przy stole i nagle poczułam wielką wściekłość. "Nie mogę teraz być w ciąży! Nie! Nie!" Cały stół zamarzł.
- Elsa? - podbiegła do mnie Anna, już ubrana i uśmiechnięta. - Co się... czy ty dobrze się czujesz?
Zacisnęłam powieki i pokręciłam głową. Natychmiast przytuliła mnie.
- Co jest?
- Nie chcę być teraz w ciąży. Jeszcze nie. Nie jestem gotowa. - poczułam napływające do oczu łzy. - Na pewno kiedyś tak, może nawet za niedługo, ale... ale jeszcze nie teraz.
- Wiesz... - Anna odezwała się po chwili. - Tak naprawdę to nic pewnego. Powinnaś iść do lekarza.
Kiwnęłam głową i wyszłam z jadalni, ale wcale nie skierowałam się do lekarza. Nie miałam do tego nastroju, a poza tym byłam wykończona. Gdy weszłam do sypialni, Jack powitał mnie pocałunkiem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Ja... ja... - zaczęłam, ale nagle poczułam się okropnie słabo, a nogi zrobiły mi się jak z waty. - Jestem w ciąży...
Obudziłam się jakiś czas później w swoim łóżku, przebrana w bawełnianą, milutką koszulę nocną. Zaszyłam się pod kołdrą i pragnęłam nie wychodzić spod niej przez następne dziewięć miesięcy.




- Elsa. 

środa, 9 września 2015

Ciąża czy szaleństwo?

Hejo, Dziś wydarzyły się dziwne rzeczy. Rano do mojego pokoju po śniadaniu wpadła Elsa. - Aniu, musimy porozmawiać.- spojrzała na Kristoff' a, który od razu wyszedł. - O co chodzi? Elsa, czy ty się dobrze czujesz?- siostra była w opłakanym stanie, potkrążone oczy, rozmazany tusz do rzęs, miała roztartą szminkę na policzku. - Nie, Aniu nic nie jest w porządku. - Elsa powiedz o co chodzi. - Aniu, ja jestem w ciąży.- Elsa zaczęła płakać. - To wspaniała wiadomość. Powiedziałaś Jack' owi? - Jeszcze nie, a powinnam.- Elsa na chwilę przestała płakać. - Tak, zdecydowanie powinnaś- uśmiechnęłam się.- Elsa wstał i wyszła, a ja zajęłam się Lenką, gdy około południa przyszedł jeden ze gwardzistów. - Księżniczko, królowa cię wzywa do swojego gabinetu. - Już idę.- zawołałam jakąs służącą i pobiegłam do Elsy. - Aniu, musisz mi pomóc.- powiedziała zaraz jak weszłam. - O co chodzi? Źle się czujesz, może zawołam lekarza? - Nie, ja po prostu nie mogę się skupić, cały czas myślę o ciąży. - Musisz się z tym pogodzić i porozmawjaj o tym z Jack' iem.-po tych słowach wróciłam do Lenki, wieczorem do mojego pokoju wpadł Jack. - Anna, pomocy, Elsa oszalała. - Na pewno nie jest tak źle.- poszłam za Jack' iem i pożałowałam swoich słów. Elsa biegała od jednej służą ej do drugiej i krzyczała " Jestem w ciąży". Po jakimś czasie udało nam się ją uspokoić i zaprowadzić do łóżka. - Anna

wtorek, 8 września 2015

Bum?!

Witajcie,
Wczoraj spędziłam cały dzień z Jack'iem (na chwilę próbowałam usiąść do pracy, ale mnie odciągnął) i... cóż... spędzaliśmy miło czas. Wieczorem za to odwiedziła nas Anka, jak zwykle przychodząc w najlepszym momencie.
- Słuchaj Elsa mam świetną wiadomość...! - wpadła do komnaty bez pukania.
Jack zanurkował pod kołdrę, a ja przykryłam się po samą brodę.
- Jaką? - uśmiechnęłam się niewinnie choć czułam wyraźnie, że jestem cała czerwona, a w dodatku z góry spadło kilka śnieżynek.
- Przeszkadzam? - uniosła jedną brew i z uśmiechem oparła się o drzwi.
- Nie, nie. - odrzekłam szybko, choć spod kołdry dobiegło ciche "Bardzo."
Podeszła trochę bliżej i zaczęła opowiadać:
- No bo... byliśmy w mieście, ja, Kristoff i Lenka i zgadnijcie kogo spotkaliśmy!
Wzruszyłam ramionami, a Jack jęknął cicho przytulając się do mojej nogi.
- Hosiwo! Ale najlepsze było to, że nie był sam! Znalazł sobie jakąś dziewczynę!
- To cudownie. - uśmiechnęłam się.
Anna kiwnęła głową z entuzjazmem i podskoczyła lekko.
- Dokładnie! To takie miłe, że taki fajny gość nie musi już mieszkać z takim potworem jak Hans i mógł przypłynąć do Arendelle i jeszcze...
- Em, Aniu... - zaczęłam pokazując na kołdrę. - ...może później pogadamy?
- Jasne. - posłała mi mrugnięcie. - Miłej nocy!
I wyszła. Jack powoli wyczołgał się spod kołdry z uśmiechem.
Dziś rano wstałam dość późno, usiadłam przed toaletką i przeczesałam włosy grzebieniem. Jack jeszcze spał więc postanowiłam go nie budzić i poszłam wziąć kąpiel. Kiedy wyszłam, dalej spał (albo udawał) więc zeszłam na śniadanie. Natknęłam się na Ankę.
- Jak tam? - uśmiechnęła się.
- Co jak tam? - powiedziałam choć dobrze wiedziałam o czym mówi.
Przekrzywiła głowę i zaśmiała się.
- Uznam to za "Och, Aniu, było cudownie!".
Uśmiechnęłam się.
- A tak w ogóle to gdzie jest nasz Jack? - zdziwiła się Anna. - Nie powinien przybiec za tobą?
- Chyba jeszcze śpi. - odrzekłam.
Po chwili dołączył do nas Kristoff.
- Jack prosi żebyś tam przyszła. - powiedział do mnie.
Uniosłam brwi i spojrzałam na Annę. Wzruszyła tylko ramionami. Wstałam więc i udałam się do sypialni. Byłam bardzo zdziwiona i nawet trochę zaniepokojona. Co mogło się stać?
- Śnieżynko... - stał w samych bokserkach przed łóżkiem z nieco przestraszoną miną.
- Słucham... - podeszłam do niego, a podłoga pokryła się lekko szronem.
- Mam pewną sprawę. - wyjąkał. - Znaczy... my mamy. Wczoraj... w nocy... no...
Zmarszczyłam brwi.
- Coś było nie tak we wczorajszej nocy? - uśmiechnęłam się.
Uśmiechnął się również.
- O co chodzi?
Westchnął i klasnął w dłonie.
- Co masz na myśli...? - uniosłam jedną brew.
- No wiesz. - podrapał się po głowie. - Bum.
- Bum?
- Bum. Było bum. Wczoraj w nocy.
Nagle przyszło mi do głowy co może mieć na myśli.
- Czy ty... żartujesz?! - podłoga zaczęła zamarzać.
- Nie... znaczy... możliwe, że...mogło się tak stać... niekoniecznie, ale... możesz... możemy zostać rodzicami.
Przez chwilę stałam bez ruchu wpatrując się w Jack'a, a potem zaczął wirować po czym zemdlałam.




- Elsa.

poniedziałek, 7 września 2015

Dzień dla najbliższych i miłe spotkanie

Hejo, Dziś cały dzień spędziłam z Lenką i Kristoff' em, a Elsa i Jack cały dzień spędzili ze sobą. Taki dzień dla rodziny, ja, Kristoff i Lenka, najpierw poszliśmy do stajni. - Lenuś, nie pod...- chciałam ostrzec córkę przed reniferami, ale Kristoff zaczął mnie całować.- ...podchodź za blisko reniferów, bo cię kopną. - Ania, przecież Sven jej nie kopnie.- upomniał mnie Kristoff. - A jaką mam pewność że Svenusia, tego nie zrobi. - Może chodźmy gdzie indziej.- zapropnował Kristoff. Wzięliśmy wózek dla Lenki i poszliśmy do miasta, kupiliśmy lizaka czekoladowego dla Lenki i dla siebie po dużym kubku gorącej czekolady o nowym smaku kawowym. Później poszliśmy do portu i nie uwierzycie kogo spotkaliśmy, Hosiwa z jakąś piękną kobita, ubraną w piękną i zapewne drogą suknię. - Hosiwo? - zawołałam. - O Ania, Kristoff, Lenuś, co wy tu robicie? - Przyszliśmy na spacer.- powiedział Kristoff. - Spaciel.- powiedziała Lena. - Brawo, skarbie, ale mówi sie spacer.- upomniałam córkę. - Spaciel, spaciel, spaciel.- powtarzała w kółko Lena. - A przepraszam, pozwól tu kochanie.- powiedział Hosiwo, podając rękę kobiecie trzymającej się za nim.- To jest Berenique, jest szlachcianką z wysp belgijskich. - Witaj, Berenique, jestem Anna to jest mój mąż Kristoff i nasza córeczka Lena. - Oh, bonjoure, witajcie. - Berenique, to jest księżniczka Anna o której ci opowiadałem. - Oh, Wasza Wyskość.- ukłoniła się nisko. - Nie musisz się kłaniać, a tym bardziej mówić do mnie Wasza Wysokość.- uśmiechnęłam się do niej.- A gdzie wy mieszkacie. - W pięknym domu, za tym wzgórzem.- powiedział Hosiwo. - Rozumiem.- porozawialiśmy chwilę i się pożegnaliśmy. Gdy wieczorem wróciliśmy do pałacu poszłam do Elsy opowiedzieć jej wszystko. - Anna

niedziela, 6 września 2015

Witamy Svenusiu.

Witajcie,
- Elsa, Elsa, Elsa, Elsa, Elsa, Elsa, Elsa, Elsaaa!!
Jęknęłam i usiadłam nie otwierając oczu.
- Wstawaj, muszę Ci pokazać coś genialnego! - krzyczała mi Anna prosto w twarz.
- Musisz teraz? - jęknęłam z trudem otwierając powieki.
- Tak!!
Wstałam więc (Jack udawał, że śpi przykryty kołdrą po samą głowę) i ubrałam pierwszą lepszą suknię. Anna jak zwykle o tej porze była już dawno ubrana i pełna energii.
- Co takiego masz mi do pokazania? - pozwoliłam jej pociągnąć się za rękę korytarzem. - Mam nadzieję, że to nie bokserki Kristoff'a, albo...
- To coś o wiele lepszego! - zawołała. - Dał mi przecudny prezent!
- Jakiś o którym nie wiem?
Kiwnęła głową. Chwilę potem znalazłyśmy się w starej stajni, na tyłach zamku. Sven zazwyczaj spędza tam czas, a Kristoff czasem przychodzi do niego. Tym razem zobaczyłam Svena i... jeszcze jednego renifera.
- Dał Ci renifera? - zdziwiłam się.
- To dziewczyna! - zaśmiała się przytulając zwierzę. - Poznaj kochaną Svenusię.
Uśmiechnęłam się i podeszłam trochę bliżej. Kocham zwierzęta, ale Sven chyba nigdy nie czuł do mnie zbytniej sympatii więc wolałam trzymać się na dystans i od niej.
- Podejdź! - zachęciła Anna wyciągając do mnie rękę.
Podałam jej dłoń, a ona umieściła ją delikatnie na miękkim pyszczku renifera.
- Widzisz.. - uśmiechnęła się Anka. - Polubiła Cię.
Uśmiechnęłam się również i pogładziłam zwierzę po głowie.
- Wiesz co? - Anna położyła ręce na biodrach. - Chyba zapoznam Svenusię z Lenką.
- Em... Aniu, nie wiem czy... - zaczęłam, ale Anna już wybiegła na dwór.
Renifer przekrzywił głowę i mruknął cicho.
- Przyzwyczaisz się do niej. - uśmiechnęłam się do zwierzęcia.
Nagle usłyszałam z tyłu kroki.
- Elsa? Co ty tu... - odwróciłam się i ujrzałam Kristoff'a w roboczym ubraniu z wielkim workiem na plecach.
- Nic, nic. - odrzekłam chłodno. - Już idę.
I skierowałam się do wyjścia, ale szwagier zatrzymał mnie.
- Słuchaj, przepraszam za to ostatnio. Trochę... trochę mnie poniosło.
- Tak. - stwierdziłam po chwili. - Odrobinę.
Westchnął i wysypał z worka marchewki do drewnianego koryta pod ścianą.
- To bardzo przemyślany prezent. - powiedziałam.
- Hm?
- Ten renifer. - wskazałam głową. - Anna jest wniebowzięta.
Kristoff uśmiechnął się. Nagle do stajni wbiegła Anna z Leną na rękach.
- O, hej słoneczko. - powiedziała do Kristoff'a.
- Ja już lepiej pójdę. - uśmiechnęłam się i wróciłam do zamku.
Jak pewnie się domyślacie, w pokoju czekał na mnie Jack ze swoim wiecznym figlarnym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Hej, Śnieżynuś. - powiedział.
Uniosłam brwi.
- No nie bądź taka. - podszedł do mnie i objął mnie w talii. - Uciekłaś mi z łóżka.
Nie powstrzymałam uśmiechu po czym pocałowałam go.




- Elsa.

sobota, 5 września 2015

Urodzinki

Hejo, Dziś rano obudziło mnie wesołe "Sto lat" to był Kristoff, Elsa i Jack. Kristoff i Jack trzymali torta. - Wszystkiego najlepszego siostrzyczko.- powiedziała Elsa. - Dziękuję.- każdy z nich wyciągnął prezent.- Ale wy już daliście mi prezenty. - Ale mamy jeszcze po jednym.- powiedział Jack. - Ja mam jeszcze dwa.- pochwalił się Kristoff. - Och nie trzeba było.- i przypomniało mi się o naszym gościu.- A gdzie jest Hosiwo. - Zamieszkał w mieście.- ucieszył się Kristoff.- po śniadaniu i po torcie, rozpakowała prezenty, najpierw od Elsy, to była piękna zielona suknia, zdobiona złoto- srebrnymi wzorami i trochę dekorowana mocą Elsy, później był prezent Jack' a i znów czekoladki i na końcu od Kristoff' a to była obroża dla renifera. - Ja mam jeszcze jeden prezent. - Jaki? - Zobaczysz.- zaprowadził mnie do stodoły, gdzie były dwa renifery, jeden to Sven, a drugi... - To jest twój prezent.- pokazał na renifera obok.- Jak ją nazwiesz. - Mhm... Svenucha. - Piękne imię.- cały dzień spędziliśmy z reniferami i Lenką

piątek, 4 września 2015

Nareszcie koniec depresji.

Witajcie,
Dziś rano do mojej sypialni wpadł Kristoff.
- Jack! - podbiegł do Jack'a, który grzebał w moich perfumach (nie wiem czemu). - Anka zachowuje się jakoś dziwnie. Nie mogę z nią normalnie pogadać.
Kristoff w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, zresztą ignorujemy się nawzajem od ostatniej kłótni.
- Może Elsa się tym zajmie? Ma z nią chyba najlepsze kontakty. - odrzekł Jack odkładając kryształowy flakonik z kwiatowym olejkiem na toaletkę.
Kristoff tylko uniósł brwi, po czym wyszedł. Spojrzałam na Jack'a. Wzruszył ramionami i wrócił do przeglądania perfum. Westchnęłam, po czym wyszłam z pokoju mając nadzieję, że nie spotkam szwagra. W końcu natknęłam się na Annę. Siedziała na dywanie, pod ścianą i śpiewała coś cicho kiwając się na boki.
- Aniu? - zaczęłam z niepokojem klękając przy niej. - Wszystko dobrze?
Zaśmiała się i poklepała mnie po ręce.
- Tak, tak, siadaj. Wyobraź sobie... no coś dziwnego! - zaczęła. - Kristoff gadał mi jakieś niestworzone rzeczy!
- Coś ci nagadał? - przejęłam się. - Nie martw się, on nie ma racji. Oczywiście, że szkoda...
- Oczywiście, że nie ma racji! - zaśmiała się. - Wariat jeden!
Uniosłam brwi, ale uśmiechnęłam się lekko.
- Widzę, że depresja ci przeszła. - odezwałam się.
- Depresja? - zdziwiła się. - A niby czemu?
- Eem... - zmarszczyłam brwi przyglądając się jej szczerze zdziwionej twarzy. - No wiesz, nie chciałabym ci przypominać, ale straciłaś dziecko i w ogóle...
- Ty też..?! - jęknęła Ania. - Co wy za bzdury opowiadacie? Jaka ciąża? Jakie dziecko? I jeszcze to porwanie? I jaki Hans?
- Aniu, na pewno dobrze się czujesz? - poważnie się zmartwiłam.
- Ja wyśmienicie! Pytanie czy wy się dobrze czujecie! - zawołała wymachując rękami.
- Wiesz co, lepiej pójdziemy do lekarza. - powiedziałam i z lekkim trudem podniosłam ją z ziemi i postawiłam na nogi.
- Hahaha... oj, Elsa... - zaśmiała się i nagle zemdlała.
Próbowałam wziąć ją na ręce, ale była za ciężka, więc zawołałam Jack'a i razem zanieśliśmy ją na dół do pokoju medyków.
- Ależ księżniczce nic nie jest. - zaśmiała się Miranda, jedna z lekarek po przebadaniu Ani.
- Jak to? - zapytaliśmy jednocześnie.
Miranda pochyliła się w moją stronę i wyszeptała:
- Zdaje się, że księżniczka odrobinę za dużo wypiła.
Jack wybałuszył oczy, a ja uniosłam brwi.
- Tak po prostu? - zapytałam.
- Tak. - odrzekła kobieta. - Za jakiś czas powinna wrócić do siebie.
- Dziękujemy. - powiedziałam oszołomiona i zanieśliśmy Annę do mojej sypialni, a potem położyliśmy na łóżku. Obudziła się jakieś dwie godziny później.
- O matko... - jęknęła łapiąc się za głowę.
- Aniu. - usiadłam obok niej. - Czemu wypiłaś tak dużo? Wiesz to niezdrowe i może...
- Chciałam zapomnieć, rozumiesz? - Anna wybuchła płaczem. - Zapomnieć o tym co mi się przydarzyło. Nie mogę z tym żyć!
I z płaczem pobiegła, po czym zamknęła się w pokoju. Próbowaliśmy dostać się tam na wszelkie sposoby (tak, również przez okno), ale nie dało się. Przez kilka godzin siedzieliśmy przy drzwiach słuchając jak płacze, aż wreszcie wyszła.
- Aniu... - zaczęłam wstając i łapiąc ją za ręce, ale przerwała mi:
- Elso, przepraszam, że zachowałam się tak głupio. Przykre rzeczy się zdarzają. Trzeba się z nimi pogodzić i sobie poradzić. A ja zachowywałam się jak głupi bachor. Przepraszam.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją do siebie.
- Czas wziąć się w garść. - odwzajemniła uśmiech. - Muszę przecież zająć się córeczką.
- Tak trzymaj. - poklepałam ją po ramieniu, po czym szczęśliwa, że przeszła jej depresja, wróciłam z Jack'iem do sypialni.




- Elsa. 

czwartek, 3 września 2015

To chyba pierwsze objawy depresji.

Hejo,
Dziś rano, poszłam do pokoju Lenki.
- Część Lenuś, co tam u ciebie słychać?- zapytałam nie licząc na odpowiedź- A ty wiesz że miała byś rodzeństwo.- I kiedy to powiedziałam poczułam nagła chęć na znanie płci dziecka. Poszłam do pokoju doktora i zapukałam.
-Witam księżniczko.
- Witaj, chciała bym wiedzieć jakiej płci było moje dziecko.
- Z tego co wiem od nadwornego lekarza w Grassville to miała być dziewczynka.
- Dziewczynka?- poczułam napływającą falę płaczu, więc czym prędzej poszłam do Lenki.- Lenuś, słonko, miała byś siostrzyczkę... może wymyślimy jej imię?- długo zastanawiałam się nad idealnym imieniem.- Już wiem... Hanna. To co ty na to żeby przeczytać Hannie książkę?- zaczęłam czytać wszystkie książki, później wzięłam małą i zaczęłam jej śpiewać:
Śpij maleńka, śpij Haneczko, nie musisz się bać, mama czuwa przy twym grobie możesz smacznie spać.
Śpiewałam jej to cały czas w kółko, później przyszedł Kristoff.
- Aniu, Kwiatuszku, to jest Lena. I kto to jest Hanna?
- To jest moja córka którą straciłam.
- Aniu, może dasz mi Lenę?- zabrał mi ją z rąk.
- BĘDZIECIE MI TERAZ ZABRAĆ WIDYWANIA SIĘ Z WŁASNĄ CÓRKĄ.- wykrzyczałam to Kristoff' owi prosto w twarz i pobiegłam do łazienki, wypłakać się. Gdy już wyszłam wróciłam do łóżka i nic nie mówiłam, przyszła do mnie Elsa, potem Jack, Kristoff, Hosiwo, znowu Elsa i Jack i znowu Kristoff, wszyscy coś do mnie mówili, ale ja nie notowałam w swoim umyśle co i nie odpowiadałam.


- Anna
PS sorry za problem z samym tytułem, ale wyłączył mi się komputer i tylko tytuł się zapisał :D

środa, 2 września 2015

Moja biedna siostrzyczka.

Witajcie,
- Moja biedna siostrzyczko... - szepnęłam siedząc na łóżku przy śpiącej Annie i gładząc ją po włosach.
Oprócz mnie w pokoju byli także Kristoff, Jack, Hosiwo i jeden z nadwornych lekarzy. Wytłumaczył nam dlaczego Anna źle się czuła i co się stało. Straciła dziecko. Kristoff, Jack i Hosiwo na początku ucieszyli się i zaczęli tańczyć taniec radości na środku pokoju, ale potem uświadomiłam im, że przecież nie było to tylko dziecko Hansa. Było to również dziecko Ani. Musiała być okropnie smutna. Zamykała się w pokoju i pewnie tylko płakała...
- Ból powinien niedługo ustać. - oznajmił lekarz. - To tyle z mojej strony, dziękuję.
Dałam mu zezwolenie na wyjście skinieniem głowy. Potem znów spojrzałam na siostrę. Była taka niewinna i kochana. Nie zasłużyła na coś takiego. Dobrze, że ma Kristoff'a i Lenę. Bardzo dobrze...
- Nie musi się aż tak smucić. Jeśli chce dziecko, zawsze może ze mną... - zaczął Kristoff siadając po drugiej stronie łóżka, ale uciszyłam go chłodnym spojrzeniem.
- Zapewne teraz nie będzie chciała mieć dziecka przez długi czas. - powiedziałam cicho. - I nie możemy jej za to winić.
- To... może my was zostawimy... - powiedział Jack wyczuwając, że zanosi się na niemiłą atmosferę, po czym pociągnął Hosiwo na korytarz.
- Nie przesadzaj. - powiedział Kristoff. - To było dziecko Hansa! Kto chciałby z nim mieć dziecko?
- Stało się. - odrzekłam. - Stało się, ale było to też jej dziecko. I to ona by je wychowywała. A teraz już go nie ma. Dziecko nic złego nie zrobiło, nie było takie jak jego ojciec, tylko całkowicie niewinne. Taki los jest zbyt okrutny dla kogokolwiek.
- Dla  Hansa w sam raz! - wybuchnął Kristoff wstając. - Jest okrutny! A to dziecko?! Dziecko byłoby takie samo! Chciałabyś małego Hansa w zamku?!
- Nie masz najmniejszego prawa wydzierać się na swoją królową! - powiedziałam podniesionym głosem. - A teraz wyjdź, bo obudzisz Annę.
Zmierzył mnie wściekłym wzrokiem i wyszedł trzaskając drzwiami. Anna po chwili obudziła się i przetarła oczy.
- Co tu się działo? - odezwała się nieco ochrypłym głosem. - Słyszałam jakieś krzyki.
- Nic, spokojnie, Aniu. - odrzekłam siadając obok niej. - Bardzo mi przykro. - powiedziałam po chwili.
Na te słowa wybuchła płaczem. Przytuliłam ją do siebie mocno.
- Jest mi tak smutno, Elso! - powiedziała przez łzy. - Chciałam urodzić to dziecko i wychować na dobrego człowieka!
- Wiem, wiem. - szepnęłam gładząc ją po głowie. - Już dobrze.
Siedziałam z nią przez długi czas nim się uspokoiła.
- Gdy będę w ciąży z następnymi dziećmi, będę chodziła do lekarza codziennie i tylko odpoczywała. Nie pozwolę żeby taki los spotkał mnie i je drugi raz.
Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście nie zniechęciła się do dzieci. Kiwnęłam głową, pocałowałam siostrę w czoło i wyszłam.



- Elsa. 

wtorek, 1 września 2015

Moje dziecko :'(

Hejo,
Wczoraj wieczorem gdy dotarliśmy do Arendelle, dostałam wysokiej gorączki i ostrych bólów brzuch, więc Kristoff zaniósł mnie do pokoju lekarza. Całą noc strasznie bolał mnie brzuch, a lekarz mógł mi podać zioła na zbicie gorączki i zmniejszenie bólu. Rano, ból ustał, ale byłam wyczerpana i zasnęłam po nie przespanej nocy.
- Aniu, obudź się.- usłyszałam głos Elsy.
- Co się stało?
- Zasnęłaś po nieprzespanej nocy.
- Elso? Gdzie jest lekarz, chcę z nim porozmawiać?
- Już go zawołam.- Elsa wyszła, a po paru minutach do pokoju wszedł lekarz i Elsa.
- Elso, czy mogła bym porozmawiać z lekarzem?
- Tak, oczywiście. Przyjdę później.- poczekałam parę minut po tym jak Elsa wyszła.
- Panie doktorze co się stało?
- No cóż, księżniczko, mam dla księżniczki przykrą wiadomość.
- O co chodzi, czy coś z moim dzieckiem nie tak?
- No, chodzi o to że księżniczka nie ma już dziecka.
- Co?Ale...
- Straciła je księżniczka.- te słowa słyszałam w swojej głowie przez dłuższy czas. Dziś po południu lekarz, wypuścił mnie i poszłam do mojej starej sypialni, która teraz była sypialnią dla gości na szczęście była pusta, więc zamknęłam się i położyłam na łóżku zaczęłam płakać.
- Aniu, co się stało?- usłyszałam za drzwiami głos Elsy i przypomniałam sobie że nikt nic nie wie, a lekarz nic nie mógł im powiedzieć, trochę się cieszyłam, bo od razu by mnie zaczęli dręczyć i pocieszać.
- Elsa, co jest?- za drzwiami był też Kristoff.
- Nie wiem, Ania zamknęła się w pokoju.
- Aniu, kwiatuszku, co się stało?
- Elsa, Kristoff, co wy robicie przed tym pokojem?- usłyszałam głos Jack' a.
- No właśnie- to był Hosiwo.
- Ania zamknęła się w pokoju.- powiedzieli równocześnie Elsa i Kristoff.
- Może zapytamy lekarza?- zaproponował Hosiwo.
- Dobry pomysł,chodźmy.- powiedziała Elsa i wszyscy poszli, wrócili po dziesięciu minutach i chcieli się dowiedzieć co się stało, a ja nie mogłam przestać płakać. Cały czas myślałam o tym że nie jestem już w ciąży, a wieczorem znów wróciła gorączka i jeszcze gorszy ból brzuch, niestety  zaczęłam z bólu krzyczeć, chciałam wyjść iść do lekarza po coś na ból, ale nie mogłam się ruszyć, nagle usłyszałam kroki i głosy Jack'a, Elsy i Kristoff' a, a później Hosiwa, nie mogli dostać się do środka, więc Kristoff wyważył drzwi i ostatnie co pamiętam to jak brał mnie na ręce, póżniej straciłam przytomność.


- Anna